|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-07-2019, 23:40 | #1 |
Reputacja: 1 | [Warhammer II ed.] Ścieżki Przeklętych: Popioły Middenheim
Ostatnio edytowane przez Ronin2210 : 31-07-2019 o 20:49. |
15-07-2019, 09:27 | #2 |
Reputacja: 1 | ~ Ja pierdole. Co ten karczmarz leje do tych popłuczyn że tak głowa boli... Codziennie to samo, a żeby się człowiek chociaż mógł tymi sikami upić... - Daj no małe piwo, ino migiem. - rzucam na ladę miedziaki w podwójnej ilości - Masz za kufel, ja wychodzę - odwracam się na pięcie nie zważając na ewentualne protesty - Nie bój, wrócę oddać. Albo i nie - dodaję już półgębkiem do siebie. ~ Chodźmy sprawdzić co to za przemówienie. Oby mnie znowu nie zagnali do noszenia kamieni. To że wyglądam jak dwu obwiesi razem wzietych nie znaczy że nie mogę stać na murach na straży. Kto jak kto, ale na pilnowaniu znam się jak mało kto. *łyk*łyk*łyk*łyk*łyk* Aaah. Tego mi trzeba było.
__________________ pamparampam Ostatnio edytowane przez gazda : 17-07-2019 o 08:19. |
15-07-2019, 12:45 | #3 |
Reputacja: 1 | Tharnoth obudził się wcześnie i wyszedł z karczmy o świtaniu wziąwszy cały swój ekwipunek. Ruszył poza miasteczko do miejscowego lasu, solidnie już przetrzebionego na potrzeby całopalenia ciał zarówno przyjaciół jak i wrogów. Wiedział ze nie byłoby dobrze gdyby zaczął przygotowywać swój posiłek w miasteczku. Głód był codziennym gościem a fakt że obcy-elf przygotowywał sobie solidne śniadanie mógłby doprowadzić że któryś z zdesperowanych ludzi wbiłby mu nóż w plecy, i to w dosłownym tego powiedzenia znaczeniu. Rozpalił małe ognisko i upiekł solidny plaster wołowiny który włożył do przekrojonego na pół bochenka chleba. Zjadł ze smakiem może z trzecią część i popił miodem z bukłaka. Czuł się nieco winy że ukrywa jedzenie przed głodnymi ludźmi ale nie miał go dostatecznie wiele by wszystkich nakarmić, sam zaś musiał utrzymać się w dobrej kondycji. Po zjedzeniu posiłku wrócił do miasteczka. Przywitał go tumult i gwar. Niemal wszyscy w zasięgu wzroku ruszali tłumnie na największy plac miasteczka. Usłyszał też rozmowy o obwieszczeniu. ~ Mam tylko nadzieję że tym razem to jakieś dobre wiadomości. ~ pomyślał wbrew zdrowemu rozsądkowi i doświadczeniu ostatnich miesięcy idąc wraz z ludźmi.
__________________ "Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą." Fryderyk Nietzsche Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 17-07-2019 o 01:51. Powód: Justowanie tekstu. |
15-07-2019, 15:28 | #4 |
Wiedźmołap Reputacja: 1 | To nie była jego pierwsza ani, jak się okazało, ostatnia bitwa. Jednak nie można było tego powiedzieć o jego najbliższych krasnoludzkich towarzyszach. Oddali żywoty, by bronić mostu. Ważnego dla strategii punktu. Dla niektórych mogłoby się wydawać głupotą oddać życie w obronie durnego mostu, ale dla krasnoludzkich wojowników, towarzyszy Bardina i jego samego, była to sprawa honoru, a honorze krasnoludów istniały wręcz legendy. Grupa, której członkiem był Bardin, zeszła z gór oddalonych od Imperium o setki, jak nie tysiące kilometrów. Twierdza, z której pochodzili, była większości ludziom nie znana. Vala-Azrilungol, co w tłumaczeniu znaczy Królowa Srebrnych Głębin. Potężna i wspaniała forteca. Ale nie leżała już w rekach krasnoludów. To właśnie ten fakt między innymi spowodował, że Bardin i jego bracia wyruszyli do krainy ludzi. Reszta powodów, dla którego zdobyli się na ten śmiały i być może szalony krok, jest owiana tajemnicą. Pewne jest, że nie kierował nimi strach, ani nie uciekali z utraconego domu. Bowiem nie mogliby się zwać krasnoludami. Gdy bitwa o most w Untergard dobiegła końca Bardin praktycznie od razu zabrał się do tego, co było najważniejsze. Odnalazł towarzyszy. Martwych. Zginęli nie dlatego, że byli słabi i niedoświadczeni, ale dlatego, że wróg miał przewagę liczebną i był dobrze zorganizowany. Żołnierze wroga mieli silnego przywódcę. - Wrócicie do ziemi, bracia. Sale Przodków stoją przed wami otworem. Trzymajcie dla mnie miejsce. - powiedział w narzeczu khazadów, po czym zapakował ciała i ekwipunek towarzyszy na starą drewnianą taczkę, która należała do martwego już dawno mieszkańca Untergadu. Wyjechał zaledwie kilkaset metrów od miasteczka. W głębi lasu, gdzieś pod niewysokim pagórkiem wykopał głęboki dół i złożył tam ciała towarzyszy. Nie dbał o to, że dopiero bitwa się skończyła, a mięśnie paliły go niczym dotykane żywym ogniem. Musiał dokończyć tę rzecz. Musiał oddać im honory i godnie pochować. Bardin nie rozczulał się za bardzo nad tym, ile osób zginęło w bitwie. Nie dlatego, że było mu to obojętne. Po prostu wiedział, że większość obrońców była wojownikami. Taki ich los. Człowiek by powiedział, że taka praca. W społeczeństwie khazadów niewielki odsetek umiera ze starości. Większość ginie w obronie domów. Tutaj było podobnie. To była dobra śmierć. W karczmie nie siedział sam przy stole. Osób i tak było za dużo na ten niewielki przybytek. Jednak czuł osamotnienie. Wszyscy jego towarzysze odeszli. Poprzysiągł sobie, że pomści ich, że ich śmierć w walce ze zwierzoludźmi będzie odkupiona. Pogrążał się w tych myślach coraz bardziej, kiedy nagły krzyk z zewnątrz wyrwał go z zadumy. Kapitan Schiller był doświadczonym dowódca i świetnym żołnierzem. Bardin był bardzo ciekawy co ma do powiedzenia, więc praktycznie natychmiast wstał z ławy, zarzucił plecak na ramię i wyszedł na plac.
__________________ "Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków. |
15-07-2019, 23:32 | #5 |
Reputacja: 1 | Tego dnia Siegfried pałętał się bez celu po zgliszczach. Nie pochodził z Untergardu i po pięciu dniach pomocy w pracach porządkowych uznał, że ma już dosyć, czy raczej, że już nasłuchał się dosyć plotek i niczego ciekawego nie usłyszy. Od rana wyczuwał jakieś dziwne napięcie. Czuł, że się coś wydarzy i było mu niezwykle niewygodnie z tego powodu, bo najwyraźniej tym razem nie z jego inicjatywy. Nie lubił wydarzeń dziejących się samych z siebie. Nogi ponownie zaniosły go do spelunki będącej teraz stertą dogasających desek i bali, w której szukał pomocy 14 dni temu. - Szlag by to trafił - rzucił z taką złością w powietrze, że aż kilka osób się obejrzało na niego. Naciągnął mocniej kaptur i ruszył zatopiony w myślach z powrotem do mniej zniszczonej części miasteczka. ~ Co mi do łba strzeliło. Dla świata jestem Gustav Jahnke. Po co zdradzałem prawdziwą tożsamość temu typowi? Czekaj dwa dni rzekł. Cholerne poczwary. Nie mogły sobie później napadać? Kopnął ze złością niewielki kamień. ~ Prawdopodobnie nie mam już co liczyć na pomoc. Może typek zginął? To by rozwiązało ewentualny problem ujawnienia mojego pochodzenia. Wzdrygnął się na myśl o śmierci. Przez ostatnie dni był zbyt jej bliski i zbyt dużo widział. Chociaż to nie tak, żeby to coś nowego było, ale wcześniej nie ta skala i był raczej prowodyrem jakiejś jatki, a nie jej uczestnikiem. Pogładził swój tilleański sztylet, ciesząc się, że jednak porządny egzemplarz mu się trafił. Jednak to tylko sztylet. Co innego walka w ciemnym zaułku i jakimś oprychem, a co innego regularna bitwa. Gdyby nie jego umiejętne lawirowanie i wręcz dbałość o unikanie pierwszych szeregów walczących, to pewnie jego ciało też by teraz zbierali z ulicy. Dotarł bez większych zaczepek do niezniszczonej części miasteczka. Gdy zaczęło przybywać ludzi na ulicy wszedł do pierwszej lepszej gospody. Padło na "Podpłomyk". Rozejrzał się po sali - tłoczno, cuchnąco, ale i ponuro, jak w każdej innej jakie odwiedzał w ostatnie dni. Pomimo grobowej atmosfery i małej ilości rozmów i tak było dosyć szumnie. - Kufelek gospodarzu, jeno nie jakieś popłuczyny. Po chwili rzucił kilka drobniaków zabierając kufel. Usiadł w kącie obserwując uważnie otoczenie. Spróbował piwa i splunął z niesmakiem na podłogę. Uniósł kufel i patrząc morderczym wzrokiem na gospodarza tego przybytku wskazał go palcem. Szynkarz tylko uśmiechnął się lekko i rozłożył bezradnie ręce. Gustav miał ewidentną ochotę zetrzeć ten uśmieszek z twarzy grubaska. ~ Może kogoś napuścić? Ten krasnolud wygląda obiecująco. Wyraźnie ma podły humor i pewnie sobie by też ulżył za te szczyny. Już się podnosił, kiedy na zewnątrz zrobił się tumult i doleciały go okrzyki o jakimś obwieszczeniu jakiego kapitana. Niestety, pijany jak bela mieszczuch zajmujący miejsce nieopodal akurat zaczął bełkotać o swych krzywdach zagłuszając przy tym dokładną treść informacji. W karczmie zrobił się nagle tumult i niemal jednocześnie do wyjścia skierowało się kilkanaście osób z wyglądu bynajmniej nie mieszczuchy. Siegfried wzruszył ramionami i bez żalu pozostawił kufel udając się w grupką na zewnątrz.
__________________ ZauraK Ostatnio edytowane przez ZauraK : 17-07-2019 o 13:11. |
17-07-2019, 14:35 | #6 |
Reputacja: 1 | Untergard miał być jedynie przystankiem na drodze Uwe Heidegera do Talabheim. Ruszając z Delberz, były już łowczy rodziny von Sonnenfeld, łudził się dotrzeć do celu bez zbędnych komplikacji i przeszkód. Nadzieja matką głupich, jak to mówią. Uwe może i głupi nie był, ale jego plany spełzły na niczym. On dotarł do miasteczka od zachodu, a już pół dnia później, od wschodniej strony zaatakowali zwierzoludzie. Na ucieczkę było za późno, a strzeleckie umiejętności Heidegera przydały się w trakcie walk. Udało mu się przeżyć, mógł więc traktować się jako szczęściarza. Widział ilu miejscowych zginęło podczas ataku potworów. Całkiem blisko niego walczył też malutki oddział krasnoludów, khazadzi ginęli jeden po drugim, aż został tylko jeden z nich. Po kilku dniach obrony Uwe poznawał już twarze wielu osób, nawet jeśli nie znał ich imion. Kilku takich znajomych-nieznajomych przebywało z nim w jednej sali jadalnej karczmy Podpłomyk. Heideger skinął im głową, bez słowa, przeżuwając powoli twardy, przypalony placek ziemniaczany. Rozwodnione piwo smakowało podle, ale przynajmniej pomagało przełknąć jedzenie. Łowca niemal z wdzięcznością przyjął wezwania kapitana Schillera. Odsunął od siebie talerz z niedokończonym daniem, złapał łuk i przycisnął go do sobie bojąc się jego uszkodzenia w tłumie i powoli wyszedł z innymi na zewnątrz. Kto wie, co miał do powiedzenia dowódca obrony Untergardu, ale z pewnością było to ważne.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
18-07-2019, 00:57 | #7 |
Reputacja: 1 | Tura II
Ostatnio edytowane przez Ronin2210 : 31-07-2019 o 20:48. |
27-07-2019, 19:50 | #8 |
Reputacja: 1 | wspólna walka z gdoca Uwe w pierwszej chwili zamarł z przerażenia, widząc potwory biegnące w jego stronę, ale szybko zebrał się w sobie. Sięgnął błyskawicznie do kołczanu, wyciągnął jedną ze strzał i płynnym ruchem nałożył ją na cięciwę. Wybrał najbardziej przerażającego stwora, przymierzył, wypuścił powoli powietrze z płuc i strzelił. Strzała wystrzelona z długiego łuku wbiła się w udo przerażającego mutanta, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia, biegnie on dalej z szaleńczym okrzykiem. Przelewające się zwały mięśni i tłuszczu zmiażdżyły strzałę, która pękła z trzaskiem.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
28-07-2019, 14:31 | #9 |
Reputacja: 1 | WALKA
__________________ "Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą." Fryderyk Nietzsche Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 28-07-2019 o 14:50. Powód: Poprawki. Justowanie. |
28-07-2019, 15:42 | #10 |
Reputacja: 1 | Walka
__________________ pamparampam |