Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2019, 21:26   #173
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Po przybyciu do obozu Dot udała się do swojego namiotu. Już gdy opuszczali miejsce katastrofy pierwszego śmigłowca postanowiła, że musi tę całą sytuację odreagować. Wybór dostępnych antydepresantów miała mocno ograniczona, jednak wciąż go miała.
Mogła się urżnąć tym co jej zostało w butelce.
- Jesteś tam?- Doug kucnął u wejścia namiotu zerkając do środka.-Ubrana?
- A jesli nie ubrana, to co?- Zapytała Ruda cały czas przyglądając się alkoholowi w butelce.
- To i tak wejdę. Ale przynajmniej będę wiedział jakie widoki mnie czekają.- odparł blondyn pakując się do namiotu.-Kim wyglądała jakby miała dostać zawału. Sprawdzam jak zniosłaś tą całą nowinę o roku 2020-tym.
- Nie powiedziałam proszę.- Doktor Lie oburzyła się lekko.
- Nie pytałem o pozwolenie.- wzruszył ramionami najemnik siadając.- Krótka piłka. Co tym sądzisz? I co planujesz poza tym trunkiem?
- Więc wyjdź i zapytaj.- Dorothy nie żartowała.
- Chcę tylko się upewnić, czy planujesz czegoś… szalonego… w każdym razie… szalonego i niebezpiecznego.- westchnął blondyn i ruszył do wyjścia. Po opuszczeniu namiotu spytał.-Mogę wejść?
- Tak, proszę.- Powiedziała usatysfakcjonowa rudowłosa.- Cały czas i niezmiernie.
Doug wlazł i przyjrzał się Dot, pytając. -Masz chłopaka, męża, rodziców na skraju śmierci?
- Nie, nie i nie. Skąd takie osobiste pytania?- Dot zmierzyła blondyna zrokiem.
- Po prostu to chyba jedyne powody, by przejmować się opóźnionym tu upływem czasu. Tam może parę lat minąć, ale co to dla mnie? Moi staruszkowie i tak pewnie zapomnieli. Dziewczyny nie mam. Żony i dzieci też.- wzruszył ramionami Doug.-Nie wiem czemu wszyscy robią z tego taki problem.
- Ty również? Matko. Jeśli chcesz wypłakiwać się w czyjeś ramię, to znajdź sobie innego partnera.- Pani botanik z mieszanką niedowierzania, rezygnacji i kpin pokręciła głową.
- Czy wyglądam, żebym miał zamiar się wypłakiwać? Mi tam akurat wszystko jedno, ale w obozie wyraźne dupnęło morale.- wzruszył ramionami blondyn.-Ty też wyglądałaś na nieco przybitą.
- Wydawało ci się.- Ruda gładko skłamała. Nie miała zamiaru wypłakiwać się Sonskowskywmu w ramię.
- Tooo dobrze.- stwierdził krótko blondyn i podrapał się po karku.-Bo ostatnie czego potrzebujemy to panika i głupie decyzje. Dasz łyka?- zmienił szybko temat łypiąc na alkohol.
- Proszę.- Wyciągnęłą rękę w kierunku najmnika. Ale sam wyraz wypowiedziała bardzo sztywno. Nic dziwnego, było jej szkoda resztek whiskey jakie jej zostały i nie było jej w smak, że Douglas przyszedł wysępić od niej tę resztkę.
Najemnik upił nieco i zwrócił butelkę Dot. Spojrzał na nią badawczo… milczał przez chwilę… a następnie rzekł.- Dobra… to skoro chcesz się dziś upijać samotnie, to nie będę ci przeszkadzał. Powinienem rozejrzeć się po obozowisku. Zobaczyć, czy ktoś nie ma głupich pomysłów… poza Alanem oczywiście.
- Upić się nie chciałam. Tylko odprężyć. - Wyjaśniła Ruda.
- A jest jakaś różnica?- zamyślił się Doug podsumowując jej wypowiedź.
- Nie ma nic przyjemnego w upijaniu się.- Wyjaśniła rudowłosa kobieta.
