Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2019, 17:14   #106
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
W ostatniej chwili, już praktycznie po zakończeniu narady, wprowadzono poprawki wynikłe z sugestii chłopaków z „Wierzby”. Zawada na niektóre kręciła nosem, inne wydawały się być całkowicie poza jej tokiem rozumowania... ale właśnie po to propagowała tego typu „demokratyczne” wybiegi, nawet na wojskowych naradach, aby z takiej burzy mózgów wyciągać lepsze wnioski. Mimo wątpliwości, zaufała swoim podkomendnym – i nie przejechała się.

Last minute przekierowanie druidów do grupy Zawadzkiego i ich udział w szturmach na Santok i Gorzów od wschodniej strony były strzałem w dziesiątkę. Jej siłom nie było potrzeba tak wielu magików, a jego siły ocaliły przed zniszczeniem i sprawiły, że z grupy dywersyjnej stała się liczącą siłą w tej rozgrywce. Siły Lubomirskiego natomiast postąpiły bez żadnej finezji, za to z pełną poprawnością. Cieszył ją też fakt, że anarchiści i inni tubylcy porwali się na siły reżimowców i okupanta. Praktycznie całe miasto zawrzało. Wkrótce, konwój „Czarna Wołga” został przechwycony i zablokowany, a cała wschodnia strona Warty (pomijając niedobitki w odizolowanych gniazdach oporu) była w rękach Armii Wyzwoleńczej i powstańców. Grupa artylerii samobieżnej „Zenit” celnie przywaliła w obręb Dworca Głównego, paraliżując ruch pociągu pancernego i – tym samym – jego ucieczkę i w pełni efektywne wykorzystanie.

Pawulicki dostał pigułą własnego pomysłu.

Natomiast potęga Kuklickiego i jego ludzi była wprost przerażająca. Pal licho ilość i natężenie przygotowań – sama możliwość wyzwolenia tak niszczycielskich mocy przez „pokojowo nastawionych” drzewolubów i odarty z mistyfikacji fakt, że tak przecież „dobra” energia „matki Ziemi” mogła poczynić takie spustoszenia przyprawiały o zawrót głowy... i strach. Kiedy ze swoimi ludźmi przerwała Kordon Miejski w Jeżach i przywaliła od tyłu w Wieprzyce-S3... z tamtejszej obsady nie było w zasadzie co zbierać. Czterdziestu martwych. Zginęli w agonii, bez szans, zostawiając za sobą chore połączenie „estetycznej” zieleniny i zbezczeszczonych zwłok. Martyna widziała wiele paskudnych rzeczy, ale to przechodziło jej metaludzkie pojęcie. Jeśli w podobny sposób zmasakrowało ludzi w łagrze KSSSE...

Nie odeszła pół kroku na stronę, jak zwymiotowała.

Niestety, zaskoczenie wywołane pierwszymi uderzeniami szybko wyparowało. Pawulicki dobrze wykorzystał głębię strategiczną i niezakłóconą komunikację, przehandlowując zewnętrzne fortyfikacje i życie ich obsad w zamian za informację – jedną z najpotężniejszych broni w modern warfare. Roju dronów należało się spodziewać, podobnie jak późniejszego precyzyjnego ostrzału artylerii. Pomimo działań prewencyjnych, sytuacja gwałtownie się pogarszała i nadeszły pierwsze poważne straty w zgrupowaniach jej i Lubomirskiego. Przynajmniej siły Zawadzkiego były jako tako bezpieczne. Ratunkiem dla jej grupy była dopiero ucieczka do lasu i kolejny popis Leśnych. Byli uratowani... ale ugrzęźli.

W międzyczasie z eteru zaczęły napływać raporty. Anarchole mocno przyjebali w Czarną Wołgę. Dzięki specjalnemu łączu w Matrixie (ustanowionemu i rozprowadzonemu przed bitwą, a nieco tylko zakłóconemu przez warunki) dostawała meldunki i audiovideo o kasacji kolejnych pojazdów i drużyn uznawanych za „elitarne”. Uzbrojone po zęby technicale, doposażone w rakiety ppk; silnie opancerzone krasnoludy z erpegami; sekcja elfich strzelców wyborowych z Dragunowami; mieszana ekipa orczych erkaemistów i ludzkich strzelców z kałachami; wreszcie cały assault team ludzi z Armii Czerwonej z Kałasznikowami, granatnikiem automatycznym i wyrzutnią rakiet termobarycznych. To, plus ciężarówka wypchana po brzegi CzeKistami z czarciopyłową bronią rodem z... Drugiej Wojny Światowej (i jeszcze dwie takie bandy, w tym jedna już z nowocześniejszym orężem, plus gniazda broni ciężkiej i zautomatyzowane wieżyczki obronne oraz pillboxes, w akompaniamencie metaludzi z granatnikami, anihilowane na perymetrze Stilonu). Dobrze. Każda taka „doborowa” sekcja mniej oznaczała mniej potencjalnych posiłków dla obrońców Wzgórza Garnizonowego. Wkrótce potem padł Wawrów, a siły Zawadzkiego i lokalsów przywaliły w bazę Czarnej Kompanii, Stilon. Na południu rzeczywiście padło Zakanale i Zawarcie, w tym stadion żużlowy. Pierwsze pociski i oddziały wpadały na drugą stronę rzeki. Teraz, albo nigdy. Zawada wydała rozkaz – wziąć Dworzec, zniszczyć pociąg.

Nadszedł jeden z najważniejszych momentów operacji. Dworzec Główny był drugim co do wielkości punktem oporu w Gorzowie Wielkopolskim. Silnie ufortyfikowany, obsadzony liczną załogą i z wciąż funkcjonującym pociągiem pancernym (i jego ciężką bronią + artylerią) nie mógł zostać zignorowany. Zebrali więc wszystkich okolicznych tubylców, skoordynowali działania z drugim brzegiem Warty i przyjebali weń najmocniej jak potrafili, licząc na to, że łut szczęścia i siła momentum wystarczą.

Wystarczyły.

Wprawdzie początek szturmu zdechł szybciej niźli się zaczął, gdyż wróg był gotowy i uzbrojony po zęby, to dzięki poświęceniu entów sytuacja po raz kolejny tego dnia zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Za cenę kilku swoich żyć i wielu ran u ocalałych, brutalną siłą wzięli torowisko, rozpędzili obrońców, roznieśli rogatki i... obalili stalowego kolosa, po czym go rozpruli. W międzyczasie reszta Leśnych i AWowców pod jej komendą natarła, nie dając regularnej obsadzie Dworca przyjść z pomocą „konduktorom”. Ci ostatni próbowali walczyć, ale oprócz broni pistoletowej i paralizatorów nie mieli nic, co mogłoby się nadać do walki bezpośredniej – a to było stanowczo zbyt mało.

Mimo to, czyszczenie Dworca pogrążonego w dymie, płomieniach, smrodzie kordytu, krwi i budowlanego pyłu, trwało ponad pół godziny. Nawet po tym jak ostatni granat pękł i ostatnia kula przecięła powietrze, w uszach Martyny dzwoniło od echa huków wewnątrz pomieszczeń. Osiągnęli wstępne cele. Zachodni, południowy i wschodni perymetr miasta był skruszony, tamtejsze strongpoints – łagr KSSSE (prawdopodobnie), posterunki Wieprzyce-S3, Jeże, Zakanale-S3, Karnin-S3, Ciecierzyce, Czechów i Wawrów zlikwidowane. Całe południe miasta było w rękach AW, m.in. Karnin, Zakanale, Zawarcie i stadion. Wewnętrzne pozycje obrońców były już gniecione i w zasadzie tylko Stilon trzymał się mocno, podczas gdy Szpital Wojewódzki, Elektrociepłownia i okolice osiedla Zacisze były praktycznie w rękach powstańców. Czarna Wołga przedarła się do Stilonu, ale była poważnie przetrzebiona. Generalnie szło nieźle! Jedynym na serio poważnym zgrzytem, którego jednak Zawada się spodziewała, była Katedra i ci pierdoleni sekciarze i ich magiczne sztuczki. Nie mogli jednak nic z tym zrobić... na razie.

Odciągnęli też uwagę pawulickiej artylerii od Lubomirskiego, Zawadzkiego i Tworka. Teraz orały budynki Dworca. Mieli mało czasu, ale musieli się na parę chwil wstrzymać. Obecna grupa uderzeniowa straciła sens. Trzeba było się przegrupować. Ze wszystkich sił starała się uspokoić, łykając prochy i myśląc nad logiką bitwy, za wszelką cenę odżegnując napad PTSD, potęgowany przez flashbacks z Wieprzyc-S3 i wrażą artylerię (pierwszy raz w życiu była pod takim ostrzałem). I przegrywała tą walkę, czując wzbierającą falę paniki i niemocy. W tym morzu negatywnych emocji była tylko jedna trzeźwa myśl. Myśl, która uratowała ją... i jej ludzi.

Podpięła się do Matrixa. Szybkie podłączenie i ciągły napór danych z „serwera bitewnego” oszołomił ją na chwilę... ale o to chodziło. Jak już pozbierała się do kupy, była znacznie spokojniejsza. Uczucie podłączenia stabilizowało jej rozedrgany umysł. Poza tym, zaczęły działać prochy. Albo tak sobie wmawiała.

Zaczęła wydawać rozkazy i „prośby”. Z Matrixa na eter. Pokrętne, ale w tym momencie konieczne.

Po pierwsze, część jej ludzi miała natychmiast sprawdzić sprzęt po poległych obrońcach. Podejrzany o czarci pył miał być odrzucony, reszta zaś zagrabiona. Łupów nie było dużo – głównie pistolety i rewolwery, w tym całkiem mocne, oraz nieco strzelb, karabinów szturmowych i pistoletów maszynowych. Sporo amunicji. Dała ludziom z „Wierzby” pierwszeństwo wyboru w łupach (acz zadbała wpierw o to, by zgarnąć zdobyczny Semopal, w zamian rzucając swojego starego kałacha na stos).

Po drugie, poprosiła Kuklickiego, entów (w tym Dobroleszego) i innych Leśnych „nie nadających się” do walk w podziemiach o wsparcie przeprawy sił Lubomirskiego i koordynację z poczynaniami majora. Ci zaś, którzy byli zbyt poważnie ranni mieli zostać w Dworcu i zabezpieczać tyły.

Po trzecie, tubylcy i grupa z Santoka miały nadal walić w Stilon, z pełnym zamiarem zdobycia tego obiektu, a nie tylko blokowania go. CzeKę należało rozwalić bez względu na inne cele operacyjne. No, chyba, że majorek będzie miał inne widzimisię...

Po czwarte, pozostałe siły tubylców w innych dzielnicach miały uprzątnąć lub zablokować odizolowane punkty oporu i uniemożliwić obsadom północnych posterunków na wycofanie się do Garnizonu (mowa o Różankach-Szklarni, Kłodawie, Chwalęcicach, Baczynie i czymkolwiek, co mogło zostać z obsady łagru).

Po piąte, poleciała sugestia by wszelkie siły sprzymierzone powstrzymały się od dalszego bicia w Kordon Miejski lub północne posterunki. Ich niszczenie nie było już kluczowe dla powodzenia operacji oraz narażało na stratę czasu, ludzi i sprzętu. Ponadto, kiedy zajmą już Gorzów... to przecież będą musieli go jakoś obronić – najlepiej z pomocą przejętej infrastruktury obronnej.

Po szóste, poleciła tubylcom podtrzymać blokadę rejonu Katedry, a majorowi zaleciła omijać temat na czas tej operacji.

Po siódme, sądząc po natężeniu raportów z Matrixa o bardzo konkretnym profilu, nieprzyjaciel miał w terenie jeszcze kilka, albo i więcej, sekcji snajperskich i/lub specjalnych. Trzeba było mieć się na baczności... i wykurzyć tych jebanych gołębiarzy.

Po ósme, „Wierzba” i chętni Leśni oraz tubylcy mieli wraz z nią spenetrować podziemny tunel i wykorzystać go do rajdu na gorzowskie Wzgórze. Cel: eliminacja pułkownika Pawulickiego i jego artylerii. Za wszelką cenę. Oczywiste było, że pchali się w pułapkę... ale nie było innej drogi do Garnizonu, która nie byłaby narażona na deszcz śmierci i zajadłą obronę.

Pozostawało mieć nadzieję, że momentum, morale i kompetencje AWowców i przyjaciół przeważą szalę.

Zanim odpięła się od decku, dostała jeszcze paczkę raportów, solidnie opóźnionych lagiem na łączu. To było zrozumiałe, kiedy spojrzała na nadawców. Partyzanci z Armii Krajowej. Jej kontakty w Lubuskiem. Raportowali, że na wieść o szturmie na Gorzów, siły PRN próbowały przemknąć z rejonu szczecińskiego blisko granicy, ale AKowcy ich zablokowali. WOPiści natomiast się sypali. Rosła ilość dezercji, a ataki hit&run AKowców uniemożliwiały pogranicznikom wzięcie udziału w bitwie. To dobrze. Tak, jak sobie zaplanowała. Nie będą mieli nieproszonych gości. A przynajmniej nie przedtem, jak w Gorzowie przebrzmią ostatnie wystrzały.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 15-07-2019 o 11:23.
Micas jest offline