Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2019, 19:05   #315
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- A ty? Ty jutro poczujesz się lepiej? - zapytał jej brat. - Boję się zostawić go samego, ale teraz o ciebie również się boję. Nie chcę, żebyś zamknęła się za drzwiami swojej sypialni i płakała całą noc… - Thomas zawiesił głos. - Jeżeli chcesz, to możemy spać w jednym pokoju. U mnie jest kanapa, na której się chętnie zdrzemnę, ty możesz dostać łóżko… - zawiesił głos. - Jeżeli moja moc zabije mnie przez sen, to przynajmniej będzie przy mnie ktoś, kto uwieczniłby ten moment zdjęciem - mężczyzna zażartował. - A jeżeli ty dostaniesz atak paniki, to uspokoję cię i zatrzymam, zanim wyskoczysz przez okno.
Śpiewaczka chciała odpowiedzieć, że nie trzeba, że nic jej nie jest i że jest dużą dziewczynką i może spać sama we własnym pokoju. Nie czuła się jednak dziś na siłach. Westchnęła.
- Dobrze, przyjdę do ciebie, ale nie śpij na kanapie. Byłoby mi źle, że ukradłam ci łóżko z takiego powodu. Pewnie posiedzę jeszcze trochę nad sprawami Kościoła, więc nie czekaj na mnie tylko idź spać - poleciła mu. Ruszyła w stronę wyjścia z pokoju Arthura.
- Do jutra Thomasie, no chyba, że cię obudzę jak przyjdę… A jakby w międzyczasie, na przykład, napadła cię Jennifer, to napisz mi sms… Może być kropka… Bo byłoby mi niefortunnym, wpaść na was, widzisz - uśmiechnęła się lekko do brata, nim wyszła i w końcu poszła do gabinetu de Trafforda.
- Co….? - Thomas zatrzymał ją w drzwiach, kładąc dłoń na jej ramieniu. - Rozmawiałaś z nią na mój temat? - zapytał. - Możesz poprosić ją, żeby nie przychodziła dziś, jeżeli wspominała o czymś takim…? Ja naprawdę nie jestem w nastroju… - dotknął dłonią czoła. - Ale wolałbym jej odmawiać, bo może druga taka okazja… - Thomas nagle zamilkł. - Cholera, nie wierzę, że rozmawiam z tobą na takie tematy… - mruknął nieco żartobliwym, a nieco spanikowanym głosem.
Harper zerknęła na niego
- To może lepiej śpij u Arthura… Nie rozmawiałam z nią na ten temat, ale Jenny to żywiołowa istota - zasugerowała mu.
- Wydawało mi się, że ma ciężką depresję… - Thomas zawiesił głos. - Albo taką stylówę, ciężko powiedzieć, jak nie zna się kogoś bliżej.
- To była depresja, ale trwa już pół roku… Nie jestem lekarzem psychiki, to chyba ty powienieneś znać odpowiedź na pytanie jak długo utrzymuje się depresja po stracie kogoś bliskiego…
Thomas wyglądał tak, jakby chciał coś jej odpowiedzieć, ale w porę powstrzymał słowa. Przełknął je wraz ze śliną. Nie chciał jej zranić i przypominać o tym, że przecież sama też jest ekspertką w tym temacie.
- A co do tematu spania… W zasadzie możemy tu spać we troje. Zawsze będzie nam bliżej by sprawdzić, czy z nim wszystko w porządku. Takie rozwiązanie ci odpowiada? - zapytała przyglądając mu się uważnie.
- Idealnie - Thomas uśmiechnął się. - Powinniśmy jeszcze przynieść lody, maseczki do twarzy, zestawy kosmetyków i komedie romantyczne. Mielibyśmy we trójkę rodzinny babski wieczór - skrzywił się. - Ale żarty na bok, to na serio najlepsze wyjście. Idę po pościel. Tobie też coś przynieść? Choć pewnie sama chcesz zabrać wszystko, czego będziesz potrzebowała, ze swojego pokoju - dodał.
- Dam sobie radę Thomasie, spokojnie. Tylko nie wiem czy się we troje na tym łóżku zmieścimy… Chociaż w sumie jest duże… No ale nie wiem… Zobaczymy potem… Jestem zmęczona, raczej rzucę tylko okiem na najpilniejsze maile i tematy i przyjdę - obiecała i tym razem już rzeczywiście wyszła z pomieszczenia i ruszyła do siebie. Rodzinny babski wieczór trochę ją rozbawił i pomógł odbiec myślą od nieprzyjemnych obrazów. Teraz jednak znowu szła korytarzem i mijała portrety i jak zwykle, zerknęła na Terrence’a.
Przystanęła. Mogłaby przysiąc, że oczy de Trafforda podążały za nią. Śledziły ją. Czy… to możliwe? A może jedynie sprawka złego oświetlenia? Alice przybliżyła się do obrazu. Teraz patrzył na nią wprost, tak jak zwykle. Czyżby oszalała? A może za ścianą czaiła się jakaś wścibska osoba, która podglądała przechodzących niczym czarny bohater ze Scooby-Doo? Mogła jedynie zastanawiać się.
Weszła do swojego pokoju i odpaliła komputer. Kiedy ten włączał się, mogła rozejrzeć się po otoczeniu i wybrać, co zabrać ze sobą do Arthura.
Serce jej dudniło jak oszalałe. Czy widziała, że naprawdę na nią patrzył? Czy jej się wydawało? Czy widziała, że płakał krwią… Czy tylko jej się wydawało? Przeszedł ją dziwny dreszcz.
- Będziesz mnie nawiedzał Terrence? Wychodzi ci - mruknęła w ciemność swojego pokoju. Podeszła do biurka przy oknie i usiadła przy nim. Otworzyła laptop i odpaliła w nim profil, na którym logowała się, kiedy zarządzała Kościołem. Był specjalnie skonstruowany, tak by jej IP było niewykrywalne.
Odpaliła skrzynkę email i sprawdziła wiadomości, oraz tematy, które miała do przejrzenia na dziś.

