Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2019, 17:04   #98
Koime
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację

o pewnie była ta grupka kapłanów i paladynów. Słyszałam, że wybrali się przed nami – Hanah odważyła się pierwsza odezwać. Jednak przez cisze jaka panowałą wolałą to zrobić szeptem.
Astine, czy umiałabyś powiedzieć po tych pędach skąd może ta roślina wyrastać?
Masz rację… karczmarz w Mglistym Zakątku chyba mi o nich wspominał – rzekła po chwili Astine. – Co do roślin to… chyba z samego dworu? Spójrz po grubości łodyg.
Tak… Zde… Agh! – Valfara zaczęła mówić, lecz przerwały jej męczące ją konwulsje. Zaszir dopadł do niej i przytrzymał za ramiona. Po chwili napad minął, a kobieta gestem pokazała mu, że już w porządku. – Zdecydowanie ktoś taki tutaj przechodził. Chociaż prędzej znajdziemy świecące dynie, niż ich żywych.
Tak czy inaczej, kogokolwiek tutaj nie zastaniemy, na wszelki wypadek powinniśmy się liczyć z tym, że niekoniecznie będą wobec nas dobrze nastawieni – odezwał się Neff, wciąż rozglądając się po okolicy.
Hanah westchnęła.
No dobra… wejdźmy do środka. Astine, Troo? Była któraś z was w środku kiedyś? Wydaje mi się, że jeśli nie w środku to te rośliny mogą wyrastać zza posiadłości. Szybciej i tak nam będzie przebić chyba się przez środek niż iść dookoła.
Mukale stał znów milczący, nerwowo spoglądający na współplemieńców i tubylców, którzy do nich dołączyli. Nie ufaj im, lecz odkąd Wielki Bawół im zaufał, i on musiał pokładać w nich nadzieję. Czynił to więc, choć z trudem.
W uszach waliły już mu bębny zwiastujące wojnę. Wracały wspomnienia z Mutampa - wojownicy wznosili okrzyki, szaman mazał ich rozgorzałe duchami Przodków ciała mieszaniną krwi wołu i odurzającego soku owoców Akutamapa. Wszyscy pragnęli krwi, łupów, mięsa i kobiet wroga. Tu nie mieli szansy na żadne z tych, chyba że jako krew policzyć żrącą maź. Mimo to Mukale czekał, aż Wódz wyda rozkaz ataku. Był napięty i gotowy, pragnął ciąć i zabijać, odgryzać uszy i zjadać mózgi. I choć ludzi tu pewnikiem nie zastaną, wojna to wojna, a zwycięstwo należy do zwycięzców. Biada zaś zwyciężonym. Już nie mógł się doczekać.
Byłam z raz? Może dwa razy. Jeszcze z moim mistrzem, ale to było dawno. Nie wiem czy jakoś nam to pomoże. – Astine sięgnęła do wspomnień.
Mogłabyś spróbować sobie przypomnieć te wspomnienia i podzielić się nimi ze mną? – padło pytanie z ust elfa.
Chyba mogę. – Dziewczyna zawahała się. – Ale byłam tylko w wielkiej sali.
W takim razie spróbuj się proszę skoncentrować na tym wspomnieniu. W tym czasie ja ostrożnie nawiążę kontakt telepatyczny i postaram się je odczytać.
Neff w skupieniu przeglądał pamięć dziewczyny, po czym otworzył oczy.
Dziękuję.
Pelaios uważnie obserwował budynek dworu. Przyglądał się oknom szukających tych które były zasłonięte okiennicami. Szukał ewentualnych źródeł światła… choćby świecy, która mogłaby zdradzić że ktoś tu jeszcze żyje.
Następnie przyjrzał się samym pędom. Jeśli dynie reagowały na ich obecność… chciał mieć pewność że zielenina się nie rusza.
Musimy znaleźć pracownię magiczną – dodał. – to wygląda raczej jak wypadek przy pracy, a nie eksperyment kucharski…
Pracownię? – Astine popatrzyła na Pelaiosa zdziwiona. – ale... tutaj nie było żadnego maga, czy kogoś takiego. Ponoć jeden z nich był zamieszany w śmierć jego żony i… odtąd żadnego tutaj nie widywano.
Mówisz, nie przepada za magią? Cudownie… – rzuciła z lekką ironią Cely.
Wiesz co… może jednak zmień się w… nie siebie? Baron był bardzo… pobożny… Nie wiem… no wiesz, jak zareaguje... jeśli żyje. – Słowa Astine były pełne niepewności.
Zdążyłam już odwyknąć, no ale skoro tak uważasz... – Pół-drowka sięgnęła po swoją spinkę i wpięła ją we włosy. Ich kolor momentalnie zmienił się na złoty blond, skóra dziewczyny pojaśniała, a jej czerwone oczy przybrały kolor błękitny.
Tak lepiej? - spytała.– Chociaż nie wiem, czy rogi naszego Pelaiosa nie zrobią na nim większego wrażenia
Astine popatrzyła na Pelaiosa.
Może masz rację… Nie wiem czy to dobry pomysł, czy nie.
Zawsze to on może ubrać spinkę – zażartowała.
Pelaios uśmiechnął się ponuro.
Rogi, czy nie, tytuł uhonoruje – odpowiedział. – poza tym przez wzgląd na sytuację przyjmie pomoc nawet od diabła.
Tytuł? – spytała zaklinaczka nie do końca rozumiejąc słowa diabelstwa.
Lord Pelaios Eagelshield z Waterdeep – wtrąciła się kapłanka ciągle obserwując okolice.
Lord?! – dziewczyna spojrzała na diabelstwo z szeroko otwartymi oczami.
Diabelstwo skinęło głową.
Ojciec też nie mógł uwierzyć – zażartował po czym mrużąc oczy powiódł spojrzeniem po towarzyszach. – Założyłem że wiecie. Niewielu w Waterdeep czarcich synów z błękitną krwią.
Śmierdziało mi tutaj szlachectwem, ale prędzej zakładałam, że jest nim elf – skomentowała krótko Valfara.
Zaszir zaś wyszczerzył się w uśmiechu.
No to niespodzianka. Ojciec nie szuka może ochroniarza? Może załatwiłbyś mi po znajomości jakąś bezpieczniejszą pracę? Mam doświadczenie w pilnowaniu szlachciców.
Zaraz po słowach kopytnego diablęcia rozległ się szczęk metalu. Zakuty od stóp do głów rycerz uderzył lekko buławą w tarczę, po czym ułożył dłoń w mówiący dziubek, przecząco pokręcił hełmem, przyłożył sobie palec do zasłony i na koniec wskazał na wejście do posiadłości.
Słuszna uwaga. Skoro nikt kategorycznie nie chce wchodzić do środka, to idziemy – kapłanka, która wcześniej się dowiedziała o pochodzeniu Pelaiosa nie przeżywała tak tej informacji. Co innego zwróciło jej uwagę w jego słowach, co sobie zanotowała na kiedy indziej. Teraz kiwając na Astine ruszyła do drzwi, a w ślad za nią poszedł elf.

