Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2019, 14:23   #337
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Tyle że… bez otwarcia tej księgi nie będziemy wiedzieć, co w sobie zawiera. Rzecz jasna - pokręcił głową. - Mam pomysł - rzekł i wyjął telefon. Sprawdził, czy ma zasięg. Miał.
- No niestety. A naprawdę dobrze byłoby wiedzieć z czym mamy do czynienia, nim tak naprawdę wyniesiemy ją stąd. No chyba, że wolimy jednak nie ryzykować? - zapytała Nina i spojrzała po zebranych. Alexiei wzruszył ramionami, Han chyba wolałby ją otworzyć. Nina natomiast przyjęła postawę neutralną, pozwalając innym głosować i zapewne chcąc dopiero na koniec wydać swój osąd, jako głos ostateczny.
- Wolimy ryzykować - Prasert odpowiedział. - I wolimy nie ryzykować - dodał nieco ciszej.

Cytat:
Jeżeli za dwadzieścia minut nie wyślę do ciebie drugiego SMSa, uratuj nowego przyjaciela. Powiedz mi wtedy, że nie mam otwierać księgi. W zamian dostaniesz ode mnie karnet na darmową resuscytację. Oraz solidny uścisk dłoni.
Privat wysłał wiadomość do Kirilla Kaverina i schował telefon do kieszeni. Odetchnął głębiej i wyprostował się. Podszedł do ołtarza. Spojrzał na księgę o metalowej okładce. Teraz czuł się już nieco pewniej. Tylko czy naprawdę mógł polegać na mężczyźnie, którego prawie nie znał? Prasert uznał, że nie może. Ale i tak zaufa mu. Może był głupcem, może tylko odważnym człowiekiem… pewnie dowie się za chwilę, która z tych opcji była właściwa. W zależności od tego, czy zginie na miejscu, a czas nie zostanie cofnięty… czy może raczej po prostu otworzy tę księgę i naprawdę nic się nie stanie. Privat uświadomił sobie, że nie zabezpieczył się wcale przed długofalowymi potencjalnymi skutkami ubocznymi. Jeżeli wpuści do siebie kolejnego pasożyta, najprawdopodobniej tego nawet nie poczuje. Skutki tego odczuje dopiero po pewnym czasie, kiedy Kirill nie będzie mógł mu już pomóc. Ale mimo wszystko cieszył się, że jeżeli z tej księgi wyskoczy Shesmu i ich wszystkich pożre na miejscu, to przynajmniej nie będzie ostatecznym zakończeniem historii zebranych tu ludzi.
Nie czekał długo na odpowiedź zwrotną od Rosjanina. SMS był krótki:

Cytat:
Postaram się, ale uważaj.
Prasert miał więc pewność, że Kaverin będzie miał na uwadze jego słowa i w razie czego cofnie czas za dwadzieścia minut.
Westchnął głębiej i otworzył księgę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=nrx5jm8Sb2Y[/media]

W pierwszej chwili nic się nie wydarzyło. Okładka rozwarła się, ukazując wszystkim pierwszą stronę z jakimś odręcznym pismem. Jednak, w momencie, kiedy strona przeskoczyła o jedną dalej, pociągnięta szwem za okładką, wszyscy dostrzegli symbol. Prasert i Nina widzieli go na amulecie na obrazie Seuxa… I nim ktokolwiek, cokolwiek powiedział, symbol zabłyszczał intensywnie na zielono, po czym z księgi wystrzelił w górę zielony promień i zniknął. Cały dom jednak zdawał się jakby zatrząść w posadach, co najmniej jakby odetchnął, zbudzony po długim śnie.
Prasert westchnął głębiej. Jego usta mimowolnie rozwarły się. Tak… czegoś takiego spodziewał się… choć nie w podobnej formie. Czuł się zaskoczony, choć przecież nie powinien! Mimo wszystko była pewna różnica w wyczekiwaniu dziwności i doświadczeniu jej. Prasert poczuł dreszcze na przedramionach. Ciarki przeszły wzdłuż jego kręgosłupa.

Nina zbladła, bardzo powoli rozglądając się, niemal nieprzytomnie po otoczeniu. Niby patrzyła na ściany i sufit, ale jednak zdawała się nieobecna, obserwując coś dalej. Obaj mężczyźni również nic nie mówili, ale Alexiei aż przytknął dłoń do skroni i przeklął po rosyjsku. Han tymczasem przerzucił następną stronę i zaczął czytać.
Coś się wydarzyło… Pytanie tylko… Co…?

