Lina; proponujesz wyprawę do Veneran. W końcu czeka tam na ciebie żarcie w promocji... XD
Amelia; kiedy drwal odchodzi, Amelia w zamyśleniu mruczy;
- Hm, skoro był tutaj bez przerwy od trzech dni, może wiedział coś o tym porywaczu?...
Filia; Szelest w krzakach wywołuje w tobie kolejny atak szału. Nie zważając na fakt, iż w krzakach szeleścić może kolejny drwal, który najzwyczajniej poszedł za potrzebą, chwytasz za maczugę i ruszasz do ataku! Fachowy zamach, cios... i w powietrze z prędkością światła wylatuje Xe.... Er? OO’ Ależ się ten Xellos zapuścił! Oo’ Przytył, nie golił się chyba z... zaraz, mazoku się golą? XD Z pewną dozą uroczej niepewności obserwujesz wielką, czarną, włochatą kulę, dzięki tobie przemierzającą przestworza i znikającą ostatecznie na horyzoncie.
Lina, Gourry, Zelgadis, Amelia;
Zadzieracie głowy i odprowadzacie wzrokiem wielką, czarną, włochatą, latającą [nie z własnej woli] kulę.
Zelgadis wygląda, jak zwykle, na najmniej poruszonego widokiem wielkiej, czarnej, włochatej kuli wystrzelonej na orbitę za pomocą maczugi.
- To na pewno nie był Pan Xellos! – jęczy
Amelia. – Prędzej niedźwiedź! W sumie lepszy niedźwiedź na orbicie, niż Pan Xellos wystrzelony na nią wbrew jego woli! – palnęła przysłowiowo. – Pan Xellos na pewno błyskawicznie by wrócił [a niedźwiedziowi przynajmniej zajmie to trochę czasu i jest szansa, że wymięknie gdy przypali futro pod wpływem tarcia, wchodząc w stratosferę] ^_^’.
Wszyscy słyszycie głośne warczenie wszędzie wokół, więc zwieracie szeregi. Kolejną rzeczą którą słyszycie jest paniczny wrzask drwala, oddalający się ku miasteczku [stad wniosek ze drwal zwiał co sił w girach]. Pomiędzy drzewami, krzakami i paprotkami wokół was majaczą ciemne sylwetki jakichś wielkich zwierząt. Istoty te otoczyły was i powoli skradają się ku wam. Wkrótce pierwszy ze stworów wyłania się spośród zieleni z dziwnym, głośnym ryko-sykiem.
- Co to jest?! – jęczy z obrzydzeniem
Amelia. – Panie Jiras, to ch-chyba pańscy krewni! N-niech pan coś im powie! – szarpie liska.
Skulony i roztrzęsiony Jiras ‘przyjaźnie’ wyciąga dłoń do warczącej bestii.
- W-witam szanownego pana, p-piękną pogodę mamy, prawda? ^_^’
Lina; Gourry, Zelgadis, Filia;
[scenka w tle – płaczliwy wrzask
Amelii i Jirasa, ryk bestii. Amelia wisi uczepiona gałęzi któregoś drzewa, a Jiras dynda schwycony jej nogi, przebierając bezradnie własnymi tylnymi kończynami. Wielki czarny ‘wilk’ podskakuje raz za razem, kłapiąc szczęką tuż pod rozhisteryzowanym Jirasem]
- Waaaaah, co my pan powiedział!??!?!!? – płacze Amelia.
- Nie wiem, może pomyliłem dialekty!!!!!! – skamle Jiras.
Z krzaków wylania się tymczasem więcej dziwnych, przerośniętych wilków. Jest ich około 12, na tak zwane oko.