Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2019, 14:17   #329
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Privat czuł nudności. Zaczęło go słabić. Ale już patrzył w oczy nie jednemu duchowi. Dlatego znalazł w sobie siłę.
- Jeżeli zostałaś zamknięta w tym obrazie, to usiądź na ziemi i podnieś do góry ręce - dokończył dużo słabszym tonem.
Czy mógł komunikować się z tą kobietą? Spojrzał na ramy obrazu. Czy były więzieniem, do którego została wtrącona? Wpadł na taką możliwość, powtarzając nazwę zawodu Seuxa. Czy to nie byłoby ironiczne, gdyby mężczyzna opuszczający pułapki… wtrącał do nich niewinnych ludzi? Kolekcjonował ich niczym motyle w klaserze?
- Prasert… - naciskała Nina. Chyba nie chciała, żeby bawił się w pogawędki z ruchomymi damami z obrazów.
Postać na obrazie pozostawała zastygła w tej pozycji, w której go wystraszyła. Kiedy jednak Prasert zaczął już tracić cierpliwość, oczy mu załzawiły i mimowoli przymrużył je, kiedy znów skupił wzrok, blondynka stała do niego tyłem. Miała na głowie kapelusz, jej sukienka rozwiewana była wiatrem. Patrzyła gdzieś w stronę strumyka. Kurki pasły się niedaleko… A jej lewa dłoń była uniesiona i wyprostowana wskazując palcem na szklarnię.
Wyglądało na to, że dama była świadoma ich obecności. Ale najwyraźniej wnioski Praserta nie były poprawne, skoro nie zastosowała się do jego prośby. Zwracała uwagę na szklarnię. Ale Prasert nie wiedział, co o tym myśleć.
- Czy w ogrodzie jest jakaś szklarnia? - zapytał Ninę szeptem. Jak gdyby zbyt głośny dźwięk miał zburzyć magię obrazu. I ten miał nie poruszyć się już nigdy więcej.
- Zapewne dowiemy się, jak wyjdziemy do ogrodu… - zauważyła Morozow. Wzięła go znów za rękę.
- Za chwilę tam pójdziemy, ale skończmy ten salon… Proszę - dodała, jakby naprawdę jej zależało, żeby zabrać go już stąd.
- Potrzebujesz naszej pomocy? - Prasert zapytał kobietę na obrazie. - Usiądź, jeśli tak… - szepnął mężczyzna. Był cały napięty. Bardzo mocno ścisnął dłoń Niny. Z całej siły i zupełnie nieświadomie. W tej chwili funkcjonował na adrenalinie, ale kiedy tylko przejdą do następnego pokoju… przeczuwał już teraz, że będzie potrzebował solidnego drinka. Mrugnął dwa razy, bo jego oczy już i tak piekły go i gryzły.
Blondynka zniknęła z obrazu. Nie było jej w ogóle.
Morozow też to widziała.
- Czegokolwiek potrzebuje ta kobieta, w tej chwili chyba nie chce o tym rozmawiać… Albo poszła… Nie wiem, siku… Cokolwiek… chodźmy już, naprawdę nie chce czekać, aż wylezie z tego obrazu i jeszcze mi cię na niego zabierze - oznajmiła wreszcie co ją niepokoiło w tej konkretnej scenie.
- Chodźmy. Przynajmniej… no nie wiem. Nie zamieniła się w demona na naszych oczach - Prasert wzruszył ramionami. - W każdym razie… być może jest tutaj ofiarą. Będziemy musieli monitorować również drugi obraz. Może są następne. Dwa to dziwna liczba. Więcej niż jeden, więc ktoś zdecydował się, że chce więcej tego typu dzieł sztuki. Ale z drugiej strony to mniej niż trzy, więc… - Privat wzruszył ramionami. - To chyba zabrzmiało bardziej głupio, niż planowałem - uśmiechnął się półgębkiem, bo wcale nie było mu zbyt wesoło po tej dziwnej konfrontacji z obrazem. - Chodźmy do tamtego korytarza - mruknął do Niny.
- Będziemy je mieć na uwadze, tak jak dużo innych rzeczy w tym domu… - obiecała mu Morozow. Sama chyba była zaniepokojona kwestią tych obrazów. Milczała całą drogę do salonu.

