Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-07-2019, 14:18   #331
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Prasert pospieszył jej z pomocą. Bo tych kilku godzinach pracy byli już całkiem dobrze zgrani z sobą.
- No na pewno nie umarła ze starości - odpowiedział Privat. - Założyłem, że zachorowała ciężko na jakąś gruźlicę, czy coś w tym stylu. Ale może… została zamordowana - mężczyzna szepnął. Po części spodziewał się, że zaraz ją zobaczy, dlatego bał się wypowiadać takich rzeczy. Nie chciał wyprowadzać z równowagi okolicznych duchów. - Albo popełniła samobójstwo rok po stracie córki - wzruszył ramionami. - Swoją drogą… nie wiemy, czemu dziewczynka zmarła. Może ekshumacja da nam jakieś odpowiedzi - mruknął. - Wiesz, co mnie zastanawia? - Privat zawiesił głos.
Niestety, a może na szczęście, żaden duch się nie pojawił. Nina zerknęła na niego, słuchając jego opinii.
- Cokolwiek się stało, są tu zamknięte strasznie mieszane emocje. Spokój i relaks, a jednocześnie strach, smutek, depresja. Trudno mi to rozpoznać zbyt dokładnie - powiedziała. Kiedy Privat zadał pytanie retoryczne, blondynka uniosła brwi czekając aż będzie kontynuował.
- Dlaczego jest kilka różnych blondynek? - zapytał Prasert. - Możemy założyć, że dama z obrazu to żona eskapisty. Ale duch, który ukazał się naszemu koledze wyglądał inaczej. Alexiei był całkiem pewny, że to nie ona. Poza tym… pamiętasz ten obraz na zapleczu za teatrem? On przedstawiał według ciebie tę samą kobietę, którą widzieliśmy przed szklarnią? Bo jeśli nie, to może to właśnie ona ukazała Alexieiowi. Chyba że było ich jeszcze więcej…
- Będziemy musieli się lepiej dowiedzieć i w tej sprawie. Trudno określić. Wydaje mi się, że blondynka z obrazu w teatrze to nie ta z obrazu szklarni. Poważnie zastanawiam się natomiast, która z nich to Mercedes… I kim do licha są te pozostałe - stwierdziła i westchnęła. Zmierzyli szklarnię i Morozow zwinęła metrówkę.
- Szesnaście na siedem… Narysujmy to i idziemy - zaproponowała. Zerknęła na telefon. Dochodziła piętnasta trzydzieści.
Prasert ruszył do notatnika, który został położony na biurku. Niestety, nie zastał go tam, gdzie wcześniej pozostawiła go Morozow.
- Nina, wzięłaś ten nasz notatnik? - zapytał. - Mógłbym przysiąc, że położyłaś go na biurku, ale go tu nie ma - Privat mruknął. Przykucnął, aby poszukać go pod meblem. Może spadł. W szklarni nie było nadmiernych przeciągów, ale może jednak drobny wicherek wpadł przez któreś rozbite okno i strącił na ziemię sporządzane przez nich plany.
- Nie, nie brałam. Nie ma go na biurku? - zapytała zaskoczona, choć oczywistym było, że Prasert na pewno jej nie okłamywał. Kiedy Privat wyprostował się, nie znajdując przedmiotu na ziemi, tymczasem… Notatnik był na biurku. Zamknięty.
Privat zastygł w bezruchu. Zamrugał. Chyba spodziewał się, że za chwilę notes znów stanie się niewidzialny.
- Ja pierdolę, ale glitch… - mruknął do siebie.
Jego mózg powoli nadążał za tym, co się działo. Prasert zerknął krótko na Ninę, po czym z powrotem wwiercił wzrok w notatnik. Po chwili wahania nachylił się, aby go dotknąć. Po części spodziewał się, że jego palce przejdą przez okładkę jak przez powietrze. Ale jeżeli będzie w stanie chwycić plan posiadłości… zamierzał go oczywiście zobaczyć. Czy był w tym samym stanie co przed kwadransem. A jeśli tak… musiał sfotografować go komórką, aby mieć przy sobie kopię zapasową ich pracy.
Kiedy otworzył notes, plany nadal tam były. W nienaruszonym stanie. Przekręcił stronę i znalazł tę, na której był ogród i dopiero tu zaparło mu na sekundę dech. W miejscu, gdzie powinni nanieść szklarnię, były odciśnięte ślady brudnych od ziemi palców. Jakby ktoś trzymał notes i przesunął troskliwie palcami po tym miejscu… Tylko, że ani on, ani Nina nie mieli brudnych dłoni.
- Prasert? - zagadnęła Morozow. Już podchodziła do niego, ale zatrzymała się w pół drogi i zmarszczyła brwi.
- Coś wyczuwam, ale bardzo łagodnie… Nie tak jak w korytarzu - wyjaśniła, żeby go czasem nie stresować swoim zachowaniem, podobnym do tego w krypcie.
Privatowi robiło się coraz bardziej niedobrze. Miał ochotę rzucić ten przeklęty notatnik i uciec… Tylko nie wiedział do końca gdzie. W pierwszej chwili pomyślał o domu, ale Bangkok wcale nie był dużo bezpieczniejszym i bardziej normalnym miejscem. Po spotkaniu z dziewczynką Prasert miał już dosyć duchów, nawet tych - jak się w tej chwili zdawało - o nieco łagodniejszej naturze.
- To jest straszne - mruknął, wyjmując telefon i robiąc zdjęcia. Zadbał o to, aby żadne nie było rozmazane. - Chodźmy już do reszty. Może wrócił Warun. Albo Han i Alexiei na coś wpadli. Nasze własne doświadczenia również powinny zostać opowiedziane, zanim nas coś w końcu dopadnie - westchnął. Ruszył w stronę wyjścia, spoglądając na odcisk brudnych palców. Zdawało się, że Mercedes… jeżeli to była Mercedes… traktowała tę szklarnię jak swój azyl. Czyżby Seux był tyranem? Źle ją traktował? A może to nie z jego powodu upodobała sobie tak bardzo samotność wśród roślin…
Nie dostał żadnej odpowiedzi na swoje nieme pytania. Nina wzięła notes i narysowała szklarnię w drodze do wyjścia.
Droga do posiadłości zdawała im się teraz o wiele krótsza, niż ta, którą przebyli do szklarni. Dodatkowo, było jakby spokojniej. Zupełnie tak, jakby te dziwne rzeczy w ogóle się nie zdarzyły, a jednak… Były tam. Widzieli je oboje. Mieli nawet dowody. Tylne drzwi do vana były uchylone, kiedy obeszli dom dookoła. Mogli zajrzeć do Alexieia, albo od razu pójść do salonu i tam odpocząć. Nie wzięli nic do picia, ale woda stała w salonie, było gorąco i na pewno chciało im się pić.
Prasert marzył o zimnym napoju. Słodkim z pływającymi kawałkami lodu. Czy może nawet o kawałkach lodu z drobnym dodatkiem w postaci napoju. Coś, co go ostudzi. Nie był pewny, czy naprawdę było tak gorąco, czy to może odczuwał temperaturę z powodu ostatnich wydarzeń. Pewnie wszystko razem nakładało się na siebie.
- Idź do salonu, ja tylko zapytam, czy już skończyli - rzekł i ruszył w stronę vana. Spojrzał do środka przez uchylone drzwi. Być może mężczyzn już nie było w środku. Choć wydawało się to mało prawdopodobne, bo chyba nie zostawiliby samochodu w tym stanie.
Nina kiwnęła głową, po czym poszła do domu, ukryć się w cieniu i napić. Tymczasem, kiedy Prasert zajrzał do vana, dostrzegł Alexieia. Mężczyzna siedział bez koszulki przy komputerze i pisał na klawiaturze bardzo szybko. Po chwili przerwał i coś czytał. Miał na głowie słuchawki i najwyraźniej skupiał się na pracy słuchając muzyki. Co jakiś czas notował coś na kartce.
Prasert wszedł do samochodu i podszedł do mężczyzny. Nie był przekonany, czy Alexiei usłyszał go z powodu słuchawek, które tkwiły na jego głowie.
- Jak ci idzie? - zapytał głośno i wyraźnie. Nie chciał przestraszyć mężczyzny, zakradając się za jego plecami. - Gdzie jest Han? Myślałem, że będziecie razem pracować… - jego głos brzmiał coraz bardziej niepewnie, bo Privat nie miał żadnej pewności, czy mężczyzna aby na pewno spostrzegł jego obecność w samochodzie.
Mimo, że nie chciał go przestraszyć, to nie wyszło. Alexiei podskoczył, nie spodziewając się nikogo przed szesnastą. Zaraz zrzucił słuchawki w odruchu, po czym obrócił się i spojrzał na Praserta
- Kurde, trochę mnie zaskoczyłeś… dobrze. Znalazłem zaskakująco dużo. Cieszę się, że archiwistki w tym kraju jednak nie próżnują, jak przypuszczałem początkowo… a Han jest z twoją siostrą. Warun poprosił, żeby któryś z nas miał na nią oko z tytułu ewentualnego opętania… Nie jestem zbyt mocny w duchowe klocki - mruknął.
- Nie? - Prasert zapytał krótko. - Myślałem, że wszyscy w IBPI są w tym dobrzy. W końcu tym zajmujecie się. Nie, żebym sugerował… - Privatowi nie spodobał się kierunek jego wypowiedzi. Nie chciał, aby Alexiei pomyślał, że sugeruje mu brak kompetencji. - Nieważne zresztą. Powiedz mi, kiedy będziesz gotowy. Nina już jest w salonie. Mieliśmy trochę ciężkie momenty. Ta posiadłość dysponuje zdecydowanie zbyt dużą ilością atrakcji - mężczyzna westchnął ciężko. - Niedługo będzie szesnasta i wtedy spotykamy się na… nazwijmy to konferencją - Prasert zaśmiał się. To zabrzmiało, jak gdyby byli pracownikami korporacji, a nie… No właśnie… kim dokładnie? Chyba w tej chwili najbardziej przypominali mały gang detektywów. - A potem planujemy grilla na obiad. W ogrodzie jest przyjemna altanka. Sunan jeszcze jej dobrze nie odkurzyła, ale to nie zajmie nam dużo czasu. Wystarczy przetrzeć blat i siedzenia mokrą szmatą i będzie idealnie.
Alexiei westchnął.
- To nie tak, że każdy członek IBPI musi być mistrzem we wszystkim, choć oczywiście niektórzy próbują. Osobiście bardziej preferuję spotkania z fizycznymi stworzeniami, a nie z czymś niematerialnym. Czy to miałoby być zagrożenie ze strony ludzi, czy też jakiejś bestii, która teoretycznie nie ma według zwykłych osób prawa bytu. I głównie dlatego średnio toleruję duchy, ale ze wszystkim innym świetnie sobie radzę… - westchnął. Wyglądało na to, że temat upiorów drażnił go i warto było już więcej tego nie poruszać.
- Mam sporo informacji i oczywiście zdam wam raport. A grill brzmi nieźle. Szczypta normalności nigdy nie zaszkodzi - stwierdził i odwrócił się do komputera. Privat dostrzegł na jednym z monitorów skan artykułu. Było na nim widać jakiegoś magika i dziwną szafę z ozdobną twarzą, jak sarkofag faraona.
To zaciekawiło Praserta, ale postanowił nie zadawać zbyt dużo pytań przedwcześnie. To byłoby irytujące z jego strony. Musiał jednak wiedzieć dwie rzeczy.
- Będziesz punktualnie? - rzucił przed wyjściem. - I… długo pracujesz sam? Kiedy Han poszedł opiekować się Sunan?
Jeżeli dopiero przed chwilą, to siostrze Privata mogło coś przydarzyć się do tego czasu. Ale jeśli dużo czasu temu, to Prasert poczułby się uspokojony. Sunan była jedynym cywilem na terenie tej dziwnej posiadłości. Ich obowiązkiem było troszczyć się o nią. Zresztą Privatowi zależało na jej dobrobycie nawet gdyby sama była specjalistką od spraw nadnaturalnych. Taki tytuł przecież nie dawał cudownego immunitetu i niezniszczalności. Dlatego też Prasert czuł się nieco niepewnie, zostawiając Ninę samą. Miał nadzieję, że nie znajdzie jej w takiej scenie, jak wtedy z Sunan, kiedy po raz pierwszy wszedł do willi.
- Będę punktualnie - obiecał krótko.
- Han poszedł od razu jak tylko Suttirat poprosił. Woleliśmy nie ryzykować w tej kwestii. Skoro nie wzywał pomocy telefonem, to wszystko jest jak trzeba - wyjaśnił Alexiei, jednocześnie uspokajając Praserta.
- Wybacz, chciałbym dokończyć tu coś jeszcze i zaraz przyjdę. Nie lubię tak porzucać roboty w trakcie - wyjaśnił i skinął na ekran komputera. Wyraźnie treść artykułu go ciekawiła.
- No pewnie - Prasert rzucił na do widzenia i wyszedł z vana.
Wyprostował się i przeciągnął. Od razu poczuł się trochę lepiej. Doszedł do wniosku, że jemu też przydałyby się ćwiczenia fizyczne. Warun wcale nie miał głupiego pomysłu. Privat tego czasu nie przeleżał, a nawet zaliczył paniczny sprint, uciekając przed duchem… ale i tak czuł się nieco zardzewiały. A zaraz zmęczony. To było dziwne połączenie. Doszedł do wniosku, że pewnie gdyby zaczął trening, to dostałby dzięki niemu potężny zastrzyk energii. Często po wysiłku czuł się bardziej rześki i żywy, niż tuż po obudzeniu. Nawet jeśli wyspał się. To było dziwne, ale podobno dużo ludzi tak miało.

Spojrzał na drzwi wejściowe do posiadłości i skrzywił się. Ruszył w jej kierunku. Chciał już znaleźć się w salonie i usiąść na kanapie obok Niny.
Nina siedziała na kanapie i głaskała kota, który siedział na podłokietniku. Duch zdawał się zadowolony z faktu, że kobieta go głaskała. Morozow zerknęła na Praserta i uśmiechnęła się do niego i westchnęła.
- Dopiero jak usiadłam i się napiłam, poczułam jaka jestem zmęczona. I co ciekawego powiedział ci Alexiei? - zapytała spokojnym tonem.
- Han eskortuje Sunan, Alexiei czyta artykuły… to chyba wszystko z rzeczy wartych przekazania - mruknął Prasert. - Powiedział, że nie lubi duchów i woli zajmować się rzeczami bardziej materialnymi - mówił, siadając obok Niny. - I tak sobie myślę… jak zobaczy naszego Ducha, to wybuchnie mu głowa - zaśmiał się, biorąc kota do rąk. - Bo ten jest całkiem materialny. Pewnie nie będzie wiedział, jak się przy nim zachować. Choć pewnie polubi tego naszego przystojniaka - podrapał go za uszkiem.
Privat wcale nie był taki tego pewny, ten kot czasami był naprawdę niepokojący. Zresztą Alexiei widział go już nie raz, więc te rozważania nie miały sensu. Miały czysto komediowy wydźwięk.
Początkowo kot nieco oponował, ale podrapany za uszkiem poddał się i zaczął mruczeć. Nina uśmiechnęła się.
- Uważaj, bo robię się zazdrosna, że pieścisz jakąś inną kicię - zażartowała i szturchnęła go lekko w piszczel.
W tym nastroju nawet ten myśliwski salon i nawiedzony dom zdawały się przyjemne. Mieli jeszcze trochę czasu, mogli więc odprężyć się, skoro nie zamierzali mierzyć reszty domu.
Nawet nie mieli na to zbyt wiele czasu. Dochodziła piętnasta trzydzieści, kiedy byli w szklarni. Od tego czasu przemierzyli odległość do drzwi frontowych, a Prasert jeszcze chwilę rozmawiał z Alexieiem. Chyba nie było sensu kontynuować prac, jeżeli mogliby poświęcić na nie jakiś kwadrans. Lepiej było usiąść i chwilę odpocząć. Zasługiwali na to.
- Jakąś inną kicię - Privat powtórzył, powstrzymując śmiech. - To już przynajmniej wiem, jaki jest twój obraz samej siebie - uśmiechnął się do niej. - Zgrabna, pełna gracji i elegancka. No cóż… nie będę twierdził, że się mylisz - przyznał. Następnie spojrzał na zwierzaka. - Technicznie rzecz biorąc… ten dom będzie zawsze nawiedzony… A przynajmniej tak długo, jak będzie w nim Duch.
Morozow zaśmiała się na żart o Duchu.
- Usiądź obok mnie. Chcę cię pocałować - oznajmiła mu czule i jednocześnie władczo. Przechyliła się do przodu i nalała mu wody z cytryną do szklanki. Wcześniej ją tu zostawili, a nie było światła w salonie, więc mogła być nadal chłodna. Blondynka nalała do pełna, a potem postawiła dzbanek. Wzięła szklankę i oblizała usta, zaczynając bardzo powoli pić, z premedytacją patrząc na Privata.
- Właśnie ćwiczę kolejną moc specjalną - Prasert mruknął po chwili. Głaskał Ducha, ale patrzył na Ninę. - Spoglądam na tę szklankę wody i próbuję ją przekonać, aby zmoczyła twój podkoszulek - uśmiechnął się bezczelnie. - Dlatego też skupiam się dalej - zmrużył oczy, spoglądając z uporem na szkło w ręce Niny. Zamierzał podtrzymywać ten żart przez kilka sekund, a potem pocałować ją tak, jak o to poprosiła. Tak właściwie nie mógł już się tego doczekać.
Kiedy pochylił się w jej stronę, szklanka przechyliła się i oblała kobietę. Więc nie dość, że mógł spróbować jej ust, to okazało się, że jego moc specjalna również działała.
- Patrz, pomyślałabym, że to naprawdę czary - zażartowała. Odsunęła resztę szkła, żeby wszystko nie wylądowało na niej i na kanapie. Przyciągnęła go jeszcze do kolejnego pocałunku.
Ciało Niny było wilgotne i zimne, ale pocałunek za to wydawał się gorący i intensywny. Tak elektryzujący, że Prasert poczuł aż dreszcz. Bez wątpienia woda dobrze przenosiła prąd. Wargi kobiety były takie miękkie. Kochał ich smakować. Jego pocałunki przeniosły się w dół na szyję, a potem dotknął językiem materiału jej podkoszulka.
- Hmm… cytrynowa woda ma ten lekko kwaskowy posmak, który bardzo lubię - mruknął. Znów pocałował ją w usta. Pozwolił Duchowi zeskoczyć. - Teraz będziemy musieli cię przebrać, zanim wybije szesnasta… - zawiesił głos, uśmiechając się do niej miło.
- Tak… Zdecydowanie. Muszę się przebrać i może opłukać biust, bo od cukru w wodzie moja skóra będzie lepka - powiedziała mrucząc cicho. Duch zeskoczył i udał się na fotel. Nina tymczasem przesunęła się, tak jakby chciała wstać z kanapy, na razie jednak Prasert zagradzał jej drogę.
Privat wstał.
- Jaka szkoda, że nie możemy rozdzielać się w tym niebezpiecznym, nawiedzonym domu. Będę musiał ci towarzyszyć - mruknął, spoglądając na biust uwidoczniony pod mokrym materiałem. Nieświadomie zagryzł zęby. Odciągnął wzrok w górę, na twarz Niny. - Raz dwa, nie chcemy, żebyś się przeziębiła - mruknął nieco wygłodniałym tonem. Jak gdyby chciał spróbować trochę cukru, który pozostał na jej skórze.
Morozow zaśmiała się. Wstała z kanapy i przeciągnęła.
- No… To chodźmy - zaproponowała i ruszyła przodem do swojej i jego sypialni. Gdy tylko weszła do środka, ściągnęła koszulkę przez głowę. Rzuciła ją na krzesło i odwróciła się, spoglądając na Praserta
- No wiesz co… Stanik też mam mokry… - pokręciła głową, wygięła ręce za plecy i rozpięła go, ściągając i rzucając na koszulkę. Jej piersi były regularne i zaskakująco okrągłe. Rzadko spotykało się tak naturalnie regularne biusty. Nie były znaczącego rozmiaru, ale zdecydowanie były zadowalające. A teraz całkowicie wolne. Morozow uśmiechnęła się do niego zadziornie i ruszyła w stronę swojej torby, by wyszukać rzeczy na przebranie.
Prasert podszedł do niej od tyłu. Przetrzymał ją lewą ręką, zakładając ją od przodu na brzuch. Natomiast prawą złapał ją za pierś. Chwycił ją w całą pięść i ścisnął. Zamruczał cicho. Następnie odsunął rękę.
- Kto by pomyślał… naprawdę lepkie - chwycił jej pierś i znowu puścił. Rozległ się charakterystyczny odgłos. Podniósł lewą rękę i wnet obie piersi Niny były masowane przez niego. Podnosił je lekko od dołu i ściskał. Opuszką palców muskał sutków. - Muszę się jeszcze przez chwilę upewnić, ale wstępna diagnoza jest taka, że chyba rzeczywiście zostałaś oblana czymś słodkim - zamruczał.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:19   #332
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nina zachichotala, gdy ją złapał i przytrzymał. Oparła dłonie na jego ręce. Wstrzymała oddech, gdy jedną dłonią chwycił jej pierś. Aż westchnęła lekko, gdy zaczął ugniatać ją palcami, gdy dodał drugą dłoń i drażnił jej sutki, momentalnie stwardniały, a Prasert pod dłońmi czuł jak jej serce przyspieszyło.
- Mm, kto by przypuszczał - odpowiedziała, nieco ciszej, jakby mówienie głośno było teraz za trudne.
- Puszczał? - Prasert mruknął. - Nawet o tym nie myśl. Widzisz, to wszystko było od początku sprytnie zaplanowaną przeze mnie pułapką. I wpadłaś w moje sidła. Ha. Ha. Ha.
Przesunął ręką w dół jej lepkiego brzucha.
- Teraz już cię nie puszczę… - szepnął do jej ucha. - Jesteś moja - skubnął delikatnie małżowinę. - Nie uciekniesz - mruknął, ugniatając lewą pierś.
Jego prawa ręka zawędrowała z tyłu talii kobiety. Próbowała wsunąć się wgłąb jej spodni. Prasert nie wiedział, czy będą na to wystarczająco elastyczne.
Niestety, jeansy Niny okazały się być niedostępnym dla niego w prosty sposób szlabanem.
- Oh nie, co ja biedna uczynię. Taka w pułapce i bez szans… - powiedziała jak gwiazda filmowa. Sapnęła znów, gdy ugniatał ją dalej. Jej sutki były już całkiem twarde i nabrzmiałe od podniecenia, które jej serwował. Podobało jej się bez dwóch zdań.
- Będę musiał cię znowu oczyścić. Jak to zrobiłem dzisiaj rano - Prasert mruknął z udawanym żalem.
Obrócił ją przodem do siebie i zaczął zlizywać lepkość z jej ciała. Tak właściwie lemoniada wciąż była pyszna i smakowanie jej sprawiało mu przyjemność. W połączeniu z kuszącymi wdziękami Niny… to było cudowne doświadczenie.
- To młodość, czy jakaś odmiana psychozy? - zapytał, przesuwając językiem po jej sutkach. - Że nie liczy się dla nas to, gdzie jesteśmy, w jakich okolicznościach i co działo się dosłownie kwadranse temu? - przerwał wypowiedź, bo zassał jej lewą brodawkę. Następnie zaczął ją całować w dół aż do brzucha. Już zapomniał, co jeszcze chciał powiedzieć.
Nina zamruczała
- Mmm myślę, że to się nazywa szaleństwo z miłości - rzuciła w odpowiedzi. Skoro tak się skupił na jej skórze, zapomniał o czymś bardzo ważnym. O przytrzymywaniu jej! Morozow zachichotała, po czym zrobiła trzy kroki w tył, uciekając mu
- Haha! Nigdy mnie nie umyjesz! - zażartowała. Stała teraz między nim, a łóżkiem.
- Już teraz jesteś prawie czysta… nie licząc mojej śliny… - Prasert mruknął, przybliżając się do niej powoli. - Spójrz na mnie. Ostatecznego drapieżnika. Powoli zbliża się do swojej ofiary - to mówiąc zrobił bardzo powoli drobny kroczek. - Ale ona nie jest w stanie uciec. Bo została zahipnotyzowana jego spojrzeniem - nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Uśmiechał się, choć próbował pozostać w pełni poważny i niby groźny. - Co więcej, nie chce uciec. Wręcz przeciwnie. Pragnie, aby drapieżnik ją dopadł i pochwycił - nagle skoczył do przodu na długość dwóch kroków i zaatakował ją objęciem. Ryknął niczym lew.
Nina obserowowała go uważnie z szerokim uśmiechem, starając się zachować powagę przez cały jego wywód, ale gdy skoczył na nią i ryknął najpierw krótko krzyknęła, a po chwili zaczęła się wesoło śmiać. Porwana do tyłu, poleciała na łóżko razem z Privatem. Zaczęła niby to machać dłońmi, klepiąc go po ramionach, jakby to miało ją uratować. Nie starała się przy tym jednak zbytnio.
- Wszystko w porządku? - Prasert spoważniał. Bał się, że przesadził z tym impetem. Nie chciał zrobić jej krzywdy. To mogło być bolesne i potencjalnie niebezpieczne. Zawisnął tuż nad nią na łóżku, spoglądając z troską na jej twarz. Odniósł wrażenie, że nie odniosła żadnej kontuzji, ale chciał się upewnić. Tak właściwie chciał, żeby powiedziała wprost, że nic się jej nie stało, nawet jeżeli byłoby to antyklimatyczne dla ich zabawy. Mimo to bezpieczeństwo i dobrobyt Niny były dla niego na pierwszym miejscu.
Morozow popatrzyła na niego i pokiwała głową
- Tak, wszystko ok. Nic mi nie jest. Dobrze mi - oznajmiła mu, zapewniając, że nic co uczynił w żaden sposób jej nie przeszkadzało, ani nie uczyniło niczego złego. Zaczęła się trochę wiercić pod nim, ale uniosła głowę i pocałowała go w policzek, dodatkowo w podzięce za jego troskę.
- Ha… to znaczy, że źle przepuściłem mój atak! - Prasert błyskawicznie powrócił do dawnej roli i zaatakował jej szyję. Przegryzł ją nie aż tak bardzo delikatnie. Na tyle, że miał pozostać ślad, ale nie wystarczająco, aby ją jakoś istotnie zabolało. Oparł ciężar ciała na lewym przedramieniu, które dotykało pościeli poniżej prawej pachy Niny. Dzięki temu jego prawa ręka mogła powędrować na jej brzuch i rozmasować go. Poszukał zapięcia dżinsów. Był ciekawy, czy mógł rozpiąć je, korzystając tylko z jednej dłoni.
Nina znów się zaśmiała, ale na ugryzienie syknęła, zaskoczona i odrobinę pewnie zabolało, ale nie odepchnęła go, więc musiało być w porządku.
Rozpinanie jej spodni jedną dłonią było nielada wyzwaniem, bowiem nigdy nie manewrował z żadnym guzikiem pod takim kątem. Potrwało to chwilę, ale w końcu udało mu się. Guzik odpiął się, a zamek błyskawiczny to był już przy tym pikuś. Kobieta ścisnęła lekko uda, jakby co najmniej się broniła, albo przynajmniej udawała, że to robi.
Prasert pocałował ją mocno i czule w usta. Następnie odchylił się, aby ściągnąć jej spodnie. Odrzucił je na bok. Wnet pozbył się również swoich. Wciąż mieli jednak na sobie bieliznę. To jednak nie trwało zbyt długo. Privat szybko i bez chwili wahania zdjął ją z pośladków Morozow, odsłaniając jej krocze. Błyskawicznie materiał jego bokserek wybrzuszył się. Zgiął się wpół, aby dwa razy ruszyć językiem po wargach sromowych kobiety. Zrobiło mu się tak gorąco, jak gdyby gdzieś nieopodal wybuchł wulkan. Wnet pozbył się własnej bielizny. Nawiązał kontakt wzrokowy z Niną, po czym złapał ją za kolana. Powoli zaczął je rozszerzać, nie odwracając spojrzenia.
- Cholera, kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, zmuszając moje nogi do rozwarcia, mam wrażenie, że zaraz stanę w ogniu… Dobrze, że ginekolodzy nigdy nie utrzymują kontaktu wzrokowego… - może i rozwaliła na sekundę klimat, ale zaraz przełknęła ślinę i posłała mu wyzywające spojrzenie, zachęcając wręcz, by kontynuował. Za moment miał ją przed sobą z szeroko rozchylonymi udami. Mokrą i zaskakująco gotową. Wyraźnie podniecał ją tak samo mocno, jak ona jego.
- Weź mnie - poprosiła.
Tak też zrobił. Wszedł w nią prędko, jak gdyby nie widzieli się miesiącami. Prasert opadł do przodu, aby pocałować Ninę w usta. Poruszał biodrami, dostarczając przyjemność zarówno sobie, jak i Morozow.
- Mam nadzieję, że tego twoi ginekolodzy również nie robią - mruknął, uśmiechając się żartobliwie. Następnie odgiął głowę do tyłu i spojrzał na sufit. Cicho jęknął, kiedy Nina zacisnęła się na nim. Potem znów na nią spojrzał. - O szesnastej miałem stawić się w salonie, a tu nagle znalazłem się w zupełnie innym miejscu - parsknął i znowu pocałował ją.
W nocy brał ją szybko, bezlitośnie i zwierzęco. Teraz natomiast było w tym dużo więcej uczucia. Jakby nie tylko pragnął jej ciała, ale również kochał ją. Każdy jego ruch był pełen ciepła i pożądania. Takiego głębszego, jakby chciał wniknąć nie tylko między jej uda, ale również do głowy.
- Chyba pierwszy raz od dawna się spóźnię - rzuciła, ale jej zdanie i tak było przerywane, gdy próbowała mówić je w obecnej sytuacji. Prasert widział doskonale jak na jej twarzy przyjemność współgrała z żądzą i zrelaksowaniem. Zapewne, gdyby był bardziej dziki, jak w nocy, sprawiłby jej ból, przecież wspominała mu o tym rano. Więc tym bardziej gdy zabierał się do niej w ten czuły sposób, było jej dobrze. Poruszała nieco biodrami, chcąc sprawdzić jak się czuła z głębszymi ruchami w sobie. Była skupiona w tym czasie, ale za moment znów się rozluźniła, poznając już swoje limity na ten moment.
Prasert czuł wzbierające w nim napięcie. Każdym pchnięciem, każdym ruchem stymulował się coraz bardziej. Jego myśli wędrowały jak piłeczka pingpongowa. Na zmianę koncentrował się na własnej przyjemności, zmysłowych doświadczeniach oraz na miłości do Niny. Już nie bał się tak bardzo nazwać tego uczucia. Może dlatego, bo czuł, że kobieta je odwzajemnia. Spojrzał głębiej w jej niebieskie oczy. Były takie piękne. Przypominały bezchmurne, spokojne niebo. Privat uświadomił sobie, że nigdy nie widział tego koloru z tak bliska. W Tajlandii tęczówki miały wyłącznie czarny kolor. Poczuł, że rozmięka i gubi się w jej spojrzeniu. Na chwilę nawet zapomniał poruszać się. Tylko zastygł w fizycznej bliskości, chłonąc ciepło jej ciała. Rozgrzewało jakąś skostniałą, wieczną zmarzlinę gdzieś głęboko w jego wnętrzu. Potem jednak przełamał siłę czaru, jaki rzuciła na niego kobieta i kontynuował.
Nina obserwowała go widząc z jakim uczuciem na nią patrzył. Zarumieniła się i uśmiechnęła. Chyba na swój sposób onieśmielał ją tym spojrzeniem. Co innego, kiedy jest się pożądaną, a co innego, gdy ktoś okazuje tak intymne emocje i chyba to właśnie tak pięknie zaróżowiło jej policzki. Morozow odpowiadała na jego ruchy bioder. Ich oddechy wymieniały się w niemal równym tempie. Wspołgrali, jak idealna, stworzona przez Stwórców Wszechświata maszyna mająca na celu tworzenie dalszego życia, ale także zaspokajanie potrzeb seksualnych obojga partnerów. Potrzebowali siebie nawzajem. Kobieta miała błyszczące od podniecenia oczy, zapewne niedługo dojdzie od tej nawałnicy emocji i doznań jakie jej zapewniały pchnięcia Praserta.

