Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2019, 14:13   #321
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- To szklarnia? - zapytał Prasert. - Szklane domy są raczej mało popularne w Tajlandii. To chyba przez dużą populację tutejszych kamieni - zażartował lekko. - Ciekawi mnie, że nikt tego nie rozgrabił. Czy to możliwe, żeby ta willa była na aż takim zadupiu? - nie był pewny. - Może krążą wśród okolicznych mieszkańców jakieś ciekawe legendy dotyczące domu. Możemy zapytać o to Sunan - skinął głową. - Mam na myśli opowieści o duchach, przez które wszyscy omijają posiadłość szerokim łukiem, nawet złodzieje. Te drzwi są zamknięte na klucz? - zapytał, szarpiąc drzwiami do jadalni.
Nina zastanawiała się z cichym pomrukiem.
- Dodam to do listy pytań dla Sunan, założę się jednak, że jakieś krążą, to raczej mała wioska. Może warto będzie popytać - mówiła trochę do niego, a trochę do siebie. Gdy Prasert szarpnął za drzwi, te jednak okazały się otwarte. Zrobiło się dużo jaśniej, bowiem okazało się, że jedną ze ścian pomieszczenia tworzyły okna. Było przez nie widać ogród i dom. Wyglądało na to, że miał więc kształt litery U, albo przynajmniej wolną przestrzeń na środku. Była tam chyba jakaś studzienka. Na samym środku stał długi na dwanaście miejsc siedzących po jednej stronie stół. U jego szczytu stało wielkie, ozdobne krzesło, a za nim cała ściana odbijała pomieszczenie… To było lustro. Nad nim wisiał obraz, przedstawiający mężczyznę, który miał typowo tajskie rysy twarzy, włosy zaczesywał jednak na żel do tyłu i nosił się wyłącznie na czarno i to na modłę nieco bardziej europejską. Miał nieprzyjemne, chłodne spojrzenie czarnych oczu. Posępnie spoglądało prosto w stronę stołu. W tej komnacie również wisiały ozdobne żyrandole na świece, jednak były puste.
Prasert wyjął telefon i zrobił zdjęcie mężczyźnie.
- Macie jakąś komórkę badawczą w IBPI? Albo Han i Alexiei mogliby się tym zająć? Mam na myśli tym mężczyzną. To pewnie poprzedni właściciel eskapista. Gdyby dało się wyszukać i zebrać jak najwięcej informacji na jego temat… oczywiście byłoby to cudowne. Nie muszą to być nawet jakieś wysoce tajemne rzeczy, fajnie byłoby wiedzieć nawet te oficjalne, dostępne dla wszystkich. Być może dowiemy się czegoś… nazwijmy to, pikantnego. Bo źle mu z oczu patrzy - mruknął Prasert, mierząc się wzrokiem z płótnem pokrytym farbą. Następnie zrobił krok do tyłu i spojrzał na Ninę. - Interesuje cię tu coś, czy idziemy dalej? - zapytał.
Nina przyglądała się chwilę obrazowi, po czym popatrzyła na lustro. Wydawała się jakby zamyślona, po czym potrząsnęła głową.
- Nie, myślę, że możemy iść. Badaniem pomieszczeń zajmiemy się po kolei - zarządziła i ruszyła do wyjścia. Poczekała na Privata na korytarzu. Miała skrzyżowane ręce i zdawała się jakby odrobinę nieobecna. Kiedy do niej dołączył, spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Wszystko w porządku? Wyczuwasz jakąś energię śmierci, czy jak to nazwałaś? - zapytał Prasert. Czuł się jak jeden wielki amator przy wysoce postawionej w hierarchii agentce organizacji zajmującej się badaniem zjawisk paranormalnych. Nina pewnie przeżyła długie lata studiów w jakiejś akademii IBPI, gdzie nauczyła się wszystkiego i o wszystkim. Privat natomiast nie wiedział niczego, prócz tego, co zobaczył w ciągu ostatnich dni. Ale to nie zrobiło z niego profesora okultyzmu. Otworzył drzwi do kuchni, aby wejść do środka.
