Na wieść o ruszeniu w drogę Nadaar dosłownie wypił resztę gulaszu ze swojej miski, dorzucił do paszczy jeszcze jeden placek i po chwili spłukał wszystko resztką piwa. - Gotów! Zakomunikował zakładając plecak i wieszając tarcze na ramieniu jak poprzednio.
Gdy byli już na zewnątrz odchrząknął jakby chcąc oczyścić gardło, jednak mówił dalej swoim szorstkim, głębokim głosem. - A możemy wejść i do tej waszej świątyni. Jeno coś mi się widzi jakbyście deczko histeryzowali. Do miejscowej zielarki z zacięciem alchemicznym zabieracie się jakbyście na inkarnacje samego Zła się wybierali. Zawsze się tak stresujecie? Z babką idziemy pogadać. Skoro handluje "magicznymi" proszkami i cieszy się jakimś tam uznaniem miejscowych to czemu miało by jej zależeć na sianiu zamętu i problemów w okolicy? Na jej miejscu chciałbym, żeby wszystko zostało dokładnie po staremu. Podpytamy może coś będzie wiedzieć. A jeśli o kierunki chodzi... to najlepiej sprawdzić północną część wioski pod lasem. Jakich dokładniejszych opisów wam potrzeba? Zawsze wiewiórki można podpytać albo okolicznego ptaka czy coś. - Podrapał się po łuskach pod kolcami na tyle głowy. - Założe się, że to po prostu zielarka, a nie jakaś wielka i niebezpieczna magiczka. Choć i babka potrafi być niebezpieczna jak wałkiem się zamachnie. - Pokiwał głową w zamyśleniu jakby coś takiego przeżył na własnej skórze.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |