Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-07-2019, 14:13   #321
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- To szklarnia? - zapytał Prasert. - Szklane domy są raczej mało popularne w Tajlandii. To chyba przez dużą populację tutejszych kamieni - zażartował lekko. - Ciekawi mnie, że nikt tego nie rozgrabił. Czy to możliwe, żeby ta willa była na aż takim zadupiu? - nie był pewny. - Może krążą wśród okolicznych mieszkańców jakieś ciekawe legendy dotyczące domu. Możemy zapytać o to Sunan - skinął głową. - Mam na myśli opowieści o duchach, przez które wszyscy omijają posiadłość szerokim łukiem, nawet złodzieje. Te drzwi są zamknięte na klucz? - zapytał, szarpiąc drzwiami do jadalni.
Nina zastanawiała się z cichym pomrukiem.
- Dodam to do listy pytań dla Sunan, założę się jednak, że jakieś krążą, to raczej mała wioska. Może warto będzie popytać - mówiła trochę do niego, a trochę do siebie. Gdy Prasert szarpnął za drzwi, te jednak okazały się otwarte. Zrobiło się dużo jaśniej, bowiem okazało się, że jedną ze ścian pomieszczenia tworzyły okna. Było przez nie widać ogród i dom. Wyglądało na to, że miał więc kształt litery U, albo przynajmniej wolną przestrzeń na środku. Była tam chyba jakaś studzienka. Na samym środku stał długi na dwanaście miejsc siedzących po jednej stronie stół. U jego szczytu stało wielkie, ozdobne krzesło, a za nim cała ściana odbijała pomieszczenie… To było lustro. Nad nim wisiał obraz, przedstawiający mężczyznę, który miał typowo tajskie rysy twarzy, włosy zaczesywał jednak na żel do tyłu i nosił się wyłącznie na czarno i to na modłę nieco bardziej europejską. Miał nieprzyjemne, chłodne spojrzenie czarnych oczu. Posępnie spoglądało prosto w stronę stołu. W tej komnacie również wisiały ozdobne żyrandole na świece, jednak były puste.
Prasert wyjął telefon i zrobił zdjęcie mężczyźnie.
- Macie jakąś komórkę badawczą w IBPI? Albo Han i Alexiei mogliby się tym zająć? Mam na myśli tym mężczyzną. To pewnie poprzedni właściciel eskapista. Gdyby dało się wyszukać i zebrać jak najwięcej informacji na jego temat… oczywiście byłoby to cudowne. Nie muszą to być nawet jakieś wysoce tajemne rzeczy, fajnie byłoby wiedzieć nawet te oficjalne, dostępne dla wszystkich. Być może dowiemy się czegoś… nazwijmy to, pikantnego. Bo źle mu z oczu patrzy - mruknął Prasert, mierząc się wzrokiem z płótnem pokrytym farbą. Następnie zrobił krok do tyłu i spojrzał na Ninę. - Interesuje cię tu coś, czy idziemy dalej? - zapytał.
Nina przyglądała się chwilę obrazowi, po czym popatrzyła na lustro. Wydawała się jakby zamyślona, po czym potrząsnęła głową.
- Nie, myślę, że możemy iść. Badaniem pomieszczeń zajmiemy się po kolei - zarządziła i ruszyła do wyjścia. Poczekała na Privata na korytarzu. Miała skrzyżowane ręce i zdawała się jakby odrobinę nieobecna. Kiedy do niej dołączył, spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Wszystko w porządku? Wyczuwasz jakąś energię śmierci, czy jak to nazwałaś? - zapytał Prasert. Czuł się jak jeden wielki amator przy wysoce postawionej w hierarchii agentce organizacji zajmującej się badaniem zjawisk paranormalnych. Nina pewnie przeżyła długie lata studiów w jakiejś akademii IBPI, gdzie nauczyła się wszystkiego i o wszystkim. Privat natomiast nie wiedział niczego, prócz tego, co zobaczył w ciągu ostatnich dni. Ale to nie zrobiło z niego profesora okultyzmu. Otworzył drzwi do kuchni, aby wejść do środka.
Nina kiwnęła lekko głową.
- Jest trochę dziwna, ale jakby tak. Mam wrażenie, że czuję ciszę przed burzą, albo takie dziwne dreszcze. Zdecydowanie wolałabym, by ich źródłem był twój dotyk na mojej skórze… - powiedziała, gdy wchodzili do kuchni.
- Mam nadzieję, że wywołuję bardziej miłe dreszcze, niż dziwne - Prasert zażartował. Ale w ciszy zawstydził się troszkę i ucieszył na taki jej komentarz. Z wdzięcznością przyjmował każdą oznakę czułości, jaką Nina mu oferowała. Była to dla niego obca rzecz, ale chciał się do niej przyzwyczaić.
Pomieszczenie było spore. Na jego środku znajdowała się wyspa z blatami, na których porozstawiano różne przyrządy do gotowania i pudła. Najwyraźniej Sunan je tu zostawiła i nie rozpakowała. W rogu pomieszczenia stał spory piec kaflowy. Było tu też sporo innych blatów. Brakowało jednak lodówki… Przynajmniej tak wydawało się na pierwszy rzut oka, bo koło drzwi stało spore pudło. W nim zapewne była lodówka, ale jako, że nie było jeszcze prądu, no to nie było sensu jej wypakowywać.
Prasert niemal mogł sobie wyobrazić, że kiedyś pracował tu jakiś specjalny kucharz i gotował dla wszystkich mieszkających w domu ludzi.

- Jeszcze trochę roboty przed nami, czyż nie… - mruknął Prasert. - Ale przynajmniej dom jest w na tyle dobrym stanie, że nie wymaga ekstremalnego remontu. To byłyby ogromne koszty i Sunan nie mogłaby im sprostać. Zwłaszcza, że straciła ostatnio pracę… - mruknął pod nosem. Westchnął cicho. Czy powinien powiedzieć Ninie, czym wcześniej zajmowała się jego siostra? Chyba nie należało okłamywać Morozow… Ale też byłoby nie do końca w porządku rzucić taką informacją, nie będąc o nią zapytanym. Rozejrzał się w poszukiwaniu przyszykowanych przez Sunan przekąsek.
- My też zamierzamy coś zrobić? - zapytał. - Chyba kupiliśmy jakieś chipsy, prawda?
Nina kiwnęła głową.
- Tak, to może weźmy jeszcze jakieś miski, czy coś - zaproponowała i weszła głębiej do pomieszczenia. Podeszła do jednego z pudeł na środku i zaczęła w nim szukać naczyń. Prasert tymczasem dostrzegł tacę ze szklankami i lemoniadę w dzbanku. Pływały w niej plasterki cytryny. Kiedy ruszył w stronę tacy, potknął się o coś na podłodze…
- Cholera - mruknął. Spojrzał w dół, aby zobaczyć, co stało mu na drodze.
Na ziemi było jakieś metalowe kółko, gdy się przyjrzał, dostrzegł, że przyczepione było do klapy. W starych domach często były piwnice, w których składowano jedzenie, czy wino. Może to było zejście do właśnie takiej.
- Widzisz to? - Prasert błyskawicznie zapomniał o jedzeniu i piciu.
Ta klapa pobudziła jego wyobraźnię. Raz widział w pewnym wschodnich horrorze takie pomieszczenie pod kuchnią. Było ukryte pod starą beczką i składowano w nim nielegalnie wytworzony alkohol, stare deski, a także zjawy po zabitych kucharkach. Przed Niną nie przyznałby się do czerpania swoich inspiracji z filmów klasy E, ale być może coś w nich było.
- Sprawdźmy to - mruknął do siebie i opadł na kolana. Spróbował pociągnąć. Powinno nie brakować mu siły, ale jeżeli klapa była długo nieotwierana… Mogła bardzo dobrze przywrzeć do podłogi.
Niestety, klapa ani drgnęła, ale dostrzegł, że była otwierana na klucz. Najpewniej Sunan miała go gdzieś wśród otrzymanych innych kluczy do posiadłości. Bez tego klapa najpewniej nie ruszy.
- Ciekawe co jeszcze kryje ta posiadłość… - mruknęła znów w tamtej zadumie. Westchnęła i podeszła do tacy z lemoniadą…
- Jutro Prasercie. Dziś spróbujmy jeszcze trochę o tym nie myśleć - zaproponowała.
- Tak, dzisiaj nie będziemy o tym myśleć, a w nocy z podwójnych wrót wyjdą podwójne… powiedzmy wampirze bliźniaki syjamskie, a z tej klapy pod kuchnią… wilkołak obżartuch. I nas zjedzą - Prasert mruknął.
Spojrzał na Ninę. Zamurowało go, kiedy spojrzał na jej twarz. Wyglądała pięknie pod tym kątem i w tym oświetleniu. Privat pierwszy raz w życiu żałował, że nie ma w oczach aparatu, którym mógłby sfotografować tę jedną sekundę. Uśmiechnął się jak głupek i rozpłynął niczym gorące masło.
- A nie chcę, żeby ktokolwiek cię zjadł. Bo wtedy ja nie będę mógł… - szepnął.
Nina patrzyła na niego i obdarowała go ciepłym uśmiechem. Zagarnęła kosmyki włosów za ucho.
- Na fizyczne bestie mamy odpowiedni sprzęt. A co do ewentualnych duchów, no to będziemy improwizować - zarządziła. Przysunęła się do niego i pocałowała w usta mocno, z pasją. Złapała go zaraz za kołnierzyk i przyciągnęła. Przez sekundę mógłby przysiąc, że najchętniej wskoczyłaby pośladkami na blat i nie wypuszczała go z kuchni aż do samej późnej nocy. Posłała mu dokładnie takie, bardzo intensywne i pełne żaru spojrzenie. Musieli jednak zabrać lemoniadę, szklanki i miski do salonu…
Prasert odwzajemnił pocałunek, a nawet go pogłębił. Objął ją mocniej. Poczuł wzbierającą w nim żądzę. Nie taką seksualną, choć całkiem pokrewną. Miał wrażenie, że Nina była pięknie opakowanym prezentem z zawiązaną wstążką. Chciał za nią pociągnąć, rozerwać papier, otworzyć pakunek.
- Cholera - warknął, po czym pocałował jej policzek, szczękę i szyję. - Jesteś… - zawiesił głos. Nie wiedział jak dokończyć, żeby nie zabrzmiało to banalnie lub głupio. Czy byłoby słowo, które objęłoby całą jej wspaniałość? Nie sądził. Westchnął ciężko, jakby został pokonany. - Chyba po prostu wyjątkowa - powiedział z dziwnym smutkiem. Jeszcze raz ją pocałował.
Nagle zrozumiał, dlaczego nagle poczuł ukłucie przygnębienia. Jeżeli Nina była wyjątkowa, to nie można jej było zastąpić. Więc jeśli ją straci, lub ta po prostu od niego odejdzie… to najpewniej nie będzie kolejnej Niny. Już nigdy.
Kobieta pogładziła go po ramionach i szyi.
- Ty też jesteś wyjątkowy i tylko mój - szepnęła i pocałowała go. Tymczasem w tej pozycji Prasert dostrzegł, że w zaciemnionym końcu kuchni znajdowały się drzwiczki. Najpewniej prowadzące na zewnątrz, do tej części ogrodu przy posiadłości, której nie widać było od frontu. Nie interesował go jednak w tej chwili. Nie miał powodu, żeby tam się zagłębiać.
- Oficjalnie mianuję cię moją największą słabością - Prasert uśmiechnął się do niej. - Choć…
“...będziesz musiała dzielić to miejsce z Warunem i Sunan” nie zabrzmiało dobrze.
- Choć trudno mi patrzeć na ciebie i dostrzegać jakąkolwiek słabość - dokończył z uśmiechem. - Wracajmy do pozostałych. Zanim wparują tutaj przestraszeni, że nas licho zjadło - rzekł.
Z trudem odstąpił od kobiety i chwycił dzbanek lemoniady oraz szklanki.
- Weźmiesz miski na chipsy? Gdyby był prąd, to zrobilibyśmy popcorn. No… w sumie gdyby była jeszcze mikrofalówka.
- Założę się, że też jest w jakimś pudle i czeka na rozpakowanie - rzuciła Morozow. Następnie zgarnęła z blatu miski, które wcześniej wyciągnęła i na nim ustawiła. Ruszyła zaraz przodem do wyjścia. Otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. Nadal było dość jasno, choć było już pewnie koło wpół do dwudziestej. Kiedy Privat wyszedł z kuchni za nią, drzwi automatycznie wróciły na swoje miejsce, najwyraźniej te konkretne miały system samo przymykania. Zerknął w stronę okien, a potem na chwilę na obraz szklarni i strumyka. Postać na obrazie stała profilem do obserwatora, przytrzymując kapelusz i sukienkę, którą rozwiewał wiatr. Mrugnął i zwolnił kroku, ale gdy znów spojrzał na malowidło, było dokładnie takie samo jak wcześniej. Twarz kobiety była zupełnie niewidoczna. Nina zerknęła na Praserta przez ramię
- Idziemy? - zapytała i sama też zerknęła na obraz, ale chyba nie wzbudził jej podejrzeń, bo znów spojrzała na Privata.
- Pieprzy mi się w głowie - Prasert odpowiedział błyskawicznie. Wnet poczuł się dość niezręcznie, bo takimi wyznaniami nie powinno się zadręczać damy. - Znaczy… spójrz na ten obraz. Wcześniej wydawało mi się, że ta kobieta jest do nas tyłem, potem że bokiem i teraz znów nie widzę jej twarzy. Są dwie możliwości. Słuchaj mnie uważnie. Albo każde kolejne wydarzenie dłutem wbijało się w moją psychikę, aż ją wreszcie rozłupało… Albo jest coś nie tak z tym obrazem. Albo z całym domem… - mruknął. - Na serio mam ochotę go zdjąć, wziąć do salonu i patrzeć na niego cały wieczór. Co nie brzmi jak prawdziwa zabawa… i tylko dlatego się waham - westchnął.
Nina zmarszczyła brwi.
- Wychodzę z założenia, że jeśli coś widzę, najpierw zakładam że to tam było. Najwyżej się mylę. Jeśli więc widziałeś coś dziwnego, to sądzę, że powinniśmy się temu przyjrzeć. Jednak branie obrazu z nami może wzbudzić pytania twojej siostry, a na razie nie chcę jej w to wplątywać. Wolę wiedzieć najpierw, czy wszystko z nią w porządku - wyjaśniła i ruszyła znów korytarzem.
Prasert ruszył za nią.
- A co miałoby być z nią nie w porządku? Oprócz oczywistych rzeczy? - zapytał. - Myślisz, że jest jakąś złą agentką tajemniczej księgi? Wydaje mi się po prostu pijana i nieco… nie powinienem tego tak nazywać, ale głupia. Ale kto nie jest głupi po butelce wina. Nieważne. Po prostu o tym nie zapomnijmy. O tym obrazie. Spróbujmy spędzić ten wieczór spokojnie i bez zbędnego wydziwiania. Mamy jedzenie oraz… lemoniadę… - spojrzał na nieco żółty płyn. - Czego więcej nam potrzeba? - uśmiechnął się niepewnie.
Szedł przez korytarz prowadzący z powrotem do salonu myśliwskiego. Jego humor nieco osłabł. Jakby spodziewał się, że tym razem zobaczy na podłodze nie tylko Sunan, ale również Hana i Alexieia. Pewnie nie zareagowałby aż tak emocjonalnie, jak przed godziną. Chyba by tylko stanął nad tym całym widowiskiem, zastygł i spoglądał na nie przez wieczność. Zapewne policja znalazłaby go po tygodniu, lub miesiącu w tym samym miejscu, wraz z pozostałymi zwłokami.
- Myślę, że wcale z własnej woli nie musi być agentką jakiejś rzeczy, mogłaby za to zostać na przykład opętana, a o tym nie dowiemy się, póki nie spędzimy z nią trochę czasu - zauważyła Morozow.
- Chyba przez alkohol opętana - Prasert mruknął pod nosem.
Zamiast jednak groteskowej sceny, znalazł w salonie Alexieia i Suttirata wnoszących trzecią walizkę i jakieś torby, a także Hana siedzącego na kanapie. Duch gdzieś czmychnął, a Sunan siedziała na fotelu, a widząc tacę z lemoniadą, zaraz zrobiła miejsce na stole odgarniając jakieś gazety na bok.
- Możemy zrobić grilla, mam alkohol. Cieszy mnie, że przyjechało aż tyle osób - powiedziała takim tonem, jakby mówiła to niemal co chwilę przez ostatnie piętnaście minut.
Warun odstawił resztę rzeczy przy schodach, po czym również podszedł do wolnego fotela i na nim usiadł.
- Chyba będziemy mieć trochę mało miejsc - zauważył Han licząc osoby i miejsca
- Spokojnie, ja zawsze mogę usiąść na kolanach Praserta i się pomieścimy - zażartowała, choć wcale niekoniecznie Morozow. Sunan posłała jej zainteresowane, ale w żaden sposób nie karcące spojrzenie. W końcu pracowała dotychczas w Pattayi, takie coś nie było żadnym złamaniem tradycyjnych konwenansów, na pewno nie w oczach Sunan…
- Na pewno byłbym wtedy duszą towarzystwa - Privat zaśmiał się cicho. - Wcale nie myślałbym tylko o tobie i o tym, jak jesteś blisko… I jak mi źle z tym, że wokół jest tylu ludzi - pokręcił głową. - Choć wciąż… ta wizja taka kusząca - mruknął, stawiając tackę na stole. - Dzięki za pomoc - rzekł do Sunan, kiedy zrobiła miejsce. - Bardzo lubię lemoniadę. Choć zazwyczaj piję dość mało ciekawą, bo po prostu wyduszam sok z cytryny do zwykłej wody. Nie potrzebuję miodu, ani cukru. A ty posłodziłaś? - zapytał ją. - Jak tak, to nie ma problemu, to wtedy prawdziwa lemoniada - dodał szybko, żeby nie przestraszyć Sunan, że znowu zrobiła coś źle. - Komu nalać? - zapytał. Mężczyźni pewnie mogli sami się obsłużyć, ale wypadało zaproponować pomoc siostrze i Ninie. Prasert rozumiał podstawy dżentelmeństwa. Jednocześnie zastanawiał się nad grillem. To wcale nie był taki zły pomysł. Nie zrozumiał do końca komentarza dotyczącego małej ilości miejsca dla wszystkich. Przecież w rezydencji musiały być krzesła, które mogli wynieść na zewnątrz. Kanapa z salonu myśliwskiego i ta z vana powinna wystarczyć. Pewnie byłyby też wygodniejsze od zwykłych krzeseł. Jako że posiadali na stanie czwórkę silnych mężczyzn, to przeniesienie mebli nie powinno być żadnym problemem.
Pomysł przyniesienia kanapy z vana umarł w powijakach, ponieważ jako iż nie wciągali na razie Sunan do grona wiedzących co tak naprawdę przetrzymywał van grupki, nie mogła więc wiedzieć, że w środku była wygodna skórzana kanapa, kompletnie nie pasująca do tego typu pojazdu. Prasert nie sądził, żeby dla lekko pijanej Sunan robiło to jakąś różnicę, ale postanowił porzucić temat.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:13   #322
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Poradzili sobie z dodatkowymi krzesłami, zwłaszcza, gdy przed samym wieczorem Warun z pomocą Alexieia i Sunan zrobili grill przed posiadłością i przynieśli jedzenie do środka. W tym czasie Nina i Han rozstawiali lampy słoneczne i świeczki, oraz latarki w pomieszczeniu, by dawały nieco więcej światła.
Na zewnątrz bowiem, tuż w okolicy godziny dwudziestej pierwszej zrobiło się zupełnie ciemno.

Sunan przygotowała sporo wina i dokładnie tym upijali się wszyscy tego wieczoru. Mieli szesnaście butelek i mimo, że według stereotypu Rosjanie powinni być nie do zajechania w tym temacie, wyglądało na to, że wino domowej roboty od przyjaciółki Sunan, kopało za troje.
Około godziny dwudziestej czwartej ostatnimi osobami, które jeszcze się trzymały na nogach była Nina, Warun i Alexiei, poza samym Prasertem, któremu świat kręcił się i niespokojnie chybotał.
Wcześniej tego wieczoru wybrali, że będą zajmować trzy pokoje po prawej od drzwi frontowych. Jak głosiła opowieść, niegdyś zajmowała je służba, a teraz po prostu stały puste. Były tam łóżka i meble, ale nic poza tym. Sunan poprała pościele jeszcze u siebie, więc mieli w czym spokojnie spać. Alexiei spojrzał na Hana i szturchnął go. Azjata nawet nie zareagował, ale nadal oddychał.
- Coś mi mówi, że resztą jutro będziemy leczyć kaca - skinął na butelkę i zaśmiał się. Śmiech Alexieia był dość wesoły i zaraźliwy. Kompletnie nie pasował do tej poważnej osoby, którą mężczyzna był na trzeźwo. Podniósł się i chwiejnie stanął przed Guirenem. Złapał go chwytem strażackim i ledwo idąc na nogach ruszył w stronę korytarza do sypialni, którą sobie wybrali
- Dobrej nocy - pożyczył wszystkim, po czym zaczął nucić coś po rosyjsku, póki drzwi się za nim nie zamknęły. Sunan spała zwinięta w kłębek w fotelu, tymczasem Warun podpierał głowę łokciem i starał się sam nie odpaść. Zerknął na Ninę i Praserta.
- No to chyba koniec zabawy tak myślę? - powiedział, bardzo powoli, jakby nie chciał pomylić żadnego słowa.
- Alexiei ucieszyłby się. Mógłby mówić o sobie, że kiedy opuszcza imprezę, ta automatycznie się kończy - Prasert zażartował, pocierając czoło. Jak mógł się aż tak upić? Jeszcze czuł się dobrze, ale wiedział, że jutro będzie zmagał się masywnym kacem. Przyjaciółka jego siostry produkowała niezły arszenik.
- Tylko jak zaniesiemy Sunan do jej sypialni? No bo chyba jej tu nie zostawimy? Chyba że na kanapie? - zaproponował, wskazując mebel. Chyba był gotów przyjąć rolę opiekuńczego rycerza i nawet poświęcić się i oddać jej połowę łóżka w pokoju, który sam miał zajmować. Nina uśmiechnęła się lekko na tę myśli, bo pół wieczoru Warun przegadał z Sunan, a gdy tego nie robili, w niemal rytmicznych odstępach czasu jedno zerkało na drugie i vice versa. Morozow przytuliła się do Praserta i pogłaskała go po szyi
- Zmęczony? - zapytała go czule, jej oczy błyszczały od upojenia, a policzki były zarumienione.
Prasert pocałował ją w jeden z nich.
- Trochę… Świat wiruje mi przed oczami. Ale boje się pójść spać, bo wiem, jak będzie wyglądał jutrzejszy poranek - mruknął z lekkim uśmiechem, choć nie poruszał wcale miłego tematu. - O wiem - nagle wstał. - Muszę uzbro… uzbroić się w… wodę - dokończył.
- Święconą? - zażartował Suttirat.
Prasert spojrzał na niego poważnie i wycelował w niego palec wskazujący.
- Żebyś, kurwa, wiedział, że to wcale niegłupie. Ale miałem na myśli zwyczajną. Minor… Mineralną.
Był z siebie dumny, że potrafił utrzymać równowagę. Po pewnej ilości alkoholu takie drobne sukcesy cieszyły bardziej, niż wielkie życiowe dokonania na trzeźwo. Ruszył w stronę kuchni.
- Wezmę w chuj dużo wody, może dwie butelki, albo trzy, nie, cztery, bo jeszcze Nina… Czy my je zostawiliśmy w kuchni? Jak nie, to wezmę z kranu… Lamblia… Już teraz chce mi się pić… - mówił cicho do siebie. - Pomo… - cicho czknął. - POMOGĘ CI Z SUNAN! - wrzasnął za siebie, aby Warun mógł go usłyszeć. On oraz reszta wsi. Choć wcale nie zdawał sobie sprawy z tego, jak głośny był jego głos. - Muszę się spieszyć, żeby nie zniknęła… - mruknął jeszcze do siebie. Jak gdyby Nina chciała skorzystać z pierwszej lepszej chwili jego nieobecności, aby opuścić go na zawsze, albo przynajmniej… - ...na kolejny rok, kurwa - przeklął przed nosem.
Spróbował wyciągnąć telefon, aby oświetlić sobie drogę do kuchni latarką.
Telefon okazał się wyśmienitą latarką, kiedy wreszcie udało mu się za trzecim razem kliknąć na właściwą aplikację. Dom wydawał się mniej przerażający, kiedy wszystko tak delikatnie wirowało. Prasert dotarł wreszcie do drzwi kuchennych. Światełko jego komórki padło na obraz ze strumykiem, szklarnią i kobietą… Problemem było… Że była szklarnia, był strumyk… Były kurki, których nie zauważył tam wcześniej… Ale kobiety…
Kobiety tam w ogóle nie było.
Ale co go to obchodziło w tej chwili? Ano nic. Szedł po wodę, była ważniejsza, niż jakieś znikające baby, czyż nie?
- A spierdalaj, nikt cię tu nie trzyma - rzekł do płótna, jak do żyjącej, rozumnej istoty. Po alkoholu nie był w stania bać się niczego paranormalnego, choć to pewnie nie było zbyt rozsądne i korzystne dla jego zdrowia. Gdyby pojawiła mu się przed oczami zjawa, wyzwałby ją od szmat i zaproponował pojedynek na pięści, który rozstrzygnie wszystko. - Pieprzone kury.
Skręcił do kuchni i wziął z blatu cztery butelki wody, którą mieli poustawianą w dwóch zgrzewkach. Odwrócił się i już ruszył w stronę korytarza, by wrócić do salonu, kiedy usłyszał bardzo ciche
- Kto tu jest…? - gdzieś z głębi kuchni.
- No kurwa zgaduj - odparł Prasert. Zostawił wodę na podłodze, nie licząc jednej butelki, którą chwycił oburącz. - Tylko jestem uzbrojony, więc licz się ze słowami. Szacunek. Szacunek jest ważny, szma…
Przerwał w pół słowa. Nagle w jego umyśle pojawiła się informacja, że nie powinien nazywać ludzi szmatami i jednocześnie domagać się od nich szacunku.
- Ty szmato - dokończył.
Ta szmata jednak już więcej nie odpowiedziała. Gdy poświecił w głąb kuchni, była zupełnie pusta. Był w niej tylko on sam. I nikogo ponad to.

Prasert mógł więc wrocić do swojego podstawowego celu: zabrać wodę i wrócić do salonu.
- Tak, lepiej chowaj się - Prasert lekko zachwiał się. - Nie jesteś ani pierwszą, ani ostatnią na mojej drodze. Żałuj, że nie wprowadziła się tutaj wesolutka rodzina z trójką pięknych, zdrowych dzieci. Ich to byś bardziej przestraszyła.
Privat chwycił wodę. Spróbował to zrobić tak, aby zarezerwować jedną rękę na telefon z latarką. Czy był w stanie wszystko zabrać i jeszcze oświetlać sobie drogę? Chciał to sprawdzić.
- Phecda. To brzmi dumnie - mruknął pod nosem.
Jak się okazało, zręczność Praserta zdecydowanie przewyższała jego obecny poziom trzeźwości i jakimś cudem zdołał zebrać wszystkie butelki w jedną rękę i iść, nie upuszczając żadnej. Jednocześnie świecił sobie na drogę, która była prosta. Do zakrętu i w lewo…
Ominął maszynę z wróżbami, po czym znów wrócił do oświetlonego pomieszczenia. Nina zabierała z niego właśnie jedną lampkę i zanosiła do ich sypialni. Warun tymczasem próbował wziąć Sunan pod ramiona
- Świetnie się składa, że jesteś, bo serio sam nie dam rady - skwitował. Po takim piciu, to nawet przedszkolak mógłby go przewrócić, wkładając w ten zamiar choć czterdzieści procent wysiłku, na jaki było go stać.
- To w końcu męskie kości, choć twarz piękności. Nawet nie czuję, kiedy rymuję - mruknął i ruszył w stronę Sunan. Ale zerknął na Ninę. - To dlatego, bo mam duszę poety.
Zostawił wodę na stole i zagryzł wargę.
- Nie wiem, czy powinienem mówić, bo nie chcę was denerwować - mruknął. - Bo w kuchni był duch, ale go przepędziłem - rzekł z dumą. Potarł skroń. - Ciekawe, czy mam fioletowy język, czasami tak mam, jak wypiję dużo wina. No i powiedział ten głos “kto ty jesteś…???”, a ja na to “nie twój interes, szmato!!!”.
Prasert wyprostował się dumnie. Czekał na pochwały. Miał nadzieję, że Nina dostrzeże, jaki był męski i dzielny. Warun też mógłby.
Nina wyprostowała się i spojrzała na niego, po czym zaczęła się śmiać.
- No i świetnie mu powiedziałeś, na pewno się odwali na dobre - rzuciła i z dumą popatrzyła na swojego Praserta. Tymczasem Warun kiwnął głową z uznaniem.
- No to świetnie… A teraz… Weźmy Sunan i zanieśmy… Nie wiem gdzie, wypada, żeby pani domu spała na kanapie w salonie? Może ja się prześpię na kanapie? - zaproponował.
- Nie, śpicie razem. We dwoje. I dobrze ją obmacaj, bo mi nie powiedziała, czy wciąż ma tego kutasa, czy nie - powiedział Prasert. - Może to wiele, w sensie wiele wymagam, i mam dziwne standardy, ale rodzeństwo powinno wiedzieć nawzajem, co mają w swoich spodniach. Więc masz dzielną misję, Warunie - poklepał go w ramię. - Przyjaciel cię prosi - dodał. - Czuj moje błogosławieństwo.
Warun aż się cały wyprostował…
- Stary, każesz mi obmacywać swoją siostrę w jej domu… - zapadła chwila milczenia.
- Nie wiem, czy mam się bać, czy ci podziękować…
- To pewnie pozwolenie pułapka. Teraz ci pozwala… A potem na trzeźwo skopie... Poza tym, jak nie jesteście pewni co Sunan ma w spodniach… To tak podwójna pułapka, no nie? - zaśmiała się znowu. Sunan jednak w ogóle się nie budziła. Wino musiało poważnie ją wyoutować z tej rundy.
- Jeżeli nie jesteś gotowy na to, że jutro skopię cię tak, czy tak, to znaczy, że niewystarczająco ci zależało - powiedział Prasert. Odniósł wrażenie, że zabrzmiało to mądrze, ale błyskawicznie zapomniał te słowa po tym, jak je wypowiedział.
- No to bierzemy ją do mnie… - zarządził Suttirat i ruszył przodem. Wybrał pokój najbardziej na lewo. Następny, środkowy zajmowała Nina i Prasert, a ostatni, zaraz obok Han i Alexiei. Dalej ciągnął się krótki korytarzyk, aż nie zakręcał w lewo. To skrzydło było właściwie bliźniaczym odbiciem przeciwnego, ale dziś nikt nie zwiedzał posiadłości, tak więc nie do końca było wiadome im co tam dalej jest. Warun poprowadził Praserta do sporego łóżka, po czym ostrożnie położył na nim Sunan. Od razu przekręciła się na bok i skuliła nogi pod siebie. Suttirat przyglądał się chwilę, aż nie potrząsnął głową.
- Y, to tego. Dobranoc… - pożegnał Privata. Tym samym, dał mu znak, że to najlepszy moment, by jego drogi przyjaciel mógł już się zająć swoją kobietą. Kiedy zajrzał do salonu, światła były pogaszone i już jej tam nie było. Na kanapie siedział Duch. W jego oczach odbijały się światła dochodzące do salonu z pokoju Praserta i Niny. Poruszył ogonem.
- Powinieneś być moim największym fanem, stary - Privat mruknął do niego. - Sunan tak bardzo chciała chuja, że już prawie nazwała cię tak. Ale wysłałem jej takiego prawdziwego.
Nie przyznałby się do tego nawet po pijaku, ale podnieciło go to. Wizja Waruna rżnącego nieprzytomną Sunan. Zwłaszcza po tym, jak dał mu przyzwolenie, jak gdyby był jej jakimś właścicielem. Prasert obrócił się w stronę korytarza. Uznał, że Nina będzie już na niego czekać. Chciał się z nią kochać. Musiał znaleźć się w niej tak szybko, jak to tylko możliwe. I całować ją. Przypomniał sobie jednak o wodzie, więc wrócił po nią, ale nie zamierzał zatrzymywać się po drodze już nigdzie indziej.
Kot obracał powoli głową, obserwując go, gdy brał wodę ze stolika. Kiedy ruszył do ich pokoju, zastał pomieszczenie z zaciągniętymi kotarami na oknach. Tymczasem na łóżku leżała już Nina. Miała na sobie tylko bieliznę. Jej ubrania leżały na torbie koło stolika. Obejmowała rękami poduszkę, a gdy Prasert wszedł, przeciągnęła się, uśmiechając do niego. Odłożyła poduszkę i przekręciła się tak, by mógł ją wyraźnie oglądać ze wszystkich stron. Była zgrabna i szczuplutka. Jak taka filigranowa istotka mogła obejmować tak istotne stanowisko? Musiała mieć specjalne zdolności - to było proste…
- Zamknij drzwi i zgaś światło, proszę - powiedziała, nim zbliżył się do łóżka i kompletnie zapomniał o bożym świecie.
- Lubisz wydawać polecenia? Czyżby to choroba zawodowa? - zapytał Prasert z lekkim uśmiechem, ale zastosował się do polecenia. Jego ręka dotknęła przycisku na ekranie smartfona, latarka zgasła i wnet w pokoju zapanował kompletny mrok. Nawet okno nie dawało zbyt dużo światła. To dlatego, bo znajdowali się z dala od miasta i miejskich świateł. Księżyc i gwiazdy również skryły się za chmurami. Smolista zasłona nocy opadła na całe pomieszczenie. Zmysły Privata wyostrzyły się, kiedy wzrok nie przyjmował żadnych bodźców. Słyszał cichy oddech Niny. Podniecił go. Świadomość, że przed nim znajdowała się prawie naga, ciepła kobieta sprawił, że chciał się w nią wtulić. Zwłaszcza, że mury europejskiej posiadłości były dość zimne po zmroku i Prasert poczuł to na skórze w trakcie rozbierania się. Wnet pozostał w samych bokserkach. Ruszył w stronę łóżka. Wstąpił na nie kolanami i zastygł na chwilę w bezruchu, przeciągając się. Nie był w stanie dostrzec żadnej różnicy kiedy otwierał oczy i kiedy je zamykał. To było wyjątkowe i obce doświadczenie dla kogoś, kto całe życie przeżył w dużym mieście o ogromnym zanieczyszczeniu światłem. Było w tym coś łagodzącego, a jednocześnie strasznego. Jakby znaleźli się w kompletnej próżni i mieli jedynie siebie. Nie było tu nawet elektryczności… Prasertowi lekko zakręcił się w głowie, kiedy nachylił się i wyciągnął przed siebie dłonie. Chciał dotknąć ud Niny i ścisnąć je. Chyba były odwrócone do niego tyłem, ale może Morozow odwróciła się w międzyczasie na plecy.
Kobieta zdawała się przysłuchiwać jego ruchom, bo umiejscowiła się tak, by było mu łatwo wejść na łóżko i by zbyt szczególnie nie musiał się koncentrować na tym, czy jakimś kolanem nie zrobi jej krzywdy. Trafił na jej uda. Były gładkie i smukłe. Rzeczywiście Nina leżała teraz na brzuchu i mógł spokojnie przesunąć palcami po jej skórze. Przeszedł ją dreszcz od jego dotyku. Kontrast nieco chłodnych dłoni na jej rozgrzanym ciele sprawił, że dostała gęsiej skórki. Zaśmiała się.
- Lubię wydawać rozkazy, ale czasem lubię je też otrzymywać… Ale tylko od wyjątkowych osób… - droczyła się z nim. Znów się obróciła i teraz była przed nim przodem.
Prasert nachylił się. Opadł rękami na pościel tak, że znajdował się teraz nad nią. Pochylił się umieścił usta na jej szyi. Nie pocałował jej, ani nie odsuwał się. Muskał wargami, aż wreszcie posmakował jej językiem.
- Od wyjątkowych osób, mówisz… A co jeżeli pewna wyjątkowa osoba nie jest zainteresowana ani otrzymywaniem rozkazów, ani ich dawaniem? - zapytał. Odsunął się dopiero wtedy i przesunął głowę tak, aby zawisnąć nad twarzą Niny. - Jeśli ma ochotę jedynie na bezmyślne, gwałtowne i agresywne pieprzenie się? - zapytał. To nie był uprzejmy, ani romantyczny ton. Był wyzuty z emocji, jak gdyby Prasert był biznesmenem mówiącym o planach swojej instytucji.
Nina podniosła dłoń i pogłaskała go nią po policzku.
- W takim razie, zapomnimy na ten moment o nawykach i przyzwyczajeniach - obiecała. Usłyszał w jej tonie, że uśmiechnęła się. Uniosła głowę i pocałowała go w usta. Oplotła ramionami jego szyję, by nie upaść na poduszki.
Prasert oddał pocałunek. Bardzo mocno i agresywnie zaatakował ją językiem. Już długo zwlekał, próbując opanować chciwość, jednak teraz tama pękła i żądza wylała się na zewnątrz. Docisnął jej twarz do poduszki, po czym odsunął się, aby pozwolić jej odetchnąć. Zaczął całować jej szyję, schodząc coraz niżej. Jednak napotkał na materiał biustonosza. Wcześniej pamiętał, że Nina miała na sobie bieliznę, ale potem najwyraźniej zapomniał o niej. Nie spodziewał się żadnej przeszkody na jej ciele i wydał z siebie ciche, niezadowolone warknięcie. Odsunął się. Wyciągnął rękę, żeby złapać stanik za zapięcie. Pociągnął go do siebie, jakby Nina była zapakowanym prezentem z uchwytem. Następnie puścił i przeklął cicho pod nosem. Wiedział, że nie był w stanie rozpiąć tego cholerstwa. Nie po takiej ilości wina. Tak właściwie nie spodziewał się, żeby Morozow również potrafiła wykonać taką operację za swoimi plecami.
- Masz nóż? - szepnął. Wargi zaschły mu z podniecenia.
Kiedy zapytał, kobieta wciąż jeszcze łapała oddech po pocałunku, którym ją uraczył.
- Mmm… W torbie, ale poczekaj… Może i jestem pijana, ale każda kobieta jest w stanie rozebrać się… Póki nie traci przytomności - zaśmiała się z takiego motta. Przesunęła dłonie za siebie i chwilę się powierciła. Nastąpiło metaliczne kliknięcie i rzeczywiście. Po chwili Prasert poczuł jak materiał ustępuje. Morozow odrzuciła stanik na bok, zapewne gdzieś na podłogę. Kobieta podniosła jedną dłoń i pogładziła Privata po włosach.
Prasert złapał ją za nadgarstek i wykręcił jej rękę za plecy. Chyba nie przywiązywał tej nocy zbyt dużej uwagi do czułości. Był pijany, ale mięśnie pozostawały tak silne, jak w stanie nawet największej trzeźwości. A może potrafiły jeszcze więcej, jako że Privat nie miał już żadnych oporów, aby ich użyć. Bez najmniejszego problemu chwycił drugą rękę i ułożył ją w ten sam sposób. Poczuł dziwną, sadystyczną przyjemność. Chciał przejąć nad nią kontrolę i unieruchomić ją. Tak, żeby nie mogła nigdzie pójść, nigdzie zniknąć. Żeby była tylko jego. Czuł zbierającą się krew w wzwodzie. Niech teraz spróbuje uciec od niego na rok i nie dać ani znaku życia. Prasert zamierzał wziąć ją tak, aby wynagrodzić sobie tych dwanaście miesięcy smutnego wyczekiwania na wiadomości. Tak, żeby wystarczyło mu za cały ten okres posuchy i frustracji. Nachylił się i przygniótł ciało Niny do materaca. Czuł, jak jego było twarde, niczym marmur, natomiast Morozow zdawała się dużo bardziej miękka i delikatna. Jej głowa leżała na lewym policzku, więc Prasert bez problemu przegryzł płatek jej prawego ucha. Wciąż mocno trzymał oba nadgarstki Niny. Miał nadzieję, że spróbuje z nim walczyć i siłować się. To by go jeszcze bardziej nakręciło.
Kobieta lekko syknęła, kiedy wykręcił jej ręce. Przez chwilę leżała spokojnie, ale kiedy dodatkowo przygniótł ją, zrobiło jej się niewygodnie. Nie mówiła nic, po prostu zaczęła się wiercić i próbować wysunąć ręce z jego uchwytu. Była sprytna, nie próbowała siły, bo chyba wiedziała, że nie da sobie z nim rady, ale i tak chciała się uwolnić wedle przyjemności Praserta. Nina pewnie nawet nie wiedziała jakie emocje nim teraz zawładnęły. Jęknęła cicho, gdy przygryzł jej ucho, chyba sprawiło jej to przyjemność, zwłaszcza, że znów przeszył ją dreszcz.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:14   #323
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Prasert w tym mroku mógł być kimkolwiek, ona zresztą tak samo. Zupełnie jak gdyby stracili tożsamości, skąpani w czerni. Privat zresztą zapomniał, jak się nazywa. I kim jest na co dzień. Utracił dostęp do pamięci zarówno długotrwałej, jak i krótkotrwałej. Stał się rozjuszonym zwierzęciem. Wulkanem najgorętszych emocji, które wciskały Ninę w pościel, sprawiając jej tyle niedogodności, co przyjemności. Oparł się mocniej na kolanach, aby osłabić nacisk na plecy kobiety. Położył na nich obie dłonie i docisnął. Zaczął po zmroku badać jej ciało, jak gdyby chcąc nauczyć się go na pamięć. Jednak nie robił tego delikatnie i zresztą niewiele pozostawało w jego głowie. Po chwili zresztą znudził się tym i zacisnął rękę na jej prawym pośladku. Był cudowny, mięsisty i jędrny, oraz zdecydowanie nadal ubrany! Prasert nie mógł poznać faktury jego skóry, bo i tym razem bielizna stała mu na przeszkodzie. Złapał ją za bok i pociągnął. Z całych sił. Nie prowadził w głowie obliczeń co do wytrzymałości szwów, lub materiału. Nawet też nie wpadł na to, że mógłby po prostu ściągnąć materiał z Niny, pociągając go w stronę nóg. Privatem kierowały już tylko najbardziej pierwotne instynkty, a te podpowiadały, że jak coś mu się nie podobało, to miał to zniszczyć.
Morozow aż drgnęła i syknęła znowu, bo gumka popruła się i pękła. Część lekko strzeliła w jej ciało, a część po prostu została w dłoni Privata. Rosjanka przełknęła ślinę, po czym znów spróbowała uwolnić ręce, by móc go dotykać i umościć się lepiej. Zdecydowanie nie wiedziała co planował i w jaki stan wprowadziła go ta intymna sytuacja. Byli w całkowitym mroku, ale na niej nie robiło to aż takiego wrażenia jak na nim. Nina była pijana i chyba właśnie przez to nie wyczuwała przyjemnego zagrożenia, tylko dalej sądziła, że nieco się droczą, choćby z tymi rękami i siłowaniem.
Prasert przetrzymywał teraz tylko jej lewą rękę, bo prawa była zaciśnięta na pozostałościach bielizny. Znów opadł na Ninę. Nie odrzucił na bok zniszczonych majtek, tylko przysunął je sobie do twarzy, żeby poczuć ich zapach. Poczuł elektryzujący dreszcz biegnący po kręgosłupie, jak gdyby zaciągnął się nie tyle feromonami kobiety, co mocnym i energetyzującym narkotykiem. Chciał jej jeszcze bardziej. Porzucił zawartość prawej dłoni i docisnął głowę Niny do poduszki. Chyba tylko dlatego, bo mógł. Rozwarł szeroko długie palce, czując zarówno ciepło jej policzka, miękkość włosów, kształt kości policzkowych, jak i zawiłość małżowiny usznej. Chciał ją zobaczyć, ale nie mógł, więc tylko przysunął się, żeby przesunąć językiem po jej wargach i przegryźć dolną. Przypominała mu smakowity, dojrzały owoc, który tylko czekał, gotowy na skonsumowanie i pochłonięcie.
Kobietę musiały przechodzić dreszcze przyjemności na jego dotyk, ale gdy przykładał nieco więcej siły, całe jej ciało napinało się w odpowiedzi. Jak w pierwotnym tańcu. On napierał, a ona zamiast ulegać, stawiała mu opór. Poruszyła się, chcąc zmienić z nim pozycję. Wyraźnie nie chciała ustąpić mu w łożku zupełnie pola, zwłaszcza, że próbował tak silnie pokazać władzę. Poczekała, aż nacisk na jej głowę zelżeje i spróbowała się znów podnieść. W międzyczasie rozchyliła uda i zaplotła nogi za jego plecami na wysokości bioder, po czym uniosła szybko biodra i otarła się o jego krocze swoim, drażniąc go i pokazując, że wcale nie rządzi na wszystkich polach, bo oto ona nad nim też miała władzę.

Uścisk Praserta zelżał, bo kompletnie się tego nie spodziewał. Chyba zapomniał, że ma pod sobą żyjącą istotę, która posiadała coś więcej prócz ciała. Na przykład umysł, własną wolę oraz zdolność do inicjacji czegokolwiek. Agresywna część Privata została pobudzona, bo nie chciał zgodzić się na nic, co byłoby sprzeczne z jego własnymi warunkami i pragnieniami. Tyle że potarcie jego krocza wcale nie było rzeczą niezgodną z jego celami. Wręcz przeciwnie. Odsunął się, z powrotem opierając cały swój ciężar na kolana. Jego ciężka od krwi męskość była drażniona przez biodra kobiety. To była tortura, co prawda przyjemna, ale tortura… A Prasert nie zamierzał zgadzać się na jakąkolwiek. Złapał łydki Niny i rozchylił, przełamując splot nóg. Jego wyobraźnia działała. Widok, który miał przed sobą, musiał być cudowny. Jednak skoro nie mógł poznać go wzrokiem, to mógł jedynie dotykiem. Położył obie dłonie na pośladkach Morozow i ścisnął je mocno. Chciał objąć całą ich objętość w swoich dłoniach, aż do kości. Rozchylił je, wstrzymując oddech, a następnie je złączył. Potem dał jej po jednym klapsie, ale silnym. Skóra na pewno zaczerwieniła się, choć nie mógł jej zobaczyć.

Kobieta znów wstrzymała oddech, cicho syknęła i mruknęła na takie traktowanie.
Nie mogła go teraz dręczyć swoim kroczem, bo straciła najważniejszy punkt manewrowy, czyli oplecione biodra w uścisku swoich nóg, ale teraz za to dłonie Praserta znów jej dotykały, a skoro miał zajęte obie, Nina miała swoje wolne. Uniosła się więc na łokciach, co privat mógł poczuć po ruchach jej ciała i sięgnęła dłonią w dół, by dotknąć jego ręki na swoim pośladku. Jej skóra była miękka i sprężysta. Gdy klapnął ją, zadrżała i zaraz znów wróciła do normalnego stanu. Morozow była zdecydowanie śliczna bez ubrań, jej garderoba była ładna, ale zdecydowanie dużo więcej zyskiwała właśnie w takich sytuacjach jak teraz, kiedy nie miała na sobie nic, prócz rozpalonych, głodnych dotyku palców Privata. Najwyraźniej oboje zapomnieli o tym, że mogą mówić, bo mruknęła z aprobatą, gdy ściskał, ale warknęła gdy ją klepnął. Nie uważała się bowiem za klacz, żeby mogł ją klepać jak konia.

Prasert tej nocy wyzbył się najbardziej podstawowych wartości wpajanych ludziom od dzieciństwa. Na przykład takich, jak szacunek do drugiego człowieka. Jego empatia również nie istniała. Nie myślał w ogóle. A tym bardziej nie o myślach Niny, jej uczuciach lub pragnieniach. Liczyły się tylko jego własne, pierwotne popędy oraz chęć zaspokojenia ich. Nie myślał o Morozow jak o klaczy, jednak przeczuwał… nawet wiedział, że została idealnie zaprojektowana przez naturę do sprawienia mu maksymalnej przyjemności. Dostarczenia właśnie tego, czego pragnął. I nie zamierzał z tego zrezygnować, nawet gdyby ona nie miała na to ochoty. Jednak nie uderzał już, choć spodobała mu się sprężystość jej pośladków, kiedy zaatakował je dłonią. Wcześniej tym nie chciał sprawić jej bólu, a jedynie doświadczyć jej mocniej. Tyle że mógł na nowe, jeszcze niezbadane sposoby. Dlatego znów położył dłonie na jej pośladkach i rozchylił je. Zagryzł zęby tak mocno, że aż trzeszczały. Nachylił się, aby posmakować jej. Chciał dotrzeć językiem wszędzie, gdzie tylko mógł i zlizać każdy smak, jaki tylko Nina oferowała.
A oferowała różne. Jej skóra na przykład zdawała się nie mieć smaku, ale była delikatna pod językiem. Może odrobinę słona, ale w przyjemny sposób. Wyczuł też żel do kąpieli i jego kwiatową woń. Dalej był ten charakterystyczny, wodnisty, kwaskowy smak. Ukrywany wcześniej przez bieliznę kobiety, a teraz tak doskonale dostępny dla mężczyzny. Gdy polizał ją tam, Nina jęknęła głośniej, dając mu tym samym jasno do zrozumienia, że dotyk w tym miejscu i to taki sprawiał jej niesamowicie podwyższony poziom przyjemności. Morozow szerzej rozchyliła uda i wierciła się pod jego rękami i językiem. Sama na razie nie musiała go ani hamować, ani zachęcać, sam Privat wiedział jak dawać przyjemność im obojgu. Dopiero po chwili przekręciła się i szeptem mruknęła słowo, które tak naprawdę nie musiało mieć znaczenia
- Jeszcze… - przysunęła się i złapała jego głowę rękami. Chciała go pocałować. Chciała złapać zębami ten język, którym sprawiał jej przyjemność i zrobiła to. Ssała jego usta, póki nie puściła. Zaśmiała się z najwyższej przyjemności.
Prasert odkrył, że nie jest w stanie wypowiedzieć ani słowa. Nawet sformułować myśli. Chyba wpadł w miłosny amok. Niegdyś wojownicy odczuwali coś takiego na polu bitwy. Atakowali każdego kolejnego wroga, upuszczali z nich krew i zarzynali. Z każdą minutą wzmagał się w nich szał berserka. Umysł był coraz bardziej czysty i przenikliwie jasny, a krew pulsowała coraz szybciej. Była gorętsza i gęstsza. Odczuwali do swoich ofiar zarówno nienawiść, jak i swoistą, dziwną miłość. Może rzeczywiście pomiędzy tymi dwoma uczuciami była bardzo cienka granica. Privat czuł zęby Niny na swojej skórze. Ssała jego usta, a on jej na to pozwalał, ale przerwała mu. Nieważne z jakiego powodu. Powinna być za to ukarana. Bezceremonialnie pchnął ją na łóżko i znów zawisł nad jej kroczem. Kontynuował. Wciskał język w każde jej wypukłości i zagłębienia. Wnet Morozow była cała mokra z jego śliny. Wsunął język wgłąb, bo przyjemnie było poczuć tą miękkość i ogromną, aksamitną gładkość. Nie robił to dla jej przyjemności, tylko dla siebie. Wnet wysunął się i przekrzywił głowę na bok. Przystawił swoje wargi do warg Niny i zaczął ssać. Chciał więcej wilgotnej kwaskowatości.
Kobieta jednak nie mogła zapanować nad tym, że takimi poczynaniami sprawiał jej przyjemność. Sapała i pojękiwała. Jej ciało stało się cieplejsze i bardziej wilgotne. A ona sama ledwo panowała nad sobą by nie zacząć wić się i wiercić. Wyraźnie chciała jeszcze i nie była w stanie kompletnie nad sobą zapanować. Jej ciało już od dłuższej chwili zupełnie jej nie słuchało, a co dopiero teraz… Strach pomyśleć co będzie, gdy wreszcie Privat zagłębi się w niej by dać sobie końcową satysfakcję… Nina drżała. Momentami wręcz ją nieco bolało i wtedy lekko próbowała zaciskać przed nim uda. Nie miała jednak dość siły, by go zatrzymać.
Prasert przesunał usta w stronę łechtaczki kobiety. Wpierw ją tylko musnął, bo nie był nią szczególnie zainteresowany, ale kiedy Nina głośno jęknęła z rozkoszy, postanowił zostać w tym miejscu nieco dłużej. Obserwował, jak kobieta reagowała na ruchy jego języka, pocałunki, ruch warg… Nierytmicznie wyginała się. Czuł napięcia jej mięśni, kiedy przetrzymał uda szeroko rozwarte. Podobało mu się, jak wielką posiadał nad nią kontrolę. Jak gdyby była instrumentem, a on muzykiem, który wydobywał najsłodszą z możliwych symfonii. Przesunął paznokciami dość boleśnie po wewnętrznej stronie ud kobiety. Tak, że aż powstał ślad, choć nie mógł tego dostrzec. Jednocześnie wpił się mocniej w jej czuły punkt, łechcąc go szybko, mokro i łapczywie.
Dwa doznania zmieszały się. Z jednej strony był ból, na co aż wstrzymała oddech, a dotąd tylko pojękiwała i sapała, ale za moment pogubiła się w doznaniach. Uderzyła pięścią w łóżko, bo w mroku nie widziała czego się po nim spodziewać i mogła lękać się jak i pożądać każdego jego kolejnego pomysłu. Gdy ssał i lizał dalej, aż pchnęła biodrami w przód, jakby chciała go mocniej. Oczywiście było to nielogiczne, bo tylko mu przeszkodziła, ale jej ciało zdecydowanie poszukiwało tego charakterystycznego ruchu. Kobieta oddychała szybko. Spróbowała usiąść, ale tylko dlatego, że znów spróbowała zmienić ich pozycję. Chciała go przewrócić na łóżko.
Prasert pozwolił jej na to. Tylko dlatego, bo był ciekawy, na jaki pomysł wpadła Nina. Czego tym razem pragnęła. Nie uległ jej, a jedynie pozwolił chwilowo przejąć kontrolę. Jeżeli coś mu się nie spodoba, to zamierzał sprawić, aby kobieta dowiedziała się o tym. Czuł coraz mocniejsze rozpieranie w kroku. Teraz jeszcze mogli bawić się w ten sposób, ale Privat wiedział, że niedługo wejdzie w nią. I nie będzie kontrolował. Cała przyjemność, jaką Nina uzyskała od niego… odbije ją sobie z nawiązką. Weźmie ją tak, jak będzie chciał. Tak długo, tak intensywnie, z taką pasją, z jaką będzie chciał. Miał ochotę znowu poczuć ją pod sobą, wgniecioną między łóżkiem a jego ciałem. Tyle że następnym razem będzie znajdować się w niej głęboko, aż po jądra. I z każdym kolejnym pchnięciem będzie odczuwał coraz większą radość i ekstazę.
Kobieta wylądowała więc nad nim. Jednak nie usiadła mu na podbrzuszu… O nie. Jej kolana znalazły się już za moment po obu stronach jego głowy. Skoro tak bardzo chciał lizać, zamierzała dać mu inną do tego perspektywę. Oparła się rękami o wezgłowie i rozsunęła uda, jednocześnie opuszczając w dół. Zatrzymała się jednak na pewnej wysokości, dając mu możliwość zadecydować, czy chce ją tak pieścić, oraz jak nisko, czy może bardziej jak głęboko chce w nią wsadzić język, bo może w tej pozycji, to ona miała więcej kontroli, ale zdecydowanie jemu było dużo łatwiej penetrować ją.
Prasert podniósł ręce, aby położyć je na pośladkach Niny. Następnie delikatnie nakierował je na swoje usta. Rozwarł je szeroko i wystawił język, aby Morozowa mogła ocierać się o jakieś przyjemniejsze rzeczy od zarostu. O dziwo nie miał nic przeciwko temu, jak został potraktowany. Sprawiał jej przyjemność, choć jego własna pozostawała wciąż w ogóle niezaspokojona, ale nawet o tym nie pomyślał. Chciał żeby nie odchodziła, lub smakować jej płci. Czuć pożądanie. Całe pomieszczenie wydawało się płonąć w ogniu, choć nieprzenikniona ciemność sugerowała, że to tylko złudzenie. Prasert bawił się jej pośladkami. Kiedy tylko łapał je w pełną garść, miał wrażenie, że coś zaskakuje w jego umyśle. Jak gdyby jego dłoń została stworzona dla smakowania jej pośladka. I w każdej sekundzie życia, kiedy tego nie robił, coś nie pasowało i się nie zgadzało. Privat wnet poluzował uścisk i pozwolił Ninie na ocieranie się o niego. Niech cieszy się złudzeniem posiadania jakiejkolwiek kontroli, zanim odbierze jej ją za chwilę mocno i zdecydowanie.
To ucieszyło kobietę, bo żwawo opuściła się z biodrami i ocierała o niego, pozwalając mu smakować siebie i jednocześnie dozując sobie nim przyjemność. Poruszała się tak w dość równym tempie, a jej oddechy stawały się bardziej rwane, a jęki wyższe, aż całkiem ucichły, gdy nadała ruchom swoich bioder wyjątkowo podkręcone tempo. Aż wreszcie staneła i jęknęła głośno. Wyglądało na to, że język Praserta dał jej pierwszy orgazm tego wieczoru. Zaparła się o wezgłowie i nieco odsunęła od jego ust. Uwielbiała go i mówiła mu o tym pomrukami przyjemności, które z siebie wydawała.

Wnet Prasert zwalił ją bezceremonialnie z siebie. Na szczęście mieli wspaniałe, szerokie łoże małżeńskie i Nina nie mogła spaść na podłogę. Ale gdyby to się stało, Privat pewnie podążyłby po prostu za nią. Kobieta leżała na plecach, kiedy znów na nią opadł. Złapał jej jedną pierś i mocno chwycił, tak, jak mu się podobało. Przyssał się do jej szyi. Jego żołądź była już od dłuższego czasu uwolniona. Przypadkiem ocierała się o materiał prześcieradła i pościeli, co było nieprzyjemnym uczuciem. Jednak Prasert znalazł dla niej dużo lepsze miejsce. Puścił biust Niny i zagłębił trzeci palec do jej wnętrza. Kiedy już zapamiętał, gdzie się znajdowało, mocno chwycił własnego penisa. Był tak twardy, że w pierwszej sekundzie Privat poczuł obawę, czy coś mu się nie stało. Myślał, że znał swoje ciało, jednak najwyraźniej dopiero poznawał je przy Ninie. Nakierował męskość do jej wnętrza. Kiedy tylko wsunął do środka kilka pierwszych centymetrów, pchnął szybko i nagle. Jęknął z rozkoszy. Morozow była mokra i wszedł do środka z dużą łatwością, choć wnętrze było ciasne i opinało się na nim.
Rosjanka nadal aż jęknęła zaskoczona, kiedy w nią pchnął tak nagle. Najpierw zabierał się do tego tak powoli, że gdy wreszcie pospieszył się i to zrobił, prawie wystraszył ją. Zaraz jednak było jej znowu przyjemnie, bo rozluźniła się. Prasert mógł wyraźnie poczuć jak badała go mięśniami swego wnętrza. Zaciskała się lekko i rozluźniała. Odetchnęła z przyjemnością i ulgą. Wyraźnie dobrze jej było mając Privata w sobie. Poruszyła nieco biodrami, chcąc by poczuł, że ona chce go równie bardzo co on ją.
Prasert położył dłonie na pościeli po obu stronach tułowia Niny. Wsparł się na nich, pracując mięśniami brzucha i lędźwi. Nina miała nadzieję na swoje własno tempo i chciała dać mu do zrozumienia, że pragnie go tak samo mocno, ale Prasert w ogóle nie zauważył jej starań. Ruchy jego bioder były tak szybkie, łapczywe, gwałtowne i szerokie, że Morozow na przemian rozszerzała uda, jak i próbowała je złożyć, choć żadna pozycja nie była wygodniejsza. Privat wyszedł z niej, poślinił ją i uderzył w pośladek. Zaczerpnął powietrza, po czym przełożył ją na brzuch. Chwycił jej biodra i pociągnął w górę, aby Nina wsparła się na kolanach, eksponując biodra. Privat stanął na łóżku na ugiętych nogach, próbując znaleźć balans, po czym naparł z tyłu na biodra kobiety. Wszedł w nią cały, po czym zaczął poruszać się niezwykle szybko, ale na małej odległości, ciesząc się z rozkosznego tarcia.
Ninie trudno się było przyzwyczaić do jego tempa, przynajmniej na początku. Postanowiła dać mu wolną rękę, bo leżała chwilę i zdawała się badać jego ruchy. Potem nawet zaczęła mu nieco dorównywać, ale kiedy obrócił ją, znowu się zgubiła. W tej pozycji jej wnętrze było bardziej ściśnięte i Privat mógł poczuć więcej rozkoszy, ale i odrobinę przyjemnego bólu. Morozow tymczasem jęknęła, głośno, gdy pchnął w nią za pierwszym razem, a potem tylko pojękiwała i oddychała w równym rytmie do jego pchnięć. Sama zaczęła też odrobinę odpowiadać znów biodrami, przez co jego wejścia były jeszcze silniejsze, ale i przyjemniejsze, a na pewno dla Rosjanki.
Nie liczyło się teraz nic, tylko to co robili i zaspokojenie ich łaknienia.
Minęła minuta, kwadrans, wieczność… Prasert kompletnie stracił poczucie czasu. Jego umysł ograniczał się do zaspakajania najbardziej pierwotnych, cielesnych potrzeb. Wnet alkohol rozrzedzał się w jego krwi i przebiło się pragnienie nie tylko ciała Niny, ale również wody. Usiadł pośladkami na piętach, a za nim podążyły biodra kobiety. Jego penis był twardy, sztywny i mocno pulsował krwią. Privat czuł wokół siebie wnętrze kobiety. To było takie intymne, prawdziwe, naturalne… Prasert nie znał lepszego uczucia i zapewne takie po prostu nie istniało.
- Woda - szepnął. - Chcesz? - zapytał, delikatnie głaszcząc ją po plecach. Były nieco zimne, co stanowiło ogromny kontrast przy rozgrzanych jego lędźwiami pośladkach kobiety.
Nina uśmiechnęła się. Czuła się tak potwornie rozgrzana i złakniona jego ciała oraz dalszych pchnięć, że aż sama nie zauważyła jak bardzo spragniona była. Czuli się tacy oszaleli z rozkoszy, zapewne nie mogłoby być lepiej…
- Mhmmm, napiłabym się - stwierdziła i poruszyła biodrami by utrzymać ich ciała w ruchu. Miała dreszcze, bo z jednej strony było jej gorąco, a z drugiej chłodno. Odczucia przyjemnie mieszały się. Kobieta uśmiechnęła się, czego jednak w mroku Prasert dostrzec nie mógł.

Prasert doszedł do wniosku, że będzie musiał ją opuścić. Wyszedł i ruszył w stronę butelek wody. Poruszał się ostrożnie i na pamięć. Przeklął pod nosem, kiedy uderzył stopą o podstawę łóżka. Absolutny mrok wciąż nie rozrzedzał się, a Privat nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie zostawił telefon. Wnet znalazł butelkę. Chwycił ją z rozkoszą, jak gdyby nie był to kawałek plastiku zawierający zwykłą mineralną, tylko co najmniej Święty Graal z boską krwią. Odkręcił i zaczerpnął solidny łyk. Jego umysł stał się nieco bardziej przejrzysty. Był w stanie sformułować już konkretne myśli. Zastanawiał się, jak to możliwe, że był w stanie uprawiać seks, będąc tak wstawionym. Chyba psychicznie nakręcił się tak bardzo, że nie miało to znaczenia. Myślał też o tym, jak wiele będzie potrzebował czasu, zanim dojdzie. W teorii im dłużej, tym lepiej, ale Prasert pragnął już poczuć efekt tak długo wzbierającego się w nim napięcia. Wypił duszkiem prawie litr, następnie ruszył z butelką w stronę Niny.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:14   #324
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Morozow cicho westchnęła gdy się z niej wysunął. Poruszyła się na łóżku i chyba zmieniła pozycję, bo szelest pościeli trwał parę chwil. Gdy Prasert wrócił na łóżko, znalazł ją siedzącą i opartą plecami o wezglowie łóżka. Dzięki poduszkom było jej na pewno dalej ciepło, ale przez to że przerwali, jej ciało już zaczęło wytracać temperaturę. Wzięła od niego butelkę i mruknęła.
- Mmm… Pycha… - powiedziała, nawet jeszcze nie pijąc. Za chwilę jednak zaczęła i najwyraźniej jej pragnienie było nie mniejsze od tego, jakie męczyło Privata. Odrzuciła na bok pustą butelkę. Przysunęła się do mężczyzny i odnalazła jego usta. Pocałowała go lekko, po czym polizała po szczęce, pieszczotliwie. Jakby i on jej smakował.
Prasert przybliżył się i złapał jej kolana. Rozchylił je możliwie najszerzej. Podniecała go myśl, jak w tej chwili kobieta mogła wyglądać. Przybliżył się i ją przytulił, przyciskając do wezgłowia. Nina bez wątpienia czuła na swoim ciele jego niesłabnącą erekcję. Cicho jęknął z nieoczekiwanej przyjemności, jaką sprawiły mu pieszczoty Niny. Przysunął do niej głowę i pocałował ją krótko gdziekolwiek był w stanie. W tej ciemności jedynie trochę orientował się w pozycji kobiety. Alkohol nie pomagał mu w tym. Ale Prasertowi jak najbardziej podobał się spowijający ich mrok. Dzięki niemu było dużo bardziej intymniej, choć nie wiedział do końca dlaczego. Może chodziło o to, że gdyby widział Ninę, to mógłby rozproszyć się jej pięknem. Zacząć zastanawiać się, co widziały jej oczy i co skrywała w sobie. Też Morozow mogłaby próbować wyczytać cokolwiek z niego. Jednak teraz byli ludźmi bez twarzy i to było niemożliwe. Stanowili jedynie… a może właśnie aż... parę kochanków. Dwa ciała złączone w prostej, ale jakże prawdziwej miłości. Czysty archetyp, jakby stali się jedną z kart tarota.
- Tak łatwo jest zakochać się w tobie - szepnął do jej ucha.
Nina pogłaskała go czule po policzku.
- Nie każdy dostaje ten przywilej… Ale i nie chcę każdego, tylko ciebie - powiedziała mu. Zdecydowanie chciała, by poczuł się przez nią pragnięty. Kobieta przesunęła swoje dłonie na jego ramiona, a potem w dół jego boków, aż do jego bioder. Rozchyliła uda, by móc przytulić go do siebie mocniej i jednocześnie by ich ciała znów mogły się złączyć. Wyraźnie chciała go mieć znów w sobie, a i na pewno on też chciał się tam znaleźć. Zachęciła go więc ocierając się o jego podbrzusze i męskość swoim własnym ciałem.
Prasert wsunął się w nią. Ta pozycja była dla nich dogodniejsza i mógł poruszać się z większą łatwością, a co najmniej tą samą satysfakcją. Badał wnętrze Niny swoją męskością, czując, jak sprawia jej tym przyjemność. To go jeszcze bardziej nakręciło. Chyba chciał zapytać ją o coś wcześniej, ale wszystko znów przestało się liczyć. Zamiast tego wpił się w jej usta. Łapczywie, jakby to miał być ich ostatni pocałunek. Woda przepłukała posmak wina z ich ust. Privat odniósł dziwne wrażenie, że dotyk ich języków był jeszcze bardziej intymny, niż złączenie bioder. Czy nie powinno być na odwrót? Nina nie pozwoliła mu zastanawiać się. Prasert złapał jej prawą pierś w garść i ścisnął, poruszając się w niej coraz szybciej. A potem znowu zwolnił. Zmieniał prędkość. Raz ruchy były prędkie, gwałtowne, urywane, a następnie niespieszne, leniwe, jakby wyzywające. W pewnym momencie Prasert wszedł w nią całkiem i został w środku, tylko dociskając do niej lędźwia. Szczęście zalewało jego umysł.
Nina oparła sobie dłonie na jego ramionach i dzięki temu mogła utrzymać się cały czas w jednej pozycji, jednocześnie wygodnie przyjmując go w sobie. Wyraźnie sprawiało jej przyjemność to jak się poruszał i jak zmieniał tempo.
Rosjanka odpowiadała biodrami na jego ruchy, a po chwili dołączyły się do tego powoli wzmagające się jęki. Wyglądało na to, że oboje znów wkroczyli na te intensywniejsze obroty, po krótkiej przerwie w postaci picia.
- Jeszcze… Oh, proszę, nie przestawaj - wysapała w jego usta. Przytuliła go, ocierając klatką o jego pierś i pogłaskała go po karku.
- Nie zamierzam - odpowiedział Prasert. - Uwierz… - pchnął ją głęboko - ...mi.
Privat miał nadzieję, że ta noc się nie skończy. Kiedy wzejdzie słońce, przyniesie z sobą miliony różnych normalnych, dziennych problemów. Nie chciał tego. Gdyby tylko mógł, zatrzymałby je. Aby pozostało ukryte na zawsze. A oni obydwoje w objęciach, w tym jednym miejscu, w posiadłości jego siostry. Nie chciał świtu, niósł z sobą tylko obowiązki.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=4mVcb9WcloU[/media]

Prasert przyspieszył. Czuł strużkę potu spływającą po plecach. Oddychał płytko przez usta. Zamknął oczy, choć to nic nie zmieniało. Skoncentrował się na dłoniach Morozow, które wciskały się mocno w jego ramiona. Były takie silne, nie pasowały za bardzo do drobnej sylwetki dziewczyny. Pachniała słodkimi cytrusami nawet teraz. Privat w tej chwili kochał ją tak mocno, że aż chciało mu się płakać. To było tak niebezpieczne, dopuścić do siebie kogoś tak blisko. Nagle zrozumiał motywy niektórych mężczyzn, którzy zastrzelili swoją kobietę po tym, jak ich zdradziła. Wcześniej wydawały mu się dziwne i chore. Przecież nie można uczynić krzywdy komuś, kogo kochasz. Teraz Privat zrozumiał, że jeżeli kocha się bardzo mocno i zrani się kogoś równie dotkliwie, być może nie da się uniknąć szaleństwa. Prasert przyspieszył i wnet docisnął swoje ciało do Niny. Wzbierało w nim napięcie silne i obezwładniające niczym tsunami. Wiedział, że zaraz dojdzie i bał się tego momentu. Nie wiedział, czy będzie w stanie to wytrzymać. Przeżyć rzecz tak mocną.
Zdawało się, że Nina też to przeczuwała, bo ponownie odpowiadała biodrami na jego pchnięcia i nawet starała się zaciskać na nim mocniej, by poczuł rozkosz. Chciała mu dać najwyższy wymiar przyjemności, którego sponsorem było jej ciało. Kobieta sama zdawała się być znów na krawędzi orgazmu. Jej oddechy stały się płytkie i szybkie, pojękiwała, ale nie było już czasu na długie i głośne jęknięcia. Teraz wyraźnie oboje zbliżali się do szczytu i Morozow nie chciała się z niego wycofać, ani pozwolić na to Prasertowi.
Wpiła się w jego usta mocno, kąsając i ssąc, kiedy poczuła jak jego ciało przeszedł ten szczególny, znajomy dreszcz, tuż przed samym końcem. Chciała by ją pożarł całą, by ją wchłonął i byli jednym. Była bardzo blisko i nie chciała by on się odsunął. Ściskała go czule i w pożądaniu.
Prasert czuł się coraz bardziej obezwładniony tym, co nadchodziło. Poruszał się powoli, bo nie był w stanie szybko. Co prawda był już nieco zmęczony fizycznie, jednak nie było to głównym powodem. Każde przesunięcie żołędzi po błonie śluzowej oszałamiało go czystą, nieskrępowaną przyjemnością. Kiedy już jej doświadczył, musiał chwilę ochłonąć przed dostarczeniem sobie kolejnej. Ninie jednak najwyraźniej podobał się ten rytm, bo zdawała się odczuwać ich zbliżenie tak mocno, jak on sam. Wtem Privat wstrzymał oddech i pchnął szybko, kilka razy, bardzo głęboko i mocno. Jak gdyby nie znajdował się w żyjącej istocie, którą mogłoby to zaboleć. W jego umyśle wybuchła jasność oraz rozkosz, która… trwała. Nie sekundę, nie dwie… przedłużała się bardzo długo. Prasert opadł bezwładnie na Ninę, nie był w stanie się kontrolować. Zupełnie jakby utracił władzę nad mięśniami. Nie przeżył w swoim życiu tak długiego orgazmu i w piątej sekundzie poczuł ukłucie zaniepokojenia. Jego ciało nigdy tak nie reagowało, nie wiedział, czy może się nie zepsuło. Po kilku kolejnych sekundach Prasert z trudem złapał się wezgłowia i odsunął się od Niny, żeby znów mogła oddychać. Wysunął się z niej i ponownie wsunął. Zapewniło mu to chorą przyjemność, poruszył się jeszcze kilka razy, czując, że zrobiło się w środku dużo wilgotniej, z jego powodu. To zapewniło mu tak czystą satysfakcję, że gdyby w tej chwili umarł, pewnie odszedłby w pokoju.
Jednak nie umarł i ona również nie. Nina doszła kilka chwil przed nim i gdy na nią upadł, sama nie miała siły by nawet pomyśleć o tym, że ciężej w tej chwili jej się oddychało. Kiedy poruszał się w niej, rozległ się specyficzny, wilgotny odgłos. Czuł, że Morozow była wilgotna między udami od swej własnej wilgoci, a teraz jego nasienia. Kobieta oddychała ciężko, ale zdecydowanie była zadowolona. W pełni rozluźniona i chyba szczęśliwa, bo zaraz uniosła głowę i pocałowała go w klatkę piersiową, po czym przytuliła się do niego. Tak po prostu. Czule. Tym razem bez seksualnych podtekstów. Po prostu chciała by był blisko niej i dokładnie to przekazywał ten prosty, miły gest. Spędziła tak kilka sekund, po czym puściła i opadła na poduszki.
- Nie wychodź ze mnie. Chcę mieć cię w sobie jak najdłużej - poprosiła.
Prasert poczuł zaskoczenie, że Nina naprawdę mogła pragnąć go aż tak mocno. Nie wiedział, czy wynikało to z niskiego poczucia własnej wartości, czy może raczej wcześniejszych paranoidalnych zastanowień o naturze jej zainteresowania nim. Privat pozostał w środku kobiety, jednak czuł, że jego objętość maleje i pewnie niedługo nie będzie to dla Niny szczególnie atrakcyjne. Pocałował ją mocno.
- Wcześniej myślałem, że może jesteś ze mną dlatego, bo mam swoje szczególne właściwości… I że to twoja misja… Ale nawet jeżeli tak było na początku, to nie obchodzi mnie to już. Bo wiem, że teraz mnie naprawdę kochasz - wyszeptał do jej ucha i pocałował ją w policzek. On też ją kochał. Nie wyobrażał sobie życia bez niej i przejmował się tym mocno. Całe życie był niezależny, może trochę samotny, czasami, jednak posiadał kontrolę nad sobą. Świadomość, że już tak nie było… i władza nad nim spoczywała w rękach drugiej osoby… to było przerażające. A zaraz piękne. Privat czuł się oszołomiony tymi wszystkimi niuansami i zawiłościami, których - jak sądził - miał nigdy nie doświadczyć.
Kobieta wysłuchała jego wyznania. Wsunęła palce w jego włosy i przeczesywała je, gładząc go. Pocałowała go w policzek.
- Nie dziwię się, że mogłeś mnie o coś takiego posądzać… Ale nie martw się… Naprawdę cię kocham i chcę cię tylko dla siebie - odpowiedziała mu cicho, jakby ktoś miał podsłuchać ich prywatną, intymną rozmowę. Pocałowała go w usta leciutko i poruszyła nieco biodrami, ale już tylko dla samej pieszczoty, a nie żeby znowu pobudzać go do działania. Wyraźnie czuła dumę, że doszedł w niej. Było jej dobrze.
- Ja ciebie też - powiedział lekko ochrypłym głosem, wychodząc z niej. Czuł się tak dziwnie. To, co się teraz wydarzyło, w dodatku dziwny stan na granicy pijaństwa i trzeźwości oraz powoli przybliżający się ból głowy. Wiedział, że znów musi się napić wody. Ciężko było uwierzyć, że wciąż musiał dbać o takie podstawowe rzeczy, kiedy przed chwilą przeżył coś tak pięknego i nieziemskiego. Wysunął się z niej, po czym wsunął w nią palec. Zagłębił go. Nie miał na celu kontynuowania stosunku, zrobił to odruchowo, nie myśląc. Dotknął miejsca, które dało mu tyle rozkoszy. Kiedy wysunął mokrą dłoń, soki zaczęły wypływać z ciała Niny, ale tego już nie widział.
- Otwieram drugą butelkę. A potem musimy pójść spać i wyspać się. Wystarczy ci, jeżeli wytrzesz się o pościel? - zapytał. Zaczął wyobrażać sobie pochód do łazienki w stanie, w jakim się znajdowali.
Nina zachichotała.
- Mogę się równie dobrze w ogóle nie wycierać. Chcę cię mieć na sobie… Wykąpie się rano… Ale chce mi się też pić… dobrze, że wziąłeś więcej niż jedną wodę… A ja mam w torbie leki na kaca, weźmiemy sobie rano - powiedziała i ziewnęła na samą myśl o spaniu. Usiadła, by móc przyjąć od niego wodę, kiedy znów poszedł po drugą. Kobieta wyraźnie chciała by czuł się komfortowo i w niczym go nie pospieszała, ani nie wyrażała żadnych niepotrzebnych opinii. Napiła się i podziękowała, po czym ułożyła wreszcie poduszki, wyklepując je, a następnie naga wsunęła się pod kołdrę i czekała pod nia na niego.
Drugi raz było Prasertowi łatwiej znaleźć drogę do butelek wody. Wziął jedną z nich. Powinna im wystarczyć. Jeżeli nie, to wstanie po kolejną, choć wątpił w taką konieczność. Już odkręcił i miał się napić, kiedy przypomniał sobie o czymś takim, jak dobre maniery.
- Proszę - podał wodę Ninie. Złapał jej rękę i nakierował na butelkę. - O tutaj - szepnął.
Kiedy Morozow piła, Prasert przysiadł na skraju łóżka i złapał się za głowę. Docisnął ręce do skroni, aby opanować wzbierający się ból. Nic nie powiedział, nie wydał z siebie nawet jęknięcia. Nie chciał, aby Nina martwiła się o niego. Zresztą wcale nie było mu tak źle. Wręcz przeciwnie, czuł się szczęśliwy. A że fizycznie czuł się kiepsko… to chyba tylko dowodziło, że naprawdę było mu bardzo dobrze.
- Już? - zapytał w momencie, gdy - jak mu się zdawało - Nina przestała pić.
- Tak… Już - powiedziała cicho, podała mu butelkę i zaraz wygrzebała się z pościeli. Zaczęła powoli, po omacku iść dokądś. Po chwili usłyszał tempe postukanie dłonią w stolik, a potem rozsuwanie ekspresu kieszeni torby Morozow. Po pokoju rozległ się dźwięk wyciągania jakiegoś pudełka, a potem charakterystyczny odgłos wyduszania dwóch tabletek
- Jeśli boli cię głowa, to możemy już wziąć te tabletki. Powinno się uspokoić i dać nam w miarę spokój rano - zdradziła. Czekała na jego odpowiedź. Najwyraźniej gdy i ona przetrzeźwiała, zaczęły jej doskwierać różne bole.
- Tak, to dobry pomysł. Myślę, że niewiele jest nam już w stanie zaszkodzić. A jedynie tylko pomóc - mruknął Prasert i przyjął tabletkę. Popił ją wodą. Następnie zaczął pić jeszcze więcej. Chciał szybko zasnąć, zanim poczuje potrzebę skorzystania z toalety. Był bardzo zmęczony i ostatnie, czego pragnął, to szukanie ubikacji w środku nocy. - O kurwa - mruknął cicho do siebie, kiedy wreszcie dotarła do niego scena z kuchni. I to jak zachował się względem głosu, który usłyszał.
Miał nadzieję, że to mu się tylko przyśniło. Poczuł dreszcz na kręgosłupie. To cud, że jeszcze żył. Po części go to bawiło i przerażało. Naprawdę słyszał ten głos… był tego coraz bardziej pewny. Ale nie chciał zajmować się tą sprawą dzisiaj. Sen i spoczynek miał priorytet. Oraz przytulanie się z Niną. Podał jej wodę. W tym czasie wczołgał się na łóżko i pod kołdrę.
- Napij się i chodź tu do mnie, chcę cię przytulić - szepnął. Dość cicho i przez chwilę nie był pewny, czy Nina to usłyszała.
Kobieta przyjęła butelkę i zaczęła znów pić, zaspokajając pragnienie. Nic nie odpowiedziała na jego słowa, ale zaraz odrzuciła, zapewne znów pustą butelkę gdzieś na podłogę, a potem weszła na łóżko i przyszła do niego na czworaka. Weszła pod kołdrę i ułożyła się swoim ciałem przy jego, by mogli być jak najbliżej się dało. Objęła go i teraz mógł przypuszczać, że w cichym pomieszczeniu jednak usłyszała jego szept. Albo może sama z siebie pragnęła jego bliskości. Pocałowała go i zaczęła głaskać po ramieniu i karku, tym razem powoli, czule. Tak jak wcześniej w vanie na kanapie. Tylko, że tym razem oboje mogli spokojnie usnąć.

***

Tym razem Prasert nie miał żadnych snów, co było namiastką łaskawości i błogosławieństwa losu, albo po prostu zwykłego zmęczenia.
Zbudziło go… Jakieś stukanie, dopiero po chwili dotarło do niego, że to po prostu ktoś pukał do drzwi. Przy jego ciele rozległo się mruczenie i poruszenie. Uświadomił sobie, że ten ciężar, który dotąd odczuwał, to Nina. Poruszyła się, najwyraźniej również zbudzona tym dźwiękiem. Nie był natarczywy, po prostu ktoś musiał mieć do nich jakąś sprawę. Privat czuł się nieźle wyspany, a do tego, gdy poruszył się, zorientował, że głowa wcale nie boli go tak, jak przypuszczał że będzie. Tabletki Niny były rzeczywiście dobre. Kobieta podniosła głowę i pocałowała go w policzek. Privat zamruczał z rozkoszą. To wszystko wydarzyło się naprawdę. To nie był jedynie miły sen.
- Dzień dobry… - odezwała się Nina, po czym podniosła.
- Chwilkę! - rzuciła w stronę drzwi i podniosła się z łóżka. Podeszła do okna i odłoniła jedną połowę zasłony, wpuszczając do pomieszczenia nieco światła. Zrobiła to jednak rozsądnie, w stronę, po której nie będzie raziło Praserta na łóżku. Rozejrzała się i zaczęła pospiesznie ubierać, żeby móc przyjąć tego kogoś, ktokolwiek chciał się dostać do ich pokoju.
- Kto tam? - zawołał Prasert.
Jego głos był lekko ochrypły, jakby wczoraj wydzierał się godzinami. Nie przypominał sobie tego… najwyraźniej w salonie musiał naprawdę głośno rozmawiać. Czuł się zadziwiająco dobrze. Być może tabletki od Niny były paranormalne i zrobiły cudowną detoksykację jego ciała. Albo to jego własna moc pomogła mu znieść kaca. Jeżeli tak, to byłaby to najpiękniejsza i najcudowniejsza umiejętność specjalna, jaka istniała na całej planecie. Przeciągnął się. Trochę bolały go lędźwie i kręgosłup w tym odcinku. Musiał nim wczoraj bardzo intensywnie pracować. Ostatecznie w trakcie treningów Muay Thai nie ćwiczył tego typu ruchów i te jego mięśnie nie były aż tak wzmocnione, jak wszystkie pozostałe. Mimo to nie miał zakwasów. Choć jak przypominał sobie wydarzenia wczorajszej nocy… to odniósł wrażenie, że jak najbardziej mógłby cierpieć z ich powodu. Naciągnął na siebie pościel. Nie chciał, żeby inni domownicy widzieli go nagiego, a nie miał ochoty na pospieszne wstawanie i naciąganie na siebie wczorajszych ubrań. Swoją drogą… nie miał żadnych na zmianę. Powinien poprosić Waruna, żeby pożyczył mu coś własnego. Prasert pamiętał, że zapakował do torby część zawartości jego szafy, zanim wrócili z Niną do szpitala i uleczył go.
Nikt nie odpowiedział. Nina zerknęła na Praserta, po czym podeszła do drzwi. Otworzyła je i wyjrzała na zewnątrz. Następnie wręcz wychyliła się z pokoju. Zaraz jednak wróciła z zamyśloną miną.
- Nikogo nie ma - stwierdziła i zamknęła drzwi. Westchnęła i podeszła do stolika. Wzięła ostatnią butelkę wody i odkręciła. Wzięła z niej łyk, po czym ruszyła by podać ją Prasertowi. W międzyczasie wzięła też telefon i zerknęła na wyświetlacz.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:15   #325
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat przyjął ją i napił się. Następnie przepłukał zęby. Na szczęście przynajmniej szczoteczkę i pastę do zębów kupił w supermarkecie. Tyle że była jeszcze nierozpakowana i w sumie Prasert nie do końca wiedział, gdzie zostawili kosmetyki. O ile wciąż nie tkwiły w którejś z toreb.
- To było ze strony drzwi, prawda? Nie ścian? - Prasert chciał się upewnić, czy dobre wrażenie odniósł.
- Zdecydowanie drzwi - stwierdziła Nina.
- Nie sądzę, żeby Sunan miała na trzeźwo również tak świetne poczucie humoru, jak po winie, więc to chyba nie ona - wzruszył ramionami. - Zresztą ja uważam, że albo ten dom jest naprawdę nawiedzony… - rzekł to ostatnie słowo szeptem. - Albo ktoś chce, żebyśmy tak myśleli. Jako że druga opcja nie ma sensu, to… możemy przygotować się na eksplozje ektoplazmy w każdym możliwym momencie - zażartował lekko, ale tak naprawdę był poważny.
Wiedział najlepiej, jak bardzo niebezpieczne mogą być duchy. Widział Nang Usadevi w akcji. Jeżeli ona była w stanie dokonać seryjnego morderstwa bez najmniejszego wysiłku, to pewnie istniała nie jedna istota zdolna do dokonania podobnego czynu.
- Też sprawdzę telefon - mruknął i poszukał wzrokiem swojego własnego.
Nie widział telefonu, ale odnalazł wzrokiem części swojej garderoby, w tym spodnie, zapewne mógł się kryć właśnie tam.
- Dziś zaczniemy nad tym pracować, a tymczasem chcesz wziąć ze mną prysznic? - zaproponowała mu i uniosła kąciki ust.
- Tylko może bez rundy drugiej, bo jestem trochę obolała - zauważyła i zarumieniła się.
- Miałem to zaproponować - Prasert powiedział z lekką ulgą. Uśmiechnął się do niej lekko. Wstał i ruszył w stronę ubrań. Włożył je na siebie, mimo że planował zaraz znowu je ściągnąć. Nie zamierzał jednak paradować nago po korytarzach rezydencji, zwłaszcza jeżeli była nawiedzona. - A wiesz, gdzie mamy żele pod prysznic i te inne rzeczy? - zapytał. Wsunął ręce do kieszeni, żeby znaleźć telefon. Jednocześnie ruszył w stronę drzwi, aby obejrzeć je z obu stron. Być może piekielne kłykcie pozostawiły na nich jakiś znak, na przykład spalenizny. Nie spodziewał się czegoś takiego, ale jeszcze bardziej wolał nie przeoczyć niczego.
- Zabrałam żele i ręcznik, podzielimy się - zaproponowała i wyciągnęła wszystko ze swojej torby. Tymczasem Prasert nie znalazł niczego specjalnego na drzwiach, żadnych śladów, ani nawet zadrapań. Morozow podeszła do niego i chciała wyjść na korytarz, by mogli razem ruszyć do łazienki. Szła przodem i nie widać po niej było w ogóle, że coś ją boli.
Gdy dotarli do salonu, zastali na kanapie Alexieia. Siedział i wyraźnie odrobinę zamulał, bo patrzył gdzieś w przestrzeń w stronę wrót i korytarza znajdującego się koło nich. Zerknął czujnie w ich stronę i kiwnął głową
- Cześć - mruknął. Zdawał się w średnim nastroju…
- Cześć - przywitał się Prasert.
Przystanął na moment. Wcześniej planował iść prosto pod prysznic. I chyba nadal powinien tak postąpić i nie wtykać nosa w nie swoje sprawy… Ale z drugiej strony jeżeli nie zapyta, to nie będzie wiedział, czy miało to dla niego jakieś znaczenie.
- Wszystko w porządku? Kac? - zapytał z nadzieją. Znaczy nie życzył Rosjaninowi tego paskudnego stanu, ale lepsze było to, niż jakieś poważniejsze problemy.
Rosjanin przyglądał mu się chwilę, chyba decydując co ma powiedzieć.
- Średnio. Nie podoba mi się to miejsce. Coś jest z nim mocno nie tak… - powiedział. Nina zmarszczyła brwi.
- Wyjaśnij, co masz na myśli? - zapytała poważnym tonem. Alexiei wzruszył ramionami.
- Przysiągłbym, że widziałem jakąś kobietę, nad ranem w kuchni. Jednak nie wyglądała jak żadne z was, a gdy poszedłem za nią do kuchni, nie było jej tam - rozwinął swoją myśl.
- Han robi śniadanie, on się jakoś nie cyka takich rzeczy, później powiedział, że poszperamy w archiwum i katalogu, żeby dowiedzieć się czegoś o tym całym magiku co tu mieszkał. Warun jest na zewnątrz, trenuje, a potem chce się przejść po okolicy i popytać mieszkańców o to miejsce. Uznaliśmy, że to lepszy pomysł, w końcu swojemu powiedzą na pewno więcej, niż turystom z zagranicy. Sunan poszła na górę, pracuje nad… Jak to ujęła… Ciemnią fotograficzną? Ponoć to jej hobby i przeznaczyła sobie na to pomieszczenie… Elektryk siedzi przy generatorze i sprawdza, czy wszystko zadziała, jak dobrze pójdzie, wieczorem będziemy mieć prąd - zdał raport.
- Czyli wstaliśmy ostatni… Dam znać Hanowi, żeby zaliczył i nas do śniadania, tymczasem idziemy do łazienki. Możesz od razu pójść do vana i zająć się przeszukiwaniem archiwum, zawołamy cię na śniadanie. Zjemy je tu, wydaje mi się, że to najprzytulniejsze pomieszczenie… - wydała polecenia Nina, po czym zerknęła na Praserta i podała mu dłoń, by ruszyli dalej razem.
- Pójdziemy do łazienki umyć się, zjemy śniadanie, a co dalej… zobaczymy - rzekł Privat. - Chciałem zrobić plan tej posiadłości, aby oszacować wielkość pomieszczenia za podwójnymi wrotami. Ciekawi mnie też piwnica. Może znajdziemy w niej jakieś stare zwłoki - mruknął. - Warun… dobry pomysł z nim. Nie wiem, jak wielka jest jego charyzma, ale powinien dać sobie z tym radę. I twoja robota też jest ważna, Alexiei. Czy Sunan pytała, jak długo zamierzamy z nią zostać? - zapytał Rosjanina.
Privat doszedł do wniosku, że będzie musiał jeszcze zobaczyć się z Suttiratem i zapytać, jak potoczyły się wydarzenia w ich sypialni. Nawet nie zamierzał udawać, że nie będzie wpychał nosa w nie swoje sprawy w tym przypadku. Musiał to wiedzieć, choć nie był do końca pewny, do czego ta wiedza była mu potrzebna… i czy naprawdę chce ją poznać.
Alexiei wzruszył ramionami.
- Powiedziała, że możemy zostać tu ile chcemy, jej będzie przynajmniej raźniej. Powiedziała, że możemy robić co chcemy, ewentualnie spróbować przejrzeć dom, ewentualnie wycenę tego wszystkiego z drugiego piętra. A, Suttirat mówił, żebyś później do niego wyszedł, chciał z tobą pogadać - dodał jeszcze.
- Wycenę? Że chcemy sprzedawać jej rzeczy? - Privat upewnił się. - W każdym razie podoba mi się jej postawa.
Chwilę myślał na temat Waruna, po czym obrócił się w stronę Niny.
- No dobrze, to chodźmy się umyć - zarządziła Morozow i uśmiechnęła się do Praserta. Ewidentnie chciała go już nagiego i mokrego przy sobie, a przynajmniej to powiedziało mu jej spojrzenie. Pociągnęła go lekko w stronę korytarza z łazienką.
- Póki mamy wodę w kranie - Privat uśmiechnął się do niej. Ruszył za nią w stronę toalety. Zanim jednak zniknęli, Prasert obrócił się w stronę Alexieia. - A co do tej kobiety, którą widziałeś… Możesz przejść się w stronę kuchni i poszukać obrazu. Jest tam namalowana pewna dama, która… No cóż, czasami zmienia pozycje… a wczoraj zupełnie zniknęła. Byłem maksymalnie nawalony, ale nie mogło mi się to przywidzieć. Jeżeli dzisiaj wróciła na miejsce… to możesz sprawdzić, czy to nie ona - Privat zawiesił głos, po czym mocniej ścisnął Ninę i pociągnął ją dalej w stronę łazienki.
Kobieta również zerknęła na Alexieia.
- To w takim razie od razu daj znać Hanowi o dodatkowych porcjach jedzenia - teraz mężczyzna nie miał wymówki, żeby nie iść korytarzem, na którym widział zjawę. Nina poprowadziła Praserta korytarzem, a Rosjanin ruszył za nimi najwyraźniej chcąc przebyć chociaż kawałek trasy w towarzystwie. Najwidoczniej potrafił się bić i obsługiwać komputery, ale duchy nie były jego mocną stroną. To zaskoczyło Privata, spodziewał się, że wszyscy wokoło są nieustraszeni, dzielni, przygotowani, a tylko on niepewny i pięć kroków za wszystkimi. Być może jednak stawiał sobie zbyt wysokie standardy. Albo to od innych spodziewał się zbyt wiele.
Morozow otworzyła drzwi łazienki i weszła do środka, za chwilę obróciła się i spojrzała na Praserta. Alexiei minął ich i poszedł dalej korytarzem. W łazience było okno, więc było tu w miarę jasno. Kobieta poczekała, aż Privat zamknie drzwi, po czym zaczęła się rozbierać.
- Mam nadzieję, że mają tu ciepłą wodę… - rzuciła, ale gdy odkręciła wodę pod prysznicem, poleciała para. Najwyraźniej prądu nie było, ale ciepłą wodę tu doprowadzono, co było wręcz cudem.
- Pewnie Sunan ma piec na węgiel. Pewnie w piwnicy jest kotłownia. Nie wyobrażam sobie, jak macha łopatą, ale cóż… przed tym, jak Sunan stała się piękna, Sunan był silny - Prasert wzruszył ramionami i uśmiechnął się do Niny. Spojrzał na jej ciało. Już nie onieśmielało go zbyt bardzo, choć wciąż był pod jego dużym wrażeniem. Kobieta była piękna i Privat myślał to za każdym razem, kiedy na nią spoglądał. Co, rzecz jasna, potrafiło być niekiedy dość rozpraszające. Ściągnął z siebie koszulkę i spodnie. Następnie bieliznę. Ubrania nie były brudne, jednak wczoraj Privat pił w nich i choćby dlatego wydawały mu się nieświeże. Podszedł do Niny i pocałował ją krótko.
- Namydlę cię całą - szepnął. - Jak małe dziecko. Choć… nie do końca - uśmiechnął się nieco niezręcznie. Przecież nie był pedofilem. Przeciągnął się i aż chrupnęło mu w kręgosłupie. Nie mógł doczekać się tej kąpieli. Para gorącej wody wyglądała nader kusząco. - Lepiej nie zwlekać, zaraz może zrobić się zimna.
Nina zerknęła na niego i uśmiechnęła się rozbawiona.
- Dobrze, że niekoniecznie, wiem że mam młodą urodę, ale no nie mam już nastu lat - odpowiedziała, wchodząc do kabiny. Zrobiła mu miejsce. Było w niej tyle przestrzeni, że spokojnie zmieścili się w niej razem. Morozow ustawiła optymalną temperaturę wody, by oboje byli usatysfakcjonowani. Postawiła żel na półeczce, po czym przytuliła się do Praserta. Nie patrzyła na to, że woda lała jej się na głowę, czy do oczu. Zamknęła je i po prostu chciała go całować. Stanęła w tym celu nawet na palcach.
Prasert parsknął śmiechem. Nachylił się i wnet ich usta złączyły się. Strumień ciepłej wody uderzał prosto w czubki ich głów. To nie było tak wygodne i romantyczne, jak na filmach. Co nie znaczyło, że mu się nie podobało. Wręcz przeciwnie.
- Nie miałem na myśli, że wyglądasz jak dziecko. Chodziło mi o to… - Prasert obrócił się i wziął do ręki trochę żelu. Naniósł go na pierś Niny i lekko rozmasował, aż powstała piana. - O to, że zasady są takie, że mamy wyjść stąd kompletnie czyści, ale w żadnym momencie nie możemy dotknąć samych siebie. Kręci mnie to - mruknął i nachylił się, żeby pocałować ją w czoło. Z mokrymi włosami obydwoje prezentowali się trochę gorzej, niż zazwyczaj, ale przecież nie znajdowali się na wybiegu mody. Wręcz przeciwnie, to była komfortowa, przyjemna sytuacja z bliską osobą.
Nina uśmiechnęła się ponownie.
- Ah, trochę jak podłoga to lawa… - zasugerowała, rozbawionym tonem. Pocałowała go gdy zaczął ją namydlać, po czym po prostu dała mu nad tym pracować. Sama również nabrała żelu na dłonie i zaczęła przesuwać nimi po jego skórze, tworząc pod palcami pianę i zaczynając myć. Nina uśmiechała się do niego cały czas z zadowoleniem, wyraźnie zachwycona tym momentem z Privatem. Nie musiała wydawać poleceń, nie musiała być szefową, nie musiała myśleć o zadaniu, mogła być jego Niną, a on jej Prasertem. Poświęciła się więc tej chwili, myjąc go bardzo dokładnie i czule.
Ich ręce trochę przeszkadzały sobie nawzajem, ale to wydawało się jakby elementem zabawy.
- Obróć się do mnie tyłem - poprosił Prasert.
Zaczął od szyi. Rozmasował ją lekko z żelem, potem zajął się barkami. Musiało to być całkiem przyjemne. Jego ruchy były okrągłe, powolne i zdecydowane. Naniósł trochę piany na ramiona. Strumień nad ich głowami sam szybko wszystko spłukiwał. Następnie Privat zajął się plecami. Wnet przykucnął i położył dłonie na obu pośladkach. Nie tylko pielęgnował skórę, ale również ugniatał znajdujące się głębiej mięśnie. To też powinno sprawić jej przyjemność.
- Chyba musisz stanąć teraz trochę szerzej i wygiąć się - Prasert powiedział z nieśmiałym uśmiechem, którego Nina nie mogła zobaczyć.
Kobieta nie opierała się, tylko obróciła i wykonała polecenia, dając mu się masować i myć. Kiedy polecił jej się wygiąć, zerknęła na niego przez ramię i zaśmiała się cicho. Zaraz jednak rozchyliła uda, stając w rozkroku, po czym pochyliła się, wyginając plecy. Dzięki temu Prasert miał lepszy dostęp do jej ciała i mógł umyć ją tak dokładnie jak chciał. Nina oparła dłonie o ścianę, dla ułatwienia.
Privat zrezygnował z żelu, bo nie wiedział, czy nie podrażni kobiety. Przesunął więc palcami, aby samą wodą opłukać jej ciało z jego spermy, śliny, potu, wszystkich zaschniętych wydzielin. Nawet nie wiedział, że jego policzki zarumieniły się lekko. Pocałował czule pośladek kobiety, wsuwając w nią głęboko palec. Wyjął go, przesunął delikatnie po sromie i znowu włożył. Pieczołowicie obmywał jej ciało, aż zapomniał, że nie znajdują się tutaj tylko dla jego przyjemności. A ta czynność dawała mu jej sporo. Poczuł delikatne napięcie w kroczu, ale to była jedynie połowa erekcji. Czuł się mimo wszystko wymęczony po nocy i wolał trochę poczekać, aż znowu będą uprawiać seks.
- Swoją drogą… - Prasert zawiesił głos. - Bo widzisz… czy jest szansa, że będziemy mieli dziecko? - jakoś wcześniej o tym nie pomyślał.
Nina milczała sapiąc tylko na to co jej robił. Wyraźnie to jak bardzo dokładnie chciał ją umyć, sprawiało jej taką samą przyjemność, jak i jemu.
Kiedy zadał jej pytanie o dziecko, milczała chwilę.
- Jest… Jest taka możliwość Prasercie - powiedziała po chwili, poważnym tonem. Było w tym zdaniu nieme pytanie, zapewne chciała poznać jego opinię w tej sprawie. Nie obejrzała się tym razem, chyba chcąc zachować ewentualny niepokój dla siebie.
Privat znieruchomiał. Powoli wyjął z niej palec i teraz w milczeniu mydlił jej uda.
- Ale masz na myśli, że w dalekiej przyszłości, czy po tej nocy? - chciał się upewnić. Może Nina myślała, że zapytał ją, czy chciałaby kiedyś zostać matką jego dziecka. A jemu chodziło o skutki seksu bez zabezpieczeń tej nocy. No właśnie… a dokładniej tego, czy Nina je stosowała. Poczuł dziwne, wyczekujące napięcie.
Morozow wzięła wdech.
- Nawet i kanapa w vanie mogła zapoczątkować poczęcie naszego dziecka. Nie stosowałam do tej pory antykoncepcji - wyjaśniła co miała na myśli.
- Czy to ci przeszkadza? - w końcu zapytała na głos.
Prasert zagryzł wargę.
- Nie… nie wiem… - powiedział, schylając się aż do łydek. - Jestem… chyba w lekkim szoku. Z trudem jestem w stanie opiekować się samym sobą. A co dopiero kobietą i dzieckiem… - szepnął. - Co nie znaczy, że nie chciałbym spróbować. Na pewno nie chciałbym was porzucić, wręcz przeciwnie. Tylko bardziej pragnąłbym z tobą zostać. Ale… spójrz na mnie. Obecnie nawet nie mam pracy… bo nie sądzę, żebym był w stanie wrócić do pracy w pałacu królewskim. Taki ojciec, jak ja… - Privat przekręcił lekko głowę, rozmyślając. Nie widział się w tej roli. Nie w tym złym sensie, nie zgodziłby się na usunięcie dziecka i nie zostawiłby Niny z nim. Pewnie urodzenie ich potomka byłoby najszczęśliwszym dniem w jego życiu. Ale nie sądził, że miał choć połowę odpowiednich cech. Pewnie niechcący skrzywiłby psychikę tej małej istocie na kilka różnych sposobów. Nie był odpowiedzialny, z pewnym miejscem w życiu i statusem. Tak właściwie czuł się prawie jak nastolatek. Niedawno skończył dwadzieścia pięć lat. Tak właściwie jego rodzice wcale nie byli starsi, kiedy urodził się Sunan, ale Prasertowi wydawało się, że w jego pokoleniu wiek na zostanie rodzicem przesunął się znacznie dalej. Choć w sumie duża część jego znajomych już cieszyła się dziećmi i małżeństwem. Ale jak Privat mógł zająć się niemowlęciem, uciekając przed duchami i innym paranormalnym gównem? Jeżeli wierzyć Kirillowi Kaverinowi, istniała szansa, że kiedyś będzie musiał pomóc reszcie gwiazd… a co jeśli zniknie na kilka lat? Albo zginie w akcji? Nina też nie miała najbezpieczniejszej pracy… Jak bardzo ich dziecko miałoby cierpieć z ich powodu?
- Dla mnie liczy się tylko to, byś po prostu został ze mną. Nie będę cię oczywiście do tego zmuszać, ale zależy mi na tobie. Jeśli mielibyśmy mieć dziecko, to dobrze. Jeśli nie, to też dobrze - wyraziła swoją opinię. Nina zerknęła na niego. Obróciła się i przyklęknęła, by go przytulić. Zaczęła go głaskać i okazywać swoje uczucie delikatnymi pocałunkami na ramionach, z których żel zdążył już zostać spłukany.
Prasert pocałował ją mocno.
- Chyba twoja kolej - wstał i spojrzał na nią, chcąc nie chcąc, z góry. - Tak, mi też na tobie zależy. Nie powiem, że posiadanie teraz dziecka jest moim marzeniem, ale czasami najlepsze rzeczy przydarzają ci się, choć może wcześniej ich nie pragnąłeś. Czyż nie tak? - Privat uśmiechnął się lekko. Chciał zakończyć ten temat pozytywną nutą. Bycie ojcem wciąż przerażało go bezgranicznie, więc chciał szybko porzucić ten temat, zanim go kompletnie rozproszy. Najszybciej coś zmieni w jego życiu za dziewięć miesięcy, natomiast teraz były przed nimi sprawy znacznie bardziej niecierpiące zwłoki.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:15   #326
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nina kiwnęła głową. Kiedy Prasert wstał, ona również podniosła się. Znów nabrała żelu na dłonie i zaczęła go ponownie namydlać, tylko tym razem dużo bardziej szczegółowo. Skupiła się na wszystkich partiach jego ciała, schodziła od góry w dół. Najpierw ramiona, ręce i klatka piersiowa. Z wyraźną przyjemnością dotykała jego mięśni. Potem obeszła go i umyła mu plecy. Za chwilę zsunęła dłonie w dół. Najpierw przesunęła nimi po jego pośladkach. Miała minę, jakby dotykanie go po nich również sprawiało jej satysfakcję. Potem przesunęła dłonie do przodu, po biodrach i objęła nimi jego męskość. Robiła to ostrożnie, czule. Przesuwała palcami po jego jądrach, otuliła nimi jego tylko połowicznie obudzoną męskość, nie podniecała go jednak celowo. Po prostu myła, tak jak on ją, z wyraźnym zadowoleniem. W końcu uklęknęła i przesunęła dłońmi po jego nogach, najpierw prawej, a potem lewej. Po chwili spojrzała w górę. Byli oboje umyci. Wyprostowała się i uśmiechnęła. Woda opłukiwała ich.
- Będziemy musieli za chwilę wyjść, bo śniadanie ostygnie… - zauważyła.
Prasert uśmiechnął się do niej szeroko.
- Popełniłaś pewien podstawowy błąd, którego… no cóż, lepiej nie popełniać - mruknął Privat. Następnie zamilkł na moment, niepewny, jak kontynuować. - Zaraz do ciebie dołączę, ty już idź - mruknął. - Tylko dopilnuj, żeby coś dla mnie zostało - zażartował i przeciągnął się. Wciąż się rozbudzał, ale pewnie poczuje, że dzień rozpoczął się dopiero wtedy, jak napije się kawy. Dużego jej kubka. Strumień nad jego głową zaskakująco pozostawał wciąż ciepły, ale Prasert wiedział, że nie będzie mógł zostać tu zbyt długo, nawet gdyby chciał. Zresztą nie miał takiej ochoty, w żołądku czuł pulsującą pustkę. Choć to mógł być nie tylko głód, ale również efekt nieskończonej ilości wina, którego wczoraj wypił.
Nina uniosła brwi w górę.
- Błąd? - zapytała zainteresowana, ale wyszła spod prysznica. Zaczęła wycierać się ręcznikiem.
- Jaki błąd? - zapytała z zaciekawieniem. Kiedy w pełni się wytarła, rozwiesiła ręcznik na wieszaku, po czym zaczęła się ubierać.
- Doceniam to, że nie chciałaś torturować mnie, a potem tak po prostu odejść, ale trzeba to zrobić trochę dokładniej - mruknął Prasert, nieco dokładniej spłukując resztki piany z włosów. - Bo widzisz, nie wystarczy umyć mężczyznę z samego wierzchu, żeby był czysty - mruknął Prasert. - Ale to nie jest wiedza, która będzie ci przydatna na co dzień.
“Chyba że urodzi nam się syn”, pomyślał błyskawicznie. Nagle parsknął dziwnym śmiechem. Czy teraz w jego głowie spontanicznie będą pojawiać się myśli dotyczące przyszłego potencjalnego ojcostwa? Chyba tak. Prasert czuł się głupio, że automatycznie założył, że Nina stosowała antykoncepcję. Chyba nie przyszło mu do głowy, że Morozow mogłaby z taką lekkość wybrać go na ojca swojego dziecka. Privat nie mógł przypomnieć sobie, jak to było rok temu. Czy też nie stosowali żadnego zabezpieczenia? Czuł się jak totalny półgłówek.
Nina mruknęła.
- Aaah… Rozumiem. W takim razie myślę, że któregoś razu będziesz mnie musiał dokładnie nauczyć - zaproponowała. Zerknęła jeszcze na niego pod prysznicem, już całkiem ubrana. Miała lekko wilgotne włosy, tylko nieco przesuszone ręcznikiem. Było tu jednak dość ciepło i szybko schły.
- Pójdę zarządzić naszym śniadaniem. Widzimy się w salonie. Kochanie - nazwała go pieszczotliwie. Uśmiechnęła się do niego i wyszła.
Został sam, mógł skończyć się myć i zebrać myśli przed tym, co mieli tu dziś robić.

