Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2019, 14:16   #328
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Prasert wraz z Niną usytuowali się w salonie i najpierw omówili od której części zaczną. Logicznym rozwiązaniem było, by projektowanie szkicu domu rozrysować piętrami. Pierwszy więc na odstrzał poszedł parter.

Główny salon myśliwski, ze swymi tajemniczymi, ozdobnymi drzwiami i trzema korytarzami, a także schodami na piętro został usytuowany jako centrum. Znali go bowiem jak narazie najlepiej, bowiem spędzili w nim najwięcej czasu. Zmierzyli jego wymiary i za moment Privat mógł wyrysować jego wzór na papierze, rozpoczynając pracę.

Następnie, wspólnie zadecydowali, że wybiorą prawe skrzydło od wejścia. Pierwsze trzy pary drzwi, umiejscowione na lewej ścianie, były sypialniami, które cała grupa zajmowała poprzedniej nocy.
Pokój Sunan i Waruna, następnie Niny i Praserta, a ostatni Alexieia i Hana. Jak się po mierzeniu okazało, wszystkie pomieszczenia były identycznej wielkości i w dokładnie takich samych odstępach znajdowały się w nich okna. jedyne co się zmieniało, to układ mebli w pomieszczeniach. W każdym natomiast było podwójne łóżko, szafa, komoda, stolik i dwa fotele. Były to ewidentnie pokoje gościnne, lub dla służby.

- Dobra, mamy te najbardziej podstawowe fragmenty tego skrzydła - mruknął Prasert, chowając do kieszeni miarę. - Ciekawi mnie, co jest dalej. Chyba w ogóle tam jeszcze nie byłem… zdaje mi się, że widziałem tam jeszcze jakieś drzwi. Może to łazienka. Ale nie sądzę, bo Sunan wspomniałaby o tym raczej i nie musielibyśmy chodzić aż tak daleko do lewego skrzydła.

Gdy ruszyli dalej, korytarz zakręcił i na jego końcu znajdowało się okno, które dawało stonowane światło. W tej części, na prawej ścianie korytarza były tylko jedne, podwójne drzwi. Bez watpienia nie wyglądało na to, żeby miały prowadzić do łazienki. Chyba że wyjątkowo ekskluzywnej łaźni, jak Prasert ocenił, patrząc na wrota. Kiedy do nich dotarli, okazało się, że potrzebowali po raz pierwszy użyć pęku kluczy. Odszukanie właściwego zajęło im krótką chwilę. Za moment ich oczom ukazała się spora sala.
Było w niej dużo krzeseł, ale nic więcej nie mogli dostrzec, bo pomieszczenie było za duże, by w mroku dostrzec głębię.
Nina cofnęła się do vana i wzięła z niego dużą latarkę ledową. Dzięki niej, mogli wreszcie dostrzec co dokładnie kryło się w tej sali. Prasert czuł się nieco niepewnie, będąc sam. Czarna przestrzeń przed jego nosem onieśmielała go kompletnie. Wyobrażał sobie, jak wyłażą z niej okropne rzeczy. Na przykład długa, wyciągnięta ręką, która pochwyci go i wciągnie prosto w piekielne czeluści. Zadrżał. Chyba niewiedza, co znajdowało się w środku była najgorsze, bo uaktywniała jego wyobraźnię. Pewnie gdyby zobaczył salę tortur z zakrwawionymi narzędziami, akwariami z pływającymi zwłokami, szczurami i pająkami, to nie przejąłby się tak bardzo, jak w tym momencie, gdy nie wiedział, czego się spodziewać.

Na szczęście wnet Nina wróciła. Okazało się, że był to tylko mały, domowy teatr. Znajdowały się tu siedziska dla widzów w gronie co najwyżej trzydziestu osób, a także scena z małym, zakurzonym, opajęczynowanym zapleczem aktorskim. Zapewne tutaj odbywały się niektore pokazy Seuxa, dla przyjaciół i specjalnych gości.
Na zapleczu znajdował się kolejny obraz. Była na nim kolejna kobieta, również blondynka, ale zdecydowanie nie przypominała tej z obrazu w pobliżu kuchni. Była ubrana w strój pomocnicy magika, z piórkami na głowie i błyszczącą sukienką.
Pomieszczenie było opuszczone, eleganckie, ale na swój sposób niepokojące. Nina chciała je dość szybko opuścić. Prasert nie winił ją za to. Zastanawiał się nad drugim obrazem. Czy to tę kobietę widział Alexiei? Zrobił jej zdjęcie, aby pokazać je później mężczyźnie. Nie wiedział, co o tym sądzić. Czyżby Seux miał harem blond Europejek? A może to były kobiety z jego rodziny? Tak właściwie równie dobrze mógł kupić jakiś przypadkowy komplet nawiedzonych obrazów na pchlim targu, nie musiał być związany z namalowanymi damami. Być może one nigdy nie żyły i były jedynie wytworem wyobraźni malarza. Jednak faktem pozostawało, że było z nimi coś naprawdę nie w porządku.

Na końcu korytarza, tuż koło okna, okazało się, że znajdowały się drugie, mniejsze schody na piętro. Zmierzyli ich szerokość i długość.
Według wytycznych, wyszło na to, że to skrzydło zakończyli.

Gdy wrócili do salonu, Nina przyjrzała się szkicowi. Tymczasem Duch wlazł na jeden z foteli i przeciągnął się leniwie, zaraz układając. Prasert miał ochotę podejść i go pogłaskać po łebku, ale nie mógł tracić czasu na takie błahostki. Nina poszła już dalej i mieli jeszcze dużo roboty do wykonania.

Teraz postanowili zająć się drugim, również nieco znanym im skrzydłem, tajemniczy korytarz zostawiając sobie na koniec.
Pierwszym pomieszczeniem, usytuowanym po prawej, jakie oczywiście odwiedzili, była łazienka. Zmierzenie jej potrwało kilka chwil i zaraz mogli ruszyć dalej. Nina naniosła na plan szafę z Zoltarem, który miałby przepowiadać przyszłość.
Dalej były drzwi do jadalni. Zmierzenie jej było nieco bardziej skomplikowane. Nie mogli bowiem zrobić tego wzdłuż ścian, ze względu na ozdobne kolumny, które niby podtrzymywały sufit. Dodatkowo zabrakło im metrów w metrówce i musieli je mierzyć na dwa razy. W końcu jednak udało się, pomieszczenie również zostało naniesione na plan.
Ostatni punkt tego skrzydła, to była oczywiście kuchnia.
Nina od razu zaznaczyła obraz. Kobieta na nim rzeczywiście tym razem stała przodem i zdawała się rozrzucać karmę dla kur i gęsi.
Prasert dłużej stanął tuż przed obrazem i wpatrywał się w twarz postaci. Po kilkunastu sekundach jego oczy zaczęły łzawić. Dopiero wtedy uzmysłowił sobie, że przez cały ten czas nie mrugał. Chyba spodziewał się zobaczyć, że kobieta przynajmniej drgnie. Że złapie ją na gorącym uczynku. Nie mógł przeoczyć tego momentu. Privat cicho westchnął, kręcąc głową i ruszył za Niną do kolejnego pomieszczenia.