ostanowiwszy cóż chcą uczynić ruszyli ku zdominowanej przez roślinę posiadłości. Zniszczonej, rozłupanej na pół niby skorupa orzecha. Stawiając ostrożnie krok za krokiem wspięli się po niedużych schodach pełnych rozchodzących się we wszystkie strony pędów. Stanęli przed rozbitymi wrotami frontowymi, które ustąpiły pod lekkim pchnięciem. Złapali oba skrzydła i ostrożnie odstawili na bok, by nie powodować niepotrzebnego hałasu. Wnętrze budynku było w głównej mierze ciemne, lecz rozwarte okna i rozbity dach stanowiły ścieżkę dla księżycowego blasku. Przekroczyli próg, weszli do przedsionka, gdzie w normalnych warunkach napotkali by na odźwiernego lub strażnika, lecz nie było tutaj żadnego z nich. Był jedynie niewielki brudny czerwony dywan oraz pnące się po ścianach latorośle. Przekroczyli kolejne podwójne drzwi i wkroczyli do wielkiej sali, którą Neff widział we wspomnieniach Astine. Niemniej jej obecny stan był zdecydowanie odmienny. Pomieszczenie było niemal rozdarte na pół przez wyrwę ziejącą w podłodze, a także rozciągającą się na sufit. Po bliższym przyjrzeniu się dostrzec można było niebo, a także stwierdzić, że roślina miała swój początek w tej właśnie rozpadlinie.



 
Koime jest offline