25-06-2019, 01:07 | #101 |
Reputacja: 1 | Pozbycie się leśnego kompleksu, było sporym sukcesem, jego neutralizacja i całkowite zniszczenie, gigantycznym. Chociaż miał dziwne wrażenie, że obaj czarodzieje musieli sięgnąć po coś naprawdę mocnego. Czy było to otwarcie wrót do astralnych płaszczyzn ziemi, czy sprowadzenie żywiołaka, które zaczepili o sadzawki krwi, by to ich mocy użyć do podtrzymania zaklęcia, nie miał pojęcia. Na wojnie nie było świętych, więc wolał nie wnikać. Im mniej wiedział, tym lepiej spał w tym wypadku, a i tak miał z tym problemy. Kiedy przysłuchiwał się tłumaczeniom odnośnie tego, co zastali pod spodem, dorzucił własne pytanko. - To gdzie się podział uran czy pluton, też go wygasiliście, czy było tam jakimś cudem samo promieniowanie? - Nie miał zamiaru babrać się w krwawej magii, ale sposób na dezaktywowanie wzbogaconych pierwiastków radioaktywnych, byłby co najmniej ciekawy. Był w stanie sobie wyobrazić, że już w miarę niedługo zaczną się kolejne fale ataków na elektrownie, zawsze były doskonałym celem dla eko aktywnych. Za to miejsca takie jak SOX, mogłyby na tym sporo zyskać. Tylko nie był pewien, czy nawet jeśli ktoś znałby taki sposób, ktoś inny pozwoliłby na jego użycie. Ostatnio uświadamiał sobie, że bardzo wielu ludzi czerpie zyski na nieszczęściu innych. Pojawienie się Lubomirskiego, zaraz po uspokojeniu się lasu, było mieszanym błogosławieństwem. Co prawda wolałby zostać na dłużej pod uspokajającą aurą lasu a na dodatek każdy kolejny szybki rajd wyczerpywał zapasy jak i siły towarzyszy, to jednak teoretycznie przesuwał linię frontu i przybliżał zwycięstwo. Ciężko było się nie zgodzić, że pośpiech był wskazany, zwłaszcza ze względu na psychozę z Pomoryi. Nie wiedział nadal czyja to była zagrywka. Mógł mieć jedynie nadzieję, że kiedyś się dowie i nic z tych osób nie zostanie. Zbyszkowi udało się nieco zdrzemnąć, chociaż nie był to sen ani spokojny, ani długi. Pobudka zastała go przy mechanicznym przeżuwaniu porcji żywnościowych. Przysłuchiwał się odprawie ze stoickim spokojem, kiedy jego umysł, zazwyczaj nastawiony na maszyny, starał się przetrawić przedstawiane mu informacje. - Ktoś wziął pod uwagę tych kultystów ognia? Na kogo oni się rzucą, kiedy zacznie się jatka? Ta dywersja na Warcie, to będzie duża, mała? Ma ich rozproszyć, czy ogłupić? Może wysłać tam puste kajaki sterowane wydrami, albo rybami? Niech się wstrzelają w wodę bez konkretnego powodu. Siły zawsze przydadzą się gdzie indziej, ale ja tam się znam na maszynach i agregatach, nie na taktyce. O, właśnie, skąd zasilają ten cały pociąg? Z lokalnej elektrowni, czy osobna linia? Bo jak tak patrze, to elektrownia zdaje się być na obrzeżach, mimo że pewnie będzie solidnie strzeżona, jak całe miasto. Eeee, dupa, mieliby nas jak na widelcu, a tracąc miasto, pewnie zrównaliby i elektrownię z ziemią, za to można trakcję rozwalić, tak dla zasady. - Wyrzucił z siebie mechanicznie Kowalik i wrócił do opróżniania swojego kufla kawy. Nie podobał mu się plan dzisiejszego dnia.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
26-06-2019, 19:57 | #102 |
