Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2019, 01:06   #114
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Każdy jeden skan puszczany wgłąb tunelu wykrywał kolejną pułapkę. Każda wykryta na czas pułapka oznaczała że kilkunastu z nich nie umierało już tu i teraz, a mogło kontynuować atak i, być może, kiedyś, wyjechać z Gorzowa o własnych siłach.
To że ponad połowa stanu dotarła do końca tego #$@$@# tunelu było jednocześnie cudem i długą listą rzeczy które Bebok mógł sobie wypominać do końca życia.

W korpusie badawczym Saeder-Krupp służba ochrony miała wpajane wiele prozaicznych zasad, z których co najmniej jedna okazała się teraz bezcenna. Jeżeli miałeś zamiar liczyć na to że ktoś cię opatrzy a nie byłeś celem ochrony, powinieneś sam targać med-packa. Więc Bebok targał największego z osobistych auto-medpacków wielkości pożywnego lunchboxa aż do teraz. Wbrew zasadom, nie trzymał go do momentu kiedy sam zostanie ranny. Cholera, jeżeli moment kiedy mieli tylu rannych przez jego niedociągnięcia a nie znaleźli dość medykamentów nie był właściwym momentem na użycie go, to już nie wiedział jaki by był.

Niepokoił go brak obecności wroga w VRze. OK, mogli siedzieć na swoimi militarnym gridzie. Nawet powinni. A on nie był deckerem, więc nawet nie próbował tam wskakiwać. Ale powinni mieć tutaj co najmniej obserwatorów. Więc czegoś nie wiedział, a mogło im do urwać dupę. Więc wypatrywał przyczajonych ikon dwójnasób, bo jednym z jego koszmarów byłby teraz wrogi rigger przejmujący jego drony.

To że pociski artyleryjskie nie miały zdalnego zapalnika żeby wysadzić ich w powietrze było pewną ulgą, ale też mocno ograniczało ich przydatność jako impromptu ładunków burzących. A swoje własne Bebok zostawił na ciężarówce-lotniskowcu, bo przy prognozowanym zapotrzebowaniu na amunicję nie zmieściły się na bagażniku. Co mógł zrobić? Mógł podpiąć jeden wózek do quada. Samemu popchnąć drugi. Mógł...spróbować na szybko przepiąć zapalniki z kontaktowych czy jakie tam obecnie były na wyzwalanie za pomocą sensor tagów które miał. Tak naprawdę na dowolnie jaki sensor, bo jeżeli już sensor był podpięty pod zapalnik, to Bebok był właścicielem i mógł zdalnie nadać sygnał wykrycia czegoś przez sensor. Czasu było mało, ale może uda się przygotować tak choć jeden pocisk? Dwa? Ile się dało?



Ledwie Pawulicki zaśmiał się na włazie, a Bebok spiął cały swój metaludzki refleks i spróbował lucky shot'a - zgarnąć Pawulickiego zanim ten zdąży zniknąć we włazie. Krasnolud był szybki - takie było sito do tej roboty - a impulsy sterowania z wszczepionego Forgemastera były wielokrotnie szybsze od refleksu śmiertelników.
Ale był też ściorany godzinami natarcia, efektami użytego w natarciach na stację Jazzu i cholera wie jakie wszczepy miał sam Pawulicki.
Jednocześnie odezwał się króciutki burst Ingrama - stick'n'shot, FAPSD i zwykły pocisk - długa uwartura z osadzonego stabilnei na quadzie UKM-2000C i pjedyńcze strzały z wzbijającego się w górę na roto FN-HARa. A wystarczył jeden celny pocisk i głowa gorzowskiego garnizonu przestałaby być zagrożeniem.

Po takim powitaniu, rzecz jasna nie wypadało zostawać w miejscu.
Krasnolud porzucił pchany wózek tak jak był - jedynie krzyknął do enta przypominając o możliwym do użycia pocisku - quada z wózkiem posłał autopilotem na wprost w kierunku czołgu, przeliczając czas potrzebny na dojazd a czas jaki żołnierze potrzebowali by zająć pozycje przy CKMach.
Czas oczywiście uwzględniający fakt że dogbrain miał walić w nich z własnego CKMu ile fabryka dała.
Sam ruszył truchtem (i upewnił się że w ferworze wydawania komend Zawada także to zrobi) za Kocurem w kierunku budynków, sypiąc elektronicznymi komendami na lewo i prawo. Zdążył wyrobić sobie zaufanie do jego zdolności czyszczenia terenu przed wejściem, a sam musiał poświęcić sporo uwagi na wszystkie inne czynności. Zużył jeden granat dymny, by osłonić ich bieg, ale ostatni jaki mu został zostawił na później.

Patrząc na kaliber haubicy na wprost, można było bezpiecznie założyć że nawet podmuch eksplozji będzie śmiertelny. Budynki obronne dookoła powinny były zapewnić ochronę przed ogniem z karabinów maszynowych, ale maks na co liczył wobec tej haubicy to ochrona przed trafieniem o dwa budynki dalej.

Już w ruchu wydał kolejną komendę dronom - oba rotodrony miały się wzbić ponad czołg i najpierw wystrzelać, a potem szachować wszystkie próby wejścia na pozycje z CKMami. Tutaj miał dla obsługi czołgu niemiłą niespodziankę: po samobójczym ataku motorem obwieszonym ładunkami wybuchowymi zainwestował czas w elektrozaczepy na dronach i oba drony miały po dwa podwieszone granaty - po jednym odłamkowym w smarcie, jeden zapalający i jeden nówka nie śmigany Cavalier Voltaic. Bebok ustawił programowy alert na pojawienie się nowego celu na zewnętrznej skorupie pojazdu - i w momencie kiedy dostanie pinga że ktoś wychodzi na zewnątrz przełączy się na osobisty pilotaż żeby wcelować zrzutem granatów do włazu. A do tego czasu miały strzelać z odległości na której przynajmniej była szansa że nie zostaną zgarnięte przez wybuchy pocisków artyleryjskich przywiezionych z dołu.

Jaki plan miał dalej? Dalej przełączać między skanerami a zagłuszaniem pancernego molocha - ale tutaj musiał uważać żeby dobrze wycelować stożek wpływu i nie odciąć się od swoich własnych dronów i móc zdalnie detonować pociski kiedy trzeba. Czołg Pawulickiego nie wyglądał na zaawansowany technologicznie, ale jakieś systemy celownicze i rozpoznania musiał mieć i może nie były dość odporne żeby przyjąć na siebie działanie zagłuszacza. Każdy glitch, każdy lag dawał partyzantom więcej czasu na ucieczkę spod lufy. Dojechać quadem do czołgu, na zakręcie zrzucić pocisk artyleryjski i zdetonować go pod gąsienicami jak tylko dron odjedzie na przeciwną stronę czołgu. Zrzucić granaty z roto-dronów jak tylko nadarzy się okazja, zwłaszcza ten zapalający.

No i przeżyć. Przeżyć na tyle długo, żeby schować się między budynkami - które też mogły być obsadzone. By móc stamtąd bezpiecznie działać dalej. Może później przesunięcie się między wrażą artylerię, by odebrać Pawulickiemu swobodę strzału z tej gigantycznej haubicy. Może wręcz próba przejęcia jednego takiego pojazdu i przygrzmocenia w spaślaka przed nimi. Ale na razie priorytetem było przeżyć i pomóc przeżyć innym.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 31-07-2019 o 02:04.
TomBurgle jest offline