Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2019, 14:13   #322
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Poradzili sobie z dodatkowymi krzesłami, zwłaszcza, gdy przed samym wieczorem Warun z pomocą Alexieia i Sunan zrobili grill przed posiadłością i przynieśli jedzenie do środka. W tym czasie Nina i Han rozstawiali lampy słoneczne i świeczki, oraz latarki w pomieszczeniu, by dawały nieco więcej światła.
Na zewnątrz bowiem, tuż w okolicy godziny dwudziestej pierwszej zrobiło się zupełnie ciemno.

Sunan przygotowała sporo wina i dokładnie tym upijali się wszyscy tego wieczoru. Mieli szesnaście butelek i mimo, że według stereotypu Rosjanie powinni być nie do zajechania w tym temacie, wyglądało na to, że wino domowej roboty od przyjaciółki Sunan, kopało za troje.
Około godziny dwudziestej czwartej ostatnimi osobami, które jeszcze się trzymały na nogach była Nina, Warun i Alexiei, poza samym Prasertem, któremu świat kręcił się i niespokojnie chybotał.
Wcześniej tego wieczoru wybrali, że będą zajmować trzy pokoje po prawej od drzwi frontowych. Jak głosiła opowieść, niegdyś zajmowała je służba, a teraz po prostu stały puste. Były tam łóżka i meble, ale nic poza tym. Sunan poprała pościele jeszcze u siebie, więc mieli w czym spokojnie spać. Alexiei spojrzał na Hana i szturchnął go. Azjata nawet nie zareagował, ale nadal oddychał.
- Coś mi mówi, że resztą jutro będziemy leczyć kaca - skinął na butelkę i zaśmiał się. Śmiech Alexieia był dość wesoły i zaraźliwy. Kompletnie nie pasował do tej poważnej osoby, którą mężczyzna był na trzeźwo. Podniósł się i chwiejnie stanął przed Guirenem. Złapał go chwytem strażackim i ledwo idąc na nogach ruszył w stronę korytarza do sypialni, którą sobie wybrali
- Dobrej nocy - pożyczył wszystkim, po czym zaczął nucić coś po rosyjsku, póki drzwi się za nim nie zamknęły. Sunan spała zwinięta w kłębek w fotelu, tymczasem Warun podpierał głowę łokciem i starał się sam nie odpaść. Zerknął na Ninę i Praserta.
- No to chyba koniec zabawy tak myślę? - powiedział, bardzo powoli, jakby nie chciał pomylić żadnego słowa.
- Alexiei ucieszyłby się. Mógłby mówić o sobie, że kiedy opuszcza imprezę, ta automatycznie się kończy - Prasert zażartował, pocierając czoło. Jak mógł się aż tak upić? Jeszcze czuł się dobrze, ale wiedział, że jutro będzie zmagał się masywnym kacem. Przyjaciółka jego siostry produkowała niezły arszenik.
- Tylko jak zaniesiemy Sunan do jej sypialni? No bo chyba jej tu nie zostawimy? Chyba że na kanapie? - zaproponował, wskazując mebel. Chyba był gotów przyjąć rolę opiekuńczego rycerza i nawet poświęcić się i oddać jej połowę łóżka w pokoju, który sam miał zajmować. Nina uśmiechnęła się lekko na tę myśli, bo pół wieczoru Warun przegadał z Sunan, a gdy tego nie robili, w niemal rytmicznych odstępach czasu jedno zerkało na drugie i vice versa. Morozow przytuliła się do Praserta i pogłaskała go po szyi
- Zmęczony? - zapytała go czule, jej oczy błyszczały od upojenia, a policzki były zarumienione.
Prasert pocałował ją w jeden z nich.
- Trochę… Świat wiruje mi przed oczami. Ale boje się pójść spać, bo wiem, jak będzie wyglądał jutrzejszy poranek - mruknął z lekkim uśmiechem, choć nie poruszał wcale miłego tematu. - O wiem - nagle wstał. - Muszę uzbro… uzbroić się w… wodę - dokończył.
- Święconą? - zażartował Suttirat.
Prasert spojrzał na niego poważnie i wycelował w niego palec wskazujący.
- Żebyś, kurwa, wiedział, że to wcale niegłupie. Ale miałem na myśli zwyczajną. Minor… Mineralną.
Był z siebie dumny, że potrafił utrzymać równowagę. Po pewnej ilości alkoholu takie drobne sukcesy cieszyły bardziej, niż wielkie życiowe dokonania na trzeźwo. Ruszył w stronę kuchni.
- Wezmę w chuj dużo wody, może dwie butelki, albo trzy, nie, cztery, bo jeszcze Nina… Czy my je zostawiliśmy w kuchni? Jak nie, to wezmę z kranu… Lamblia… Już teraz chce mi się pić… - mówił cicho do siebie. - Pomo… - cicho czknął. - POMOGĘ CI Z SUNAN! - wrzasnął za siebie, aby Warun mógł go usłyszeć. On oraz reszta wsi. Choć wcale nie zdawał sobie sprawy z tego, jak głośny był jego głos. - Muszę się spieszyć, żeby nie zniknęła… - mruknął jeszcze do siebie. Jak gdyby Nina chciała skorzystać z pierwszej lepszej chwili jego nieobecności, aby opuścić go na zawsze, albo przynajmniej… - ...na kolejny rok, kurwa - przeklął przed nosem.
Spróbował wyciągnąć telefon, aby oświetlić sobie drogę do kuchni latarką.
Telefon okazał się wyśmienitą latarką, kiedy wreszcie udało mu się za trzecim razem kliknąć na właściwą aplikację. Dom wydawał się mniej przerażający, kiedy wszystko tak delikatnie wirowało. Prasert dotarł wreszcie do drzwi kuchennych. Światełko jego komórki padło na obraz ze strumykiem, szklarnią i kobietą… Problemem było… Że była szklarnia, był strumyk… Były kurki, których nie zauważył tam wcześniej… Ale kobiety…
Kobiety tam w ogóle nie było.
Ale co go to obchodziło w tej chwili? Ano nic. Szedł po wodę, była ważniejsza, niż jakieś znikające baby, czyż nie?
- A spierdalaj, nikt cię tu nie trzyma - rzekł do płótna, jak do żyjącej, rozumnej istoty. Po alkoholu nie był w stania bać się niczego paranormalnego, choć to pewnie nie było zbyt rozsądne i korzystne dla jego zdrowia. Gdyby pojawiła mu się przed oczami zjawa, wyzwałby ją od szmat i zaproponował pojedynek na pięści, który rozstrzygnie wszystko. - Pieprzone kury.
Skręcił do kuchni i wziął z blatu cztery butelki wody, którą mieli poustawianą w dwóch zgrzewkach. Odwrócił się i już ruszył w stronę korytarza, by wrócić do salonu, kiedy usłyszał bardzo ciche
- Kto tu jest…? - gdzieś z głębi kuchni.
- No kurwa zgaduj - odparł Prasert. Zostawił wodę na podłodze, nie licząc jednej butelki, którą chwycił oburącz. - Tylko jestem uzbrojony, więc licz się ze słowami. Szacunek. Szacunek jest ważny, szma…
Przerwał w pół słowa. Nagle w jego umyśle pojawiła się informacja, że nie powinien nazywać ludzi szmatami i jednocześnie domagać się od nich szacunku.
- Ty szmato - dokończył.
Ta szmata jednak już więcej nie odpowiedziała. Gdy poświecił w głąb kuchni, była zupełnie pusta. Był w niej tylko on sam. I nikogo ponad to.

Prasert mógł więc wrocić do swojego podstawowego celu: zabrać wodę i wrócić do salonu.
- Tak, lepiej chowaj się - Prasert lekko zachwiał się. - Nie jesteś ani pierwszą, ani ostatnią na mojej drodze. Żałuj, że nie wprowadziła się tutaj wesolutka rodzina z trójką pięknych, zdrowych dzieci. Ich to byś bardziej przestraszyła.
Privat chwycił wodę. Spróbował to zrobić tak, aby zarezerwować jedną rękę na telefon z latarką. Czy był w stanie wszystko zabrać i jeszcze oświetlać sobie drogę? Chciał to sprawdzić.
- Phecda. To brzmi dumnie - mruknął pod nosem.
Jak się okazało, zręczność Praserta zdecydowanie przewyższała jego obecny poziom trzeźwości i jakimś cudem zdołał zebrać wszystkie butelki w jedną rękę i iść, nie upuszczając żadnej. Jednocześnie świecił sobie na drogę, która była prosta. Do zakrętu i w lewo…
Ominął maszynę z wróżbami, po czym znów wrócił do oświetlonego pomieszczenia. Nina zabierała z niego właśnie jedną lampkę i zanosiła do ich sypialni. Warun tymczasem próbował wziąć Sunan pod ramiona
- Świetnie się składa, że jesteś, bo serio sam nie dam rady - skwitował. Po takim piciu, to nawet przedszkolak mógłby go przewrócić, wkładając w ten zamiar choć czterdzieści procent wysiłku, na jaki było go stać.
