Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2019, 23:13   #99
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Witold Bury

Nim dostawczak zniknął za zakrętem, Bury już siedział im na ogonie. Niemniej, tak jak poprzednim razem, nie mógł spodziewać się prostego zadania mimo, że początkowo na nic takiego się nie zanosiło. Paradoksalnie byłoby to bardziej niepokojące niż manewry mające na celu zgubienie ewentualnego pojazdu śledzącego.

Początkowo jechali po przemysłowej, znacznie mniej zatłoczonej części miasta i to tam zaczęły się pierwsze problemy. Kierowca zawracał, włączał kierunkowskaz w ostatniej chwili lub nie włączał go wcale. Ciął zakręty wielokrotnie ocierając się o stłuczki. Dźwięk klaksonów był stałym towarzyszem podróży.

Wkrótce jednak wjechali do znacznie silniej zurbanizowanej części miasta. Kierowali się na centrum, jednakże był element, który zwracał uwagę Burego. Coś natarczywego jak komar w środku nocy. Komar zmieniający się w osę, a następnie szerszenia. Rój szerszeni. Wystrzały. Nie były tak gęste jak na wojnie, ale i tak stanowiły wystarczający sygnał zapalający wielki, czerwony reflektor w głowie Witolda. Owszem Bielsko było metropolią, lecz z powodu trudnego dostępu do broni palnej, rzadko słychać było strzelaniny. Do jednej z nich właśnie się zbliżali. Dobiegała z prostopadłej ulicy. Bury w przelocie dostrzegł kilka osób. Przynajmniej dwie chowające się za czerwonym samochodem ostrzeliwały się z nieznaną ilością oponentów mających znaczną przewagę terenową. Znajdowali się w budynku, za osłoną ścian, przy oknach.

Nie zatrzymywał się jednak. Wchodzenie między kule mogło skończyć się dla niego gorzej niż dla samych uczestników. Albo przynajmniej równie źle.

Ponad godzinę krążyli po mieście. Kierowca dostawczaka wielokrotnie stosował rozmaite techniki włącznie z tą, którą wykorzystał były kolega Witolda, lecz tym razem Bury nie dał się zgubić. Odczekał wystarczająco długą chwilę, po czym szybko skręcił w prostopadłą uliczkę. Na chwilę stracił samochód z oczu. Ponownie skręcił w lewo, a potem szybko w prawi i ponownie był na trasie, którą przed chwilą jechał.

Niemniej o uwagę byłego żołnierza walczyło mrowie dystraktorów. Na tyle niecodziennych, iż strzelanina wydawała się chlebem powszednim. Jako pierwszy był stojący na środku chodnika posąg z metalu przedstawiający mężczyznę z niezwykle realistycznym przerażeniem wypisanym na twarzy. Jednak nie to było najbardziej osobliwe. Odlew z brązu, jeśli się nie mylił, jeszcze przed chwilą się ruszał.

Rzeczywistość postanowiła najwyraźniej delikatnie wprowadzić Burego w nowe sytuacje, ponieważ dalej było już tylko gorzej. Prawdziwe apogeum chaosu osiągnięte było w centrum.

Jakiś mężczyzna ciągnął się od jednego skrzyżowania do drugiego. Jego nogi stały na jednym przejściu dla pieszych, zaś ręce spoczywały na drugim. Dystans między nimi to około dwieście metrów. Człowiek przypominał jeden, długi makaron spaghetti i mógłby być uznany za wyjątkowo dziwny rekwizyt ulicznego performance'u, gdyby nie fakt, że się ruszał.
-... omocy! Nie mogę się ruszyć! Pomóżcie! Pomóżcie! Nie mogę... - wrzeszczał rozpaczliwie. Ludzie stali i robili zdjęcia, kręcili filmy. Kilka osób rozmawiało przez telefon. Ktoś próbował ścisnąć ciało człowieka, ale to jedynie rozciągało się bardziej.

Kobieta w średnim wieku ropiała na całym ciele. Klęczała ze wzrokiem wbitym w niebo całkowicie zdzierając sobie gardło. Z ran sączył się płyn. Sądząc po obrażeniach skóry, bardzo żrący. Nieotwarte jeszcze rany pękały strzykając cieczą we wszystkie kierunki. Przechodnie uciekali w popłochu, a ci, którzy nie zdążyli, przyłączali się do chóru okrzyków bólu.

Ktoś inny nieustannie wypluwał wodę tworząc kałużę. Desperacko próbował złapać powietrze, dusił się. A raczej topił się w słoneczny, bardzo upalny dzień. Nie nadążał z usuwaniem wody z organizmu. Na własne oczy Witold widział jak jakiś nieszczęśnik nieznaną siłą wybity został w górę. Machające rozpaczliwie kończyny nie znajdowały w powietrzu żadnego oparcia. Już po chwili słychać było głuche uderzenie połączone z trzaskiem pękających masowo kości. Młody chłopak leżał bez życia. Każdy, kto nie widział wydarzenia na własne oczy mógł uznać, iż skoczył z dachu pobliskiego wieżowca. Kark małej dziewczynki widzianej kilkanaście minut później chrupnął, kiedy jej głowa zaczęła obracać się wokół własnej osi. Zupełnie jakby miała zamiar wykręcić się z ciała. Skutecznie. Tkanki pękały aż w końcu czoło uderzyło o chodnik nim korpus upadł w całkowicie przeciwnym kierunku. Matka, która próbowała powstrzymać obroty obecnie wpatrywała się z niedowierzaniem w ciało.

Człowiek wirujący z niewiarygodną prędkością. Dymiący z ust człowiek o topiącej się skórze. Zupełnie jakby został poddany wpływowi zbyt wysokiej temperatury. Człowiek porośnięty mchem i kwiatami. Człowiek świecący tak mocno, że oślepł, a razem z nim wszyscy znajdujący się w pobliżu. Człowiek z kościanymi, pajęczymi odnóżami wyrastającymi z kręgosłupa. Człowiek...

Wyjechali za miasto. Trasa była prosta i wolna od anomalii. Kierowca samochodu dostawczego przestał wykonywać manewry. Jechał prosto, lecz cel ich podróży był oddalony o ponad godzinę drogi od miasta. Niczym niewyróżniająca się hala magazynowa. Niczym prócz wielkości. I obstawy.

Bury przejechał spokojnie obok, gdy śledzony kierowca zatrzymał się pod bramą. Zatrzymali go uzbrojeni w karabiny ludzie. Wyglądali bardzo podobnie do widzianych przed szpitalem. Ten sam styl munduru, ta sama broń.
Za wielkim napisem "Pepsico" zobaczył błysk. Lornetka... w najlepszym wypadku.
Punkt kontrolny przy wjeździe nie był jedynym pilnowanym miejscem. Za ogrodzeniem składającym się z ustawionych pionowo cienkich, gęstych, metalowych prętów, teren patrolowało kilka grup identycznie uzbrojonych osób.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline