Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2019, 17:11   #30
Ronin2210
 
Ronin2210's Avatar
 
Reputacja: 1 Ronin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputację
Psss... - Delikatne szturchnięcie obudziło Korwina, który ledwie co zasnął, męczony katarem. – pss… słyszysz mnie?

Kątem oka zauważył, że leżąca obok dziewczyna - Rozalinda, jak ją nazywał rycerz - delikatnie szturchała go w ramię.

Korwin rozejrzał się się po wszystkich czy wszyscy zasnęli, w pomieszczeniu, wolał się upewnić czy nikt jeszcze nie śpi. Chciał się porządnie wyspać, a tutaj ktoś taki chce z nim porozmawiać.
-Tak... słyszę cię - odpowiedział szeptem chłopak. -O co chodzi?-

Wydawało się, że wszyscy zasnęli. Rycerz pochrapiwał cicho, a jego koń - jakby w umysłowej łączności - parskał raz po raz przed wejściem. Inni nie wydawali żadnych głosów, ale i nie poruszali się, możliwe więc, że spali.
Posłuchaj - zaczęła – musisz mi pomóc… błagam. Musisz mnie uwolnić od tego oprawcy, błagam cię. - Jej ten był nerwowy, a głos drżał. Gdy Korwin spojrzał na nią, jej oczy wpatrwały się w niego błagalnie, a dolna warga drżała - może z zimna, może z nerwów.
-Oprawcy? Opowiadał że to ty żeś ta zła...- Wrona odwrócił wzrok i popatrzył na niebo, brak dachu przynajmniej pozwalał na ładny widok w nocy… -Czemu chcesz pomocy?-
To dość długa historia, ale… dość powiedzieć, że jestem niewinna. Nie wiem, co wam nagadał, ale pewnie to, co wszystkim: że jest zabójczynią. Nie, nie jestem, choć może ciężko ci w to uwierzyć, bo nie mam lśniącej zbroi i ojcowskiego wyrazu twarzy. Ten rycerz ubzdurał sobie, że mam zostać jego żoną, a gdy odmówiłam, zabił mojego ojca i matkę, a mnie wyprowadził z domu i wziął w niewolę… powiedział, że przez drogę do Teufelheim złagodnieje, a gdy to się stanie, weźmie mnie za żonę… zrozum, nie chcę mieć z nim nic wspólnego, nic… boję się go straszliwie, już nie raz mi groził i dobierał się do mnie… proszę cię, błagam. - Jej oczy zaszkliły się, a głos załamał.
-Skąd pochodzisz? Rozalindo.- Korwin popatrzył na nią, i miał mętlik w głowie. Jej opowieść nie brzmi nierealnie. Jeszcze zachowanie rycerze, wtedy gdy o nią się pytamy… Z jego strony kilka rzeczy nie ma sensu. A tutaj jakby doszedł z nią do miasta, to pewnie dogadałby się rycerzami w tak… potwornej sprawie. -Jak długo już podróżujecie?.
Jestem z Eppey, to mała osada służebna koło Hundham, na północ stamtąd. Ten… człowiek zmierzał z Waldenhof i zatrzymał się w naszej gospodzie, mojego ojca. Tam doszło do tego wszystkiego. Miał pieniądze, więc wyłgał się przed strażnikami, którzy chcieli zbadać sprawę morderstwa w gospodzie… ja… nie chcę t-tego wspominać. - Pociągnęła cicho nosem. – Idziemy już, nie wiem, z tydzień? Dni mi się mieszają, zwłaszcza w tej zamieci. Jeśli mi nie wierzysz, mam kilka siniaków, ale teraz nie mogę ci ich pokazać. Ale to on mi je zrobił. Sama bym się nie pobiła. Proszę cię… jesteście zapewne moją jedyną nadzieją, bo jak dotrzemy do Hundham… to nie wiem, co będzie. On tam też ma przyjaciół, a jak oni zawiodą, to ma też pieniądze… pomóż mi, zaklinam cię na wszystkich bogów…

Pieter zachrapał głośno i przewrócił się na drugi bok. Całkowicie nieświadomie.