- To w końcu męskie kości, choć twarz piękności. Nawet nie czuję, kiedy rymuję - mruknął i ruszył w stronę Sunan. Ale zerknął na Ninę. - To dlatego, bo mam duszę poety.
Zostawił wodę na stole i zagryzł wargę.
- Nie wiem, czy powinienem mówić, bo nie chcę was denerwować - mruknął. - Bo w kuchni był duch, ale go przepędziłem - rzekł z dumą. Potarł skroń. - Ciekawe, czy mam fioletowy język, czasami tak mam, jak wypiję dużo wina. No i powiedział ten głos “kto ty jesteś…???”, a ja na to “nie twój interes, szmato!!!”.
Prasert wyprostował się dumnie. Czekał na pochwały. Miał nadzieję, że Nina dostrzeże, jaki był męski i dzielny. Warun też mógłby.
Nina wyprostowała się i spojrzała na niego, po czym zaczęła się śmiać.
- No i świetnie mu powiedziałeś, na pewno się odwali na dobre - rzuciła i z dumą popatrzyła na swojego Praserta. Tymczasem Warun kiwnął głową z uznaniem.
- No to świetnie… A teraz… Weźmy Sunan i zanieśmy… Nie wiem gdzie, wypada, żeby pani domu spała na kanapie w salonie? Może ja się prześpię na kanapie? - zaproponował.
- Nie, śpicie razem. We dwoje. I dobrze ją obmacaj, bo mi nie powiedziała, czy wciąż ma tego kutasa, czy nie - powiedział Prasert. - Może to wiele, w sensie wiele wymagam, i mam dziwne standardy, ale rodzeństwo powinno wiedzieć nawzajem, co mają w swoich spodniach. Więc masz dzielną misję, Warunie - poklepał go w ramię. - Przyjaciel cię prosi - dodał. - Czuj moje błogosławieństwo.
Warun aż się cały wyprostował…
- Stary, każesz mi obmacywać swoją siostrę w jej domu… - zapadła chwila milczenia.
- Nie wiem, czy mam się bać, czy ci podziękować…
- To pewnie pozwolenie pułapka. Teraz ci pozwala… A potem na trzeźwo skopie... Poza tym, jak nie jesteście pewni co Sunan ma w spodniach… To tak podwójna pułapka, no nie? - zaśmiała się znowu. Sunan jednak w ogóle się nie budziła. Wino musiało poważnie ją wyoutować z tej rundy.
- Jeżeli nie jesteś gotowy na to, że jutro skopię cię tak, czy tak, to znaczy, że niewystarczająco ci zależało - powiedział Prasert. Odniósł wrażenie, że zabrzmiało to mądrze, ale błyskawicznie zapomniał te słowa po tym, jak je wypowiedział.
- No to bierzemy ją do mnie… - zarządził Suttirat i ruszył przodem. Wybrał pokój najbardziej na lewo. Następny, środkowy zajmowała Nina i Prasert, a ostatni, zaraz obok Han i Alexiei. Dalej ciągnął się krótki korytarzyk, aż nie zakręcał w lewo. To skrzydło było właściwie bliźniaczym odbiciem przeciwnego, ale dziś nikt nie zwiedzał posiadłości, tak więc nie do końca było wiadome im co tam dalej jest. Warun poprowadził Praserta do sporego łóżka, po czym ostrożnie położył na nim Sunan. Od razu przekręciła się na bok i skuliła nogi pod siebie. Suttirat przyglądał się chwilę, aż nie potrząsnął głową.
- Y, to tego. Dobranoc… - pożegnał Privata. Tym samym, dał mu znak, że to najlepszy moment, by jego drogi przyjaciel mógł już się zająć swoją kobietą. Kiedy zajrzał do salonu, światła były pogaszone i już jej tam nie było. Na kanapie siedział Duch. W jego oczach odbijały się światła dochodzące do salonu z pokoju Praserta i Niny. Poruszył ogonem.
- Powinieneś być moim największym fanem, stary - Privat mruknął do niego. - Sunan tak bardzo chciała chuja, że już prawie nazwała cię tak. Ale wysłałem jej takiego prawdziwego.
Nie przyznałby się do tego nawet po pijaku, ale podnieciło go to. Wizja Waruna rżnącego nieprzytomną Sunan. Zwłaszcza po tym, jak dał mu przyzwolenie, jak gdyby był jej jakimś właścicielem. Prasert obrócił się w stronę korytarza. Uznał, że Nina będzie już na niego czekać. Chciał się z nią kochać. Musiał znaleźć się w niej tak szybko, jak to tylko możliwe. I całować ją. Przypomniał sobie jednak o wodzie, więc wrócił po nią, ale nie zamierzał zatrzymywać się po drodze już nigdzie indziej.