Wnet to wydarzyło się. Obydwoje musieli poczuć ekstazę mniej więcej w tym samym momencie. Fala ciepła, rozkoszy i satysfakcji przelała się po ich ciałach, lecząc wszystkie zdruzgotane, zepsute nerwy. Prasert wpił się mocno w jej usta.
- Kocham cię - szepnął. Nie przypominał sobie, że kiedykolwiek wcześniej wypowiedział te słowa do drugiej osoby. To zawsze była tylko Nina. Znał ją tylko przez dzień, ale nie zapomniał o niej od tego czasu. Przez rok tęsknił, a kiedy znowu pojawiła się w jego życiu, jego uczucia jedynie wzmocniły się. - Nie wiem, czy zasłużyłem sobie na to. Może to karma. Te wszystkie dziwne, straszne, przykre i przerażające rzeczy, które nam się przytrafiają… To wszechświat próbuje zbalansować to, jak dobre jest to… co jest między nami - wyszeptał czule do jej ucha.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedziała mu czule Rosjanka. Słuchała jego wywodu o karmie i przechyliła głowę, całując go w szczękę.
- Ale jeśli to przetrwamy, będziemy razem związani doświadczeniami i losem. To chyba nawet bardziej wiążące niż obrządek ślubu. Przeżycie wspólnie wielkich, tragicznych i przykrych momentów i przetrwanie ich wspólnie… - powiedziała co myślała na ten temat i przytuliła się do niego.
Prasert też ją mocno przytulił. Tak właściwie robił to już od dłuższego czasu.
- Mógłbym tak pozostać na wieczność. Ale… - zawiesił głos i westchnął ciężko. - Chyba musimy do nich iść. Już i tak pogoniłem Alexieia, może nie dosłownie, ale wie, że na niego czekamy. Nie chcemy, żeby czekali na nas zbyt długo, prawda? - zapytał tak, jak gdyby miał nadzieję, że Nina tak właściwie powie mu, że wszyscy mogą iść do diabła. A oni zostaną na tym łóżku na zawsze. - Tak sobie pomyślałem, że jak jeszcze kilka razy będziemy się tak kochać, to niechcący poddamy całą posesję egzorcyzmowi - zaśmiał się.
Nina zaśmiała się na temat egzorcyzmu. Poczekała, czy Privat sam się poruszy.
- No myślę, że choć jest nam tu cudownie i mogłabym tak leżeć z tobą w sobie, to powinniśmy tam pójść. W końcu najpierw praca, a potem przyjemności - powiedziała i pogładziła go po ramionach, zachęcając by jednak zszedł i dał jej się ogarnąć i ubrać. Chyba już nie mieli czasu na odwiedzenie łazienki, ale Morozow nie wyglądała na strapioną tym tematem.
- Nie. Tak właściwie zaczęliśmy od przyjemności - Prasert zaśmiał się. Wyszedł z niej. Tak bardzo przyzwyczaił się do ciepłego wnętrza Alice, że powietrze wokół wydało mu się tak zimne, jakby byli na Syberii, a nie w słonecznej Tajlandii. - Ale wiem, co masz na myśli - dodał.
Wstał i rozejrzał się wokoło, aby znaleźć coś, czym mógłby się wytrzeć. Jakieś chusteczki, czy inne jednorazowe przedmioty. Ewentualnie miał jeszcze do dyspozycji pościel. W tym momencie przyszła mu na ratunek Morozow. wstała z łózka i ze swojej kosmetyczki wyciągnęła paczke najwilżonych chusteczek. Sama równiez się nimi wytarła, po czym ubrała. Nieświadomie nucił coś pod nosem. Jego humor poprawił się błyskawicznie. Delikatnie uśmiechał się do siebie, wkładając na siebie spodnie.
- Zdaje się, że w odpowiednim towarzystwie nawet noce w nawiedzonym domu mogą być wyjątkowe… i niepowtarzalne… i do zapamiętania na całe życie… Ale tak pozytywnie - zaniósł się śmiechem, kiedy uświadomił sobie, że przymiotniki, których używał, niekoniecznie muszą mieć pozytywny wydźwięk.
- Tak zdecydowanie. Każę to sobie wygrawerować ozdobnym pismem w kawałku drewna i powieszę sobie w gabinecie w Ravennie - rzuciła żartem. Poczekała, aż Prasert będzie całkiem ubrany, po czym wspólnie mogli udać się do salonu.

Na miejscu czekali już na nich Han, Warun i Alexiei. Od razu, gdy Han zobaczył Ninę i Praserta, uniósł kącik ust w lekko rozbawionym uśmieszku, ale zaraz spoważniał.
- Jakby co, Sunan położyła się spać w sypialni na parterze, najwidoczniej zmęczyła się już pracą od świtu i potrzebowała odpoczynku, bo rozbolała ją głowa - wyjaśnił co robił tu, a nie przy siostrze Praserta. Alexiei nie komentował spóźnialstwa pary, tymczasem Warun skrzyżował ręce.
- No to nawet ja się spóźniłem ledwo trzy minuty, a miałem najdłuższą trasę do przebycia, a tu proszę. Ci co byli cały czas na miejscu... - nie dokończył i tylko pokręcił głową. Wydawało się jednak, że jego też to bawiło. Nina odchrząknęła.
- W takim razie, skoro wszyscy są już obecni, oficjalnie rozpoczynam obrady w myśliwskim salonie. Proszę panów o spoczęcie i zaraz ustalimy czego kto dowiedział się, oraz jak poszły prace - zarządziła Nina. Pogłaskała Praserta po ramieniu, po czym podeszła do jednego z foteli, tego na którym spoczywał Duch, podniosła go, usiadła i ułożyła kota sobie na kolanach. Ten przeciągnął się leniwie, znalazł nową, wygodną pozycję, po czym ułożył i zaczął spać dalej. W salonie zrobiło się trochę ruchu, kiedy Warun również usiadł na drugim fotelu, a Han i Alexiei na kanapie. Prasertowi również pozostała kanapa, o ile nie planował na przykład przysiąść na podłokietniku fotela Niny. Wyborów niestety nie było za wiele.
Podłokietnik zaznaczyłby jego bliskość z Morozow, ale nie był szczególnie wygodny. A wyglądało na to, że będą tutaj przez dłuższy czas. Dlatego też Privat wygodnie spoczął na kanapie w towarzystwie Hana i Alexieia. Nie odpowiedział na wesołość pozostałych mężczyzn. Nina już poprosiła ich o spoczęcie, może nie miała na myśli tylko jednego znaczenia tych słów.
- Mamy plan parteru i podziemi - Prasert zaczął bez kolejnych wstępów. - Nina, zabrałaś z sobą notatnik? - zapytał kobietę.
- Owszem - odpowiedziała Morozow i skinęła na notes, który za moment położyła na stole.
- Z ciekawszych rzeczy… Mamy dwa pokoje, do których brak dostępu. Nie mają okien. To pierwsze pomieszczenie - Privat wskazał podwójne wrota w ich otoczeniu. Spojrzenia zebranych, jak wiedzione magicznym zaklęciem, ruszyły we wskazanym przez Praserta kierunku.
- A drugie znajdują się za tą ścianką - spojrzał na omawiane miejsce. Sytuacja powtórzyła się i wszyscy znów spojrzeli we wskazaną stronę.
- Brakuje do nich kluczy. Nie znaleźliśmy ich. Poza tym widzieliśmy, jak obraz niedaleko jadalni zmienia się na naszych oczach… To było dość straszne. Kobieta wskazywała na namalowaną szklarnię. Kiedy ruszyliśmy do ogrodu, to znaleźliśmy ją. W środku są antyczne narzędzia do uprawiania ziemi, ale co ważniejsze… kiedy zostawiliśmy narysowany plan na biurku, ten zniknął na moment. Dosłownie zniknął. Kiedy pojawił się, zostały odciśnięte na nim palce. Ziemią. Pomysł jest taki, że żona eskapisty kochała swoją szklarnię i wspomina ją tak czule, że aż dotknęła jej na planie. To nie jest niestety jedyne paranormalne doświadczenie, jakie przytrafiło się nam. W ogrodzie oprócz szklarni, kurnika i altany jest mauzoleum. Puste, nie licząc schodów w dół. Tam są schowane trzy sarkofagi. Jeden Seuxa, drugi jego przedwcześnie zmarłej żony Mercedes, a trzeci pięcioletniej córki małżeństwa, która opuściła ten świat rok przed matką. I właśnie ona mnie pogoniła. Bo ruszyłem korytarzem biegnącym w podziemia z grobowca, jednak nie mogłem go zgłębić, gdyż jej duch zastawił mi drogę. Uciekliśmy przed nim, ale dotknął moich pleców i… tak, to było straszne. Grobowiec jest połączony z piwnicą pod kuchnią. Obie części są jednak przedzielone bramą, do której nie mamy kluczy. Poza tym znaleźliśmy obraz innej blondynki. Jest na zapleczu teatru, który jest w okolicach załomu prawego korytarza. W sensie tego - Prasert wskazał dłonią odnogę, o której mówił. - To chyba wszystko. Planujemy zrobić obiad w postaci grilla przy altance. O czymś zapomniałem? - zapytał swojej dziewczyny.
- Nie, wszystko doskonale podsumowałeś - pochwaliła go Nina. Pozostali mężczyźni milczeli chwilę, po czym Han zmarszczył brwi/
- Czyli z tego co zrozumiałem, z klapy w kuchni, można dostać się do piwnicy, która ma przejście do grobowca. I z grobowca idzie jeszcze osobny korytarz, nawiedzany przez zmarłą córkę Seuxa i jego żony Mercedes… - podsumował.
- Dodatkowo szklarnia jest nawiedzona, a w domu wiszą obrazy przedstawiające różne blondynki, na pewno nie jedną? - zapytał z zainteresowaniem.
- Tu ja się mogę wtrącić - oznajmił Alexiei. - Otóż, rzeczywiście to są różne blondynki. Najpierw jednak po kolei. Han, czy Sunan przejawiała jakieś dziwne zachowania? - zapytał, najwyraźniej chcąc przejść do swojego raportu na koniec. Guiren wzruszył ramionami.
- Większość czasu była milcząca i skupiona na pracy. Odniosłem jednak wrażenie, że jest w stosunku do mnie jakby nieco nieufna i to nie w taki zwykły sposób. Trudno mi jednak było określić o co dokładnie jej chodziło. Podczas pracy nuciła jakieś melodie, ale nie znam się za bardzo na tajlandzkich hitach, a potem poczuła się źle. Rozbolała ją silnie głowa. Zaprowadziłem ją do pokoju, który dzieli z Suttiratem, przyniosłem wody do picia, podałem tabletki. Usnęła - wytłumaczył. Wyglądało na to, że cały ten temat opętania Sunan zastanawiał go mocno. Tymczasem Warun był nieco strapiony.
- Rozmowa z mieszkańcami wyszła dziwnie. Bo z jednej strony, okazało się że wpadłem na kilku swoich fanów, a z drugiej, kiedy tylko zaczynałem temat tej posiadłości, wszyscy chcieli jak najszybciej zakończyć rozmowę. Dzieciaki i młodzież raczej traktowali to miejsce jak dom strachów z opowieści biwakowych, starsi uważają, że to miejsce jest przeklęte przez bogów, a tymczasem tylko jeden, bardzo stary jegomość polecił mi udać się do tutejszej archiwistki z zamiłowania. Kobieta prowadzi niewielki antykwariat, ale wydaje mi się, że nie zarabia na nim za wiele. Kobieta była całkiem przesympatyczna i opowiedziała mi, że domem zajmowała się przez ostatnie czterdzieści lat jakaś pielęgniarka. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Kobieta zaglądała tu raz w tygodniu i przestała dopiero niedawno, gdy ktoś wreszcie kupił posesję. Zgaduję, że to chodzi o Sunan. Jednak zastanawia mnie ta cała pielęgniarka. Niestety nie znała jej imienia, nazwiska, czy adresu, ale ponoć czasem widuje się ją w mieście, czyli musi być stąd - Warun skończył opowieść i wzruszył ramionami. Nie miał za wiele do przekazania, choć to co im przedstawił to i tak coś wnosiło.
Alexiei lekko się uśmiechnął, chyba mając najwięcej owocnych danych. Wzrok Niny powiódł na niego, udzielając mu głosu. Mężczyzna odchrząknął.
- Więc tak… Ze starych archiwów państwowych znalazłem trochę artykułów, zaskakująco nie tylko pochodzących z Tajlandii. Kilka było z Francji, kilka z Anglii, a kilka nawet z Egiptu. Po drodze przewijały się wzmianki z Rumunii, Indii, czy Rosji. Ale po kolei… - mężczyzna odwinął kartki swoich notatek i zmrużył oczy.
- Prawdziwe imię Seuxa to Niran Yossanthia, urodził się w Bangkoku w 1874 w średniozamożnej rodzinie. Przeniósł się na zachód i zamieszkał we Francji, w Paryżu, gdzie pragnął nauczyć się sztuk magicznych. Tam w jednym z teatrów poznał niejaką… - zrobił krótką pauzę, by odczytać swoje pospieszne pismo.
- Mercedes Pittard. Kobieta zaczęła pracować jako jego asystentka. Wspólnie rozpoczęli pracę i trasę… Pierwsza recenzja, na temat przedstawienia… - Alexiei wyciągnął wydrukowaną kartkę i ponownie odchrząknął.
- ‘Wraz ze swym partnerem, zostaliśmy dziś wieczór zaproszeni na ponoć specjalne, wyjątkowe wydarzenie. Artysta zagranicznego pochodzenia, Seux, miał zaprezentować naszemu Londyńskiemu towarzystwu wyuczone we francuskiej szkole iluzji zdolności. Sala nie była zbyt liczna w gości, ze względu na zamknięty klimat przyjęcia, jednakże przed zakończeniem widowiska, ilość pozostałych osób była jeszcze mniejsza. Przedstawienie mogłabym określić mianem monotonnego i niezaskakującego. Artysta bez polotu zaprezentował nam znane wszystkim, oklepane sztuczki. Jedynym plusem całego spektaklu była jego słodka, przemiła asystentka Mercedes, która dzielnie i wytrwale wspierała swego domorosłego iluzjonistę na scenie. Z całym szacunkiem do naszego wschodniego przyjaciela, odradzam mu kontynuowanie kariery i odnalezienie się w innym zawodzie. Daję spektaklowi 3 na siedem gwiazdek. Susane Harington, ‘The Sun’ rok 1898’ - zakończył czytać artykuł i zrobił krótką, znaczącą pauzę. Dopiero po chwili kontynuował.
- A więc z tego wynika, że jego kariera nie miała niesamowitego startu. Zastanawiacie się więc teraz, jakim cudem dorobił się takiej posiadłości… Otóż. Odpowiedź przychodzi w następnym artykule. Co ciekawsze… A zresztą… Sami posłuchajcie…
‘Oszałamiające! Tylko takimi słowami mogę określić widowisko, które miałem okazję widzieć dziś wieczorem w głównej sali Moskiewskiego teatru. Dziś wieczór odwiedził nas wybitny artysta Seux, który zasłynął już w Indiach i Egipcie. Jego popisy są zapierające dech, widowiskowo aktorskie i wzbudzają dreszcz emocji swoim groteskowym i momentami przerażającym akcentem. Wraz z iluzjonistą, widzów zabawiała jego młoda asystentka Harriet Yossanthia, żona Seuxa, pochodzenia Francuskiego. Angielskie salony będą zazdrościć nam, że my jako pierwsi zostaliśmy odwiedzeni przez tego wspaniałego eskapistę. Gdy tylko będę miał okazję, ponownie zjawię się na jego wybitnym pokazie. Artem Ivanow, 1911, Moskwa’ Myślę, że to daje do myślenia, nie sądzicie? Znaczy, rozumiem, że w ciągu dwunastu lat mógł się już nauczyć zachowania scenicznego, ale to są dwie zupełnie przeciwne oceny… Wręcz dramatycznie przeciwne. Zacząłem więc szukać więcej i dokopałem się do tony dziwnych, pomniejszych artykułów prasowych… Jak na przykład ten...Tytuł głosi ‘Tragedia w domu Seuxa - w zeszłym tygodniu doszło do tragicznej śmierci pięcioletniej córki Sophii, rosnącego w sławę artysty scenicznego, Nirana Yassanthia. Jego córka uległa wypadkowi. Podczas zabawy na podwórzu, utonęła w pobliskiej rzeczce. Jej ciało znaleźli słudzy domu.’, czyli wygląda na to, że jeszcze przed śmiercią Mercedes i Sophii, Seux zdobył pieniądze i zaczął zdobywać sławę… Znalazłem informacje, że po tamtym pierwszym wystąpieniu, wyjechał wraz z Mercedes z Europy i podróżował po Indiach. Następnie, gdy kobieta zaszła w ciąże, pozostawił ją w domu, a sam udał się do Egiptu. Stamtąd powrócił i nagle ich los całkowicie się odmienił. Tak… Zupełnie nagle… - zauważył Alexiei z naciskiem.
- Mówisz, że mogło w tym maczać palce coś paranormalnego? - zauważył Han. Alexiei kiwnął głową.
- Jestem prawie pewny… Głównie z powodu tego, co mam napisane na kolejnych kartkach. Moi drodzy… Przechodzimy do tej dużo dziwniejszej, tajemniczej części opowieści o eskapiście. Jak wspomnieliście… - skłonił głowę w stronę Niny i Praserta.
- W domu znajdują się obrazy różnych blondynek. To tak jak ja widziałem inną kobietę, niż ta na obrazie koło kuchni… Sprawa wygląda tak, że Seux… Miał sześć żon. Nie jedną… Nie dwie… Sześć. Wszystkie pochodzenia francuskiego. Każda była jego asystentką. Każda była blondynką… Tylko z jedną miał dziecko i była to Mercedes. Wszystkie pozostałe były po niej i uwierzcie mi, lub nie… To co działo się w tym domu, jest po prostu popierdolone… - wziął głęboki wdech.
- Dziecko, córka Sophie, umarła w 1908 roku, utonęła w rzece. Rok później, zmarła Mercedes, ponoć przedawkowała leki z powodu depresji po stracie dziecka. Pojawiła się w jego życiu ta cała Harriet, a potem zmarła nagle w 1913, z tytułu jakiejś tajemniczej, niezidentyfikowanej choroby pasożytniczej przenoszonej przez zwierzęta gospodarstwa domowego… Zostały opisane objawy, więc po ich sprawdzeniu, mam parę opcji… Ale to kompletnie nie ma sensu… Wścieklizna? Choroba Creutzfeldta-Jakoba? Trudno mi powiedzieć co to dokładnie miało być - przewrócił stronę.
- Następnie, w życiu Seuxa pojawiła się kolejna kobieta, Flora. Całkiem niedługo po śmierci Harriet… Najwidoczniej eskapista nie miał w zwyczaju być w żałobie… Flora przeżyła z nim aż do 1920, co daje jej dłuższy staż niż Harriet. Kobieta uległa przykremu wypadkowi w salce teatralnej, jeden z worków z piaskiem, które utrzymują kotary i te takie ozdoby sceniczne zerwał się i spadł na nią, zabijajac ją na miejscu. Dalej mamy Irmę. Zmarła w 1922. Porażenie prądem. Odette, 1926, cierpiała na ataki paniki, wypadła przez okno z pierwszego piętra. No i wreszcie Zelia. Rok 1928. Morderstwo. Nie muszę chyba dodawać, że wszystkie panie zmarły w tym dokładnie gmachu. Co ciekawsze. Zelię znaleziono wraz z kochankiem, drugim asystentem Seuxa, Paitoonem. Oboje mieli po dwanaście ran kłutych. W całym tym akcie zmarł również właściciel domu, Seux. Przebity średniowieczną, europejską bronią, włócznią. Zelię znaleziono na schodach - wskazał palcem schody prowadzące z górnego piętra do wyjścia, tymczasem Paitoona i Seuxa na piętrze drugim. Znalazcą był adoptowany syn Seuxa, Halvar. To on wezwał policję. Jak więc widzicie… Historia tego domu jest… Dość nieprzyjemna - powiedział, jednocześnie kończąc wywód Alexiei.
- O kurwa - skwitował tylko Suttirat. Han i Nina milczeli. W salonie zapanowała nieco grobowa atmosfera, gdy wszyscy trawili i analizowali to, co przed sekundą usłyszeli.
- Zagadką dla mnie pozostaje to, co się wydarzyło w tym cholernym Egipcie, albo Indiach, że tak zmieniło tego całego gościa i co się potem działo z tymi jego najbliższymi osobami, że tak sobie kolejno umierały. Może dostał jakąś klątwą? Albo zawarł pakt z jakimiś mocami, że będzie super sławny, ale samotny? Nie mam pojęcia - mężczyzna wzruszył ramionami i zamknął notatki.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:20   #333
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Prasert w trakcie długiej wypowiedzi mężczyzny sam zaczął zapisywać ważniejsze rzeczy. Szybko zorientował się, że najlepiej będzie, jeżeli każdy paragraf zacznie od zaznaczenia roku, a potem dodania komentarza, co się wtedy zdarzyło. Patrzył na ciąg niefortunnych zdarzeń oraz serię kobiecych imion.
- Gdzie w takim razie zostały złożone te pozostałe damy? - zapytał Prasert. - Skoro w grobowcu jest tylko Mercedes? Nie powinno być ich tam więcej? Czy znalazłeś o tym jakąś wzmiankę, Alexiei?
- Też się nad tym zastanawiałem. Niestety… Nigdzie nie było nawet zdania na temat tego, gdzie złożono ciała pozostałych kobiet, jedynie tyle, że rodzina się tym zajęła. Rodzina, jak rozumiem Seux… Więc albo mogą być na pobliskim cmentarzu, albo gdziekolwiek indziej nie wiem… W ogrodzie. Dosłownie gdziekolwiek. Nie wspominaliście o żadnych grobach w ogrodzie, więc zakładam, że nic takiego nie znaleźliście - wyraził swoją opinię Alexiei.
Rzeczywiście to wyglądało tak, jak gdyby Niran wdał się w pakt z diabłem. Właśnie o tym pomyślał Prasert, słuchając wypowiedzi mężczyzny. I najwyraźniej Alexiei doszedł do podobnego wniosku. Klątwa również miała sens. Być może Niran w sposób naturalny poprawił swoje zdolności, niekiedy do geniuszu dochodzi się powoli. I kiedy już zyskał sławę, zalazł komuś za skórę. Albo jakaś wiedźma zakochała się w nim i zaczęła ubijać po kolei wszystkie piękności. Dlaczego każda była Francuzką? Może Seux tak kochał Mercedes, że próbował ją zastąpić za każdym razem możliwie najwierniejszą kopią. To też tłumaczyło te blond włosy.
- A poza tym, wiemy coś więcej o tym, co robił w Indiach i Egipcie? I w którym roku wrócił z Indii do Tajlandii?
- Wiemy, że najpierw był w Indiach, jeszcze wraz z Mercedes. Potem, już sam pojechał do Egiptu i stamtąd wrócił tutaj. W Indiach nie mam pojęcia co robił, w Egipcie natomiast znalazłem wzmiankę że towarzyszył w kilku wyprawach poszukiwawczych po grobowcach. znamy historię klątwy grobowca Tutenchamona, może walnęło go coś podobnego? Bo jeśli zwiedzał sobie grobowce, to równie dobrze mógł coś ze sobą przywieźć… - zauważył Rosjanin. Nina mruknęła.
- W takim razie będziemy musieli przeszukać resztę domu bardzo dokładnie… Coś mi mówi, że księga której szukamy mogła mieć z tym wszystkim jakiś związek - dodała, przypominając przy okazji Prasertowi jaki był dokładny cel ich pobytu tutaj.
- Może to taka księga sztuk magicznych. I właśnie z niej nauczył się swojego rzemiosła - mruknął Prasert. - Albo dzięki niej zawarł pakt z jakimś demonem, tego jeszcze nie wiemy.
- Został nam ten korytarz, ale nie chcę, żebyśmy tam szli tylko we dwoje. Ten korytarz musimy zwiedzić w grupie, bo zawsze tak będzie nam na pewno łatwiej poradzić sobie z tym duchem. Te zwykle nie przepadają za tłokiem.
Prasert spojrzał na nią trochę dziwnie. Nang Usadevi nie była w ogóle wstydliwa. Miał nadzieję, że ta zjawa jednak rzeczywiście różniła się od tamtego starego, przerażającego widma. Słuchał kolejnych słów kobiety.
- No i zostało nam pierwsze i drugie piętro domu. Jeszcze nie wiemy co one kryją. Dobrze się wszyscy spisali - oznajmiła Nina.
- Po naradzie proponuję obiad, a po obiedzie Alexiei dalej będzie grzebał w archiwum, Warun popilnuje Sunan, a Han tym razem pomoże w przekopywaniu się przez dane. My zajmiemy się wyższymi piętrami. Ten korytarz na dole, jeśli uda nam się to zwiedzimy go jeszcze późnym popołudniem przed zachodem słońca. Zgoda? - zaproponowała. Han i Alexiei kiwnęli krótko głowami, Warun również się zgodził, pozostało tylko to, jakie zdanie w tej sprawie miał Privat.
- Zgoda. Wiemy już dużo więcej. Wciąż ciekawi mnie, co stało się z ciałami pozostałych żon Seuxa. Może zostały skremowane i są w tych właśnie pokojach? - spojrzał na podwójne wrota. - Jutro możemy wybrać się do ludzi popytać o tę pielęgniarkę, o której usłyszał Warun. Kto wie, klucze mogą być u niej. Jeżeli tak długo opiekowała się posiadłością, to musiała zainteresować się tymi zamkniętymi pokojami. Istnieje duża szansa, że wie o duchach. W końcu dlaczego dziwne zdarzenia miałaby mieć miejsce dopiero teraz? Może tak tutaj było od dekad - Prasert wzruszył ramionami. - Ale dzisiaj grill, eksploracja kolejnych pięter, a potem mauzoleum. Warun, zostaniesz z moją siostrą? Boję się, że… - cały zbladł. - To nie ma sensu, bo nie jest żoną Seuxa, ale skoro tak cię nazwała… to może się do nich upodabniać w jakiś sposób. A one wszystkie źle skończyły. Po prostu uważaj, żeby nie śliniła kontaktów, ani nie próbowała skakać z parapetów. A jak już mowa o kontaktach… co z tym elektrykiem? - posłał pytanie w eter.
- A tak… Elektryk. Mamy prąd, ale tylko w połowie parteru. Znaczy w naszych sypialniach i tym skrzydle gdzie się znajdują. Skrzydło z jadalnią i kuchnią, oraz piętra pozostają ciemne. Salon natomiast też ma światło - wyjaśnił Han. Najwyraźniej rozmawiał z mężczyzną.
- Elektryk wróci tu jutro, by kontynuować walkę z kablami - powiedział spokojnie i przeciągnął się. Wyglądało na to, że wszyscy na razie odpoczywali i zamierzali zjeść.
- No to tego, co najważniejsze, czyli lodówki i innych rzeczy wciąż nie mamy. Łazienka, kuchnia, tam prąd jest bardziej potrzebny, niż w sypialniach… - Prasert westchnął. Miał nadzieję, że wieczorem wypierze ubrania, ale wyglądało na to, że będzie musiał jutro trzeci dzień w nich chodzić. To wcale nie było cudowne w gorącym klimacie Tajlandii. Zwłaszcza że Privat cały czas coś robił, a nie siedział spokojnie w klimatyzowanym pomieszczeniu.
- To teraz pora na szykowanie obiado-kolacji. Kto się zgłasza na ochotnika do przygotowywania jedzenia, a kto zajmie się grillem? - zapytała Morozow, najwidoczniej nie wychodząc jeszcze z roli szefowej.
- Znaczy ja mogę pokroić rzeczy i potem je ugrilować - powiedział Prasert. - Ale byłoby dobrze, gdyby ktoś już wcześniej go rozpalił, abym nie musiał zajmować się tym zbyt długo. Możesz mi pomóc, to zrobimy do tego jeszcze sałatkę i pokroimy chleb - mruknął do Niny. - Warun będzie z Sunan, chciałbym, aby zjadła z nami… więc mógłbyś pójść do sypialni i zacząć ją budzić? - zapytał Suttirata. - Ktoś jeszcze powinien przetrzeć ławki i siedzenia z kurzu oraz zanieść tam kubki, talerzyki, napoje… takie rzeczy. Wolałbym zjeść na zewnątrz, będzie przyjemniej - zaproponował, patrząc na Hana i Alexieia.
Han podniósł rękę.
- To ja mogę pomóc w przygotowaniach.
- Ja też chcę - oznajmiła Nina, na co Han uśmiechnął się do niej rozbawiony.
- Przykro mi pani Morozow, ale przyrządzanie grilla, to czysto męski sport. Prosze sobie na razie odpocząć - zaproponował. Tak naprawdę miał rację, do przygotowania jedzenia dla wszystkich potrzebowali najwyżej trzech osób, a więc Warun, Prasert i Han nadawali się do tego adekwatnie.
- To w takim razie chodźmy, przejrzymy jeszcze nieco archiwum i wykonam kilka telefonów do Ravenny - zarządziła Nina, po czym podniosła się. Pocałowała Privata w czoło i ruszyła w stronę wyjścia i zapewne do vana. Alexiei ruszył wraz z nią.
- To ja obudzę Sunan - zaproponował Warun i ruszył do ich sypialni.
- To co, kierunek kuchnia? - rzucił Guiren spoglądając na Praserta. Jego tajlandzki był wręcz niewiarygodnie nienaganny.
- Tak - odpowiedział Privat. Ruszyli w tamtą stronę. Mieli do przejścia pewien dystans. Prasert nie znał się na architekturze, ale wiedział choć tyle, że kuchnia została tragicznie umieszczona. Powinna znajdować się w centrum domu, bo do tego miejsca zawsze wszyscy dążyli i rano, kiedy było mało czasu, i wieczorem, i w trakcie dnia… Natomiast w posiadłości Seuxa była w możliwie najdalej wysuniętym punkcie. Łazienka też znajdowała się za daleko, o czym przed chwilą przekonali się z Niną. To było zastanawiające, że nikt nie umieścił żadnej w pobliżu tylu sypialni i dodatkowo teatru. Jeżeli choć raz Yossanthia zebrał te trzydzieści osób, bo tyle było tam krzeseł, to po występie pewnie wszyscy szli gęsiego dosłownie przez cały dom, aby stanąć w kolejce do toalety. Schody po prawej stronie budynku również zdawały się kompletnie niepotrzebne. Przecież jak ktoś chciał przedostać się na pierwsze piętro, to z sypialni miał bliżej do tych zlokalizowanych przy wejściu do domu. Podwójne wrota teatru znajdowały się niewiele dalej. Jedyną praktyczną rzeczą w całym budynku była piwnica pod kuchnią. A to i tak raczej nie tyle zostało przemyślane, co wynikało z połączenia z grotą pod mauzoleum.

Prasert wszedł do kuchni i rozejrzał się.

Jego nowi przyjaciele kupili bardzo europejskie składniki, kiedy wcześniej pojechali wspólnie do supermarketu. W rezultacie Prasert nie mógł zaprezentować niczego lokalnego. Nie, żeby potrafił dobrze gotować. To, że mieszkał nad restauracją, a jego ojciec był szefem kuchni… to naprawdę nic nie znaczyło.
- Wczoraj też robiliśmy grilla, pamiętasz może, co zostało w naszych zapasach? - zapytał Privat. - Mam nadzieję, że nie zjedliśmy wszystkiego, co ze sobą przywieźliśmy - zażartował. - Zwróciłeś uwagę, jak jechaliśmy tutaj po drodze, czy jest jakiś sklep?
Han rozejrzał się po kuchni.
- Zdaje mi się, że zostało trochę w tamtej torbie, no i część rzeczy do chłodzenia w lodóweczce w vanie. Przyniosę i zaraz razem się za to wszystko zabierzemy - zaproponował Guiren, po czym opuścił pomieszczenie. Prasert pozostał ponownie sam. Poczuł to dziwne, niekomfortowe uczucie. Był tu tylko on, a jednak z jakiegoś powodu tym razem miał wrażenie, że wszystkie ściany mają oczy i obserwują go, śledzą każdy jego ruch. Dosłownie czuł, że za moment coś się wydarzy i kiedy już miało to nastąpić… Do pomieszczenia wszedł Han. Spojrzał na niego z zamyśloną miną.
- Hm? - zagadnął, widząc twarz Privata. Czyżby jego mina go zastanawiała? Możliwe.
- Wydaje mi się, że Suttiratowi chwile zejdzie to budzenie - powiedział tylko i zaraz rozłożył tobołki na blacie. Zaczął zabierać się do przygotowywania posiłku. Umył ręce, a następnie zaczął wyciągać warzywa i mięso i układać na tackach i deseczkach. W torbie na stole w kuchni były przyprawy i chleb. Mogli to wszystko chyba przyszykować we dwóch, skoro wszyscy byli jednak zajęci… Guiren nie wydawał mu poleceń, najwyraźniej zostawiał Prasertowi wolną rękę w tym, czym dokładnie zamierzał się teraz zająć.

Gdzieś w połowie przygotowań i gdy już mieli udać się ze stolikiem do altanki, pojawił się Warun.
- Przepraszam - powiedział tylko, bo nie zdołał im pomóc. Wyglądał, jakby znów trenował. Sunan stała obok niego. Wyglądała na nieco zaspaną i osowiałą, ale uśmiechnęła się do brata lekko.
- Część - powitała go cicho. Zerknęła na całe przyszykowane na grilla jedzenie.
- O znowu grill? A gdzie? - zapytała.
- W altanie - odrzekł Suttirat. Momentalnie mina Sunan zrzedła.
- Oh… Nie lubię tego miejsca, ale jak wam się podoba, no to… No to dobra… - powiedziała zamyślona.
- Pójdę do łazienki, przepraszam na chwilę - powiedziała i zniknęła w drzwiach wychodzących z kuchni na korytarz. Warun zmarszczył brwi i rozłożył ręce, ruszył za nią. W końcu miał jej pilnować.
- No to znów zostaliśmy we dwóch. Alfa samce z misją wykarmienia stada… - zażartował Han, próbując rozładować atmosferę i ruszył do wyjścia z kuchni na ogród.

Ustawili wszystko w altance, a po chwili Han wyciągnął telefon i skontaktował się z Alexieiem po drugiej stronie domu. Kilka minut później mężczyzna przyszedł z grillem, kratką, węglem i piwem do podsycania płomienia. Zabrał się do rozpalania. Po chwili dołączyli do nich Sunan i Warun. Czarnowłosa nie rozglądała się po ogrodzie. Patrzyła na talerz z jedzeniem. Na koniec przyszła Nina. Przyniosła świeży dzbanek lemoniady.
- Miałam przeczucie, że niczego nie wzięliście do picia - rzuciła i uśmiechnęła się.

Chwilę później jedzenie już smażyło i wędzidło się na grillu, a oni mogli sobie pogawędzić o niezobowiązujących tematach. Nina wypytywała Sunan o tegoroczne krzyki mody ulic Tajlandii, panowie gawędzili znów o sporcie. Wyglądało to zupełnie normalnie, jakby byli paczką znajomych z wymiany zagranicznej, którzy wybrali się na wspólny wyjazd weekendowy i spędzali miło czas. Jakże odmienna była prawda od tego fikcyjnego obrazu…

Posiłek minął wszystkim bardzo spokojnie i miło. W międzyczasie Sunan znów poczuła się gorzej i poszła spać. Warun poszedł wraz z nią. Słońce nieco przechyliło się ku zachodowi, choć nadal było dość wysoko. Mieli jeszcze spokojnie trzy i pół godziny nim całkowicie zajdzie.
- To co teraz? - zapytał Alexiei.
- Zaczynacie od piętra, czy chcemy najpierw zobaczyć korytarz? - zapytał poważnym tonem. Nina przechyliła głową.
- Najpierw piętro, korytarz na koniec. Posprzątajcie proszę - poleciła zebranym. Han i Alexiei westchneli, ale bez dyskusji zabrali się do zadania, tymczasem Morozow zerknęła na Praserta.
- Gotowy do zwiedzenia piętra? - zapytała.
- Trudno powiedzieć. Sam po tym jedzeniu zrobiłem się trochę śpiący - powiedział to i lekko ziewnął.
Zamilkł na moment i drgnął, kiedy nagle uświadomił sobie powagę ich wizyty w tym miejscu. Przez kilka ostatnich kwadransów zapomniał na moment o iluzjonistach, duchach, problemach… Bardzo przyjemnie rozmawiało mu się z pozostałymi mężczyznami. Zdawało się, że potrafili prowadzić konwersacje bez dłuższych momentów niezręcznej ciszy. Coraz bardziej ich lubił. Na początku był bardzo nieufny względem wszystkich tych nieznanych, nowych osób, ale zaczął się do nich przyzwyczajać.
- Ja trochę też, ale najpierw chcę skończyć zadanie… - wyjaśniła. Naprawdę nie chciała, by złapał ich zmierzch, gdy zejdą do tego korytarza.

Nalał sobie trochę więcej lemoniady, zostawiając na końcu dzbanku może dwieście mililitrów oraz stertę plasterków cytryn. Spojrzał na stół. Był pełen talerzy - albo pustych, albo już tylko częściowo zapełnionych. Nie spodziewał się, że sałatka, którą zrobił, okaże się takim hitem. Nie była wcale skomplikowana. Przełożył plasterki pomidora z włoskim serem, dobrze przyprawił i skropił oliwą, którą już wcześniej miała Sunan. Taki dodatek dobrze komponował się z grillowanym mięsem oraz innymi warzywami. Prasert z tych ostatnich najbardziej lubił pieczarki. Nie spodziewał się, że będą takie dobre. Na jego talerzu była połowa niedokończonej kromki chleba. Wziął ją i zamoczył w keczupie i musztardzie, po czym spróbował, choć nie był już głodny.
- Zróbmy kawę i wypijmy ją. Ile to nam zajmie... Pół godziny? I wtedy zajmiemy się pierwszym piętrem - zaproponował.
Nina zmarszczyła lekko brwi i spojrzała na niebo.
- Pół godziny to trochę za długo. Możemy na to przeznaczyć co najwyżej dwadzieścia minut… - powiedziała ponuro.
Prasert spojrzał na nią uprzejmie. Dziesięć minut najwyraźniej robiło dużą różnicę w oczach jego dziewczyny.
- Nie chcę, żeby coś się komuś stało tam na dole, a znając zasady świata, wieczorem duchy i upiory robią się bardziej aktywne i tym samym potencjalnie uciążliwsze - wytłumaczyła, czemu tak nalegała na zrobienie wszystkiego od razu. Ruszyła jednak w stronę wejścia do kuchni. Nie odmówi Prasertowi kawy, skoro tak bardzo jej chciał. Sama również zamierzała się napić.

W pomieszczeniu zastali obu detektywów układających resztę jedzenia i zabierających się do porządków. Obaj zerknęli na nich, ale nie komentowali faktu popijania kawy. Sami już się nią poczęstowali.

Nina zabrała się do przyrządzania napoju na rozbudzenie.
Podstawiła zaparzony kubek czarnej kawy Prasertowi. Pachniał wyśmienicie.
- Tylko musisz sobie posłodzić, jeżeli oczywiście słodzisz - dodała i sama napiła się swojej.
- Nie słodzę. Piję zwykłą, czarną, podwójną kawę. Żeby coś poczuć - usiadł na wolnym miejscu i spojrzał z uśmiechem na aromatyczny, brązowy napój. - Czasami jak mam ochotę na większe doznania smakowe, dodaje trochę mleka i może jakąś posypkę. Ale to dosłownie raz na dwa miesiące - wyjaśnił. - Nie jestem wielkim smakoszem tych wszystkich latte i innych cappuccino. Uważam, że dobra kawa potrafi sama się obronić.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:21   #334
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- To mamy coś wspólnego, też nie słodze, mocnej, czarnej kawy - powiedziała i uśmiechnęła się do niego ciepło, tym uśmiechem osładzając mu to wspólne picie.

Wyjął komórkę i sprawdził godzinę. A także, czy otrzymał jakieś dodatkowe wiadomości. Ciekawiło go, kiedy jego rodzice w końcu zainteresują się, co się z nim dzieje. Nie pamiętał, czy wspominał im o tym, że planował odwiedzić Sunan. Jeżeli tego nie zrobił, to mogło ich zastanawiać, czemu nie ma go u siebie na górze. Chociaż mogli dojść do wniosku, że dłużej pozostał u Suttirata.
- Myślisz, że powinienem napisać coś do moich rodziców? - zapytał Ninę. - Choć nie wiem co. “Jeżeli niedługo umrę ja lub Sunan, to nie martwcie się o nas?” - zaśmiał się. - To jest… ciekawa kwestia. Bo nie mogę ich o niczym poinformować, ale gdyby coś naprawdę nam się stało… to pewnie nigdy nie dowiedzieliby się, co takiego. Ale to może dobrze…
- Proponuję, żebyś napisał o tym, że jesteś u Sunan. Oraz, że wszystko jest w porządku. Lepiej zakładać dobre, a nie złe na wstępie - zasugerowała.
- Zresztą nie chcesz, żeby się zdenerwowali i tu przyjechali, prawda? - zauważyła rozsądnie.
- Prawda.


Cytat:
Jestem u Sunan. Dobrze się bawimy. Nie martwcie się, wszystko w porządku!
Prasert spojrzał na SMSa po tym, jak go wysłał. Doszedł do wniosku, że może to ostatnie zdanie bardziej ich zdenerwuje, niż uspokoi. Ale mleko się wylało. Wzruszył ramionami i schował komórkę do kieszeni spodni. Chwycił kubek z kawą i pił dalej.

Kiedy wypili, Nina zebrała oba kubki i umyła je. Obu detektywów już nie było, najwyraźniej poszli do innych zajęć.
- Chodźmy Prasercie… I nie patrz na obraz tej blondynki przy szklarni, gdy wyjdziemy z kuchni - poprosiła go i znów wzięła go za rękę, zaczynając prowadzić w stronę korytarza. Czekała ich dalsza część mierzenia. Była godzina osiemnasta czterdzieści.
- Nie bądź zazdrosna. Nikt nie ma u mnie szans, tylko ty - Privat zaśmiał się pod nosem, idąc dalej u boku Niny.

Dotarli do stolika i zgarnęli z niego notatnik, metrówkę i latarkę led na wszelki wypadek.

Na pierwsze piętro, postanowili dostać się schodami z salonu myśliwskiego. Na swego rodzaju balkoniku, nad salonem znajdowały się tylko jedne drzwi, ale po prawej stronie znajdował się korytarz prowadzący w dalsze rejony pierwszego piętra. Gdy otworzyli drzwi, ich oczom ukazała się elegancka, ale zdecydowanie zakurzona biblioteka. Była całkiem spora. Były tu trzy okna. Na ścianie, która odpowiadała frontowi domu, znajdował się obraz… Blondwłosa kobieta, w okularach, z włosami upiętymi w kok, siedziała przy stoliku i zdawała się zaczytana w książce, nie zwracając uwagi na malarza, który utrwalił ją w tej scenie.
- Wydaje ci się, że to ciągle ta sama kobieta? Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że co obraz, widzimy inną osobę… Choć każda to blondynka… - Nina wzdrygnęła się nieco.
- W żadnym artykule nie bylo nic o tym, że któraś z kobiet przebywała sporo w bibliotece, jak myślisz, która to? - zapytała zerkając na Praserta.
- Odette? Może? Tu są trzy okna, a umarła, wypadając przez okno. Jakby zrobiła to na parterze, to raczej nie wyrządziłaby sobie zbyt wielkiej szkody. Więc… istnieje szansa, że to ona. Tyle że Zelia została znaleziona na schodach prowadzących właśnie tutaj. Nie wiem, może tak kochała tę bibliotekę, że chciała ją zobaczyć w ostatniej chwili przed śmiercią… - Prasert wzruszył ramionami. - Na zapleczu teatru też jest obraz. Może tam namalowana jest Flora, skoro została przywalona tym workiem z piaskiem właśnie w teatrze.

Prasert mówił, rozciągając miarę. Wnet wypowiedział ilość metrów, jakie miał jeden bok biblioteki. Czekał, aż Nina naniesie szkic na papier.
- Paitoon i Seux zostali znalezieni na drugim piętrze, ale tutaj są jakieś schody na to drugie piętro? - Prasert rozejrzał się.
- Będziemy to musieli sprawdzić, w końcu obok było jakieś przejście, tylko najpierw te dwa pomieszczenia… - zauważyła Nina, gdy kończyła notować i szkicować wymiary biblioteki.

Kolejne pomieszczenie, było również sypialnią, bardzo niewielką, ale elegancką. Zdawało się, że był to kolejny pokój gościnny, przeznaczony dla wyjątkowych gości, gdyż znajdował się na piętrze. Dalej korytarz rozdwajał się na dwa osobne. Jeden prowadził w lewo, a drugi w prawo.

Wybrali najpierw prawe skrzydło. Znajdowały się tam dwa pokoje. Pierwszy był zdecydowanie, całkowicie ozdobiony w złotych kolorach. Ewidentnie należał do kobiety, na co wskazywała toaletka z ozdobnym, wiekowym lustrem. Było tu łóżko z baldachimem, oraz szafa, kredens i ogromne okno, a także mała łazienka, z wanną, umywalką i lustrem. Wszystko zdawało się zastygłe w czasie. Nierozkradzione i nietknięte, jedynie nadgryzione zębem czasu. Nina nie chciała tu długo przebywać. Poczuła się źle. Poprosiła, by Prasert sam zmierzył pokój, a ona stojąc na korytarzu zanotowała dane.
Gdy mężczyzna wszedł do środka, dostrzegł kształt przypominający ramę obrazu. Dostrzegł też jej ozdobną, złotą krawędź tuż nad podłogą, którego od samych drzwi widać nie było, bo znajdował się na tej samej ścianie, między wejściem, a toaletą. Był zasłonięty kotarą, więc nie mógł dostrzec co dokładnie się na nim znajdowało.

Prasert czuł się dość niezręcznie, wchodząc do czyjejś sypialni. Odniósł wrażenie, że wcześniejsza lokatorka nie do końca wyprowadziła się z niej. To, że Nina nie chciała wejść do środka… to wcale nie dodało mu otuchy. Po części spodziewał się, że zaraz wyskoczy na niego jakaś mara. Powoli podchodził do kotary. Niby znajdował się za nią obraz, ale Prasert spodziewał się bardziej seryjnego mordercy. Może przeżyje właśnie odwróconą scenę z Krzyku. Kobieta kąpała się pod prysznicem, kiedy nagle zasłona została odciągnięta, a ona zadźgana. W tej opcji Privat również był ofiarą, tyle że to on sam miał odsłonić swoją zgubę.
- To wszystko przez ciebie - mruknął pod nosem w stronę Niny, choć oczywiście nie mogła go usłyszeć. - Teraz muszę być odważny za nas oboje - westchnął.
Nie zwykł mówić do siebie w samotności, ale to dodało mu nieco otuchy. Cisza była niezręczna i jakby wyczekująca. Chwycił materiał w dłoń i szybko odciągnął go. Spodziewał się zobaczyć obraz kolejnej blondynki. Tyle że tylko ten jeden został zasłonięty… może to dlatego jego serce biło tak mocno.
I wreszcie jego oczom ukazało się piękne dzieło. Blondynka na nim została uwieczniona przy toaletce, która stała w dokładnie tym samym pokoju. Jej włosy były w porannym nieładzie, podobnie jak jej koszula nocna. Jej uroda była dużo delikatniejsza od tych pań z pozostałych obrazów. Wydawała się nieco młodsza. Jej policzki były zaróżowione. Obraz zdawał mu się cieplejszy. Żywszy niż te pozostałe, w tamte nie wlano tyle uczuć co w ten. A największy szok przeżył, kiedy zerknął w lewo i dostrzegł swoja prywatną blondynkę, stojącą w wejściu do pokoju, z zaniepokojoną miną.
- Co tam jest? - zapytała cicho. Na dole obrazu, tuż nad ramką, była plakietka, ze złota, z pięknie wygrawerowanym podpisem ‘Mercedes’. Jedyny obraz, który został zasłonięty i jednocześnie jak dotąd jedyny podpisany.
- Mercedes - mruknął Prasert.
Zastygł w bezruchu, podziwiając dzieło. Tak właściwie nie myślał. Kompletnie wyłączył się, patrząc na kuszące ciało namalowanej kobiety. Długi dekolt lekko odsłaniał prawą pierś. Spostrzegł również, że część pośladka również była widoczna. Tak właściwie wydało mu się to bardzo interesujące. To wyglądało tak, jak gdyby koszula nocna, w którą została ubrana Mercedes, miała wycięcie na pośladkach. Wydawało się to szczególnie… odważne, z braku lepszych słów. Seux nie musiał nawet podwijać materiału. A może to była tylko łata w cielistym kolorze? Prasert postanowił, że właśnie w tę opcję uwierzy. Choć w głębi serca wiedział, jaka jest prawda.
- To była jej sypialnia. Dobrze się czujesz? Powinniśmy stąd wyjść? Postanowiłem, że nie będę ignorował już twoich przeczuć… - zawiesił głos.
Nina rozejrzała się po pokoju.
- To nie tak, że wyczuwam w nim jakieś zagrożenie dla ciebie, to bardziej tak jakby ten pokój nie chciał mnie w środku… Zmierz go po prostu i chodźmy dalej kochanie - poprosiła go i objęła się ramionami, nerwowo stukając ołówkiem o ramię.
- A dlaczego miałby nie chcieć akurat ciebie? - zapytał Prasert. - Swoją drogą, jeżeli dla każdej z żon mamy po jednym obrazie, to kobieta ze szklarni nie jest Mercedes. Może to Harriet? Skoro umarła z powodu choroby pasożytniczej, to może zjadła coś niezbyt ciekawego z własnej grządki. Nie wiem, może nie powinienem przywoływać imion innych kobiet Seuxa w sypialni Mercedes. Swoją drogą, wyobraź sobie… wyjść za mężczyznę, który ma na piętrze sypialnię swojej zmarłej żony kompletnie nietkniętą. To pomieszczenie to jedna wielka relikwia - mruknął i znów spojrzał w oczy Mercedes. Tak, jakby mogła go usłyszeć i rozumiała go. - Pozwolisz, że rozejrzymy się trochę… To dla dobra mojej siostry. Bo wydaje mi się, że może dziać się z nią coś złego - powiedział i puścił kotarę. Rozejrzał się w poszukiwaniu szuflad, które mógłby przejrzeć.
Jasny, złotawy materiał znów zasłonił obraz. Mógł teraz ponownie rozejrzeć się po pomieszczeniu. W szafie były ubrania, w malutkich szufladkach toaletki jakieś stare, rozsypane kosmetyki. Wszystko przeżarte zębem czasu. Nie było tu jednak żadnego notatnika, czy czegokolwiek innego.
- Może sprawdź pod poduszką? - zasugerowała Nina z wejścia.
- A co do mojego bycia niechcianą, mam wrażenie, że jak przekroczę próg, to wejdę do jakiejś energetycznej mikrofali i zemdleję, tobie jednak nic nie jest… - i rzeczywiście, Prasert czuł się zupełnie normalnie.
- Ale sądzisz, że to ty jesteś nadwrażliwa, czy może ja jestem za mało wyczulony? Myślisz, że stało się tutaj coś złego? W sumie… może właśnie tutaj przedawkowała. Na tym łóżku… - Privat szepnął. Zrobiło mu się niespodziewanie szkoda Seuxa. Stracenie kogoś, kogo się kocha jest zawsze tragiczne. Ale kiedy ta osoba sama odbierze sobie życie… impakt tego jest jakby dodatkowo druzgoczący. Podszedł do łóżka i podniósł poduszkę. Była pokryta drobną warstewką kurzu. Privat kichnął z tego pyłu i zamrugał oczami, bo lekko go zapiekły. Spojrzał, co znajdowało się na pościeli.
- Wydaje mi się, że to ja odczuwam to miejsce jakoś specjalnie. Tak jakby kobiety były tu niechciane, czy coś takiego - powiedziała poważnym tonem i zmarszczyła brwi.
Pod poduszką znalazł malutki kluczyk na łańcuszku. Był zdecydowanie złoty, ale nieco przybrudzony. Przywiązano do niego czerwoną tasiemkę.
- Ciekawe… - mruknął Prasert. Schylił się i go podniósł. Następnie odłożył poduszkę na miejsce i pokazał zdobycz Ninie. - Masz świetną intuicję - mruknął. - To do pudełeczka? Do pamiętnika? - zastanowił się. - Za małe na klucz do drzwi, rzecz jasna. Widziałaś coś, do czego to mogłoby pasować?
Jeżeli kluczyk był pod poduszką, to może to, co otwierał, znajdowało się pod łóżkiem. Prasert przykucnął, aby spojrzeć w to miejsce.
I w tym dokładnie momencie na twarz wyskoczył mu puchaty Duch. Odbił się od jego głowy i przeskoczył, wypadając między nogami Niny na korytarz. Kiedy tu przyszedł? Tego nie wiedział nikt.
- O ty chuju… - Privat warknął. - Sunan miała instynkt, dobrze chciała cię nazwać.
Jego serce biło jak oszalałe. Zamknął oczy i głębiej odetchnął kilka razy.
Pod łóżkiem było ciemno. Potrzebował latarki. Kiedy nią zaświecił, dostrzegł jakieś ozdobne pudełeczko.
Sięgnął po nie. Miał nadzieję, że nie było tam więcej kotów.
- Mam coś. Swoją drogą… nie wydaje ci się, że te drzwi były zamknięte, zanim tu przyszliśmy? - zapytał. - Jak ten pieprzony kot dostał się do środka? Jest tu jakiś tunel? Ukryte przejście? - zawiesił głos.
- Równie dobrze mogły być otwarte i ktoś go tu zamknął. W tym domu dosłownie wszystko jest możliwe - powiedziała Nina i zerknęła na to, co Prasert wyciągnął spod łóżka. Była to swego rodzaju kasetka. Dość ciężka, ozdobna. Były na niej wyrysowane baletnice. Kluczyk na czerwonej wstążce zdawał się otwierać ją.
Prasert nie wahał się. Był zaintrygowany. Ciekawiło go, co mogło znajdować się w środku. Spojrzał na obrazek przedstawiający tańczące kobiety. Był raczej wyłącznie ozdobny. Nie spodziewał się znaleźć w środku jakichś złożonych dyplomów zaświadczających o ukończeniu kursu baletu, czy czegoś w tym stylu. Więc co mogło znajdować się w środku? Doszedł do wniosku, że nie ma co zastanawiać się, skoro odpowiedź była na wyciągnięcie ręki.
Kiedy przekręcił kluczyk, coś w pudełeczku szczęknęło. Otworzyło się. Pierwszym co zobaczył, było lusterko. To samo, które widział na obrazie Mercedes. Było odwrócone taflą do dołu. Dalej, dostrzegł jakieś dokumenty zapisane po francusku, na jednym z nich była narysowana baletnica. Jednak to, co mogło go najbardziej zainteresować, był niewielki dzienniczek. Kiedy go otworzył, doznał szoku, bo języka, którym były zapisane tu słowa w ogóle nie znał… Choć niektóre zwroty były jakby znajome, tylko nie był pewny skąd.
- Ha! Mamy coś! - Prasert ucieszył się. Ruszył z tym wszystkim w stronę Niny. Wyjął złożone dokumenty po francusku i podał je Morozow. - Jesteś w stanie to przetłumaczyć? - poprosił ją.
Tymczasem wyjął lusterko. Chciał zobaczyć tafle. Może było zbite. Tak właściwie niewiele by mu to powiedziało, gdyby właśnie tak było. Dzienniczek zostawił sobie na koniec. Zaintrygował go najbardziej, dlatego chciał w pierwszej kolejności zbadać pozostałe rzeczy. Bo doszedł do wniosku, że zajmą im najmniej czasu.
Nina zerknęła na dokumenty i zaczęła je wertować, mamrocząc coś pod nosem.
- Kiedyś uczyłam się trochę francuskiego… Ale myślę, że będziemy to musieli dać Hanowi i on to przetłumaczy w pełni płynnie… - powiedziała marszcząc lekko brwi.
Kiedy tymczasem Prasert spojrzał w taflę lustra, nie zobaczył siebie. Zobaczył Połowę twarzy Mercedes. Była sino blada, jej oczy były podkrążone i niemal całkiem ciemne. Jej usta były blade i popękane. Jej włosy były mokre i przylepione do twarzy. Miała otwarte oko. Było piękne, niebieskie, ale teraz przekrwione i zapłakane. Powiedziała coś. Dwa słowa. Privat nie usłyszał ich jednak, jedynie mógł odczytać z ruchu warg i jeśli wrażenie go nie myliło, brzmiały ‘Help us’... Wypowiedziane po angielsku… Wtem odbicie zniknęło. Widział tylko swoje zwężone źrenice wpatrujące się w lusterko.
Odniósł jedno wrażenie… Mercedes nie wyglądała jakby była otruta… Tylko jakoś inaczej. Trudno mu było określić, nie widział nigdy otrutych zwłok.

Prasert cofnął się o krok do tyłu i wylądował na łóżku. To go dodatkowo przestraszyło i prędko zerwał się na nogi. Zostawił na pościeli nawiedzone lusterko. Powinien się tego spodziewać! A jednak… kiedy już to wydarzyło się, był kompletnie nieprzygotowany. Podszedł bez słowa do Niny i chwycił ją mocno za rękę. Nic nie mówił, spoglądał gdzieś w bok, na nóżki etażerki niedaleko drzwi wejściowych. Zastygł w bezruchu, chcąc przeczekać szok. Chyba najgorsze było to, że Mercedes spojrzała prosto na niego. Widział połowę jej twarzy, a obok połowę swojej. Puścił Ninę i szybko dotknął swojej głowy. Tak jakby miał przylepione do siebie oblicze kobiety. Był to instynktowny, nieprzemyślany ruch. Drugą ręką mocniej chwycił pudełko pełne dziwów.
- Mmm… - tyle z siebie wydusił.
Nina wystraszyła się jego reakcją i prawie wypuściła z rąk dziennik i notatnik z ołówkiem. Patrzyła na niego uważnie.
- Wszystko w porządku? Chcesz stąd wyjść? Może wyjdźmy - zaproponowała. Zerknęła na lusterko.
- Zostaw je tutaj i chodźmy. Zmierzyłeś to pomieszczenie, nie musisz już w nim być - odciągnęła go całkiem od drzwi i wyciągnęła na korytarz. Zamknęła je i podprowadziła do jednego z dużych okien. Pogłaskała go.
- Spokojnie… - uspokajała go czule. Pocałowała go w szczękę i przytuliła.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:22   #335
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Prasert objął ją mocno i zamknął oczy.
- Widziałem ją - kiedy już odezwał się, jego głos wydał mu się obcy i jakby zgrzytliwy. - Była zapłakana. Poprosiła po angielsku, żebym ją uratował. Nie. Żebym ich lub je uratował. Help us. A poza tym… nie wiem, czy się otruła. Nie wyglądała jak ktoś, kto się otruł. Nie żebym był specjalistą w rozpoznawaniu… ale… - wzruszył ramionami. Przeczucia nie były po to, żeby je tłumaczyć. Po prostu albo się je miało, albo nie. - Mam wrażenie, że po każdej desce, którą chodzimy… że w każdej cegle, którą mijamy… że w każdym centymetrze tego domu jest pełno silnej, mrocznej energii. I dlatego tak łatwo się przebija… w każdym miejscu, w każdej chwili… - zawiesił głos.
Nina wysłuchała go uważnie.
- Możesz mieć rację… Jednak póki nie zabierzemy stąd tej księgi, nie będzie tu bezpiecznie, wydaje mi się, że to naprawdę ona ma wpływ na to wszystko. Będzie dobrze. Może po wszystkim jednak namówisz Sunan, żeby wyniosła się wraz z Warunem. Ten dom zalazł nam już za skórę i raczej nie chciałabym jej tu odwiedzać z tobą, nawet jeśli wezwałaby samego Buddhę na egzorcyzmy - powiedziała cicho i głaskała go dalej.
- Musimy zmierzyć resztę pokoi kochanie, wiem, że wolałbyś już na pewno nie, ale musimy… A po wszystkim odpoczniemy w sypialni. Położymy się i będziemy przytulać - zaproponowała.
- Tak. Właśnie tak. Dobry pomysł - Prasert zdołał się uśmiechnąć.
Pocałował ją w usta i przeszedł na bok. Przeciągnął się. Było tu dużo więcej pokoi. Musieli je przejrzeć. Nawet jeśli to było straszne. Co jeszcze mogli napotkać? Privat doszedł do wniosku, że nie będzie się zastanawiać. Już i tak ta posiadłość go torturowała, nie musiał jeszcze sam siebie dodatkowo nakręcać.
- Sam jestem sobie winien. Nie musiałem szperać po zamkniętych pudełeczkach. Ale nie żałuję. Mercedes poprosiła o pomoc… to coś przełomowego, tak myślę. Tylko czy będziemy w stanie coś zaradzić? Mam nadzieję, że masz rację i wystarczy znaleźć i zabrać tę księgę. A tymczasem… w pudełku było coś jeszcze - mruknął i otworzył je. Wyjął dzienniczek.
- To jakiś dziwny język. Wydaje mi się trochę znajomy, ale tylko trochę… - mruknął Privat.
Nina zerknęła na dziennik.
- O… to wygląda trochę jak jakaś łacina? Chyba. Nie umiem tego odczytac, ale tak jak dokumenty, na pewno Han to rozszyfruje… - oznajmiła i przerzuciła kilka stron. Do ostatniej zapisanej był przyklejony kolejny klucz… Ten był jednak większy. Ktoś narysował wokół niego kwiatki i słońca i serca…
- Co jest z tymi ludźmi i z tymi zamkami i… - zaczęła bluźnić po Rosyjsku. Odczepiła kluczyk od strony. Ten ewidentnie był do jakichś drzwi…
- Dorzucimy do mojego pęku i będziemy testować gdzie popadnie - zaproponowała Morozow.
- Totalnie tak. Nie chcę brzmieć jak człowiek bez krzty szacunku, zwłaszcza dla zmarłych, ale patrząc na te serca i kwiatki, to nie zdziwiłbym się, gdyby klucz prowadził do jakiejś szczególnie pomysłowej sypialni. Jeśli wiesz, co mam na myśli.
Następnie zamilkł, myśląc o wszelkich możliwościach.
- Tak, musimy wypróbować ten klucz - powiedział i ruszył dalej. Po tej stronie korytarza znajdował się jeszcze jeden pokój. Był ciekawy, co znajdowało się w środku. Może ciemnia? Albo sypialnia Sunan? Bo wydawało mu się, że wcześniej nie spała na parterze.

Następny w kolejności pokój był całkowicie szkarłatny. Tutaj również był obraz, przedstawiający pana domu, Seuxa. Układ pomieszczenia był identyczny do sypialni w złocie. Pokój magika zdawał się ponury. Przy oknie znajdował się czarny sekretarzyk i krzesło. W biurku były szuflady…
- Pan haremu… - Prasert mruknął tak cicho, że tylko on mógł usłyszeć własne słowa. Spojrzał na szkarłatne otoczenie. Tak właściwie lubił ten kolor. Kojarzył się niezbyt dobrze, jednak bez wątpienia miał swój charakter. Privat podszedł do obrazu i stanął przed nim. Chciał lepiej przyjrzeć się Seuxowi. Jak wyglądał, jakie sprawiał wrażenie… Prasert wciąż nie był w stanie stwierdzić, czy w tej historii był sprawcą, czy ofiarą. Pewnie nie powinien takich rzeczy osądzać z dzieła sztuki, ale przynajmniej… mógł spróbować. Zerknął też za siebie, aby sprawdzić, czy i tym razem Nina wolała nie wchodzić do środka.
Kobieta bez większego problemu weszła do pomieszczenia. Sama również zaczęła się rozglądać. Zajrzała pod łóżko, potem do łazienki. Wyraźnie chciała poznać układ tego pomieszczenia, skoro według szkicu poprzedniego, były w takim samym układzie.
Mężczyzna na obrazie był może w wieku Waruna. Elegancki i bardzo poważny. Miał na sobie garnitur i czarno czerwony płaszcz, typowy dla magików scenicznych. To co przykuło uwagę Praserta to naszyjnik i pierścień, które miał na sobie Seux. Oba nosiły dziwny, chyba Egipski symbol.
- Chodź tu z tym notatnikiem, naszkicuj to - Prasert wskazał dziwny symbol. - Chyba mamy kolejną ważną poszlakę, moja droga Daphne - mruknął, patrząc na egipskie artefakty. - Coś mi mówi, że to nie Indie przysporzyły temu domu tyle zmartwień - mruknął Privat. - Chyba że to… jak wy to mówicie, red herring. Fałszywy trop. Ale i tak koniecznie musimy to sprawdzić - mruknął. - Ciekawe, gdzie znajduje się ten naszyjnik i pierścień. Może w grobie z Seuxem. Tyle że to wciąż nie jest księga. Nawet jeśli znajdziemy te rzeczy… to co dalej? Czy moglibyście wysłać tę biżuterię na zbadanie do IBPI? To znaczy nie chcę dzielić skóry na niedźwiedziu - Privat wzruszył ramionami.


Nina przyszła do obrazu i narysowała na boku kartki symbole, które zdobiły złote ozdoby. Przyglądała się chwilę twarzy Seuxa i pokręciła głową.
- Niby Tajlandczyk, a wcale mi się nie podoba - zażartowała lekko i uśmiechnęła się do Praserta.
- Będziemy musieli sprawdzić sporo tropów nim rozwikłamy tę sprawę… No i będzie nam trudno bez Scoobiego - zauważyła i zaczęła mierzyć pomieszczenie, by Prasert mógł je naszkicować.
- Gorzej bez Velmy - odparł Privat z lekkim uśmiechem. - Choć Velma to może połączeni Alexiei i Han. Trochę widzę Kudłatego i Scooby’ego w Warunie i Sunan, ale nie powtarzaj im tego - Prasert wciąż lekko podśmiechiwał się. Chyba powoli schodziło z niego napięcie po spotkaniu trzeciego stopnia z Mercedes. - Myślę, że nie podoba ci się dlatego, bo jest taki poważny. Jak gdyby miał na ramionach ciężar całego świata. Albo to on był tym ciężarem.
Kiedy zmierzyli i naszkicowali pomieszczenie, Prasert oddał notatnik kobiecie. Sam natomiast zaczął przeglądać szuflady. Może znajdowało się tutaj coś równie ciekawego, jak w pokoju pierwszej żony magika. Privat starał się również znaleźć jakieś ukryte schowki. Podwójne dna i inne tego typu rzeczy. Nie wiedział, czy przechytrzy umysł iluzjonisty… w końcu jeżeli taki chciałby coś ukryć, to zrobiłby to dobrze, prawda? Jednak musiał spróbować.

Ku swojej wielkiej uciesze, lub rozczarowaniu, owszem w jednej z szuflad sekretarzyka znalazł coś. Prasert znalazł klucz, kolejny w ciągu dziesięciu minut, niestety ten również nie był podpisany i mógł jedynie zgadywać do czego służył. Nina już nawet nie komentowała tego faktu. Mieli pęk kluczy, a cały czas jakichś im brakowało, albo jakieś nowe znajdowali. Ten był elegancki, z ozdobnym zakończeniem. Niestety, ponad to nic specjalnego nie znalazł. Albo pokój był całkiem normalny, albo Privat po prostu nie wiedział jeszcze gdzie szukać.

Kiedy wreszcie opuścili sypialnię pana domu, na końcu tej części piętra znajdowały się schody na dół, i według planu, pokrywały się z tymi, które już znali, a wiodły na górę, koło sali teatralnej. Jednak Nina szła odrobinę wolniej i obserwowała ścianę. Wyglądała na zamyśloną, zwłaszcza, gdy przebiegała wzrokiem od planu, na ścianę i ponownie na kartkę. Mruknęła.
- Coś mi tu nie pasuje… - skwitowała w końcu.
Prasert mruknął coś pod nosem.
- Co takiego? - spojrzał na ścianę po prawej stronie. Czyżby znajdował się na niej kolejny obraz? Może narysowano subtelnie znaki z egipskiej biżuterii? Podszedł powoli i postukał w cegły. - Wydają mi się kompletnie zwyczajne - mruknął i wzruszył ramionami.
Nagle coś zaczęło tlić się w jego głowie. Zmrużył oczy.
- Po drugiej stronie jest sekretne pomieszczenie, prawda? - zapytał Prasert cichym, spokojnym tonem. - Kurwa, prawie to przeoczyliśmy. W sensie nie za tą ścianą, o którą pukam, bo tam jest nadal pokój Seuxa, ale co znajduje się dalej, na prawo od schodów? - zapytał. Nad zapleczem teatralnym? To… to pusta przestrzeń… - zawiesił głos.
- Dokładnie… I to spory kawał pustej przestrzeni… Właściwie cały osobny pokój… Cokolwiek tam jest, musi mieć gdzieś jakieś wejście. Będziemy musieli jutro się tym zająć. Na razie zaznaczmy to na naszej mapie, że coś tam jest… - oznajmiła Nina, po czym otworzyła ich notatnik i wyznaczyła teren, który najprawdopodobniej był tym tajemniczym pokojem. Dalej były już tylko schody na dół, więc wychodziło na to, że teraz lewe skrzydło…

Druga część piętra również była złożona z dwóch par drzwi.

Pierwsze, jak się od razu zorientowali, były drzwi do wolnego pomieszczenia, które musiało być kolejną łazienką, ale w tej chwili było w trakcie remontu. To tu Sunan, tworzyła ciemnię. Pomieszczenie było otwarte, więc mogli spokojnie wejść i je zmierzyć. Nie było tu kompletnie nic wzbudzającego zaciekawienia, ani niepokoju.

Drugi pokój w kolejności, był natomiast zamknięty na klucz.
Nie znaleźli go w pęku, ani też nie pasował do nich kluczyk z sekretarzyka.
- A ten? - zapytała Morozow, wskazując kluczyk z dziennika.
Gdy Prasert włożył go do zamka, rozległ się szczęk. Zapadła między nimi krótka chwila ciszy.
- Otwieramy? - zapytała ostrożnie Nina.
- Tak… pewnie, że tak… - Prasert parsknął. - Nie możemy wszystkiego zostawiać na jutro - mruknął.
Nie sądził, że będzie w stanie zasnąć tej nocy, nie zwiedzając ukrytego pokoju obok sypialni Seuxa. Bardzo interesowało go, co znajdowało się w środku. Oraz w jaki sposób można było dostać się do środka. Kiedy Nina zaproponowała, że zostawią ten temat na później, spojrzał na nią jak na wariatkę, ale wnet musiał przyznać jej rację. Rzeczywiście, mieli resztę domu do narysowania. Natomiast próby zinfiltrowania ukrytego pokoju mogły być niezwykle czasochłonne, a na dodatek bezowocne. A do zmroku nie mieli wcale dużo czasu. Mimo wszystko Prasert czuł się trochę jak dziecko, które usłyszało, że na wycieczkę do Disneylandu przyjdzie czas później, a teraz musi pójść na lekcje do szkoły. Rozumiał tego sens, ale serce podpowiadało mu coś kompletnie innego.
- Czyli to pomieszczenie, do którego miała wstęp prawdopodobnie tylko Mercedes. Jeżeli to jedyny klucz do środka. Skoro cały czas był w tym pudełeczku pod jej łóżkiem… czy to możliwe, że od jej śmierci nikt nie wchodził do środka? Żadna z kolejnych żon i nawet Seux? Tego nie będziemy raczej wiedzieli, ale pewnym jest… że pokój, do którego wejdziemy, raczej nie był najczęściej uczęszczanym w całym domu. Może to sypialnia Sophie? - zaproponował Prasert.
Czy to intuicja, czy zwykła umiejętność dedukcji? Otóż, gdy nacisnął klamkę, drzwi otworzyły się. Ich oczom ukazał się dziecięcy pokoik. Był niemal całkowicie pogrążony w ciemności, bo jedyne światło, które tu dochodziło, napływało z wysoko osadzonych okien, które chyba wypadały na jakieś schody w górę. Nie było tu dostępu do widoku na zewnątrz. Bardzo dziwnie ustyuowany pokój jak dla dziecka. Była tu kołyska, w której siedziała lalka, małe łóżeczko z baldachimem. Była tu szafa, konik na biegunach i misie. Mnóstwo starych, zakurzonych, przeżartych przez myszy pluszowych misiów… Siedziały w kącie, w wielkiej kupie i obserwowały ich swoimi czarnymi, błyszczącymi oczkami.
- To jest miejsce, do którego Sophie przychodzi - powiedziała tylko Nina i rozejrzała się.
- Ale teraz jej tu nie ma - dodała. To było zielone światło dla ich mierzenia pomieszczenia, jednakże powinni się spieszyć o ile nie chcieli ponownie spotkać małego ducha…
- Masz na myśli… do którego “przychodziła” - Prasert wpierw uznał, że Nina popełniła drobny błąd gramatyczny. - Och… - mruknął, kiedy w następnej chwili uświadomił sobie, że chodziło o coś zupełnie innego. Poczuł gęsią skórkę. - Wiesz co, teraz ja nie chcę tutaj być. Stanę na zewnątrz i będę rysował, a ty zmierzysz - zaproponował. - I tak mamy już jeden wymiar, bo będzie odpowiadał ciemni. Sprawdź bok graniczący z biblioteką, proszę - mruknął i wrócił na korytarz. Czuł lodowate zimno rozchodzące się po ciele. O ile tak zwane “dorosłe duchy” był jeszcze w stanie jakoś znieść, choć w sumie nie był tego wcale pewien, to dziewczynka-zjawa… to było już za dużo. Zwłaszcza po tym, jak bawiła się z nim w berka w podziemiach.
Nina kiwnęła głowa, po czym weszła do pomieszczenia. Podeszła do wskazanej przez Privata ściany i zaraz odmierzyła ją. Pomieszczenie było tylko odrobinę większe od ciemni Sunan. Za chwilę z niego wyszła i zamknęła za sobą drzwi, na klucz, który dołączyła do pęku.
- Proponuję nie zostawiać go otwartym, gdyby przypadkiem komuś przyszło do głowy wybrać się na samotne zwiedzanie - wyjaśniła czemu to zrobiła. Nie sądziła bowiem, że w jakikolwiek sposób klucze mogłyby być zagrożone, jeśli pozostaną z nią. Mogli więc ruszyć dalej, zaraz po tym, gdy kobieta podała mu wymiary.

