Naukowiec jęknął gdy Franko złapał go za rękę i wykręcił.
- Ocaliłem moją córkę - wysapał
- przed tym potworem, który zabił jej matkę i zajął jej miejsce. Oszukiwała nas przez lata… zająłem się tym… a teraz Wy ją sprowadziliście tu… zniszczyliście wszystko… Uciekajcie… uciekaj Brooke, bo to nie śmierci z rąk ochrony musicie się obawiać, ale przeżycia...Czeka was los podobny do tej morderczyni - wskazał z grubsza kierunek pojemnika z matką Brooke. -
A mną wcale nie będą się przejmować.
Zza barykady Tommiego dobiegły ich jakieś uderzenia. Najwyraźniej próbowali “ręcznie” sforsować przeszkodę. Było raczej kwestia kilku chwil zanim zdecydują się wysadzić przejście.
- Puść go - powiedziała Brooke wychodząc zza Tommiego
. - Uważasz moją matkę za potwora? A kim ty jesteś skoro jej to zrobiłeś?
- To nie twoja matka, to stwór, który ją zabił i przybrał jej postać.
- Bredzisz!
- Policja znalazła ciało twojej prawdziwej matki i zbadałem DNA. To były zwłoki twojej matki… a ona… ona ją tylko udawała. Odkryłem to, gdy zbadałem włosy tego monstrum. Nie ma w niej nic z człowieka. Ten stwór nie pochodzi z ziemi. Ty i ja jesteśmy ludźmi, to coś nie.
- Mylisz się - Brooke przyjęła swoją wodną postać.
- najwyraźniej mam coś z niej.
Caldwell wyglądał na załamanego, nie mógł wykrztusić słowa. Wymamrotał tylko coś co można było wziąć za:
- O Boże, moja córka też nie żyje.
Tommy tymczasem coś sobie przypomniał.
- Pamiętasz co M mówił o twoich wynikach. Nie pasowały do wyników tego chłopaka z tamtego bidula… - przypomniał sobie coś jeszcze
- za to m… - spojrzał na pojemnik z “matką Brooke”.
Dziewczyna też spojrzała w tamtą stronę. Najwyraźniej historia opowiedziana przez jej ojca miała podstawy by mieć w sobie ziarno prawdy.
Tylko Franko nie doznał szoku. Średnio go brały takie rodzinne dramaty rodem z programu “Wybacz mi”. Bardziej ciekawiło go kiedy ochrona przebije się do środka i czym będzie dysponować. Bo, że byli przygotowani do walki z mutantami to było raczej pewne, w końcu produkowali tu mutantów.