Reputacja: 1 | Kocur Kocur wolał nie wiedzieć, co leśni czarodzieje zrobią z tamtym, który połamanymi dłońmi próbował się za coś złapać. Na pewno nic przyjemnego. Minus i minus dają plus, więc trochę krwi się poleje - Z tamtego to niewiele pozostanie – rzucił do Wysockiego. Atmosfera miejsca nadal ciążyła, Kocur miał do magii rozsądne podejście: Nie znaleźć się na jej celowniku, zejść z drogi i i zajść gościa od tyłu. Grupa ruszyła prowadzać rannych i jeńców. Kocur jak zwykle prowadził, lufa jego kałacha co rusz niknęła w rozgałęzieniach. Ten kto się tam ukrywał wystrzelił, kula odłupała kawałek betonu obok Kocura. Kapral AK był skuteczniejszy, skosił tamtego serią. Walka zaczęła się na nowo, co rusz natrafiali kolejne grupki, nieliczne się poddawały. Neutralizację tego ruskiego syfu poczuli nieliczny, Kocur miał tylko lekkie wrażenie, że jest mu lżej. Wraz z Wysockim wrócili z odnogi do głównych sił -Czysto – zameldował, czarodzieje już tam byli, zadowoleni z roboty. I nie do końca wiedzieli jak tamci połączyli reaktor atomowy (!) kamienne kręgi i aztlański syf. Kocur tym bardziej. -Kurwa – skwitował – za taką stratę komuś w Moskwie urwą jaja. Miał ochotę na odpoczynek, te podziemia zaczęły działać mu na nerwy. Huk eksplozji dochodzących z tuneli utwierdził ich, że robota skończona. Omiótł ich jeszcze pył wyrzucony z najbliższego wejścia. Odeszli dalej i ostatnia eksplozja zawaliła i ten wlot. W bazie leśnych czekały na nich kolejne rozkazy, atmosfera była taka jak po obronie Stawów Krośnickich. Coś się ruszyło, mieli zneutralizować Gorzów. Ten Gorzów, ten wrzód na dupie z artylerią. Wyższe szarże dyskutowały ze sobą, Kocur wykorzystał moment na zmycie szlauchem krwi ze swojego munduru. Nie swojej oczywiście. Po chwili zebrali drużyny, wyświetlono mapę, wyznaczono cele. Kocur prześledził te wszystkie strzałki. - Walimy prosto na Gorzów, rozbijamy posterunek, robimy wyłom w ogrodzeniu i ruszamy dalej. Rozwijamy linię i lecimy cele po kolei czy wbijamy najgłębiej jak się da i przebijamy na Manhattan nie rozglądając na boki? Drugie to kto będzie się posuwał po drugiej stronie rzeki? I… Jakie siły ma przeciwnik poza Gorzowem? O tam – wskazał na granicę z Landami Niemieckimi – Słubice i Kostrzyn, jest tam ktoś liczący się czy tylko WOPiści? Będą idealnie na naszych tyłach - miał na myśli wszystkie oddziały, nie tylko „Wierzbę”.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |
01-07-2019, 21:05 | #103 |
Reputacja: 1 | Las - po zakończeniu operacji oczyszczania całego syfu z podziemnego kompleksu - zaczął być o wiele przyjemniejszy. Nie był to poziom komfortu korporacyjnych kwater dla resortu siłowego, ale względem okopów pod Wrocławiem, tuneli MRU, wkurzonego lasu czy sowieckich krwawomagicznych kaplic uspokojony las był całkiem spoko.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 01-07-2019 o 22:21. |
02-07-2019, 13:36 | #104 |
Reputacja: 1 | Extra post konsultowany z MG. Odprawa toczyła się dalej. Oczy Zawady skakały po papierach, wyświetlaczu i twarzach zgromadzonych. Mózg pracował na najwyższych obrotach. Coraz bardziej była przekonana, że atak od południa po wschodniej stronie Warty był pozbawiony sensu. Myślała jeszcze, że korzystając z mocny Leśnych udałoby im się rozwalić rybokratów w Zakanale-S3, zająć stadion żużlowy i przekroczyć rzekę... ale ostatni etap tego planu był zbyt ryzykowny, a podejście zbyt długie i narażone na ostrzał. Nie. Karnin i Zakanale musieli zostawić Lubomirskiemu, podobnie jak Wawrów i resztę wschodniego podejścia tym z Santoka. Północ wydawała się lepsza. Mniejsza urbanizacja, więcej dzielnic anarchistycznych, więcej parków. Te ostatnie w sam raz dla Leśnych. Ale droga daleka, a ostatni pas dzielący garnizon od anarcholi i parków był strefą śmierci. Stricte zachód pasowałby, ale walka o KSSSE i zamieszanie z tego wynikające zabrałoby im zbyt wiele czasu i wcale nie zlikwidowałoby zagrożenia, jakie stwarzała artyleria na pociągu pancernym. W międzyczasie, Kuklicki odpowiedział na pytanie Zbigniewa - reaktor miał materiały rozszczepialne, które były w