Nina kiwnęła lekko głową.
- Jest trochę dziwna, ale jakby tak. Mam wrażenie, że czuję ciszę przed burzą, albo takie dziwne dreszcze. Zdecydowanie wolałabym, by ich źródłem był twój dotyk na mojej skórze… - powiedziała, gdy wchodzili do kuchni.
- Mam nadzieję, że wywołuję bardziej miłe dreszcze, niż dziwne - Prasert zażartował. Ale w ciszy zawstydził się troszkę i ucieszył na taki jej komentarz. Z wdzięcznością przyjmował każdą oznakę czułości, jaką Nina mu oferowała. Była to dla niego obca rzecz, ale chciał się do niej przyzwyczaić.
Pomieszczenie było spore. Na jego środku znajdowała się wyspa z blatami, na których porozstawiano różne przyrządy do gotowania i pudła. Najwyraźniej Sunan je tu zostawiła i nie rozpakowała. W rogu pomieszczenia stał spory piec kaflowy. Było tu też sporo innych blatów. Brakowało jednak lodówki… Przynajmniej tak wydawało się na pierwszy rzut oka, bo koło drzwi stało spore pudło. W nim zapewne była lodówka, ale jako, że nie było jeszcze prądu, no to nie było sensu jej wypakowywać.
Prasert niemal mogł sobie wyobrazić, że kiedyś pracował tu jakiś specjalny kucharz i gotował dla wszystkich mieszkających w domu ludzi.

- Jeszcze trochę roboty przed nami, czyż nie… - mruknął Prasert. - Ale przynajmniej dom jest w na tyle dobrym stanie, że nie wymaga ekstremalnego remontu. To byłyby ogromne koszty i Sunan nie mogłaby im sprostać. Zwłaszcza, że straciła ostatnio pracę… - mruknął pod nosem. Westchnął cicho. Czy powinien powiedzieć Ninie, czym wcześniej zajmowała się jego siostra? Chyba nie należało okłamywać Morozow… Ale też byłoby nie do końca w porządku rzucić taką informacją, nie będąc o nią zapytanym. Rozejrzał się w poszukiwaniu przyszykowanych przez Sunan przekąsek.
- My też zamierzamy coś zrobić? - zapytał. - Chyba kupiliśmy jakieś chipsy, prawda?
Nina kiwnęła głową.
- Tak, to może weźmy jeszcze jakieś miski, czy coś - zaproponowała i weszła głębiej do pomieszczenia. Podeszła do jednego z pudeł na środku i zaczęła w nim szukać naczyń. Prasert tymczasem dostrzegł tacę ze szklankami i lemoniadę w dzbanku. Pływały w niej plasterki cytryny. Kiedy ruszył w stronę tacy, potknął się o coś na podłodze…
- Cholera - mruknął. Spojrzał w dół, aby zobaczyć, co stało mu na drodze.
Na ziemi było jakieś metalowe kółko, gdy się przyjrzał, dostrzegł, że przyczepione było do klapy. W starych domach często były piwnice, w których składowano jedzenie, czy wino. Może to było zejście do właśnie takiej.
- Widzisz to? - Prasert błyskawicznie zapomniał o jedzeniu i piciu.
Ta klapa pobudziła jego wyobraźnię. Raz widział w pewnym wschodnich horrorze takie pomieszczenie pod kuchnią. Było ukryte pod starą beczką i składowano w nim nielegalnie wytworzony alkohol, stare deski, a także zjawy po zabitych kucharkach. Przed Niną nie przyznałby się do czerpania swoich inspiracji z filmów klasy E, ale być może coś w nich było.
- Sprawdźmy to - mruknął do siebie i opadł na kolana. Spróbował pociągnąć. Powinno nie brakować mu siły, ale jeżeli klapa była długo nieotwierana… Mogła bardzo dobrze przywrzeć do podłogi.
Niestety, klapa ani drgnęła, ale dostrzegł, że była otwierana na klucz. Najpewniej Sunan miała go gdzieś wśród otrzymanych innych kluczy do posiadłości. Bez tego klapa najpewniej nie ruszy.
- Ciekawe co jeszcze kryje ta posiadłość… - mruknęła znów w tamtej zadumie. Westchnęła i podeszła do tacy z lemoniadą…
- Jutro Prasercie. Dziś spróbujmy jeszcze trochę o tym nie myśleć - zaproponowała.
- Tak, dzisiaj nie będziemy o tym myśleć, a w nocy z podwójnych wrót wyjdą podwójne… powiedzmy wampirze bliźniaki syjamskie, a z tej klapy pod kuchnią… wilkołak obżartuch. I nas zjedzą - Prasert mruknął.
Spojrzał na Ninę. Zamurowało go, kiedy spojrzał na jej twarz. Wyglądała pięknie pod tym kątem i w tym oświetleniu. Privat pierwszy raz w życiu żałował, że nie ma w oczach aparatu, którym mógłby sfotografować tę jedną sekundę. Uśmiechnął się jak głupek i rozpłynął niczym gorące masło.
- A nie chcę, żeby ktokolwiek cię zjadł. Bo wtedy ja nie będę mógł… - szepnął.
Nina patrzyła na niego i obdarowała go ciepłym uśmiechem. Zagarnęła kosmyki włosów za ucho.
- Na fizyczne bestie mamy odpowiedni sprzęt. A co do ewentualnych duchów, no to będziemy improwizować - zarządziła. Przysunęła się do niego i pocałowała w usta mocno, z pasją. Złapała go zaraz za kołnierzyk i przyciągnęła. Przez sekundę mógłby przysiąc, że najchętniej wskoczyłaby pośladkami na blat i nie wypuszczała go z kuchni aż do samej późnej nocy. Posłała mu dokładnie takie, bardzo intensywne i pełne żaru spojrzenie. Musieli jednak zabrać lemoniadę, szklanki i miski do salonu…
Prasert odwzajemnił pocałunek, a nawet go pogłębił. Objął ją mocniej. Poczuł wzbierającą w nim żądzę. Nie taką seksualną, choć całkiem pokrewną. Miał wrażenie, że Nina była pięknie opakowanym prezentem z zawiązaną wstążką. Chciał za nią pociągnąć, rozerwać papier, otworzyć pakunek.
- Cholera - warknął, po czym pocałował jej policzek, szczękę i szyję. - Jesteś… - zawiesił głos. Nie wiedział jak dokończyć, żeby nie zabrzmiało to banalnie lub głupio. Czy byłoby słowo, które objęłoby całą jej wspaniałość? Nie sądził. Westchnął ciężko, jakby został pokonany. - Chyba po prostu wyjątkowa - powiedział z dziwnym smutkiem. Jeszcze raz ją pocałował.
Nagle zrozumiał, dlaczego nagle poczuł ukłucie przygnębienia. Jeżeli Nina była wyjątkowa, to nie można jej było zastąpić. Więc jeśli ją straci, lub ta po prostu od niego odejdzie… to najpewniej nie będzie kolejnej Niny. Już nigdy.
Kobieta pogładziła go po ramionach i szyi.
- Ty też jesteś wyjątkowy i tylko mój - szepnęła i pocałowała go. Tymczasem w tej pozycji Prasert dostrzegł, że w zaciemnionym końcu kuchni znajdowały się drzwiczki. Najpewniej prowadzące na zewnątrz, do tej części ogrodu przy posiadłości, której nie widać było od frontu. Nie interesował go jednak w tej chwili. Nie miał powodu, żeby tam się zagłębiać.
- Oficjalnie mianuję cię moją największą słabością - Prasert uśmiechnął się do niej. - Choć…
“...będziesz musiała dzielić to miejsce z Warunem i Sunan” nie zabrzmiało dobrze.
- Choć trudno mi patrzeć na ciebie i dostrzegać jakąkolwiek słabość - dokończył z uśmiechem. - Wracajmy do pozostałych. Zanim wparują tutaj przestraszeni, że nas licho zjadło - rzekł.
Z trudem odstąpił od kobiety i chwycił dzbanek lemoniady oraz szklanki.
- Weźmiesz miski na chipsy? Gdyby był prąd, to zrobilibyśmy popcorn. No… w sumie gdyby była jeszcze mikrofalówka.
- Założę się, że też jest w jakimś pudle i czeka na rozpakowanie - rzuciła Morozow. Następnie zgarnęła z blatu miski, które wcześniej wyciągnęła i na nim ustawiła. Ruszyła zaraz przodem do wyjścia. Otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. Nadal było dość jasno, choć było już pewnie koło wpół do dwudziestej. Kiedy Privat wyszedł z kuchni za nią, drzwi automatycznie wróciły na swoje miejsce, najwyraźniej te konkretne miały system samo przymykania. Zerknął w stronę okien, a potem na chwilę na obraz szklarni i strumyka. Postać na obrazie stała profilem do obserwatora, przytrzymując kapelusz i sukienkę, którą rozwiewał wiatr. Mrugnął i zwolnił kroku, ale gdy znów spojrzał na malowidło, było dokładnie takie samo jak wcześniej. Twarz kobiety była zupełnie niewidoczna. Nina zerknęła na Praserta przez ramię
- Idziemy? - zapytała i sama też zerknęła na obraz, ale chyba nie wzbudził jej podejrzeń, bo znów spojrzała na Privata.
- Pieprzy mi się w głowie - Prasert odpowiedział błyskawicznie. Wnet poczuł się dość niezręcznie, bo takimi wyznaniami nie powinno się zadręczać damy. - Znaczy… spójrz na ten obraz. Wcześniej wydawało mi się, że ta kobieta jest do nas tyłem, potem że bokiem i teraz znów nie widzę jej twarzy. Są dwie możliwości. Słuchaj mnie uważnie. Albo każde kolejne wydarzenie dłutem wbijało się w moją psychikę, aż ją wreszcie rozłupało… Albo jest coś nie tak z tym obrazem. Albo z całym domem… - mruknął. - Na serio mam ochotę go zdjąć, wziąć do salonu i patrzeć na niego cały wieczór. Co nie brzmi jak prawdziwa zabawa… i tylko dlatego się waham - westchnął.
Nina zmarszczyła brwi.
- Wychodzę z założenia, że jeśli coś widzę, najpierw zakładam że to tam było. Najwyżej się mylę. Jeśli więc widziałeś coś dziwnego, to sądzę, że powinniśmy się temu przyjrzeć. Jednak branie obrazu z nami może wzbudzić pytania twojej siostry, a na razie nie chcę jej w to wplątywać. Wolę wiedzieć najpierw, czy wszystko z nią w porządku - wyjaśniła i ruszyła znów korytarzem.
Prasert ruszył za nią.
- A co miałoby być z nią nie w porządku? Oprócz oczywistych rzeczy? - zapytał. - Myślisz, że jest jakąś złą agentką tajemniczej księgi? Wydaje mi się po prostu pijana i nieco… nie powinienem tego tak nazywać, ale głupia. Ale kto nie jest głupi po butelce wina. Nieważne. Po prostu o tym nie zapomnijmy. O tym obrazie. Spróbujmy spędzić ten wieczór spokojnie i bez zbędnego wydziwiania. Mamy jedzenie oraz… lemoniadę… - spojrzał na nieco żółty płyn. - Czego więcej nam potrzeba? - uśmiechnął się niepewnie.
Szedł przez korytarz prowadzący z powrotem do salonu myśliwskiego. Jego humor nieco osłabł. Jakby spodziewał się, że tym razem zobaczy na podłodze nie tylko Sunan, ale również Hana i Alexieia. Pewnie nie zareagowałby aż tak emocjonalnie, jak przed godziną. Chyba by tylko stanął nad tym całym widowiskiem, zastygł i spoglądał na nie przez wieczność. Zapewne policja znalazłaby go po tygodniu, lub miesiącu w tym samym miejscu, wraz z pozostałymi zwłokami.
