Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2019, 14:19   #332
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nina zachichotala, gdy ją złapał i przytrzymał. Oparła dłonie na jego ręce. Wstrzymała oddech, gdy jedną dłonią chwycił jej pierś. Aż westchnęła lekko, gdy zaczął ugniatać ją palcami, gdy dodał drugą dłoń i drażnił jej sutki, momentalnie stwardniały, a Prasert pod dłońmi czuł jak jej serce przyspieszyło.
- Mm, kto by przypuszczał - odpowiedziała, nieco ciszej, jakby mówienie głośno było teraz za trudne.
- Puszczał? - Prasert mruknął. - Nawet o tym nie myśl. Widzisz, to wszystko było od początku sprytnie zaplanowaną przeze mnie pułapką. I wpadłaś w moje sidła. Ha. Ha. Ha.
Przesunął ręką w dół jej lepkiego brzucha.
- Teraz już cię nie puszczę… - szepnął do jej ucha. - Jesteś moja - skubnął delikatnie małżowinę. - Nie uciekniesz - mruknął, ugniatając lewą pierś.
Jego prawa ręka zawędrowała z tyłu talii kobiety. Próbowała wsunąć się wgłąb jej spodni. Prasert nie wiedział, czy będą na to wystarczająco elastyczne.
Niestety, jeansy Niny okazały się być niedostępnym dla niego w prosty sposób szlabanem.
- Oh nie, co ja biedna uczynię. Taka w pułapce i bez szans… - powiedziała jak gwiazda filmowa. Sapnęła znów, gdy ugniatał ją dalej. Jej sutki były już całkiem twarde i nabrzmiałe od podniecenia, które jej serwował. Podobało jej się bez dwóch zdań.
- Będę musiał cię znowu oczyścić. Jak to zrobiłem dzisiaj rano - Prasert mruknął z udawanym żalem.
Obrócił ją przodem do siebie i zaczął zlizywać lepkość z jej ciała. Tak właściwie lemoniada wciąż była pyszna i smakowanie jej sprawiało mu przyjemność. W połączeniu z kuszącymi wdziękami Niny… to było cudowne doświadczenie.
- To młodość, czy jakaś odmiana psychozy? - zapytał, przesuwając językiem po jej sutkach. - Że nie liczy się dla nas to, gdzie jesteśmy, w jakich okolicznościach i co działo się dosłownie kwadranse temu? - przerwał wypowiedź, bo zassał jej lewą brodawkę. Następnie zaczął ją całować w dół aż do brzucha. Już zapomniał, co jeszcze chciał powiedzieć.
Nina zamruczała
- Mmm myślę, że to się nazywa szaleństwo z miłości - rzuciła w odpowiedzi. Skoro tak się skupił na jej skórze, zapomniał o czymś bardzo ważnym. O przytrzymywaniu jej! Morozow zachichotała, po czym zrobiła trzy kroki w tył, uciekając mu
- Haha! Nigdy mnie nie umyjesz! - zażartowała. Stała teraz między nim, a łóżkiem.
- Już teraz jesteś prawie czysta… nie licząc mojej śliny… - Prasert mruknął, przybliżając się do niej powoli. - Spójrz na mnie. Ostatecznego drapieżnika. Powoli zbliża się do swojej ofiary - to mówiąc zrobił bardzo powoli drobny kroczek. - Ale ona nie jest w stanie uciec. Bo została zahipnotyzowana jego spojrzeniem - nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Uśmiechał się, choć próbował pozostać w pełni poważny i niby groźny. - Co więcej, nie chce uciec. Wręcz przeciwnie. Pragnie, aby drapieżnik ją dopadł i pochwycił - nagle skoczył do przodu na długość dwóch kroków i zaatakował ją objęciem. Ryknął niczym lew.
Nina obserowowała go uważnie z szerokim uśmiechem, starając się zachować powagę przez cały jego wywód, ale gdy skoczył na nią i ryknął najpierw krótko krzyknęła, a po chwili zaczęła się wesoło śmiać. Porwana do tyłu, poleciała na łóżko razem z Privatem. Zaczęła niby to machać dłońmi, klepiąc go po ramionach, jakby to miało ją uratować. Nie starała się przy tym jednak zbytnio.
- Wszystko w porządku? - Prasert spoważniał. Bał się, że przesadził z tym impetem. Nie chciał zrobić jej krzywdy. To mogło być bolesne i potencjalnie niebezpieczne. Zawisnął tuż nad nią na łóżku, spoglądając z troską na jej twarz. Odniósł wrażenie, że nie odniosła żadnej kontuzji, ale chciał się upewnić. Tak właściwie chciał, żeby powiedziała wprost, że nic się jej nie stało, nawet jeżeli byłoby to antyklimatyczne dla ich zabawy. Mimo to bezpieczeństwo i dobrobyt Niny były dla niego na pierwszym miejscu.
Morozow popatrzyła na niego i pokiwała głową
- Tak, wszystko ok. Nic mi nie jest. Dobrze mi - oznajmiła mu, zapewniając, że nic co uczynił w żaden sposób jej nie przeszkadzało, ani nie uczyniło niczego złego. Zaczęła się trochę wiercić pod nim, ale uniosła głowę i pocałowała go w policzek, dodatkowo w podzięce za jego troskę.
- Ha… to znaczy, że źle przepuściłem mój atak! - Prasert błyskawicznie powrócił do dawnej roli i zaatakował jej szyję. Przegryzł ją nie aż tak bardzo delikatnie. Na tyle, że miał pozostać ślad, ale nie wystarczająco, aby ją jakoś istotnie zabolało. Oparł ciężar ciała na lewym przedramieniu, które dotykało pościeli poniżej prawej pachy Niny. Dzięki temu jego prawa ręka mogła powędrować na jej brzuch i rozmasować go. Poszukał zapięcia dżinsów. Był ciekawy, czy mógł rozpiąć je, korzystając tylko z jednej dłoni.
Nina znów się zaśmiała, ale na ugryzienie syknęła, zaskoczona i odrobinę pewnie zabolało, ale nie odepchnęła go, więc musiało być w porządku.
Rozpinanie jej spodni jedną dłonią było nielada wyzwaniem, bowiem nigdy nie manewrował z żadnym guzikiem pod takim kątem. Potrwało to chwilę, ale w końcu udało mu się. Guzik odpiął się, a zamek błyskawiczny to był już przy tym pikuś. Kobieta ścisnęła lekko uda, jakby co najmniej się broniła, albo przynajmniej udawała, że to robi.
Prasert pocałował ją mocno i czule w usta. Następnie odchylił się, aby ściągnąć jej spodnie. Odrzucił je na bok. Wnet pozbył się również swoich. Wciąż mieli jednak na sobie bieliznę. To jednak nie trwało zbyt długo. Privat szybko i bez chwili wahania zdjął ją z pośladków Morozow, odsłaniając jej krocze. Błyskawicznie materiał jego bokserek wybrzuszył się. Zgiął się wpół, aby dwa razy ruszyć językiem po wargach sromowych kobiety. Zrobiło mu się tak gorąco, jak gdyby gdzieś nieopodal wybuchł wulkan. Wnet pozbył się własnej bielizny. Nawiązał kontakt wzrokowy z Niną, po czym złapał ją za kolana. Powoli zaczął je rozszerzać, nie odwracając spojrzenia.
- Cholera, kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, zmuszając moje nogi do rozwarcia, mam wrażenie, że zaraz stanę w ogniu… Dobrze, że ginekolodzy nigdy nie utrzymują kontaktu wzrokowego… - może i rozwaliła na sekundę klimat, ale zaraz przełknęła ślinę i posłała mu wyzywające spojrzenie, zachęcając wręcz, by kontynuował. Za moment miał ją przed sobą z szeroko rozchylonymi udami. Mokrą i zaskakująco gotową. Wyraźnie podniecał ją tak samo mocno, jak ona jego.
- Weź mnie - poprosiła.
Tak też zrobił. Wszedł w nią prędko, jak gdyby nie widzieli się miesiącami. Prasert opadł do przodu, aby pocałować Ninę w usta. Poruszał biodrami, dostarczając przyjemność zarówno sobie, jak i Morozow.
- Mam nadzieję, że tego twoi ginekolodzy również nie robią - mruknął, uśmiechając się żartobliwie. Następnie odgiął głowę do tyłu i spojrzał na sufit. Cicho jęknął, kiedy Nina zacisnęła się na nim. Potem znów na nią spojrzał. - O szesnastej miałem stawić się w salonie, a tu nagle znalazłem się w zupełnie innym miejscu - parsknął i znowu pocałował ją.
W nocy brał ją szybko, bezlitośnie i zwierzęco. Teraz natomiast było w tym dużo więcej uczucia. Jakby nie tylko pragnął jej ciała, ale również kochał ją. Każdy jego ruch był pełen ciepła i pożądania. Takiego głębszego, jakby chciał wniknąć nie tylko między jej uda, ale również do głowy.
- Chyba pierwszy raz od dawna się spóźnię - rzuciła, ale jej zdanie i tak było przerywane, gdy próbowała mówić je w obecnej sytuacji. Prasert widział doskonale jak na jej twarzy przyjemność współgrała z żądzą i zrelaksowaniem. Zapewne, gdyby był bardziej dziki, jak w nocy, sprawiłby jej ból, przecież wspominała mu o tym rano. Więc tym bardziej gdy zabierał się do niej w ten czuły sposób, było jej dobrze. Poruszała nieco biodrami, chcąc sprawdzić jak się czuła z głębszymi ruchami w sobie. Była skupiona w tym czasie, ale za moment znów się rozluźniła, poznając już swoje limity na ten moment.
Prasert czuł wzbierające w nim napięcie. Każdym pchnięciem, każdym ruchem stymulował się coraz bardziej. Jego myśli wędrowały jak piłeczka pingpongowa. Na zmianę koncentrował się na własnej przyjemności, zmysłowych doświadczeniach oraz na miłości do Niny. Już nie bał się tak bardzo nazwać tego uczucia. Może dlatego, bo czuł, że kobieta je odwzajemnia. Spojrzał głębiej w jej niebieskie oczy. Były takie piękne. Przypominały bezchmurne, spokojne niebo. Privat uświadomił sobie, że nigdy nie widział tego koloru z tak bliska. W Tajlandii tęczówki miały wyłącznie czarny kolor. Poczuł, że rozmięka i gubi się w jej spojrzeniu. Na chwilę nawet zapomniał poruszać się. Tylko zastygł w fizycznej bliskości, chłonąc ciepło jej ciała. Rozgrzewało jakąś skostniałą, wieczną zmarzlinę gdzieś głęboko w jego wnętrzu. Potem jednak przełamał siłę czaru, jaki rzuciła na niego kobieta i kontynuował.
Nina obserwowała go widząc z jakim uczuciem na nią patrzył. Zarumieniła się i uśmiechnęła. Chyba na swój sposób onieśmielał ją tym spojrzeniem. Co innego, kiedy jest się pożądaną, a co innego, gdy ktoś okazuje tak intymne emocje i chyba to właśnie tak pięknie zaróżowiło jej policzki. Morozow odpowiadała na jego ruchy bioder. Ich oddechy wymieniały się w niemal równym tempie. Wspołgrali, jak idealna, stworzona przez Stwórców Wszechświata maszyna mająca na celu tworzenie dalszego życia, ale także zaspokajanie potrzeb seksualnych obojga partnerów. Potrzebowali siebie nawzajem. Kobieta miała błyszczące od podniecenia oczy, zapewne niedługo dojdzie od tej nawałnicy emocji i doznań jakie jej zapewniały pchnięcia Praserta.

Wnet to wydarzyło się. Obydwoje musieli poczuć ekstazę mniej więcej w tym samym momencie. Fala ciepła, rozkoszy i satysfakcji przelała się po ich ciałach, lecząc wszystkie zdruzgotane, zepsute nerwy. Prasert wpił się mocno w jej usta.
- Kocham cię - szepnął. Nie przypominał sobie, że kiedykolwiek wcześniej wypowiedział te słowa do drugiej osoby. To zawsze była tylko Nina. Znał ją tylko przez dzień, ale nie zapomniał o niej od tego czasu. Przez rok tęsknił, a kiedy znowu pojawiła się w jego życiu, jego uczucia jedynie wzmocniły się. - Nie wiem, czy zasłużyłem sobie na to. Może to karma. Te wszystkie dziwne, straszne, przykre i przerażające rzeczy, które nam się przytrafiają… To wszechświat próbuje zbalansować to, jak dobre jest to… co jest między nami - wyszeptał czule do jej ucha.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedziała mu czule Rosjanka. Słuchała jego wywodu o karmie i przechyliła głowę, całując go w szczękę.
- Ale jeśli to przetrwamy, będziemy razem związani doświadczeniami i losem. To chyba nawet bardziej wiążące niż obrządek ślubu. Przeżycie wspólnie wielkich, tragicznych i przykrych momentów i przetrwanie ich wspólnie… - powiedziała co myślała na ten temat i przytuliła się do niego.
Prasert też ją mocno przytulił. Tak właściwie robił to już od dłuższego czasu.
- Mógłbym tak pozostać na wieczność. Ale… - zawiesił głos i westchnął ciężko. - Chyba musimy do nich iść. Już i tak pogoniłem Alexieia, może nie dosłownie, ale wie, że na niego czekamy. Nie chcemy, żeby czekali na nas zbyt długo, prawda? - zapytał tak, jak gdyby miał nadzieję, że Nina tak właściwie powie mu, że wszyscy mogą iść do diabła. A oni zostaną na tym łóżku na zawsze. - Tak sobie pomyślałem, że jak jeszcze kilka razy będziemy się tak kochać, to niechcący poddamy całą posesję egzorcyzmowi - zaśmiał się.
Nina zaśmiała się na temat egzorcyzmu. Poczekała, czy Privat sam się poruszy.
- No myślę, że choć jest nam tu cudownie i mogłabym tak leżeć z tobą w sobie, to powinniśmy tam pójść. W końcu najpierw praca, a potem przyjemności - powiedziała i pogładziła go po ramionach, zachęcając by jednak zszedł i dał jej się ogarnąć i ubrać. Chyba już nie mieli czasu na odwiedzenie łazienki, ale Morozow nie wyglądała na strapioną tym tematem.
- Nie. Tak właściwie zaczęliśmy od przyjemności - Prasert zaśmiał się. Wyszedł z niej. Tak bardzo przyzwyczaił się do ciepłego wnętrza Alice, że powietrze wokół wydało mu się tak zimne, jakby byli na Syberii, a nie w słonecznej Tajlandii. - Ale wiem, co masz na myśli - dodał.
Wstał i rozejrzał się wokoło, aby znaleźć coś, czym mógłby się wytrzeć. Jakieś chusteczki, czy inne jednorazowe przedmioty. Ewentualnie miał jeszcze do dyspozycji pościel. W tym momencie przyszła mu na ratunek Morozow. wstała z łózka i ze swojej kosmetyczki wyciągnęła paczke najwilżonych chusteczek. Sama równiez się nimi wytarła, po czym ubrała. Nieświadomie nucił coś pod nosem. Jego humor poprawił się błyskawicznie. Delikatnie uśmiechał się do siebie, wkładając na siebie spodnie.
- Zdaje się, że w odpowiednim towarzystwie nawet noce w nawiedzonym domu mogą być wyjątkowe… i niepowtarzalne… i do zapamiętania na całe życie… Ale tak pozytywnie - zaniósł się śmiechem, kiedy uświadomił sobie, że przymiotniki, których używał, niekoniecznie muszą mieć pozytywny wydźwięk.
- Tak zdecydowanie. Każę to sobie wygrawerować ozdobnym pismem w kawałku drewna i powieszę sobie w gabinecie w Ravennie - rzuciła żartem. Poczekała, aż Prasert będzie całkiem ubrany, po czym wspólnie mogli udać się do salonu.

Na miejscu czekali już na nich Han, Warun i Alexiei. Od razu, gdy Han zobaczył Ninę i Praserta, uniósł kącik ust w lekko rozbawionym uśmieszku, ale zaraz spoważniał.
- Jakby co, Sunan położyła się spać w sypialni na parterze, najwidoczniej zmęczyła się już pracą od świtu i potrzebowała odpoczynku, bo rozbolała ją głowa - wyjaśnił co robił tu, a nie przy siostrze Praserta. Alexiei nie komentował spóźnialstwa pary, tymczasem Warun skrzyżował ręce.
- No to nawet ja się spóźniłem ledwo trzy minuty, a miałem najdłuższą trasę do przebycia, a tu proszę. Ci co byli cały czas na miejscu... - nie dokończył i tylko pokręcił głową. Wydawało się jednak, że jego też to bawiło. Nina odchrząknęła.
- W takim razie, skoro wszyscy są już obecni, oficjalnie rozpoczynam obrady w myśliwskim salonie. Proszę panów o spoczęcie i zaraz ustalimy czego kto dowiedział się, oraz jak poszły prace - zarządziła Nina. Pogłaskała Praserta po ramieniu, po czym podeszła do jednego z foteli, tego na którym spoczywał Duch, podniosła go, usiadła i ułożyła kota sobie na kolanach. Ten przeciągnął się leniwie, znalazł nową, wygodną pozycję, po czym ułożył i zaczął spać dalej. W salonie zrobiło się trochę ruchu, kiedy Warun również usiadł na drugim fotelu, a Han i Alexiei na kanapie. Prasertowi również pozostała kanapa, o ile nie planował na przykład przysiąść na podłokietniku fotela Niny. Wyborów niestety nie było za wiele.
Podłokietnik zaznaczyłby jego bliskość z Morozow, ale nie był szczególnie wygodny. A wyglądało na to, że będą tutaj przez dłuższy czas. Dlatego też Privat wygodnie spoczął na kanapie w towarzystwie Hana i Alexieia. Nie odpowiedział na wesołość pozostałych mężczyzn. Nina już poprosiła ich o spoczęcie, może nie miała na myśli tylko jednego znaczenia tych słów.
- Mamy plan parteru i podziemi - Prasert zaczął bez kolejnych wstępów. - Nina, zabrałaś z sobą notatnik? - zapytał kobietę.
- Owszem - odpowiedziała Morozow i skinęła na notes, który za moment położyła na stole.
- Z ciekawszych rzeczy… Mamy dwa pokoje, do których brak dostępu. Nie mają okien. To pierwsze pomieszczenie - Privat wskazał podwójne wrota w ich otoczeniu. Spojrzenia zebranych, jak wiedzione magicznym zaklęciem, ruszyły we wskazanym przez Praserta kierunku.
- A drugie znajdują się za tą ścianką - spojrzał na omawiane miejsce. Sytuacja powtórzyła się i wszyscy znów spojrzeli we wskazaną stronę.
- Brakuje do nich kluczy. Nie znaleźliśmy ich. Poza tym widzieliśmy, jak obraz niedaleko jadalni zmienia się na naszych oczach… To było dość straszne. Kobieta wskazywała na namalowaną szklarnię. Kiedy ruszyliśmy do ogrodu, to znaleźliśmy ją. W środku są antyczne narzędzia do uprawiania ziemi, ale co ważniejsze… kiedy zostawiliśmy narysowany plan na biurku, ten zniknął na moment. Dosłownie zniknął. Kiedy pojawił się, zostały odciśnięte na nim palce. Ziemią. Pomysł jest taki, że żona eskapisty kochała swoją szklarnię i wspomina ją tak czule, że aż dotknęła jej na planie. To nie jest niestety jedyne paranormalne doświadczenie, jakie przytrafiło się nam. W ogrodzie oprócz szklarni, kurnika i altany jest mauzoleum. Puste, nie licząc schodów w dół. Tam są schowane trzy sarkofagi. Jeden Seuxa, drugi jego przedwcześnie zmarłej żony Mercedes, a trzeci pięcioletniej córki małżeństwa, która opuściła ten świat rok przed matką. I właśnie ona mnie pogoniła. Bo ruszyłem korytarzem biegnącym w podziemia z grobowca, jednak nie mogłem go zgłębić, gdyż jej duch zastawił mi drogę. Uciekliśmy przed nim, ale dotknął moich pleców i… tak, to było straszne. Grobowiec jest połączony z piwnicą pod kuchnią. Obie części są jednak przedzielone bramą, do której nie mamy kluczy. Poza tym znaleźliśmy obraz innej blondynki. Jest na zapleczu teatru, który jest w okolicach załomu prawego korytarza. W sensie tego - Prasert wskazał dłonią odnogę, o której mówił. - To chyba wszystko. Planujemy zrobić obiad w postaci grilla przy altance. O czymś zapomniałem? - zapytał swojej dziewczyny.
- Nie, wszystko doskonale podsumowałeś - pochwaliła go Nina. Pozostali mężczyźni milczeli chwilę, po czym Han zmarszczył brwi/
- Czyli z tego co zrozumiałem, z klapy w kuchni, można dostać się do piwnicy, która ma przejście do grobowca. I z grobowca idzie jeszcze osobny korytarz, nawiedzany przez zmarłą córkę Seuxa i jego żony Mercedes… - podsumował.
- Dodatkowo szklarnia jest nawiedzona, a w domu wiszą obrazy przedstawiające różne blondynki, na pewno nie jedną? - zapytał z zainteresowaniem.
- Tu ja się mogę wtrącić - oznajmił Alexiei. - Otóż, rzeczywiście to są różne blondynki. Najpierw jednak po kolei. Han, czy Sunan przejawiała jakieś dziwne zachowania? - zapytał, najwyraźniej chcąc przejść do swojego raportu na koniec. Guiren wzruszył ramionami.
- Większość czasu była milcząca i skupiona na pracy. Odniosłem jednak wrażenie, że jest w stosunku do mnie jakby nieco nieufna i to nie w taki zwykły sposób. Trudno mi jednak było określić o co dokładnie jej chodziło. Podczas pracy nuciła jakieś melodie, ale nie znam się za bardzo na tajlandzkich hitach, a potem poczuła się źle. Rozbolała ją silnie głowa. Zaprowadziłem ją do pokoju, który dzieli z Suttiratem, przyniosłem wody do picia, podałem tabletki. Usnęła - wytłumaczył. Wyglądało na to, że cały ten temat opętania Sunan zastanawiał go mocno. Tymczasem Warun był nieco strapiony.
- Rozmowa z mieszkańcami wyszła dziwnie. Bo z jednej strony, okazało się że wpadłem na kilku swoich fanów, a z drugiej, kiedy tylko zaczynałem temat tej posiadłości, wszyscy chcieli jak najszybciej zakończyć rozmowę. Dzieciaki i młodzież raczej traktowali to miejsce jak dom strachów z opowieści biwakowych, starsi uważają, że to miejsce jest przeklęte przez bogów, a tymczasem tylko jeden, bardzo stary jegomość polecił mi udać się do tutejszej archiwistki z zamiłowania. Kobieta prowadzi niewielki antykwariat, ale wydaje mi się, że nie zarabia na nim za wiele. Kobieta była całkiem przesympatyczna i opowiedziała mi, że domem zajmowała się przez ostatnie czterdzieści lat jakaś pielęgniarka. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Kobieta zaglądała tu raz w tygodniu i przestała dopiero niedawno, gdy ktoś wreszcie kupił posesję. Zgaduję, że to chodzi o Sunan. Jednak zastanawia mnie ta cała pielęgniarka. Niestety nie znała jej imienia, nazwiska, czy adresu, ale ponoć czasem widuje się ją w mieście, czyli musi być stąd - Warun skończył opowieść i wzruszył ramionami. Nie miał za wiele do przekazania, choć to co im przedstawił to i tak coś wnosiło.
Alexiei lekko się uśmiechnął, chyba mając najwięcej owocnych danych. Wzrok Niny powiódł na niego, udzielając mu głosu. Mężczyzna odchrząknął.
- Więc tak… Ze starych archiwów państwowych znalazłem trochę artykułów, zaskakująco nie tylko pochodzących z Tajlandii. Kilka było z Francji, kilka z Anglii, a kilka nawet z Egiptu. Po drodze przewijały się wzmianki z Rumunii, Indii, czy Rosji. Ale po kolei… - mężczyzna odwinął kartki swoich notatek i zmrużył oczy.
- Prawdziwe imię Seuxa to Niran Yossanthia, urodził się w Bangkoku w 1874 w średniozamożnej rodzinie. Przeniósł się na zachód i zamieszkał we Francji, w Paryżu, gdzie pragnął nauczyć się sztuk magicznych. Tam w jednym z teatrów poznał niejaką… - zrobił krótką pauzę, by odczytać swoje pospieszne pismo.
- Mercedes Pittard. Kobieta zaczęła pracować jako jego asystentka. Wspólnie rozpoczęli pracę i trasę… Pierwsza recenzja, na temat przedstawienia… - Alexiei wyciągnął wydrukowaną kartkę i ponownie odchrząknął.
- ‘Wraz ze swym partnerem, zostaliśmy dziś wieczór zaproszeni na ponoć specjalne, wyjątkowe wydarzenie. Artysta zagranicznego pochodzenia, Seux, miał zaprezentować naszemu Londyńskiemu towarzystwu wyuczone we francuskiej szkole iluzji zdolności. Sala nie była zbyt liczna w gości, ze względu na zamknięty klimat przyjęcia, jednakże przed zakończeniem widowiska, ilość pozostałych osób była jeszcze mniejsza. Przedstawienie mogłabym określić mianem monotonnego i niezaskakującego. Artysta bez polotu zaprezentował nam znane wszystkim, oklepane sztuczki. Jedynym plusem całego spektaklu była jego słodka, przemiła asystentka Mercedes, która dzielnie i wytrwale wspierała swego domorosłego iluzjonistę na scenie. Z całym szacunkiem do naszego wschodniego przyjaciela, odradzam mu kontynuowanie kariery i odnalezienie się w innym zawodzie. Daję spektaklowi 3 na siedem gwiazdek. Susane Harington, ‘The Sun’ rok 1898’ - zakończył czytać artykuł i zrobił krótką, znaczącą pauzę. Dopiero po chwili kontynuował.
- A więc z tego wynika, że jego kariera nie miała niesamowitego startu. Zastanawiacie się więc teraz, jakim cudem dorobił się takiej posiadłości… Otóż. Odpowiedź przychodzi w następnym artykule. Co ciekawsze… A zresztą… Sami posłuchajcie…
‘Oszałamiające! Tylko takimi słowami mogę określić widowisko, które miałem okazję widzieć dziś wieczorem w głównej sali Moskiewskiego teatru. Dziś wieczór odwiedził nas wybitny artysta Seux, który zasłynął już w Indiach i Egipcie. Jego popisy są zapierające dech, widowiskowo aktorskie i wzbudzają dreszcz emocji swoim groteskowym i momentami przerażającym akcentem. Wraz z iluzjonistą, widzów zabawiała jego młoda asystentka Harriet Yossanthia, żona Seuxa, pochodzenia Francuskiego. Angielskie salony będą zazdrościć nam, że my jako pierwsi zostaliśmy odwiedzeni przez tego wspaniałego eskapistę. Gdy tylko będę miał okazję, ponownie zjawię się na jego wybitnym pokazie. Artem Ivanow, 1911, Moskwa’ Myślę, że to daje do myślenia, nie sądzicie? Znaczy, rozumiem, że w ciągu dwunastu lat mógł się już nauczyć zachowania scenicznego, ale to są dwie zupełnie przeciwne oceny… Wręcz dramatycznie przeciwne. Zacząłem więc szukać więcej i dokopałem się do tony dziwnych, pomniejszych artykułów prasowych… Jak na przykład ten...Tytuł głosi ‘Tragedia w domu Seuxa - w zeszłym tygodniu doszło do tragicznej śmierci pięcioletniej córki Sophii, rosnącego w sławę artysty scenicznego, Nirana Yassanthia. Jego córka uległa wypadkowi. Podczas zabawy na podwórzu, utonęła w pobliskiej rzeczce. Jej ciało znaleźli słudzy domu.’, czyli wygląda na to, że jeszcze przed śmiercią Mercedes i Sophii, Seux zdobył pieniądze i zaczął zdobywać sławę… Znalazłem informacje, że po tamtym pierwszym wystąpieniu, wyjechał wraz z Mercedes z Europy i podróżował po Indiach. Następnie, gdy kobieta zaszła w ciąże, pozostawił ją w domu, a sam udał się do Egiptu. Stamtąd powrócił i nagle ich los całkowicie się odmienił. Tak… Zupełnie nagle… - zauważył Alexiei z naciskiem.
- Mówisz, że mogło w tym maczać palce coś paranormalnego? - zauważył Han. Alexiei kiwnął głową.
- Jestem prawie pewny… Głównie z powodu tego, co mam napisane na kolejnych kartkach. Moi drodzy… Przechodzimy do tej dużo dziwniejszej, tajemniczej części opowieści o eskapiście. Jak wspomnieliście… - skłonił głowę w stronę Niny i Praserta.
- W domu znajdują się obrazy różnych blondynek. To tak jak ja widziałem inną kobietę, niż ta na obrazie koło kuchni… Sprawa wygląda tak, że Seux… Miał sześć żon. Nie jedną… Nie dwie… Sześć. Wszystkie pochodzenia francuskiego. Każda była jego asystentką. Każda była blondynką… Tylko z jedną miał dziecko i była to Mercedes. Wszystkie pozostałe były po niej i uwierzcie mi, lub nie… To co działo się w tym domu, jest po prostu popierdolone… - wziął głęboki wdech.
- Dziecko, córka Sophie, umarła w 1908 roku, utonęła w rzece. Rok później, zmarła Mercedes, ponoć przedawkowała leki z powodu depresji po stracie dziecka. Pojawiła się w jego życiu ta cała Harriet, a potem zmarła nagle w 1913, z tytułu jakiejś tajemniczej, niezidentyfikowanej choroby pasożytniczej przenoszonej przez zwierzęta gospodarstwa domowego… Zostały opisane objawy, więc po ich sprawdzeniu, mam parę opcji… Ale to kompletnie nie ma sensu… Wścieklizna? Choroba Creutzfeldta-Jakoba? Trudno mi powiedzieć co to dokładnie miało być - przewrócił stronę.
- Następnie, w życiu Seuxa pojawiła się kolejna kobieta, Flora. Całkiem niedługo po śmierci Harriet… Najwidoczniej eskapista nie miał w zwyczaju być w żałobie… Flora przeżyła z nim aż do 1920, co daje jej dłuższy staż niż Harriet. Kobieta uległa przykremu wypadkowi w salce teatralnej, jeden z worków z piaskiem, które utrzymują kotary i te takie ozdoby sceniczne zerwał się i spadł na nią, zabijajac ją na miejscu. Dalej mamy Irmę. Zmarła w 1922. Porażenie prądem. Odette, 1926, cierpiała na ataki paniki, wypadła przez okno z pierwszego piętra. No i wreszcie Zelia. Rok 1928. Morderstwo. Nie muszę chyba dodawać, że wszystkie panie zmarły w tym dokładnie gmachu. Co ciekawsze. Zelię znaleziono wraz z kochankiem, drugim asystentem Seuxa, Paitoonem. Oboje mieli po dwanaście ran kłutych. W całym tym akcie zmarł również właściciel domu, Seux. Przebity średniowieczną, europejską bronią, włócznią. Zelię znaleziono na schodach - wskazał palcem schody prowadzące z górnego piętra do wyjścia, tymczasem Paitoona i Seuxa na piętrze drugim. Znalazcą był adoptowany syn Seuxa, Halvar. To on wezwał policję. Jak więc widzicie… Historia tego domu jest… Dość nieprzyjemna - powiedział, jednocześnie kończąc wywód Alexiei.
- O kurwa - skwitował tylko Suttirat. Han i Nina milczeli. W salonie zapanowała nieco grobowa atmosfera, gdy wszyscy trawili i analizowali to, co przed sekundą usłyszeli.
- Zagadką dla mnie pozostaje to, co się wydarzyło w tym cholernym Egipcie, albo Indiach, że tak zmieniło tego całego gościa i co się potem działo z tymi jego najbliższymi osobami, że tak sobie kolejno umierały. Może dostał jakąś klątwą? Albo zawarł pakt z jakimiś mocami, że będzie super sławny, ale samotny? Nie mam pojęcia - mężczyzna wzruszył ramionami i zamknął notatki.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline