15-07-2019, 20:37
|
#201 |
Administrator | Jak się okazało, cała piątka wybrała się, by pomóc w zniszczeniu gniazda kultu...
- Chcecie iść z nami? - Wyraźnie zdziwiony Caromann oderwał się na chwilę od wykrzykiwania rozkazów i poganiania swoich ludzi. Zerknął na astrologa, który oparty o framugę drzwi wejściowych kiwnął lekko głową. - Jak chcecie. Kamieniacz to niewysoka góra, wzgórze w zasadzie, jakieś dzień drogi stąd w kierunku zachodnim. Poznacie go, cały szczyt to nic, tylko głazy i kamienie.
Dowódca podrapał się po kanciastej szczęce porośniętej szorstkim zarostem.
- My jedziemy konno, ale zanim się zbierzemy, minie trochę czasu. Jak nie będziecie się oszczędzać, spotkamy się wieczorem na miejscu.
- Mamy wóz - rozsądnie wtrącił Bladin. - Jeżeli nie będziecie gnać z kopyta, możemy jechać razem.
- Przez puszczę, w której nie ma drogi, traktu ani nawet ścieżki? Życzę powodzenia.
- Skoro tak twierdzicie... - Khazad potarł kark. - To i konno wcale szybko nie pojedziecie. Część z nas może jechać na tych koniach - zwrócił się w stronę ludzkich towarzyszy, pokazując zaprzęgowe czworonogi. - Ja w takim razie zbiorę się do drogi i wyruszam wkrótce.
- Dlatego i mówię, że spotkamy się wieczorem - odparł Caromann. - Koni nie mam dość dla swoich ludzi, więc tym bardziej nie przekażę ich wam. Jakieś siodła i uprzęże się znajdą, ale to - pokazał na wóz - nie są nawet podjezdki. Nie wiem czy dadzą się osiodłać.
- My też nie mamy dostatecznej ilości koni - powiedział Konrad - nawet gdybyśmy jechali po dwie osoby na grzbiecie jednego. Może by zatem lepiej było, gdyby ruszyły dwie grupy - jedna pieszo, wcześniej, druga konno, odrobinę później. A zaczniemy działać jak się tam wszyscy zbierzemy. |
| |