Zakończona powodzeniem misja, kolejny wpis do dokumentów, zapewne ściśle tajnych... i można było wrócić do domu. Do bazy znaczy.
A tam czekała kolejna niespodzianka z gatunku nie najprzyjemniejszych.
Tego, że czeka ich kolejna misja, tego był pewien każdy z oddziału. Wszak nie po to wpakowano w Doomguys'ów grube miliony dolarów, by teraz pozwalać im się obijać. Ale zapewne nikt z nich nie spodziewał się, iż kolejnym obiektem ich zainteresowania będzie wzniesiony przez dżina zamek z bajki. Albo raczej zamczysko z horroru. I że będą tam leźć z ładunkami atomowymi na plecach.
Wyglądało to na raczej straceńczą misję, mimo usprawnionych garniturków i lepszej, ponoć, broni.
A na dodatek to, dość trudne do zrealizowania, polecenie niszczenia sprzętu, który z definicji był dość trudny do zniszczenia. Komuś, najwyraźniej, dopisywała wyobraźnia.
No ale jak mus, to mus.
* * *
Sprawa najwyraźniej nie była aż tak paląca, skoro dano im tyle odpoczynku. I nikt nie dał im zakazu opuszczania bazy...
Vegas kojarzyło się Kitowi jedynie z kasynami, szybkimi ślubami i wiecznie żywym Elvisem, ale pewnie dlatego, że nigdy tam nie był.
Uznał więc, że skoro pojawiła się okazja (być może ostatnia w życiu), by odwiedzić legendarne miejsce rozpusty, to warto będzie z niej skorzystać.
"Pojadę", odpisał.