24-07-2019, 17:06
|
#204 |
Markiz de Szatie | Ostlandczyk wyszedł pierwszy na spotkanie nacierających kultystów. W tej chwili nie myślał o niczym innym, niż walka. Ze spokojem obserwował zbliżających się przeciwników. Dopasował rytm swoich ruchów do tempa pierwszego wroga i ciął wyprzedzająco. W tym samym momencie usłyszał świst strzały, mimowolnie wzdrygnął się i klinga nie sięgnęła przeciwnika. Zobaczył lotkę tkwiącą w ramieniu kolejnego kultysty, która nawet na chwilę nie spowolniła jego natarcia.
Złowił uchem charakterystyczny zgrzyt okuć, świadczący o tym, że Konrad i Liwia dobywali broni.
Kapłan zmęczony ognistym pokazem, musiał wyraźnie dziękować swemu Bogu, bo chwilowo nie włączał się do potyczki. Może wierzył w umiejętności szermiercze kompanów, a może to Sigmar zadecydował, że starczy już łask, jak na jeden dzień?
W następnej chwili bladolicy najemnik uchylił się zwinnie przed morderczym ciosem topora, który musnąwszy krawędź tarczy, tylko ześlizgnął się nad nią. Następny wróg, jak kolejna, dzika fala przyboju, uderzył z niezwykłą wprost zaciekłością. Wolken odczuł ten atak, pewnie zasłoniwszy się tarczą, przyjął uderzenie, zatrzymując jego cały impet. Ramię zabolało, chmara drzazg odpadła z furkotem z tarczy, najemnik postąpił też dwa kroki do tyłu, łapiąc oddech i przygotowując się do kolejnego starcia. Nieoczekiwanie pojawiło się wsparcie. Przeciwnik wbił wzrok nad jego lewe ramię. Wolkenowi mignęło przed oczami stylisko topora. Po chwili usłyszał odgłos uderzenia i jęk zranionego przeciwnika. Szarżujący krasnolud omal nie przypłacił udanego ataku ranami, ponieważ ułamek sekundy za długo wyszarpywał broń uwięzłą w ciele ofiary. Wystawił się tym samym na rozpaczliwe ciosy, które szczęśliwie chybiły krzepkiego ciała Khazada.
Walka rozgorzała na dobre. Kolejny przeciwnik pojawił się w polu widzenia, dzierżąc broń dwuręczną, z grymasem fanatyzmu na twarzy.
Ostatnio edytowane przez Deszatie : 24-07-2019 o 22:05.
|
| |