Kiedy w drzwiach pojawiły się sylwetki: ludzka i dwie zwierzęce, Marcel upuścił ciało wieśniaczki na bok niczym pijak wstający od stołu odrzucający nieciekawe, zbędne mu, puste naczynie. Krew Lupina wciąż wpływała na jego percepcję i reakcje. Miecz, który wyciągnął odruchowo z pochwy przy pasku, dosłownie zmaterializował się w jego ręku tak, że ciężko było uchwycić moment, kiedy dobyła go prawica. Kiedy przez przytępione zmysły Brujaha przebiła się świadomość, kogo widzi przed sobą, uśmiechnął się nieznacznie i opuścił sztych, stając w nieco bardziej otwartej pozycji. Z wyraźnym trudem, by opanować chęć po prostu jakiegokolwiek działania, wysłuchał tych kilku słów, które wypowiedział Gangrel, po czym ruszył pewnym krokiem w kierunku zajmowanych przez Thomasa drzwi, zupełnie nie zwracając uwagi na pozostałych w karczmie. -Ruszajmy czym prędzej, zaatakują nas na pewno, w trakcie jazdy mamy szanse się przebić... Nie jestem głupi, więc powiem może, że mamy szanse uciec... Możemy im zostawić tego małego pyskatego drania na przynętę, tylko ten patyczek z niego wyciągnijmy, to będzie bardziej zwracał uwagę... – wskazał leżącego niedaleko chłopca.
Wyglądał tak, jakby uważał, że powiedział właśnie coś zabawnego, a zarazem pasującego do sytuacji i roztropnego równocześnie. Obrócił się i skrzyżował spojrzenie z Millą -Jak myślisz... Pani...- w głosie Marcela czuć było więcej jadu niż pytania.
__________________ -Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.
Sate Pestage and Soontir Fel |