Korytarz koło zdobionych wrót w salonie myśliwskim, był zupełnie ciemny i dość krótki. Kończył się drzwiami.
Oczywiście były zamknięte.
Kiedy Nina zaczęła przeszukiwać pęk kluczy, nie odnalazła właściwego. Wyglądało na to, że pomieszczenie, które się tam znajdowało, pozostanie dla nich ukryte, póki nie znajdą sposobu, by się tam dostać. Pozostało im tylko odmierzyć wymiary od zewnątrz.
- No to wygląda, że za wiele tu akurat chwilowo nie wskóramy… - westchnęła kobieta, chyba nadal jeszcze nie rozluźniając się po sytuacji z obrazem.
- Cholera - Prasert mruknął pod nosem. - Kolejne zamknięte drzwi - pokręcił głową. - Może klucze będą w mauzoleum. A może na piętrze… nie wiem. Równie dobrze mogą być na dnie Zatoki Tajlandzkiej - warknął. Podszedł do drzwi i załomotał o nie. Jak gdyby po drugiej stronie znajdował się ktoś, kto mógłby podejść i otworzyć przejście. - Jeżeli nie znajdziemy kluczy, to przychodzę z siekierą - pogroził drzwiom. - Która godzina? - zapytał Niny. - Teraz pójdziemy do ogrodu. Może przejdźmy dookoła. Nie chcę za bardzo znów przechodzić tamtym korytarzem… - zawiesił głos.
Nina przyglądała się drzwiom i lekko zmrużyła oczy, gdy Prasert w nie załomotał. Były mocne, bo nawet nie wydały żadnego głuchego dźwięku.
- Myślę że nawet siekierą mógłbyś się namachać - zauważyła. Wyciągnęła telefon.
- Dochodzi czternasta, mamy jeszcze dwie godziny - Morozow odpowiedziała na pytanie Praserta, po czym wycofała się z korytarza i naniosła go i drzwi na plan.
- No dobrze, to od razu zmierzymy stodołę i odległość od domu do drzewa - zgodziła się z nim. Wyraźnie ona również nie chciała zetknąć się z obrazem, którego mieszkanka postanowiła w jakiś sposób komunikować się z jej partnerem.
- Rozsądne. Na samo zwiedzanie stodoły umówiłem się z Warunem. W Bangkoku mieliśmy lepsze rozrywki, ale zdaje się, że jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma - Prasert uśmiechnął się do kobiety. Ruszyli w stronę drzwi wejściowych. Privat spojrzał z zastanowieniem na schody wijące się pod kątem prostym. Także zerknął na żyrandol.
- Myślisz, że jest na prąd? Czy na świeczki? - mruknął, próbując dojrzeć ślady wosku lub żarówki.
- Nie mam pojęcia, szczerze powiedziawszy. Trudno mi dostrzec czy są w nim świeczniki, czy ich imitacje - stwierdziła, nim wyszli całkowicie na zewnątrz.

Posesja Seuxa składała się z kilku miejsc charakterystycznych. Na przedzie domu znajdowała się stodoła i martwe, pęknięte drzewo.
Tymczasem z tyłu, w tej bardziej zapuszczonej części było kilka kolejnych punktów. Pierwszym z nich była altana. Prowadziły do niej trzy ścieżki, jedna od kuchni, a dwie z obu stron domu. Zbudowano ją praktycznie w linii pośrodkowej budynku, jakby celowo w tym miejscu. Zapewne jadano tu niegdyś śniadania na świeżym powietrzu. Dalej wiodły dwie drogi odchodzące od altany dalej, w stronę kolejnych części ogrodu. Jedna w lewo, a druga prosto.
- Którędy idziemy? - zapytała Nina.
- Najpierw mieliśmy zmierzyć stodołę, prawda? Więc jak to zrobimy, to najszybciej będzie chyba dojść do altany od lewej strony domu. Biegnie tam jedna ścieżka. Pamiętasz, jak dokładnie biegła piwnica pod kuchnią? Po skosie w prawo, tak że dochodziła do altany? Może tam są schowane schody prowadzące w dół do krypty - mruknął Prasert, wyjmując z kieszeni miarę.
Nina zastanawiała się, ruszając w stronę stodoły.
- Nie, wydaję mi się, że szła bardziej prosto… Tak jakby piwnica była po prostu przedłużeniem prostokątu lewego skrzydła domu na północ, więc jeśli dobrze myślę, to jeśli pójdziemy lewą stroną domu, może dostrzeżemy coś co mogłoby być kolejnym, znaczącym punktem, poza altaną - zasugerowała.
- Tak, chyba że to jakaś klapa skryta za przypadkowym krzakiem i stertą liści. Ten dom jest tak niestandardowy, że możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Na szczęście długość piwnicy mamy zmierzoną, a tamte schody w oddali chyba będziemy w stanie orientacyjne oszacować… więc może do czegoś dojdziemy - mężczyzna uśmiechnął się zachęcająco.
Privat ruszył do elewacji budynku i zaczął mierzyć przestrzeń pomiędzy nim a stodołą. Właśnie w tym punkcie zaparkowano białego vana. Natomiast na przodzie wciąż stała srebrna toyota Sunan. Siostra Praserta bez wątpienia nigdzie się dzisiaj nie wybierała.
- Możesz już zapisywać? - zapytał Privat
- Jasne, już notuję, a ty mierz - zgodziła się Nina i otworzyła swoje zapiski i stronę, którą przeznaczyła na szkic ogrodu. Mierzenie odległości między domem i stodołą, a domem i drzewem nie trwało długo. Podobnie jak mierzenie samej stodoły, choć było trochę problematyczne, bo jej tylną ścianę niemal całkowicie zarosły krzewy i musieli poradzić sobie z wymiarem tylko dwóch ścian. Dzięki Bogom świat był złożony z bardzo banalnych figur geometrycznych i stodoła była po prostu prostokątna, a nie na przykład w kształcie trapezu…
- Dobra, mamy zmierzone. To teraz chodźmy… - Prasert już miał zaproponować tę lewą ścieżkę, ale zmienił zdanie. - Przejdźmy może na sam środek domu. Tam po drugiej stronie - palcem próbował wskazać tył budynku. - To będzie chyba za tym tajemniczym pokojem, lub pierwszą sypialnią, nie pamiętam. I jak pójdziemy prosto na altanę, to chyba najłatwiej będzie zmierzyć jej odległość od domu. Skoro jest położona w jego linii pośrodkowej. Staniesz przy ścianie i przetrzymasz końcówkę miary, a ja pójdę w stronę altany. Pewnie będziemy musieli mierzyć tę odległość na kilka razy - mruknął. - Co o tym sądzisz?
Nina kiwnęła głową.
- Coż i tak musimy pójść na tył domu lewą stroną. Ale dobrze, możemy najpierw zmierzyć odległość od domu do altany - zgodziła się, więc w końcu ruszyli.
Jak Prasert oszacował, musieli zmierzyć tę odległość na dwa razy, więc dobrze kalkulując, altana była oddalona od domu mniej więcej o taką samą długość, jaką miała jadalnia. Czyli teoretycznie nie tak daleko, ale i znowu nie tak blisko, by przeszkadzać widokowi. Morozow, po zmierzeniu tego, a potem samej altany, spojrzała w stronę wyjścia z kuchni, a potem wzrokiem przebiegła cały teren po lewej stronie. Jej uwagę przykuł jakiś szary budyneczek. Nie był wcale tak daleko, no i znajdował się na prostej linii względem kuchni.
- To chyba tam - rzuciła, wskazując dróżkę biegnącą na lewo od altany. Ruszyła nią.
- Chwilka… - mruknął Prasert, szkicując ostatnią kreskę boku obiektu, przy którym się znajdowali. Oparł blok o drewnianą kolumnę podporową, aby mieć pewniejsze, twardsze podłoże. Kiedy Nina ruszyła ścieżką prowadzącą w lewo, szybko dokończył rysunek i ruszył za nią.

Droga prowadziła do kamiennego budyneczku. Wyglądał jak…
- To chyba krypta? Widziałam takie na cmentarzach, szczególnie w Europie… - zauważyła Morozow i zerknęła w stronę domu, a następnie na swoje mapki.
- Wydaje mi się, że to faktycznie jest zejście tam do tych sarkofagów… - zauważyła.
Nad metalową furtką siedział anioł z kosą.
Kiedy przeszukali pęk kluczy, odnaleźli taki, który otwierał zejście na dół.
Mogli zejść i rozejrzeć się po krypcie.
Prasert czekał, aż Nina otworzy budynek. Kiedy to uczyniła, zamierzał wejść do środka i sprawdzić, co w nim się znajdowało. Oprócz schodów prowadzących na dół, rzecz jasna. Wnet okazało się, że nie było tam niczego więcej. Pewnie posąg na zewnątrz wyczerpał cały budżet na ozdoby.
- Mam ciarki - mruknął. - Ten anioł z kosą… to jest normalne na zachodzie? Chodzenie na miejsca pochówku już samo w sobie jest ciężkie, dlaczego zadręczać się jeszcze takimi maszkaronami - pokręcił głową. - To znaczy, podoba mi się jako dzieło sztuki, ale na pewno nie wprawia mnie w dobrym nastrój - parsknął.
Nina zerknęła na anioła.
- To jeszcze nie jest takie złe. Lepszy anioł, niż jakby przedstawiono tu samą śmierć z kosą… Na zachodzie to całkiem normalne, że takie mauzolea, czy wejścia do krypt są ozdabiane, ale nie tylko. Zwykłe groby na cmentarzach również często mają figury. Oczywiście stać na nie tylko zamożniejsze osoby… - wytłumaczyła Rosjanka, zapalając latarkę led i schodząc wraz z nim na dół…

Pierwsze, co oczywiście rzuciło im się w oczy, to były sarkofagi. Teraz oboje dostrzegli, że były usytuowane przed nimi wygrawerowane, srebrne, odrobinę już zaśniedziałe plakietki. Napisy jednak zdawały się czytelne.
Były o dziwo po angielsku…
- Zaświeć tutaj - Prasert powiedział… no cóż, grobowym głosem. Brakowało mu światła słońca, tak jasnego piętro wyżej. Tutaj mieli do dyspozycji jedynie latarkę w dłoni Niny. Oczywiście lepsze to, niż nic. Jednak Privat miał wrażenie, że wąski strumień blasku dawał więcej niepokojących cieni, niż jasności. Te karmiły jego wyobraźnię. Czuł się znowu tak jak przed wejściem do ciemnego teatru, kiedy czekał, aż Morozow wróci z vana. Było zarazem lepiej, bo teraz nie znosił tego sam, jak i nieco gorzej, bo otoczenie było obiektywnie dużo straszniejsze.
Morozow zawahała się chwilę, po czym przesunęła światłem na plakietki i zrobiła krok głębiej, by móc je lepiej odczytać.

Trzy sarkofagi miały na przedzie plakietki wybite w srebrze.
Ta przy sarkofagu po prawej głosiła: “Niran ‘Seux’ Yossanthia, 24.03.1874 - 29.11.1928, Drogiemu przyjacielowi i ojcu, światła w dalszej wędrówce, Halvar”.
Ta przy sarkofagu po lewej głosiła: “Mercedes Pittard-Yossanthia, 09.07.1878 - 15.09.1909, Ukochanej i najdroższej małżonce, którą los odebrał mi przedwcześnie...”

Środkowy, malutki sarkofag opisany był następującą plakietką:
“Drogiej naszym sercom córce Sophii Yossanthia, aby czuwały nad nią wszelkie duchy zaświatów i nigdy nie brakowało jej uśmiechu”.
Data uwieńczająca plakietkę, wskazywała na to, że dziewczynka urodziła się w roku 1903, a zmarła w wieku pięciu lat.

To był grobowiec całej rodziny magika...

Gdy oboje, Nina i Prasert rozejrzeli się naokoło, dostrzegli jakieś bardzo wąskie, wręcz klaustrofobiczne przejście na lewej ścianie pomieszczenia. Nie było go widać od strony spiżarni, bowiem znajdują się tu kolumny, które ozdabiają całe pomieszczenie i jedna z nich zasłoniła załom.
Morozow świeciła chwilę w jego stronę.
- Może zajrzymy tam, ale jeśli to jakieś tajne przejście, to proponuję zbadać je potem z resztą - poprosiła Praserta.
- Tak będzie najlepiej - Privat zgodził się.
Tonął w rozmyślaniach. Seux miał tak naprawdę na imię Niran. Posiadał żonę, która nie była Tajką. To tłumaczyłoby zachodni charakter posiadłości. Może mężczyzna chciał, żeby Mercedes czuła się tutaj tak, jak w domu. Jej rodzinny z kolei znajdował się w Ameryce lub w Wielkiej Brytanii, biorąc pod uwagę nazwisko. Choć imię było hiszpańskie. Seux miał pięćdziesiąt cztery lata, kiedy umarł. Wcześnie, ale nie tragicznie wcześnie. Jego żona, cztery lata młodsza, żyła jedynie trzydzieści jeden lat. Córka umarła rok przed swoją matką. Był jeszcze syn Halvar. Albo żył… co było wysoce nieprawdopodobne, bo musiałby mieć ponad sto lat, albo odszedł z tego świata, lecz został złożony w jakimś innym miejscu. W każdym razie na pewno był najdłużej żyjącym członkiem tej rodziny. Prasert nie był pewny, czy sam założył rodzinę. Jeżeli tak, to najwyraźniej nie odziedziczyła tej posiadłości. Albo nie chciała mieć z nią nic wspólnego.
- Musimy zapytać Sunan, od kogo kupiła tę posiadłość. Czy od kogoś o nazwisku Yossanthia, czy może raczej od państwa.
Nina tym razem zrobiła notatkę na boku rysunku.
- To zmierzmy to pomieszczenie… - zaproponowała i przekręciła strony notesu na tę, gdzie umiejscowili spiżarnię, w końcu tak naprawdę te pomieszczenia były jednym dużym, tylko podzielonym na dwie części…

gdy skończyli, Morozow sapnęła i zerknęła w stronę przejścia.
- Jakoś nie podoba mi się, że ktoś wymyślił sobie tajny korytarz prowadzący od, lub do krypty z grobami… - mruknęła tylko.
- Dokąd teraz, dalej w ogród? - zapytała, wyraźnie nie chcąc przebywać tu dłużej, niż to było konieczne, zwłaszcza, że ze spiżarni ziała na nich ciemność, której nawet latarka led nie mogła całkiem rozjaśnić, w końcu było tu sporo przestrzeni.
- Nie wiem, czy to tajny korytarz. Być może to tylko załom ściany, za którą nie znajduje się nic - Prasert wzruszył ramionami, ale nie był pewny, czy Nina dostrzegła to. - Myślę, że tyle powinniśmy sprawdzić już teraz. Pewnie i tak w najlepszym przypadku natkniemy się na jakieś zamknięte drzwi - westchnął. - A potem będziemy musieli zrobić z resztą ekshumację zwłok. Żeby sprawdzić, czy wszystkie znajdują się na miejscu. Poza tym możliwe, że reszta kluczy została pochowana wraz z nieboszczykami. Jeżeli Seux bardzo nie lubił wnętrza tamtych dwóch pokoi, to może schował dostęp do nich wraz z córką lub małżonką. A może jego syn umieścił klucze w trumnie ojca. Kto wie. Teraz sprawdźmy to przejście… Chyba że bardzo się boisz? - zapytał Ninę. Jego ton był zwyczajny i miły, to nie była kpina lub zaczepka.
 
Ombrose jest offline