-Mówisz że opowiada o tym że jesteś zabójczynia… Co mówi dokładnie?- spytał się Korwin, układając ręce pod głowę.
Że zabiłam dwóch ludzi w karczmie, w Eppey. Wie, że inni słyszeli o tej sprawie i ten… ta świnia próbuje na mnie zrzucić swoje własne winy. Na córkę ludzi, których zabił.
-Nam mówił że zabiłaś, i okradłaś dwóch mężczyzn. Jak myślisz czemu tak powiedział… Ile już osób spotkaliście, by opowiedział im coś o tobie? Poza tym mógłbym tobie pomóc uciec, ale ile byś przeżyła w dziczy... sama.-
Wiele. Taki widok, jak nasz, często wzbudza zainteresowanie, ale pytają tylko odważniejsi. Słyszałam to już kilka razy. A co do przeżycia, to wolę zaryzykować tak niż…*

W tej chwili rycerz chrząknął i wstał. Oczy miał zaspane, ale wzrok czujny. Podszedł do Rozalindy, oddychając głęboko. Był zły.
Nie myśl, że nie wiem, co knujesz, żmijo… choćbym miał zginąć na tym mrozie, tym zginiesz ze mną - powiedział, a następnie zdzielił ją pięścią w głowę. Dziewczyna załkała.

Czy żeś nie słyszał, jak mówiłem, by z nią nie rozmawiać?! Ta przebiegła żmija będzie próbowała was omotać i zrobić z siebie ofiarę. Już na mnie próbowała tej sztuczki, gdym ją pojmał! - Rycerz, rzecz jasna, pobudził wszystkich w chacie, a i zwrócił uwagę stojącego na warcie Dietricha. – Jak wam zaufać, jak pierwszej nocy zrywacie wcześniejsze ustalenia?! Możecie spać dalej. Ja z Rozalindą stanę na warcie. Wypocząłem odpowiednio.

Na dźwięki hałasu Dietrich wszedł do środka omiatając spojrzeniem chatę. Minę miał skupioną i wędrował wzrokiem od osoby do osoby. Póki co nic nie mówił.
-NIe musiałeś jej uderzać. Wystarczyło że wstałeś i już się bała mówić… To było nie potrzebne.- Korwin popatrzył się na skuloną Rozalindę.
Musiałem. Już widać, że okręciła cię sobie wokół palca. Już ja jej wybiję z głowy próby ucieczki. Ona jest całkowicie zdegenerowana, ma udowodnione dwa zabójstwa, a podejrzewana jest o kolejne. Dlatego kazałem wam się nie wtrącać. Najpierw prosicie o pomoc, a teraz tak?*
[i]- Wrona, sprawy między tym człowiekiem, a kobietą nas nie interesują. - powiedział z nutką groźby młody balsamista - To sprawy zakonne. Tak jak w Teufelheim i nam nic do nich.
Spojrzał na mężczyznę.
- Wybaczcie mojemu towarzyszowi, ma łagodną duszę.
W duchu jednak Rudy miał całkowicie odmienne zdanie. Ten człowiek był Puszką. Kto wzbrania słuchania mowy innego, ten boi się słów jakie mogą paść. Posłuszeństwo poprzez autorytet terroru i świętoszkowatości!
- Noc jeszcze młoda. Przygotuję wam ziółka na ostrość zmysłów. Noc zapowiada się spokojnie, ale z wami Panie na czacie będę się czuł w pełni bezpieczny. Jeszcze raz przepraszam za mojego towarzysza.
Obędzie i bez twoich ziółek. Rycerz zakonny jest zawsze czujny. Właśnie po to, by zapewnić bezpieczeństwo takim jak wy przed takimi jak ona. Jak widać nie wolno ufać słowom plebsu. Wychodzimy na wartę i postoimy aż wypoczniecie. Następnie ruszamy sami. Nie mogę wam dłużej ufać.
- Jeśli mogę zapytać panie, dokąd zmierzacie? - zapytał Rudy?
Nie wasza to już sprawa – zastanowił się przez moment. – Ale mogę wam zostawić resztkę moich zapasów. Razem z Rozalindą konno powinniśmy dotrzeć do najbliższej wsi stosunkowo szybko, a wy będziecie szli o wiele, wiele dłużej. Znajcie łaskę pana.

Po chwili jednak się znów zawahał.

Psiakrew… zapomniałem o waszych rewelacjach. O tym, co zdarzyło się w Teufelheim, potrzebuję świadka przed Kapitułą - pomuskał nerwowo brodę. – Najwyraźniej więc bogowie chcą, bym nadal z wami podróżował. Wiedzcie jednak, że mam was na oku. Jeszcze jedna próba rozmowy z Rozalindą, a będę zmuszony zareagować. Daję wam na to rycerskie słowo. Rozumiemy się?
Pieter pokiwał głową na znak że się zgadza. Emil zrobił to samo. Korwin odwracając wzrok także pokiwał głową.
- Dziękujemy Panie, widać dobre bogi połączyły nasze losy. Rozmówię się z moimi towarzyszami i już więcej nie będą wadzić w waszej misji. - odpowiedział Rudy.
- Oby. Nie bez woli bogów wpadła ona w moje ręce. Wybacz, żem się tak uniósł, chłopcze - zwrócił się do Korwina. - Próbuję jedynie ostrzec was przed poważnym błędem, do jakiego może was doprowadzić słuchanie tej gadziny. Jej dni na szczęście są już policzone, kat ostrzy sobie na nią topór. Dojdźmy tylko do Hundham, a tam, gdy złożycie zeznania przed delegatem Kapituły, rozejdziemy się w zgodzie.

- Wielebny Ojcze, choć jeszcze nie rozmawiałem z moimi towarzyszami o tym, ale myślę, że czują to samo co ja. - powiedział Rudy do rycerza - Jesteśmy jedynymi ocalałymi, świata nie znamy, ale zaiste sam Młotodzierżca dał nam nadzieję mogąc was spotkać. Tędy chcielibyśmy prosić byście przyjęli nas na nauki i nauczali, byśmy stali się lepszymi i godnymi łaski bogów którą nam okazali wybawiając od rychłej śmierci. Byśmy stali się ja wy Wielebny Ojcze niosąc prawo, sprawiedliwość i pomoc tym którzy jej potrzebują.
Dietrich wiedział, że to niebezpieczny gambel, ale… jeśli rycerz przyjmie ich do swojej świty to będą mieli względnie wszystko. Wyżywienie, nocleg i nawet zdobędą rozeznanie w świecie. Tak, nie podobało mu się to, że wyglądał i zachowywał się ten człek jak Puszka, no, ale… to było drobne poświęcenie w zamian za życie. No, i będą mieli na niego baczne oko i sami ocenią czy to człek prawy. On i jego Zakon. Pewna część Rudego chciała ukrucić mu życie, ale miał opory. Może Brat Theodoryk był dobrym człowiekiem, ale po prawdzie mocno w to wątpił. Zresztą, najciemniej pod latarnią, co nie?
Była jeszcze kwestia Elsie. Był dobrej wiary, że uda mu się ją uzdrowić… choć miewał wątpliwości. Była jedyną osobą, jedynym światełku na końcu mrocznego tunelu jego życia. Musiała żyć. Musiała… bez niej nie wiedział czy nadal byłby… czy… nie, grunt to nie myśleć. Nie myśleć mrocznych myśli. Elsie będzie żyć!

Rycerz zmarszczył brwi.
Nie jestem ojcem, lecz bratem. I nie mogę was nauczać, bo sam pobieram nauki. Koniec zbędnych dyskusji. Wszyscy wiecie, co macie robić. Wychodzimy na zewnątrz, możesz odpocząć - rzucił do Dietricha.

Po tych słowach wyszedł, a wszyscy wcześniej czy później wrócili do przerwanego snu. Gdy znów się kładł, Pieter usłyszał jeszcze zza drzwi wejściowych słowa rycerza:

“Nie możesz być wiecznie na mnie zagniewana. Nie jestem tak zły, jak myślisz.”
Słowa zainteresowały Pietera, ale postanowił na razie nie mówić o tym, słowa zapamięta i w samotności, gdy rycerza nie będzie w pobliżu powtórzy je towarzyszom, na pewno nie był on taki szlachetny na jakiego wyglądał, a i cała historia z dziewczyną śmierdziała na kilometr. Ale co rycerzowi mogą zrobić czterej niedorostkowie i dziewczyna. Ze słowami rycerza wyrytymi w pamięci i postanowieniu że opowie o tym co usłyszał z samego rana, zasnął mimo dręczących go wątpliwości.
 

Ostatnio edytowane przez Ronin2210 : 16-07-2019 o 23:15.
Ronin2210 jest offline