To nie była jego pierwsza ani, jak się okazało, ostatnia bitwa. Jednak nie można było tego powiedzieć o jego najbliższych krasnoludzkich towarzyszach. Oddali żywoty, by bronić mostu. Ważnego dla strategii punktu. Dla niektórych mogłoby się wydawać głupotą oddać życie w obronie durnego mostu, ale dla krasnoludzkich wojowników, towarzyszy Bardina i jego samego, była to sprawa honoru, a honorze krasnoludów istniały wręcz legendy.
Grupa, której członkiem był Bardin, zeszła z gór oddalonych od Imperium o setki, jak nie tysiące kilometrów. Twierdza, z której pochodzili, była większości ludziom nie znana. Vala-Azrilungol, co w tłumaczeniu znaczy Królowa Srebrnych Głębin. Potężna i wspaniała forteca. Ale nie leżała już w rekach krasnoludów. To właśnie ten fakt między innymi spowodował, że Bardin i jego bracia wyruszyli do krainy ludzi. Reszta powodów, dla którego zdobyli się na ten śmiały i być może szalony krok, jest owiana tajemnicą. Pewne jest, że nie kierował nimi strach, ani nie uciekali z utraconego domu. Bowiem nie mogliby się zwać krasnoludami.
Gdy bitwa o most w Untergard dobiegła końca Bardin praktycznie od razu zabrał się do tego, co było najważniejsze. Odnalazł towarzyszy. Martwych. Zginęli nie dlatego, że byli słabi i niedoświadczeni, ale dlatego, że wróg miał przewagę liczebną i był dobrze zorganizowany. Żołnierze wroga mieli silnego przywódcę.
- Wrócicie do ziemi, bracia. Sale Przodków stoją przed wami otworem. Trzymajcie dla mnie miejsce. - powiedział w narzeczu khazadów, po czym zapakował ciała i ekwipunek towarzyszy na starą drewnianą taczkę, która należała do martwego już dawno mieszkańca Untergadu.
Wyjechał zaledwie kilkaset metrów od miasteczka. W głębi lasu, gdzieś pod niewysokim pagórkiem wykopał głęboki dół i złożył tam ciała towarzyszy. Nie dbał o to, że dopiero bitwa się skończyła, a mięśnie paliły go niczym dotykane żywym ogniem. Musiał dokończyć tę rzecz. Musiał oddać im honory i godnie pochować.
Bardin nie rozczulał się za bardzo nad tym, ile osób zginęło w bitwie. Nie dlatego, że było mu to obojętne. Po prostu wiedział, że większość obrońców była wojownikami. Taki ich los. Człowiek by powiedział, że taka praca.
W społeczeństwie khazadów niewielki odsetek umiera ze starości. Większość ginie w obronie domów. Tutaj było podobnie. To była dobra śmierć.
W karczmie nie siedział sam przy stole. Osób i tak było za dużo na ten niewielki przybytek. Jednak czuł osamotnienie. Wszyscy jego towarzysze odeszli. Poprzysiągł sobie, że pomści ich, że ich śmierć w walce ze zwierzoludźmi będzie odkupiona. Pogrążał się w tych myślach coraz bardziej, kiedy nagły krzyk z zewnątrz wyrwał go z zadumy.
Kapitan Schiller był doświadczonym dowódca i świetnym żołnierzem. Bardin był bardzo ciekawy co ma do powiedzenia, więc praktycznie natychmiast wstał z ławy, zarzucił plecak na ramię i wyszedł na plac.
__________________ "Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków. |