Na samym końcu korytarza były wąskie, drewniane schody na piętro. Kiedy po nich weszli i Nina poświeciła latarką dookoła, dostrzegli bardzo duże, upiorne pomieszczenie. Było tu mnóstwo dziwnych przyrządów, stosowanych przy sztuczkach magicznych… Ale także narzędzia tortur. Im głębiej wchodziło się do pomieszczenia, tym więcej było przyrządów do zadawania bólu, lub nękania ludzi, a mniej zwykłych rozrywkowych narzędzi typowego magika. Łańcuchy, kajdany, uprzęże. Wszystko przeżarte zębem czasu, ale nadal wzbudzające niepokój.
- Mój Boże… - sapnęła Nina, rozglądając się naokoło.
Na końcu pomieszczenia były małe drzwi.
Również zamknięte na klucz, którego nie posiadali.
- Ten dom, ma bardzo wiele tajemnic… - skwitowała Morozow. Zmierzyli to pomieszczenie i kobieta naniosła je na kolejną kartkę. Nie było więcej miejsc w domu, do których w obecnej chwili mogliby wejść. Potrzebowali dodatkowych kluczy…
- Myślisz, że to piętro ma tę samą powierzchnię, co pierwsze? Jak duża jest ta sala tortur? Dokąd sięga? - zapytał Prasert. - Poza tym… jak to możliwe, że te wszystkie rzeczy nie zostały zamknięte na klucz? Skoro tak chętnie ta rodzina zamykała pokoje, to chyba lubiła sekrety. Natomiast takie rzeczy… - Privat patrzył na łańcuchy, uprzęże i inne obiekty - ...pozostawały zostawione tak po prostu? Na widoku? Myślisz, że były wykorzystywane do jakichś naprawdę złych rzeczy? Czy jedynie miały wzbudzać nastrój, ustawione w trakcie pokazów?
Prasert patrzył na te wszystkie przyrządy, stając się dostrzec ślady krwi, czy jakieś inne oznaki użytkowania.
Kobieta pokręciła głową.
- Nie, jest mniejsze, widać to z zewnątrz… Sięga co najwyżej do prawej ściany salonu myśliwskiego i lewej ściany łazienki, czy może nawet jadalni… A czemu jest otwarte? Może dlatego, że są tu rekwizyty do przedstawień. Nie sądzę, by używał tych rzeczy do prawdziwego torturowania, tylko raczej do swoich pokazów. Pamiętasz ten artykuł, co mówił, że jego występy były groteskowe? Może przez to… - wyjaśniła co o tym wszystkim myślała.
- Zastanawiają mnie natomiast tamte drzwi… Kolejne zamknięte… Sprawdź, czy pasuje do nich ten ozdobny klucz? - zaproponowała.
Gdy Privat to zrobił, okazało się, że nie poszczęściło im się, to nie był odpowiedni klucz. Kobieta westchnęła ciężko. Znów zamknięte pokoje…
- Tak myślałem - mruknął Prasert. - Żeby podsumować, mamy dwa zamknięte pokoje na parterze, jeden ukryty plus sypialnia Sophie, i na drugim piętrze kolejny, którego nie można otworzyć. Czy o czymś zapomniałem? - zapytał, zastanawiając się. Przeciągnął się i ruszył z powrotem w stronę schodów, które mogła obserwować Sophie ze swojego pokoju. Prasert nigdy w życie nie widział okna umiejscowionego wewnątrz budynku. Wyjątkiem były tylko takie będące akwariami. A i tak Privat wiedział, że takie istnieją, jedynie z telewizji. To była bez wątpienia bardzo droga ozdoba.
- Chodźmy na parter sprawdzić, czy nie pasuje tam klucz z sekretarzyka - zaproponował.
Nina zastanawiała się chwilę, po czym przytaknęła.
- Wymieniłeś wszystkie pomieszczenia. Sporo tego, choć z jakiegoś powodu myślałam, że i tak będzie ich więcej. Nie zapominaj o tym korytarzu na końcu którego też coś było… - zauważyła. Ruszyli w stronę schodów. Zeszli na pierwsze piętro. Minęli pokój Sophie, ciemnię, a następnie pokój gościnny i bibliotekę. Udali się na dół. W ten sposób wylądowali w salonie myśliwskim na przeciw drzwi wyjściowych z domu. Na kanapie siedział Han i głaskał Ducha, który wylizywał sobie łapkę. Zerknął na nich.
- Już po mierzeniu? - zapytał zainteresowany.
- Jeszcze nie do końca, coś sprawdzamy, a w tym czasie… Mamy dla ciebie zajęcie. Coś do tłumaczenia - odpowiedziała Morozow, po czym dała mu dziennik Mercedes, oraz dokumenty. Guiren uniósł brwi.
- O, ciekawie… - skomentował i otworzył dziennik, zaczynając czytać.
- To nie wszystko - wtrącił się Privat. - Czy mógłbyś jeszcze spróbować poszukać coś na temat tego symbolu? - zapytał Taj, odwracając stronę z notatnika, na którym została przerysowana podobizna egipskiej biżuterii. - Seux na obrazie w swojej sypialni miał coś takiego na sobie - dodał.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:23   #336
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Wnet Nina ruszyła z Prasertem do korytarzyka w głębi pomieszczenia. Zaświeciła latarkę i pozwoliła Prasertowi działać.
Klucz z sekretarzyka był strzałem w dziesiątkę. Otworzył drzwi…

W środku było ciemno i ponuro. Czuło się zaduch i stary kurz. Gdy Nina poświeciła do środka, pomieszczenie okazało się całkiem sporym. Były tu jakieś książki i zwoje. Dużo map, rysunków i projektów. Jedne mniej, lub bardziej chaotyczne. W kilku miejscach na ścianach wisiały rozpoczęte szkice na białych płótnach. Szkice Mercedes, których nie dokończono. Jeśli dobrze rozumieli… To sam Seux własnoręcznie rysował te obrazy. Potwierdzeniem była sztaluga w kącie pokoju, a także stare, sproszkowane farby i pędzle.
w głębi pomieszczenia stało masywne biurko. Leżały na nim jakieś notatki… A także ozdobny nóż z szafirowym kamieniem w rękojeści. Miał dziwny kształt. Był ułożony płasko na specjalnym stojaku. Koło niego była figurka egipskiego kota. Były też listy, zatknięte pod łapą zwierzęcia. Tak jakby kot był przyciskiem do nich. Były tu jakieś szable, a także myśliwska strzelba. Pokój ten musiał być prywatną ‘jaskinią’ Seuxa. Nina milczała rozglądając się. Na jednej ze ścian, tej, która według rozkładu domu wychodziła na stronę kuchni był króciutki regał z książkami. Były tam głównie tytuły literatury paranormalnej… Czyli Yossanthia interesował się takimi rzeczami, może rzeczywiście któreś jego znalezisko go zabiło? Kiedy Prasert przechodził koło regału, odniósł wrażenie, że poczuł chłód.
- Wow… - mruknął Privat, rozglądając się dookoła. Nawet wyjął swoją własną komórkę, aby poświecić dookoła. W pokoju nie było okna i choć na zewnątrz było jasno, to tutaj panowała najciemniejsza noc. Nawet światło z reszty domu nie docierało przez otwarte drzwi z powodu ściany tworzącej drobny korytarzyk. - Zdaje się, że będziemy mieli co robić w nocy… - Prasert mruknął, patrząc na książki i listy. - To on był malarzem… kto by pomyślał. To wydawało mi się naprawdę robotą profesjonalisty. Seux musiał być naprawdę wszechstronnie uzdolniony - mruknął pod nosem. - Myślę, że po zmroku przedrzemy się przez te listy i książki, ale już teraz dobrze byłoby sprawdzić, do kogo były zaadresowane - spojrzał na stertę pod egipskim kotem. - Oraz czy jest tutaj ta jedna, na której nam zależy. Czy w ogóle potrafilibyśmy ją rozpoznać? Wiemy o niej… cokolwiek? - Prasert spojrzał na regał. Czuł się zagubiony w tej obcej pracowni. - Są tu nawet zwoje. Nina, rozumiesz? Zwoje. Kto zapisuje rzeczy na zwojach? Co ciekawego może na nich być? Jak stare są? Co jest w biurku? Czy te wszystkie szkice przedstawiają Mercedes? Może ukryty jest pośród nich jakiś dodatkowy? Co jest w notatkach? Czy ten nóż ma szczególne właściwości? A ta figurka? Tu jest roboty na cały dzień i oby na tylko tyle.
Rzeczywiście, jeśli zamierzali przebrnąć przez to wszystko, czekała ich nie lada misja. Kobieta rozglądała się.
- Myślę, że będziemy musieli wziąć tu ze sobą Alexieia i Hana… we czwórkę na pewno damy radę szybciej. Ale to po sprawdzeniu korytarza… - zasugerowała. Kiedy Prasert zerknął na pierwszy list pod kotem, dostrzegł napisy po tajsku, jednak kot je zasłaniał i trudno było mu coś odczytać. Doszedł do wniosku, że przesunie figurkę. Dlatego podniósł rękę i już miał jej dotknąć, kiedy zastygł w bezruchu.
- A jeśli to gówno jest przeklęte? - spojrzał na kota. - Nie chcę tego dotykać. Może to była taka sprytna pułapka Seuxa. Jeżeli ktoś chciał dotknąć jego korespodencji, to musiał za to srogo zapłacić - spojrzał nieufnie na egipską figurkę. Czy nie mógł to być zwykły przycisk do papieru? Tylko akurat arabskie pamiątki z podróży? - Już i tak mam na koncie prześladujące mnie zjawy, nie potrzebuję kolejnych - mruknął niechętnie. Następnie przeniósł wzrok na Ninę. - Myślisz, że to będzie bezpieczne, jeśli rzucę czymś w tego kota? Tak, żeby strącić go na podłogę bez dotykania go w żaden sposób?
Nina przyglądała się ozdobie.
- Zawsze możemy zawołać Alexieia, przecież on jest wyczulony na podwyższone PWF… energię… - zaproponowała. Chyba nie chciała ryzykować, by jej partner został przeklęty jakąś egipską klątwą. Wyszła z pomieszczenia. Prasert pozostał w nim na moment sam. dostrzegł też pewne dziwne zjawisko. Kiedy otworzyła szerzej drzwi wyjściowe, kartki na półce drgnęły. Jakby poruszył je wiatr. A przecież nie miał skąd...
- Tak, zostaw mnie samego - Prasert zadrżał. Było mu przenikliwie zimno. Tak właściwie tylko wtedy, kiedy znajdował się przy wejściu do pomieszczenia i nieopodal półek z książkami. Chyba nie panowała tu zbyt dobra energia. Będzie musiał zapytać Morozow, czy również wyczuwała te dziwne zmiany w temperaturze. Podszedł do kartek, które poruszyły się. Chciał zobaczyć, co było na nich napisane. Być może ten dziwny prąd powietrza był manifestacją zgromadzonej tu energii i zapiski poruszyły się tylko przypadkiem. Lecz istniała szansa, że to jakaś zjawa chciała zwrócić na nie jego uwagę. Przypomniał sobie usta Mercedes złożone w wezwanie pomocy.
Notatki na kratce dotyczyły… obsługi maszynerii w Żelaznej Dziewicy. To kompletnie nie miało sensu. Owszem, widział tę konstrukcję na drugim piętrze, ale czemu coś miałoby chcieć mu wskazać konkretnie te kartki?
Usłyszał kroki. Gdy się obejrzał, dostrzegł nadchodzącą Ninę i Alexieia. Kiedy pchnęli drzwi, znów poczuł chłód stojąc koło półek. Czy to ruch drzwi wywoływał ten chłód? Chodziło po prostu o to, że po poruszeniu drzwi wiało w niego powietrze? Jakby te były wielkim wachlarzem? Prasert poczuł się jak głupiec. Czy rozwiązanie zagadki było aż tak proste? No cóż… może nie popisał się inteligencją, ale trzeba było przyznać, że miał wszelkie podstawy do paranoi.
- Przepraszamy, że ci przeszkadzamy. Ale jak widzisz… mamy tutaj całkiem ciekawe widoki - dał Rosjaninowi chwilę na to, aby mógł dobrze rozejrzeć się wokoło. - Zastanawia nas ta figurka - podszedł do kota i wskazał go. - Pod spodem są listy, ale nie wiem, czy można je wydobyć spod niego. Może to jakaś klątwa, pułapka i takie rzeczy… - zawiesił głos.
Morozow zmarszczyła brwi wchodząc do pomieszczenia.
- Wam też jest tu tak chłodno? - zapytała rozglądając się. Alexiei wzruszył ramionami.
- Zdecydowanie dużo chłodniej niż na zewnątrz… A ta figurka jest ok, nie wyczuwam od niej kompletnie nic. Znaleźliście za to ciekawy pokój… To biuro Seuxa? - zapytał, ale nie mógł mieć wątpliwości, że odpowiedź była twierdząca. Podszedł do regału z książkami i zaczął je po kolei wyciągać i oglądać. Tymczasem Nina i Privat wrócili do biurka, skoro mogli spokojnie ruszyć kota.
- Mi było zimno, ale uznałem, że to dlatego, bo ciągle ktoś wchodzi i wychodzi… no i rusza drzwiami - Prasert wzruszył ramionami. - Nie wiem. Nawet jak jest zimno, to nic to dla nas nie znaczy. Oprócz tego, że jest tu strasznie, ale to już wiemy.
Spojrzał niepewnie na kota. Miał nadzieję, że Alexiei nie był imbecylem i znał się na rzeczy. Chwycił figurkę i przesunął ją na bok. Miał wrażenie, jak gdyby co najmniej włożył rękę do paszczy lwa. Następnie wziął listy i zaczął je przeglądać.
Gdy chwycił figurkę kompletnie nic się nie stało. Była z kamienia, chłodna, ale nie w jakiś podejrzany sposób, tylko jak zupełnie zwyczajny kamień. Była też dość ciężka. Kiedy wziął listy, zauważył że pierwszy pochodził z Egiptu i był zaadresowany do Seuxa. Kiedy go otworzył, dostrzegł proste, krótkie zdanie zapisane na środku eleganckiego papirusu.
“Mam nadzieję, że Księga Shesmu okaże się przydatna.”
I nic więcej.
Drugi list tymczasem był opisany dwoma słowami ‘Do Halvara” - w środku jednak nic nie było. Najwyraźniej Halvar już zabrał to, co było w owej kopercie. Była spora i gdy Prasert poświecił na nią latarką, dostrzegł, że jest na niej dziwny odciśnięty kształt. Był spory i owalny. Z czymś mu się kojarzył.

- Księga Shesmu… może to ta księga, o którą nam chodzi! A jeśli to ta, to zdaje się, że jest egipska. To znacząco zawęża nasz krąg poszukiwań - Prasert spojrzał na półkę wypełnioną tomiszczami. - Być może któraś ma ten symbol, który widzieliśmy na namalowanym obrazie. Kto wie, istnieje szansa, że oznacza on właśnie owo Shesmu. Czymkolwiek to Shesmu jest. Ale myślę, że można będzie na to znaleźć jakieś informacje - Prasert uśmiechnął się z nadzieją. - Czy jest na kopercie napisane, kto jest nadawcą? To dość… nazwijmy to, znaczące. Bo albo to poprzedni właściciel książki, albo też ktoś, kto posiadał wskazówki, jak ją zdobyć. Takie wrażenie odniosłem. Znaczy się… to chyba nie ma aż takiego znaczenia, bo najprawdopodobniej on lub ona od wieku nie żyje - Prasert wzruszył ramionami. - List do Halvara, czy też raczej jego brak… ten odciśnięty kształt… Mam wrażenie, że z czymś mi się kojarzy, ale nie wiem z czym… - myślał. Następnie skrzywił się. - To irytujące uczucie. Wydaje mi się, że niedawno widziałem coś takiego, ale nie mogę sobie przypomnieć niczego podobnego w samej posiadłości - skrzywił się. - No a to raczej mało prawdopodobne, żebym widział to w Bangkoku - westchnął. - Nie, w Bangkoku raczej też nie. Ale jeśli tam nie i tu nie, to mogłem chyba tylko we śnie - zażartował.
Nina pochyliła się i poświeciła mocniej latarką na kopertę. Zmierzyła wielkość okręgu. Zajrzała do środka. W kopercie był jakiś rdzawy odcisk.
- Tak sobie myślę, że może to coś metalowego? - zasugerowała. Sama chyba też nad tym myślała… I kiedy tak nad tym myśleli, rozległ się donośny szczęk, a potem zgrzyt niczym przesuwanych po metalu łańcuchów.
Kiedy spojrzeli w stronę skąd dochodził hałas, Alexiei trzymał w ręku książkę, a segment przed nim przesuwał się ujawniając przejście… Były tam kamienne schody, wiodące w dół. Nikt nic nie mówił. Morozow podeszła bliżej zejścia i poświeciła tam latarką… Zerknęła na Alexieia i znów na zejście…
- No to chyba stąd chłód… - rzucił Rosjanin.
Prasert głośno przeklął. Następnie pokręcił głową i podszedł trochę bliżej.
- To był zwykły, fizyczny, prawdziwy chłód - zaśmiał się. - I to nie z… - spojrzał na drzwi. - Dobra, czas wypić trochę więcej tego mocnego wina Sunan - zaproponował. Założył ręce o siebie i spojrzał na kamienne schody. Jeszcze raz pokręcił głową i zagryzł wargę. - Ta posiadłość to prawdziwe pudełko czekoladek. Każda w innym, nieoznakowanym papierku. I kiedy zjesz pierwszą tackę, okazuje się, że pod spodem jest kolejna warstwa… i następna… Jedyna różnica jest taka, że tajemnice tego domu niekoniecznie są słodkie - westchnął. - Co tam może być…? - zadał pytanie, które najpewniej wszystkim cisnęło się do głowy. - Chyba musimy tam zejść… jeżeli okaże się, że będzie korytarz, to wycofujemy się. A jeżeli pomieszczenie, to badamy. Chyba priorytet ma to przejście pod mauzoleum. Dlatego, bo odkryliśmy je pierwsze - Privat wzruszył ramionami.
Nina zatrzymała ich.
- Poczekajcie, zerknę na mapę, może co się wyjaśni… - powiedziała, po czym zaczęła zaznaczać pomieszczenie gdzie byli i jak otworzyła się ściana ujawniająca schody.
- Wiesz, myślę, że może być tak, że to droga do mauzoleum, tylko tam było jakieś pomieszczenie po drodze… Nie wyczuwam już jednak Sophii. Proponuję zawołać Hana i Waruna i zejdziemy na dół… Chociaż może lepiej, żeby Warun został z Sunan… To tylko Guirena… - wyjęła telefon i zadzwoniła do niego, bo najwyraźniej poszedł sobie z salonu. wydała mu krótkie polecenie. Nie minęło pięć minut i już przyszedł.
- Oooo… Ale numer - powiedział zaglądając w dół i na resztę.
- Schodzimy? - zapytał.
- Macie sprzęt? - zapytała Morozow, nie precyzując o czym mówiła. Han kiwnął głową, podobnie jak Alexiei. Rosjanka wzięła Praserta pod ramię.
- No to chodźmy skarbie - zaproponowała. Jednak to Han ruszył przodem. Oni zaraz za nim, a pochód zamykał Alexiei.
- Nie wyczuwam Sophii, może już stąd poszła - zapowiedziała Nina po chwili. Korytarz na dole skręcił w prawo, po czym szedł prosto. Kończył się jakimś pomieszczeniem. Gdy do niego dotarli… Ich oczom ukazała się spora, owalna sala. Było w niej pięć kolumn a na nich uchwyty na pochodnie. Były tu jakieś ławy. Na podłodze były małe kanaliki. Centrum pomieszczenia stanowił kamienny ołtarz. Całkiem nieduży. Leżała na nim za to spora księga. Była gruba, jej okładka była z czarnego metalu. Była zamknięta… wszyscy stanęli jak wryci i patrzyli. Po drugiej stronie pomieszczenia, naprzeciw wejścia, którym się tu dostali, było drugie… Privat zgadywał, że to był korytarz prowadzący do mauzoleum.
- Co to jest kurwa za miejsce… - mruknął cicho Alexiei. Nina i Han nie odpowiedzieli, zaczęli się rozglądać. Kobieta podeszła do ołtarza i spoglądała na księgę uważnie.

Prasert z każdą kolejną chwilą czuł się coraz bardziej niepewnie. To, że zeszli tutaj w czwórkę jeszcze nie znaczyło, że byli bezpieczni. Nie wiedzieli, jakie czyhają tu niebezpieczeństwa i dlatego nie mogli się przed nimi bronić. Podobno Han i Alexiei mieli jakiś sprzęt, ale Privat nie miał nawet najmniejszego pojęcia, o co mogło chodzić. Wyobraził się jakieś przenośne odkurzacze do zasysania ektoplazmy i duchów. Albo łapacze snów przypominające siatki na motyle. Nieoczekiwanie parsknął śmiechem, kiedy wyobraził sobie tę dwójkę biegającą z podobnymi przedmiotami po tym pomieszczeniu. Ale szybko śmiech uwiązł mu w gardle, bo jego złe przeczucia narastały. Spacerował powoli wokół sali, spoglądając na pięć kolumn, ławy, kanaliki… Co dokładnie działo się tutaj? Czy Seux składał ofiary zgodnie z wolą Shesmu? Prasert nie miał pojęcia, czy była to nazwa religii, praktyki, demona, boga… ale koniec końców wszystko sprowadzało się do jednego i tego samego. Do siły wyższej, z którą nie należało sobie pogrywać.
- Nina, broń boże niczego nie dotykaj. W tym domu kobiety umierały, jedna po drugiej. Może po dotknięciu tego metalowego gówna. Trzymaj ręce przy sobie - powiedział może trochę zbyt opryskliwie, ale to dlatego, bo zdjął go lęk o nią. - I wy tak samo. To, że nie ma tutaj żadnego człowieka, ani ducha, nie oznacza, że zaraz wszystko się nie zmieni. To najpewniej najbardziej niebezpieczne miejsce w całym tym domu i kto kurwa wie, może i w Tajlandii, lub na całym świecie. Może brzmię, jakbym przesadzał, ale lepiej dmuchać na zimne - mruknął.

Następnie podszedł powoli w stronę kamiennego ołtarza. Głośno przełknął ślinę. Księga z metalową okładką… Prasert starał się spostrzec, czy coś było napisane, narysowane lub wyrzeźbione na niej. Ale bez dotykania.
Nina nawet się z nim nie kłóciła. Nie dotykała niczego, jedynie rozglądała się. Podobnie jak obaj mężczyźni. Oni też podeszli do ołtarza i przyjrzeli się okładce.
- To ten sam symbol, co na amulecie Seuxa - zauważyła Nina również zerkając na księgę.
- Możemy więc założyć, że to księga tego Shesmu i obiekt, po który tu przybyliśmy… - powiedziała. Alexiei otworzył torbę, którą miał na ramieniu. Była niewielka, ale jednak. Wyciągnął z niej rękawiczki.
- Otwieramy ją, by zobaczyć z czego zrobiony jest papier i czy dowiemy się czegoś o samym tym… Shesmu? - zapytał Han.
- Nie, na razie nie - powiedział Prasert. - Na razie sprawdź, czy da się ją ruszyć bez umierania - mruknął. - Jest przykuta do tego ołtarza, czy moglilbyśmy ją wziąć z sobą? Nie chciałbym być tutaj dłużej, niż jest to bezwzględnie konieczne - westchnął nieco nerwowo, rozglądając się po kanalikach w podłodze. Czy wyrzeźbiono je po to, aby napełniały się krwi ofiar? Aby ta łatwo odpływała po złożeniu ofiary na ołtarzu, przed którym stali? To nie mogło być dobre miejsce. - Alexiei, to ma podwyższoną energię? - rzekł krótko. - Podwyższone PWF? - zapytał ostrożnie. - Naprawdę nie chcę, żeby ktokolwiek dzisiaj zginął. A przypominam, że z tej rodziny nikt ostatecznie nie przeżył, może tylko adoptowany syn.
Nina przyglądała się okładce, po czym przechyliła głowę i poświeciła na blat.
- Nie wygląda na w żaden sposób przymocowaną, sądzę, że można ją po prostu podnieść i wynieść - oznajmiła. Alexiei patrzył na księgę.
- Jest dość dziwna. Nie odczuwam od niej żadnej energii… choć zakładam, że jakąś ma - wyjaśnił najlepiej jak umiał. Dla Praserta niewystarczająco dobrze. Poczuł się jedynie skonfundowany i jeszcze bardziej niepewny. Tymczasem Han wyjął z kieszeni rękawiczkę z dziwnego materiału, a następnie metalową kulkę. I upuścił ją na księgę. Nic się nie stało…
- Wygląda na to, że samo dotknięcie jej czymś nieożywionym raczej nas nie zabije. I przypuszczam, że jeśli to jest ołtarz, a to jest sala rytualna, nazywając rzeczy po imieniu, to ktoś tę księgę tu musiał dotykać, bez rękawiczek i sprzętu. Więc sam dotyk na niej też nam krzywdy nie uczyni. Jednak to moje wstępne hipotezy - wyjaśnił co myślał w tej kwestii.
- Niczym nie poparte. A jeśli… na przykład Seux podpisał kontrakt z tym… jak on się tam nazywał. Lub ona. No i miał przyprowadzać na dół kolejne ofiary i oddawać je w zamian za przedłużenie swoich nadnaturalnych mocy. Może kazał im tylko otworzyć księgę. A kiedy to robiły, jego kolejne żony nawet nie wiedziały, że wpuszczają do swojego ciała pasożyta. Ten karmił się nimi, aż wreszcie doprowadził do ich śmierci. I to na chwilę wystarczało, po czym Seux dowiadywał się, że niezbędna jest kolejna dama do złożenia w ofierze i znajdował następną żonę i ją tu sprowadzał… wszystko w zamian za siły magiczne - Prasert wzruszył ramionami. - Kto wie? Może moja siostra jakoś tu się już zaplątała, może w trakcie zwiedzania grobowca przeszła aż tak daleko. Dotknęła księgi i od tego czasu jest w takim stanie, w jakim jest. Minus tego toku rozważań jest to, że już nie ma Seuxa, który miałby otrzymywać korzyści w zamian za życie kolejnej niewiasty. Tyle że to nie znaczy, że ten egipski bóg lub demon nadal nie jest głodny... - Prasert wzruszył ramionami. Przeszedł nieco dalej i westchnął.
Wszyscy milczeli, nie przerywając rozważań i wywodu Praserta. Najwyraźniej przemawiał za myśli i opinie wszystkich. Tak mogło być, możliwe, że księga stanowiła nad wyraz ogromne niebezpieczeństwo...
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:23   #337
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Tyle że… bez otwarcia tej księgi nie będziemy wiedzieć, co w sobie zawiera. Rzecz jasna - pokręcił głową. - Mam pomysł - rzekł i wyjął telefon. Sprawdził, czy ma zasięg. Miał.
- No niestety. A naprawdę dobrze byłoby wiedzieć z czym mamy do czynienia, nim tak naprawdę wyniesiemy ją stąd. No chyba, że wolimy jednak nie ryzykować? - zapytała Nina i spojrzała po zebranych. Alexiei wzruszył ramionami, Han chyba wolałby ją otworzyć. Nina natomiast przyjęła postawę neutralną, pozwalając innym głosować i zapewne chcąc dopiero na koniec wydać swój osąd, jako głos ostateczny.
- Wolimy ryzykować - Prasert odpowiedział. - I wolimy nie ryzykować - dodał nieco ciszej.

Cytat:
Jeżeli za dwadzieścia minut nie wyślę do ciebie drugiego SMSa, uratuj nowego przyjaciela. Powiedz mi wtedy, że nie mam otwierać księgi. W zamian dostaniesz ode mnie karnet na darmową resuscytację. Oraz solidny uścisk dłoni.
Privat wysłał wiadomość do Kirilla Kaverina i schował telefon do kieszeni. Odetchnął głębiej i wyprostował się. Podszedł do ołtarza. Spojrzał na księgę o metalowej okładce. Teraz czuł się już nieco pewniej. Tylko czy naprawdę mógł polegać na mężczyźnie, którego prawie nie znał? Prasert uznał, że nie może. Ale i tak zaufa mu. Może był głupcem, może tylko odważnym człowiekiem… pewnie dowie się za chwilę, która z tych opcji była właściwa. W zależności od tego, czy zginie na miejscu, a czas nie zostanie cofnięty… czy może raczej po prostu otworzy tę księgę i naprawdę nic się nie stanie. Privat uświadomił sobie, że nie zabezpieczył się wcale przed długofalowymi potencjalnymi skutkami ubocznymi. Jeżeli wpuści do siebie kolejnego pasożyta, najprawdopodobniej tego nawet nie poczuje. Skutki tego odczuje dopiero po pewnym czasie, kiedy Kirill nie będzie mógł mu już pomóc. Ale mimo wszystko cieszył się, że jeżeli z tej księgi wyskoczy Shesmu i ich wszystkich pożre na miejscu, to przynajmniej nie będzie ostatecznym zakończeniem historii zebranych tu ludzi.
Nie czekał długo na odpowiedź zwrotną od Rosjanina. SMS był krótki:

Cytat:
Postaram się, ale uważaj.
Prasert miał więc pewność, że Kaverin będzie miał na uwadze jego słowa i w razie czego cofnie czas za dwadzieścia minut.
Westchnął głębiej i otworzył księgę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=nrx5jm8Sb2Y[/media]

W pierwszej chwili nic się nie wydarzyło. Okładka rozwarła się, ukazując wszystkim pierwszą stronę z jakimś odręcznym pismem. Jednak, w momencie, kiedy strona przeskoczyła o jedną dalej, pociągnięta szwem za okładką, wszyscy dostrzegli symbol. Prasert i Nina widzieli go na amulecie na obrazie Seuxa… I nim ktokolwiek, cokolwiek powiedział, symbol zabłyszczał intensywnie na zielono, po czym z księgi wystrzelił w górę zielony promień i zniknął. Cały dom jednak zdawał się jakby zatrząść w posadach, co najmniej jakby odetchnął, zbudzony po długim śnie.
Prasert westchnął głębiej. Jego usta mimowolnie rozwarły się. Tak… czegoś takiego spodziewał się… choć nie w podobnej formie. Czuł się zaskoczony, choć przecież nie powinien! Mimo wszystko była pewna różnica w wyczekiwaniu dziwności i doświadczeniu jej. Prasert poczuł dreszcze na przedramionach. Ciarki przeszły wzdłuż jego kręgosłupa.

Nina zbladła, bardzo powoli rozglądając się, niemal nieprzytomnie po otoczeniu. Niby patrzyła na ściany i sufit, ale jednak zdawała się nieobecna, obserwując coś dalej. Obaj mężczyźni również nic nie mówili, ale Alexiei aż przytknął dłoń do skroni i przeklął po rosyjsku. Han tymczasem przerzucił następną stronę i zaczął czytać.
Coś się wydarzyło… Pytanie tylko… Co…?

I nagle rozległ się przeraźliwy wrzask odbijający się echem od ścian korytarza. Pochodził z dalszej odległości. Zdecydowanie należał do Sunan. Prasert spodziewał się bardziej, że coś przydarzy się którejś z obecnych tu osób. A nie, że jego siostra będzie w jakimś niebezpieczeństwie! Starał się przewidzieć wszystko, ale chyba jednak brakowało mu sprytu. Zresztą od początku wiedział, że nie powinien otwierać tej przeklętej księgi.
- Wy… zostajecie tutaj. Wyczytajcie z niej wszystko i sfotografujcie ją, zanim zamknie się na dobre - Prasert powiedział tak szybko, jak tylko mógł. Ale jego głos brzmiał bardzo żałośnie. To były tylko dwa zdania, przy czym tylko jedno złożone, a i tak jąkał się tragicznie. Zadrżał. - Warun powinien być z nią - rzekł i ruszył biegiem w stronę korytarza. - Wyślijcie mi SMS, jeżeli wasze życie będzie zagrożone! - wrzasnął, opuszczając pomieszczenie.
Cały czas uważnie patrzył na zegarek. Nie chciał, aby Kirill cofnął czas przedwcześnie. Doszedł do wniosku, że najwyżej poprosi go, żeby uczynił to wcześniej, lub później - w zależności od okoliczności. Cieszył się okropnie, że miał zasięg. Inaczej potęga Kaverina byłaby nic nie warta.
Nie zdążył dosłyszeć odpowiedzi pozostałych. Dość szybko dostał się do schodków w biurze Seuxa, którymi dostali się do rytualnej komnaty. Wbiegł na górę i potem przez drzwi i korytarzyk. Znalazł się w salonie.
Na środku pomieszczenia stała Sunan. Przestawiała ozdoby na kominku i nuciła coś pod nosem cicho. Prasert zastygł w bezruchu. Znowu, nie tego się spodziewał. Zmarszczył brwi i spojrzał nieufnie na swoją siostrę. O ile to była ona. Doskoczył do niej i chwycił ją mocno za głowę. Chciał ją nakierować tak, aby spojrzeć prosto w jej oczy. Znał Sunana, znał również Sunan. Rozpozna obcą istotę w tym ciele. To było jedyne rodzeństwo, jakie posiadał. Spędził z nim dzieciństwo. I kochał je. Musiał je też obronić. Właśnie dlatego tu był. Nie zadał na razie żadnego pytania. Zdał się na własną intuicję oraz wyczucie. Coś więcej, niż mogłyby mu dać tysiące słów Sunan.
Ciemnowłosa wzdrygnęła się kiedy do niej doskoczył. Popatrzyła na niego uważnie. Widział, że jego napad lekko wystraszył ją, ale i zaniepokoił. Obserwowała go uważnie, ale odniósł wrażenie, że mimo wszystko coś jest nie tak. Oczy jego siostry wydały mu się nieco bardziej nieobecne i jakby patrzące inaczej niż zwykle. Kobieta przechyliła głowę.
- Co się stało Prasercie? - zapytała w końcu przerywając ciszę.
Mężczyzna wpatrywał się w jej oczy tak głęboko, że w normalnych okolicznościach już dawno temu byłoby to niekomfortowe zarówno dla niego, jak i dla niej. Najgorsze było to, że nie umiał doczepić się do niczego konkretnego. Tęczówki Sunan nie były żółte. Jej białka nie zabarwiły się na czarno. A jednak coś było tak bardzo nie tak…
- Gdzie jest Warun? - zapytał głośno i wyraźnie akcentując każde kolejne słowo. W tej chwili jemu mógł zaufać bardziej, niż jej. Kurwa, przecież wrzeszczała tak, że było ją słychać aż daleko w podziemiach! A teraz porządkowała ozdoby na kominku? Miał ochotę nią potrząsnąć tak mocno, jak to zrobił, po przybyciu do tej posiadłości. Ale wiedział, że niczego by tym nie osiągnął. To nie była metoda egzorcyzmów, na której mógłby polegać.
Kobieta jakby w pierwszej chwili nie zrozumiała o kogo ją zapytał. Po chwili jednak otworzyła szerzej oczy i zdawała się wystraszona. Spojrzała w bok i gdzieś za Praserta. Znajdowały się tam schody na górę.
- Poszedł, ale nie szukaj go - poprosiła go wręcz błagalnie. Brzmiała, jakby się czegoś bardzo obawiała, aż się nieco zatrzęsła.
- Jeżeli coś mu zrobiłaś… zrobiłeś… - Prasert spojrzał na Sunan lodowato. Użył czasownika w formie męskiej nie ze względu na biologiczną płeć Sunan, ale fakt… że w środku mógł znajdować się Shesmu. Z jakiegoś powodu przyznał bogowi lub demonowi męskie końcówki. - Chodź ze mną, nie zostawię cię już samą, młoda damo - warknął niczym surowa guwernantka.
Chwycił Sunan mocno za nadgarstek i pociągnął w stronę schodów na góry. Miał nadzieję, że odnajdzie Waruna całego i zdrowego.
- Suttirat, do mnie! - wrzasnął na całe gardło. Chyba jeszcze nigdy nie emanował taką czystą pewnością siebie i siłą. Musiał to wszystko uporządkować, jakoś ogarnąć. Naprawić, co zostało zepsute, a na samym początku… w ogóle zdiagnozować usterkę. Sprawdził zegarek. Ile miał czasu, zanim Kirill cofnie czas.
- Nie, nie, proszę nie zabieraj mnie do niego… Nie - prosiła, aż w końcu zatrzymała się i Prasert poczuł jakby zderzył się ze ścianą. Jednak… Zamiast to on rozbiec się i na nią wpaść, to ściana uderzyła w niego tak, że aż go odrzuciło od Sunan. Rozpłakała się i uciekła gdzieś w stronę kuchni. Prasert został sam, leżąc na podłodze dobre trzy metry od miejsca gdzie chwilę temu był i ledwo dysząc. Tymczasem odzewu od Suttirata nie było.
Minęło zaledwie sześć minut od wiadomości do Kirilla…
- O, kurwa, zobaczysz… - Prasert warknął pod nosem. Przechylił głowę, spoglądając z nienawiścią na niewidzialną ścianę. Czyli… tak właściwie w przestrzeń przed sobą. - Myślisz, że masz jakąś siłę? Nie masz żadnej. Jeszcze czternaście minut i wrzucę cię w płomienie - warknął.
Spróbował wstać. Nie sądził, żeby Sunan przytrafiło się coś tragicznego. Przynajmniej jej ciało było nienaruszone, a w takim razie i psychika mogła zostać uzdrowiona. Miał taką nadzieję. Jeżeli Shesmu rzucił na nią czar, to może go przełamią. Ale Warun… nie miał zielonego pojęcia, co się z nim stało. Sunan prosiła, żeby nie zabierać jej do niego. To nie miało najmniejszego sensu! Prasert jeszcze raz spróbował ruszyć na pierwsze piętro. Jeśli nie ze swoją siostrą, to bez.
Zdołał dostać się na górę i wtedy usłyszał kroki pochodzące jeszcze gdzieś z góry. Jedna z desek na wyższym piętrze zaskrzypiała. Kiedy już miał ruszyć w stronę schodów na górę, drzwi do sypialni Seuxa zatrzasnęły się gdzieś za jego plecami. Kiedy obejrzał się na moment, a potem znów spojrzał przed siebie w stronę korytarza ze schodami na piętro, na środku stała mała Sophie. Ściskała zakurzonego misia i patrzyła prosto na niego.
- Przepuść mnie - Prasert powiedział oschle. Spojrzał na ducha z góry. Cały się spiął, ale musiał być silny. Gdyby chodziło tylko o niego, pewnie przewróciłby się i czołgał w przeciwnym kierunku. Ale tutaj musiał uratować zarówno Sunan, jak i Waruna. Bez tych dwóch osób w jego życiu tak naprawdę pozostawała jedynie Nina. Dla nich był w stanie przełamać lęk. Ruszył, dość powoli, ale jednak, w stronę Sophie. - Przepuść mnie - powtórzył. - Moja rodzina jest w niebezpieczeństwie.
Sophie obróciła misia w rękach.
- A gdy moja była, nikt się tym nawet nie przejął. Czemu miałabym przejąć się twoją? - zapytała zaskakująco rozumnie jak na pięcioletnie dziecko. Znów na niego popatrzyła i rzeczywiście, mimo że jej oczy były puste i czarne, odniósł wrażenie że widział w nich zrozumienie i doświadczenie, które opowiadało jakąś poważną historię.
- Sophie! - rozległ się kobiecy głos gdzieś zza pleców Praserta. Karcący. Dziewczynka wzdrygnęła się i wbiegła przez drzwi do swego pokoju.
Co się tu do cholery działo?!
Godzina duchów.
Sam ją wywołał.
- Teraz się przejmuję. Twoją rodzina - Prasert westchnął cicho, patrząc na drzwi prowadzące do jej pokoju. Nie dostał już niestety żadnej odpowiedzi.
Następnie wzdrygnął się. Spotkanie z nadnaturalnym za każdym razem wstrząsało nim. Ale teraz nie mógł sobie pozwolić na rozczulanie się nad dziwnością tego, co mu się przytrafiało. Nie marnował już ani chwili dłużej. Ruszył w stronę schodów prowadzących na górę. Co do jasnej cholery Warun robił tak wysoko? Przecież miał obowiązek opiekować się Sunan. Prasert miał ochotę ukręcić mu łeb za to, że kazał mu tak bardzo martwić się o niego.
- Suttirat! - wrzasnął. - Lepiej dla ciebie…
“...żeby to Shesmu dopadł cię, zanim ja to zrobię”
“...żebyś miał naprawdę dobrą wymówkę”
“...żebyś był cały i zdrowy, inaczej cię zabiję”
Privat nie miał czasu dokańczać długiej wypowiedzi. Schody czekały przed nim i musiał je wykorzystać.
Kiedy wbiegł na górę, znów znalazł się w sali z rekwizytami i narzędziami do tortur. Dostrzegł jednak, że drzwi, które wcześniej były zamknięte, teraz… Teraz były otwarte na oścież. Mógł dostrzec jakieś pomieszczenie, ale nie widział dokładnie co tam było, póki nie zbliży się do drzwi. Biegł sprintem. Nie wahał się ani przez chwilę. Przecież po to właśnie tu był. Jeżeli zginie, to przynajmniej jego śmierć miała jakiś sens. Starał się uratować przyjaciela. Ale wierzył w Kirilla Kaverina stanowczo zbyt bardzo. Jeżeli Rosjanin wyprowadzi ich z tego wszystkiego, to będzie mu winien naprawdę ogromną przysługę.

Ale Prasert nie myślał o nim, zbliżając się do drzwi. W jego głowie była wielka pulsująca myśl, aby poruszać się szybciej od błyskawicy. Wypatrywał zagrożeń ze wszystkich stron. Był gotowy rzucić się na pocisk wystrzelony w stronę Waruna. Ale na razie nie widział ani przyjaciela, ani wroga z bronią, ani zagrożenia… Jedynie otwarte drzwi. Znaczące wszystko i nic.
Znalazł się w pomieszczeniu, w którym stał fotel. Był zrobiony z metalu, ale miał też jakieś drewniane dodatki. Były do niego przytroczone rzemienie na podłokietnikach i na poziomie szyi osoby siadającej na nim.
Pomieszczenie było puste, jednak to co zamurowało Praserta, to było lustro. W lustrze widział dużo więcej…

W fotelu siedziała kobieta. Blondynka. Oddychała ciężko. Była przytroczona pasami. Miała na sobie niebieską sukienkę, której ramię było lekko naddarte. Rozglądała się nerwowo, tyle ile mogła. Nie widziała Praserta, ale Privat dostrzegł, że przez pomieszczenie szedł inny mężczyzna pochodzenia tajlandzkiego.
Seux szedł powoli przez pokój. Jego twarz wyrażała kompletnie nic. Zbliżył się do fotela i kobiety. Pogładził ją po policzku.
- Trzeba było nie węszyć, słodka Irmo… Trzeba było nie wchodzić tam, gdzie nie było ci wolno… - odezwał się Seux. Jego oczy błysnęły głęboką zielenią. Tą samą, którą Prasert widział w księdze. Mężczyzna podszedł do ściany. Była tam wajcha, której wcześniej Prasert nie zauważył.
- Nie błagam, Seux! - krzyknęła przerażona blondynka.
- To już dawno nie on… - odpowiedział mężczyzna. Uśmiechnął się podle i nacisnął wajchę. Praserta aż wzdrygnęło, kiedy zobaczył jak ciało kobiety zaczął maltretować prąd…
Jego umysł pracował… Irma zginęła przez wypadek - porażenie prądem… Przynajmniej tak mówił artykuł... Chwilę później obraz w lustrze zniknął. Był tylko on i pusty pokój z krzesłem.

Prasert poczuł się słabo. Właśnie zobaczył, jak kobieta została zamordowana z zimną krwią. Na elektrycznym krześle, niczym najgorszy zbrodniarz. Jego kolana lekko drżały. Oparł na nie dłonie i zwiesił lekko głowę. Zły duch przejął władzę nad Seuxem. Czy każdą żonę zamordował? Córkę też? A w takim razie… co wydarzyło się na samym końcu? W jaki sposób zginęła cała trójka? Zelia, Paitoon i Seux? Pierwszą dwójkę jeszcze był w stanie zrozumieć, to była robota Shesmu. Ale dlaczego opętany mężczyzna postradał życie? Czy ktoś zrozumiał, że kieruje nim siła nieczysta? Czy dlatego został przebity włócznią?
Zło wokół nabierało coraz bardziej realnych kształtów. Jego obliczem był Shesmu. A ten pochodził z księgi. Prasert zrozumiał, że należało ją zniszczyć. Może wtedy zło pod postacią tego demona zniknie z powierzchni ziemi. Rzucić księgę w płomienie. Może metal nie spłonie, ale karty zawarte pomiędzy okładkami na pewno zajmą się ogniem. Jeżeli to nie naprawi sytuacji, to Prasert nie widział ratunku.


Ale najpierw… musiał znaleźć Waruna!
- Kurwa, gdzie jesteś?! - wrzasnął tak głośno, że aż gardło go rozbolało. Zaczął się obracać wokoło własnej osi. Widział elektryczne krzesło, wajchę, lustro… a w nim własną twarz. Bladą, ale oczy zaróżowione i błyszczące. Jakby miał zaraz rozpłakać się. Podniósł ręce i wczepił jedną w drugą. Oddychał niespokojnie przez nos. Powietrze przepływające przez nozdrza wydawało odgłos… który wydawał mu się tak głośny. A to może cisza panująca wokoło tak go przygniatała. Czuł łzy zbierające się nad dolną powieką. Przymknął oczy i wtedy wilgoć spłynęła po jego policzkach. Był na nią zły. Jakby miał namalowane na twarzy dowody własnej słabości. Z drugiej strony… posiadał w sobie również jakąś naiwną nadzieję, że bogowie zobaczą jego udrękę i zniszczą złego ducha. Prasertowi wydawało się, że słyszał zewsząd jego śmiech. Wyzierał z każdego rogu, czaił się w każdym cieniu i spoglądał na niego. Drwił z niego. Bawił się nim. A Privat był tylko człowiekiem i czuł się bezradny w swoim położeniu. Nie wiedział, gdzie miał pójść, żeby odnaleźć Waruna. A, co jeżeli ten już nie żył? Albo, co gorsza, został wciągnięty do cienia, do jakiegoś innego wymiaru i teraz Prasert już nigdy go nie odnajdzie? Rozpłynął się na zawsze? O Sunan również się martwił. Ale łatwiej mu to było znosić, gdyż palił go również lekki gniew, czy wybrała AKURAT TĄ posiadłość z dosłownie wszystkich na całym świecie. Do kurwy nędzy.
- Warun! - o dziwo głos Praserta nie zabrzmiał płaczliwie. Wręcz przeciwnie. Tak, jak gdyby od kilku dekad wyżywał się w zespole metalowym i teraz wydobył z siebie całe swe doświadczenie. Zbiegł na dół. Jeżeli nie wiedział, gdzie znajdował się Suttirat, to przeszuka cały ten cyrk. Pomieszczenie po pomieszczeniu, korytarz za korytarzem. Zajrzy w każdy kąt i w każdą kryjówkę. Jeżeli będzie trzeba, to wyjmie widelec z szuflady kuchennej i wygrzebie nim zaprawę w murach zamkniętych pokoi. Przedostanie się do nich. Jeżeli rozpacz Privata była benzyną, a niemoc iskrą… to wkrótce mógł zapłonąć bardzo mocny gniew.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:24   #338
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nie nastąpiła żadna odpowiedź. Ani od domu, ani od Waruna… Tymczasem usłyszał głos Niny, dochodzący z pierwszego piętra
- Prasert?! - zawołała niespokojnym głosem.
- Warun?! - zawołała znowu. Zapadła chwila ciszy.
- Czemu nie odpowiedziałeś Prasertowi… Co?... Nie… Ja nie jestem… - Privat dosłyszał słowa Niny, ale chyba zaczęła mówić, a nie już wołać, bo słyszał coraz mniej.
- Puszczaj! - to jednak usłyszał na pewno…

Gdy jednak ruszył w tamtą stronę, na korytarzu ani już nie było Niny, ani Suttirata. Natomiast znowu siedziała Sophie. Przed swoimi drzwiami i bawiła się misiem, jakby na korytarzu nie rozegrała się przed sekundą żadna ważna scena, która by ją interesowała. Gdy poczuła, że Prasert na nią patrzy, uśmiechnęła się…
Privat westchnął ciężej.
- Nie ciesz się, to przecież okropne… - rzekł dość naiwnie. Jak gdyby Sophie zaraz miała przyznać mu rację i przeprosić za swój uśmiech. - Gdzie oni poszli? Czy naprawdę tutaj byli?
Prasert podniósł wzrok i spojrzał gdzieś w dal. Jego wzrok powoli dryfował, jak gdyby i Privat znajdował się coraz dalej miejsca, w którym tak naprawdę się znajdował.
- A może to było tylko echo? Złudzenie? Jej tu nie było naprawdę? Może to wszystko sen… - zawiesił głos. Czuł coraz większe odrealnienie.
Sophie spojrzała na Praserta.
- Shesmu, który jest moim tatą, którego pożarł, zabrał panią do swojej sypialni - powiedziała odpowiadając na jego pytanie o to dokąd poszli. Czyli jednak nie byli złudzeniem, co więcej, Prasert dostał bardzo ważną informację… To nie Sunan została zaatakowana przez zielone światło, tak jak zakładała wizja Michaela… Tylko Suttirat. No i jeśli dobrze zrozumiał, właśnie zabrał Ninę do sypialni… Morozow była blondynką… Idąc tym torem, mógł wywnioskować co się działo…

Privat nie wdawał się w dyskusje z Sophie, tylko popędził susami w stronę szkarłatnej sypialni. W jego głowie panowała pustka. Nie wiedział, co tam może napotkać. Czy Shesmu w ciele Waruna będzie katować Ninę, zabijać ją, czy gwałcić… To wszystko było równie okropne. Privat musiał temu zapobiec! Miał nadzieję, że Warun odnajdzie w sobie siłę, aby zwalczyć ducha, który go opętał. Ale nie liczył na to. To była siła dużo potężniejsza od zwykłego śmiertelnika. A choć Prasert podziwiał Suttirata i miał go czasami za nadczłowieka… to wciąż był tylko Suttirat. I obawiał się, że ten już przegrał swoją walkę.

Ale Prasert wciąż liczył na to, że jego własna była do wygrania. Dlatego pędził na złamanie karku ku sypialni. Zwyzywał w głowie Shesmu, gdyby tylko jego uczucia i myśli mogły zabijać, egipski demon nie miałby najmniejszych szans…

Nim jednak doszło do wszelkiej walki, na drodze Prasertowi, przed egipskim bogiem, stanęły proste drzwi. Były mocne i nie ustąpią na zwykłe uderzenie z bara… Oczywiście, że były zamknięte.
Tylko że usłyszał za nimi szamotanie i zdecydowanie to jak Nina krzyknęła w złości, z tym że ta złość podszyta była paniką. Kobieta musiała stawiać się zawzięcie napastnikowi, ale ile czasu wytrzyma? Czy dość?
Privat przypomniał sobie o czymś… Ano właśnie… O czasie… W końcu ktoś, gdzieś tam daleko, czuwał nad uciekającymi minutami. A przynajmniej Tajlandczyk liczył na to. To była dobra myśl, ale jednocześnie nieco pogrążyła nastrój Praserta. Nie chciał, żeby Kirill uratował jego Ninę. To on chciał być bohaterem. To on powinien pomóc jej i ochronić przed niebezpieczeństwem. Dlaczego był taki słaby? Jego moc pozwalała jedynie na zbieranie resztek z ludzi. O ile w ogóle potrafił się nią posługiwać, bo uczynił to tylko raz. Kaverin potrafił znacznie więcej. Mógł wymazać błędy, usunąć cierpienie. Privat poczuł mieszankę nienawiści do Rosjanina, mającą korzenie we własnej bezsilności… ale także dziwną miłość. Bo nawet jeżeli bogowie nie istnieli, to Kirill równie dobrze mógł być jednym z nich. Spojrzał na zegarek. Ile minęło czasu? Wybijała właśnie siedemnasta minuta.
- Nina! - wrzasnął, łomocząc o drzwi.
Usłyszał jakiś huk i za moment coś mocno wpadło na drzwi z drugiej strony.
- Prasert… - usłyszał głos Niny. Czy Shesmu nią rzucił o nie? Brzmiała, jakby traciła siłę. Jakby za moment, jeszcze chwilę i nie mogła już walczyć. Usłyszał też śmiech. Ten, którego wydawało mu się, że słyszy wcześniej… Nie… Tym razem, ten był całkowicie prawdziwy. Ich egipski wróg śmiał się…
- Nie chcesz być moja, nie będziesz niczyja - odezwał się niby to głos Waruna, ale jednak zupełnie obcy… Zimny, bardziej wibrujący. Zdecydowanie mierzenie się z tym co nastąpiło przerosło ich oczekiwania… Rozległo się kolejne uderzenie w drzwi, jak już pojął ciałem Morozow. Jej zduszony jęk bólu. Privatowi zaczęło piszczeć w uszach… Zastanawiali się wcześniej, czy do tego pokoju było jakieś inne wejście… Zostawili to na następny dzień… A co gdyby tego mieliby już nigdy razem nie dostać? Gdyby nie było takiej opcji?
Uderzał pięściami w drzwi, aż nagle dostrzegł ruch tuż obok siebie. Stała przy nim Mercedes. Pokręciła głową i wskazała schody na dół do części parteru z teatrem. Zniknęła i pojawiła się przy nich… Wskazała na dół…
Adrenalina paliła żyły Praserta niczym kwas. Jego serce waliło tak prędko, jakby było skrzydłami kolibra. Oddychał przez nos, przez usta… zdawało się, że jego ciału i tak wciąż brakowało tlenu. Jego wzrok był wyostrzony i widział kolory jakby z większym kontrastem i intensywnością. Był maksymalnie pobudzony, ale to nie było dobre uczucie. Odniósł wrażenie, że jeszcze chwila takiego stanu i zacznie wymiotować.
- Pomóż mi - jego głos skierowany do Mercedes zabrzmiał okropnie żałośnie. Znowu zebrało mu się na łzy. Nie tylko dlatego, bo życie Niny było zagrożone. Nie mógł znieść tego, że coś lub ktoś było w stanie doprowadzić go do takiego stanu. Jego duma i pewność siebie były łamane. Zupełnie tak samo, kiedy tkwił na parkingu za liceum, a kryminaliści Sakchaia go okładali. Nie mógł nic uczynić, a wplątana była w to bliska osoba. Wtedy Sunan pokazywana na zdjęciach, teraz Nina zamknięta sam na sam z katem…

Jednak w sercu Praserta pojawiła się pewna iskierka nadziei. Schody… Mercedes stojąca obok nich… może tam było sekretne wejście do tajemnego pokoju. A stamtąd mógłby przedostać się do Niny. A wtedy… mogliby umrzeć razem z rąk Shesmu. Bo innej drogi walki z egipskim demonem Prasert nie widział. Ruszył czym prędzej w stronę Mercedes. Miał nadzieję, że go nie zawiedzie.
Kiedy podszedł, znów zniknęła. Pojawiła się w połowie schodów do półpiętra i rzeczywiście, znów na coś pokazywała, tyle że na ścianie. Kiedy podbiegł do tego miejsca, dostrzegł niewielkie przejście. Wystarczyło popchnąć mocniej ścianę. Ledwo się mieścił, ale jednak. Znalazł się wewnątrz ściany. Gdy się obejrzał, Mercedes już nie było. Przebiegł wąskim korytarzykiem i skręcił. Było tam kilka stopni w górę. I nagle znalazł się w całym osobnym pomieszczeniu. Było kolejnym pomieszczeniem podobnym do tego na parterze, tylko że to zdawało się mieć kiedyś jeszcze inną funkcję. Tak jakby czerwona sypialnia była kiedyś dużo większym pokojem i potem została zmniejszona i przebudowana w taki sposób.

Prasert wyciagnął telefon. Spojrzał prędko na ekran. Już dochodził ten czas. Jego ręce drżały i dlatego pisał z takimi błędami.

Cytat:
CFNIJ. Powiedz ze optał Wruna. Ninaprawiezginaela. Przejsce do s Seux przy schodac
Wysłał. Miał nadzieję, że Kirill przeczyta wiadomość. Prasert próbował wsunąć telefon z powrotem do kieszeni, ale nie trafił i ten spadł gdzieś po drodze, ale Privat nie patrzył za nim. Napisał, że Nina prawie zginęła, ale to mogło być życzeniowe myślenie. Miał nadzieję, że kobieta naprawdę zostanie uratowana, że naprawdę przeżyje. Nawet bez interwencji Kirilla.

Spojrzał jeszcze raz na tę część sypialni. Nie było to jednak teraz ważne. Dostrzegł podobne, niewielkie przejście w ścianie i gdy do niego dopadł, usłyszał łoskot.
Wypadł do sypialni Seuxa. Podeptał obraz, za którym ow przejście się znajdowało i spadł, w momencie, kiedy naparł na drzwi. Zobaczył Waruna, trzymającego Ninę za szyję oparta o drzwi wejściowe plecami. Kobieta miała łzy w oczach i widać było że już ledwo łapie dech. Spojrzała na niego, gdy jej spojrzenie zaczęło przygasać. Dusiła się. Warun obrócił się, spoglądając na Praserta. Miał zielone oczy jak jakiś gad. Uśmiechnął się i rzucił blondynką w Praserta…
Privat wstrzymał oddech i przymknął oczy łapiąc ukochaną.

Poczuł dziwny puls. Ogarniające go ciepło. Obce, a jednak znajome…

Rozejrzał się.
Stał w sali rytualnej. Wszyscy stali przy ołtarzu, na którym była ułożona księga. Nina mówiła…
- ... A naprawdę dobrze byłoby wiedzieć z czym mamy do czynienia, nim tak naprawdę wyniesiemy ją stąd. No chyba, że wolimy jednak nie ryzykować? - zadała pytanie, które Prasert miał wrażenie, że już słyszał…? Musiał się zamyślić i na chwilę odpłynąć.
W tym momencie… zadzwonił telefon.

- Chwila, ktoś do mnie dzwoni - Prasert mruknął. Spojrzał ze zdziwieniem na własną kieszeń. Wyciągnął komórkę, żeby wcisnąć czerwoną słuchawkę. Nie miał teraz czasu na pogaduszki z przypadkowymi osobami. Opracował już plan i teraz miał podejść do księgi i ją otworzyć. Nie chciał specjalnie odwlekać tego momentu. Cała jego odwaga była zmobilizowana i obawiał się, że jeszcze trochę i zaleje go niepewność. A nie chciał, aby wszyscy wokoło pomyśleli, że jest tchórzem niezdolnym do podniesienia głupiej, metalowej okładki. Nina, Alexiei i Han bez wątpienia zmagali się w swojej karierze z dużo straszniejszymi potworami od kilku starych kartek spiętych w książkę. Przecież nie był od nich gorszy… a w każdym razie… nie chciał być.
Gdy tylko wyciągnął telefon, zauważył, że dzwoni do niego Kirill Kaverin. Mężczyzna nie zdawał się być zbyt gadatliwą i towarzyską osobą, nawet gdy opowiadał i tłumaczył mu wiele we wcześniejszej rozmowie jaką przeprowadzili w Iterze… czego więc mógł chcieć?
Prasert skrzywił się. Spojrzał na wyświetlone nazwisko. Poczuł niepewność i zalążek… smutku? Miał nadzieję, że mógł liczyć na Rosjanina. Choć pewnie to było okropnie naiwne, bo prawie się nie znali. Czy to możliwe, że Kirill nie zrozumiał prostej prośby, jaką do niego wysłał przed chwilą? Przecież polecenie było jasne… A więc odpowiedź była tylko jedna. Kaverin chciał mu odmówić. Może wyjaśnić, dlaczego to jest niemożliwe. Prasert stawiał na to, że byli za daleko. Rzeczywiście, Rosję i Tajlandię dzieliło kilka kilometrów. Mimo wszystko… czuł ukłucie rozczarowania, bo pokładał dość duże nadzieje w Kaverinie. No ale wyszło jak zawsze. Wcisnął zieloną słuchawkę i przystawił telefon do ucha.
- Tak? - zapytał grobowym głosem. Westchnął. Cokolwiek Kirill chciał mu powiedzieć, Prasert przeczuwał, że nie miał ochoty tego słuchać.
W telefonie przez pierwszą sekundę było słychać ciszę, a potem wyrównujący się oddech.
- Cofnąłem. Miałem przekazać, że twój przyjaciel, Warun był w niebezpieczeństwie, a Nina została prawie zabita… Pisałeś chaotycznie i trudno mi było zrozumieć i odszyfrować twoje myśli, ale jest jakiś Seux i coś na schodach do jego s… przejście, ale niestety więcej powiedzieć nie dam rady. Aha… Nie otwieraj księgi… - przekazał mu ścisły ładunek informacji po czym westchnął. Zdawał się zmęczony.
- Co… ale…
Prasert zastygł w bezruchu. Jego umysł nie był w stanie tego przyswoić.
- Czekaj, jak mogłeś cofnąć, przecież ja… nic nie… czuję… - zawiesił głos i zmarszczył brwi. Był okropnie ogłupiały. Milczał przez dłuższy moment, próbując sobie uporządkować to, co usłyszał. - Kirill… ty naprawdę cofnąłeś czas? - Słowa mężczyzny zaintrygowały Ninę, zwróciła na niego uwagę. Prasert pobladł. Jeżeli to naprawdę wydarzyło się… to miał od początku rację. Nie powinni byli otwierać tej księgi. Privat spojrzał na metalową okładkę, jak gdyby ta była tykającą bombą atomową. Wystarczyło jej dotknąć, aby wybuchła. - Wszyscy krok do tyłu - warknął na zebranych wokoło ludzi i sam również cofnął się. Może księga promieniowała jakimś syfem. Bez wątpienia nie kryła w sobie niczego dobrego. - Możesz mi powiedzieć coś więcej? Albo wytłumaczyć wszystko tak jakby powoli… - poprosił. Nie chciał, aby Kirill uznał go za debila, ale z drugiej strony… tak właściwie czuł się niezbyt rozgarnięty.
Kaverin milczał przez moment. Westchnął znowu. Prasert miał wrażenie, że usłyszał, jak mężczyzna napił się czegoś, nim zaczął kontynuować.
- Napisałeś do mnie wiadomość, bym w razie gdy nie dasz znaku, to po dwudziestu minutach cofnął czas. Potem, minęło ich około siedemnaście, a napisałeś kolejną wiadomość, bardzo chaotyczną. Dotyczyła Waruna i tego, że coś z nim było, dotyczyła Niny i tego, że prawie umarła, oraz jakiegoś przejścia do pokoju Seuxa na s. Cokolwiek to ostatnie miało oznaczać. Jak mniemam, zrobiłeś coś, co nie potoczyło się najlepiej, dlatego cię ostrzegam. Jestem za daleko, bym mógł powstrzymać cię przed utratą wspomnień po cofaniu czasu, dlatego nic nie pamiętasz - wytłumaczył Rosjanin po drugiej stronie słuchawki. Wszyscy w sali obserwowali Praserta.
- Z kim ty rozmawiasz? - zapytała w końcu Morozow.
“Potem”, Prasert odpowiedział bezgłośnie. Obrócił się bokiem do zebranych osób.
- Czy mógłbyś litera po literze wypowiedzieć tekst tego mojego SMSa? Wiesz, jeżeli to ja go napisałem, to powinienem mieć większe szanse, żeby go w pełni zrozumieć - dodał. - Choć pewnie i tak wyczytałeś z niego wszystko, co najważniejsze. Mimo wszystko… sprawa jest poważna, więc chcę się upewnić. Nie wiem, o co chodzi z tym “s” Seuxa… - Prasert zawiesił głos, rozglądając się po otoczeniu. Czy było tutaj coś na tę literę? Kirill twierdził, że pewnie chodziło o jakieś pokój. Jednak w głowie Privata brzęczało jedynie słowo “ssyp”. Co nie miało sensu. Czuł się taki głupi…
Kirill Kaverin milczał chwilę, chyba próbując sobie przypomnieć co dokładnie napisał Prasert w wiadomości.
- Nie pamiętam dokładnie wszystkiego, to co zapamiętałem, już ci przekazałem. Było optało Waruna… O tej kobiecie, Żebym cofnął czas… I to ostatnie zdanie, Przejście do s Seuxa przy schodach… Więc jeśli chcesz szukać odpowiedzi idź do scho… - ale nie dokończył, bo Privat mu przerwał.
- Do sypialni! - Tajlandczyk wykrzyknął. Jego głos echem potoczył się po korytarzach. - To ma sens! Bo tam jest ukryty pokój… - wszystko nagle rozjaśniło się w jego głowie. “Ssyp” ewoluował do innego słowa, zaczynającego się bardzo podobnie, ale mającego w sobie trochę logiki. - Tak. Już wszystko rozumiem. Dzięki. Jestem twoim dłużnikiem… - zawiesił głos, czekając z dziwnym napięciem na odpowiedź Kaverina.
- Nie ma za co… Tylko nie nadwyrężaj mnie, dobrze? Muszę dziś już odpocząć… Uważaj i w razie czego pisz. Zawsze pomogę jak będę mógł - powiedział mężczyzna. Nie nastąpiło żadne ‘Papa’, ‘Na razie’, czy nawet ‘Do widzenia’, Kaverin po prostu się rozłączył, ale Prasert nie odniósł wrażenia, że był zły. Po prostu był taki, jaki mu się wydawał w Iterze… Nieco oderwany od rzeczywistości.
A teraz Privat dowiedział się, że wiele mu zawdzięcza i przede wszystkim, że może na nim polegać. Morozow i inni czekali. Wyraźnie jednak zaczynali się niecierpliwić.
Prasert schował telefon do kieszeni i spojrzał nieco niezręcznie na Ninę, Alexieia i Hana. Podniósł rękę i podrapał się po głowie. Przymknął oczy i uśmiechnął się niepewnie.
- Chyba naprawdę nie powinniśmy otwierać tej księgi. Warun zostanie opętany, Nina będzie w poważnym niebezpieczeństwie, a my odkryjemy sekretne przejście do sypialni Seuxa przy schodach… - zawiesił głos. - Nie udawajcie, że telefony z przyszłości są najdziwniejszą rzeczą, jaką w życiu widzieliście - powiedział nieco karcąco.
Nina przechyliła głowę na bok i zmarszczyła lekko brwi.
- Chwileczkę… Telefon z przyszłości? Ale od kogo? Rozumiem, ze w dobrej wierze ostrzega nas ta osoba i może mieć rację, bo ta ksiega ma bardzo dziwną energię. W takim razie… Nie będziemy jej otwierać, po prostu zabierzemy ją do odpowiedniego pojemnika i wywieziemy stąd. IBPI już będzie wiedziało co z nią robić dalej. Na pewno nie może zostać sobie tutaj o tak… - oznajmiła kobieta. Skinęła na Hana.
- Leć po rękawice i srebrną walizkę - poleciła mu władczo. Mężczyzna kiwnął krótko głową i wyszedł, zostawiając ich tu samych z Alexieiem. Rosjanin przyglądał się okładce bardzo uważnie. Potrząsnął głową, najwyraźniej do swoich myśli. Tymczasem Nina podeszła do Praserta i przytuliła go.
- To teraz nic już nam nie będzie groziło i pozostanie sprawdzić, czy coś jeszcze nie oddziałowuje energią na ten dom - wytłumaczyła mu spokojnie.

Po chwili Han powrócił do komnaty. Niósł srebrną, solidną walizkę. Była niewielkiego rozmiaru, mniej więcej teczki, ale dość szeroka. Postawił ją na podłodze i otworzył. W środku wyłożona była czarnym aksamitem, ale Prasert dostrzegł, że brzegi przeplatane są złotą nicią, która układa się w jakieś napisy. Gdy się przybliżył, dostrzegł, że kompletnie nie rozpoznaje tego języka i litery wyglądają bardziej jak jakieś znaczki. Dokładnie cała przestrzeń krawędzi walizki była nimi przyozdobiona. Następnie Han założył solidne rękawice, z podwójnej warstwy materiału. zdawały się jednak Privatowi dużo sztywniejsze jak na sam materiał. Mężczyzna podszedł do stołu, gdzie leżała księga. Po czym złapał ją tak, by mocno zacisnąć palce na obu okładkach. Wolał być pewien, że się nie otworzy. Podniósł ją ostrożnie i powoli przeszedł z nią do walizeczki. Zachowywał się jak saper przy rozbrajaniu bardzo niebezpiecznej bomby. Uklęknął na jedno kolano i powoli ułożył księgę w środku walizki. Następnie zakrył ją dodatkową warstwą czarnego materiału. Podniósł ręce i zamknął wieko walizki. Przesunął palcami po kombinacji szyfru, która blokowała jej otwarcie, a następnie zapiął kłódkę.

Wszyscy poczuli, jakby przez salę przetoczyło się westchnięcie. Jakby wiatr wpadł tu przez komnatę z grobami i pomknął w stronę domu. Od razu zrobiło się dużo chłodniej…
Nina rozejrzała się.
- No to chyba najgorsze mamy z głowy - skomentowała…
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:25   #339
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Mam taką nadzieję… - Prasert założył ręce, spoglądając na walizkę. - To jest ta księga, po którą przyszliśmy tutaj. Do tej posiadłości. Jak dokładnie brzmiała ta przepowiednia Michaela? Bo ciekawi mnie, czy jej spełnienie dopiero przed nami, czy udało nam się uniknąć złego losu - zawiesił głos. Przyszło mu do głowy, że trochę nienawidził Kirilla za to, że to on był prawdziwym bohaterem opowieści, chociaż znajdował się po drugiej stronie globu. To Prasert chciał uratować uratować Ninę przed zagrożeniem, a Waruna przed opętaniem. Jednak jego moc pozwalała jedynie na zbieranie resztek z ludzi. Z drugiej strony, poczuł również ukłucie dziwnej miłości, bo nawet jeśli bogowie nie odpowiadali na jego prośby… to Kirill równie dobrze mógłby być jednym z nich.
Nina skinęła na obu mężczyzn, a ci ruszyli z komnaty do korytarza w stronę domu. Złapała Privata za rękę.
- Według przepowiedni Michaela, miała to być księga obcego pochodzenia w rękach jednego z twoich krewnych, oraz coś miało go, a konkretnie ją opętać. Najwyraźniej aspekt pojawienia się tutaj nas wszystkich nieco wpłynął na widzenie, ale zakładając okoliczności, to zapewne właśnie ta księga. Całe to miejsce prawdopodobnie jest naładowane jej energią, dlatego dłuższe przebywanie tu nasze, czy twojej siostry i Waruna nie jest wskazane… Proponuję zostać tu do jutra, sprawdzić, czy nie ma tu czegoś jeszcze. Tymczasem, my zajmiemy się już księgą. Za chwilę ją stąd zabierzemy - wyjaśniła Morozow zagadkowo.
- Zastanawia mnie, czy jak usuniemy księgę, to te wszystkie udręczone dusze opuszczą tą posiadłość. Bo chciałbym im jakoś pomóc… Bez wątpienia są ofiarami Shesmu. Myślę, że skoro mógł opętać Waruna, to albo opętywał po kolei każdą z kolejnych żon i kazał im popełniać samobójstwo, albo wchodził w ciało Seuxa i to on je zabijał - Prasert wzruszył ramionami. - Niestety nie wiem, czy byłaś w niebezpieczeństwie akurat z powodu Waruna. Może to było niezależne od niego. Ale chyba bardziej prawdopodobne jest to, że jednak to on ci groził. Choć znowu, patrząc na to w inny sposób… przecież ty jesteś tu, a on jest daleko z Sunan, więc chyba ten dystans ma jakieś znaczenie? Nie jest jednak zbyt duży… - Privat zmęczył się własnymi rozmyślaniami, więc tylko machnął ręką. - Myślę, że jednak powinniśmy sprawdzić ten drugi korytarz, aby mieć pewność, że łączy się z grobowcem.
- Dobrze… Alexiei, chodź. Zrobimy sobie spacer - zaproponowała i mężczyzna jednak się zatrzymał i cofnął do nich. Nie wyglądał na zadowolonego, ale nie marudził. Ruszył wraz z nimi w stronę drugiego przejścia. Nina odpaliła mocniejsze światło w latarce. Teraz korytarz zdawał się jakby dziwnie…. Normalny. Nie miał już tej złowrogiej atmosfery, tak jak wcześniej… A gdy nim szli, po chwili Prasert rzeczywiście rozpoznał to miejsce jako przejście z grobowca. Tak naprawdę w tym domu mogło zdarzyć się wiele złego z powodu tej księgi. Pytaniem było tylko, czy zapoczątkowało to jej pojawienie się w tych murach, czy to może już wcześniej coś było nie tak… Tego jednak mogą się już nie dowiedzieć… Przeszli szesnaście metrów i skręcili w lewo, wąskim przejściem. Znaleźli się przy sarkofagach.
- No to może wróćmy ogrodem - zaproponowała Nina i zgasiła latarkę. Ruszyła po schodkach w górę.
- Tak, nie ma sensu cofać się - Prasert zgodził się. - Zabierajmy się już z tych podziemi - mruknął.
Ruszyli po schodach na górę. Privat nie patrzył już na miejsce, w którym zostali złożeni Mercedes, Seux i Sophie. To wszystko było okropnie przygnębiające. Zastanawiało go, w jaki sposób ta księga pojawiła się w tym domu. Wydawało się, że eskapista przywiózł ją ze sobą z Egiptu. Ale w jaki sposób tam na nią natrafił? To było zastanawiające, w jaki dokładnie sposób lawina nieszczęść zwaliła się na tę rodzinę. Może Seux zalazł komuś za skórę podczas swojej podróży i to on potem wysłał mu tę księgę? Tak samo, jak list… Jak on brzmiał? Prasert nie mógł sobie przypomnieć. “Mam nadzieję, że księga się spisała”? Coś w tym stylu… Ciężko było stwierdzić, czy ta wypowiedzieć miała życzliwy, czy ironiczny ton.
- Myślisz, że Seux był na stałe opętany przez Shesmu? I te sztuczki magiczne to była prawdziwa magia Shesmu? - zapytał Prasert. Ciężko stwierdzić, czy Ninę, czy Alexieia. Chyba ich obydwoje.
Nina zastanawiała się.
- Nie mam pojęcia. Odnoszę wrażenie, że może jak był w Egipcie, to usłyszał tam o możliwości posiąścia jakichś mocy magicznych, tylko że on miał nadzieję na magię iluzji, no i może jakąś telekinezę, jeśli już myślał o paranormalnych rzeczach, a tu dostał coś, czego przełknąć nie mógł. Ktokolwiek przysłał mu ten liścik o księdze, wiedział czym była… Możemy tylko zgadywać jakie były intencje tej osoby - odpowiedziała Morozow i zamyśliła się.
- Ale myślę, że magia ta paranormalna była sprawką Shesmu, ale iluzje były całkiem ludzkie. Sądzę, że Shesmu po prostu czerpał z życia ludzkiego, będąc w ciele Seuxa. Początkowo może człowiek się stawiał, ale potem to już ten bóg, demon… Przejął pałeczkę na stałe. Zdarzyło mi się jakiś czas temu słyszeć o przypadku jak bóstwo próbowało przejąć czyjeś ciało, może to w tym stuleciu jakaś ogólnoświatowa moda - zażartowała, chyba chcąc rozładować atmosferę. Szli przez ogród w stronę domu.
- Tak, właśnie na to wygląda. A co się dalej stanie z tą księgą? Czy nie powinniśmy jej zniszczyć, zamiast zamykać w walizce? W ogóle te znaki wyszyte złotą nicią… co one oznaczaja? - zapytał. - Nigdy nie widziałem wcześniej czegoś podobnego.
Nina pokręciła głową.
- Zbieramy takie rzeczy do dalszych badań. Wszelkie informacje na ich temat umiejscawiamy w Zbiorze Legend, a potem to przechodzi dalej. Ale to już nie jest coś, czym musisz się martwić… złote nici na wnętrzu walizki to runy. Blokują PWF i flux przedmiotów, które są nim naładowane. Cokolwiek zamknięte w tej walizce, zostaje, że tak to ujmę, dezaktywowane magicznie - wytłumaczyła mu tak, żeby zrozumiał.

Noc wydawała się taka spokojna, ciepła i przyjemna. Delikatny wietrzyk lekko wiał, dzięki czemu nie było duszno. Trawa rosła tutaj dość wysoka, ale wnet weszli na ścieżkę, a ta już była pozbawiona chwastów. Prasert nie mógł uwierzyć, że coś złego mogłoby się dziać w takich okolicznościach. Doszedł do wniosku, że mógłby żyć za ogrodzeniem i nie mieć bladego pojęcia na temat horroru, jakiego doświadczali mieszkańcy tej willi. Ziemia nie była jałowa, skażona, spopielona, drzewa rosły wysokie i zdrowe… Oprócz tego jednego przed domem.
- Na samym początku myślałem, że może to drzewo przed domem… To, w które uderzył piorun… że może będzie jakoś powiązane z problemem, ale chyba nie. Jednak trzeba przyznać, że dobrze buduje klimat na samym wstępie, kiedy tylko zajeżdża się przed dom - zażartował.
Nina kiwnęła głową, gdy akurat przechodzili obok posępnego, martwego drzewa.
- O tak, zdecydowanie cała ta posiadłość ma ciekawą atmosferę. A jeszcze to co kryła w sobie dodatkowo to już całkiem niezłe podsumowanie - westchnęła.
- No ale chociaż mamy tę księgę z głowy - dorzucił Alexiei i wsadził ręce do kieszeni. Wyglądało na to, że nie tylko sam Privat odczuwał zmianę w atmosferze otoczenia, ale oni również. Może ten wiatr, był tak naprawdę spowodowany tym, że cała okolica odetchnęła… Księżyc wisiał już na niebie. Co prawda nisko, bo dopiero niedawno słońce zaszło, ale już był wyraźny.
Obeszli dom i dostrzegli Hana przy vanie. Rozmawiał z kimś przez telefon.
- Telefon - powiedział i wyciągnął rękę z komórką w stronę Morozow.
- Koordynator Morozow słucham? - odezwała się po angielsku. Słuchała chwilę i kiwnęła głową, czego oczywiście jej rozmówca widzieć nie mógł.
- Tak, mamy. Skoro już pan dzwoni, będę posyłała Alexieia Woronowa. Tak… Tak. Mamy. dobrze. Proszę przekazać panu Bernatowi Perezowi, że wszystko idzie zgodnie z zaleceniami pani Alicii. Będzie wiedział o co chodzi. W porządku. Dziękuję. Do widzenia - rozłączyła się i oddala telefon Hanowi.
- Czyli, że co? moje wakacje w Bangkoku dobiegły końca? - rzucił Alexiei pół-żartem, pół-serio.
- Tak, potrzebuję byś dostarczył walizkę do Ravenny jeszcze dziś - oznajmiła.
- Dobrze, że pamiętałem o zapakowaniu do vana Implikera - rzucił Han, a Morozow kiwnęła mu głową. Westchnęła. Padło bardzo dużo dziwnych słów…
Prasert czuł się z tego powodu nieco ogłupiały.
- Tak szybko… to dobry pomysł? Nie znamy konsekwencji usunięcia księgi z tego domu. A co jeśli ta posiadłość to organizm, a Shesmu przyczepioną do tętnicy szyjnej pijawką… I my ją gwałtownie wyszarpnęliśmy… Więc jak zatamujemy krwotok, jeżeli krew tętnicza strzeli z szyi? - zapytał. - Wybaczcie mi to barwne porównanie - mruknął pod nosem. - Czy nie lepiej chwilę odczekać i zobaczyć, jak będzie zachowywać się Sunan? To taka moja sugestia, nie będę zapierać się przy niej. Szczerze mówiąc jestem kompletnie skołowany - mruknął pod nosem.
Nina zerknęła na niego uważnie.
- Mogę ci obiecać, że po pewnym czasie wszystko jej minie. Sądzę, że to jednak ten dom ma na nią taki wpływ… Jeśli chcesz, możemy poczekać, ale jednak wolę, by księga znalazła się w IBPI przed godziną pierwszą w nocy - oznajmiła. Wskazała Hanowi, by zabrał ją do vana. Mężczyzna zniknął w nim. Blondynka odetchnęła.
- No dobrze, to poczekamy. W takim razie… Może chodźmy sprawdzić te schody, o których wspominałeś? I po drodze zajrzymy do Sunan i Waruna - zaproponowała jeszcze Morozow.