- Myślę, że wcale z własnej woli nie musi być agentką jakiejś rzeczy, mogłaby za to zostać na przykład opętana, a o tym nie dowiemy się, póki nie spędzimy z nią trochę czasu - zauważyła Morozow.
- Chyba przez alkohol opętana - Prasert mruknął pod nosem.
Zamiast jednak groteskowej sceny, znalazł w salonie Alexieia i Suttirata wnoszących trzecią walizkę i jakieś torby, a także Hana siedzącego na kanapie. Duch gdzieś czmychnął, a Sunan siedziała na fotelu, a widząc tacę z lemoniadą, zaraz zrobiła miejsce na stole odgarniając jakieś gazety na bok.
- Możemy zrobić grilla, mam alkohol. Cieszy mnie, że przyjechało aż tyle osób - powiedziała takim tonem, jakby mówiła to niemal co chwilę przez ostatnie piętnaście minut.
Warun odstawił resztę rzeczy przy schodach, po czym również podszedł do wolnego fotela i na nim usiadł.
- Chyba będziemy mieć trochę mało miejsc - zauważył Han licząc osoby i miejsca
- Spokojnie, ja zawsze mogę usiąść na kolanach Praserta i się pomieścimy - zażartowała, choć wcale niekoniecznie Morozow. Sunan posłała jej zainteresowane, ale w żaden sposób nie karcące spojrzenie. W końcu pracowała dotychczas w Pattayi, takie coś nie było żadnym złamaniem tradycyjnych konwenansów, na pewno nie w oczach Sunan…
- Na pewno byłbym wtedy duszą towarzystwa - Privat zaśmiał się cicho. - Wcale nie myślałbym tylko o tobie i o tym, jak jesteś blisko… I jak mi źle z tym, że wokół jest tylu ludzi - pokręcił głową. - Choć wciąż… ta wizja taka kusząca - mruknął, stawiając tackę na stole. - Dzięki za pomoc - rzekł do Sunan, kiedy zrobiła miejsce. - Bardzo lubię lemoniadę. Choć zazwyczaj piję dość mało ciekawą, bo po prostu wyduszam sok z cytryny do zwykłej wody. Nie potrzebuję miodu, ani cukru. A ty posłodziłaś? - zapytał ją. - Jak tak, to nie ma problemu, to wtedy prawdziwa lemoniada - dodał szybko, żeby nie przestraszyć Sunan, że znowu zrobiła coś źle. - Komu nalać? - zapytał. Mężczyźni pewnie mogli sami się obsłużyć, ale wypadało zaproponować pomoc siostrze i Ninie. Prasert rozumiał podstawy dżentelmeństwa. Jednocześnie zastanawiał się nad grillem. To wcale nie był taki zły pomysł. Nie zrozumiał do końca komentarza dotyczącego małej ilości miejsca dla wszystkich. Przecież w rezydencji musiały być krzesła, które mogli wynieść na zewnątrz. Kanapa z salonu myśliwskiego i ta z vana powinna wystarczyć. Pewnie byłyby też wygodniejsze od zwykłych krzeseł. Jako że posiadali na stanie czwórkę silnych mężczyzn, to przeniesienie mebli nie powinno być żadnym problemem.
Pomysł przyniesienia kanapy z vana umarł w powijakach, ponieważ jako iż nie wciągali na razie Sunan do grona wiedzących co tak naprawdę przetrzymywał van grupki, nie mogła więc wiedzieć, że w środku była wygodna skórzana kanapa, kompletnie nie pasująca do tego typu pojazdu. Prasert nie sądził, żeby dla lekko pijanej Sunan robiło to jakąś różnicę, ale postanowił porzucić temat.
 
Ombrose jest offline