Prasert odetchnął głęboko. Uwielbiał przebywać z Niną, ale dobrze było też zostać przez chwilę samemu. Mógł lepiej skoncentrować się na innych ważnych rzeczach. Myślał o domu i o wszystkich związanych z nim kwestiach. Tak właściwie plan postępowania wykształcił im się jakoś samoistnie. Może byli naprawdę dobrze zgraną drużyną, choć wcale nie pracowali nigdy wcześniej nad niczym razem. Warun zbierał plotki wśród okolicznych mieszkańców. Han i Alexiei mieli zająć się przeszukiwaniem archiwum i wyszukiwaniem wszystkich informacji na temat wcześniejszego właściciela posiadłości. Obecnie ten pierwszy robił śniadanie, co było chyba najważniejsze, przynajmniej dla pustego żołądka Praserta. Sam Privat chciał zbadać piwnicę, zrobić plan budynku, zaczynając od parteru… potem też zobaczyć, co znajdowało się w stodole. No i musiał porozmawiać z Warunem. Zarówno przyjaciel go szukał, jak i sam Prasert chciał wypytać go o wszystko.

Wyglądało na to, że dom był nawiedzony. Prasert nie był pewny przez kogo dokładnie. Najprawdopodobniej jakaś kobieta straszyła w murach posiadłości. Widział ją Alexiei i bez wątpienia bardzo go wystraszyła. Privat powiązał to błyskawicznie z damą z obrazu. Być może została zamordowana przez eskapistę? Była jego żoną? Kochanką? Na pewno kimś ważnym, skoro namalowano specjalnie dla niej takie dzieło sztuki. Też męczyło go, co znajdowało się za zamkniętymi wrotami. Wydawały się śmiać z nich. Były umiejscowione dosłownie w samym środku domu. Wystarczyło przejść przez drzwi frontowe i już zwracały na siebie uwagę. Jednak nie można było ich otworzyć, co więcej nikt nie wiedział, gdzie znajdował się klucz. Który miał być ogromny i kompletnie niestandardowy. Ogromna zagadka. Prasert doszedł do wniosku, że jeżeli nie uda im się otworzyć wrót w cywilizowany sposób, to wyburzy ścianę i w ten sposób przedostaną się do środka. I nie żartował. Wyszedł spod prysznica i zaczął się wycierać. Napuści na Sunan Waruna i każe mu powiedzieć, że z tego pomieszczenia pylą karcynogenne prątki grzybów i trzeba rozwiązać ten problem, zanim wszyscy ciężko zachorują. Jego siostra na pewno się zgodzi, a nawet jak nie… Prasert doszedł do wniosku, że dostanie się do środka tak czy inaczej.

Kiedy opuścił pomieszczenie, do jego nosa doleciał zapach smażonej jajecznicy. Zdecydowanie ktoś przechodził niedawno tym korytarzem i niósł świeżo usmażone jajka. Jak pamiętał, wszyscy mieli jeść w salonie, tam więc powinien się udać, jeśli chciał zaspokoić swój gryzący już głód.

Na miejscu zastał Hana, Ninę i Alexieia. Nie było tu ani Waruna, ani Sunan. Detektywi już jedli, ale gdy pojawił się na horyzoncie, kiwnęli mu głowami.
- Jak się masz - powitał go Han, którego jeszcze nie widział tego poranka. Wyglądało na to, że wszyscy musieli skorzystać z tych samych tabletek, bo nie mieli objawów kaca.
- Głodno mi - odparł Prasert.
- Siadaj, wcinaj - zasugerował Guiren i wskazał patelnię, która stała na deseczce na środku stołu. Wszyscy mieli widelce, a na talerzu obok leżał chleb. Jedli jakby to był wok, ale nikomu kompletnie nie przeszkadzało wcinanie ze wspólnej patelni.
Nina przesunęła się na kanapie, robiąc dla niego specjalne miejsce po swojej prawej.
- Oszczędzamy talerze, będzie mniej mycia i zużytej wody… Jestem przekonany, że nawet w Greenpeace nie jedzą tak, jak my - Prasert zażartował. - Ale to może przejść tylko dlatego, bo nie ma z nami Waruna. Jakby wam przywalił z bara i dobrze się dosiadł, to już nigdy więcej nie wpadlibyście na tego typu śniadania - uśmiechnął się.
Chwycił widelec, ale od razu go odłożył, bo musiał ukroić sobie kromkę chleba. Europejska rezydencja, europejskie śniadanie… wszystko do siebie pasowało. Prasert bardzo rzadko jadł w ten sposób. Zresztą najchętniej dodałby tutaj trochę ostrzejszych przypraw, ale nie zamierzał narzekać. Usiadł obok pozostałych i złapał za porzucony sztuciec. Nie zamierzał już dłużej odwlekać spożywania pysznego posiłku. Aromat wypełniał całe pomieszczenie i Privat zrobił się jeszcze bardziej głodny, niż przedtem.
- Co słychać, Han? Dobrze ci się spało? Bo ja słyszałem w nocy dziwny szept w kuchni. Alexiei też coś widział. Tobie się poszczęściło?
Han zerknął na niego i pokręcił głową, jedząc.
- Nie, nic szczególnego, poza tym, że w nocy obudziłem się ze strasznym kacem. No i ten obraz na trasie do kuchni jest dość upiorny. Znaczy bardzo ładny i nie zauważyłem nic szczególnego, ale Alexiei wspomniał, że ty o nim mówiłeś. Przyglądaliśmy mu się, ale nic nie zauważyliśmy. Kobieta sobie na nim stoi i tyle - wyjaśnił dodatkowo i ugryzł kawałek chleba. Alexiei zdawał się słuchać, ale bardziej był chyba skupiony na jedzeniu. Tymczasem Nina powoli zdawała się kończyć.
Prasert dopiero zaczynał.
- Patrzyłeś na ten obraz? Tak jak cię poprosiłem? - zapytał Privat. - To ta kobieta, którą widziałeś? W ogóle pojawiła się na obrazie, prawda? Bo wcześniej zniknęła… - spojrzał na Hana, który właściwie właśnie powiedział, że dama wciąż tam stała. - Jeżeli jest odwrócona plecami, to może poznałbyś ją chociaż po ubraniach… - Prasert zawiesił głos, znów patrząc na Alexieia.

Woronow zmarszczył brwi i pokręcił głową.
- Widziałem kobietę, ale zdecydowanie to nie ona… znaczy, też była blondynką, jak ta z obrazu, ale miała inne ubranie, inną fryzurę… Poza tym, teraz nie stoi tyłem, tylko przodem.
- Tak, zgadzam się. Kobieta na obrazie stoi przodem… - Han wtrącił.
- Była tyłem? - zagadnął Alexiei.
Nina pokiwała głową i mruknęła.
- Zdecydowanie, jak wczoraj szliśmy do kuchni, była tyłem - rzekła i wszyscy zamyślili się.
- Będzie trzeba sprawdzić co tu się u diabła stało w tym domu, bo mamy już ducha i ruszającą się kobietę na obrazie, a chuj wie co jeszcze - mruknął w końcu lekko spięty Alexiei i westchnął. Odłożył widelec.
- Dziękuję - podziękował za posiłek chyba odruchowo.
Prasert zapchał sobie usta jajecznicą i potrzebował kilka sekund, zanim wszystko przełknął.
- Czyli jesteś pewien? - zapytał i przełknął resztkę. - Bo to, że ma inne ubranie i fryzurę to nie znaczy jeszcze, że inną twarz… Bo widzisz… to mi nie pasuje do mojej teorii. Chyba sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, niż mi się wcześniej wydawało - westchnął.
Rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu dzbanka z kawą. Jak już zaspokoi pierwszy głód, teraz miał ochotę na coś, co pobudziłoby go do zmagania się z paranormalnymi problemami. - Swoją drogą… pamiętajcie, że mam jeszcze swojego własnego pasożyta. To że opuściliśmy Bangkok nie znaczy, że uwolniłem się - westchnął, stukając końcówką widelca o patelnię. Skrzywił się na wspomnienie okropnej mary z luster i ze snu z Warunem. Poczuł gęsią skórkę. Nie mógł uwierzyć, że wczoraj stał się taki lekkomyślny w kuchnie przez wino. Powinien przestać pić do czasu, aż… aż… Najlepiej już w ogóle nie powinien nigdy tknąć alkoholu. Bo nie zanosiło się, żeby w którymś momencie w jego życiu miało zrobić się znów bezpiecznie.
Zaskakująco, od zeszłego dnia nie widział swojego upiora. Tylko raz, gdy pojawił się w pokoju szpitalnym, ale odkąd kazał jej odejść, nie wróciła.
- Sprawy nigdy nie są takie proste jak nam się początkowo wydaje. Czy wszyscy wiedzą już czym się mają zająć? - zapytała Morozow. Alexiei i Han niemal równo kiwnęli głowami.
- Prasert chce zrobić szkic planu budynku, zdecydowanie bardzo nam się to przyda. Myślę, że pomogę mu w tym, by nie poruszał się tu sam - dodała Nina.
Privatowi zrobiło się trochę głupio.
- Znaczy jeżeli wolisz robić coś innego, to nie wahaj się… - zawiesił głos. - To nie jest tak, że jestem kompletnie… - zastanowił się. Nie wiedział do końca jak dokończyć. Wpierw chciał słowem “bezbronny”, ale przecież nie posiadał żadnego oręża. Niczego pewnego, czym mógłby się obronić. - Nie jestem małym dzieckiem, poradzę sobie sam - uśmiechnął się do niej. - Nawet jeżeli bardzo cieszyłbym się z twojego towarzystwa - uśmiechnął się do niej. - Ale to nie jest tak, że musisz być przy mnie, jeśli masz pomysł na jakieś lepsze zajęcie dla siebie. Może to głupie, ale za dnia nie boję się aż tak bardzo tego domu. Natomiast po zmroku… wtedy lepiej spać we dwójkach - zaśmiał się i uśmiechnął do Niny nieco flirciarsko.
Nina uniosła głowę znad kromki chleba nad którą zdawała się chyba zastanawiać, czy jeszcze ją zjeść, czy nie.
- Nie chcę, żebyś zrozumiał mnie źle… Takie domy, mogą mieć na przykład dziwne przejścia, pułapki, albo ukryte mechanizmy. Chciałabym poznać jego plan, by wiedzieć z czym mamy do czynienia. Poza tym, nie chciałabym, żebyś zaplątał się, albo wpadł gdzieś i na przykład stracił zasięg…
Prasert wybuchnął śmiechem na to. Prawie zakrztusił się jajecznicą. Wyglądało na to, że Nina nie miała o nim zbyt dużego mniemania. Ciekawe, jak zareaguje, kiedy dowie się, że był już kiedyś w centrum handlowym, całkiem sam i na dodatek dobrze się skończyło. Pewnie to nie było aż takie śmieszne, ale Privat nie mógł przestać cicho podśmiechiwać się
- Trzecia sprawa, jestem wyczulona na duchy, to na pewno pomoże nam w tym miejscu - wytłumaczyła mu swoje motywacje.
- Też sądzę, że to konkretne zadanie powinny wykonać dwie osoby. To całkiem spora posesja… - zauważył Han.
- Znaczy to ma dużo sensu, bo nie wiem, czy się zgubię, ale na pewno może coś mi się pomieszać w głowie. Nigdy nie robiłem tego typu planów i pewnie łatwo jest pomylić się. A to dość dokładna robota, bo dosłownie każdy metr ma znaczenie. Tylko nie wiem, czy mamy jakieś przybory papiernicze do stworzenia tego. Może są w waszym biurze z tyłu vana? Choć nie zdziwiłoby mnie, gdybyście posiadali ten cały komputerowy sprzęt, lecz nie mieli zwykłego bloku A4 w kratkę.
Nina zaśmiała się.
- Mamy papier i mazaki i długopisy i nawet metrówkę. Co prawda nie miała służyć do misji, a do pomiarów innych rzeczy, ale przyda się - wyjaśniła. Wyglądało na to, że ich praca miała być bardzo ułatwiona.
Prasert znowu zaśmiał się. Wnet opanował się i spojrzał na Hana i Alexieia, przeżuwając kromkę chleba. Mieli być z siebie dumni, jeżeli potrzebowali aż metrówki do pomiarów tych innych rzeczy.
- Świetnie, a ja mam pęk kluczy tej cudownej posiadłości, specjalnie dla was - oznajmił Guiren i położył je na stoliku.
- Będziemy się trzymać na satelitarnym, nie zwykłych. Te nie stracą zasięgu - zarządziła Nina, a obaj mężczyźni kiwnęli głowami.
Kobieta wzięła jednak kromkę chleba, najwyraźniej mając na nią wyjątkową ochotę. Zjadła ją i popiła kawą, której dzbanek też był na stole.
- Proponuję popracować nad wszystkim do godziny szesnastej, a potem zbierzemy się wszyscy na wspólny obiad. Po obiedzie ustalimy co znaleźliśmy i wydam kolejne rozporządzenia co robimy do wieczora - Nina miała ton dowodzącej. Obaj mężczyźni wysłuchali jej zaleceń i nie oponowali, najwyraźniej mieli szacunek do jej oceny sytuacji.
- Idealnie. Perfekcyjnie. Wspaniale - Prasert powoli klaskał. Był w zdecydowanie lepszym humorze, odkąd najadł się. Teraz przed jego nosem parował kubek czarnej kawy i tylko czekał na wypicie. - Wszystko ustalone. Te klucze naprawdę przydadzą się. Jeszcze tylko pójdę do Waruna i możemy zaczynać. Chcę mieć choć trochę roboty za sobą i wtedy zrobimy przerwę. Mimo wszystko pasuje chwilę porozmawiać z Sunan. Nie chcę jednak teraz, bo zaraz zrobi się szesnasta, a nic nie zrobimy - pokręcił głową. - A która godzina? - mruknął, wyjmując telefon i budząc wyświetlacz.
Alexiei wyciągnął telefon
- Dochodzi wpół do dwunastej - odpowiedział na pytanie Privata i schował telefon ponownie. Wyglądało więc na to, że mieli dużo czasu na swoje zadania, ale czy pięć godzin wystarczyło? Tego dowiedzą się w odpowiedniej chwili…
Nina klasnęła w dłonie.
- Świetnie, w takim razie bierzemy się do roboty - oznajmiła i przykryła patelnię pokrywką i dopiła swoją kawę. Wstała z kanapy i przeciągnęła się. Wyraźnie nie chciała czekać ani chwili dłużej. Han i Alexiei nie spieszyli się aż tak bardzo, ale za moment też się podnieśli.
- Gdy ostatnio sprawdzałem, Warun był przy drzewie, jadł już wcześniej - dodał jeszcze Alexiei.
- To ja posprzątam po śniadaniu, póki ty będziesz z nim rozmawiał. Panowie dadzą ci materiały z vana i widzimy się tu za kilka chwil - zaproponowała Morozow i uśmiechnęła się do Praserta. Zaczęła zbierać naczynia ze stołu, by zaraz ruszyć z nimi do kuchni. Zostawiła tylko dzbanek kawy i kubki.
Privat spokojnie dopił swoją kawę. Miał do tego prawo. Potem, jak przeczuwał, nie usiądzie aż do obiadu. Spoglądał przez okno na czyste, niebieskie niebo, rozkoszując się aromatem arabiki. Trzeba przyznać, że Sunan potrafiła kupić dobrą kawę. A może to Prasert na co dzień pił po prostu najtańszą, jaka była i miał bardzo niskie standardy. Czuł się czysty i nawet zapomniał, że był we wczorajszych ubraniach. Jego włosy wciąż były lekko mokre, ale z każdą minutą wysuszały się. Pewnie jak wyjdzie na zewnątrz i chwilę postoi w słońcu, to kompletnie stracą resztki wilgoci. Prasert wstał i ruszył w stronę salonu myśliwskiego. Spojrzał na miejsce, w którym wczoraj leżała Sunan. To był tylko okropny żart, ale coś podobnego mogło zdarzyć się naprawdę. Przecież znajdowali się w nawiedzonym domu, w którym jego siostra dopiero co zamieszkała. Tak naprawdę ani ona nie wiedziała, czy tu było bezpiecznie, ani też Prasert i IBPI.

Wrócił do stołu, odłożył kubek i ruszył w stronę drzwi prowadzących na teren przed posiadłością. Chciał porozmawiać z Warunem - tak jak planował już od dłuższego czasu.


W tym czasie Alexiei i Han udali się do vana. Suttirat, tak jak zapowiedzieli detektywi, faktycznie był w pobliżu pękniętego drzewa. Trenował. Nie miał na sobie koszuli i teraz Prasert doskonale mógł zobaczyć, że na ciele Waruna nie pozostały nawet ślady po postrzałach. Kiedy zauważył przyjaciela, zaprzestał treningu kopnięć i otarł pot z czoła. Kiwnął mu głową.
- Wyspany? - zapytał na powitanie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:16   #327
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Prasert oderwał wzrok od potu spływającego po mięśniach Suttirata. Poczuł ukłucie wyrzutów sumienia, bo przecież też powinien ćwiczyć.
- Piłeś wczoraj tak samo, jak ja. Nie dasz sobie ani chwili wytchnienia, co nie? - Privat uśmiechnął się do niego i uderzył go lekko w ramię pięścią. - Jak przystało na czempiona, no nie?
- Nie można się pozbyć starych nawyków… Już wczoraj opuściłem trening - zauważył Suttirat i uśmiechnął się lekko.
Podszedł nieco bliżej i oparł się o korę drzewa.
- Wyspany, mimo że miałem męczącą noc - pochwalił się przyjacielowi. - A ty? - to właśnie chciał wiedzieć.
- Całkiem nieźle. Choć trochę miałem kaca, ale to chyba normalne po takiej imprezie… - odpowiedział Warun i odetchnął.
- Chciałem zamienić z tobą słowo, zanim pójdę na łowy informacyjne… - zagadnął.
- Wolałbym, żebyś uważał mocno w tej posiadłości. Odnoszę mimo wszystko wrażenie, że w jakiś sposób zdążyła już wpłynąć, na twoją siostrę - powiedział poważnym tonem.
Prasert zamilkł. Przyglądał się mężczyźnie w milczeniu. Wiatr wydawał dziwny odgłos pomiędzy martwymi gałęziami. To było jedyne drzewo w okolicy, które nie dawało żadnego cienia. Dochodziło południe, kiedy słońce zacznie palić najmocniej.
- Ćwicz w domu lub stodole, zaraz się spieczesz. Jeżeli liczysz na to, że pomogę ci z oparzeniami, to przykro mi, będziesz cierpiał - mruknął. - Co masz na myśli, że dom ją zmienił? W sensie… zrobiła coś dziwnego? Niepokojącego? Co się działo wczoraj po tym, jak położyłeś ją na łóżku?
Warun przechylił głowę, po czym spojrzał w górę.
- I tak miałem już kończyć - stwierdził. Zgarnął swoją koszulkę, która wisiała na jednej z gałęzi.
- Nie jestem pewien jak to ująć. Znaczy, może nie do końca potraktowałem super poważnie twoje słowa tuż przed snem, bo wstępnie po prostu położyłem się obok spać i upewniłem, że Sunan jest ciepło. Tylko, że potem w nocy, obudziłem się, a ona siedziała na mnie. I tu nas nieco poniosło. Kochaliśmy się. Szczerze, nie miałbym nic przeciwko, bardzo mi się podobało takie zaskoczenie z jej strony, ale widzisz… Na sam koniec pochyliła się i nazwała mnie jakoś dziwnie. Cóż… Generalnie to olałem, uznałem, że po prostu mnie z kimś myli, ale odniosłem wrażenie, że już to słowo słyszałem i potem mi się przypomniało, jak mówiła je wieczorem przy drinkach. Sunan nazwała mnie Seux. Jak ten właściciel… I dopiero tym to się przejąłem. Będę mieć na nią oko, ale chciałbym, żebyś uważał tam na siebie i na swoją dziewczynę - polecił Suttirat.
- I co zrobiłeś…? - Prasert zawiesił głos. - Uprawiałeś z nią seks?
Może kobiecy duch chciał opętać Sunan. I wcześniejsza teoria Privata, że była to osoba bliska dla właściciela domu, wydawała się coraz bardziej wiarygodna.
Warun spojrzał gdzieś w bok, jakby było mu niezręcznie odpowiadać na to pytanie. Odpowiedź była wymalowana na jego twarzy, jeszcze zanim powiedział słowa na głos.
- Tak, ale zanim mnie tak nazwała, dlatego jakby to ująć, byłem w lekkim oszołomieniu. Bo trochę nie jestem pewny z kim tak naprawdę uprawiałem dziś seks - warknął i zacisnął dłoń w pięść.
Prasert poczuł uderzenie szoku, że to naprawdę wydarzyło się. A potem następne, że nie zabolało go to aż tak mocno. Chyba odkąd Nina zaczęła z nawiązką zaspakajać jego własne potrzeby, czuł większy dystans do spraw innych ludzi. Nawet tych najbliższych.
- Bez znaczenia, ważne, że był seks - Prasert zażartował.
Ale wewnątrz siebie wcale nie było mu wesoło. Od teraz nie będą mogli zostawić Sunan samej. Pod żadnym pozorem. Nie wiedział, jak skończyła się historia miłości Seuxa. Jeżeli skoczyła z okna…. to jego siostra mogła zrobić to samo, jeżeli w porę tego nie zatrzymają.
- Ta scena z winem w salonie myśliwskim… może to nie był żart? Może ta kobieta zginęła brutalnie zamordowana w tamtym właśnie miejscu? Od teraz załóżmy, że wszystkie akcje Sunan mają podwójne, głębsze znaczenie - mruknął. - Nie wiem, czy nie powinniśmy jej związać lub zamknąć z kimś. Może poproszę Ninę, aby opiekował się nią Han lub Alexiei? A kiedy ty wrócisz z plotkowania z miejscowymi, zaopiekujesz się nią? - Prasert zaproponował.
Suttirat zastanawiał się, po czym kiwnął głową.
- Tak, właściwie to jest dobra myśl… Wydaje mi się, że póki pracuje nad tą ciemnią, to wszystko jest w porządku, ale nie jestem pewien co jak z niej wyjdzie… - powiedział co myśli na ten temat.
- Zajmę się nią jak wrócę, ale byłbym rad wiedząc, że do tego czasu ktoś ma na nią oko - rzucił.
- A ty dziś co robisz? - zapytał.
- Robię plan parteru, a potem może piwnicy lub pierwszego piętra. Chcę też zbadać stodołę. Wcale ciemnia nie brzmi dla mnie strasznie bezpiecznie, ale kto wie, może masz rację. No i wracając do najważniejszej kwestii… - Prasert uśmiechnął się. - Dobrze ci z nią było? W ogóle posiada tego penisa, czy nie? Odpowiadaj na pytania, żołnierzu, inaczej wyzwę cię na pojedynek za pieprzenie mojego rodzeństwa, kiedy nie miało kontroli i zdolności podejmowania decyzji - niby zaśmiał się, ale jego oczy były śmiertelnie poważne.
Suttirat kiwnął głową na jego informacje o planie na dzisiejszy dzień, tymczasem kiedy Prasert przeszedł do pytań na temat konkretów z sypialni, jego przyjaciel przewróciło oczami.
- Ma penisa, ale nie specjalnie mi to przeszkadza. Nie byłem agresywny, więc o to się nie martw. Na pewno było jej ze mną dobrze - oznajmił dumnym tonem i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, jakby rzucał Privatowi wyzwanie, żeby teraz spróbował rzucić mu wyzwanie.
- Jej? Sunan? Bo chyba ustaliliśmy, że być może to nie ona czerpała przyjemność, tylko to, co ją opętało. Hmm… - Prasert zamyślił się. Nie wiedział, czy się cieszył z tego, że Sunan zachowała swoje naturalne genitalia. Na pewno nie było mu z tego powodu smutno. To było w ogóle takie dziwne, zastanawiać się na ten temat. - A tobie? Było dobrze? Aż do końca? Przestałeś, kiedy powiedziała Seux, czy dalej ją pieprzyłeś? - zapytał Prasert.
To pewnie była niezdrowa ciekawość, ale z jakiegoś nieokreślonego powodu chciał wiedzieć, czy Suttirat doszedł. Choć z boku pewnie wyglądało to tak, jak gdyby bardziej interesowała go moralność przyjaciela. W końcu powinien przestać, czy nie? Prasert by nie przestał. Pewnie bardzo niewielu mężczyzn postanowiłoby w tej chwili przerwać coś tak nieprzyjemnego. Chyba że kobieta wymówiłaby imię swojego poprzedniego kochanka. Tyle że to była zupełnie inna sytuacja. Pewnie opętanie nie było wcale niczym lżejszym, lecz mimo wszystko…
Warun zmarszczył lekko brwi.
- Widzisz… Nazwała mnie w ten sposób dopiero po całym akcie, więc trochę mnie zaskoczyła, ale byłem już zaspokojony, a nie szykowałem się na rundę drugą, której po tym i tak już nie było… Po prostu ułożyłem ją do snu, a ona przytuliła się czule i zasnęła niezwykle grzecznie i bez oporów. Tylko, że potem to ja nieszczególnie mogłem zasnąć i leżałem patrząc w sufit chyba z półtorej godziny, póki zmęczenie mnie nie zmiotło… - wyjaśnił. Zerknął po okolicy.
- Ta stodoła ciekawi i mnie, może zostaw ją na koniec, bo chętnie ci potowarzyszę - skinął głową na budynek.
Prasert spojrzał na nią.
- Lepiej we dwoje, niż samemu. Tam może być dosłownie wszystko. A wracając do Sunan… ty byłeś zaspokojony, a ona? - Privat wypytywał bez żadnego wstydu. Chciał dowiedzieć się wszystkiego teraz, bo wiedział, że potem będzie pewnie znacznie trudniej wrócić do tego tematu. - Co zrobiłeś z jej penisem? Bo jeśli nic, to też jakby nieprzyzwoicie - Prasert niechcący uśmiechnął się drwiąco, choć wcale nie chciał szydzić z Waruna. Miał nadzieję, że Suttirat nie zauważył tej miny, nie miał żadnego powodu, żeby go denerwować.
Suttirat zmarszczył brwi.
- W pierwszej kolejności myślę o drugiej osobie Prasercie… - pewnie poczułby się urażony, ale znał dobrze Privata i jego ciekawość i po prostu odpowiedział mu na pytanie.
- Pozwól, że nie będę wchodził w szczegóły, dobrze? Pamiętaj nadal, że to twoja siostra… - zasugerował, że ciekawość Praserta wydawała mu się zbyt natarczywa.
- Nie oszukujmy się, w łóżku staje się moim bratem, nie siostrą. Cokolwiek Sunan by nie uczyniła, ma tego penisa. A miałeś kiedyś w przeszłości doświadczenia z mężczyznami? Czy tej nocy był pierwszy raz? To już nie jest pytanie dotyczące Sunan, tylko ciebie. Poza tym nie martw się, ją też wypytam dokładnie o ciebie - Prasert zażartował. Ale kiedy tylko wypowiedział te słowa, doszedł do wniosku, że może to nie jest taki głupi pomysł. Nie wiedział, czemu go to wszystko tak bardzo ciekawiło. Choć z drugiej strony… kiedy twój starszy brat zaczyna uprawiać seks z twoim najlepszym przyjacielem, to chyba masz prawo wiedzieć więcej. Jak dużo… to już ta dwójka stawiała granice.
Suttirat potarł kark.
- To nie był mój pierwszy raz z mężczyzną. Zapewne gdyby tak było, nie byłbym taki ożywiony i żwawy w tej kwestii wczorajszego stosunku - wzruszył ramionami.
- Możesz ją zapytać, ale proponuję po rozwiązaniu całej tej sprawy tutaj - zaproponował Warun. Zerknął w stronę domu.
- Chyba ktoś na ciebie czeka… - zauważył.

Kiedy Prasert się obejrzał, dostrzegł Ninę, chyba wyczekała się na niego już chwilę i jej się znudziło.
- Tak właściwie ta sprawa nie może czekać - Prasert odpowiedział. - Muszę porozmawiać z nią dość dłużej i chytrze. Żeby spróbować wychwycić w niej jakieś obce naleciałości. Zapytam, co robiła tutaj przez ostatnie dni, czy dotykała czegoś podejrzanego, no i fajnie też byłoby wiedzieć, ile pamięta z wczorajszej nocy. Jeżeli mi nie będzie chciała się zwierzać, a jest to całkiem możliwe, to radzę ci… czy może raczej proszę o to, żebyś porozmawiał z nią sam i spróbował dowiedzieć się tego. Musimy ustalić, czy duch przejmuje nad nią kontrolę dosłownie… w sensie manipuluje jej ciałem i akcjami, czy też może to jest cały czas Sunan, tylko czasami jakby zapomniała się i użyła obcego gestu lub słowa. To diametralna różnica. I jeszcze… nie wiem, czy zamierzasz tutaj zostać z nią, kiedy wszystko się zakończy. Jeżeli nie i chcesz wciąż wyjechać za granicę, to radzę ci kochać się z nią póki tylko możesz. Możliwie najczęściej. Taka tam przyjacielska rada… - Prasert mruknął. - Oboje będziecie w lepszym nastroju i będę miał pewność, że masz ją na oku… i może nie tylko na oku, ale w to już dalej nie wnikam. Idę do Niny, bo czeka na mnie już jakiś czas. A ty się trzymaj. I zanim wyjdziesz poza teren posiadłości, uzbrój się może w jakiś nóż. Nie wiemy, jacy ludzie tutaj mieszkają. Zawsze istnieje szansa, że trafisz na psychopatę.
- O ile nie będzie mieć broni palnej, w co szczerze wątpię, to nie mam się zbyt szczególnie czego obawiać. Nie zapominaj na czym zarabiam - zażartował Warun. Podszedł i poklepał Praserta w ramię, nim ten ruszył do Morozow. Za chwilę jednak i on pozbierał się i wyraźnie zamierzał wybrać w drogę do miasteczka.

Nina stała w drzwiach i obserwowała Praserta.
- Chyba zapomniałeś jeszcze o czymś… - rzuciła i uśmiechnęła się lekko. Najwyraźniej nie przeszkadzało jej szczególnie, że mężczyzna zagadał się z przyjacielem. W końcu mieli o czym rozmawiać.
Prasert nachylił się i musnął wargami jej policzek.
- Nie pocałowałem cię na do widzenia. Przepraszam - mruknął głosem przepełnionym winą. - Chyba, że masz na myśli coś innego? - zapytał, przegryzając dolną wargę.
Zerknął za siebie i spoglądał na Waruna. Mężczyzna pewnie musiał jeszcze wziąć prysznic, jeżeli chciał sprawiać dobre wrażenie na okolicznych mieszkańcach. Zapewne dziewczyny nie miałyby nic przeciwko, żeby rozmawiać z Suttiratem epatującym muskulaturą, ale ich ojcowie mogliby pogonić go z widłami.
Dobrze się spodziewał, bo Suttirat zdawał się zmierzać do wejścia do domu w ich stronę.
Tymczasem Nina zacmokała na Praserta.
- To bardzo miłe, że o tym pomyślałeś, ale nie dokładnie to miałam na myśli, widzisz… Miałeś wziąć z vana materiały do robienia mapy? - zauważyła. Warun w międzyczasie jakby o czymś sobie przypomniał i też ruszył do vana. Chyba chciał zagadnąć o coś Alexieia i Hana, bo po chwili Privat dosłyszał, że rozmawiają.
- Rzeczywiście - mężczyzna skinął głową. - Tak właściwie miałem to w planach, ale zobaczyłem ciebie i uznałem, że najpierw do ciebie przyjdę i zapytam, czy coś się stało. Przepraszam, że tyle to zajęło. Rozmawiałem z Warunem o jego seksie z Sunan. Pewnie zgodzisz się, że to dość ciekawe. Choć historia jest dodatkowo interesująca, bo moja siostra nazwała go imieniem poprzedniego właściciela domu. Jest hipoteza, że coś rzuciło się na jej umysł. Może to ten duch próbuje przejąć nad nią kontrolę. A może jest szczególnie wyczulona na paranormalną energię, może jak ty. I mimowolnie przyjmuje charakter tej zjawy. Ale to tylko takie teorie - wzruszył ramionami.
Nina przechyliła głowę na jedną stronę i oparła ją na moment o framugę.
- Hm, to brzmi poważnie. Dobrze byłoby mieć oko na Sunan… - zauważyła.
- Opętania potrafią być bardzo paskudne, ale odnoszę wrażenie, że to tylko z tym domem coś jest nie tak, nie odczuwam nic niepokojącego choćby tutaj w tym dokładnym miejscu przy drodze wyjazdowej i stodole - wytłumaczyła swoje spostrzeżenia.
- Oczywiście, zweryfikujemy to jeszcze dziś, podczas spisywania i rysowania planu budynku - dodała.
Prasert skinął głową i ruszył w stronę vana. Próbował wysilić słuch, aby dosłyszeć, o czym rozmawiała trójka mężczyzn. Privat myślał, że pewnie chodziło o ubrania na zmianę. Suttirat nie wiedział, gdzie była jego torba. Ale może konwersacja dotyczyła zupełnie czegoś innego. W międzyczasie myślał o tym, czego będą potrzebowali. Klucze do domu już mieli, dostali je przy śniadaniu. Potrzebowali jeszcze czegoś do pisania. Zwykły długopis nadawałby się, ale może jeszcze lepszy byłby ołówek automatyczny z gumką. Oprócz tego blok w kratkę. Ta kratka była ważna, jeżeli chcieli zachować w miarę autentyczne wymiary rezydencji. I oczywiście miara.
Gdy dotarł do tylnych drzwi vana, stał w nich akurat Suttirat.
- No i właśnie z tego powodu dobrze by było, mieć na nią oko, póki nie wrócę - zakończył najwyraźniej tłumaczenie sytuacji z zeszłej nocy, zapewne jednak z mniejszymi szczegółami niż Prasertowi. Obaj mężczyźni zerknęli po sobie. Han wzruszył ramionami.
- Dobra, to ja pójdę - oznajmił i odsunął się od stolika na swoim jeżdżącym krześle, odrobinę przerysowanym ruchem. Podniósł się zaraz i zerknął na Praserta.
- O właśnie, bo mamy dla ciebie te materiały - rzucił i skinął na stolik. Leżał tam blok, ołówek, gumka i marker, a także metrówka, o której była rozmowa przy śniadaniu. Suttirat zerknął na stolik, potem na Praserta.
- No dobrze, to ja lecę i widzimy się o szesnastej, tak jak słyszałem, że ustaliliśmy - rzucił i minął przyjaciela, ruszając w stronę domu, by zapewne umyć się, przebrać, wziąć coś do picia i ruszyć w drogę.
- Tak, właśnie tak - Privat odpowiedział tak właściwie wszystkim zebranym mężczyznom. - Dzięki!
Obrócił się i ruszył w stronę rezydencji. Czuł dreszcze biegnące po kręgosłupie. To było dziwne, bo choć miał powody do niepokoju… to był środek dnia i otaczali go sprzymierzeńcy. Dlaczego jego ciało wzdrygało się na samą myśl o przekroczeniu tych drzwi? Może to przez traumę, jaką mężczyzna wczoraj przeżył tuż po przyjeździe. Albo jego instynkt wyczuwał złe, paranormalne siły, które wymykały się prawom natury i rozumowi.
- Już wszystko jest - Prasert uśmiechnął się do Niny, pokazując uzyskane pomoce. - Czuję się, jakbyśmy mieli robić projekt szkolny. I tylko szczęśliwemu uśmiechowi losu klasowa piękność dobrała się ze mną w parę - wyszczerzył się…
...i błyskawicznie skrzywił. Przypomniał sobie, że przecież… tak, dokładnie coś takiego przeżył kilka lat temu. Mali Wattana, geografia… to było preludium ogromnych kłopotów. A skończyło się śmiercią biednej kobiety.
Nina od razu uśmiechnęła się na jego słowa, ale zaraz zmarszczyła brwi i zmartwiła się widząc jego minę.
- Prasert? Wszystko ok? - zapytała poważnym tonem i przybliżyła się do niego, by przytulić i pogłaskać.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - powiedziała, mając nadzieję, że to to zaatakowało myśli Privata.
- Przypomniałem sobie o czymś niemiłym. Ale to rzeczy z przeszłości… kiedyś o tym porozmawiamy, w tej chwili nie ma znaczenia. Zresztą już czuję się dobrze. Patrz - Prasert uśmiechnął się na zamówienie. Tak właściwie rozśmieszyło go to trochę. Choć pewnie śmianie się z własnych żartów nie było na zbyt wysokim poziomie. - Nieważne. Zaczynajmy już, bo zaraz rozproszymy się w toalecie, potem zjemy drugie śniadanie, nagle napadnie na nas Sunan z jakimś głupim pomysłem… I zrobi się szesnasta - mruknął. - Nie ma co zwlekać. Inni pracują, my też musimy przedstawić jakieś owoce popołudniem.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:16   #328
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Prasert wraz z Niną usytuowali się w salonie i najpierw omówili od której części zaczną. Logicznym rozwiązaniem było, by projektowanie szkicu domu rozrysować piętrami. Pierwszy więc na odstrzał poszedł parter.

Główny salon myśliwski, ze swymi tajemniczymi, ozdobnymi drzwiami i trzema korytarzami, a także schodami na piętro został usytuowany jako centrum. Znali go bowiem jak narazie najlepiej, bowiem spędzili w nim najwięcej czasu. Zmierzyli jego wymiary i za moment Privat mógł wyrysować jego wzór na papierze, rozpoczynając pracę.

Następnie, wspólnie zadecydowali, że wybiorą prawe skrzydło od wejścia. Pierwsze trzy pary drzwi, umiejscowione na lewej ścianie, były sypialniami, które cała grupa zajmowała poprzedniej nocy.
Pokój Sunan i Waruna, następnie Niny i Praserta, a ostatni Alexieia i Hana. Jak się po mierzeniu okazało, wszystkie pomieszczenia były identycznej wielkości i w dokładnie takich samych odstępach znajdowały się w nich okna. jedyne co się zmieniało, to układ mebli w pomieszczeniach. W każdym natomiast było podwójne łóżko, szafa, komoda, stolik i dwa fotele. Były to ewidentnie pokoje gościnne, lub dla służby.

- Dobra, mamy te najbardziej podstawowe fragmenty tego skrzydła - mruknął Prasert, chowając do kieszeni miarę. - Ciekawi mnie, co jest dalej. Chyba w ogóle tam jeszcze nie byłem… zdaje mi się, że widziałem tam jeszcze jakieś drzwi. Może to łazienka. Ale nie sądzę, bo Sunan wspomniałaby o tym raczej i nie musielibyśmy chodzić aż tak daleko do lewego skrzydła.

Gdy ruszyli dalej, korytarz zakręcił i na jego końcu znajdowało się okno, które dawało stonowane światło. W tej części, na prawej ścianie korytarza były tylko jedne, podwójne drzwi. Bez watpienia nie wyglądało na to, żeby miały prowadzić do łazienki. Chyba że wyjątkowo ekskluzywnej łaźni, jak Prasert ocenił, patrząc na wrota. Kiedy do nich dotarli, okazało się, że potrzebowali po raz pierwszy użyć pęku kluczy. Odszukanie właściwego zajęło im krótką chwilę. Za moment ich oczom ukazała się spora sala.
Było w niej dużo krzeseł, ale nic więcej nie mogli dostrzec, bo pomieszczenie było za duże, by w mroku dostrzec głębię.
Nina cofnęła się do vana i wzięła z niego dużą latarkę ledową. Dzięki niej, mogli wreszcie dostrzec co dokładnie kryło się w tej sali. Prasert czuł się nieco niepewnie, będąc sam. Czarna przestrzeń przed jego nosem onieśmielała go kompletnie. Wyobrażał sobie, jak wyłażą z niej okropne rzeczy. Na przykład długa, wyciągnięta ręką, która pochwyci go i wciągnie prosto w piekielne czeluści. Zadrżał. Chyba niewiedza, co znajdowało się w środku była najgorsze, bo uaktywniała jego wyobraźnię. Pewnie gdyby zobaczył salę tortur z zakrwawionymi narzędziami, akwariami z pływającymi zwłokami, szczurami i pająkami, to nie przejąłby się tak bardzo, jak w tym momencie, gdy nie wiedział, czego się spodziewać.

Na szczęście wnet Nina wróciła. Okazało się, że był to tylko mały, domowy teatr. Znajdowały się tu siedziska dla widzów w gronie co najwyżej trzydziestu osób, a także scena z małym, zakurzonym, opajęczynowanym zapleczem aktorskim. Zapewne tutaj odbywały się niektore pokazy Seuxa, dla przyjaciół i specjalnych gości.
Na zapleczu znajdował się kolejny obraz. Była na nim kolejna kobieta, również blondynka, ale zdecydowanie nie przypominała tej z obrazu w pobliżu kuchni. Była ubrana w strój pomocnicy magika, z piórkami na głowie i błyszczącą sukienką.
Pomieszczenie było opuszczone, eleganckie, ale na swój sposób niepokojące. Nina chciała je dość szybko opuścić. Prasert nie winił ją za to. Zastanawiał się nad drugim obrazem. Czy to tę kobietę widział Alexiei? Zrobił jej zdjęcie, aby pokazać je później mężczyźnie. Nie wiedział, co o tym sądzić. Czyżby Seux miał harem blond Europejek? A może to były kobiety z jego rodziny? Tak właściwie równie dobrze mógł kupić jakiś przypadkowy komplet nawiedzonych obrazów na pchlim targu, nie musiał być związany z namalowanymi damami. Być może one nigdy nie żyły i były jedynie wytworem wyobraźni malarza. Jednak faktem pozostawało, że było z nimi coś naprawdę nie w porządku.

Na końcu korytarza, tuż koło okna, okazało się, że znajdowały się drugie, mniejsze schody na piętro. Zmierzyli ich szerokość i długość.
Według wytycznych, wyszło na to, że to skrzydło zakończyli.

Gdy wrócili do salonu, Nina przyjrzała się szkicowi. Tymczasem Duch wlazł na jeden z foteli i przeciągnął się leniwie, zaraz układając. Prasert miał ochotę podejść i go pogłaskać po łebku, ale nie mógł tracić czasu na takie błahostki. Nina poszła już dalej i mieli jeszcze dużo roboty do wykonania.

Teraz postanowili zająć się drugim, również nieco znanym im skrzydłem, tajemniczy korytarz zostawiając sobie na koniec.
Pierwszym pomieszczeniem, usytuowanym po prawej, jakie oczywiście odwiedzili, była łazienka. Zmierzenie jej potrwało kilka chwil i zaraz mogli ruszyć dalej. Nina naniosła na plan szafę z Zoltarem, który miałby przepowiadać przyszłość.
Dalej były drzwi do jadalni. Zmierzenie jej było nieco bardziej skomplikowane. Nie mogli bowiem zrobić tego wzdłuż ścian, ze względu na ozdobne kolumny, które niby podtrzymywały sufit. Dodatkowo zabrakło im metrów w metrówce i musieli je mierzyć na dwa razy. W końcu jednak udało się, pomieszczenie również zostało naniesione na plan.
Ostatni punkt tego skrzydła, to była oczywiście kuchnia.
Nina od razu zaznaczyła obraz. Kobieta na nim rzeczywiście tym razem stała przodem i zdawała się rozrzucać karmę dla kur i gęsi.
Prasert dłużej stanął tuż przed obrazem i wpatrywał się w twarz postaci. Po kilkunastu sekundach jego oczy zaczęły łzawić. Dopiero wtedy uzmysłowił sobie, że przez cały ten czas nie mrugał. Chyba spodziewał się zobaczyć, że kobieta przynajmniej drgnie. Że złapie ją na gorącym uczynku. Nie mógł przeoczyć tego momentu. Privat cicho westchnął, kręcąc głową i ruszył za Niną do kolejnego pomieszczenia.

Mierzenie kuchni nie było trudne. Morozow podeszła do drzwi i spróbowała je otworzyć, gdy okazały się zamknięte, wyjęła pęk kluczy i poszukała odpowiedniego. Otworzyła je i ich oczom ukazał się zapuszczony ogród. Ogromny, zarośnięty i z kilkoma specyficznymi punktami orientacyjnymi.
Nina zaproponowała, że na sam ogród poświęcą osobną kartkę. Cofnęła się do środka kuchni i zerknęła na klapę. Podeszła do niej i zaczęła szukać odpowiedniego klucza…
Gdy znalazł się, wsunęła go do kłódki i przekręciła z nieprzyjemnym zgrzytem. Mechanizm zadziałał i Rosjanka mogła zdjąć kłódkę z kółka. Za chwilę wspólnie odgięli klapę. Buchnął spod niej chłód i zapach starego kurzu.
- Schodzimy? - zapytała, spoglądając na Privata z lekkim uśmiechem.
- Oczywiście. Nie spożyłem jeszcze mojej dziennej dawki wąglika - mężczyzna zażartował, spoglądając w przestrzeń. - Dobrze, że masz tę latarkę. Na pewno przyda nam się. Nie wiem, czy moglibyśmy włączyć światło na dole, nawet jeśli mielibyśmy prąd. Tak właściwie masz pomysł, jak długo ta posiadłość mogła stać odłogiem, zanim Sunan się do niej wprowadziła? Seux żył rok temu czy sto lat temu? - zapytał. Tak właściwie zszokowało go to, że nie poświęcił ani jednej myśli tak podstawowej kwestii.
- Wygląda mi na dużo starszą, niż dwadzieścia, trzydzieści, czy nawet czterdzieści lat. Będziemy się raczej musieli dowiedzieć czegoś na ten temat w archiwum, bo tak na oko, to niestety nie znam się za bardzo na architekturze, ani na ocenie wieku budynku po jego stanie - wyjaśniła Nina, po czym zerknęła na schody prowadzące w dół…
- Znaczy budynek mógł tutaj stać dłużej, mam na myśli, kiedy Seux w nim żył. Bo chyba nie mamy dowodów, że to on go wybudował… choć pewnie możemy tak założyć - wzruszył ramionami.

Gdy udali się na dół klapy, pierwsze co ukazało się ich oczom, to było kwadratowe pomieszczenie z półkami - spiżarnia. Były tu jakieś bardzo stare skrzynie i worki. Nieco dalej znajdowały się stojaki na wino. W większości puste, ale na jednym z nich nadal było kilka butelek. To, co jednak zastanawiało, to dziwny korytarz. Zdawało się, że dochodził tu z niego przeciąg. Posadzka całej spiżarni wyłożona była dużymi, płaskimi kamieniami i rzeczywiście było tu nieprzyzwoicie jak na Tajlandię, chłodno.
Ruszyli dalej i dotarli do dziwnej, metalowej, kutej bramy.
- Nie jesteśmy pod posesją, tylko tak jakby pod ogrodem, według strony, w którą idziemy - zauważyła Nina.
Brama miała kłódkę. Morozow zaczęła szukać odpowiedniego klucza, ale niestety, nie odnalazła go. Poświeciła jednak nieco dalej i to, co dostrzegli, było dość zatrważające. Było tam duże, kamienne pomieszczenie, a na jego środku stały trzy, marmurowe sarkofagi. Dwa duże na bokach i jeden niewielki między nimi. W głębi pomieszczenia były wąskie schody pnące się w górę.
- Tam jest chyba drugie wejście - zauważyła Morozow…
- Pewnie w ogrodzie jest jakieś mauzoleum, lub krypta. I można nią zejść w dół… - Prasert zamyślił się. Wpadł w bardzo dziwny nastrój. Z jednej strony spokojny, z drugiej… lekko podenerwowany. To niby wykluczało się, ale najwyraźniej nie do końca. Przez kilka długich sekund przestał myśleć i tylko wpatrywał się w sarkofagi. - Seux, jego żona i ich dziecko? - rzucił.
- Kto wie, na razie się nie dowiemy… - powiedziała Morozow.
- Tak obstawiam… Pytanie brzmi… czy IBPI ma jakieś sprawdzone metody na duchy? W stylu… - zerknął na Ninę i zamilkł. Przełknął ślinę i ściszył głos do szeptu. - Wyjęcie kości i ich spalenie? Zadziałałoby to?
- Cóż, są różne formy egzorcyzmów, ja i Han znamy kilka, więc jeśli będzie trzeba, no to je zastosujemy… - wyszeptała Nina. - Tylko trzeba pamiętać, że każde Paranormalium jest inne. To, co wrzucamy do jednego worka z napisem “duchy”... tak naprawdę każda istota jest odrębna i na swój sposób wyjątkowa. Oczywiście, niektóre są bardzo do siebie podobne, ale niektóre w ogóle. Nie ma czegoś takiego, jak pewny rytuał, który IBPI stosuje i wie na pewno, że zadziała. W Zbiorze Legend opisane są poszczególne przypadki i jak wtedy im zaradzono, jednak nie mamy żadnej pewności, czy to uda się tu i teraz. Być może kiedyś spalenie kości wyzwoliło jakiegoś ducha, w którymś z opisanych przypadku, ale to nie znaczy, że pomoże nam z tym problemem. Flux to pierwiastek chaosu. Nie rządzą nim reguły, nie można go zrozumieć i odnaleźć stałych wzorców.

Nina zamilkła i dalej obserwowała sarkofagi. Miała dość niewyraźną minę. Zmarszczyła brwi i pokręciła głowa, spoglądając teraz na Praserta.
- Zmierzmy to przejście i spiżarnie i chodźmy dalej… Od razu szukamy wejścia tam, czy najpierw skończymy z domem, a potem zajmiemy się ogrodem? - zapytała.
- Róbmy po kolei. Bo przejdziemy do ogrodu, potem znajdziemy tę kryptę, tam będzie jakieś kolejne przejście i w ten sposób zawędrujemy nie wiadomo gdzie. Dokończymy parter, żeby mieć już ten rozdział za sobą. A potem zajmiemy się ogrodem. Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby te sarkofagi zniknęły przez tych kilka kwadransów. I też nie mamy powodów podejrzewać, że odkryjemy coś niecierpiącego zwłoki. Dlatego wracajmy na górę - Prasert zadecydował.
Morozow zastanawiała się chwilę, obracając i ruszając w stronę spiżarni i schodów do kuchni.
- A co z kolejnymi piętrami? Zajmiemy się nimi po ogrodzie? - zapytała, bo przecież nie mogli zapominać, że dom składał się z więcej niż parteru.
- Nie wiem, jak duży jest dom nad nami - Prasert spojrzał na sufit, jak gdyby posiadał rentgen w oczach i mógł przeskanować teren. - To również może zająć trochę czasu. Myślę, że lepiej byłoby chyba zająć się ogrodem. Przecież nie będziemy rysować każdego pojedynczego klombu. Nie ma tam ścian, które musielibyśmy nanieść. Chyba że znajdziemy jakiś labirynt z żywopłotu - wzruszył ramionami. - A nie chciałbym mimo wszystko zostawiać tych sarkofagów dosłownie na sam koniec. Mimo wszystko mnie ciekawią. Może obok złożono jakąś księgę, do której wpisywali się żałobnicy, czy coś w tym stylu - Prasert wzruszył ramionami. - Na pewno nie chcę otwierać sarkofagów bez reszty chłopaków. Jak mamy się zainfekować stuletnim grzybem, to wszyscy razem - Privat zaśmiał się.
- Ha, ha… Jeśli już zajmiemy się otwieraniem sarkofagów, to w maskach i rękawiczkach… A nie tak jak stoimy - zauważyła Rosjanka.
Wrócili na górę do kuchni. Powietrze tutaj było zdecydowanie bardziej ciepłe. Głównie dlatego, że nie było tu przeciągu, tak jak w spiżarni pod ziemią. Nina odetchnęła, tak jakby przez cały pobyt na dole była spięta.
- No to teraz ostatni punkt parteru… Nasz tajemniczy korytarz koło ozdobnych drzwi… - zapowiedziała, jak profesjonalna prowadząca wycieczek turystycznych.
- Ciekawi mnie, jak wygląda ta część w domu - odparł Prasert. - Spójrz na nasz plan. Na razie to wygląda bardzo dziwnie. Dom jest symetryczny, przynajmniej tak się wydaje na samym początku. Ale prawa odnoga jest dużo krótsza od lewej. Schody na górę są umiejscowione mniej więcej na środku jadalni, a dalej jest przecież jeszcze kuchnia. Ciekawi mnie, czy ten tajemniczy korytarz wypełni resztę domu i wytworzy nam się ładny prostokąt, czy może będzie to tak dziwnie powykręcone - mruknął Privat.
Kobieta ruszyła w stronę wyjścia z kuchni i przystanęła na korytarzu.
- Cóż, będziemy się musieli za chwilę przekonać. Ten dom ma w ogóle mnóstwo dziwnych kształtów. Niby jak zauważyłeś, próbowano tu utrzymać symetrię, ale niektóre części wyglądają tak, jakby po prostu uznano, że nie ma sensu i cały początkowy zamysł zupełnie porzucono - zauważyła i wyjrzała przez okno, które umiejscowione było naprzeciw drzwi do kuchni. Patrzyła gdzieś w górę i jakby po skosie.
- Spójrz. Widzisz tę długą ścianę? Nie ma żadnych okien, a wychodzi na ogród… Druga sprawa, popatrz wyżej… Pierwsze piętro wybudowano w bardzo dziwny sposób, wydaje mi się, tak jakby bardziej wysunięte do przodu, niż według planu wypadałby parter… Jeśli dobrze myśle, nasze pokoje, znajdują się pod dachem z podłogi pierwszego piętra i przez okna powinno być widać tę podłogę… ale to jeszcze musimy sprawdzić od ogrodu - kobieta skrzyżowała ręce i chyba poważnie zastanawiała się co za ekscentryk zaprojektował tę posesję. Ruszyła w stronę salonu myśliwskiego.
- To trochę tak, jakby dziecko dobrało się do The Sims i chciało zbudować coś na nowej parceli - mruknął Prasert, podążając za Niną. To nie ma sensu. W ogóle to piętro powinno się zawalić nad terenem zielonym za sypialniami - Privat pokręcił głową. - To wygląda tak, jakby ktoś dobudował coś, potem gdzie indziej wyburzył, potem znowu coś dobudował… - Prasert westchnął ciężko. - Tylko Sunan mogłaby kupić coś takiego. W sensie… sama posiadłość jest całkiem ciekawa, ale patrzenie na nią boli. Nawet w Bangkoku nie ma takich koszmarów, a uwierz mi… tam mają wszystko.
- Muszę ci w takim razie kiedyś pokazać Petersburg… Tam to mają dopiero… Zmysł artystyczny do budowy domów - rzuciła luźno Nina.

Tymczasem uwagę Praserta przykuł obraz… Kobieta stojąca na nim była całkowicie pochylona i zbierała kapelusz z ziemi… Najwidoczniej wiatr go zrzucił, bo jej długie blond włosy były rozwiane.
Privat ciężko przełknął ślinę.
- Spójrz… - mruknął. - Może nasz eskapista… eskapista… eskapista… - Prasert powtarzał, spoglądając na samotną kobietę. Zamilkł na moment. Przybliżył się i dotknął palcem wskazującym płótna. Było zwyczajne, chropowate i zimne. Następnie cofnął go. Zamyślił się.
- Cholera… Znowu to zrobiła… Zmieniła pozycję… Jak na razie ze wszystkich rzeczy, które widzieliśmy, ten obraz wydaje się najbardziej aktywny - zauważyła i skrzywiła się.
- Może dajmy mu na chwilę spokój. Dokończmy jedno, nim weźmiemy się za drugie… Sądzę, że nawet jeśli blondynka zniknie, to za jakiś czas wróci przed tę szklarnię - zasugerowała Nina i złapała Praserta za ramię, lekko pociągając w stronę korytarza prowadzącego dalej.
- Nie, czekaj - Privat wyszarpnął się. Zamilkł i podszedł znowu do obrazu. Spojrzał na pochyloną kobietę. To, jak zmieniał się ten obraz… To sprawiło, że ciarki przebiegły mu po grzbiecie. - Jeżeli mnie słyszysz - powiedział głośno i wyraźnie. - I jeżeli mnie rozumiesz. I jeżeli ten obraz to twoje więzienie i zostałaś… - nagle coś mu przerwało.
Nim Prasert skończył zdanie, stojąc blisko obrazu by móc uważnie przyjrzeć się postaci kobiety, starał się nie mrugać, a mimo to, jego umysł nie zarejestrował momentu, kiedy blondynka, tuż przed jego twarzą… Po prostu nagle znalazła się w innej pozycji. Stała. Patrzyła prosto do przodu na obserwatorów obrazu. Miała ręce opuszczone wzdłuż ciała. Kapelusz trzymała w jednej z nich. Jej mina nie wyrażała kompletnie nic. Jej oczy były szeroko otwarte i całkowicie czarne. Privat poczuł, jak Morozow aż się cała wzdrygnęła i puściła jego rękę odskakując od obrazu.
- Prasert, odsuń się od tego cholerstwa - zażądała dosadnym, władczym tonem.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:17   #329
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat czuł nudności. Zaczęło go słabić. Ale już patrzył w oczy nie jednemu duchowi. Dlatego znalazł w sobie siłę.
- Jeżeli zostałaś zamknięta w tym obrazie, to usiądź na ziemi i podnieś do góry ręce - dokończył dużo słabszym tonem.
Czy mógł komunikować się z tą kobietą? Spojrzał na ramy obrazu. Czy były więzieniem, do którego została wtrącona? Wpadł na taką możliwość, powtarzając nazwę zawodu Seuxa. Czy to nie byłoby ironiczne, gdyby mężczyzna opuszczający pułapki… wtrącał do nich niewinnych ludzi? Kolekcjonował ich niczym motyle w klaserze?
- Prasert… - naciskała Nina. Chyba nie chciała, żeby bawił się w pogawędki z ruchomymi damami z obrazów.
Postać na obrazie pozostawała zastygła w tej pozycji, w której go wystraszyła. Kiedy jednak Prasert zaczął już tracić cierpliwość, oczy mu załzawiły i mimowoli przymrużył je, kiedy znów skupił wzrok, blondynka stała do niego tyłem. Miała na głowie kapelusz, jej sukienka rozwiewana była wiatrem. Patrzyła gdzieś w stronę strumyka. Kurki pasły się niedaleko… A jej lewa dłoń była uniesiona i wyprostowana wskazując palcem na szklarnię.
Wyglądało na to, że dama była świadoma ich obecności. Ale najwyraźniej wnioski Praserta nie były poprawne, skoro nie zastosowała się do jego prośby. Zwracała uwagę na szklarnię. Ale Prasert nie wiedział, co o tym myśleć.
- Czy w ogrodzie jest jakaś szklarnia? - zapytał Ninę szeptem. Jak gdyby zbyt głośny dźwięk miał zburzyć magię obrazu. I ten miał nie poruszyć się już nigdy więcej.
- Zapewne dowiemy się, jak wyjdziemy do ogrodu… - zauważyła Morozow. Wzięła go znów za rękę.
- Za chwilę tam pójdziemy, ale skończmy ten salon… Proszę - dodała, jakby naprawdę jej zależało, żeby zabrać go już stąd.
- Potrzebujesz naszej pomocy? - Prasert zapytał kobietę na obrazie. - Usiądź, jeśli tak… - szepnął mężczyzna. Był cały napięty. Bardzo mocno ścisnął dłoń Niny. Z całej siły i zupełnie nieświadomie. W tej chwili funkcjonował na adrenalinie, ale kiedy tylko przejdą do następnego pokoju… przeczuwał już teraz, że będzie potrzebował solidnego drinka. Mrugnął dwa razy, bo jego oczy już i tak piekły go i gryzły.
Blondynka zniknęła z obrazu. Nie było jej w ogóle.
Morozow też to widziała.
- Czegokolwiek potrzebuje ta kobieta, w tej chwili chyba nie chce o tym rozmawiać… Albo poszła… Nie wiem, siku… Cokolwiek… chodźmy już, naprawdę nie chce czekać, aż wylezie z tego obrazu i jeszcze mi cię na niego zabierze - oznajmiła wreszcie co ją niepokoiło w tej konkretnej scenie.
- Chodźmy. Przynajmniej… no nie wiem. Nie zamieniła się w demona na naszych oczach - Prasert wzruszył ramionami. - W każdym razie… być może jest tutaj ofiarą. Będziemy musieli monitorować również drugi obraz. Może są następne. Dwa to dziwna liczba. Więcej niż jeden, więc ktoś zdecydował się, że chce więcej tego typu dzieł sztuki. Ale z drugiej strony to mniej niż trzy, więc… - Privat wzruszył ramionami. - To chyba zabrzmiało bardziej głupio, niż planowałem - uśmiechnął się półgębkiem, bo wcale nie było mu zbyt wesoło po tej dziwnej konfrontacji z obrazem. - Chodźmy do tamtego korytarza - mruknął do Niny.
- Będziemy je mieć na uwadze, tak jak dużo innych rzeczy w tym domu… - obiecała mu Morozow. Sama chyba była zaniepokojona kwestią tych obrazów. Milczała całą drogę do salonu.

Korytarz koło zdobionych wrót w salonie myśliwskim, był zupełnie ciemny i dość krótki. Kończył się drzwiami.
Oczywiście były zamknięte.
Kiedy Nina zaczęła przeszukiwać pęk kluczy, nie odnalazła właściwego. Wyglądało na to, że pomieszczenie, które się tam znajdowało, pozostanie dla nich ukryte, póki nie znajdą sposobu, by się tam dostać. Pozostało im tylko odmierzyć wymiary od zewnątrz.
- No to wygląda, że za wiele tu akurat chwilowo nie wskóramy… - westchnęła kobieta, chyba nadal jeszcze nie rozluźniając się po sytuacji z obrazem.
- Cholera - Prasert mruknął pod nosem. - Kolejne zamknięte drzwi - pokręcił głową. - Może klucze będą w mauzoleum. A może na piętrze… nie wiem. Równie dobrze mogą być na dnie Zatoki Tajlandzkiej - warknął. Podszedł do drzwi i załomotał o nie. Jak gdyby po drugiej stronie znajdował się ktoś, kto mógłby podejść i otworzyć przejście. - Jeżeli nie znajdziemy kluczy, to przychodzę z siekierą - pogroził drzwiom. - Która godzina? - zapytał Niny. - Teraz pójdziemy do ogrodu. Może przejdźmy dookoła. Nie chcę za bardzo znów przechodzić tamtym korytarzem… - zawiesił głos.
Nina przyglądała się drzwiom i lekko zmrużyła oczy, gdy Prasert w nie załomotał. Były mocne, bo nawet nie wydały żadnego głuchego dźwięku.
- Myślę że nawet siekierą mógłbyś się namachać - zauważyła. Wyciągnęła telefon.
- Dochodzi czternasta, mamy jeszcze dwie godziny - Morozow odpowiedziała na pytanie Praserta, po czym wycofała się z korytarza i naniosła go i drzwi na plan.
- No dobrze, to od razu zmierzymy stodołę i odległość od domu do drzewa - zgodziła się z nim. Wyraźnie ona również nie chciała zetknąć się z obrazem, którego mieszkanka postanowiła w jakiś sposób komunikować się z jej partnerem.
- Rozsądne. Na samo zwiedzanie stodoły umówiłem się z Warunem. W Bangkoku mieliśmy lepsze rozrywki, ale zdaje się, że jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma - Prasert uśmiechnął się do kobiety. Ruszyli w stronę drzwi wejściowych. Privat spojrzał z zastanowieniem na schody wijące się pod kątem prostym. Także zerknął na żyrandol.
- Myślisz, że jest na prąd? Czy na świeczki? - mruknął, próbując dojrzeć ślady wosku lub żarówki.
- Nie mam pojęcia, szczerze powiedziawszy. Trudno mi dostrzec czy są w nim świeczniki, czy ich imitacje - stwierdziła, nim wyszli całkowicie na zewnątrz.

Posesja Seuxa składała się z kilku miejsc charakterystycznych. Na przedzie domu znajdowała się stodoła i martwe, pęknięte drzewo.
Tymczasem z tyłu, w tej bardziej zapuszczonej części było kilka kolejnych punktów. Pierwszym z nich była altana. Prowadziły do niej trzy ścieżki, jedna od kuchni, a dwie z obu stron domu. Zbudowano ją praktycznie w linii pośrodkowej budynku, jakby celowo w tym miejscu. Zapewne jadano tu niegdyś śniadania na świeżym powietrzu. Dalej wiodły dwie drogi odchodzące od altany dalej, w stronę kolejnych części ogrodu. Jedna w lewo, a druga prosto.
- Którędy idziemy? - zapytała Nina.
- Najpierw mieliśmy zmierzyć stodołę, prawda? Więc jak to zrobimy, to najszybciej będzie chyba dojść do altany od lewej strony domu. Biegnie tam jedna ścieżka. Pamiętasz, jak dokładnie biegła piwnica pod kuchnią? Po skosie w prawo, tak że dochodziła do altany? Może tam są schowane schody prowadzące w dół do krypty - mruknął Prasert, wyjmując z kieszeni miarę.
Nina zastanawiała się, ruszając w stronę stodoły.
- Nie, wydaję mi się, że szła bardziej prosto… Tak jakby piwnica była po prostu przedłużeniem prostokątu lewego skrzydła domu na północ, więc jeśli dobrze myślę, to jeśli pójdziemy lewą stroną domu, może dostrzeżemy coś co mogłoby być kolejnym, znaczącym punktem, poza altaną - zasugerowała.
- Tak, chyba że to jakaś klapa skryta za przypadkowym krzakiem i stertą liści. Ten dom jest tak niestandardowy, że możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Na szczęście długość piwnicy mamy zmierzoną, a tamte schody w oddali chyba będziemy w stanie orientacyjne oszacować… więc może do czegoś dojdziemy - mężczyzna uśmiechnął się zachęcająco.
Privat ruszył do elewacji budynku i zaczął mierzyć przestrzeń pomiędzy nim a stodołą. Właśnie w tym punkcie zaparkowano białego vana. Natomiast na przodzie wciąż stała srebrna toyota Sunan. Siostra Praserta bez wątpienia nigdzie się dzisiaj nie wybierała.
- Możesz już zapisywać? - zapytał Privat
- Jasne, już notuję, a ty mierz - zgodziła się Nina i otworzyła swoje zapiski i stronę, którą przeznaczyła na szkic ogrodu. Mierzenie odległości między domem i stodołą, a domem i drzewem nie trwało długo. Podobnie jak mierzenie samej stodoły, choć było trochę problematyczne, bo jej tylną ścianę niemal całkowicie zarosły krzewy i musieli poradzić sobie z wymiarem tylko dwóch ścian. Dzięki Bogom świat był złożony z bardzo banalnych figur geometrycznych i stodoła była po prostu prostokątna, a nie na przykład w kształcie trapezu…
- Dobra, mamy zmierzone. To teraz chodźmy… - Prasert już miał zaproponować tę lewą ścieżkę, ale zmienił zdanie. - Przejdźmy może na sam środek domu. Tam po drugiej stronie - palcem próbował wskazać tył budynku. - To będzie chyba za tym tajemniczym pokojem, lub pierwszą sypialnią, nie pamiętam. I jak pójdziemy prosto na altanę, to chyba najłatwiej będzie zmierzyć jej odległość od domu. Skoro jest położona w jego linii pośrodkowej. Staniesz przy ścianie i przetrzymasz końcówkę miary, a ja pójdę w stronę altany. Pewnie będziemy musieli mierzyć tę odległość na kilka razy - mruknął. - Co o tym sądzisz?
Nina kiwnęła głową.
- Coż i tak musimy pójść na tył domu lewą stroną. Ale dobrze, możemy najpierw zmierzyć odległość od domu do altany - zgodziła się, więc w końcu ruszyli.
Jak Prasert oszacował, musieli zmierzyć tę odległość na dwa razy, więc dobrze kalkulując, altana była oddalona od domu mniej więcej o taką samą długość, jaką miała jadalnia. Czyli teoretycznie nie tak daleko, ale i znowu nie tak blisko, by przeszkadzać widokowi. Morozow, po zmierzeniu tego, a potem samej altany, spojrzała w stronę wyjścia z kuchni, a potem wzrokiem przebiegła cały teren po lewej stronie. Jej uwagę przykuł jakiś szary budyneczek. Nie był wcale tak daleko, no i znajdował się na prostej linii względem kuchni.
- To chyba tam - rzuciła, wskazując dróżkę biegnącą na lewo od altany. Ruszyła nią.
- Chwilka… - mruknął Prasert, szkicując ostatnią kreskę boku obiektu, przy którym się znajdowali. Oparł blok o drewnianą kolumnę podporową, aby mieć pewniejsze, twardsze podłoże. Kiedy Nina ruszyła ścieżką prowadzącą w lewo, szybko dokończył rysunek i ruszył za nią.

Droga prowadziła do kamiennego budyneczku. Wyglądał jak…
- To chyba krypta? Widziałam takie na cmentarzach, szczególnie w Europie… - zauważyła Morozow i zerknęła w stronę domu, a następnie na swoje mapki.
- Wydaje mi się, że to faktycznie jest zejście tam do tych sarkofagów… - zauważyła.
Nad metalową furtką siedział anioł z kosą.
Kiedy przeszukali pęk kluczy, odnaleźli taki, który otwierał zejście na dół.
Mogli zejść i rozejrzeć się po krypcie.
Prasert czekał, aż Nina otworzy budynek. Kiedy to uczyniła, zamierzał wejść do środka i sprawdzić, co w nim się znajdowało. Oprócz schodów prowadzących na dół, rzecz jasna. Wnet okazało się, że nie było tam niczego więcej. Pewnie posąg na zewnątrz wyczerpał cały budżet na ozdoby.
- Mam ciarki - mruknął. - Ten anioł z kosą… to jest normalne na zachodzie? Chodzenie na miejsca pochówku już samo w sobie jest ciężkie, dlaczego zadręczać się jeszcze takimi maszkaronami - pokręcił głową. - To znaczy, podoba mi się jako dzieło sztuki, ale na pewno nie wprawia mnie w dobrym nastrój - parsknął.
Nina zerknęła na anioła.
- To jeszcze nie jest takie złe. Lepszy anioł, niż jakby przedstawiono tu samą śmierć z kosą… Na zachodzie to całkiem normalne, że takie mauzolea, czy wejścia do krypt są ozdabiane, ale nie tylko. Zwykłe groby na cmentarzach również często mają figury. Oczywiście stać na nie tylko zamożniejsze osoby… - wytłumaczyła Rosjanka, zapalając latarkę led i schodząc wraz z nim na dół…

Pierwsze, co oczywiście rzuciło im się w oczy, to były sarkofagi. Teraz oboje dostrzegli, że były usytuowane przed nimi wygrawerowane, srebrne, odrobinę już zaśniedziałe plakietki. Napisy jednak zdawały się czytelne.
Były o dziwo po angielsku…
- Zaświeć tutaj - Prasert powiedział… no cóż, grobowym głosem. Brakowało mu światła słońca, tak jasnego piętro wyżej. Tutaj mieli do dyspozycji jedynie latarkę w dłoni Niny. Oczywiście lepsze to, niż nic. Jednak Privat miał wrażenie, że wąski strumień blasku dawał więcej niepokojących cieni, niż jasności. Te karmiły jego wyobraźnię. Czuł się znowu tak jak przed wejściem do ciemnego teatru, kiedy czekał, aż Morozow wróci z vana. Było zarazem lepiej, bo teraz nie znosił tego sam, jak i nieco gorzej, bo otoczenie było obiektywnie dużo straszniejsze.
Morozow zawahała się chwilę, po czym przesunęła światłem na plakietki i zrobiła krok głębiej, by móc je lepiej odczytać.

Trzy sarkofagi miały na przedzie plakietki wybite w srebrze.
Ta przy sarkofagu po prawej głosiła: “Niran ‘Seux’ Yossanthia, 24.03.1874 - 29.11.1928, Drogiemu przyjacielowi i ojcu, światła w dalszej wędrówce, Halvar”.
Ta przy sarkofagu po lewej głosiła: “Mercedes Pittard-Yossanthia, 09.07.1878 - 15.09.1909, Ukochanej i najdroższej małżonce, którą los odebrał mi przedwcześnie...”

Środkowy, malutki sarkofag opisany był następującą plakietką:
“Drogiej naszym sercom córce Sophii Yossanthia, aby czuwały nad nią wszelkie duchy zaświatów i nigdy nie brakowało jej uśmiechu”.
Data uwieńczająca plakietkę, wskazywała na to, że dziewczynka urodziła się w roku 1903, a zmarła w wieku pięciu lat.

To był grobowiec całej rodziny magika...

Gdy oboje, Nina i Prasert rozejrzeli się naokoło, dostrzegli jakieś bardzo wąskie, wręcz klaustrofobiczne przejście na lewej ścianie pomieszczenia. Nie było go widać od strony spiżarni, bowiem znajdują się tu kolumny, które ozdabiają całe pomieszczenie i jedna z nich zasłoniła załom.
Morozow świeciła chwilę w jego stronę.
- Może zajrzymy tam, ale jeśli to jakieś tajne przejście, to proponuję zbadać je potem z resztą - poprosiła Praserta.
- Tak będzie najlepiej - Privat zgodził się.
Tonął w rozmyślaniach. Seux miał tak naprawdę na imię Niran. Posiadał żonę, która nie była Tajką. To tłumaczyłoby zachodni charakter posiadłości. Może mężczyzna chciał, żeby Mercedes czuła się tutaj tak, jak w domu. Jej rodzinny z kolei znajdował się w Ameryce lub w Wielkiej Brytanii, biorąc pod uwagę nazwisko. Choć imię było hiszpańskie. Seux miał pięćdziesiąt cztery lata, kiedy umarł. Wcześnie, ale nie tragicznie wcześnie. Jego żona, cztery lata młodsza, żyła jedynie trzydzieści jeden lat. Córka umarła rok przed swoją matką. Był jeszcze syn Halvar. Albo żył… co było wysoce nieprawdopodobne, bo musiałby mieć ponad sto lat, albo odszedł z tego świata, lecz został złożony w jakimś innym miejscu. W każdym razie na pewno był najdłużej żyjącym członkiem tej rodziny. Prasert nie był pewny, czy sam założył rodzinę. Jeżeli tak, to najwyraźniej nie odziedziczyła tej posiadłości. Albo nie chciała mieć z nią nic wspólnego.
- Musimy zapytać Sunan, od kogo kupiła tę posiadłość. Czy od kogoś o nazwisku Yossanthia, czy może raczej od państwa.
Nina tym razem zrobiła notatkę na boku rysunku.
- To zmierzmy to pomieszczenie… - zaproponowała i przekręciła strony notesu na tę, gdzie umiejscowili spiżarnię, w końcu tak naprawdę te pomieszczenia były jednym dużym, tylko podzielonym na dwie części…

gdy skończyli, Morozow sapnęła i zerknęła w stronę przejścia.
- Jakoś nie podoba mi się, że ktoś wymyślił sobie tajny korytarz prowadzący od, lub do krypty z grobami… - mruknęła tylko.
- Dokąd teraz, dalej w ogród? - zapytała, wyraźnie nie chcąc przebywać tu dłużej, niż to było konieczne, zwłaszcza, że ze spiżarni ziała na nich ciemność, której nawet latarka led nie mogła całkiem rozjaśnić, w końcu było tu sporo przestrzeni.
- Nie wiem, czy to tajny korytarz. Być może to tylko załom ściany, za którą nie znajduje się nic - Prasert wzruszył ramionami, ale nie był pewny, czy Nina dostrzegła to. - Myślę, że tyle powinniśmy sprawdzić już teraz. Pewnie i tak w najlepszym przypadku natkniemy się na jakieś zamknięte drzwi - westchnął. - A potem będziemy musieli zrobić z resztą ekshumację zwłok. Żeby sprawdzić, czy wszystkie znajdują się na miejscu. Poza tym możliwe, że reszta kluczy została pochowana wraz z nieboszczykami. Jeżeli Seux bardzo nie lubił wnętrza tamtych dwóch pokoi, to może schował dostęp do nich wraz z córką lub małżonką. A może jego syn umieścił klucze w trumnie ojca. Kto wie. Teraz sprawdźmy to przejście… Chyba że bardzo się boisz? - zapytał Ninę. Jego ton był zwyczajny i miły, to nie była kpina lub zaczepka.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:17   #330
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nina pokręciła głową.
- Nie, nie boję. Możemy tam zajrzeć, ale nie podoba mi się… Energia, która z niego płynie… - powiedziała tylko, chyba bardziej do siebie. Poczekała, by ruszyć wraz z Privatem. Kiedy zajrzeli w korytarz, okazało się, że najpierw biegł prosto, ale po około pięciu krokach zakręcał w prawo i był bardzo długi… Nie było widać jego końca, musieliby nim ruszyć.
- To pewnie stamtąd wieje przeciąg. Wrócimy tutaj z resztą. Ostatecznie też muszą mieć coś do roboty po wykonaniu swoich zadań - Prasert zażartował lekko, żeby rozrzedzić atmosferę wypełnioną mrokiem. - Myślisz, że zmieszczą się tutaj dwie osoby obok siebie? Czy trzeba będzie iść gęsiego? Nie mam pojęcia, jaki w ogóle cel miałoby takie przejście. Chyba że jest naturalnym podziemnym korytarzem… Nie mam wiedzy geologicznej - mruknął. - Ale dlaczego ktoś miałby chcieć dostępu do krypty? Żeby regularnie opłakiwać zmarłych? Ale nie wystarczyłoby do tego przejście z budynku nad naszymi głowami? Chyba że ktoś chciał po cichu odwiedzać nie tyle zmarłą rodzinę, co resztę budynku za tą bramą - ręką wskazał czarną przestrzeń, gdzie znajdowały się worki, skrzynie i butelki wina. - A może spoczywają tutaj wampiry i w ten sposób rodzina Yossanthia może wymykać się na wolność i pożerać biedne okoliczne dzieci - Prasert zaśmiał się, ale tak naprawdę wcale nie uważał to za śmieszne. Nie w tym strasznym otoczeniu.
Nina poświeciła na ściany korytarza. Były z tego samego rodzaju kamienia co te w spiżarni.
- Nie, ewidentnie to konstrukcja ludzkich rąk i chyba zmieszczą się dwie osoby obok siebie, ale jest i tak dość wąsko. Tylko to małe przejście z krypty jest tak małe, że trzeba przejść gęsiego. Tutaj jest szerzej… No dobra. Zmierzmy szerokość i wąski korytarz i wracajmy na zewnątrz - zaproponowała Rosjanka, wskazując palcem przejście, którym dostali się tu z krypty..
- Albo możemy zostawić tę część zupełnie na później. Myślę, że jak wejdziemy tam, to wnet zacznie nas ciekawić co jest dalej… i dalej… Chyba że tam się już skończy przejście - Prasert wzruszył ramionami. - Może w takim razie zmierzmy to teraz. Żebyśmy mieli pewność, że to jest rzeczywiście dłuższy korytarz. A potem dokończymy ogród. Jak starczy nam czasu, to zaczniemy pierwsze piętro - zaproponował. - Mam miarę, przetrzymasz koniec? - poprosił, idąc w stronę przejścia. Wyjął z kieszeni komórkę, aby mieć swoje własne źródło światła.
Nina nie była przekonana, ale ustąpiła mu. Kiedy Prasert ruszył, początkowo po prostu odnotował tu nieprzyjemny chłód. Im dalej szedł, tym bardziej miał wrażenie, że dostrzega coś na końcu. Tak jakby światło załamywało się tam inaczej i to chyba był koniec korytarza, prowadzący ponownie do jakiegoś pomieszczenia. Dzieliło go jednak od niego kolejne dwadzieścia, albo nieco ponad metrów i nie mógł ocenić zbyt dokładnie, bo po dziesięciu oczywiście metrówka odmówiła współpracy.
- Chcesz mierzyć do samego końca? - zapytała Morozow. Jej głos odbijał się echem od ścian i niósł dalej. Zupełnie tak, jakby teraz przez kilka setnych sekundy mówiło do niego przynajmniej pięć Nin.
- Tak! - odkrzyknął. - Już nie jest zbyt daleko. Może dwadzieścia metrów. Jeżeli nie masz nic przeciwko, to możesz podejść tutaj i będziemy mierzyć dalej, bo skończyła mi się taśma - wyjaśnił jej sytuację w głębi korytarza. - Widzę tam jakieś pomieszczenie! - krzyknął. - Nie ma drzwi, tylko otwarty korytarz rozszerza się w coś większego - wyjaśnił.
Wiedział, że za jego plecami nie ma żadnej bramy, która mogłaby się nagle zamknąć. Więc w razie problemu miał zawsze drogę ucieczki. Czuł się głupio, że chciał iść dalej, ale z drugiej strony… jeżeli starczało mu na to odwagi… To czy było w tym coś złego?
Zapewne nie.
Morozow musiała zanotować, że ruszyła teraz w jego stronę. W końcu musieli mierzyć dalej, od punktu w którym stanął Prasert.
Kiedy zrównała się z nim, uśmiechnęła się do niego, chcąc dodać mu i sobie otuchy.
- Rzeczywiście, coś tam widać… - poświeciła latarka led w tamtą stronę. Ustawiła się idealnie tak, by zacząć mierzyć od punktu gdzie był Privat.
Tajlandczyk mógł ruszyć dalej.
Przeszedł około pięciu kroków, kiedy usłyszał, jak kobieta bierze głośny wdech.
- Prasert. Stój… - poprosiła go bardzo głośno.
Kiedy na nią spojrzał, nie patrzyła na niego, tylko na korytarz dalej, w stronę gdzie szedł. On też tam spojrzał.
Dostrzegł małą dziewczynkę, która trzymała w dłoniach misia. Jego łapki niemal tarzały się na kamiennej posadzce. Stała do nich tyłem. Poruszała się przestępując z nóżki na nóżkę.
Oczy Praserta rozwarły się szerzej na ten widok. Zastygł w bezruchu, patrząc na zjawę. Czy to była mała Sophia? Wszystko na to wskazywało… Chyba że w podziemiach unosiły się jakieś halucynogenne opary i wszystko istniało jedynie w głowie Tajlandczyka. Nie czuł już w sobie tej śmiałości, jaką wykazał się w blasku słońca w posiadłości. Wtedy rozmawiał z upiornym obrazem, jednak obecnie nie zamierzał zagadywać dziewczynki. Wręcz przeciwnie. Planował pozostać tak cicho, jak to tylko możliwe. Przystawił palec wskazujący do ust i spojrzał na Ninę. Zaczął się wycofywać. Powoli, możliwie jak najciszej. Jego serce mocno waliło. Po kilku sekundach przypomniał sobie, że przecież musi oddychać, więc przestał wstrzymywać oddechu. Miał nadzieję, że zjawa nie wiedziała o ich obecności. Choć z drugiej strony… przecież Nina przed chwilą wymówiła jego imię bardzo głośno… Ale czy na tyle, żeby dziewczynka usłyszała? Zresztą… przecież nie żyła. Kto wiedział, jak funkcjonowały jej zmysły. Być może w ogóle ich nie posiadała i stanowiła jedynie bierną iluzję, paranormalną fata morganę… Prasert miał nadzieję, że tak właśnie było.
Głos Rosjanki nie sprawił, że dziecko poruszyło się, czy obróciło… Jednak, gdy Prasert wykonał pierwszy krok w tył, wizja dziewczynki rozmazała się na moment, po czym ta pojawiła się przodem do nich, w tym samym miejscu. Jej oczy były czarne, tak jak blondynki na obrazie. Jej usta wykrzywił upiorny uśmiech. Zaczęła biec, a po korytarzu rozległo się echo śmiechu dziecka.
- W nogi! - walnęła Nina i chyba na razie porzuciła plan mierzenia czegokolwiek, bo metrówka w błysku zwinęła się, gdy kobieta cofnęła się, dalej oświetlając drogę dla Privata. Najwyraźniej nie chciała uciekać bez niego. Duch poruszał się w całkiem ludzkim tempie, więc Prasert miał zdecydowanie szansę, mimo opóźnionego startu…
- Kurwa… - Prasert wypalił i zerwał się do biegu. Nie zamierzał dawać fory dziecku, ani próbować przekonać się, jak straszne są jego moce. Chciał zniknąć z tych podziemi. Mimo że odwrócił się plecami do ducha, wcale nie poczuł się lepiej. Wręcz przeciwnie, chyba wolał ją widzieć, nawet jeśli stanowiła upiorny widok. Wiedzieć, gdzie znajdowała się i czy go doganiała. Privat na szczęście był wysportowany i nie mógł złapać zadyszki na tak znikomym jak na jego możliwości dystansie. Miał tylko nadzieję, że tempo dziewczynki pozostanie ludzkie i niespodziewanie nie zaprezentuje mocy teleportacji.
Prasert biegł szybko, aż Nina musiała uskoczyć i teraz ona też się nieco rozpędziła w wąskim korytarzyku do krypty, robiąc mu przejście. Privat zahamował, ale aż uderzył w ścianę, po czym skręcił. Poczuł lekkie plaśnięcie w plecy. Było zimne, wręcz zdawało mu się wilgotne i lodowate. Jakby dostał pigułą śnieżną.
- Berek - rozległ się cichy, dziecięcy szept.
Czarnowłosy wypadł do krypty, a razem zatrzymali się z Niną dopiero w ogrodzie. Dyszeli, po uderzeniu adrenaliny. Tak naprawdę dystans nie był daleki, ale szok jakiego doznali wyrwał z nich połowę sił. Prasert nadal czuł to miejsce na plecach, gdzie chyba został dotknięty… Nina pochyliła się i oparła dłonie o kolana, zipiąc. Wyłączyła latarkę
- Tu… Jest ok… Zniknęła - powiedziała, dla spokoju ducha Praserta. Powinien był lepiej słuchać rad Morozow, kiedy wspominała o dziwnej energii, lub wyrażała niechęć do kontynuowania wędrówki tym korytarzem. Z drugiej strony teraz wiedział, że kobieta nie panikowała. Następnym razem o tym nie zapomni.
- Masz plany? Nie mów, że zgubiłaś… - Prasert zawiesił głos.
- Mam… Mam, tylko trochę pogniotłam - odpowiedziała Nina i spróbowała złapać oddech.
Był blady jak ściana. Cały czas w jego uszach dźwięczało to jedno, pojedyncze słowo. Berek. Privat czuł zimno nie tylko na plecach, ale też w kościach. Jak gdyby dziewczynka przeniknęła do jego szpiku i zmieniła go w bryłę szkarłatnego lodu. Tajlandczyk pospiesznie ściągnął koszulkę i odwrócił się plecami do Morozow.
- Mam coś na plecach? Mam? - zapytał pospiesznie. Już widział w wyobraźni ognisko martwicy, gnijącej tkanki i rozpływającej się skóry.
Morozow spojrzała na jego plecy i zmarszczyła brwi. Podeszla i pogładziła go, najpierw na kręgosłupie, a potem dokładnie w miejscu dotknięcia.
- Ślad… Tak jakby ktoś uderzył cię ręką. Lekko tylko zaczerwieniony. Nic poważnego… Pomijając fakt, że zostawiła go do cholery zjawa - warknęła.
Kiedy Nina go dotknęła, Prasert poczuł się nieco lepiej. Napięcie zaczęło z niego schodzić. Przybliżył się do kobiety i pocałował ją mocno w usta. Następnie odsunął się, ale tylko nieznacznie. Zaniósł się głośnym śmiechem.
- Kurwa, co to właśnie było?! - zapytał głośno. Nie mógł przestać się śmiać. To chyba była jakaś forma przeżywania szoku. To zdarzenie nie byłoby tak druzgoczące, gdyby dziewczynka nie dogoniła go koniec końców. I nie dotknęła. Mentolowy posmak na skórze Praserta nie znikał nawet pod wpływem promieni słonecznych. Pocałował Ninę jeszcze raz i przytulił ją mocno.
Nina pokręciła głową…
- Odniosłam wrażenie, że jest to duch dziecka, jak zgaduję, tej dziewczynki, córki Seuxa, ale coś jest z nim nie tak… Dziecko miało pięć latek gdy zmarło, nie rozumiem skąd w jego energii takie dziwne, złe zawirowanie. Będziemy musieli dowiedzieć się więcej w sprawie jej śmierci, ale to zapewne wygrzebie Alexiei w archiwum - wyjaśniła blondynka i westchnęła. Odgarnęła włosy za ucho i rozejrzała się…
- To… To dokąd teraz? Kontynuujemy, czy wolisz odsapnąć? - zaproponowała. Trochę ich to wydarzenie wybiło znów z rytmu pracy.
- Wiesz co… w tej chwili nie wiem, co robić. Będziemy musieli wrócić tam na dół, ale na pewno nie teraz. Nie mam na to nastroju - Prasert parsknął dziwnym śmiechem.
Wsparł dłonie na swoich biodrach i zaczął się rozglądać. Z jednej strony było upiorne mauzoleum, a z drugiej dziwny dom, który wcale nie był ich azylem.
- Myślę, że mam ochotę zostać na ten moment w ogrodzie - Privat zawiesił głos. - Jest tu miło i słonecznie. Moglibyśmy potem urządzić sobie grilla w altance? - zaproponował. - To nie byłby ciekawy pomysł na obiad? Nie mam nastroju na powrót do tego nawiedzonego… - Prasert w nieokreślony sposób zamachał ręką w stronę posiadłości. - Nie wiem nawet, jak to nazwać. Może… cyrku. Nawiedzonego cyrku. Tak. Ale przed obiadem moglibyśmy chwilę pospacerować. Zobaczyć gdzie biegła ta druga ścieżka obok altanki.
Morozow potarła dłonią kark, jakby od spięcia ją nieco rozbolał.
- W porządku. To chodźmy. Zobaczmy co jeszcze jest w ogrodzie. Grill brzmi bardzo dobrze… Mam nadzieję, że na dziś obejdzie się już bez większej ilości niespodzianek… - stwierdziła, po czym zerknęła na notatki i szkice. Wyprostowała nieco pogięte kartki i ruszyła w stronę altanki.

Ścieżka do przodu, w głąb ogrodów, prowadziła do drewnianej chatki, którą oboje z Niną rozpoznali jako kurnik.
Dalej, była spora szklarnia. Część okienek była powybijana, a większość zarosła mchem i była niemal nie do przejrzenia. Drzwi były zamykane na klucz i jego niestety też nie posiadali, co mogło być już nieco frustrującym. Jednak to, co pojał Prasert, dotarło do niego dopiero za moment. Dalej płynął strumyk. Właśnie stali przy szklarni z obrazu koło kuchni. Ktoś musiał namalować go z jednego z okien na piętrze posiadłości…

- No to sobie odpoczęliśmy… - skwitowała ironię losu Nina.
- Cholera - Prasert westchnął. - Wolałbym uniknąć zabawy w berka z kolejnym duchem - mruknął.
Spojrzał na kurnik. Jego obecność najbardziej go zaskoczyła. Głównie dlatego, bo wydawał się tak zwyczajnym elementem wiejskiej posiadłości. Wyglądało na to, że artyści sceniczni również spożywali jaja. Privat miał ochotę ruszyć tam tylko dlatego, bo nie spodziewał się zobaczyć w środku nic interesującego.
- Ale może jest tam klucz do szklarni - powiedział do siebie głośno. - Chodźmy najpierw do kurnika. A jeśli niczego nie znajdziemy, to spróbujemy przejść przez któreś z rozbitych okien. To w końcu szklarnia, wystarczy dobry kamień, aby odkryć jej wszystkie sekrety - mruknął.
Morozow popatrzyła na kurnik, a potem na szklarnię i znów na kurnik.
- Dobrze, zajmijmy się najpierw kurnikiem - zgodziła się, najwyraźniej przekonana.

Dom drobiu okazał się solidny, choć deski nieco już zmurszały i zostały przeżarte przez korniki. Do środka były dwa wejścia - jedno malutkie, zapewne dla zwierząt opuszczających wnętrze co poranka, a drugie, z tyłu zdecydowanie przeznaczone dla ludzi. Gdy Prasert nacisnął klamkę, drzwi ustąpiły. Rozległo się długie, przeciągłe skrzypnięcie. Ze środka buchnął zaduch nagrzanego drewna i kurzu. Były tu siedziska dla niosek i nieco dalej z przodu grzędy, gdzie kury nie znoszące jaja spały. Słoma w koszach była już zapleśniała, przynajmniej w części. Nie było tu żadnych jaj, jak oczywiście można było się spodziewać. Prasert dostrzegł za to mysz, która przemknęła przez środek pomieszczenia, chowając się gdzieś za skrzyneczkami, by zniknąć z pola widzenia Morozow i Privata.
- No to możemy to wszystko zmierzyć i nanieść na plany - zaproponowała i cofnęła się na zewnątrz, rozciągając centymetr.
- Tak. Znaczy nie musimy jakoś bardzo dokładnie szkicować takich rzeczy, jak kurnik. Zależało mi bardziej na samej posiadłości, a głównie na tym tajemniczym, zamkniętym pokoju. Wydaje się, że nie ma żadnych ukrytych dodatkowych pokojów za jakimiś regałami z książkami. Przynajmniej nie na parterze. I sądzę, że takich już nie znajdziemy, skoro mamy podejrzane, zamknięte pomieszczenia na widoku… Chyba że te mają za zadanie jedynie odciągnąć naszą uwagę od tych dobrze ukrytych. Ale nie sądzę. Nie ma co nadmiernie tego komplikować - wzruszył ramionami. - Chodźmy już do tej szklarni. Nie sądzę, że znajdziemy w niej cokolwiek więcej, ale kto wie - mruknął. - To znaczy mam nadzieję, że nie spotkamy już nic strasznego. A jedynie interesującego - dodał, kończąc szkicować prosty plan kurnika.
Rosjanka przechyliła głowę, obserwując jak rysuje budynek.
- Nie chciałam się nad nim rozdrabniać, jedynie po prostu umieścić go na planie - stwierdziła. Kiedy skończył, znów obróciła się w stronę szklarni.
- No… To chodźmy - zaproponowała niemrawo i ruszyła przodem. Podeszła do szklanych drzwi i spróbowała je ponownie otworzyć…
Były otwarte.
Ich otwarciu również towarzyszył nieprzyjemny jęk zastałych zawiasów wejścia. Kobieta zajrzała do środka i zrobiła kilka kroków w głąb.
- Nie wyczuwam niczego… - powiedziała, nieco zdziwionym tonem. Obejrzała się na Praserta. Kiedy Taj zajrzał do środka zobaczył duże pomieszczenie. Na ziemi były grządki, zapewne kiedyś rosły tam rośliny, pielęgnowane przez właścicielkę. Dalej był kącik, gdzie kobieta najwyraźniej pracowała. Było tam biurko i krzesełko, a także narzędzia ogrodnicze. Pod biurkiem stały wielkie donice, wysokie na pół metra, a między nimi takie nieco mniejsze. Kobieta musiała tam trzymać zapas ziemi, czy doniczek na kwiaty i inne rośliny. Metalowa konewka stała na wyższej półce. Na jej lejku wisiał słomiany kapelusz…
Ten sam, który trzymała dama z obrazu.
Prasert podszedł do niego i zdjął go z półki. Trzymał go i wpatrywał się w niego. Poczuł dreszcz biegnący po kręgosłupie. To było również niepokojące, tylko w zupełnie inny, bardziej subtelny sposób, niż duch dziewczynki. Privat odniósł przez moment wrażenie, że sam przypadkiem i nie wiadomo w którym dokładnie momencie przeniósł się do świata namalowanego na obrazie.
- Też czujesz taką… intymność? Mam wrażenie, że naruszam prywatność tej kobiety, chodząc obok jej grządek. Chyba spędzała tutaj dużo czasu. Ciekawi mnie, czy ogrodnictwo było jej pasją, czy może raczej miało głównie praktyczny charakter. Pewnie nie ma to już żadnego znaczenia… Kiedy umarła? W 1909 roku? Jak sobie pomyślisz, że te doniczki i narzędzia mają ponad wiek… i tak zachowały się w cudownym stanie. Dzisiaj produkują takie rzeczy, że po dwóch latach pracy już się rozpadają.
- Celowo, by trzeba było znów je zakupić… Kiedyś myślało się raczej o tym, by przedmioty służyły długimi latami. Teraz po coś takiego trzeba naprawdę dużo zapłacić - stwierdziła kobieta i sama przyjrzała się kapeluszowi.
- Poczekaj… - poprosiła, po czym sama też go dotknęła i cała aż się wzdrygnęła.
- Tej kobiecie stało się coś bardzo złego… - powiedziała ponuro.
- Zmierzmy to miejsce… - poprosiła spokojnym tonem i położyła notes na stoliku. Ruszyła na drugi koniec szklarni, zaczynając rozwijać metrówkę.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172