25-07-2019, 22:03
|
#206 |
| Kiedy zbudził go przyciszony dźwięk wielu kroków, w dodatku zbliżających się do ich pokoju Bosch zerwał się chwytając leżący obok łóżka miecz. Więc jednak nie byli paranoikami. Przez chwile chciałby jednak tym paranoikiem być. Obudzić się chłodnym świtem i jak normalny człowiek zjeść śniadanie w normalnym miejscu.
Nie było jednak czasu na przemyślenia. Randulf wartował. Dobrze. Bosch możliwie cicho uklęknął obok ciągle śpiącej Morweny i delikatnie położył jej dłoń na ustach, powstrzymując tym samym od krzyku. Kiedy przerażona dziewczyna ocknęła się, drugą dłonią nakazał jej cisze i wskazał na drzwi. Po chwili zabrał swoją rękę z jej ust, chwycił za miecz i stanął obok wejścia. Tak aby po ich otwarciu to on był pierwszym celem atakującego. Może i nie miał na sobie nic więcej niż ubranie, ale z jego ostrzem musiał się liczyć każdy, kto waży wsadzić do ich pokoju swój tępy łeb. Bosch czuł jak wzbiera w nim złość. Złość za przerwanie im odpoczynku, za zniszczenie planów, za przeszkadzanie. Czuł wzbierającą furię i po prostu chciał stanąć naprzeciw nieszczęśnika, który był za to odpowiedzialny, a potem... potem zmusić go do przeklęcia dnia w którym suka matka wypchnęła go na ten świat.
Ruchem głowy wskazał Randulfowi na drzwi i sam przygotował się do ataku, nasłuchując. Czy wykopią ich drzwi? Może złapią się na pusty pokój? Dla ich własnego dobra, lepiej żeby to było jedno wielkie nieporozumienie.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |
| |