Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2019, 10:52   #26
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Jamash zazgrzytał ze złością zębami, ale przełknął własną dumę i nie odezwał się. Zaczynał życie od nowa, więc musiał pogodzić się z tym, że i pozycji wysokiej mieć nie będzie. Cóż, i tak teraz było lepiej - członek załogi bojowej to znacznie wyżej niż majtek. Wiadomośc o potencjalnych wrogach przyjął z uśmiechem, w końcu to był najlepszy sposób na zdobycie statku: zająć cudzy, a jeszcze lepiej taki, który był napastnikiem. Kontrakt został przez undine przeczytany od deski do deski, zanim ten go podpisał. Wszystko się zgadzało, odniesienia do Kodeksu Besmary, a także prośba do bogini, by ta osobiście ukarała każdego, kto złamie dane słowo.

Wychodząc, myślał tylko o tym, żeby porządnie się najeść - przez najbliższe tygodnie miał żywić się żarciem pokładowym, więc żołądek zdecydował, że musi to sobie zawczasu wynagrodzić. Alkohol alkoholem, ale podczas rejsów zawsze brakowało mu porządnej strawy.

***

Słysząc zaczepkę Manei, undine prychnął, wyraźnie rozbawiony.
- Ja mam służyć pod Tobą, dziewucho? Chyba nocami! - rzucił - Może uda się zdobyć jakiś w międzyczasie, skoro Lanteri ma wrogów, pieniądze wydasz na skompletowanie załogi, bo samą reputacją niewielu ściągniesz -
- Nocami powiadasz? To dobrze, ja będę słodko spać, a ty będziesz mnie wtedy chronił - odgryzła mu się, uśmiechając. Wiedziała, o co mu chodziło, ale nie zamierzała obruszać się na takie żarty. - Zobaczymy, w każdym razie widziałabym cię w swojej załodze. Jeśli nie dla mnie, to zrób to ze względu na starą znajomość z ojcem.
- Nie stać cię na mnie - odpowiedział - Sam mam podobne plany, Czerwony Blask zasługuje na odrodzenie - undine, jako byłemu kapitanowi, wyraźnie nie podobało się służenie w jakiejkolwiek załodze.
- Rozumiem - odparła nieco podminowana Manea. - Niemniej, gdybyś zmienił zdanie, moja oferta jest zawsze aktualna. Może i na razie mnie nie stać na twoje usługi, ale w końcu mamy odnaleźć jakiś legendarny skarb, więc to może się zmienić. - Błysnęła ząbkami. - No i wiesz, jak trudno w obecnych czasach znaleźć bosmana, który nie dość, że zna się na swojej robocie, to jeszcze możesz mu zaufać.
Jamash prychnął lekceważąco.
- Bosmanem byłem, kiedy ty się urodziłaś - warknął cicho - I skoro mam zarobić tyle co ty, nie zamierzam do tego wracać. Ale może mi się przydać pierwszy, albo oficer werbunkowy. Pływałaś już pod własną banderą? -
- Miło, że o mnie pomyślałeś, ale chyba mamy tutaj konflikt interesów - odrzekła. - Nie, nie pływałam nigdy pod własną banderą, tylko z ojcem, od którego bardzo dużo się nauczyłam. Wiem, że to nie zastąpi bycia kapitanem własnego statku, ale szybko się uczę i myślę, że dałabym sobie radę.
- Za zaryzykujesz życiem załogi, żeby to potwierdzić? Co do nauk twojego ojca, to patrząc, jak skończył, nie ufałbym im na ślepo - słowa undine były nieprzyjemne, ale nie pobrzmiewała w nich złośliwość. Raczej … troska? - Zacznij skromniej, wyrób sobie reputację, a potem myśl o własnej załodze -
- Ty to potrafisz pocieszyć, Jamashu, naprawdę… - powiedziała, zerkając na niego. - Nie jestem już tamtą bezbronną dziewuchą, którą znałeś z przeszłości, ale najwyraźniej cały czas tak o mnie myślisz. A co do mojego ojca… sam byś nie dał rady tuzinowi chłopa, gdyby się na ciebie rzucili. - Ucięła, wbijając wzrok gdzieś przed siebie.
Jamash westchnął.
- I pomyśleć, że to Madock przekonał mnie, żeby dać Carriganowi żyć. Powinien był już dawno przeciągnąć go pod kilem. Był zbyt miękki... - rzucił z żalem w głosie.*
- Naprawdę nie musisz mi o tym przypominać. - Manea spochmurniała. - Byłam tam. I wtedy, gdy zginął z jego ręki również. Nie musimy do tego wracać.
- Musimy. Dla tej chwili, w której w końcu znajdzie się na twojej łasce -
- A myślisz, że o czym ja cały czas myślę? - Spojrzała na niego, marszcząc brwi. I dodała już ciszej, żeby pozostali nie słyszeli. - Nie planuję sobie fantastycznego życia gdzieś pod palmami i grzejącym słoneczkiem, w towarzystwie ukochanego mężczyzny. Mam tylko jeden cel, który nie daje mi się nawet dobrze wyspać. Nie musisz mi dokładać, bo wiem, co mam zrobić. Żyję tym dzień po dniu. Chociaż ojciec traktował mnie momentami gorzej, niż najgorszego szczura lądowego, to nie mogę pozwolić, by takiemu śmieciowi, jak Carrigan, uszła jego śmierć.
Undine wzruszył ramionami. Powstrzymał się przed stwierdzeniem, że gorsze rzeczy uchodziły na sucho gorszym skurwysynom, ale zamiast tego powiedział - I bardzo dobrze, ale jeśli chcesz to zrobić, zrób to dobrze, i bez pośpiechu. Nie z załogą i statkiem kupionymi za fortunę, a takimi, na które sobie zapracowałaś. Jeśli tak po prostu kupisz statek i obwołasz się Kapitan Maneą, czym będziesz różniła się od tych wypacykowanych oficerków Cheliaxu, którzy na swoje okręty trafili prosto z jakiejś akademii? -
- Ja własnego doświadczenia nie wzięłam z książek - odparła. - Urodziłam się na morzu, całe życie spędziłam z ojcem na statku, widziałam to i owo. Dlatego teraz zaciągnęłam się do roboty z Lanteri, by poszerzyć horyzonty i zdobyć pieniądze na swój cel. Nie zamierzam rzucać się na Carrigana z niczym, chcę zrobić to dobrze i bez pośpiechu. Jak widzisz, nie wypłynęłam od razu z rana, by szukać go po wyspach Kajdan. Na wszystko przyjdzie czas - mruknęła zimno. Nastrój jakoś ją opuścił.
- Ja to wiem, ty to wiesz. Czy ktoś inny to wie? Pozostali z załogi Madocka, teraz robiący pod Carriganem? Dla pozostałych będziesz właśnie tym, co mówiłem, i trochę potrwa, zanim wyrobisz sobie reputację. Wierz mi, jestem wystarczająco wkurwiony udowadnianiem, że ja to ja i jednak żyję. Kilka lat w celi i poprzednie ćwierć wieku budowania imienia praktycznie poszło się jebać -*
- Zawsze ze wszystkim pod górkę… chyba mamy to gdzieś zapisane w naszym przeznaczeniu - powiedziała, uśmiechając się lekko. Nie chciała się tym wszystkim przejmować, ale nie wychodziło. - Powinniśmy sobie pomagać, dopóki nasze drogi się nie rozejdą. Nie będę cię zatrzymywać na siłę, bo i tak nie dam rady. - stwierdziła beznamiętnie.
Jamash pokręcił głową - Sami budujemy swoje przeznaczenia, nic nie jest zapisane. Czarna Pani wspiera tych, którzy są gotowi zapracować na swój los. Mówi też: “Jeśli nie możesz poradzić sobie z wrogiem, połącz siły z tymi, którym także zaszedł za skórę” - powiedział pewnie.
- Nasz los jest wypadkową szczęścia, zbiegów okoliczności i podejmowanych wyborów. I to jest właśnie przeznaczenie. Tak przynajmniej mówił mój ojciec. I w jego przypadku wybory doprowadziły go do marnego przeznaczenia. - Westchnęła. - Co do łączenia sił z wrogami swego wroga, mam taki zamiar. Ale wszystko po kolei i w swoim czasie… Nie musisz o mnie myśleć jak o osobie, która nie wie, co robi, napędzaną wyłącznie zemstą.
- Nie powiedziałbym tak - skłamał. Jak dotąd uznawał, że Manea nie przejmuje się specjalnie krokami, jakie mają ją doprowadzić do celu. Rozgłaszanie wszem i wobec, że szuka Carrigana, chęć kupienia statku bez doświadczenia pokładowego - w ten sposób szybciej trafi na dno, niż pomści ojca.
- Skupmy się na tym, co tu i teraz - powiedziała, wyczuwając, że Jamash skłamał. Nie chciała już drażyć tego wątku. - Jeśli będziemy blisko Carrigana, wtedy pomyślimy… albo pomyślę, co dalej. - Zakończyła.
Może i czasami działała zbyt wybuchowo, ale nie miała zamiaru dać się ponieść zemście, bo wiedziała, jak to może się skończyć. Chociaż może rzeczywiście potrzebowała kogoś, kto by ją stopował i pokazywał, jakiej granicy nie należy przekroczyć? Może i tak, ale była zbyt dumna, by to przed sobą i przed kimś przyznać.

***

Kwatermistrzyni była ... w zasadzie taka sama jak każdy przedstawiciel jej stanowiska. Czy bycie opryskliwym i wiecznie zirytowanym było częścią wymagań, tak jak donośny głos u bosmana, czy przychodziło z doświadczeniem, jak szeroki wachlarz przekleństw u tegoż? Jamash przyjął od Antonovej sakiewkę i schował ją za pazuchę, by ciężko ją było sięgnąć. Podpisał kontrakt, i nie miał zamiaru uszczknąć nawet miedziaka z tej sumy, jeśli to miałoby go złamać. Uniósł za to brew, słysząc o jednym z wrogów pani kapitan.
- Dziobaty może nas osobiście śledzić? Ma jakieś cechy szczególne, poza tym, że wygląda jak wielkie kruczysko czy inna czarna mewa? - zapytał. Tengu były dość powszechne na Kajdanach, a nie chciał rozglądać się za każdym pierzastym w tłumie - Kapitan nie będzie urażona, jeśli coś mu się stanie? -

Po rozmowie z kwatermistrzynią undine poprowadził towarzyszy ze swojej “załogi bojowej” przez miasteczko. Nigdy nie był w Pracowni Herthy, ale dobrze wiedział, gdzie jest tartak, kojarzył także szyld.
- Korzystaj ze spaceru - odpowiedział lekkim tonem na narzekania Manei - Przez jakiś czas nie będzie na niego okazji. No i rozglądaj się za pierzastym - Jamash wydawał się w ogóle nie przejmować mało ambitnym zadaniem. Miał w końcu na głowie inny cel - zlikwidować Snowweathera, jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja.
 
Sindarin jest offline