I nagle rozległ się przeraźliwy wrzask odbijający się echem od ścian korytarza. Pochodził z dalszej odległości. Zdecydowanie należał do Sunan. Prasert spodziewał się bardziej, że coś przydarzy się którejś z obecnych tu osób. A nie, że jego siostra będzie w jakimś niebezpieczeństwie! Starał się przewidzieć wszystko, ale chyba jednak brakowało mu sprytu. Zresztą od początku wiedział, że nie powinien otwierać tej przeklętej księgi.
- Wy… zostajecie tutaj. Wyczytajcie z niej wszystko i sfotografujcie ją, zanim zamknie się na dobre - Prasert powiedział tak szybko, jak tylko mógł. Ale jego głos brzmiał bardzo żałośnie. To były tylko dwa zdania, przy czym tylko jedno złożone, a i tak jąkał się tragicznie. Zadrżał. - Warun powinien być z nią - rzekł i ruszył biegiem w stronę korytarza. - Wyślijcie mi SMS, jeżeli wasze życie będzie zagrożone! - wrzasnął, opuszczając pomieszczenie.
Cały czas uważnie patrzył na zegarek. Nie chciał, aby Kirill cofnął czas przedwcześnie. Doszedł do wniosku, że najwyżej poprosi go, żeby uczynił to wcześniej, lub później - w zależności od okoliczności. Cieszył się okropnie, że miał zasięg. Inaczej potęga Kaverina byłaby nic nie warta.
Nie zdążył dosłyszeć odpowiedzi pozostałych. Dość szybko dostał się do schodków w biurze Seuxa, którymi dostali się do rytualnej komnaty. Wbiegł na górę i potem przez drzwi i korytarzyk. Znalazł się w salonie.
Na środku pomieszczenia stała Sunan. Przestawiała ozdoby na kominku i nuciła coś pod nosem cicho. Prasert zastygł w bezruchu. Znowu, nie tego się spodziewał. Zmarszczył brwi i spojrzał nieufnie na swoją siostrę. O ile to była ona. Doskoczył do niej i chwycił ją mocno za głowę. Chciał ją nakierować tak, aby spojrzeć prosto w jej oczy. Znał Sunana, znał również Sunan. Rozpozna obcą istotę w tym ciele. To było jedyne rodzeństwo, jakie posiadał. Spędził z nim dzieciństwo. I kochał je. Musiał je też obronić. Właśnie dlatego tu był. Nie zadał na razie żadnego pytania. Zdał się na własną intuicję oraz wyczucie. Coś więcej, niż mogłyby mu dać tysiące słów Sunan.
Ciemnowłosa wzdrygnęła się kiedy do niej doskoczył. Popatrzyła na niego uważnie. Widział, że jego napad lekko wystraszył ją, ale i zaniepokoił. Obserwowała go uważnie, ale odniósł wrażenie, że mimo wszystko coś jest nie tak. Oczy jego siostry wydały mu się nieco bardziej nieobecne i jakby patrzące inaczej niż zwykle. Kobieta przechyliła głowę.
- Co się stało Prasercie? - zapytała w końcu przerywając ciszę.
Mężczyzna wpatrywał się w jej oczy tak głęboko, że w normalnych okolicznościach już dawno temu byłoby to niekomfortowe zarówno dla niego, jak i dla niej. Najgorsze było to, że nie umiał doczepić się do niczego konkretnego. Tęczówki Sunan nie były żółte. Jej białka nie zabarwiły się na czarno. A jednak coś było tak bardzo nie tak…
- Gdzie jest Warun? - zapytał głośno i wyraźnie akcentując każde kolejne słowo. W tej chwili jemu mógł zaufać bardziej, niż jej. Kurwa, przecież wrzeszczała tak, że było ją słychać aż daleko w podziemiach! A teraz porządkowała ozdoby na kominku? Miał ochotę nią potrząsnąć tak mocno, jak to zrobił, po przybyciu do tej posiadłości. Ale wiedział, że niczego by tym nie osiągnął. To nie była metoda egzorcyzmów, na której mógłby polegać.
Kobieta jakby w pierwszej chwili nie zrozumiała o kogo ją zapytał. Po chwili jednak otworzyła szerzej oczy i zdawała się wystraszona. Spojrzała w bok i gdzieś za Praserta. Znajdowały się tam schody na górę.
- Poszedł, ale nie szukaj go - poprosiła go wręcz błagalnie. Brzmiała, jakby się czegoś bardzo obawiała, aż się nieco zatrzęsła.
- Jeżeli coś mu zrobiłaś… zrobiłeś… - Prasert spojrzał na Sunan lodowato. Użył czasownika w formie męskiej nie ze względu na biologiczną płeć Sunan, ale fakt… że w środku mógł znajdować się Shesmu. Z jakiegoś powodu przyznał bogowi lub demonowi męskie końcówki. - Chodź ze mną, nie zostawię cię już samą, młoda damo - warknął niczym surowa guwernantka.
Chwycił Sunan mocno za nadgarstek i pociągnął w stronę schodów na góry. Miał nadzieję, że odnajdzie Waruna całego i zdrowego.
- Suttirat, do mnie! - wrzasnął na całe gardło. Chyba jeszcze nigdy nie emanował taką czystą pewnością siebie i siłą. Musiał to wszystko uporządkować, jakoś ogarnąć. Naprawić, co zostało zepsute, a na samym początku… w ogóle zdiagnozować usterkę. Sprawdził zegarek. Ile miał czasu, zanim Kirill cofnie czas.
- Nie, nie, proszę nie zabieraj mnie do niego… Nie - prosiła, aż w końcu zatrzymała się i Prasert poczuł jakby zderzył się ze ścianą. Jednak… Zamiast to on rozbiec się i na nią wpaść, to ściana uderzyła w niego tak, że aż go odrzuciło od Sunan. Rozpłakała się i uciekła gdzieś w stronę kuchni. Prasert został sam, leżąc na podłodze dobre trzy metry od miejsca gdzie chwilę temu był i ledwo dysząc. Tymczasem odzewu od Suttirata nie było.
Minęło zaledwie sześć minut od wiadomości do Kirilla…
- O, kurwa, zobaczysz… - Prasert warknął pod nosem. Przechylił głowę, spoglądając z nienawiścią na niewidzialną ścianę. Czyli… tak właściwie w przestrzeń przed sobą. - Myślisz, że masz jakąś siłę? Nie masz żadnej. Jeszcze czternaście minut i wrzucę cię w płomienie - warknął.
Spróbował wstać. Nie sądził, żeby Sunan przytrafiło się coś tragicznego. Przynajmniej jej ciało było nienaruszone, a w takim razie i psychika mogła zostać uzdrowiona. Miał taką nadzieję. Jeżeli Shesmu rzucił na nią czar, to może go przełamią. Ale Warun… nie miał zielonego pojęcia, co się z nim stało. Sunan prosiła, żeby nie zabierać jej do niego. To nie miało najmniejszego sensu! Prasert jeszcze raz spróbował ruszyć na pierwsze piętro. Jeśli nie ze swoją siostrą, to bez.
Zdołał dostać się na górę i wtedy usłyszał kroki pochodzące jeszcze gdzieś z góry. Jedna z desek na wyższym piętrze zaskrzypiała. Kiedy już miał ruszyć w stronę schodów na górę, drzwi do sypialni Seuxa zatrzasnęły się gdzieś za jego plecami. Kiedy obejrzał się na moment, a potem znów spojrzał przed siebie w stronę korytarza ze schodami na piętro, na środku stała mała Sophie. Ściskała zakurzonego misia i patrzyła prosto na niego.
- Przepuść mnie - Prasert powiedział oschle. Spojrzał na ducha z góry. Cały się spiął, ale musiał być silny. Gdyby chodziło tylko o niego, pewnie przewróciłby się i czołgał w przeciwnym kierunku. Ale tutaj musiał uratować zarówno Sunan, jak i Waruna. Bez tych dwóch osób w jego życiu tak naprawdę pozostawała jedynie Nina. Dla nich był w stanie przełamać lęk. Ruszył, dość powoli, ale jednak, w stronę Sophie. - Przepuść mnie - powtórzył. - Moja rodzina jest w niebezpieczeństwie.
Sophie obróciła misia w rękach.
- A gdy moja była, nikt się tym nawet nie przejął. Czemu miałabym przejąć się twoją? - zapytała zaskakująco rozumnie jak na pięcioletnie dziecko. Znów na niego popatrzyła i rzeczywiście, mimo że jej oczy były puste i czarne, odniósł wrażenie że widział w nich zrozumienie i doświadczenie, które opowiadało jakąś poważną historię.
- Sophie! - rozległ się kobiecy głos gdzieś zza pleców Praserta. Karcący. Dziewczynka wzdrygnęła się i wbiegła przez drzwi do swego pokoju.
Co się tu do cholery działo?!
Godzina duchów.
Sam ją wywołał.
- Teraz się przejmuję. Twoją rodzina - Prasert westchnął cicho, patrząc na drzwi prowadzące do jej pokoju. Nie dostał już niestety żadnej odpowiedzi.
Następnie wzdrygnął się. Spotkanie z nadnaturalnym za każdym razem wstrząsało nim. Ale teraz nie mógł sobie pozwolić na rozczulanie się nad dziwnością tego, co mu się przytrafiało. Nie marnował już ani chwili dłużej. Ruszył w stronę schodów prowadzących na górę. Co do jasnej cholery Warun robił tak wysoko? Przecież miał obowiązek opiekować się Sunan. Prasert miał ochotę ukręcić mu łeb za to, że kazał mu tak bardzo martwić się o niego.
- Suttirat! - wrzasnął. - Lepiej dla ciebie…
“...żeby to Shesmu dopadł cię, zanim ja to zrobię”
“...żebyś miał naprawdę dobrą wymówkę”
“...żebyś był cały i zdrowy, inaczej cię zabiję”
Privat nie miał czasu dokańczać długiej wypowiedzi. Schody czekały przed nim i musiał je wykorzystać.
Kiedy wbiegł na górę, znów znalazł się w sali z rekwizytami i narzędziami do tortur. Dostrzegł jednak, że drzwi, które wcześniej były zamknięte, teraz… Teraz były otwarte na oścież. Mógł dostrzec jakieś pomieszczenie, ale nie widział dokładnie co tam było, póki nie zbliży się do drzwi. Biegł sprintem. Nie wahał się ani przez chwilę. Przecież po to właśnie tu był. Jeżeli zginie, to przynajmniej jego śmierć miała jakiś sens. Starał się uratować przyjaciela. Ale wierzył w Kirilla Kaverina stanowczo zbyt bardzo. Jeżeli Rosjanin wyprowadzi ich z tego wszystkiego, to będzie mu winien naprawdę ogromną przysługę.

Ale Prasert nie myślał o nim, zbliżając się do drzwi. W jego głowie była wielka pulsująca myśl, aby poruszać się szybciej od błyskawicy. Wypatrywał zagrożeń ze wszystkich stron. Był gotowy rzucić się na pocisk wystrzelony w stronę Waruna. Ale na razie nie widział ani przyjaciela, ani wroga z bronią, ani zagrożenia… Jedynie otwarte drzwi. Znaczące wszystko i nic.
Znalazł się w pomieszczeniu, w którym stał fotel. Był zrobiony z metalu, ale miał też jakieś drewniane dodatki. Były do niego przytroczone rzemienie na podłokietnikach i na poziomie szyi osoby siadającej na nim.
Pomieszczenie było puste, jednak to co zamurowało Praserta, to było lustro. W lustrze widział dużo więcej…

W fotelu siedziała kobieta. Blondynka. Oddychała ciężko. Była przytroczona pasami. Miała na sobie niebieską sukienkę, której ramię było lekko naddarte. Rozglądała się nerwowo, tyle ile mogła. Nie widziała Praserta, ale Privat dostrzegł, że przez pomieszczenie szedł inny mężczyzna pochodzenia tajlandzkiego.
Seux szedł powoli przez pokój. Jego twarz wyrażała kompletnie nic. Zbliżył się do fotela i kobiety. Pogładził ją po policzku.
- Trzeba było nie węszyć, słodka Irmo… Trzeba było nie wchodzić tam, gdzie nie było ci wolno… - odezwał się Seux. Jego oczy błysnęły głęboką zielenią. Tą samą, którą Prasert widział w księdze. Mężczyzna podszedł do ściany. Była tam wajcha, której wcześniej Prasert nie zauważył.
- Nie błagam, Seux! - krzyknęła przerażona blondynka.
- To już dawno nie on… - odpowiedział mężczyzna. Uśmiechnął się podle i nacisnął wajchę. Praserta aż wzdrygnęło, kiedy zobaczył jak ciało kobiety zaczął maltretować prąd…
Jego umysł pracował… Irma zginęła przez wypadek - porażenie prądem… Przynajmniej tak mówił artykuł... Chwilę później obraz w lustrze zniknął. Był tylko on i pusty pokój z krzesłem.

Prasert poczuł się słabo. Właśnie zobaczył, jak kobieta została zamordowana z zimną krwią. Na elektrycznym krześle, niczym najgorszy zbrodniarz. Jego kolana lekko drżały. Oparł na nie dłonie i zwiesił lekko głowę. Zły duch przejął władzę nad Seuxem. Czy każdą żonę zamordował? Córkę też? A w takim razie… co wydarzyło się na samym końcu? W jaki sposób zginęła cała trójka? Zelia, Paitoon i Seux? Pierwszą dwójkę jeszcze był w stanie zrozumieć, to była robota Shesmu. Ale dlaczego opętany mężczyzna postradał życie? Czy ktoś zrozumiał, że kieruje nim siła nieczysta? Czy dlatego został przebity włócznią?
Zło wokół nabierało coraz bardziej realnych kształtów. Jego obliczem był Shesmu. A ten pochodził z księgi. Prasert zrozumiał, że należało ją zniszczyć. Może wtedy zło pod postacią tego demona zniknie z powierzchni ziemi. Rzucić księgę w płomienie. Może metal nie spłonie, ale karty zawarte pomiędzy okładkami na pewno zajmą się ogniem. Jeżeli to nie naprawi sytuacji, to Prasert nie widział ratunku.


Ale najpierw… musiał znaleźć Waruna!
- Kurwa, gdzie jesteś?! - wrzasnął tak głośno, że aż gardło go rozbolało. Zaczął się obracać wokoło własnej osi. Widział elektryczne krzesło, wajchę, lustro… a w nim własną twarz. Bladą, ale oczy zaróżowione i błyszczące. Jakby miał zaraz rozpłakać się. Podniósł ręce i wczepił jedną w drugą. Oddychał niespokojnie przez nos. Powietrze przepływające przez nozdrza wydawało odgłos… który wydawał mu się tak głośny. A to może cisza panująca wokoło tak go przygniatała. Czuł łzy zbierające się nad dolną powieką. Przymknął oczy i wtedy wilgoć spłynęła po jego policzkach. Był na nią zły. Jakby miał namalowane na twarzy dowody własnej słabości. Z drugiej strony… posiadał w sobie również jakąś naiwną nadzieję, że bogowie zobaczą jego udrękę i zniszczą złego ducha. Prasertowi wydawało się, że słyszał zewsząd jego śmiech. Wyzierał z każdego rogu, czaił się w każdym cieniu i spoglądał na niego. Drwił z niego. Bawił się nim. A Privat był tylko człowiekiem i czuł się bezradny w swoim położeniu. Nie wiedział, gdzie miał pójść, żeby odnaleźć Waruna. A, co jeżeli ten już nie żył? Albo, co gorsza, został wciągnięty do cienia, do jakiegoś innego wymiaru i teraz Prasert już nigdy go nie odnajdzie? Rozpłynął się na zawsze? O Sunan również się martwił. Ale łatwiej mu to było znosić, gdyż palił go również lekki gniew, czy wybrała AKURAT TĄ posiadłość z dosłownie wszystkich na całym świecie. Do kurwy nędzy.
- Warun! - o dziwo głos Praserta nie zabrzmiał płaczliwie. Wręcz przeciwnie. Tak, jak gdyby od kilku dekad wyżywał się w zespole metalowym i teraz wydobył z siebie całe swe doświadczenie. Zbiegł na dół. Jeżeli nie wiedział, gdzie znajdował się Suttirat, to przeszuka cały ten cyrk. Pomieszczenie po pomieszczeniu, korytarz za korytarzem. Zajrzy w każdy kąt i w każdą kryjówkę. Jeżeli będzie trzeba, to wyjmie widelec z szuflady kuchennej i wygrzebie nim zaprawę w murach zamkniętych pokoi. Przedostanie się do nich. Jeżeli rozpacz Privata była benzyną, a niemoc iskrą… to wkrótce mógł zapłonąć bardzo mocny gniew.
 
Ombrose jest offline