Kiedy ruszyli w stronę domu i weszli przez drzwi frontowe, dostrzegli że w kominku pali się ogień. Na kanapie siedział Suttirat, a Sunan na jego kolanach. Zerknęła w stronę wejścia, a widząc Praserta zsunęła się i usiadła obok. Warun też zerknął w ich stronę. Privat skrzywił się, ale cień zakrył jego minę. Kiedy wyszedł z niego, uśmiechał się lekko.
- Wychodzicie jedną droga, wchodzicie drugą. Ile tajemnych przejść ma ten dom? - rzucił i dopiero wtedy skapnął się, że nie powinien o tym chyba mówić przy Sunan. Czarnowłosa uniosła brwi
- Tajnych przejść? Ooo nie pomyślałam o tym. No w sumie gość był eskapistą, to mogą tu jakieś być! Znaleźliście już coś? - z jakiegoś powodu Privat odniósł wrażenie, że rzeczywiście Sunan jakby… znów była bardziej sobą…
Uśmiechnął się szerzej i szczerzej.
- On był chyba kultystą, bo jak ruszysz do grobowca w ogrodzie i zejdziesz na dół, to tam jest korytarz prowadzący do takiej sali z ołtarzem. Ale nie idź tam, tam jest strasznie. No i jest drugie połączenie z tym pokojem - Prasert wskazał palcami pomieszczenie skryte za ścianą.
Wnet Privat zmarszczył brwi.
- Ale tu jeszcze nie byliśmy - mruknął, patrząc na pomieszczenie za podwójnymi wrotami. - Musimy się tam dostać. Jeszcze zanim Alexiei zniknie - mruknął do Niny.
- To nie jest głupia myśl, niestety… Nie mamy tego klucza. Najpewniej… Najpewniej będziemy musieli go poszukać - stwierdziła.
- Albo Han zrobi, o ile zdoła - dodała jeszcze cicho.
- Przykro mi, że nie mam tu telewizji. Bo zapewne może być trochę nudno wieczorem, ale dom jest tak duży, że pewnie wszyscy sobie wymyśla jakieś zajęcia, co nie? No chyba że chcecie posiedzieć tu z nami i poopowiadać sobie straszne historie? - zaproponowała Sunan. Zapadła cisza w salonie. Najwyraźniej ten żart nie rozbawił Morozow i Alexieia, którzy naprawdę z takimi mierzyli się na co dzień.
- Może innym razem? Jeszcze chwile temu czułaś się słabo. Zrobię ci coś ciepłego do picia… - zaproponował, ratując sytuację Suttirat. Tymczasem skinął na Praserta, aby ten ruszył wraz z nim. Chyba chciał z nim pogadać. Natychmiast wyłapała to Nina i zagadała Sunan, siadając obok niej na kanapie. Alexiei tymczasem zajął fotel i westchnął, spoglądając w stronę kominka.
- Co takiego ciepłego chcesz zrobić Sunan do picia? - zapytał Prasert, idąc z nim korytarzem. - I dlaczego potrzebujesz do tego mnie, ty zboczeńcu… - mruknął pod nosem. Mimowolnie uśmiechnął się lekko. To był bardzo charakterystyczny typ humoru, który rezerwował jedynie dla najbliższych przyjaciół i to płci męskiej. Przystanął na moment i wyprostował się. Aż szczęknęło mu w kręgosłupie. Chyba jego ciało domagało się rozpaczliwie fotela i kieliszka wina. Po tak ciężkim dniu zasługiwał jeszcze na dobrej jakości papierosa. Spojrzał na Waruna z sympatią, czekając na jego słowa.
Suttirat posłał mu równie rozbawione spojrzenie. Prasert dostrzegł zmęczenie, które malowało się na jego twarzy, ale był też jakby bardziej rozluźniony niż rano. Najwyraźniej coś musiało się stać i mężczyzna poczuł się lepiej. Kiedy już minęli na korytarzu skrzynię z Zoltarem i skręcili w prawo, odetchnął.
- Nie wiem co robiliście przez ostatnie piętnaście minut, ale w pewnym momencie twoja siostra jakby się rozluźniła i kompletnie zmieniła. Znów zaczęła się zachowywać tak jak u ciebie w barze wczoraj jak ją spotkaliśmy - powiedział co miał do powiedzenia.
- Czyli była maksymalnie irytująca? Przykro mi - Privat westchnął z komicznym współczuciem.
- Dopiero wtedy zauważyłem, że wcześniej zachowywała się nieco inaczej. Jednak zdawała się pamiętać wszystko co miało miejsce w tym czasie, więc… Chociaż tyle dobrego - dodał jeszcze. Zbliżali się do kuchni i wtedy coś przykuło uwagę Praserta…
Obraz, który przedstawiał szklarnię i stojącą obok niej Harriet zmienił się. Nie było już na nim kur, szklarnia wyglądała bardziej tak jak teraz, a blondynka zniknęła, jednakże w miejscu gdzie wcześniej stała był jakiś czerwony ślad i prowadził do drzwi szklarni, tak jakby ktoś ciągnął coś po ziemi. Drzwi szklarni były też uchylone… Suttirat chyba też to zauważył, bo aż się zatrzymał.
- Co…? - mruknął zaskoczony i gapił się na malunek. Za chwilę spojrzał na Praserta.
- Co jest z tym obrazem? - zapytał przyjaciela, jakby co najmniej sądził, że skoro ten spędzał tyle czasu z Niną i jej detektywami, to sam powoli stawał się znawcą tych tematów.
- Malował je Seux. Albo ten egipski demon, który go opętał. Nie wiem czy przypadkiem stały się przez to magiczne, czy może to było celowe działanie. A może to w ogóle nie była sprawka Shesmu, tylko samodzielna aktywność tutejszych duchów - Privat wzruszył ramionami. Spoglądał na czerwony ślad. Czy kobieta z obrazu została zamordowana i zawleczona do swojej szklarni? Ale… przez kogo? Dlaczego? To przecież nie miało sensu. Czy może inaczej… Prasert w tej chwili w ogóle go nie dostrzegał. - Już nieśmiało myślałem, że może horror tego miejsca zakończył się. Zwłaszcza, że ty również uważasz, że Sunan wróciła do swojego dawnego ja. Ale to mnie cholernie zdenerwowało - warknął pod nosem. Jak gdyby obraz celowo zmienił się w tak niepokojący sposób, żeby dodać mu zmartwień. - Nie wiem co o tym myśleć - mruknął i wyjął telefon. Zrobił zdjęcie i już miał schować, kiedy zastanowił się nieco dłużej. Napisał SMSa do Kirilla Kaverina.

Cytat:
Jeszcze raz dzięki
Dopiero wtedy schował komórkę do kieszeni.
- Chodźmy powiedzieć o tym pozostałym. Obawiam się, że trzeba będzie pójść do tej szklarni. Ale powinni wiedzieć, gdzie znikamy.
 
Ombrose jest offline  
Stary 24-07-2019, 14:25   #340
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Suttirat zatrzymał go.
- Chwila, chciałem serio zrobić coś ciepłego do picia dla Sunan… Poczekasz, czy wolisz wrócić do reszty od razu? - zapytał i zerknął też na obraz, jakby obawiał się, że coś może go napaść.

Tymczasem Prasert dostał sms’a w odpowiedzi:

Cytat:
Nie ma sprawy.
Kirill odpowiedział. Najwyraźniej jeszcze nie odłożył telefonu, albo nie był czymś zbytnio zajęty.
Warun mimo niepokoju ruszył w stronę kuchni, zniknął za jej drzwiami.
Prasert oczywiście pospieszył za nim. Trochę dziwił się, że Warun nie bał się pozostać sam po doświadczeniu czegoś takiego. Zupełnie nie interesowało go, czy Prasert chciał dalej mu towarzyszyć. A może chciał czym prędzej zrobić ten ciepły napój dla Sunan. To tłumaczyło jego pospiech.
- Dobra, zróbmy herbatę wszystkim do dzbanka - rzekł Prasert, idąc szybko do kuchni. Jeszcze raz obejrzał się na straszny obraz. - Tak będzie szybko i uprzejmie - mruknął. - Weźmiemy dużo kubków.
Warun kiwnął głową i nalał więcej wody do czajnika. Potem wyjął dzbanek i jakieś kubki i ustawił na tacce.
- Wolę, by już się nie czuła źle. Poza tym, chciałem mieć pretekst, żeby zamienić z tobą słowo. Naprawdę chcesz opuścić Bangkok? - zaczął wreszcie ten niedomówiony temat, który wisiał w powietrzu i do tej pory nie wrócił.
Prasert westchnął ciężko. Seux i jego posiadłość… to było straszne, co tu się przydarzyło. Jednak przynajmniej wydawało się w pewien sposób odległe. Na co dzień Privat nie zmagał się z egipskimi demonami, duchami i podziemnymi kaplicami. To było inne, dziwne, obce. Tymczasem Warun wracał do codziennych, zwykłych problemów. Może nie wydawały się aż tak przerażające, lecz w jakiś sposób… bardziej męczące.
- Myślałem, że ty chcesz to zrobić. Nie mam żadnych planów. Ale wiem, że powinienem mieć - Prasert skinął głową. - To mnie przeraża. Chyba pragnę, aby Seux straszył i straszył, żebyśmy zostali tu na wieki. I żebym nie musiał podejmować różnych decyzji. Na przykład… co zrobić ze swoim życiem - westchnął. - Bo nie wiem, co powinienem zrobić. Gdzie być. Czy mogę wrócić do Bangkoku? Czy to jest w ogóle możliwe? - zapytał Waruna. - Myślę, że może tak… - powiedział po dłuższej chwili wahania. - Ale nie mógłbym wrócić do tego, kim byłem. Te ostatnie dni zmieniły mnie. Bałbym się zostać sam. No i pamiętaj, że moje własne problemy są wciąż nierozwiązane - westchnął, myśląc o okropnej zjawie, która go prześladowała w lustrzanym odbiciu.
Warun zastanawiał się chwilę.
- Odniosłem wrażenie, że ta twoja dziewczyna, zdecydowanie chce cię stąd zabrać. Czy mówiłeś jej już o swoich wątpliwościach? Myślisz, że będzie chciała tu z tobą zostać? Albo, że w ogóle będzie mogła? Jak dobrze zrozumiałem, pełni jakąś ważną rolę w tej całej organizacji? - zauważył mężczyzna. W międzyczasie woda się zagotowała, więc zalał herbatę w dzbanku i odczekał, aż się zaparzy, nim wyjął torebki i dodał cukier i jeszcze cytrynę.
Prasert trochę rozgniewał się. Jednak nie chciał, aby Warun to zauważył. Suttirat przyrządzał herbatę, natomiast w tym czasie Privat opierał się o kontuar bokiem do niego i krzywił się do ściany.
- Nie sądzę, że mogłaby ze mną zostać tutaj w Bangkoku. Nawet gdyby chciała. I tak, jest Koordynatorem, a to podobno znacząca funkcja. Problem jest taki, że ja… ja znam tylko Tajlandię. Nie rozmawiałem z nią na temat ewentualnej wyprowadzki. Nie mam pojęcia, gdzie indziej miałbym mieszkać. Naprawdę. Nie powiedziała mi, jeśli dobrze pamiętam, gdzie ona na co dzień żyje. Pewnie gdzieś w Rosji, skoro jest Rosjanką, ale co ja wiem… - Prasert wzruszył ramionami. - Nie chcę opuszczać Tajlandii, ale jeśli będę musiał, to to zrobię. Powiedz mi lepiej, co ty planujesz. Dalej wyjeżdżasz za granicę?
Warun myślał chwilę, po czym przytaknał.
- Tak, raczej tak… Szczerze powiedziawszy, wolałbym tu nie zostawać. Jest kilka rzeczy, które mogłyby mnie zatrzymać i tylko one warunkują czy opuszczę to miejsce, czy też nie. Na przykład… Cóż, znamy się już jakiś czas i trochę nie wyobrażam sobie braku wspólnych treningów, bo chyba trudno będzie o tak dobrego sparing partnera za granicą - zaczął Suttirat i uśmiechnął się do niego zawadiacko z zamiarem pocieszenia przyjaciela. Postawił dzbanek na tacce i podniósł całość.
- Możemy iść - zauważył.
Prasert skrzywił się.
- Kurwa, Warun… to naprawdę poważna sprawa - westchnął. - Kocham swoich rodziców, ale to tylko rodzice. Kocham Sunan, ale tak wiele złych emocji było między nami… Jesteś też ty. Mój najlepszy przyjaciel. Nie chcę się głupio roztkliwiać, ale jeżeli się rozdzielimy, to na pewno będzie mi ciebie brakować - Prasert ruszył do drzwi i otworzył je. Już i tak czuł się niezbyt dobrze z takimi uczuciowymi kwestiami. Nawet nie chciał patrzeć na twarz Waruna, bo było mu wstyd. - Ale jeżeli tak będzie chciał los, to pewnie tak będzie dobrze - powiedział głosem wyzutym z emocji. - Chodźmy do reszty. Musimy powiedzieć im o obrazie.
- Ja nie traktuję tej sprawy lekko Prasert. Po prostu daję ci do zrozumienia, że jeśli się wyniesiesz, to najpewniej wyniosę się w to samo miejsce… Na jakimkolwiek zadupiu by to nie było - rzucił i ruszył przez otwarte drzwi na korytarz. To było solidne wyznanie ze strony Suttirata, no ale w końcu byli przyjaciółmi i sporo razem przeżyli.
Prasert uśmiechnął się do niego, ale trochę niepewnie. Chciał, żeby jego przyjaciel był naprawdę szczęśliwy. Czy naprawdę odnajdzie to uczucie u jego boku? Być może powinien zamieszkać z Sunan gdzieś na ojczystej ziemi. Zapomnieć o terrorze tej posiadłości, o wszelkich strachach, potworach… o duchach, Seuxach, Fluxie…
Może też… o nim.

Doszli do salonu. Nina siedziała na kanapie razem z Sunan i dalej rozmawiały, w tej chwili o torebkach z e-bay. Alexiei wyglądał, jakby żałował, że nie poszedł z Privatem i Suttiratem do kuchni, bo w tej chwili jego umysł się już wyłączył i patrzył pusto gdzieś w sufit, wypalając w nim już niemal dziurę. Hana dalej nie było. Obie kobiety przeniosły wzrok na swoich mężczyzn i niemal równo się uśmiechnęły. Jakby kolejna wspólna rozmowa coraz bardziej zbliżała je do siebie w jakiś pokrętny, typowo kobiecy sposób.
- Zrobiliście cały dzbanek? Jak miło z waszej strony… - powiedziała Nina. Sunan popatrzyła prosto na Waruna.
- Dziękuję… - powiedziała tylko krótko. Morozow przesuneła się, chcąc by Prasert zaraz usiadł obok niej. Przyglądała mu się chwilę uważniej.
- Wszystko w porządku? - zapytała, choć mógł przysiąc, że kobieta raczej zgadywała, że coś się stało, lub zadała to pytanie wyłącznie z częstej, czułości i troski, że tyle nie wracali, niż że rzeczywiście wiedziała, że coś się wydarzyło w drodze do kuchni.
- Tak. To znaczy nie - odparł Prasert. - Choć kto wie…
Zamilkł na moment. Nie chciał robić takich przydługich wstępów, jednak też z trudem przychodziło mi poruszanie meritum sprawy. Wciąż był lekko wytrącony przez rozmowę z Warunem. Nie mógł skoncentrować się na niczym. Usiadł na kanapie z nadzieją, że Warun wszystkim naleje ciepłego napoju, także jemu. Na szczęście siedzenie było wygodne. Cicho jęknął, opierając obolałe plecy o miękkie oparcie.
- Coś jest nie tak z obrazem. Nie ma kur, nie ma damy, jest krwawy ślad prowadzący do szklarni… chyba musimy tam się wybrać - wydusił z siebie wreszcie.
Surttirat rzeczywiście nalał herbaty wszystkim, jakby przeczuwając, że każdy chętnie się napije. Tymczasem Morozow zmarszczyła brwi słuchając słów Privata.
- Jak to? Może zabranie księgi miało na niego taki wpływ? Proponuje sprawdzić go jeszcze przed pójściem spać i jutro rano, gdy będziemy sprawdzać przejście i próbować wejść tam - wskazała głową na ozdobne drzwi, następnie napiła się herbaty. Sunan już brała kolejny łyk. Siedziała teraz między Warunem i Prasertem. Na pewno nie było dla niej teraz bezpieczniejszego miejsca. Alexiei podziękował za szklankę, po czym napił się, dalej jakby zamyślony. Wygladało na to, że wieczór zapowiadał się spokojnie. Co jednak było zastanawiające, nigdzie nie było Ducha.
Prasert tak mocno chwycił ucho od filiżanki, że ta prawie rozprysła się w jego dłoni. Zmarszczył brwi. Nie chciał podnosić niepotrzebnego alarmu. Podniósł herbatę do ust i spróbował jej. Wciąż była zbyt ciepła, żeby ją pić. Lekko popiekł sobie język, ale nie przywiązywał do tego zbyt dużej uwagi.
- Kur… - przerwał przekleństwo w połowie.
Nie chciał przykuwać do siebie szczególnej uwagi, ale było już na to za późno. Głośno westchnął, spoglądając na zwrócone w jego kierunku twarze.
- To nic takiego… - powiedział. - Ale widzieliście może kota? - zapytał niby od niechcenia, ale ten ton brzmiał i tak cholernie fałszywie. - Po prostu… ten krwawy ślad na obrazie. Mam nadzieję, że nic go nie zagryzło i nie zatargało do tej szklarni - wzruszył ramionami. Nie był to szczególnie szczęśliwy ruch, bo nieco herbaty wylało się na jego prawe udo i lekko popiekło go.
Nina położyła mu ostrożnie dłoń na ramieniu. Pogłaskała.
- Widzę, że się tym martwisz. Jest już ciemno, ale jeśli chcesz możemy pójść do szklarni i sprawdzić. Ostatni raz widziałam Ducha tutaj, ale rzeczywiście, gdzieś przepadł gdy poszliśmy do gabinetu i na dół - odpowiedziała. Pozostali tylko pokręcili głowami. Wyglądało na to, że kot zapadł się pod ziemię. Albo znów zaplątał się gdzieś na posesji. Poza tym, był kotem, zapewne mógł po prostu wyruszyć na polowanie. Morozow przysunęła się i ostrożnie cmoknęła Praserta w policzek, jakby chciała przynieść ukojenie jego niepokojowi. W końcu jasnym było, że też się o niego martwiła i nie chciała, by stresował.
- Idziemy? - zapytała chcąc sama również sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
- Idziemy - Prasert skinął głową. - Cholera, nie chce mi się wstać z tego fotela. Ale ten kot mnie niepokoi. Sunan, w ogóle karmisz go? - zwrócił wzrok na siostrę. - I poisz? - rozejrzał się w poszukiwaniu misek z karmą i wodą. Nie pamiętał, czy były w kuchni. - To wiejski kot, ale ja bym nie stawiał na to, że sam się wyżywi… nie przypominam sobie, żebym słyszał jakieś myszy na terenie posiadłości, choć pewnie są na polach. Tylko nie wiem co z tą herbatą, bo wystygnie nam do tego czasu. To nie jest jednak ogromny problem - przyznał po chwili wahania.
Sunan uniosła brwi i odwróciła się do Praserta.
- Kota? Jakiego kota? - zapytała ewidentnie zaskoczonym tonem. To zwróciło uwagę wszystkich.
- No Ducha, wczoraj go przechrzciliśmy. Mieszkał tu z tobą, taki rudy… - zaczął Warun i Privat usłychał napięcie w głosie przyjaciela. Nina poruszyła się i wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Alexieiem. Mężczyzna podniósł się i ruszył na zewnątrz.
- Chodź, jak ostygnie to nic się nie stanie - powiedziała Nina i podniosła się. Odstawiła swoją filiżankę na stolik.
- Chodźmy wszyscy. Nie chce znowu usłyszeć w dali czyjegoś rozpaczliwego krzyku. Chyba lepiej jest mieć wszystkich pod ręką - zetknął niepewnie na Sunan. Morozow zerknęła na niego z lekko zdziwioną miną, ale nie podejmowała tematu.
Kiedy odkładał filiżankę, zmarszczył brwi. Uświadomił sobie, że jego własne słowa były dla niego… zagadką. Przecież nie przypominał sobie, żeby słyszał jakieś wrzaski. Dlaczego więc to powiedział? Chyba był już naprawdę zmęczony. Jednak nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek. Niestety atrakcje tego domu nie miały końca.
- Wyjdziemy drzwiami za kuchnią - mruknął. - Chce upewnić się po drodze, czy obraz nadal ukazuje tę scenę Wszyscy zgodnie pozostawili herbatę i ruszyli do kuchni. Sunan wzięła Waruna pod ramię i rozglądała się.
- Ale o co chodzi? Mój dom jest nawiedzony, czy coś? - zapytała go szeptem. Mężczyzna uspokoił ją, że nic jej nie grozi, bo duchy przecież nie napadają dużych grup ludzi i żeby się niczym nie martwiła… Nina tymczasem szła tuż przy boku Praserta. Ten punkt stał się już chyba jej ulubionym miejscem, niemal naturalnie za każdym razem, gdy dokądś szli lądowała po jego lewej stronie.
Kiedy ruszyli, Prasert zerknął dyskretnie na Sunan. Za każdym razem, kiedy to robił, mimowolnie próbował doszukiwać się w jej twarzy brata. To było dziwne uczucie i choć teraz był obiektywnie piękna kobietą… Privat i tak mógł dostrzec jego rysy. Tyle że Sunan zawsze miał dużo bardziej delikatną urodę. Zawsze skrupulatnie usuwał zarost i pielęgnował cerę oraz włosy.
- Jesteś pewna, że nie kojarzysz żadnego kota? Chciałaś nazwać go Chujem - przypomniał. - Postaraj się - poprosił.
Sunan zerknęła na niego przez ramię i zmarszczyła brwi.
- Przyrzekam, że nie pamiętam żadnego kota… A myślę, że zdecydowanie zapamiętałabym takiego, którego chciałam nazwać Chujem… - odpowiedziała. Minęli szafę z Zoltarem, a następnie skręcili w prawo. Prasert miał już wrażenie, że przechodził ten korytarz niezliczoną ilość razy w ciągu tych dwóch dni.
Dotarli wreszcie do drzwi kuchni. Nina podała Warunowi latarkę. Na korytarzu było ciemno, ale nieco blasku z zewnątrz wdzierało się tu przez okno naprzeciw drzwi do kuchni. Mimo to, za mało. Mężczyzna poświęcił na obraz i wszyscy zamilkli. Tak jak Prasert zapamiętał - nie było na nim zwierząt, a w miejscu, gdzie wcześniej stała blondynka była ziemia ubrudzona szkarłatem, ciągnącym się aż do drzwi szklarni. Nina nie zareagowała, Warun rownież nie, bowiem widział to już wraz z Privatem… Jednak osoba, która wcześniej nie była niczego świadoma - Sunan, wzdrygnęła się i zasłoniła usta dłonią. Zmarszczyła brwi. Jej oczy zabłyszczały w niepokoju i tak podobna do Sunana, Sunan dawno nie była. Prasert znał tę minę. Miewała taką, gdy był w szpitalu… Kiedy to wszystko się zaczęło…
Przekrzywiła głowę najpierw w lewo, a potem w prawo. Privat niemal mógł zabawić się w jasnowidza i zapowiedzieć z wyprzedzeniem jak zareaguje za moment. Sunan odsłoniła usta i grymas lekko wykrzywił kąciki jej ust w dół. Pomiędzy jej brwiami pojawiła się ta charakterystyczna zmarszczka. Gdyby nie sukienka, piersi i sposób w jaki wisiała na ramieniu Suttirata, Prasert mogłby przysiąc, że stał przy nim jego brat, nie siostra.
- Co do cholery… - szepnęła zaszokowana, przełykając ślinę.
Privat cicho westchnął. Mruknął coś pod nosem, ale nikt nie był w stanie usłyszeć, co takiego. Nawet Nina, która znajdowała się najbliżej niego.
- Jak widzisz, droga siostro, trzeba tę sprawę zbadać - rzekł Prasert. - Nie martw się, w grupie siła - powiedział nieco ciężkim i w ogóle niepocieszającym tonem.
Nie był pewien, jak dokładnie powinien zareagować w tej sytuacji. Może należało w tym momencie wytłumaczyć Sunan istnienie spraw nadnaturalnych… ale Privat po prostu nie miał na to siły. Zresztą co takiego mógłby powiedzieć? Prasert spodziewał się dosłownie wszystkiego po swojej siostrze od czasu, kiedy ta obwieściła zmianę płci. Nie zdziwiłby się, gdyby rozpłakała się i zaczęła walić głową o ścianę. Dlatego bał się mówić cokolwiek, bo jeżeli już Sunan miała zareagować tak emocjonalnie, to Prasert wolał, żeby miało to miejsce nie z jego powodu. Jeszcze raz ciężko westchnął pod nosem. Wydawało mu się, że był przymierającym sześćdziesięciolatkiem, a nie młodym mężczyzną w sile wieku.
- Wszystko w porządku? - zapytał tonem sugerującym odpowiedź.
Sunan zerknęła na Praserta.
- Wszystko w porządku? Właśnie obraz, który jest… Obrazem, zmienił się. Nie sądze, by któreś z was było malarzem, a dodatkowo obraz nie wygląda na świeżo odnowiony, czy przemalowany, więc to raczej żaden żart… To nie jest w porządku. Nie rozumiem jak to w ogóle możliwe… Tu są serio jakieś duchy prawda? Kupiłam nawiedzony dom... - zmartwiła się i pokręciła głową. Warun objął ją ramieniem. Pogłaskał po ramieniu. Zachowywał się opiekuńczo i to nie było nic dziwnego, Prasert wiedział, że Suttirat taki po prostu był. Dbał o osoby, na których mu zależało. Nina podeszła do obrazu i potarła go palcami. Był normalny. Stary. Po prostu sam pejzaż się zmienił, ale od czasu, gdy widzieli go po raz ostatni nic nowego nie doszło, a to właśnie było coś nietypowego, bo wcześniej za każdym razem obraz był odrobinę inny…
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172