Dave wsiadł do pojazdu za siedzeniem Alice, żeby trochę zrównoważyć rozłożenie ciężaru w pojeździe. Zabrał cały swój istotny sprzęt, poprosił jedynie o wydanie kilku magazynków dodatkowych pestek na nieprzewidziane okazje. Wszystko dokładnie spisane na świstku papieru, do rozliczenia po powrocie. Pod tym względem Teksańczyk był strasznym formalistą. W środku momentalnie otworzył okno, żeby wpuścić odrobinę orzeźwiającego powietrza. Nie wiadomo jak to będzie wyglądało w trasie. Płaszcz zwinął i wrzucił na tył, więc wyraźnie było widać uprzęż noszoną pod nim wraz z kaburami broni. Przywykł do siedzenia w nich w różnych pojazdach więc nie potrzebował się ich pozbywać. Przysunął się tylko bliżej do przodu, odpowiadając Alice.
- Masz naprawdę przerażające pojęcie rozrywki, dziewczyno. Może zacznijmy od czegoś spokojniejszego, gdzie będzie lał się trunek, a nie krew?
Kapelusz zawadiacko powędrował na tył głowy, pokazując szeroki uśmiech.
__________________ you will never walk alone |