Przeczytała trzy raporty. Konsumenci nie mieli obowiązku pisania ich. Zresztą i tak większość nie stosowałaby się do takiego zalecenia. Nigdy wcześniej nie otrzymała aż tylu wiadomości. Pierwszy wspominał o tym, że złoty zegarek został skonsumowany w Limoges we Francji. Potrafił tak mesmeryzować ludzi, że walczyli o niego, i to dosłownie, fizycznie. Drugi raport wydawał się znacznie mniej pozytywny. Para Konsumentów natknęła się na detektywów IBPI w Venice. Mieście w Kalifornii. Doszło do walki i jeden członek sekty zginął. Ten, który przeżył, prosił o wsparcie, bo stracił dosłownie wszystko. Dokumenty, portfel, pieniądze… Napisał maila z ukradzionej komórki. Trzeci raport wspominał o syrenie w gruzińskim Batumi. Została skonsumowana, ale przy tym doszło do walki i pożarła pięciu cywili. Zebrała się policja, ale Konsumentowi udało się uciec. Pytał, czy powinien zostać i poszukiwać drugiej, która również atakowała nabrzeże. Był nieco wymęczony walką, ale uważał, że dałby radę jej sprostać… Choć z drugiej strony, chyba niekoniecznie był zbyt pewny siebie, skoro napisał do niej wiadomość z prośbą o jasne i konkretne polecenie.
Śpiewaczka oparła się łokciami o blat biurka i przytknęła dłonie do twarzy, przecierając oczy. Jednocześnie zastanawiała się nad odpowiedziami, które miała za moment wystosować do Konsumentów. W pierwszej kolejności, Alice rozważyła wszystko, po czym wzięła głęboki wdech i zaczęła pisać… Poleciła Konsumentowi, który zajmował się zegarkiem, skonsumowanie z tym, który obecnie był w Gruzji. Podała mu namiary. Spodziewała się, że mógł być nieco zmęczony, ale jako, że w raporcie nie było żadnych wzmianek o komplikacjach, zakładała, że czuł się dobrze. Wyjaśniła mu sytuację z syreną. Drugi mail posłała do Konsumenta w Gruzji, zalecając mu tymczasowe wstrzymanie i oczekiwanie na kontakt z drugim konsumentem. We dwóch powinni dać radę drugiej syrenie, tymczasem on sam miał na razie obserwować wydarzenia i ewentualnie śledzić istotę, jednak nie rozpoczynać żadnej samodzielnej akcji, bowiem Alice chciała go żywego, a nie zimnego i martwego. Miał jej wysyłać raporty, gdyby sytuacja z syreną jakoś radykalnie się zmieniła… Trzeci mail, do Konsumenta w Kalifornii wysłała z informacją, że za moment poleci komuś skontaktowanie się z nim, oraz o ustalenie jakiegoś punktu spotkania. Napisała czwartego maila, wyszukując kto z Konsumentów znajdował się najbliżej Kalifornii, by móc dotrzeć do zagubionego członka organizacji. Podała w mailu numer skradzionego telefonu i mail kontaktowy. Poinformowała o sytuacji z papierami i podała wiadomość jaki dokument byłby potrzebny. Upewniła się, że wszystko sprawdziła. Odświeżyła kilka razy wiadomości. Następnie sprawdziła, czy nie miała niczego dodatkowego zaplanowane na ten dzień, jeśli nie… Wyłączyła komputer. Sięgnęła do zamykanej szuflady i sprawdziła telefon… Nie oczekiwała znaleźć tam żadnych wiadomości, szczególnie nie od Joakima, ale i tak sprawdzała tę komórkę codziennie przed zaśnięciem, w formie rytuału.

“Strasznie tu zimno. Chyba będę musiał kupić przenośny grzejnik. Mam nadzieję, że wszystko ok. JD.”

A jednak Joakim odezwał się. Alice wyczuła w tym SMSie, że chyba chciał się z nią skontaktować, ale nie do końca potrafił. Pewnie śmierć Terry’ego męczyła go, ale nie na tyle, by miał powrócić do Anglii… Może bał się, że jeżeli to zrobi, to już nigdy nie opuści śpiewaczki. Tylko czy to byłoby takie złe? Niby nie, lecz z drugiej strony… czy to byłoby w porządku względem de Trafforda, łatać sobie dziurę w sercu po nim? Zastąpić go drugim mężczyzną? Co powiedziałby na to? Pewnie chciałby, aby była szczęśliwa… tylko czy to w ogóle było możliwe? Może jego dziecko da jej szczęście. Istniała taka możliwość, choć to zdawało się nie do końca odpowiednie, by obarczać niemowlę takim brzemieniem.
Alice była zdumiona… Nie sądziła, że się odezwie. Spojrzała na czas, o której przyszła wiadomość. Trzy godziny temu. Potem znów popatrzyła na jej treść. Myślenie o szczęściu przytłoczyło ją… Nie chciała jednak dodatkowo martwić Joakima, postanowiła napisać jak jest…


“Tutaj też jest zimno. Dziś spadł pierwszy śnieg… I choć w kominkach rozpalił się ogień, jakoś mi to nie pomaga. Prowadzę rozmowy z Esmeraldą, pani de Trafford zdecydowanie zdrowieje. Planuję coś dużego dla Kościoła. Opowiem ci o tym wkrótce.
Jedz witaminę C i D, poza tym noś czapkę. Alice.”

Długo wahała się, jak podpisać wiadomość. Najpierw pomyślała, że zrobi to inicjałami, tak jak on. Potem jednak uznała, że skoro już się odezwał i skoro już byli zdani na siebie, dobrze by było zrobić choć taki mały kroczek w stronę jakiegokolwiek zawarcia relacji. Skoro on miał przed tym takie opory i zniknął… Odłożyła telefon na biurko i poszła przygotować rzeczy na piżama party z Douglasami.
Od razu przebrała się w koszulkę i spodnie, które razem tworzyły jej piżamę. Potem wzięła poduszkę i koc. Uznała, że i tak ostatnio jest jej w nocy strasznie gorąco. Umyła twarz z delikatnego makijażu, po czym rozczesała długie włosy. Wzięła butelkę wody i podeszła do biurka. Wyłączyła laptop. Zerknęła ponownie na telefon. Była ciekawa czy odpisał, czy może spał, albo był czymś zajęty.

“Witaminę C rozumiem, ale D? Masz brudny umysł.”

Tym razem nawet nie podpisał się.
Harper zmarszczyła brwi, a potem lekko parsknęła śmiechem. Pierwszy raz aż tak, od długiego czasu. Pokręciła głową.

“Nie to dokładnie miałam na myśli… Ale teraz, dzięki tobie już mam… Świetnie. Nie żartuję, nie dostań kataru... “

Wysłała i tym razem przysiadła znów na krześle, trzymając telefon ciekawa, czy znów jej odpowie. Jakoś taka prosta konwersacja z nim, dodawała jej otuchy. Wiadomość długo nie nadchodziła. Alice już miała schować komórkę, kiedy ta znowu zadźwięczała. Teraz pojawiły się tylko słowa. Prosty i jasny przekaz.

“Tęsknię za nim.”

Alice przełknęła ślinę i lekki uśmiech, który miała na ustach, zszedł… Zawisła nad tym co Joakim napisał. Myślała, co powinna mu odpowiedzieć.

“Nie jesteś sam. Ja myślę, że niedługo opuszczę ten dom, bo już obrazy na mnie zaczynają patrzeć. Zapytałeś mnie, czy wszystko u mnie ok… A u ciebie?”

Teraz wiadomość przyszła do niej od razu.

“Staram się dla ciebie.”

Harper drgnęła i poczuła się dziwnie. Te cztery słowa wydały jej się w jakiś sposób bardzo intymne.

“By było ok? Byś wytrzymał? Cokolwiek miałeś na myśli, dziękuję… Ja też się staram. Nie zapomniałam o naszych rozmowach.”