jakiś sposób podpięte pod ten cały rytuał. Dzięki ich wysiłkom, zostały wygaszone. Zawada tutaj spojrzała na druida w zamyśleniu. Jeśli takie coś można by było powtórzyć, to byłoby niebywałe narzędzie, zdolne do usuwania radioaktywnych odpadów... albo nawet cofnięcia tragedii SOX. Ale to była myśl na przyszłość. Trzeba było się skupić na Gorzowie. Na pytanie o sekciarzach ognia, Zawada zamyśliła się ponownie. Zapomniała o nich. I, szczerze powiedziawszy, nie wiedziała co z nimi. Na pewno nie byli przyjaciółmi, ale nie byli też bezpośrednim wrogiem. Uderzenie na nich byłoby konieczne, ale już niekoniecznie teraz. Skontaktowała się z anarcholami by wywiedzieć się czegoś więcej i uczulić ich, aby ich poblokowali... albo napuścili na garnizon. Co do pytania o elektrociepłownię, to już wypowiedziała się pewniej: - Pewnie i dałoby radę zająć tą elektrownię i odciąć miasto od prądu, ale obiekty wojskowe będą miały zapasowe generatory, choćby na diesel. Nie załatwimy ich tym sposobem, a walki o tą miejscówę mogą ją poważnie uszkodzić. Ja bym ją zajęła jak już zakopiemy Pawulickiego i jego przydupasów. Spojrzała na Artura, kiwając głową. - Na Manhattan nie, nie od tej strony, jak widzisz. Jesteśmy na południu to walimy od południa. Anarchole z Manhattanu pomogą nacierającym z Santoka. Nie nasza bajka. Nie bezpośrednio. A co do sił wroga poza Gorzowem... na zachód są tylko WOPiści, głównie w Słubicach, Kostrzyniu i tak dalej. Na północy tylko checkpointy, aż po Szczecin. Na wschodzie zaś cała linia frontu... ale raczej nie przerzucą nic wystarczająco ciężkiego by nas powstrzymać, jeśli szybko zamieciemy temat z Gorzowem. Na pewno jakiś kontratak ze wschodu albo Szczecina zmaterializują, ale myślę, że będziemy go w stanie odeprzeć. Mamy tu dużo przyjaciół. Po załatwieniu kacapów i rybokratów będziemy jak u siebie. A WOPistami zajmą się nasi towarzysze z AK. Nie dopuszczą by poszli na odsiecz Garnizonowi. Przeszła do wynurzeń Jana. - Zenit może przywalić w Zakanale-S3, Karnin-S3, Wieprzyce-S3. Wedle potrzeb. I tak, też tak myślę. Przedrzeć się po zachodnim brzegu Warty. Leśni mogą stamtąd czerpać moc. Przebić Kordon Miejski pod Jeżami. Zenit wali w Wieprzyce-S3 i albo szturmujemy posterunek od dupy strony, czyli od strony miasta, wjeżdżając im w plecy, albo lecimy od razu na Dworzec gdy Zenit przyszpili tych frajerów. I dobry pomysł z tym zagłuszaniem, możemy się tym zająć poprzez Matrix. Na wzmiankę o Bundeswehrę i Saeder-Krupp skrzywiła się. - Niemieccy kapitaliści jeszcze nie są w tej grze i nie mam zamiaru ich do niej zapraszać. Cały ten myk z AKowcami bijącymi WOPistów jest po to, byśmy przywitali Niemców u siebie. Nawet jeśli zdecydują się na interwencję, to nie będą chcieli na raz lać się z PRN i WRP. I nie będą kraść Ziem Odzyskanych... bo coś czuję, że mogą chcieć. Jako "kordon sanitarny" czy inna "antyterrorystyczna strefa bezpieczeństwa". Wysłuchała słów o KSSSE. Zastanawiała się dłuższą chwilę. Spojrzała na Kuklickiego. - Muszę prosić was o inny plan. Nie będziecie nas bezpośrednio wspierać. Uderzcie z zachodu na KSSSE. Na łagr. Pod osłoną leśnych mocy możecie nieźle namieszać. Wszcząć bunt, zablokować ruską załogę. Skontaktuję się ze swojakami, pomogą wam od strony miasta. Musimy zapewnić natomiast choć trochę broni dla więźniów, by byli w stanie dołączyć do naszej rewolucji. - zaraz potem wydała stosowne dyspozycje i nadała komunikat do sztabu, nakreślając plan działania. Do Lubomirskiego też... jakkolwiek by jej to nie mierziło. I mieli to zaakceptować. Jeszcze brakowałoby, żeby rzucali jej kłody pod nogi...
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |
08-07-2019, 20:21 | #105 |
Reputacja: 1 | Plan został nakreślony i było niewiele czasu na przygotowania. Przerzucenie drużyny druidów na wschodnią część frontu wymagało wygospodarowania na szybko przez Zawadzkiego kilku jeepów co oczywiście mogło ściągnąć na niego gniew Lubomirskiego, ale chyba tylko najgłupszy dowódca by odmówił mocnego wsparcia magicznego. Przeprawa przez rzekę też trochę zajęła, więc siły Zawady ledwie się wyrobiły z rozstawieniem zanim nadszedł rozkaz do ataku. |
12-07-2019, 17:14 | #106 |
Reputacja: 1 | W ostatniej chwili, już praktycznie po zakończeniu narady, wprowadzono poprawki wynikłe z sugestii chłopaków z „Wierzby”. Zawada na niektóre kręciła nosem, inne wydawały się być całkowicie poza jej tokiem rozumowania... ale właśnie po to propagowała tego typu „demokratyczne” wybiegi, nawet na wojskowych naradach, aby z takiej burzy mózgów wyciągać lepsze wnioski. Mimo wątpliwości, zaufała swoim podkomendnym – i nie przejechała się. Last minute przekierowanie druidów do grupy Zawadzkiego i ich udział w szturmach na Santok i Gorzów od wschodniej strony były strzałem w dziesiątkę. Jej siłom nie było potrzeba tak wielu magików, a jego siły ocaliły przed zniszczeniem i sprawiły, że z grupy dywersyjnej stała się liczącą siłą w tej rozgrywce. Siły Lubomirskiego natomiast postąpiły bez żadnej finezji, za to z pełną poprawnością. Cieszył ją też fakt, że anarchiści i inni tubylcy porwali się na siły reżimowców i okupanta. Praktycznie całe miasto zawrzało. Wkrótce, konwój „Czarna Wołga” został przechwycony i zablokowany, a cała wschodnia strona Warty (pomijając niedobitki w odizolowanych gniazdach oporu) była w rękach Armii Wyzwoleńczej i powstańców. Grupa artylerii samobieżnej „Zenit” celnie przywaliła w obręb Dworca Głównego, paraliżując ruch pociągu pancernego i – tym samym – jego ucieczkę i w pełni efektywne wykorzystanie. Pawulicki dostał pigułą własnego pomysłu. Natomiast potęga Kuklickiego i jego ludzi była wprost przerażająca. Pal licho ilość i natężenie przygotowań – sama możliwość wyzwolenia tak niszczycielskich mocy przez „pokojowo nastawionych” drzewolubów i odarty z mistyfikacji fakt, że tak przecież „dobra” energia „matki Ziemi” mogła poczynić takie spustoszenia przyprawiały o zawrót głowy... i strach. Kiedy ze swoimi ludźmi przerwała Kordon Miejski w Jeżach i przywaliła od tyłu w Wieprzyce-S3... z tamtejszej obsady nie było w zasadzie co zbierać. Czterdziestu martwych. Zginęli w agonii, bez szans, zostawiając za sobą chore połączenie „estetycznej” zieleniny i zbezczeszczonych zwłok. Martyna widziała wiele paskudnych rzeczy, ale to przechodziło jej metaludzkie pojęcie. Jeśli w podobny sposób zmasakrowało ludzi w łagrze KSSSE... Nie odeszła pół kroku na stronę, jak zwymiotowała. Niestety, zaskoczenie wywołane pierwszymi uderzeniami szybko wyparowało. Pawulicki dobrze wykorzystał głębię strategiczną i niezakłóconą komunikację, przehandlowując zewnętrzne fortyfikacje i życie ich obsad w zamian za informację – jedną z najpotężniejszych broni w modern warfare. Roju dronów należało się spodziewać, podobnie jak późniejszego precyzyjnego ostrzału artylerii. Pomimo działań prewencyjnych, sytuacja gwałtownie się pogarszała i nadeszły pierwsze poważne straty w zgrupowaniach jej i Lubomirskiego. Przynajmniej siły Zawadzkiego były jako tako bezpieczne. Ratunkiem dla jej grupy była dopiero ucieczka do lasu i kolejny popis Leśnych. Byli uratowani... ale ugrzęźli. W międzyczasie z eteru zaczęły napływać raporty. Anarchole mocno przyjebali w Czarną Wołgę. Dzięki specjalnemu łączu w Matrixie (ustanowionemu i rozprowadzonemu przed bitwą, a nieco tylko zakłóconemu przez warunki) dostawała meldunki i audiovideo o kasacji kolejnych pojazdów i drużyn uznawanych za „elitarne”. Uzbrojone po zęby technicale, doposażone w rakiety ppk; silnie opancerzone krasnoludy z erpegami; sekcja elfich strzelców wyborowych z Dragunowami; mieszana ekipa orczych erkaemistów i ludzkich strzelców z kałachami; wreszcie cały assault team ludzi z Armii Czerwonej z Kałasznikowami, granatnikiem automatycznym i wyrzutnią rakiet termobarycznych. To, plus ciężarówka wypchana po brzegi CzeKistami z czarciopyłową bronią rodem z... Drugiej Wojny Światowej (i jeszcze dwie takie bandy, w tym jedna już z nowocześniejszym orężem, plus gniazda broni ciężkiej i zautomatyzowane wieżyczki obronne oraz pillboxes, w akompaniamencie metaludzi z granatnikami, anihilowane na perymetrze Stilonu). Dobrze. Każda taka „doborowa” sekcja mniej oznaczała mniej potencjalnych posiłków dla obrońców Wzgórza Garnizonowego. Wkrótce potem padł Wawrów, a siły Zawadzkiego i lokalsów przywaliły w bazę Czarnej Kompanii, Stilon. Na południu rzeczywiście padło Zakanale i Zawarcie, w tym stadion żużlowy. Pierwsze pociski i oddziały wpadały na drugą stronę rzeki. Teraz, albo nigdy. Zawada wydała rozkaz – wziąć Dworzec, zniszczyć pociąg. Nadszedł jeden z najważniejszych momentów operacji. Dworzec Główny był drugim co do wielkości punktem oporu w Gorzowie Wielkopolskim. Silnie ufortyfikowany, obsadzony liczną załogą i z wciąż funkcjonującym pociągiem pancernym (i jego ciężką bronią + artylerią) nie mógł zostać zignorowany. Zebrali więc wszystkich okolicznych tubylców, skoordynowali działania z drugim brzegiem Warty i przyjebali weń najmocniej jak potrafili, licząc na to, że łut szczęścia i siła momentum wystarczą. Wystarczyły. Wprawdzie początek szturmu zdechł szybciej niźli się zaczął, gdyż wróg był gotowy i uzbrojony po zęby, to dzięki poświęceniu entów sytuacja po raz kolejny tego dnia zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Za cenę kilku swoich żyć i wielu ran u ocalałych, brutalną siłą wzięli torowisko, rozpędzili obrońców, roznieśli rogatki i... obalili stalowego kolosa, po czym go rozpruli. W międzyczasie reszta Leśnych i AWowców pod jej komendą natarła, nie dając regularnej obsadzie Dworca przyjść z pomocą „konduktorom”. Ci ostatni próbowali walczyć, ale oprócz broni pistoletowej i paralizatorów nie mieli nic, co mogłoby się nadać do walki bezpośredniej – a to było stanowczo zbyt mało. Mimo to, czyszczenie Dworca pogrążonego w dymie, płomieniach, smrodzie kordytu, krwi i budowlanego pyłu, trwało ponad pół godziny. Nawet po tym jak ostatni granat pękł i ostatnia kula przecięła powietrze, w uszach Martyny dzwoniło od echa huków wewnątrz pomieszczeń. Osiągnęli wstępne cele. Zachodni, południowy i wschodni perymetr miasta był skruszony, tamtejsze strongpoints – łagr KSSSE (prawdopodobnie), posterunki Wieprzyce-S3, Jeże, Zakanale-S3, Karnin-S3, Ciecierzyce, Czechów i Wawrów zlikwidowane. Całe południe miasta było w rękach AW, m.in. Karnin, Zakanale, Zawarcie i stadion. Wewnętrzne pozycje obrońców były już gniecione i w zasadzie tylko Stilon trzymał się mocno, podczas gdy Szpital Wojewódzki, Elektrociepłownia i okolice osiedla Zacisze były praktycznie w rękach powstańców. Czarna Wołga przedarła się do Stilonu, ale była poważnie przetrzebiona. Generalnie szło nieźle! Jedynym na serio poważnym zgrzytem, którego jednak Zawada się spodziewała, była Katedra i ci pierdoleni sekciarze i ich magiczne sztuczki. Nie mogli jednak nic z tym zrobić... na razie. Odciągnęli też uwagę pawulickiej artylerii od Lubomirskiego, Zawadzkiego i Tworka. Teraz orały budynki Dworca. Mieli mało czasu, ale musieli się na parę chwil wstrzymać. Obecna grupa uderzeniowa straciła sens. Trzeba było się przegrupować. Ze wszystkich sił starała się uspokoić, łykając prochy i myśląc nad logiką bitwy, za wszelką cenę odżegnując napad