- Nie będzie zasięgu - powiedział Caldwell -
zawsze tak jest, gdy jest włączony cichy alarm.
Powiedział to tak naturalnie, jakby mówił, że kroplówka została podana.
- Wolał bym uniknąć zniszczeń podczas strzelaniny z ochroną. Sprzęt da się zastąpić, ale mogli by zostać ranni postronni. Na przykład wasz kolega. Macie trzy opcje: poddać się, walczyć i uciekać. Nie jestem na tyle elokwentny by was namówić do pierwszej, druga sprawi, że wszyscy będziemy stratni. Trzecia to najmniejsze zniszczenia i straty. Ale musicie zostawić waszego kolegę. Może nie przeżyć ucieczki. Ze swojej strony mogę tylko obiecać, że uczynię co się da by utrzymać go przy życiu. Nie z dobroci serca. Z naukowej ciekawości.
Stojąca koło pojemnika z kobietą Brooke wyszeptała:
- Mamo.
Dotknęła dłonią szyby, a płyn wewnątrz zabulgotał jakby słuchając
niesłyszalnych rozkazów.
- Co? - Caldwell był zdziwiony fascynacją tym obiektem zamaskowanej bohaterki. Ale nie byłby geniuszem zatrudnionym w dziale badawczym korporacji, gdyby nie poskładał elementów do kupy.
Stojący niedaleko drzwi Tommy usłyszał kroki na korytarzu. Dużo kroków. I metaliczne szczęki odbezpieczanej broni. Za kilka sekund dotrą do drzwi.