Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2019, 17:52   #27
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
"Gdym wrócił zasię do familijnego mego Nuln, sprawozdawstwo zdać z wędrówki po landzie wąpierzy y cudów y dziwów tajemnych & strasznych, zasię po dwu latach prac sumiennych nad opus magnum mego żywota nieszczęsnego, wieść straszliwą jam otrzymał z daleka, a wieść to treści następującej: TEUFELHEIM, miasto gdzie niemoc opadła na mię z boskiej ręki, zmiażdżone zostało butami potępieńców wyszłych z grobowców, pod przewodem kobiety ladacznej, kultystki Plugawca Zmysłów y poniosły jej zastępy śmierć ludzjom okolicznym, krew za sobą ostawiając y pożogę. Tedy dzięki wam, bogowie, żeście mię od tych tragedij strasznych – chorym, lecz żywym – do kraju rodzinnego wysłać raczyli."

Gudo Loedenbreckk, Topografya y etnografya krainy Sylvanji w hasłach. Ekskursya po wampirzej domenie

Teufelheim
5. Brauzeit
Wieczór
Grobla


Teufelheim umarło nagle, lecz cicho, nie alarmując nikogo o swoim konaniu. Jeszcze trwać miało czas jakiś, aż szeroki świat dowiedział się o dramatycznych wydarzeniach, które raz na zawsze zamieniły tętniące życiem miasto w miasto duchów – tak dosłownie, jak metaforycznie. Wszystkie późniejsze roczniki, kroniki i dziejopisy zgodnie stanowiły, że z Teufelheim nie zbiegł nikt, a tego, co w mieście się dokładnie stało, nie docieknięto nigdy.

Byli jednak tacy, którzy uszli toporowi losu. Których nie imało się morowe powietrze, jakie wypłynęło na dobrych ludzi z kanałów… większości się nie imało. Czterech chłopaków i jedno dziewczę, wszyscy młodzi, ledwie przekroczyli próg samodzielności, teraz musieli zmierzyć się nie z tym, co widzieli za sobą, ale z tym, co czekało na nich wkrótce. Cóż było lepsze? Miało się niedługo okazać.

Bohaterowie wzięli rzeczy, które zdołali zrabować z domów martwych mieszczan i resztę swojego własnego dobytku. Ruszyli. Na północny zachód, tam gdzie byli ludzie – których nigdy co prawda nie spotkali, ale którzy być tam musieli, jeśli wierzyć ludziom bardziej bywałym od nich. Dzięki bogom udało im się znaleźć na grobli pozostawioną łódkę któregoś z rybaków – lichą, jak cały ich dobytek, ale na ten moment cenną ponad najpiękniejsze karawele świata. Wrzucili więc swój ekwipunek na łódkę, weszli doń, łódź zaskrzypiała ostrzegawczo, ale wytrzymała obciążenie. Pieter, który jako rybak z łodziami był za pan brat, chwycił za wiosło i odbili od brzegu, zostawiając za sobą martwe miasto, a wraz z nim – swoje umarłe stare życie.


Południowy Stir
8. Brauzeit
Poranek


Dwa dni spędzone przede wszystkim w łódce dały im się poważnie we znaki. Oddalanie się od Teufelheim wcale nie pomagało z pogodą – ta zdawała się nawet ich gonić, jakby nie chcąc, by ktokolwiek zbiegł z wymarłego miasta. Nagle zapadła ciemność utrzymywała się i w dzień, i w nocy. Nadto temperatura powietrza radykalnie poszybowała w dół, a wraz z czasem, spadała coraz bardziej. Piątego Brauzeit przepłynęli niewiele, wszak był wieczór. Zebrawszy chrust i rozpaliwszy ogień, położyli się spać. Pobudzili się po kilku godzinach zmęczeni i wyziębieni, na to wszystko zaczął jeszcze znów padać śnieg. W ciągu kolejnego dnia, śnieg się nasilał, a pozbawieni cieplejszych ubrań bohaterowie straszliwi marzli. Najgorzej wszystko to znosiła Elsie, która już i tak była osłabiona. Pod koniec dnia Korwin zaczął kichać i się smarkać, a to dopiero był początek problemów. Podzielili się przed snem solonym mięsem zabranym z jednej z chłopskich chat i rzepą, aby zaspokoić narastający głód. Nie było to dosyć, na razie jednak musiało wystarczyć.

Siódmego Brauzeit przeprawiali się dalej. Po zjedzeniu w tym dniu pochodzącej z szabru polewki, zakąszając ziarnem, spostrzegli jak ich mizerne zasoby topnieją w zastraszającym tempie. Należało wkrótce pomyśleć o zdobyciu jakiegoś dodatkowego jedzenia, bowiem zostało im tylko pół worka ziaren. Rzecz w tym, że robiło się coraz zimniej, a cała lokalna flora nie była przygotowana na tak długi okres mrozu i braku światła słonecznego. Las obumierał powoli na ich oczach, a zwierzyna zdawała się pochować gdzieś głęboko w norach i matecznikach. Nawet bystre oko Pietera nie zauważało pod powierzchnią wody żadnego ruchu, sugerującego obecność ryb.

Gdy kładli się spać, na rzece pojawiła się pierwsza kra. Tego jednak, co zobaczyli po przebudzeniu, nie spodziewali się. Obudził ich silny wicher, taki sam, jaki wiał w Teufelheim, gdy wyruszali. Wicher niósł straszliwy mróz, a z czarnego prawie nieba sypał się śnieg w ogromnych ilościach. Wokół nich stały zaspy, ale nie to było najgorsze – rzeka została skuta solidnie lodem i łódź utknęła. Zgrzytając zębami, Elsie dała znać Dietrichowi, że potrzebuje jego pomocy – młody medyk szybko odkrył, że dziewczyna ma wysoką gorączkę i drży cała z zimna. Wszyscy drżeli, ale ona nieporównanie najbardziej. Chyba zaraziła się też od Korwina, bo zaczęła kichać.

I w tych właśnie okolicznościach, gdy wydawało się, że zginą pośród tej zamieci, zauważyli na brzegu rzeki konia. Jego jeździec, odziany w pełną płytową zbroję, przebijał się przez zawieję wprost do nich.

Na Sigmara! – wrzeszczał, a jego głos z daleka był ledwie słyszalny pośród świszczącego wiatru - Na wszystkich bogów, rzeknijcie, którędy do Teufelheim?!
 
MrKroffin jest offline