Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2019, 20:01   #26
Ronin2210
 
Ronin2210's Avatar
 
Reputacja: 1 Ronin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputację
Grobla

Nie minęło wiele czasu, a do czekającego na grobli Pietera dołączył Beksa, a po chwili także Korwin. Wszyscy trzej czekali cierpliwie na Dietricha, kryjąc się w chaszczach i rozmawiając. Woleli nie wystawać na drodze podróżujących szkieletów, choć te z jakiejś niezrozumiałej przyczyny zupełnie ignorowały ich obecność. Bohaterowie wymienili się uwagami. Nieumarli wędrowali po mieście bez składu ni ładu, raz po raz dyscyplinowali jakby potężnym, przeszywającym krzykiem kobiety, dobiegającym z centrum miasta. Niektóre grupki wchodziły do domów, rozwalały beczki, szafy, worki. Zupełnie jakby czegoś szukali. Poza tym Pieter, siedzący tu już od pewnego czasu, obserwował, zanim przyszli pozostali, jak grupa szkieletów rozłożyła część swoich towarzyszy i poskładała ich w większy, solidniejszy konstrukt ożywiony tą samą magią, która ożywiała ich.

Należało poważnie przemyśleć swoje dalsze kroki. W mieście nie natknęli się na nikogo żywego i jasne było, że dłuższe pozostanie tutaj - nawet w obliczu bierności szkieletów - byłoby bardzo kłopotliwe.

Żaden z nich nie znał się na geografii. Jedynie Korwin liznął co nieco, obserwując jedyną w urzędzie mapę prowincji. Wszyscy wiedzieli jednak, że idąc na wschód nie spotkają niczego, co mogliby znać. Teufelheim było ostatnim przyczółkiem cywilizacji w Sylvanii, wszystko co ludzkie znajdowało się na zachód, wzdłuż tak zwanego Wampirzego Szlaku, który prowadził od granic Stirlandu do Teufelheim właśnie. Najbliższą miejscowością na zachód od Teufelheim była niewielka wioska o nazwie Zuttrau. O tyle istotna, że tam znajdowało się rozdroże prowadzące z jednej strony do Stirlandu i ziem księcia-elektora, a z drugiej niebezpieczny szlak, który zakańczał obarczony ponurą przeszłością Drakenhof.

W tej właśnie chwili przybył Dietrich, prowadząc za rękę jakby oszołomioną dziewczynę. Znali ją - to była Elsie, jego dziewczyna. Nie wyglądała jednak tak jak zawsze. Jej twarz była zabandażowana i wysmarowana maścią, jakby po zabiegu.

- Nareszcie, ile można na was czekać? - odezwał się Pieter na widok towarzyszy.
- Nie widzieliście po drodze mojej siostry? - zapytał chłopak. - Nie było jej w domu gdy tam dotarłem, a sama nie miała dość siły by wyjść z domu. - opuścił głowę i wpatrywał się w swoje puste dłonie.
- Wybacz. Nie, nie widzieliśmy. - odpowiedział Dietrich - Szaber trochę trwał.
Korwin zdyszany, i lekko blady spoglądał na swych przyjaciół. Cieszył się żę im nic nie jest, nawet Emilowi. Jednak Miłość Dietricha nie była w zbyt dobrym stanie.
-Kogokolwiek widzieliście żywego? Prócz ciebie Dietrich… Nie wiem co tam się dzieje… wszyscy byli martwi… jakby na coś chorowali.- Korwin usiadł na ziemi, starając złapać oddech.
-To co robimy teraz? Ja… Ja muszę jeszcze kogoś znaleźć. Może ten jeden dzień będzie starczył.-
Dietrich pokręcił głową i powiedział.
- Nie wiemy jak to się przenosi. Im dłużej tu zostajemy tym pewniej i my zachorujemy.
- Nie wiem czy uda nam się drugi raz uciec z miasta, tym razem może nam się nie udać. - dodał Pieter.
- Boję się że tym razem dopadną nas szkielety albo ta choroba. - zerknął na Elise.
- Tak czy inaczej mam coś dla was chłopaki. - powiedział z zadziornym uśmiechem Rudy i położył trzy pękate worki na ziemi. Plecaka nie ściągał - Nie myślicie chyba, że sam to będę niósł, prawda?

Pieter chwycił za worek i rozsznurował by zobaczyć co znajduje się w środku. W worku brzęczały sztućce, talerze, miski i inne rzeczy codziennego użytku.
- Obroniłeś komuś dom czy jak? - skwitował przeglądając rzeczy.
- Myślę że powinniśmy się zmywać stąd jak najszybciej, nie wiem co zabiło mieszkańców, ale umarły też wszystkie puszki i strażnicy, nie mamy szans by przeżyć w tym miejscu.
-Jeżeli chcemy stąd uciekać, to powinniśmy udać się na zachód, drogami… Tam gdzieś spotkamy wioskę Zuttra, o ile dalej tam jest. Na terenach Władców Nocy, nigdy nie wiadomo ile się pożyje… Jednak powinniśmy zostać jeszcze jeden dzień. Może ktoś jeszcze żyje, jestem pewien że też macie osoby które chcecie odszukać! Albo przynajmniej komuś innemu pomożemy… NIe zapominajmy że Klaus dalej jest gdzieś w mieście.
Korwin nie chciał kogokolwiek zostawiać w tym mieście, a zwłaszcza osób których zna. Spojrzał się w kierunku swojego miasta. -Po zatem możemy jeszcze jakieś zapasy zebrać z miasta… coś do transportu, jedzenie, ubrania, narzędzia, czy cokolwiek się przyda.-
- Możemy tu zostać do jutra, jeśli do tego czasu nikt nie wyjdzie z miasta to ruszymy… - urwał Piskorz. - ...nikt żywy, to ruszymy.
- Też mam nadzieję że zobaczę moją siostrę, ale zaczynam wierzyć że spotkał ją los gorszy od śmierci. - skończył mówić i spojrzał w stronę nie tak odległego miasta.
- Nie bezpieczniej iść w dół rzeki? Wiadome, że osady przy wodzie budują, a jakoś bez wody nie pociągniem długo. - powiedział z niechęcią Rudy nabijając fajkę. Całe to gadanie zaczęło go irytować...
- Im szybciej znikniem stąd tym lepiej. Jeśli przejedzone Puszki padły, jakie szanse ma reszta? Nawet jeśli, to truposze dobiją. Lepiej nie ryzykować. Kto wie czy ta zjawa nie przejęła opętała kogo, lub co gorzej… nadal szuka..

Niby za dotknięciem magicznej różdżki, po słowach Dietricha w jednej chwili zrobiło się bardzo ciemno. Wznieśli głowy do góry. Słońce, dotychczas grzejące całkiem mocno, przygasło jakby, ściemniało i nabrało niebieskawego odcienia. W jednej chwili zapadł mrok niczym w nocy, a w kolejnej chwili zerwało się przenikliwe wietrzysko, które sprawiło, że małomówna Elsie zaczęła drżeć z zimna. Nie bez powodu, zrobiło się nagle absurdalnie chłodno, jakby ten wiatr wywiał w jednym momencie całe ciepłe powietrze. Bohaterowie popatrzyli na siebie zdumieni, ledwie widząc dalej niż czubek własnego nosa. Z daleka rozniósł się ponownie kobiecy śmiech, a gdy umilkł, na nos Pietera zleciał pierwszy, malutki płatek śniegu.

Dietrich czuł się bardzo nieswojo. Dobra no… to co się działo nie wróżyło dobrze, a swoje widział. Nadchodziła śmierć… wszyscy kiedyś umrą.
- Wiecie co? Spierdalajmy. - powiedział i wskazał na worki - Pomóżcie to nieść. Mamy tu wór mięsiwa i wór zboża panowie. Widzę, że Pieter zaopiekował się sprzętem domowym. Ja mam pełny plecak. Spierniczajmy.
Korwin nie chciał nikogo zostawiać w mieście, jednak to co się dzieje… “To nie jest nic na naszą moc, nikt nigdy by nie chciałby być tchórzem. Jednak czy ucieczka w aktualnym momencie to nie po prostu zdrowy rozsądek, instynkt, i coś co by zrobił każdy? Nie jesteśmy żadnymi bohaterami, większość z nas nawet nie umie sprawnie walczyć. A co dopiero powstrzymać to… Zło z miasta. Jednak dalej chce znaleźć Margit, nie chce też zostawiać Klausa…” W głowie wrony kłócily się ze sobą dwie mentalności, ta mądra co by uciekła, i ta głupia która zrobiłaby coś… chyba prawidłowego. Przecież chęć pomocy nie jest niczym złym, prawda?
-Jednak… Dalej uważam że powinniśmy jeszcze kogoś odszukać! Jest nas aktualnie cała grupa, przecież już głupsze rzeczy robiliśmy… Na pewno byśmy razem kogoś znaleźli, i wtedy uciekli! Ta ciemność może da się ją rozświetlić pochodnią, czy czymś innym.-
Pełne politowania spojrzenie posłał mu Dietrich i powiedział z nutą świeżo wykopanego grobu.
- Nie Wrona, jedyne co nas tu czeka to śmierć i zapomnienie. Gdyby kto przetrwał to już byśmy go widzieli, bo nie zostałby w mieście. Tam same trupy.

Gdy tak mówili, śnieg zaczął padać coraz mocniej. Wkrótce poczuli że sięga im do kostek.
-Obyś miał racje… A jak nie to niech bogowie nam wybaczą…- Wrona otrzepał się ze śniegu i wziął ze sobą worek ze zbożem.
-Dobrze że ty chociaż kogoś odnalazłeś Dietrich… Obyśmy wszyscy przeżyli, nawet ci w mieście. Pamiętajcie się trzymać drogi, choć bardziej pasuje tutaj szlak. Jednak najpierw musimy go odnaleźć. Niech ktoś spróbuje coś rozpalić, może to coś pomoże-
- Mam pochodnie, możemy rozpalić jedną i zobaczymy czy to coś pomoże. - Pieter sięgnął do plecaka po pochodnię i krzesiwo.
- Weź go, to plecak mojej siostry, ale wątpię że obrazi się że go będziesz nosić, jest w nim kilka przydatnych rzeczy i trochę jedzenia. - podał Elise jeden z plecaków, a sam wziął worek i przywiązał go do dębowego kija.
Dziewczyna przyjęła plecak, ale momentalnie wypuściła go z ręki. Wydawała się być otępiała. Pieter natomiast spróbował rozpalić pochodnie, lecz ta nie posłużyła im długo - chwilę potem znów zerwał się wicher, który zgasił płomień.
- Pieter, Elsie jest osłabiona. Daj jej spokój. - warknął Dietrich i wyciągnął latarnię by ją rozpalić. Co uskuteczniał. - Idę przodem, oświetlam drogę, Elsie obok mnie. Dzisiaj idziemy, aż padniemy. Byle z dala od tego przeklętego miejsca.
- Przepraszam. - zabrał plecak i też zawiesił go na kiju, tak obładowany ruszył powoli za resztą.
 

Ostatnio edytowane przez Ronin2210 : 16-07-2019 o 23:14.
Ronin2210 jest offline