Kot obracał powoli głową, obserwując go, gdy brał wodę ze stolika. Kiedy ruszył do ich pokoju, zastał pomieszczenie z zaciągniętymi kotarami na oknach. Tymczasem na łóżku leżała już Nina. Miała na sobie tylko bieliznę. Jej ubrania leżały na torbie koło stolika. Obejmowała rękami poduszkę, a gdy Prasert wszedł, przeciągnęła się, uśmiechając do niego. Odłożyła poduszkę i przekręciła się tak, by mógł ją wyraźnie oglądać ze wszystkich stron. Była zgrabna i szczuplutka. Jak taka filigranowa istotka mogła obejmować tak istotne stanowisko? Musiała mieć specjalne zdolności - to było proste…
- Zamknij drzwi i zgaś światło, proszę - powiedziała, nim zbliżył się do łóżka i kompletnie zapomniał o bożym świecie.
- Lubisz wydawać polecenia? Czyżby to choroba zawodowa? - zapytał Prasert z lekkim uśmiechem, ale zastosował się do polecenia. Jego ręka dotknęła przycisku na ekranie smartfona, latarka zgasła i wnet w pokoju zapanował kompletny mrok. Nawet okno nie dawało zbyt dużo światła. To dlatego, bo znajdowali się z dala od miasta i miejskich świateł. Księżyc i gwiazdy również skryły się za chmurami. Smolista zasłona nocy opadła na całe pomieszczenie. Zmysły Privata wyostrzyły się, kiedy wzrok nie przyjmował żadnych bodźców. Słyszał cichy oddech Niny. Podniecił go. Świadomość, że przed nim znajdowała się prawie naga, ciepła kobieta sprawił, że chciał się w nią wtulić. Zwłaszcza, że mury europejskiej posiadłości były dość zimne po zmroku i Prasert poczuł to na skórze w trakcie rozbierania się. Wnet pozostał w samych bokserkach. Ruszył w stronę łóżka. Wstąpił na nie kolanami i zastygł na chwilę w bezruchu, przeciągając się. Nie był w stanie dostrzec żadnej różnicy kiedy otwierał oczy i kiedy je zamykał. To było wyjątkowe i obce doświadczenie dla kogoś, kto całe życie przeżył w dużym mieście o ogromnym zanieczyszczeniu światłem. Było w tym coś łagodzącego, a jednocześnie strasznego. Jakby znaleźli się w kompletnej próżni i mieli jedynie siebie. Nie było tu nawet elektryczności… Prasertowi lekko zakręcił się w głowie, kiedy nachylił się i wyciągnął przed siebie dłonie. Chciał dotknąć ud Niny i ścisnąć je. Chyba były odwrócone do niego tyłem, ale może Morozow odwróciła się w międzyczasie na plecy.
Kobieta zdawała się przysłuchiwać jego ruchom, bo umiejscowiła się tak, by było mu łatwo wejść na łóżko i by zbyt szczególnie nie musiał się koncentrować na tym, czy jakimś kolanem nie zrobi jej krzywdy. Trafił na jej uda. Były gładkie i smukłe. Rzeczywiście Nina leżała teraz na brzuchu i mógł spokojnie przesunąć palcami po jej skórze. Przeszedł ją dreszcz od jego dotyku. Kontrast nieco chłodnych dłoni na jej rozgrzanym ciele sprawił, że dostała gęsiej skórki. Zaśmiała się.
- Lubię wydawać rozkazy, ale czasem lubię je też otrzymywać… Ale tylko od wyjątkowych osób… - droczyła się z nim. Znów się obróciła i teraz była przed nim przodem.
Prasert nachylił się. Opadł rękami na pościel tak, że znajdował się teraz nad nią. Pochylił się umieścił usta na jej szyi. Nie pocałował jej, ani nie odsuwał się. Muskał wargami, aż wreszcie posmakował jej językiem.
- Od wyjątkowych osób, mówisz… A co jeżeli pewna wyjątkowa osoba nie jest zainteresowana ani otrzymywaniem rozkazów, ani ich dawaniem? - zapytał. Odsunął się dopiero wtedy i przesunął głowę tak, aby zawisnąć nad twarzą Niny. - Jeśli ma ochotę jedynie na bezmyślne, gwałtowne i agresywne pieprzenie się? - zapytał. To nie był uprzejmy, ani romantyczny ton. Był wyzuty z emocji, jak gdyby Prasert był biznesmenem mówiącym o planach swojej instytucji.
Nina podniosła dłoń i pogłaskała go nią po policzku.
- W takim razie, zapomnimy na ten moment o nawykach i przyzwyczajeniach - obiecała. Usłyszał w jej tonie, że uśmiechnęła się. Uniosła głowę i pocałowała go w usta. Oplotła ramionami jego szyję, by nie upaść na poduszki.
Prasert oddał pocałunek. Bardzo mocno i agresywnie zaatakował ją językiem. Już długo zwlekał, próbując opanować chciwość, jednak teraz tama pękła i żądza wylała się na zewnątrz. Docisnął jej twarz do poduszki, po czym odsunął się, aby pozwolić jej odetchnąć. Zaczął całować jej szyję, schodząc coraz niżej. Jednak napotkał na materiał biustonosza. Wcześniej pamiętał, że Nina miała na sobie bieliznę, ale potem najwyraźniej zapomniał o niej. Nie spodziewał się żadnej przeszkody na jej ciele i wydał z siebie ciche, niezadowolone warknięcie. Odsunął się. Wyciągnął rękę, żeby złapać stanik za zapięcie. Pociągnął go do siebie, jakby Nina była zapakowanym prezentem z uchwytem. Następnie puścił i przeklął cicho pod nosem. Wiedział, że nie był w stanie rozpiąć tego cholerstwa. Nie po takiej ilości wina. Tak właściwie nie spodziewał się, żeby Morozow również potrafiła wykonać taką operację za swoimi plecami.
- Masz nóż? - szepnął. Wargi zaschły mu z podniecenia.
Kiedy zapytał, kobieta wciąż jeszcze łapała oddech po pocałunku, którym ją uraczył.
- Mmm… W torbie, ale poczekaj… Może i jestem pijana, ale każda kobieta jest w stanie rozebrać się… Póki nie traci przytomności - zaśmiała się z takiego motta. Przesunęła dłonie za siebie i chwilę się powierciła. Nastąpiło metaliczne kliknięcie i rzeczywiście. Po chwili Prasert poczuł jak materiał ustępuje. Morozow odrzuciła stanik na bok, zapewne gdzieś na podłogę. Kobieta podniosła jedną dłoń i pogładziła Privata po włosach.
Prasert złapał ją za nadgarstek i wykręcił jej rękę za plecy. Chyba nie przywiązywał tej nocy zbyt dużej uwagi do czułości. Był pijany, ale mięśnie pozostawały tak silne, jak w stanie nawet największej trzeźwości. A może potrafiły jeszcze więcej, jako że Privat nie miał już żadnych oporów, aby ich użyć. Bez najmniejszego problemu chwycił drugą rękę i ułożył ją w ten sam sposób. Poczuł dziwną, sadystyczną przyjemność. Chciał przejąć nad nią kontrolę i unieruchomić ją. Tak, żeby nie mogła nigdzie pójść, nigdzie zniknąć. Żeby była tylko jego. Czuł zbierającą się krew w wzwodzie. Niech teraz spróbuje uciec od niego na rok i nie dać ani znaku życia. Prasert zamierzał wziąć ją tak, aby wynagrodzić sobie tych dwanaście miesięcy smutnego wyczekiwania na wiadomości. Tak, żeby wystarczyło mu za cały ten okres posuchy i frustracji. Nachylił się i przygniótł ciało Niny do materaca. Czuł, jak jego było twarde, niczym marmur, natomiast Morozow zdawała się dużo bardziej miękka i delikatna. Jej głowa leżała na lewym policzku, więc Prasert bez problemu przegryzł płatek jej prawego ucha. Wciąż mocno trzymał oba nadgarstki Niny. Miał nadzieję, że spróbuje z nim walczyć i siłować się. To by go jeszcze bardziej nakręciło.
Kobieta lekko syknęła, kiedy wykręcił jej ręce. Przez chwilę leżała spokojnie, ale kiedy dodatkowo przygniótł ją, zrobiło jej się niewygodnie. Nie mówiła nic, po prostu zaczęła się wiercić i próbować wysunąć ręce z jego uchwytu. Była sprytna, nie próbowała siły, bo chyba wiedziała, że nie da sobie z nim rady, ale i tak chciała się uwolnić wedle przyjemności Praserta. Nina pewnie nawet nie wiedziała jakie emocje nim teraz zawładnęły. Jęknęła cicho, gdy przygryzł jej ucho, chyba sprawiło jej to przyjemność, zwłaszcza, że znów przeszył ją dreszcz.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline