Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2019, 03:25   #125
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Vesna spojrzała na pozostałych, przygryzając pełną wargę. Była głodna, ale tak głupio zaczynać pobyt od obiadu, gdy bryka wołała o naprawę. Dobrze, że van Urke nie wpadł na genialny pomysł aby ruszali z marszu w dżunglę. Mimo wszystko dobrze było jeszcze przez parę godzin cieszyć się urokami cywilizacji.

- I co z drugim śniadaniem? - spytała gangera i jak na zawołanie zaburczało jej w brzuchu. Dobra… mała przegryzka przecież nie zaszkodzi, a na głodnego to żadna robota - Idę na moment do szefa, zamówisz wreszcie jedzenie? Zjemy i bierzemy się za furę. Muszą tu mieć szrot, warsztat, albo coś podobnego.

Okazało się, że szef obecnie zajął jeden z pokojów na piętrze. Budynek był dość długim prostokątem więc był zbudowany bez architektonicznych finezji. Po prostu długi korytarz gdzie jedne z drzwi jak się okazało należały do pokoju zajmowanego przez szefa karawany Federatów. Po krótkiej przerwie odkąd Vesna zapukała w drzwi usłyszała zgrzyt zamka i w drzwiach ukazał się sam van Urk.

- Tak? - zapytał będąc chyba trochę zaskoczony tą wizytą. Rozejrzał się po korytarzu ale pewnie tak jak i jego gość nie dostrzegł w tym momencie nikogo innego.

Może myślał, że zakradnie się do niego z nożem za plecami i rzuci prosto do gardła… a to nie. Najwyżej mogłaby mieć widelec, gdyby ktoś wcześniej pomyślał o tym durnym drugim śniadaniu.

- Proszę wybaczyć najście - dygnęła wdzięcznie - Oraz to że zakłócam wasz spokój, monsiuer. Chciałam porozmawiać na osobności, jeśli oczywiście wyrazicie na to zgodę.

Federata nieco uniósł brwi gdy tego też chyba się nie spodziewał. Zastanawiał się chwilę. - A w jakiej sprawie? - zadał pytanie dodatkowe zanim się zdecydował czy spełnić czy nie prośbę swojego gościa.

- Chodzi o tych, którzy na nas napadli po drodze… i dodatkowo o wioskę Johansena. Chciałam… o coś zapytać, ale bez świadków - wyjaśniła spokojnie.

Głowa Federaty z wolna uniosła się i opadła w niemym geście zrozumienia. I po tej chwili zastanowienia odsunął się aby ciemnowłosa mogła wejść do środka. - Wejdź proszę. - zaprosił ją również słowem po czym gdy weszła zamknął drzwi na zamek.

Zatrzymała się ledwo ze dwa kroki dalej gdy przeszła przez krótki korytarz do łazienki, jakąś szafę i wieszaki i znalazła się we właściwym pokoju na dwa łóżka. Z czego jedno było zasłane i chyba nieużywane, te od strony drzwi. Z tego przy oknie korzystał pewnie gospodarz. On sam dogonił ją zaraz potem i wskazał na mały stół w rogu pokoju przy jakim można było zjeść śniadanie, napić się kawy czy właśnie porozmawiać.

- Usiądź proszę. - zaprosił ją właśnie do tego stolika i bez pytania zaczął nalewać z czajnika herbatę do kubka. - Napijesz się czegoś? - zaproponował słowem i gestem ten skromny poczęstunek. Kubki i reszta zastawy były chyba hotelowe bo wyglądały dość zwyczajnie. No ale herbatę czy kawę tutaj mieli na południu po taniości, i to prawdziwe a nie przedwojenne, zwietrzałe albo zapleśniałe paczki. Gospodarz miał do dyspozycji swojej i gości do wyboru, kawę, herbatę, cukier biały i brązowy, łyżeczki i nawet mleko w małej sosjerce. Mały zestaw a dawał namiastkę jakiegoś ulotnego luksusu i powiewu wyższych sfer.

- Poproszę herbatę, jeśli to nie problem - Vesna uśmiechnęła się, siadając przy stoliku i splatając dłonie na blacie. Patrzyła na gospodarza pogodnie, ciesząc duszę czymś tak prozaicznym jak… kultura. Ustalone odgórnie wieki temu rytuały mówiące, że gościa należy poczęstować czymś innym niż skręt i ciepła wódka z manierki. Lub cios w zęby, zależało od sytuacji.

- Wiemy że o położeniu czołgu wiedzą Nowojorczycy, Teksańczycy… i właśnie wy, szlachta Appalachów. - zaczęła niezobowiązująco - Jest jednak jeszcze jedno stronnictwo, o którym nie wiemy co planuje. Wiecie doskonale, że zanim do was dołączyliśmy z Alexem, pracowaliśmy dla CSA. Ich szef kazał nam przed wyjazdem opóźnić wyjazd żołnierzy, dokonać sabotażu. Nie interesował go sposób, nie chciał znać… brudnych, niewygodnych i mało honorowych detali które nie pozwalały by mu spać, ani uważać się za porządnego człowieka - pozwoliła sobie na drobną uszczypliwość pod adresem byłego pracodawcy nim przeszła do dalszej części - Chciałam spytać czy milady i jej ludzie dowiedzieli się czegoś o gościach z Vegas? Ich planach, o tym gdzie się znajdują teraz albo co planowali na najbliższą przyszłość?

- Obawiam się, że ich zamiary nie są nam zbyt dobrze znane. Czy uważasz, że ta napaść na was mogła być zaaranżowana przez kogoś z Vegas? - szlachcic dolał mleka do swojej herbaty i gestem zaproponował Vesnie to samo. Mówił uważnie ważąc słowa gdy zastanawiał się pewnie nad tym co mówiła dziewczyna z Detroit i co to oznacza.

- Anton sprawdził ciało jedno z tych, których ustrzeliliśmy podczas akcji. - przejęła dzbanuszek mleka, doprawiając herbatę w swojej filiżance - Trup miał przy sobie sporo talonów, niby nic niezwykłego… jednak nie pasuje mi to do tego typu osobników. Zwykle wożą przy sobie towar, broń i czysto użytkowe gamble, albo prochy. Ale talony? - skrzywiła się, biorąc filiżankę w ręce i zakręciła nią - Może przemawia przeze mnie paranoja, jednak uważam, że mogli zostać najęci. Do tej pory w okolicy pokazali się tylko raz. Dziewczyna z baru o tym opowiadała. Przyjechali i zaczęli robić awanturę, lecz zmyli się zanim przyjechał miejscowy szeryf. Ludzie ich pogonili i od tamtej pory spokój, cisza… poza tym “White Power”, biała supremacja - prychnęła w gorący napar - Zawołanie rasistów, zaczerpnięte z ideologii nazistów i innych wyznawców Adolfa Hitlera, a także jego rasy panów, Aryjczyków. Dziewczyna z baru jest Murzynką, jej się czepili. Czemu mieliby atakować kogoś tak blisko miasta? Wedle szeryfa są z Lafy, pół godziny drogi dobrą furą od Crow.

- Pół godziny od Crow? No to niezbyt daleko. - szef zmrużył oczy i na chwilę wydawało się, że skoncentrował się na mieszaniu łyżeczką w swoim kubku. W końcu odłożył ją na serwetkę i wpatrywał się chwilę w swój kubek.

- “White Power”. I talony. Z Lafy. - mówił jakby w myślach podsumowywał to co właśnie usłyszał od swojego gościa. - No ta teoria brzmi sensownie. Chociaż nie można wykluczyć, że wynajął ich ktokolwiek inny. A jak wam poszło? Mamy już ich z głowy czy mogą jeszcze nam się naprzykrzać? - zapytał spoglądając na swojego gościa.

- Nie wszyscy zostali wyeliminowani, zalecam mieć profilaktycznie oko na wjazdy do miasta, bo jeśli to naprawdę zlecenie na nas, będą chcieli je wykonać do końca. Nie lubię być złym prorokiem… - mruknęła, upijając łyk naparu i uśmiechnęła się zaraz potem. Dobre, naprawdę dobre. Zupełnie inny smak niż to, co pijała w Downtown. Mniej zakurzony - Zalecam ostrożność. My też będziemy uważać. Warto też rozpytać ostrożnie miejscowych. Tutaj, w Espanioli. Mogą ich kojarzyć.

- Niezły pomysł. Czy można ich jakoś rozpoznać? Mieli coś charakterystycznego przy sobie? - szef przyznał rację swojej pracownicy ale też chciał wiedzieć coś więcej o tej bandzie jaka ich napadła na drodze.

- Jak to gang, skorupy z nachlapanym hasłem. Jeżdżą motorami - technik upiła kolejny łyk bawarki - Mieli przy sobie mołotowy, wyglądało na zasadzkę. Może Alex albo Anton coś jeszcze wyłapali. Alex prowadził i ich taranował, Anton miał ich na muszce gdy strzelał… właśnie. Wybaczcie proszę że poruszę ten temat, ale czy nie znalazłby pan monsieur zajęcia dla młodocianej? Tej córki Iwanowa. Jest młoda, zbyt młoda żeby pchać się z nami w największe rozróby. Choćby polowanie na dzikuny - spojrzała poważnie na rozmówcę - To nie zajęcie dla młodych dam, które już są ranne. Zapewne gdybym im zaproponowała takie rozwiązanie, podniosłoby się larum, lecz jeśli wy, jako nasz bezpośredni przełożony, zasugerujecie inne zajęcie dla Morgan, będzie to wyglądało kompletnie inaczej.

- Ahh taakk… - szef w skupieniu słuchał tych propozycji i zastanawiał się chwilę. Przy okazji upił łyk ze swojego kubka ale mały bo napar był jeszcze dość gorący. - Ta młoda dama jest ranna? No to dość niefortunnie się stało. - informacja o tym, że córka Rosjanina jest ranna chyba trochę go zaskoczyła. - No dobrze, dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Myślę, że znajdę jej jakieś mniej wyeksponowane stanowisko. W każdym razie dzisiaj przed zmierzchem, chciałbym być już na miejscu u Johansena. Wtedy jutro z rana mielibyśmy czas, cały dzień, aby odnaleźć i pozbyć się tych stworów. Może ta dziewczynka zostanie z nimi. Mogłaby tutaj ale raczej nikt z nas tutaj nie zostanie a samej chyba lepiej jej tutaj nie zostawiać. Zresztą nie wiadomo czy jej ojciec się zgodzi a nie chciałbym zrażać go do naszej sprawy. - Federata mówił teraz szybciej i swobodniej gdy widocznie wkroczył na temat bardziej sobie znajomy.

- A jeśli powiecie aby pomogła Lee z pakowaniem rzeczy? - Ves przekrzywiła lekko głowę w bok - Zgodnie z umową jaką zawarliśmy z Johansenem, Lee jedzie z nami. W zastaw, jako wykupne, chciał za nią karabin i go dostał - upiła kolejny łyk - Przyda nam się dziewczyna, zna się na miejscowych roślinach, a sama likwidacja stworów - westchnęła - Po przyjeździe proszę mi dać dwie godziny na przygotowanie ładunków wybuchowych i zapalających. Niby mogę je zbudować tutaj, jednak lepiej przewozić je… w formie komponentów, nie gotowych środków… i dziękuję - wychyliła się, kładąc dłoń na dłoni Federaty i uśmiechając się do niego z wdzięcznością - W razie czego porozmawiam z naszym sztywniakiem. Przedstawię odpowiednio sytuację, proszę się nie obawiać.

- Dobrze, brzmi jak całkiem niezły plan. - mężczyzna uśmiechnął się ale wysunął swoją dłoń spod dłoni gościa i upił kolejny łyk ze swojego kubka. - W takim razie chodźmy na dół obwieścić go zanim nam się towarzystwo rozejdzie. - rzekł z uśmiechem po czym wstał ze swojego miejsca dając tym samym znać, że spotkanie dobiegło końca.

- Tak, trzeba korzystać póki są w jednym miejscu - dziewczyna dopiła herbatę i podniosła się, myśląc po cichu czy Alex jednak nie miał racji z tym, że ich pracodawca woli kogoś swojej płci. Przeszła przez pokój, czekając aż otworzy drzwi i wyjdą na korytarz. W brzuchu ssało ją już na potęgę, a skoro zostawali miała czasy aby naprawić furę... tylko siedzenie samotnie paru godzin za nic jej się nie uśmiechało, ale i na to był sposób. Wystarczyło popłakać Alexowi, że sama sobie nie poradzi. Wiadomo, przecież bez niego już dawno zginęła marni.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline