Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2019, 11:19   #36
Mroku
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Ciężko było trzymać osła i rzucić zaklęcie, ale Darvanowi jakoś udała się ta sztuka i nagle przed rozpędzonymi likantropami pojawiła się śliska maź, której tamci zupełnie się nie spodziewali. Jeszcze zanim na niej upadli, Aza, również próbująca uspokoić osiołka, wypaliła z kuszy, trafiając jednego z przeciwników w ramię. Moment później po okolicy poniósł się huk wystrzałów, gdy Manea trafiła tego z bełtem w ramieniu prosto w szyję, z której trysnęła fontanna krwi, odrzucając martwego krokodylołaka gdzieś w bok. Maxim również miał szczęście, choć jego kula dosięgnęła "zaledwie" brzucha jednego z wrógów. Osioł natomiast, na huk wystrzałów zaczął rżeć i wyrywać się jeszcze bardziej, przez co sorcerer i niziołka musieli tym razem skupić się całkowicie na jego uspokojeniu, by przewożony kruk nie uległ uszkodzeniu. Maxim natomiast przeładowywał swoją broń.

W tym samym czasie Jamash, trzymając się na odległość od mazi, z której zbierał się jeden z likantropów, od razu zaatakował, wgryzając się ostrzami w jego korpus i ramiona, nie pozwalając nawet wstać, gdy tamten próbował odpowiedzieć atakiem. Manea błyskawicznie dopadła do kolejnego, unikając niemal akrobatycznym unikiem uderzenia pazurami i żądląc rapierem w miękkie tkanki krokodylołaka. Tamten zawył, gdy trysnęła krew i chyba to było dla niego za dużo, gdyż postanowił wziąć odwrót i wskoczył do wody. Jego kompan, poraniony mocno przez Jamasha, widząc, że został sam na placu boju, również postanowił zrejterować, uchylając się przed kolejnym cięciem ostrza undine.
- Snowweather i tak was dopadnie! Macie przejebane! - Warknął chrapliwie, znikając w wodzie.
I tyle było ich widać.

Jedynym plusem całej sytuacji było to, że Darvanowi i Azie udało się w końcu uspokoić osiołka, a kruk nie został nawet draśnięty. Jamash przy zwłokach zabitego przez Azę i Maneę likantropa znalazł tylko niebieskawy, twardy, okrągły przedmiot wielkości paznokcia, który wyglądał jak bańka mydlana, jednak nie udało mu się domyślić, cóż to jest.


Po walce, nie niepokojeni dotarliście do portu, gdzie oczekując na Julię, zjedliście smażonego dorsza z pieczywem w ramach późnego śniadania. Kwatermistrzyni pojawiła się dwie godziny później i nie była zaskoczona, gdy opowiedzieliście jej o ataku krokodylołaków. Postanowiła od razu zabrać was wraz z ładunkiem na pokład "Wodnego Kruka", który - jak się okazywało - wcale nie był zacumowany w porcie, a niewielkiej zatoczce na zachód od Lilywhite, do której przedzieraliście się przez gęsty, gorący las. W końcu jednak wyszliście na plażę i mogliście przyjrzeć się okrętowi. Jamashowi wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, że "Wodny Kruk" to tak naprawdę przerobiona na piracki okręt cheliaxańska jednostka bojowa, która prawdopodobnie kiedyś została przechwycona przez pirarów.


Przetransportowaliście łódką drewnianego kruka na pokład, a jeden z niższych rangą załogantów zabrał osła oraz wóz, by odstawić go do Herthy. Julia, korzystając z okazji, że kapitan Lanteri jeszcze się nie pojawiła, oprowadziła was po czteropoziomowym pokładzie "Kruka". Zaczęliście od fordeku, na którym znajdowały się dwie lekkie balisty posiadające nawet swoje nazwy - "Wkurzona Molly" i "Zezowaty Roger".
- Jak pewnie wiecie, każda z tych balist potrzebuje dwóch ludzi do obsługi - powiedziała i wskazała na ustawione nieopodal, jedna na drugiej, drewniane skrzynki. - Tam trzymamy amunicję do nich - trzydzieści zwykłych pocisków i dziesięć uzbrojonych w ogień alchemiczny.

Pokład rufowy położony był na nadbudówce, a na nim znajdował się ster brygu, gdzie poznaliście kolejną członkinię załogi kapitan Lanteri - półelfkę Belinę, pełniącą funkcję nawigatora i trzeciego mata.
- Miło was poznać. Większość załogi jest zwykle nieufnie nastawiona do nowych na okręcie, ale w końcu się do was przekonają - rzuciła wesoło. - Za sterem zwykle stoję ja, Gardax, którego wkrótce poznacie i kapitan Lanteri, która ma też wgląd na to, co robi załoga na pokładzie. Rzadko jednak widziana jest przy sterze przed południem, więc wymieniamy się z Gardax nocnymi i dziennymi wachtami. Jeśli któreś z was zna się na tej robocie, możemy się wymieniać w trójkę, czy czwórkę.