- Dwieście dwadzieścia moich udanych nocy by się z tobą nie zgodziło.- najemnik wyszczerzył w uśmiechu zęby.
- Widocznie mamy różne potrzeby.- Dot odpowiedziała tym samym.
- I pewne… podobne.- Doug zerknął znacząco na biust Dot, a potem dodał.-No… ale nie będę ci przeszkadzał w dalszym odprężaniu się z butelką whiskey.
- A ja nie będę cię przeszkadzała w sprawdzaniu czy ktoś nie ma głupich pomysłów.- Odparła uprzejmie.
- Trzymaj się.- dodał przyjaźnie Sosnowsky i po chwili opuścił namiot.
- Pa!- Kobiet odprowadziła najemnika wzrokiem. Przez chwilę patrzyła jeszcze na lekko falujące poły namiotu, a następnie przeniosła wzrok na butelkę whiskey, którą trzymała w ręku. Jakoś przeszła jej ochota na picie w samotności. W towarzystwie również. Joint to co innego. Nawet nie chodziło o substancje odurzające, które się w nim znajdowały. Mógłby to być równie dobrze zwykły papieros. Chodziło o sam rytuał. Zapalenie. Zaciągnięcie się. Zachłyśnięcie się tym jakże niezdrowym, jednakże przyjemnym dymem. I wreszcie wypuszczenie go. Odprężający rytuał. Papierosów jednak Dorothy przy sobie nie miała. Pozostało więc zadowolić się tym coś się miało. Ruda wyciągnęła skręta i odpaliła go. I już przy pierwszym zaciągnięciu poczuła się lepiej. Tetrahydrokannabinol nie zaczął jeszcze działać, ale już dostał się do organizmu. Normalnie Dot podałaby jointa dalej, była jednak sama. Zaciągnęła się więc jeszcze kilka razy i zgasiła skręta. Tak uspokojona zabrała się za badanie tak próbek z jaskini jak i przezroczystego walca ze statku kosmitów. Myśl o obcych wydała jej się nagle wyjątkowo zabawna, zaczęła więc chichotać.
Tak rozbawiona wzięła do ręki tubę, która zabrali ze statku obcych. Ponownie obejrzała ją dokładnie. Z pomysłu otworzenia przedmiotu, tudzież rozbicia, szybko zrezygnowała. Spróbowała zatem zbadać zawartość cylindra w inny sposób. Dostarczony przez firmę sprzęt pozwalał na to. Czasu miała pod dostatkiem.
Dot wynurzyła się ze swojego namiotu. Nucąc pod nosem jakąś wesoła melodię i lekko podrygując w jej takt ruszyła w stronę kuchni. Rozglądała się przy tym za swoimi nieodłącznymi ochroniarzami.
THC już zaczęło działać. Ruda, w przypływie ciepłych uczuć, wywołanych działaniem kannabinoidów roślinnych, pomachała radośnie, uśmiechając się przy tym, do golącego się właśnie nożem Hawajczyka. Jedyną reakcją Kaaia było z kolei lekkie uniesienie jednej brwi, i w sumie na tym się skończyło...
Cook nigdzie nie było widać, co zostało odnotowane z pewną dozą rozczarowania przez panią botanik.
Z kuchni zabrała kawę, cały termos, oraz coś na przekąskę. Równie tanecznym krokiem wróciła do siebie i zabrała się za żmudne badania, które takie żmudne nie wydawała jej się w tym momencie. Ba, było nawet bardzo zabawne. Te wszystkie odgłosy wydawane przez skanery i niezliczone rzędy cyferek przesuwających się ekranie komputera. Dorothy przez dłuższą chwilę siedziała jak zahipnotyzowana wpatrójąc się w owe przesuwające się po czarnym tle rzędy białych znaków. Jej błoga, w tym momencie, mina nielicowała z całym dorobkiem naukowym, jaki zgromadziła przez ostatnie lata. Rudowłosej było to jednak obojętne i z głupawym wyrazem twarzy przyglądała się temu co cyfrowa maszyna licząca wyświetlała.
cdn.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline