Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2019, 16:54   #71
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Kilkadziesiąt metrów względem Ash i jej grupki, tunele pod ziemią przeszukiwała idąca na szpicy J.R. z “pompką” w łapach. Za nią Meyes, a tyły zabezpieczał “Handsome”. Było ciasno, było duszno, śmierdziało… zgnilizną, odchodami, a nawet i trupem. Zdecydowanie trupem. Czuć było panującą w tych wykopanych norach woń śmierci. Brak łączności, brak sensownego wsparcia, nie ma co, było zaje-kurwa-biście. Ale Jean się tak szybko nie poddawała, nie zniechęcała. Systematycznie więc, do przodu, metr po metrze, sprawdzać ten syf, który stworzyła tu kolejna banda popaprańców, mająca tupet uważać się za “osobniki ludzkie”.
Korytarz ten zyskał nieco na “uroku”, gdy ekipa dostrzegła światło. Pojedynczą żarówkę. rozświetlającą mrok. Nie było jednak dość światła, by dokładnie przyjrzeć się “psu” strażniczemu. Psu… teoretycznie. Bowiem to coś wyglądało na człowieka przemieszczającgo się na czworaka. I na widok drużyny Jean rzucił się do ucieczki.
-Zostaliśmy zauważeni. Będą na nas czekać.- ocenił Guerra.
- A to pech - Stwierdziła chłodnym tonem J.R. najwyraźniej nic sobie z tego faktu nie robiąc. Bo tak szczerze… co to zmieniało? Nie byli bezszelestni, nie poruszali się jak cienie, ich przedzieranie się przez te cholerne tunele mogłoby i śpiącego obudzić.
- Dobra, zwarci i gotowi, za chwilę może być gorąco - Szepnęła, po czym ruszyła dalej przed siebie…

- … będą nagrodzeni. Nie przejmujcie się śmiercią, gdyż los tego świata gorszy jest od śmierci. Was czeka odrodzenie w potężniejszej nawet formie. Nie okażcie ni strachu ni litości. Bo waż pan jest tym którego bać się należy! A litości on nie zna!...- takie to słowa “witały” wychodzących z korytarza żołnierzy. Wchodzili do podziemnej kaplicy. Przypominającej protestancką świątynię, tyle że krzyży brakowało. Ławki zostały przewrócone, a za nimi kryło się sześciu kultystów ubranych stroje i kaptury jak u klanowców. Tyle że brunatne w barwie. Mieli przy sobie dubeltówki ładowane od tyłu. I jeden miał sztucer myśliwski. No i były cztery pieski które gnały na ekipę JR. z wywalonymi jęzorami. W towarzystwie strzałów z dubeltówek. Na szczęście niecelnych. Sam szef stał na ambonie i wspomagał swoich ludzi strzelaniem z colta peacemakera i pleceniem dyrdymałów.
- Na boki i ognia!!!! - Wrzasnęła Jean, błyskawicznym ruchem chowając “pompkę”, a łapiąc za M66, które rozdarło komorę swym ogłuszającym jazgotem. Full auto, ile fabryka dała, najpierw w nadbiegające psy, później po całej reszcie za nimi.
Jako że pieski dotarły dość blisko JR, to pani sierżant dosłownie poszatkowała je nie przejmując się ich skowytem. Nie było co prawda czerwonej mgiełki jak w przypadku jej ulubionej maszynki do szycia. Ale potwory padły nagle szarpiąc się jeszcze w przedśmiertnych drgawkach.
Jeśli coś krwawi to da się zabić… Szef kultystów nie krwawił. Guerra posłał mu celną serię, ale towarzyszyły temu dziwne złote rozbłyski wokół jego sylwetki. Jakby… pole siłowe?
Skąd taki sci fi gadżet u rednecków? Meyes korzystając z tego że była mała i zwinna pognała pomiędzy ławkami do najbliższego strzelca… niemal odstrzeliwując mu głowę z bliskiej odległości.

- Szukać osłon! Grubego rozpryskiem!! - Wrzasnęła Jean do Meyes żargonem, mając na myśli oczywiście potraktowanie szefa kultystów granatem. Sama J.R. z kolei przemieściła się nieco w bok, by pozostać w ruchu, i być choć minimalnie trudniejszym celem do trafienia. Ponownie zasypała wrogów ścianą ołowiu, jako główny cel biorąc sobie gościa ze sztucerem… osłaniała jednocześnie "Switch", wypluwając z M66 dziesiątki kul.
Łatwiej było powiedzieć, trudniej wykonać. Szef kultystów był bowiem poza zasięgiem granatów. Póki co ni sama pani sierżant, ni jej ludzie nie znajdowali się wystarczająco blisko by rzucić gadatliwemu przywódcy miejscowych szajbusów wybuchową niespodziankę.
-... Odrzućcie broń, albowiem stoicie przed obliczem proroka. Odrzućcie i poddajcie znakom czasu. Albo gińcie wraz z innymi niewiernymi.- tymczasem przywódca kultów paplał dalej.-Przybądźcie moje sługi i zabijcie ich.
I “sługi” przybyły … trzy wyjątkowo wyrośnięte, acz pokryte jakimiś rakowatymi naroślami szczury.