Chciała napisać ‘O tobie’, ale uznała, że może wyjdzie zbyt ckliwie i zbyt nachalnie. Bała się, że go spłoszy, co wydało jej się strasznie… paradoksalnym, bowiem spłoszenie Joakima Dahla było przecież czymś, co dla każdej osoby, która go znała, brzmiałoby jak żart.
Alice trzymała telefon, patrząc na wyświetlacz. Z jakiegoś powodu czuła, że Joakim siedział w tej samej pozycji i tak samo spoglądał na ekran. Jak zawiesił się, starając zebrać do kupy i odpisać cokolwiek, co sprawi, że Harper poczuje się lepiej. Medytował chwilę i odłożył urządzenie. Wrócił do swoich spraw, o których Alice tak właściwie nic nie wiedziała. Znów starał się dla niej. W jaki sposób? Mogła mu tylko zaufać. Nie odpisał.

Rudowłosa otworzyła oczy, która na moment zamknęła, wyobrażając sobie to. On już nie napisał, ale ona jeszcze wysłała ostatnią wiadomość. Proste, krótkie słowo.

“Dobranoc”

Potem i ona odłożyła telefon na jego miejsce, do szuflady. Zamknęła ją, po czym wzięła zebrane wcześniej rzeczy. Zgasiła lampkę i ruszyła do pokoju Arthura, pogrążona w myślach. Czuła się dziwnie, niby nadal smutna, ale teraz jakby spokojniejsza i zadumana. Po cichu przeszła przez korytarz, zerkając na obraz Terry’ego. Weszła cichutko do pokoju Arthura i rozejrzała się.

Ujrzała przedziwną scenę. W pokoju paliła się tylko stojąca lampka, znajdująca się obok łóżka. Siedział na nim Arthur. Spoglądał na dywan nieco nieobecnym wzrokiem. Położył dłonie na kolanach. Wyglądał jak ktoś, kto właśnie obudził się po całej nocy picia. Nic nie mówił i nawet nie ruszał się. Tuż obok niego stał Thomas.
- Wszystko w porządku? Arthur, powiedz coś… - mruknął wyczekująco.
O dziwo, w pomieszczeniu znajdowała się również… Daisy. Starsza kobieta miała papiloty nawinięte na kanarkowe włosy. Miała na sobie długi szlafrok tego samego koloru. Trzymała w dłoni parujący kubek.
- Masz, skarbie, gorące mleko. Z łyżką masła i miodu. Pomoże ci - powiedziała nieco zrzędliwym głosem.
Rudowłosa z zamyślenia powróciła do rzeczywistości. Zamrugała kilka razy.
- O, coś się działo? - zapytała spokojnym tonem, podchodząc do fotela i kładąc na nim swój koc i poduszkę wraz z butelka wody. Popatrzyła najpierw na Daisy, potem na Thomasa, a na koniec podeszła trochę bliżej, by ocenić jak miał się Arthur.
Jej początkowa diagnoza wcale nie uległa zmianie. Mężczyzna miał nadnaturalnego kaca, tyle że na czole nie znajdowała się nawet rysa.
- Tak, Arthur nagle zerwał się - rzekł Thomas. - Uspokoiłem go, bo nie wiedział, gdzie się znajduje. Potem kazałem mu nie ruszać się i poszedłem do kuchni po coś ciepłego. Pomyślałem, że mu pomoże.
- No i wpadł na mnie, wystraszyłam się, że to gwałciciel - starsza kobieta zerknęła na Alice, aby ta zjednoczyła się z nią w bólu. Pewnie uważała się za bardzo pociągającą damę, mimo że prawdopodobnie przekroczyła już siedemdziesiątkę. - Nie wpuściłam go do mojej kuchni, sama zrobiłam to mleko. Popijaj dziecko.
Arthur, mimo że był dorosłym mężczyzną, zastosował się do polecenia starszej kobiety.
- Ja… ja myślałem, że umarłem - wreszcie wykrztusił z siebie.
Alice podeszła do jego łóżka i przysiadła obok. Pogłaskała go opiekuńczo po ramieniu.
- Jednak, jak się okazało, nie umarłeś… Wszystko jest w porządku. Wypij mleko i rozluźnij się… Dziękujemy ci Daisy za pomoc - uśmiechnęła się do kobiety. Chciała uniknąć tematu potencjalnych gwałcicieli i aby kobieta już sobie poszła, bo chciała zamienić słowo z Arthurem, co dokładnie miał na myśli pod tymi słowami.
- Chcesz więcej? To ci przyniosę. Ale żebyście nie wędrowali po mojej kuchni po zmroku - zastrzegła Daisy.
- Nie, wystarczy - odpowiedział Arthur.
- No dobrze - odpowiedziała starsza pani. - Niech Bóg ma was w swojej opiece, dzieci - mruknęła i wyszła.
Rodzeństwo zostało same.
- Długo cię nie było - Thomas zawiesił głos, patrząc na Alice. - Wszystko w porządku? Z Kościołem?
 
Ombrose jest offline