PTSD, potęgowany przez flashbacks z Wieprzyc-S3 i wrażą artylerię (pierwszy raz w życiu była pod takim ostrzałem). I przegrywała tą walkę, czując wzbierającą falę paniki i niemocy. W tym morzu negatywnych emocji była tylko jedna trzeźwa myśl. Myśl, która uratowała ją... i jej ludzi. Podpięła się do Matrixa. Szybkie podłączenie i ciągły napór danych z „serwera bitewnego” oszołomił ją na chwilę... ale o to chodziło. Jak już pozbierała się do kupy, była znacznie spokojniejsza. Uczucie podłączenia stabilizowało jej rozedrgany umysł. Poza tym, zaczęły działać prochy. Albo tak sobie wmawiała. Zaczęła wydawać rozkazy i „prośby”. Z Matrixa na eter. Pokrętne, ale w tym momencie konieczne. Po pierwsze, część jej ludzi miała natychmiast sprawdzić sprzęt po poległych obrońcach. Podejrzany o czarci pył miał być odrzucony, reszta zaś zagrabiona. Łupów nie było dużo – głównie pistolety i rewolwery, w tym całkiem mocne, oraz nieco strzelb, karabinów szturmowych i pistoletów maszynowych. Sporo amunicji. Dała ludziom z „Wierzby” pierwszeństwo wyboru w łupach (acz zadbała wpierw o to, by zgarnąć zdobyczny Semopal, w zamian rzucając swojego starego kałacha na stos). Po drugie, poprosiła Kuklickiego, entów (w tym Dobroleszego) i innych Leśnych „nie nadających się” do walk w podziemiach o wsparcie przeprawy sił Lubomirskiego i koordynację z poczynaniami majora. Ci zaś, którzy byli zbyt poważnie ranni mieli zostać w Dworcu i zabezpieczać tyły. Po trzecie, tubylcy i grupa z Santoka miały nadal walić w Stilon, z pełnym zamiarem zdobycia tego obiektu, a nie tylko blokowania go. CzeKę należało rozwalić bez względu na inne cele operacyjne. No, chyba, że majorek będzie miał inne widzimisię... Po czwarte, pozostałe siły tubylców w innych dzielnicach miały uprzątnąć lub zablokować odizolowane punkty oporu i uniemożliwić obsadom północnych posterunków na wycofanie się do Garnizonu (mowa o Różankach-Szklarni, Kłodawie, Chwalęcicach, Baczynie i czymkolwiek, co mogło zostać z obsady łagru). Po piąte, poleciała sugestia by wszelkie siły sprzymierzone powstrzymały się od dalszego bicia w Kordon Miejski lub północne posterunki. Ich niszczenie nie było już kluczowe dla powodzenia operacji oraz narażało na stratę czasu, ludzi i sprzętu. Ponadto, kiedy zajmą już Gorzów... to przecież będą musieli go jakoś obronić – najlepiej z pomocą przejętej infrastruktury obronnej. Po szóste, poleciła tubylcom podtrzymać blokadę rejonu Katedry, a majorowi zaleciła omijać temat na czas tej operacji. Po siódme, sądząc po natężeniu raportów z Matrixa o bardzo konkretnym profilu, nieprzyjaciel miał w terenie jeszcze kilka, albo i więcej, sekcji snajperskich i/lub specjalnych. Trzeba było mieć się na baczności... i wykurzyć tych jebanych gołębiarzy. Po ósme, „Wierzba” i chętni Leśni oraz tubylcy mieli wraz z nią spenetrować podziemny tunel i wykorzystać go do rajdu na gorzowskie Wzgórze. Cel: eliminacja pułkownika Pawulickiego i jego artylerii. Za wszelką cenę. Oczywiste było, że pchali się w pułapkę... ale nie było innej drogi do Garnizonu, która nie byłaby narażona na deszcz śmierci i zajadłą obronę. Pozostawało mieć nadzieję, że momentum, morale i kompetencje AWowców i przyjaciół przeważą szalę. Zanim odpięła się od decku, dostała jeszcze paczkę raportów, solidnie opóźnionych lagiem na łączu. To było zrozumiałe, kiedy spojrzała na nadawców. Partyzanci z Armii Krajowej. Jej kontakty w Lubuskiem. Raportowali, że na wieść o szturmie na Gorzów, siły PRN próbowały przemknąć z rejonu szczecińskiego blisko granicy, ale AKowcy ich zablokowali. WOPiści natomiast się sypali. Rosła ilość dezercji, a ataki hit&run AKowców uniemożliwiały pogranicznikom wzięcie udziału w bitwie. To dobrze. Tak, jak sobie zaplanowała. Nie będą mieli nieproszonych gości. A przynajmniej nie przedtem, jak w Gorzowie przebrzmią ostatnie wystrzały.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 15-07-2019 o 11:23. |
14-07-2019, 12:47 | #107 |
Reputacja: 1 | Kocur To była szybka akcja. Kocur w kontakcie tylko z Wierzbą, o innych wiedział tylko że są. Ale w tych nielicznych chwilach natarcia, kiedy przegrupowywali się lub mieli te kilka minut spokoju, partyzant dowiadywał się o skali ataku i sukcesów. Wszystko poszło błyskawicznie. Posterunek Wieprzyce został przenicowany przez Magów, żołnierze musieli jedynie pozbierać broń i amunicję. Potem jazda do centrum, skąd roztaczały się grzmoty artylerii Pawulickiego. Kocur dowodził małym (razem z nim 3 osoby), prowadząc zwiad i podając pozycję nielicznych wrogów, w Wieprzycach były to nieliczne pojedyncze patrole, związane walką z powstańcami, Na Słonecznym i coraz bliżej centrum było ich już coraz więcej. Klucząc po tyłach przekradali się na tyły wroga, meldowali jego pozycje i albo szli dalej albo atakowali. Parli naprzód. Nie oszczędzali amunicji, braki ją z poległych. Ciągle naprzód, bez wytchnienia. Po rozpoznaniu przedpola dworca połączyli się z głównym oddziałem, potrojonym liczebnie o powstańców. Na wprost mieli zlokalizowany wcześniej pociąg, na prawo dworzec. Kiedy Enci natarli na pociąg, Kocur poderwał swoich ludzi i wraz z kilkoma powstańcami natarł na nastawnię. Zajęli obiekt i oflankowali pociąg, czyszcząc zaplecze pociągu z rybokratów i innej gadziny. Musiał przyznać, że Orkowie są twardzi, zużywając na jednego kompletny magazynek. Wierzba wraz z Leśnymi unieszkodliwili pociąg, z marszu wyczyścili lokomotywownię i natarli na pociąg, Kocur zabezpieczał lewą flankę, poruszając się krzakami między stacją a szeroką ulicą. Zdobycznym erpegiem (miał go jeden z powstańców) zniszczyli domniemane stanowisko snajpera, skitranego po drugiej stronie ulicy / placu. Strzał musiał być celny, bo snajper już się nie odezwał. W budynku dworca oczekiwali czegoś więcej, tamci tymi kilkoma pistoletami mogli im co najwyżej pogrozić. Kocur szybko i zręcznie (jeszcze przed innymi) znalazł się na piętrze i zaszedł wycofujących się wrogów od tyłu. Kilka serii z kałacha sprawiło, że obrońcy bronili się tylko na parterze. Przeszukano piętro, znajdując kilku kolejnych. -Piętro czyste - rzucił w eter. Parter dosłownie spływał krwią. Poleciały granaty, epicentrum wybuchu znaczyły poodrywane kończyny. Na peronach trwały jeszcze walki, ale i tam się uspokoiło. Było po wszystkim. Zdobyli ten jebany dworzec! Kocurowi kończyło się paliwo, pracował na wysokich obrotach od początku ataku, biegając z całym ekwipunkiem. Był wykończony. Panował rozgardiasz, kilku żołnierzy ściągało trupy w w jedno miejsce, w pomieszczeniu obok zbierano całą bezpańską broń i amunicję. Wyrzucił puste magazynki wziął nowe. W plecaku miał jeszcze kilka pełnych. W czasie ataku nie musiał jeszcze z nich korzystać, uzupełniał na bieżąco te znikające z oporządzenia. Zapasu jeszcze nie ruszał. W kieszeniach kamizelki pojawiły się kolejne granaty, zwyczajne zaczepne. Robił to automatycznie. Podczas przeszukiwania znaleźli kompletne racje, wszystko w oryginalnych kartonach. Plus kilka pudeł z dodatkową zawartością, jak pudełko batoników marsowej korporacji. Nawet w tym ogarniętym wojną zakątku Europy można było na to natrafić. Kocur się nie ograniczał, musiał uzupełnić zużytą energię. Reszta trafiła do plecaka. Taka okazja może się już nie trafić. *** Zawada zebrała ich wszystkich (poza tymi na straży) w głównej hali dworca, przekazując plan wejścia odkrytym tunelem do gorzowskiego garnizonu. Kocur nie dowierzał. Mieli okazję bezpośrednio i błyskawicznie zlikwidować garnizon. To było jak wygrana w Mega-Euro-Totka. Ponownie dało się znać jego lekko krytyczne myślenie, tak samo jak przed atakiem na Gorzów, które jak na razie szło jak z bajki: -Mają tunel prowadzący do garnizonu i mimo to jego wejścia bronią jakieś niedobitki i my mamy teraz czyste wejście do tuneli? To mi śmierdzi pułapką.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |
15-07-2019, 13:21 | #108 |
Reputacja: 1 | Ofensywa miała być szybka i brutalna, w tym nie zawiedli ani odrobinę. Była też cholernie krwawa. Zbyszek miał tylko nadzieję, że jeśli na terenie miasta był wpleciony czar podobny dk tego, który zniszczyli w tunelach pod puszczą, to ingerencja leśnych uchroni ich przed zgubnymi skutkami hekatomby. Nie dało się ukryć, że każda śmierć dodatkowo wzbudzała w astralu kolejne fale, które mogły ściągnąć tamtejsze drapieżniki. Z jednej strony czuło się oczekiwanie i nadzieję ze strony miasta, z drugiej falę śmierci. Te przemyślenia były nieco na jałowym biegu w głowie Zbyszka. Cała uwaga była skupiona na małych fragmentach rzeczywistości, z jakich składał się ten dzień. Bieg, skok, pad, strzał, seria, strzał, przeładowanie, czołganie i tak w kółko. Dookoła rozbrzmiewała symfonia kordytu i stali, a wśród niej Kowalik upewniał się, że każdy powalony rybokrata nie będzie miał szans na strzelenie mu w plecy. Kiedy tylko miał.okazję, objawiało się to kilkoma dodatkowymi strzałami w głowę potencjalnego trupa, lub rozdeptaniem czaszki, czy tvhawicy. Jego okute buty zrobiły się po jakimś czasie mokre od mózgu i krwi, ale nie przejmował się tym zbytnio. Nawet mimo tego, że stabilne zazwyczaj buty, doprowadziły do jednego czy dwóch poślizgnięć, a nawet upadku. Adrenalina w połączeniu , ostatnimi tygodniami sprawiła, że przedzierał się przez miasto ze swoim małym oddziałem prawie całkiem wyprany z emocji. Świat był niczym zalany szarością, delikatnie podbarwioną wściekłością i szałem. Gdy skończyli z pociągiem i dworcem, zorientował się, że ma na sobie kilka draśnięć. Nic poważnego dla niego, ot pamiątki nadmiernej brawury, gdzie ktoś miał farta, celując spory kawałek od miejsca, gdzie akurat znajdował się rozpędzający się adept. Bolały go nogi od nagłych przyśpieszeń i cuchnął od potu bardziej niż autobus pracowniczy po skończonej zmianie. Najważniejsze jednak, że żył. Kiedy adrenalina na chwilę go puściła, niemalże się zachwiał i sięgnął po racje żywnościowe. Przeżuwając mechanicznie, nie czując praktycznie smaku. Gdy już prawie nie mógł i odkładał żarcie na bok, ktoś wyczulony mógłby usłyszeć ciche - Jedz jedz wnusiu, potrzebujesz mnóstwo sił na później. - Po czym Zbyszek kiwał głową i kontynuował przeżuwanie. Nie miał ochoty się odwracać i patrzeć w zakrwawiony, pełen rekinich zębów uśmiech babci. Dopiero, kiedy był pełen, zerknął na stos broni i amunicji, uzupełniając swoje zapasy i dobierając Silverguna na pociski flachette. Nie był to standard, ale jak dobrze kojarzył, powinien dobrze radzić sobie z pancerzem, a mieli schodzić do tunelu, nie miał pojęcia co ich czekało. Obwiesił się też granatami jak choinka na święta. - Oby ten tunel nie był napiętnowany krwawą magią. - Rzucił ponuro Kowalik i oparł się o ścianę, czekając na rozkaz do wymarszu.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
20-07-2019, 13:18 | #109 |
Reputacja: 1 | Robota riggera na froncie okazywała się być bardziej wyczerpująca niż można się tego było spodziewać. Autopilot quada podążał za pozostałymi, na pace jechały zapasy które miały pozwolić im utrzymać zdolność bojową przez wiele godzin szturmu, a sam krasnolud bezwiednie siedział w siodle, wracając do rzeczywistości tylko kiedy towarzysze dali mu online znak że przed nimi przeszkoda którą trzeba pokonać w realu.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 20-07-2019 o 13:26. |
24-07-2019, 23:10 | #110 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Stalowy : 25-07-2019 o 19:07. |