I każdy z nich wybrał po jednym z żołnierzy, próbując dojść do nich i zaatakować od tyłu. Louise przechwyciła dubeltówkę zabitego kultysty i postrzeliła kolejnego. A Guerra również zasypując wrogów ołowiem, zmuszając wraz z JR.do krycia się za osłonami ruszył w kierunku strzelającego z rewolweru przywódcy kultystów. Trafił on w ramię Dominica, ale rana nie zrobiła na żołnierzu jakiegokolwiek wrażenia.

- Cholerne pasożyty! - Warknęła McAllister na szczury posyłając serię w najbliższego grzyzonia…a potem w kolejne. Rozwaliła wszystkie trzy, przerabiając je na części pierwsze, tym samym broniąc pleców Meyes i Handsome. Te odwrócenie uwagi, wykorzystał jeden z kultystów rzucając się w kierunku pani sierżant. Uzbrojony w szeroki rzeźnicki nóż mężczyzna zamachnął bronią próbując rozchlastać gardło Jean, ale niecelnie.
- Ty pieprzony kutasie! - Ryknęła Jean, robiąc jeden krok w tył, po czym M66 zagrało prosto w mordę delikwenta.
Tymczasem wściekły przywódca kultu powrzaskiwał coś niezrozumiale, by zakończyć wszystko słowami. -Niech porazi cię mój gniew.
Ten objawił się w postaci dwóch świecących kulek, które niczym pociski kierowane termicznie, bezbłędnie uderzyły w cel jakim był JR przenikając pancerz jakby go nie było i trafiając w ciało. Ból był… dziwny… pani sierżant poczuła jak nerwy płoną, ale samo doznanie nie przypominało ani postrzału, ani cięcia nożem, ani oparzenia.
- Ty sukinsynu - Warknęła Jean, gdy już doszła do siebie, po tym… magicznym ataku(?) a jej uda… przestały drżeć. Wkurwił ją. I to na maksa.
- Rzucać broń i na glebę, albo po was!! - Ryknęła i skosiła kolejnego delikwenta na drodze do tego pieprzonego guru kolejną serią z ckm-u.
W tym czasie Meyes używała dubeltówki do ubijania kultystów, a Guerra skracał dystans lawirując między ławkami.
- Dosyć tego! Gleba albo śmierć! I gówno, a nie zbawienie!!! - J.R. ryknęła na całe gardło do kultystów, a rozgrzana lufa M66 po raz kolejny przemówiła do jednego z nich. Sama McAllister z kolei odrzuciła pusty już ckm, i pochwyciła “pompkę”, po czym ruszyła z gracją… małego buldożera prosto na wrogów. Bieg ciężkozbrojnej był dosyć niezwykłym widokiem. I kolejne walenie ołowiem wśród własnych krzyków bojowych.
Odciążona od ciężkiego karabinu JR. była w stanie przeskakiwać z ławki na ławkę kierując się ku samemu przywódcy kultu w szybkim tempie. Wystawiała się na cel podwładnych fanatyka. Ale tych zdejmowali, albo Meyes albo Guerrę. Jedynie szefu walił do niej z rewolweru zupełnie nie przejmując się kulami wystrzeliwanymi w niego. Tyle że on sam nie trafił ni razu i w końcu jego broń zrobiła cyk… skończyły mu się naboje. Walenie do niego z dubeltówki, więc… zamiast marnować kolejny śrut… gdy go w końcu Jean dopadła, przypieprzyła mu prosto w pysk z "pompki", chcąc gnidę pozbawić przytomności. Przydałoby się tego całego Guru wziąć żywcem.


Sukinkot jednak ani nie padł, ani nie za bardzo krwawił… po tym jak stracił z kolei kaptur, można było już śmiało stwierdzić, że to był jakiś pieprzony Zombie??
- A wal się! - J.R. wpakowała mu nóż wojskowy prosto w czoło. Gdy padł, rozejrzała się po najbliższej okolicy. Meyes i Guerra załatwili pozostałych, nikt się już AST nie naprzykrzał.
- Tego zdechlaka bierzemy ze sobą - McAllister pochwyciła truchło Guru za kołnierz - Wycofujemy się do pozostałych, tu już chyba nic po nas.
- Super.- odparła entuzjastycznie Meyes przeładowując dubeltówkę kultysty. Bardziej użyteczną w tych korytarzach niż jej snajperka.
- Będzie problem z powiadomieniem reszty. Mamy problem z komunikacją z drugą grupą.- ocenił Guerra i wzruszając ramionami.- Ale jak się do nich zbliżymy, to złapiemy ich sygnał. Oby.





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline