Morwena jeszcze przez chwilę patrzyła w stronę Oswalda. Proces ten przerwało podłużne ziewnięcie.
- Dobrze. Ufam wam, jesteście dobrymi ludźmi. - Głos senny zmęczony, mówił prawdę. Dziewczyna zwinęła się w 'kłębek' i po chwili słychać było miarowy spokojny oddech. Zdecydowanie im ufała w końcu by pozostawić się w pozycji największej bezbronności w towarzystwie dwóch ledwo co poznanych ludzi. Szaleństwo albo głupota.
Dar w tym czasie dorwał się do rzuconych na ziemie troczków doczepionych do reszty ubioru i nie dość że się na nich położył to zaczął je obgryzać. Pewnie dalej w noc wróci do swojej pani na łózko ale póki co miał parę elementów ubioru do zamordowania.