Podmuch wiatru rozwiał dym po strzale z muszkietu, wszyscy za wyjątkiem Bardina zauważyli że okno jest puste i nikogo w nim nie widać, krasnolud był zbyt zajęty walką z ohydną bestią by przyglądać się budynkom po drugiej stronie rzeki. Widocznie strzelec widząc rozwój wypadków podkulił ogon i uciekł zostawiając swoich na śmierć.
Siegfried chcąc zmylić mutanta uzbrojonego w szczypce zamiast prawego ramienia, przerzucił sztylet do lewej ręki i wyprowadził cios prawą pięścią w pokrytą rdzawymi wykwitami głowę bestii, lecz ta odchyliła się, unikając ciosu i z precyzją wyprowadzając swój cios. Szczypce bestii okazały się być niezwykle precyzyjne, Siegfried nie był w stanie sparować ich uderzenia i mutant trafił go w prawą rękę tuż nad łokciem, rana nie krwawiła mocno, ale bolała jak diabli.
Bardin zaatakował. Ciął toporkiem w bok mutanta. Ten nie zdążył tego ani uniknąć ani sparować. Dostał całkiem mocny, sądząc po krwi na toporze, cios w tors. Jednak to nie wystarczyło by mutant miał dość. Bardin dalej nie tracąc ani na chwili równowagi i skupienia trzymał uniesioną lekko tarczę, czekając na odpowiedź ze strony sługi chaosu.
Ohydztwo zabulgotało gardłowo i wyprowadziło cios, który z łatwością udało się sparować doświadczonemu wojownikowi.
Wykorzystując lata doświadczenia w radzeniu sobie z więźniami, Edgard umiejętnie chwycił śmierdzącego mutanta omijając jego broń i wystawił go na atak mieczem ze strony Uwe, który celnie ciął poczwarę po nogach. Obu walczących obryzgała ohydnie cuchnącą juha, a mutant zaryczał przeraźliwie z bólu.
- Trzymaj go dalej! - zawołał łowca do mężczyzny mocującego się z mutantem.
Tharnoth spojrzał na mutanta leżącego u jego stóp. Poczuł jak fala gorąca uderzyła mu do głowy, w jednej chwili cała słabość i poprzednie lęki zniknęły niczym płomień świecy wystawiony na porywisty wiatr. Z okrzykiem - An galadrim a firene! - podbiegł do mocujących się z cuchnącym zgnilizną mutantem ludzi, biorąc potężny zamach. Miał sporo szczęścia trafiając jednak mutanta a nie trzymającego go mężczyznę. Cios zadany od dołu trafił pod pachę i ku zdumieniu elfa ręka z obrzydliwym trzaskiem kości oderwała się od tułowia. Fala nagle zwielokrotnionego odoru uderzyła w elfa niczym pięść. Cofnął się o krok walcząc z mdłościami, z obrzydzeniem ścierając przedramieniem krople śluzu i krwi z twarzy.
Kreatura widząc że została otoczona zacharczała paskudnie co zapewne miało być czymś w rodzaju śmiechu, w tym samym czasie rana po oderwanym lewym ramieniu zabliźniła się w oka mgnieniu.
Mutant złapał trzymaną do tej pory w prawej ręce pałkę za pomocą swojej jak okazało się chwytnej narośli na twarzy, drugie ramię oderwało się od ciała, spadło na ziemię i zaczęło wić się niczym wąż.
Wijąca się ręka, kierowana chyba plugawą magią zaatakowała Uwe, lecz ten zdołał odsunąć się i zdziwiony przyglądał się wynaturzeniu.
Pozbawiony rąk, które mógłby wykrzywiać do tyły Edgard stracił chwyt i wypuścił mutanta, który zamachnął się trzymaną w trąbie pałką prosto w jego stronę.
Elf widząc jak poczwara w niesamowity i obrzydliwy sposób wyzwala się z chwytu i stara się zaatakować człowieka który ją przytrzymywał, puścił kij i wyciągnął przed siebie ręce z otwartymi dłońmi. Następnie wykrzykując słowo czaru - Gontharas! - splótł palce obydwu dłoni i szarpnął w przeciwległych kierunkach jakby zaciskał węzeł. Trąba mutanta natychmiast zawisła bezwładnie a pałka uderzyła z głuchym stukiem o kamienie placu.
W tym czasie gdy reszta zmagała się z cuchnącym mutantem, wcześniej odrzucona celnym ciosem ręka wijąc się niczym wąż zaatakowała Tharnotha, lecz ten wiedziony wrodzonym instynktem uskoczył w porę, unikając ataku.