Pod pokładem rufowym znajdowało się wejście do kajuty kapitan Lanteri, jednak Julia nadmieniła, że nikt tam nie zagląda, gdy kobiety nie ma akurat na pokładzie, bądź jeśli wyraźnie sobie tego nie życzy. Vis-a-vis jej kajuty, na podbudówce fordeku znajdował się warsztat naprawczy, pracownia medyczna oraz zbrojownia. A ta wyglądała całkiem obiecująco - na ścianach wisiało kilkadziesiąt pirackich kordelasów, kilkanaście toporów, haków abordażowych, lekkich i ciężkich kusz oraz bełtów do nich. W części medycznej spotkaliście uśmiechniętą halflinkę, która była lekarzem okrętowym.
- Konowałka Imogen, ona was poskłada, jeśli urwie wam nogę. Z głową może być gorzej. - Przedstawiła ją Julia.
- Tyle razy mówiłam, żebyś nie nazywała mnie konowałką. Jestem profesjonalną medyczką z dyplomem uniwersytetu w Korvosie! - rzuciła energicznie Imogen, wymachując piłą lekarską, którą przed chwilą czyściła.
- I zobacz, gdzie skończyłaś - odgryzła się Antonova.
- Nie wkurzaj mnie, bo następnym razem, jak będziesz ranna, to ci nie pomogę - zagroziła Imogen i spojrzała po was. - Ona już taka jest. Zgryźliwa. W razie czego się nie przejmujcie. Miło mi was powitać na naszym pięknym okręcie. Jeśli będziecie ranni, lub mieli jakieś inne problemy, to śmiało do mnie przychodźcie.


Po zejściu pod pokład w oczy rzuciła się wam krata w podłodze prowadząca do ładowni, gdzie składowane były wszystkie najpotrzebniejsze do przetrwania na morzu rzeczy oraz ustawione po obu stronach burt armaty, których było w sumie osiem. Były masywne i ciężkie, oraz nieprzesuwne. W prawo od schodów prowadził wąski korytarz do kajut najważniejszej załogi okrętu oraz skarbiec.
- Niech was rączki nie świerzbią, żeby spróbować tam zajrzeć, bo i tak skarbiec jest zabezpieczona zamkiem, którego szyfr nie tak łatwo złamać, a zna go tylko Lanteri - powiedziała Julia. - W swoich kajutach po wczorajszej wachcie śpią Jasper "Buźka" i sternik Gardax, których poznacie pewnie przy kolacji.

Przeszliście na prawo od drabinki, gdzie znajdowała się przestronna kajuta załagi. O wygodzie nie było tu mowy - porozwieszane pod sufitem hamaki zastępowały łóżka i poupychane były obok siebie, więc wyobrażaliście sobie, jaki nocą ścisk tutaj panuje. Na samym końcu znajdowały się drzwi prowadzące do jadalni, gdzie urzędował krasnoludzki kuk Balgrim, którego nie mieliście jednak okazji poznać.
- Pięć hamaków po lewo jest do waszej dyspozycji, reszta zajęta przez załogę - wyjaśniła Julia. - Rozgośćcie się.
Zostawiliście swoje rzeczy, wybierając miejsce do spania i mając zwiedzanie statku z głowy, wyszliście na główny pokład, wprost w prażące słońce. Wiatr niemal ustał, przez co pogoda była nie do zniesienia. Po całym pokładzie kręcili się marynarze, część z nich zabrała się za mocowanie drewnianego kruka od Herthy.


Późnym popołudniem zostaliście wezwani do kajuty kapitan Lanteri, gdzie oprócz niej samej znajdowała się rudowłosa, piękna kobieta. Sam pokój, oświetlony świecami, wyglądał dość przytulnie, gdyż oprócz łóżka i biurka, znajdowało się tutaj kilka roślin, kolekcja osobliwych kapeluszy pirackich w różnych kolorach, przyrządy nawigacyjne, szafka z kolekcją statków w butelkach, globus przedstawiający cały region Wewnątrzmorza oraz kilka innych rzeczy. Powieszony na ścianie wisiał oprawiony w ramkę portret przystojnego mężczyzny w sile wieku, zapewne nieżyjącego męża Lanteri. Czarnowłosa wskazała wam kanapę przy ścianie i gdy się rozsiedliście, zaczęła z uśmiechem.
- Dobra robota z ludźmi Snowweathera... Julia mi powiedziała, że odparliście ich atak i jeszcze krukowi od Herthy nic się nie stało, Pięknie, o takich ludzi mi właśnie chodziło. To jest Anabell. - Wskazała rudowłosą kobietę siedzącą na krześle obok niej. - Zatrudniłam ją dzisiaj na takich samych zasadach, jak was, więc przywitajcie ją ciepło w swoich szeregach, gdyż od tej pory będziecie współpracować.

Po tych słowach przechyliła się do tyłu w swoim fotelu i splotła palce obu zadbanych dłoni.
- Skoro przekonałam się, że mogę na was liczyć, mogę też wtajemniczyć was teraz w całą sytuację ze skarbem. Odnalezienie go nie będzie proste, ponieważ klucz, który do niego prowadzi, nazywany górnolotnie Trzema Powodami Do Życia, składa się... tadaaam! zgadliście - z trzech części. Jestem w posiadaniu jednej z nich, pozostałe będziemy musieli odnaleźć. Dlatego też jutro z rana wybieram się z Gardaxem, Julią i paroma innymi moimi ludźmi do pewnego potężnego wróżbity do Bogsbridge, miasteczka niedaleko stąd. Podróż zajmie mi kilka dni, a jako, że moi marynarze muszą jeszcze uzupełnić zaopatrzenie statku, zostaniecie tutaj razem z nimi i dopilnujecie, by wszystko było zrobione jak trzeba. Gdzieś tam kręci się też Snowweather, więc muszę mieć pewność, że jeśli wyjadę, statek jest dobrze chroniony. Jakieś pytania? Zażalenia? - Lanteri przeskoczyła wzrokiem po waszych twarzach. - Jeśli nie, wieczór i noc macie wolne.

 
Mroku jest offline