Mierzenie kuchni nie było trudne. Morozow podeszła do drzwi i spróbowała je otworzyć, gdy okazały się zamknięte, wyjęła pęk kluczy i poszukała odpowiedniego. Otworzyła je i ich oczom ukazał się zapuszczony ogród. Ogromny, zarośnięty i z kilkoma specyficznymi punktami orientacyjnymi.
Nina zaproponowała, że na sam ogród poświęcą osobną kartkę. Cofnęła się do środka kuchni i zerknęła na klapę. Podeszła do niej i zaczęła szukać odpowiedniego klucza…
Gdy znalazł się, wsunęła go do kłódki i przekręciła z nieprzyjemnym zgrzytem. Mechanizm zadziałał i Rosjanka mogła zdjąć kłódkę z kółka. Za chwilę wspólnie odgięli klapę. Buchnął spod niej chłód i zapach starego kurzu.
- Schodzimy? - zapytała, spoglądając na Privata z lekkim uśmiechem.
- Oczywiście. Nie spożyłem jeszcze mojej dziennej dawki wąglika - mężczyzna zażartował, spoglądając w przestrzeń. - Dobrze, że masz tę latarkę. Na pewno przyda nam się. Nie wiem, czy moglibyśmy włączyć światło na dole, nawet jeśli mielibyśmy prąd. Tak właściwie masz pomysł, jak długo ta posiadłość mogła stać odłogiem, zanim Sunan się do niej wprowadziła? Seux żył rok temu czy sto lat temu? - zapytał. Tak właściwie zszokowało go to, że nie poświęcił ani jednej myśli tak podstawowej kwestii.
- Wygląda mi na dużo starszą, niż dwadzieścia, trzydzieści, czy nawet czterdzieści lat. Będziemy się raczej musieli dowiedzieć czegoś na ten temat w archiwum, bo tak na oko, to niestety nie znam się za bardzo na architekturze, ani na ocenie wieku budynku po jego stanie - wyjaśniła Nina, po czym zerknęła na schody prowadzące w dół…
- Znaczy budynek mógł tutaj stać dłużej, mam na myśli, kiedy Seux w nim żył. Bo chyba nie mamy dowodów, że to on go wybudował… choć pewnie możemy tak założyć - wzruszył ramionami.

Gdy udali się na dół klapy, pierwsze co ukazało się ich oczom, to było kwadratowe pomieszczenie z półkami - spiżarnia. Były tu jakieś bardzo stare skrzynie i worki. Nieco dalej znajdowały się stojaki na wino. W większości puste, ale na jednym z nich nadal było kilka butelek. To, co jednak zastanawiało, to dziwny korytarz. Zdawało się, że dochodził tu z niego przeciąg. Posadzka całej spiżarni wyłożona była dużymi, płaskimi kamieniami i rzeczywiście było tu nieprzyzwoicie jak na Tajlandię, chłodno.
Ruszyli dalej i dotarli do dziwnej, metalowej, kutej bramy.
- Nie jesteśmy pod posesją, tylko tak jakby pod ogrodem, według strony, w którą idziemy - zauważyła Nina.
Brama miała kłódkę. Morozow zaczęła szukać odpowiedniego klucza, ale niestety, nie odnalazła go. Poświeciła jednak nieco dalej i to, co dostrzegli, było dość zatrważające. Było tam duże, kamienne pomieszczenie, a na jego środku stały trzy, marmurowe sarkofagi. Dwa duże na bokach i jeden niewielki między nimi. W głębi pomieszczenia były wąskie schody pnące się w górę.
- Tam jest chyba drugie wejście - zauważyła Morozow…
- Pewnie w ogrodzie jest jakieś mauzoleum, lub krypta. I można nią zejść w dół… - Prasert zamyślił się. Wpadł w bardzo dziwny nastrój. Z jednej strony spokojny, z drugiej… lekko podenerwowany. To niby wykluczało się, ale najwyraźniej nie do końca. Przez kilka długich sekund przestał myśleć i tylko wpatrywał się w sarkofagi. - Seux, jego żona i ich dziecko? - rzucił.
- Kto wie, na razie się nie dowiemy… - powiedziała Morozow.
- Tak obstawiam… Pytanie brzmi… czy IBPI ma jakieś sprawdzone metody na duchy? W stylu… - zerknął na Ninę i zamilkł. Przełknął ślinę i ściszył głos do szeptu. - Wyjęcie kości i ich spalenie? Zadziałałoby to?
- Cóż, są różne formy egzorcyzmów, ja i Han znamy kilka, więc jeśli będzie trzeba, no to je zastosujemy… - wyszeptała Nina. - Tylko trzeba pamiętać, że każde Paranormalium jest inne. To, co wrzucamy do jednego worka z napisem “duchy”... tak naprawdę każda istota jest odrębna i na swój sposób wyjątkowa. Oczywiście, niektóre są bardzo do siebie podobne, ale niektóre w ogóle. Nie ma czegoś takiego, jak pewny rytuał, który IBPI stosuje i wie na pewno, że zadziała. W Zbiorze Legend opisane są poszczególne przypadki i jak wtedy im zaradzono, jednak nie mamy żadnej pewności, czy to uda się tu i teraz. Być może kiedyś spalenie kości wyzwoliło jakiegoś ducha, w którymś z opisanych przypadku, ale to nie znaczy, że pomoże nam z tym problemem. Flux to pierwiastek chaosu. Nie rządzą nim reguły, nie można go zrozumieć i odnaleźć stałych wzorców.

Nina zamilkła i dalej obserwowała sarkofagi. Miała dość niewyraźną minę. Zmarszczyła brwi i pokręciła głowa, spoglądając teraz na Praserta.
- Zmierzmy to przejście i spiżarnie i chodźmy dalej… Od razu szukamy wejścia tam, czy najpierw skończymy z domem, a potem zajmiemy się ogrodem? - zapytała.
- Róbmy po kolei. Bo przejdziemy do ogrodu, potem znajdziemy tę kryptę, tam będzie jakieś kolejne przejście i w ten sposób zawędrujemy nie wiadomo gdzie. Dokończymy parter, żeby mieć już ten rozdział za sobą. A potem zajmiemy się ogrodem. Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby te sarkofagi zniknęły przez tych kilka kwadransów. I też nie mamy powodów podejrzewać, że odkryjemy coś niecierpiącego zwłoki. Dlatego wracajmy na górę - Prasert zadecydował.
Morozow zastanawiała się chwilę, obracając i ruszając w stronę spiżarni i schodów do kuchni.
- A co z kolejnymi piętrami? Zajmiemy się nimi po ogrodzie? - zapytała, bo przecież nie mogli zapominać, że dom składał się z więcej niż parteru.
- Nie wiem, jak duży jest dom nad nami - Prasert spojrzał na sufit, jak gdyby posiadał rentgen w oczach i mógł przeskanować teren. - To również może zająć trochę czasu. Myślę, że lepiej byłoby chyba zająć się ogrodem. Przecież nie będziemy rysować każdego pojedynczego klombu. Nie ma tam ścian, które musielibyśmy nanieść. Chyba że znajdziemy jakiś labirynt z żywopłotu - wzruszył ramionami. - A nie chciałbym mimo wszystko zostawiać tych sarkofagów dosłownie na sam koniec. Mimo wszystko mnie ciekawią. Może obok złożono jakąś księgę, do której wpisywali się żałobnicy, czy coś w tym stylu - Prasert wzruszył ramionami. - Na pewno nie chcę otwierać sarkofagów bez reszty chłopaków. Jak mamy się zainfekować stuletnim grzybem, to wszyscy razem - Privat zaśmiał się.
- Ha, ha… Jeśli już zajmiemy się otwieraniem sarkofagów, to w maskach i rękawiczkach… A nie tak jak stoimy - zauważyła Rosjanka.
Wrócili na górę do kuchni. Powietrze tutaj było zdecydowanie bardziej ciepłe. Głównie dlatego, że nie było tu przeciągu, tak jak w spiżarni pod ziemią. Nina odetchnęła, tak jakby przez cały pobyt na dole była spięta.
- No to teraz ostatni punkt parteru… Nasz tajemniczy korytarz koło ozdobnych drzwi… - zapowiedziała, jak profesjonalna prowadząca wycieczek turystycznych.
- Ciekawi mnie, jak wygląda ta część w domu - odparł Prasert. - Spójrz na nasz plan. Na razie to wygląda bardzo dziwnie. Dom jest symetryczny, przynajmniej tak się wydaje na samym początku. Ale prawa odnoga jest dużo krótsza od lewej. Schody na górę są umiejscowione mniej więcej na środku jadalni, a dalej jest przecież jeszcze kuchnia. Ciekawi mnie, czy ten tajemniczy korytarz wypełni resztę domu i wytworzy nam się ładny prostokąt, czy może będzie to tak dziwnie powykręcone - mruknął Privat.
Kobieta ruszyła w stronę wyjścia z kuchni i przystanęła na korytarzu.
- Cóż, będziemy się musieli za chwilę przekonać. Ten dom ma w ogóle mnóstwo dziwnych kształtów. Niby jak zauważyłeś, próbowano tu utrzymać symetrię, ale niektóre części wyglądają tak, jakby po prostu uznano, że nie ma sensu i cały początkowy zamysł zupełnie porzucono - zauważyła i wyjrzała przez okno, które umiejscowione było naprzeciw drzwi do kuchni. Patrzyła gdzieś w górę i jakby po skosie.
- Spójrz. Widzisz tę długą ścianę? Nie ma żadnych okien, a wychodzi na ogród… Druga sprawa, popatrz wyżej… Pierwsze piętro wybudowano w bardzo dziwny sposób, wydaje mi się, tak jakby bardziej wysunięte do przodu, niż według planu wypadałby parter… Jeśli dobrze myśle, nasze pokoje, znajdują się pod dachem z podłogi pierwszego piętra i przez okna powinno być widać tę podłogę… ale to jeszcze musimy sprawdzić od ogrodu - kobieta skrzyżowała ręce i chyba poważnie zastanawiała się co za ekscentryk zaprojektował tę posesję. Ruszyła w stronę salonu myśliwskiego.
- To trochę tak, jakby dziecko dobrało się do The Sims i chciało zbudować coś na nowej parceli - mruknął Prasert, podążając za Niną. To nie ma sensu. W ogóle to piętro powinno się zawalić nad terenem zielonym za sypialniami - Privat pokręcił głową. - To wygląda tak, jakby ktoś dobudował coś, potem gdzie indziej wyburzył, potem znowu coś dobudował… - Prasert westchnął ciężko. - Tylko Sunan mogłaby kupić coś takiego. W sensie… sama posiadłość jest całkiem ciekawa, ale patrzenie na nią boli. Nawet w Bangkoku nie ma takich koszmarów, a uwierz mi… tam mają wszystko.
- Muszę ci w takim razie kiedyś pokazać Petersburg… Tam to mają dopiero… Zmysł artystyczny do budowy domów - rzuciła luźno Nina.

Tymczasem uwagę Praserta przykuł obraz… Kobieta stojąca na nim była całkowicie pochylona i zbierała kapelusz z ziemi… Najwidoczniej wiatr go zrzucił, bo jej długie blond włosy były rozwiane.
Privat ciężko przełknął ślinę.
- Spójrz… - mruknął. - Może nasz eskapista… eskapista… eskapista… - Prasert powtarzał, spoglądając na samotną kobietę. Zamilkł na moment. Przybliżył się i dotknął palcem wskazującym płótna. Było zwyczajne, chropowate i zimne. Następnie cofnął go. Zamyślił się.
- Cholera… Znowu to zrobiła… Zmieniła pozycję… Jak na razie ze wszystkich rzeczy, które widzieliśmy, ten obraz wydaje się najbardziej aktywny - zauważyła i skrzywiła się.
- Może dajmy mu na chwilę spokój. Dokończmy jedno, nim weźmiemy się za drugie… Sądzę, że nawet jeśli blondynka zniknie, to za jakiś czas wróci przed tę szklarnię - zasugerowała Nina i złapała Praserta za ramię, lekko pociągając w stronę korytarza prowadzącego dalej.
- Nie, czekaj - Privat wyszarpnął się. Zamilkł i podszedł znowu do obrazu. Spojrzał na pochyloną kobietę. To, jak zmieniał się ten obraz… To sprawiło, że ciarki przebiegły mu po grzbiecie. - Jeżeli mnie słyszysz - powiedział głośno i wyraźnie. - I jeżeli mnie rozumiesz. I jeżeli ten obraz to twoje więzienie i zostałaś… - nagle coś mu przerwało.
Nim Prasert skończył zdanie, stojąc blisko obrazu by móc uważnie przyjrzeć się postaci kobiety, starał się nie mrugać, a mimo to, jego umysł nie zarejestrował momentu, kiedy blondynka, tuż przed jego twarzą… Po prostu nagle znalazła się w innej pozycji. Stała. Patrzyła prosto do przodu na obserwatorów obrazu. Miała ręce opuszczone wzdłuż ciała. Kapelusz trzymała w jednej z nich. Jej mina nie wyrażała kompletnie nic. Jej oczy były szeroko otwarte i całkowicie czarne. Privat poczuł, jak Morozow aż się cała wzdrygnęła i puściła jego rękę odskakując od obrazu.
- Prasert, odsuń się od tego cholerstwa - zażądała dosadnym, władczym tonem.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline