Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2007, 14:05   #306
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wciąż czując wątpliwości i niepewność sytuacji, Kainici opuścili bezpieczne mury karczmy. Chociaż czy bezpieczne? Ciało martwej wieśniaczki wcale nie zdobiło podłogi gospody, a i wcześniejsze wydarzenia raczej mogły napawać niechęcią jej mieszkańców do gości. Teraz nawet Renauld, który to podszywając się pod zaginionego chłopca, zapewnił podróżnikom sympatię i otwartość wieśniaków, zwisał niczym pakunek spod ramienia swej klanowej siostry.

Akurat, gdy wyszli na zewnątrz, wichura trochę ucichła. Deszcz zacinał wciąż ostro, ale już nie miał tej siły, co na początku. Czyżby swoim postępkiem wprawili pogodę w zadumę?

Gdy ich oczy przywykły nieco do ciemności zrozumieli – zbliżał się świt. Do czasu wschodu słońca wody jeszcze upłynie wiele w pobliskim strumyku, ale widać było, iż świat jakoby poszarzał na myśl, że jednak przyjdzie dzień.
Trudno ocenić, jakim cudem przetrwali tą noc, ale udało im się. A może jest zbyt wcześnie, żeby wydawać takie osądy?
Trzy cienie przemykały miedzy chatami, zaś za nimi podążały kolejne dwa – wilcze. Milla oglądała się nerwowo. Nie mogła przywyknąć do tych zwierząt, szczególnie, że zachowywały się jakoś dziwnie, popiskując i węsząc na przemian.

Idący tuż obok wampirzycy, Thomas zmarszczył brwi.

- Coś się dzieje tam w lesie... Zbierają się niedaleko… To dziwne, bo jakby odstąpiły od nas…


Kainici w końcu dotarli do stodoły, w której stał już gotowy powóz. Wszyscy od razu zauważyli, że sam orszak zdawał się być jakiś… skromniejszy. Były tu tylko trzech jeźdźców i dwa juczne konie poza karetą.
No tak, troje ludzi opuściło ich szeregi… i gdzie do licha podziewał się Koniecpolski?!

Coraz bardziej zirytowany Marcel podszedł do swojego konia, by sprawdzić juki i tam nieco się uspokoić. Milla natomiast widząc, że nikt nie kwapi się do pomocy, otworzyła drzwiczki karety z zamiarem rzucenia Leonardowi małego Ventrue na kolana.

Też się znalazł szlachetka! Piękne słówka prawi, a jak trzeba działać, to…

Wampirzyca zamarła, wpatrując się w pustą przestrzeń wnętrza powozu. Zamiast gładkolicego Toreadora znalazła tylko list napisany starannym pismem, na skrapianym perfumami papierze.
Gdy zaczęła czytać, zaintrygowani towarzysze również pochylili się nad nią, by móc poznać treść tajemniczej korespondencji.

Drogie Wąpierze!

Nie wiem czy taki zwrot azali właściwym będzie, jednak przez grzeczność swoją i dobre wychowanie nie zamierzam nazywać Was wprost bestyjami – choć powinienem. Żywot Wasz i uczynki budzą mą odrazę, wobec czego, przemyślawszy swe położenie, postanowiłem wierny być starym ideałom i porzucić Wasze niezbyt mi miłe towarzystwo. Ruszam w ów ciemny las, by odnaleźć skarb i sens mego istnienia – instrument, który żem w przypływie uczuć odrzucił, zwiedziony pięknem bursztynu.
Żegnajcie zatem Wąpierze, obyście znaleźli szczęście w swym przekleństwie!

Tam gdzie koniec łączy się z początkiem
świt żywych trupów zwiastuje nadejście nocy
gdzie nawet Pandora swej puszki nie otworzy
cień wolniej przesuwa się po kolumnach istnienia
wyrzucam za burtę żałosną skargę
skrywane myśli biegną korowodem
zakładam koronę zieleni
za drzwi wypchnęłam szarość
wyszłam w pantoflach na spotkanie poranku
wylegiwać się na hamaku tęczy
Józef Papkin


Nagle krzyk ptaka wyrwał zebranych z zamyślenia. Po chwili wilk o imieniu Groza również warknął groźnie.

- Wracają. Już po kolacji... –
skomentował krótko Marcel.

Thomas tylko przytaknął na te słowa. Miał swój własny dylemat – co zrobić z Gniewem i Grozą? Czy ma do nich dołączyć pod postacią zwierzęcia, czy raczej trzymać się spokrewnionych?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline