Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-07-2019, 16:23   #31
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak się okazało, kruk, jakiego mieli odebrać z pracowni Herthy, rozmiary miał dość pokaźne, i - wbrew nadziejom Azy - kosztował tyle, ile mówiła Julia.
Co Darvana nie zdziwiło.

- Chyba sobie jednak nie kupisz tych pamiątek. - Uśmiechnął się do dziewczyny, gdy już wyszli z pracowni.

Kruk był pokaźnych rozmiarów, ale plusem było to, że mieli darmowy transport, zaś ciągnący wóz osiołek nie buntował się przeciwko ciężkiemu zadaniu i nie trzeba go było przekupywać obietnicami marchewek.

Zadowolenie z dobrze załatwionej sprawy nie trwało długo. Komuś najwyraźniej nie spodobała się rzeźba (lub bardzo się spodobała - trudno było orzec). Powody zresztą mniej były ważne - ważniejsze były skutki, którymi była napaść trzech gadopodobnych stworów.
Darvan nie dziwił się osiołkowi, który nagle postanowił wziąć nogi za pas, wcześniej pozbywszy się kłopotliwego ładunku. Ale zrozumienie to jedno, a konieczność zrobienia czegoś to coś całkiem innego. Należało spacyfikować zwierzaka zanim ten narobi nieodwracalnych strat. Utrupienie raczej nie wchodziło w grę, więc Darvan potraktował zaklęciem grease drogę, po której biegli przeciwnicy, a potem chwycił osiołka tuż przy pysku i spróbował go uspokoić.
Gdyby to nie dało rady, miał zamiar odpiąć lub w ostateczności przeciąć uprzęż, a potem włączyć się do walki, częstując przeciwników magicznymi pociskami.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-07-2019, 19:07   #32
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację

-Wciąż myślę, że policzyła sobie za dużo - odpowiedziała chłopakowi Aza. - tyle dobrego, że transport gratis.

Aza szybko doskoczyła do Darvana i osła.
- Spokojnie poczciwy osiołku, spokojnie. Wszystko będzie dobrze, nic ci nie będzie. - Dziewczyna powoli i łagodnie zaczęła przemawiać do zwierzęcia. - Tak, właśnie tak. Nie patrz na tych bydlaków. Skup się na mnie i moim głosie. - Wysunęła powoli dłoń głaszcząc go i klepiąc po boku.
- Widzisz, jestem mniejsza od ciebie, ale się ciebie nie boję. Ty też musisz być dzielniutki! Damy sobie radę!


Dziewczyna na chwilę spojrzała na przeciwników.
- Może chcą się tylko pobawić? Mają jakieś słabe punkty?

Jeśli uda, się uspokoić osiołka Aza będzie prowadziła ostrzał z kuszy w najbliższego przeciwnika. Wyglądają dla niej dosyć ludzko, szczególnie są podobni do ludzi z jej koszmarów, może poczują mocniej bełty.
 
Ranghar jest offline  
Stary 30-07-2019, 09:33   #33
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Drewniany kruk okazał się być całkiem sporych rozmiarów, dobrze, że przy okazji odbioru rzemieślniczka przygotowała im wóz z osłem, bo inaczej mogłoby być ciężko. Gdy Darvan wspomniał o tym, że Aza nie kupi sobie pamiątek, Manea uśmiechnęła się lekko i dodała.
- No i z tatuaży też nici, chociaż ja jeden już mam - po tych słowach podwinęła rękaw koszuli i pokazała wszystkim dzieło sztuki, które kilka lat temu zrobiła sobie u mistrza tatuażu z Port Peril.


Na dalsze rozmowy nie było czasu, bo gdy tylko przekroczyli most, z morskiej toni wyskoczyły na nich humanoidalne krokodyle. Darvan i Aza zajęli się już wystraszonym osłem, więc Manea mogła skupić się na przeciwnikach. Słyszała kiedyś o nich co nieco; ponoć potrafili zamieniać się nawet w zwykłe krokodyle, ale pod tą zieloną skórą kryli się zwykli ludzie. Jakoś nie chciało jej się wierzyć, że zaatakowali ich właśnie teraz, bo chcieli ich ograbić, zwłaszcza, że rzucili się na nich z zaciętością. Przypadki nie istniały, a półelfka podskórnie czuła, że stoi za tym ten Snowweather.
- To ludzie zamienieni w krokodyle, często zwykłe portowe pijaczki nie mające wiele do zaoferowania w walce, ale wciąż mogą być groźni - rzuciła do Azy. - Wal w nich tym, co masz na podorędziu!

Sama też zamierzała to zrobić. Dobyła swego pistoletu i wyczekała moment, aż jeden z przeciwników zbliży się nieco bardziej, po czym wypaliła, próbując trafić w głowę. Jednocześnie biorąc pod uwagę, że Maxim może też próbować strzelać, odskoczyła w bok, schodząc towarzyszowi z linii strzału. Potem dobyła rapiera i atakowała z doskoku, wspomagając towarzyszy i jednocześnie broniąc się przed ewentualnymi atakami przeciwników.


Taktyka w walce:
1 runda: pistolet
2 runda i kolejne: rapier - Thrust (+1d6 dodatkowego DMG) bo Manea flankuje przeciwników walczących z innymi, a w razie problemów Evade (+2 do jej AC)

 
Tabasa jest offline  
Stary 30-07-2019, 10:43   #34
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Maxim przyglądał się krukowi od momentu kiedy go otrzymali. Zakładał,że trzeba go będzie na początku przywiązać do bukszprytu, zakleić żywicą i przymocować kilkoma solidnymi gwoździami. No cóż, może uda mu się zaplusować trochę u kwartemistrzyni pomagając przy tym. Tak jak sądził, dzieło pokryło całe ich pieniądze, ale przynajmniej nie próbowała ich naciągnąć na więcej.

Widział rozczarowanie Azy, poklepał ją deliaktnie po ramieniu – Pomyśl o tym w ten sposób. Za tą jedną-szesnatstą skarbu kupisz sobie tyle pamiątek i tatuaży ile zechcesz. – osiołek oczywiście nie był zbyt chętny do współpracy, ale reszta grupy miała nad nim kontrolę.

Wtedy pojawiły się... jaszczuroludzie? Gadołaki? Ludzie-krokodyle. I najwyraźniej miały ochotę na łątwy łup. Maxim zastanawiał się, czy ich nowy nabytek mógł mieć z tym coś wspólnego. Będzie musiał z tym poczekać. Dobył Evelyn i wystrzelił celując bardziej w nogi najbliższego z przeciwników. Może uda się spowolnić ich szarżę.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 31-07-2019, 11:16   #35
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Słysząc propozycję Azy o uszczknięciu sobie części kwoty, dłoń Jamasha odruchowo powędrowała do bandoliera. Zamaskował ten ruch, sięgając do swojej sakiewki i rzucając jej złotą monetę.
- Wydziaraj sobie coś za to, zamiast okradać kapitan. Podpisałaś konktrakt – ostatnie zdanie wypowiedział, jakby to była prawdziwa świętość.

Kruk był, cóż, wielki – ale nie powinien się temu dziwić. Galiony miały zwykle naprawdę pokaźne rozmiary, tylko zwykle ciężko było to dostrzec. Zganił się w myślach za niezałatwienie wcześniej transportu, ale na szczęście był on w cenie, tyle dobrego. Jamash pozwolił reszcie zająć się powodzeniem osłem, sam wolał prowadzić i mieć obie ręce wolne. Całą drogę powrotną rozglądał się uważnie za poszukiwanym tengu, dlatego niespecjalnie zaskoczyło go pojawienie się krokodylołaków. Likantropy same z siebie raczej nie miałyby interesu w kradzieży galionu, dlatego dobrze by było tym razem zostawić przynajmniej jednego żywego i sobie z nim porozmawiać. Undine podejrzewał, że Snowweather mógł maczać w tym swoje paluchy …pióra …szpony …nieważne. Zwinięcie galionu spod nosa kapitan Lanteri było wrednym zagraniem, które postawiłoby ją w niewygodnej sytuacji: albo zmarnowałaby czas i środki na odzyskanie rzeźby lub zemstę, albo straciłaby reputację, pozwalając komuś z siebie zakpić.

Widząc, że jego towarzysze ruszyli do walki, Jamash i tym razem nie miał zamiaru zwlekać. Krótka modlitwa wystarczyła, by jego skóra ponownie przybrała barwę żelaza. Ruszył do przodu, wyciągając z bandoliera dwa posrebrzane ostrza – kupienie ich jakiś czas temu w Port Peril okazało się być całkiem rozsądną decyzją, a teraz w końcu mógł je wypróbować. Jego ostrza poruszały się z błyskawiczną prędkością, tnąc bezlitośnie słabe punkty w twardej krokodylej skórze, a on sam zwinnie przemykał pomiędzy przeciwnikami, odwracając ich uwagę i dając Manei możliwość zadania celnych pchnięć.
Runda 1:
Swift action: Fervor i Ironskin (AC +4)
Move action: Podejście, wyciągając srebrne sztylety (nie chcę wejść w obszar grease, zatrzymam się przed nim)
Standard action: Jeśli mam przeciwnika w zasięgu, atakuję, jeśli nie, ready action na atak

Runda 2:
Swift action: Fervor i Divine Fervor (ataki i obrażenia +2)
Staram się flankować razem z Maneą i robić po dwa ataki w turze, ustawiając się 5-foot stepami

Następne rundy:
Dalej staram się flankować. Jeśli będą mnie łatwo trafiać, rzucam Shield of Faith z Fervorem (+2 AC), a jeśli ja będę miał trudności z trafianiem, użyję Sacred Weapon na sztyletach, dając im umagicznienie +1: obie te akcje to dla mnie swift, więc dalej mogę atakować

 
Sindarin jest offline  
Stary 01-08-2019, 11:19   #36
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Ciężko było trzymać osła i rzucić zaklęcie, ale Darvanowi jakoś udała się ta sztuka i nagle przed rozpędzonymi likantropami pojawiła się śliska maź, której tamci zupełnie się nie spodziewali. Jeszcze zanim na niej upadli, Aza, również próbująca uspokoić osiołka, wypaliła z kuszy, trafiając jednego z przeciwników w ramię. Moment później po okolicy poniósł się huk wystrzałów, gdy Manea trafiła tego z bełtem w ramieniu prosto w szyję, z której trysnęła fontanna krwi, odrzucając martwego krokodylołaka gdzieś w bok. Maxim również miał szczęście, choć jego kula dosięgnęła "zaledwie" brzucha jednego z wrógów. Osioł natomiast, na huk wystrzałów zaczął rżeć i wyrywać się jeszcze bardziej, przez co sorcerer i niziołka musieli tym razem skupić się całkowicie na jego uspokojeniu, by przewożony kruk nie uległ uszkodzeniu. Maxim natomiast przeładowywał swoją broń.

W tym samym czasie Jamash, trzymając się na odległość od mazi, z której zbierał się jeden z likantropów, od razu zaatakował, wgryzając się ostrzami w jego korpus i ramiona, nie pozwalając nawet wstać, gdy tamten próbował odpowiedzieć atakiem. Manea błyskawicznie dopadła do kolejnego, unikając niemal akrobatycznym unikiem uderzenia pazurami i żądląc rapierem w miękkie tkanki krokodylołaka. Tamten zawył, gdy trysnęła krew i chyba to było dla niego za dużo, gdyż postanowił wziąć odwrót i wskoczył do wody. Jego kompan, poraniony mocno przez Jamasha, widząc, że został sam na placu boju, również postanowił zrejterować, uchylając się przed kolejnym cięciem ostrza undine.
- Snowweather i tak was dopadnie! Macie przejebane! - Warknął chrapliwie, znikając w wodzie.
I tyle było ich widać.

Jedynym plusem całej sytuacji było to, że Darvanowi i Azie udało się w końcu uspokoić osiołka, a kruk nie został nawet draśnięty. Jamash przy zwłokach zabitego przez Azę i Maneę likantropa znalazł tylko niebieskawy, twardy, okrągły przedmiot wielkości paznokcia, który wyglądał jak bańka mydlana, jednak nie udało mu się domyślić, cóż to jest.


Po walce, nie niepokojeni dotarliście do portu, gdzie oczekując na Julię, zjedliście smażonego dorsza z pieczywem w ramach późnego śniadania. Kwatermistrzyni pojawiła się dwie godziny później i nie była zaskoczona, gdy opowiedzieliście jej o ataku krokodylołaków. Postanowiła od razu zabrać was wraz z ładunkiem na pokład "Wodnego Kruka", który - jak się okazywało - wcale nie był zacumowany w porcie, a niewielkiej zatoczce na zachód od Lilywhite, do której przedzieraliście się przez gęsty, gorący las. W końcu jednak wyszliście na plażę i mogliście przyjrzeć się okrętowi. Jamashowi wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, że "Wodny Kruk" to tak naprawdę przerobiona na piracki okręt cheliaxańska jednostka bojowa, która prawdopodobnie kiedyś została przechwycona przez pirarów.


Przetransportowaliście łódką drewnianego kruka na pokład, a jeden z niższych rangą załogantów zabrał osła oraz wóz, by odstawić go do Herthy. Julia, korzystając z okazji, że kapitan Lanteri jeszcze się nie pojawiła, oprowadziła was po czteropoziomowym pokładzie "Kruka". Zaczęliście od fordeku, na którym znajdowały się dwie lekkie balisty posiadające nawet swoje nazwy - "Wkurzona Molly" i "Zezowaty Roger".
- Jak pewnie wiecie, każda z tych balist potrzebuje dwóch ludzi do obsługi - powiedziała i wskazała na ustawione nieopodal, jedna na drugiej, drewniane skrzynki. - Tam trzymamy amunicję do nich - trzydzieści zwykłych pocisków i dziesięć uzbrojonych w ogień alchemiczny.

Pokład rufowy położony był na nadbudówce, a na nim znajdował się ster brygu, gdzie poznaliście kolejną członkinię załogi kapitan Lanteri - półelfkę Belinę, pełniącą funkcję nawigatora i trzeciego mata.
- Miło was poznać. Większość załogi jest zwykle nieufnie nastawiona do nowych na okręcie, ale w końcu się do was przekonają - rzuciła wesoło. - Za sterem zwykle stoję ja, Gardax, którego wkrótce poznacie i kapitan Lanteri, która ma też wgląd na to, co robi załoga na pokładzie. Rzadko jednak widziana jest przy sterze przed południem, więc wymieniamy się z Gardax nocnymi i dziennymi wachtami. Jeśli któreś z was zna się na tej robocie, możemy się wymieniać w trójkę, czy czwórkę.

Pod pokładem rufowym znajdowało się wejście do kajuty kapitan Lanteri, jednak Julia nadmieniła, że nikt tam nie zagląda, gdy kobiety nie ma akurat na pokładzie, bądź jeśli wyraźnie sobie tego nie życzy. Vis-a-vis jej kajuty, na podbudówce fordeku znajdował się warsztat naprawczy, pracownia medyczna oraz zbrojownia. A ta wyglądała całkiem obiecująco - na ścianach wisiało kilkadziesiąt pirackich kordelasów, kilkanaście toporów, haków abordażowych, lekkich i ciężkich kusz oraz bełtów do nich. W części medycznej spotkaliście uśmiechniętą halflinkę, która była lekarzem okrętowym.
- Konowałka Imogen, ona was poskłada, jeśli urwie wam nogę. Z głową może być gorzej. - Przedstawiła ją Julia.
- Tyle razy mówiłam, żebyś nie nazywała mnie konowałką. Jestem profesjonalną medyczką z dyplomem uniwersytetu w Korvosie! - rzuciła energicznie Imogen, wymachując piłą lekarską, którą przed chwilą czyściła.
- I zobacz, gdzie skończyłaś - odgryzła się Antonova.
- Nie wkurzaj mnie, bo następnym razem, jak będziesz ranna, to ci nie pomogę - zagroziła Imogen i spojrzała po was. - Ona już taka jest. Zgryźliwa. W razie czego się nie przejmujcie. Miło mi was powitać na naszym pięknym okręcie. Jeśli będziecie ranni, lub mieli jakieś inne problemy, to śmiało do mnie przychodźcie.


Po zejściu pod pokład w oczy rzuciła się wam krata w podłodze prowadząca do ładowni, gdzie składowane były wszystkie najpotrzebniejsze do przetrwania na morzu rzeczy oraz ustawione po obu stronach burt armaty, których było w sumie osiem. Były masywne i ciężkie, oraz nieprzesuwne. W prawo od schodów prowadził wąski korytarz do kajut najważniejszej załogi okrętu oraz skarbiec.
- Niech was rączki nie świerzbią, żeby spróbować tam zajrzeć, bo i tak skarbiec jest zabezpieczona zamkiem, którego szyfr nie tak łatwo złamać, a zna go tylko Lanteri - powiedziała Julia. - W swoich kajutach po wczorajszej wachcie śpią Jasper "Buźka" i sternik Gardax, których poznacie pewnie przy kolacji.

Przeszliście na prawo od drabinki, gdzie znajdowała się przestronna kajuta załagi. O wygodzie nie było tu mowy - porozwieszane pod sufitem hamaki zastępowały łóżka i poupychane były obok siebie, więc wyobrażaliście sobie, jaki nocą ścisk tutaj panuje. Na samym końcu znajdowały się drzwi prowadzące do jadalni, gdzie urzędował krasnoludzki kuk Balgrim, którego nie mieliście jednak okazji poznać.
- Pięć hamaków po lewo jest do waszej dyspozycji, reszta zajęta przez załogę - wyjaśniła Julia. - Rozgośćcie się.
Zostawiliście swoje rzeczy, wybierając miejsce do spania i mając zwiedzanie statku z głowy, wyszliście na główny pokład, wprost w prażące słońce. Wiatr niemal ustał, przez co pogoda była nie do zniesienia. Po całym pokładzie kręcili się marynarze, część z nich zabrała się za mocowanie drewnianego kruka od Herthy.


Późnym popołudniem zostaliście wezwani do kajuty kapitan Lanteri, gdzie oprócz niej samej znajdowała się rudowłosa, piękna kobieta. Sam pokój, oświetlony świecami, wyglądał dość przytulnie, gdyż oprócz łóżka i biurka, znajdowało się tutaj kilka roślin, kolekcja osobliwych kapeluszy pirackich w różnych kolorach, przyrządy nawigacyjne, szafka z kolekcją statków w butelkach, globus przedstawiający cały region Wewnątrzmorza oraz kilka innych rzeczy. Powieszony na ścianie wisiał oprawiony w ramkę portret przystojnego mężczyzny w sile wieku, zapewne nieżyjącego męża Lanteri. Czarnowłosa wskazała wam kanapę przy ścianie i gdy się rozsiedliście, zaczęła z uśmiechem.
- Dobra robota z ludźmi Snowweathera... Julia mi powiedziała, że odparliście ich atak i jeszcze krukowi od Herthy nic się nie stało, Pięknie, o takich ludzi mi właśnie chodziło. To jest Anabell. - Wskazała rudowłosą kobietę siedzącą na krześle obok niej. - Zatrudniłam ją dzisiaj na takich samych zasadach, jak was, więc przywitajcie ją ciepło w swoich szeregach, gdyż od tej pory będziecie współpracować.

Po tych słowach przechyliła się do tyłu w swoim fotelu i splotła palce obu zadbanych dłoni.
- Skoro przekonałam się, że mogę na was liczyć, mogę też wtajemniczyć was teraz w całą sytuację ze skarbem. Odnalezienie go nie będzie proste, ponieważ klucz, który do niego prowadzi, nazywany górnolotnie Trzema Powodami Do Życia, składa się... tadaaam! zgadliście - z trzech części. Jestem w posiadaniu jednej z nich, pozostałe będziemy musieli odnaleźć. Dlatego też jutro z rana wybieram się z Gardaxem, Julią i paroma innymi moimi ludźmi do pewnego potężnego wróżbity do Bogsbridge, miasteczka niedaleko stąd. Podróż zajmie mi kilka dni, a jako, że moi marynarze muszą jeszcze uzupełnić zaopatrzenie statku, zostaniecie tutaj razem z nimi i dopilnujecie, by wszystko było zrobione jak trzeba. Gdzieś tam kręci się też Snowweather, więc muszę mieć pewność, że jeśli wyjadę, statek jest dobrze chroniony. Jakieś pytania? Zażalenia? - Lanteri przeskoczyła wzrokiem po waszych twarzach. - Jeśli nie, wieczór i noc macie wolne.

 
Mroku jest offline  
Stary 02-08-2019, 01:10   #37
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Anabell, jak ją przedstawiła pani kapitan, uśmiechnęła się czarująco puszczając oczko do pozostałych. Była niewysoką kobietą o nietuzinkowej urodzie. Gładka skóra, bystre, orzechowe oczy podkreślone cieniem i płomienno-czerwone włosy sięgające aż zgrabnych pośladków. Te zaś można było zobaczyć pod dość dobrze dopasowanymi spodniami. Ubiór jaki miała na sobie wydawał się... odrobinę niepraktyczny na taką pogodę. Niebieski płaszcz ze złotymi zdobieniami, pasujący do niego kapelusz z mnóstwem piór, bluzka eksponująca pokaźny dekolt oraz te dopasowane spodnie. Była to karykatura pirackiego albo nawet i marynarskiego stroju oficera. Miał ściągać uwagę. Tak jak cała Anabell. Kiedy kapitan zaczęła opowiadać o skarbie na bark rudowłosej wskoczyła niewielka małpka.

[media]http://kronikamontrealska.com/wp-content/uploads/2011/12/58-295x300.jpg[/media]
- Nie przeszkadzaj Fitzgeralcie - Anabell szepnęła do swojego familiara i czule pocałowała go w główkę. Małpka dość posłusznie zeskoczyła na blat biurka i usiadła. Kiedy Lanteri skończyła i zadała, to jakże prowokujące, pytanie rudowłosa klasnęła w dłonie.
- Koniecznie muszę zapoznać się z kukiem, bo nie raczył pokazać się na oczy. Musze wiedzieć jak dobra pieczę sprawuje nad waszymi zapasami grogu. Jeden bukłak alkoholu mi nie wystarczy na przygodę jaka się tutaj szykuje - kolejny czarujący uśmiech poleciał w stronę Lanteri.
- Ale spokojnie, zostawię dla innych. Tylko utopię smutek z tęsknoty za wami wspaniała pani kapitan - w tych słowach było znacznie więcej przerysowanego dramatyzmu aniżeli sarkazmu. Ten drugi z resztą był skierowany w wypowiadającą te słowa.

Kiedy pozostali wypowiedzieli swoje kwestie Anabell pozwoliła sobie zaprosić na górny pokład.
- Jako że dołączyłam do was później i wygląda na to, że nieco w inny sposób czuję, że wręcz muszę przedstawić się dokładniej niż zrobiła to pani kapitan. Anabell ze Złotych Syren. Może słyszeliście, może nie, grunt, że moje wspaniałe syreny w końcu zakotwiczyły w portach i pozostało mnie samej się borykać po kajdanach. Śpiewam morzu, a ono mi odpowiada jak ma dobry humor. Słyszałam, jak niektórzy nazywają mnie pieśniarką morza, ale chyba mi wystarczy Anabell. Swoje przepłynęłam i zapoznałam się z okolicą. Mam pewną słabość do odnajdywania dróg i ścieżek, prądów oraz sekretów i chęcią usłyszę też wasze imiona.



Poprzedniego wieczoru

Lilywhite było wspaniałe jak zawsze podczas festiwalu rumu. Anabell jak zwykle dała się porwać strumieniom alkoholu, śpiewu i dobrej zabawy. Próbowała swoich sił w Wyzwaniu Szczęśliwego Pijaka, ale jak zwykle nie dotrwała do końca. Chcąc zachować siły na to po co tutaj tan naprawdę przyjechała odpuściła, kiedy już zaczynało jej się zbyt kręcić w głowie. Nie omieszkała oczywiście wręczyć nagrody półorkowi w forcie namiętnego, choć pijanego całusa. Szukała swoich Syren. Wysłała im listy, osobiście odwiedziła... naprawdę liczyła, że na ten ostatni raz przybędą i wspólnie wystąpią. Nie mogąc nikogo poznać w tłumie masek pacnęła się w końcu dłonią po czole. Jak znaleźć inne syreny? Tylko śpiewając!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=1g7XO7gICAo[/media]

Spomiędzy rozochoconych imprezowiczów zabrzmiał donośny melodyjny śpiew. Rudowłosa śpiewała zaczepiając co niektórych. W końcu nadeszła odpowiedź! Wchodząc w rutynowy występ kobiety zaczęły się kłócić śpiewem, aż nie dołączyły pozostałe dwie. Nie były same, zabrały swoich mężów. Anabell to nie przeszkadzało. Wiedziała, że jest im z nimi dobrze. Zaczęły występ, tam, gdzie stały. Deski i beczki same się znalazły a tłum gapiów wiwatował widząc piękne dziewczyny śpiewające i grające skoczną muzykę. Oczywiście trochę magii też się wkradło do przedstawienia, aby tylko podkreślić wspaniałość syrenich głosów. Nie śpiewały zbyt długo, raptem kilka utworów, ale to było wystarczające, aby rozgrzać tłumek. Tuż przed paradą kobiety zakończyły swój występ i po raz ostatni wspólnie obejrzały pokaz fajerwerków. Trzeba było się zbierać i Anabell to wiedziała. Nie zarezerwowała sobie żadnej kwatery na noc, co mogłoby być dla normalnej osoby problematyczne, ale nie dla niej. Przygruchanie sobie kogoś na noc nigdy nie stanowiło problemu. Tej nocy jednak los postanowił zadziałać dwojako. Najpierw pech – zaczepieni marynarze byli... nadgorliwi. Bardka musiała się ewakuować z ich towarzystwa czym prędzej. Korzystając z pomocy Fitzgeralda rozproszyła ich i rzuciła się do biegu. Oczywiście nie odpuścili. Trzeźwiejsza po występie zaczęła myśleć. Tu przewrócona beczka, tam tanecznym krokiem uniknięcie kilku ciosów. Cios ciężkim plecakiem przez łeb i kilka pchnięć i cięć rapierem. W końcu przestało im się chcieć. Po tym los się odwrócił. Z pobliskiego balkony dało się usłyszeć oklaski. Piękna czarnowłosa kobieta ewidentnie widziała co się stało i jak na pirata przystało spodobało jej się. Jak się okazało wystarczyła tylko wymiana kilku zdań i szczypta flitru aby Anabell jednak znalazła nocleg. Ach co to była za wspaniało noc! A jaki wspaniały poranek z jeszcze wspaniałymi wydarzeniami! Piękna czarnowłosa okazała się panią kapitan i ewidentnie Anabell przypadła jej do gustu (a starała się zaciekle). Nadawała się do specjalnej załogi jakiej... Lanteri Varossa potrzebowała. Przygoda! Poszukiwanie skarbu! To było to czego szukała bardka. Idealnie na ostatnią wyprawę w morze. Trochę zbyt gorliwie zgodziła się na wszystkie warunki umowy nie dość dokładnie ją czytając, ale w głowie już była sterta innych myśli.

Na pokładzie od razu uznała Belinę za swoją bratnią duszę (i bardzo ładną osóbkę do popatrzenia). Od razu zgłosiła się na ochotnika do brania jednej zmiany przy sterze. Miała sporo własnego sprzętu do nawigacji i widać było, że poza strumieniami alkoholu właśnie to zajmowało w jej sercu ważne miejsce. Nawigacja.

Z medyczką również wymieniła kilka ciepłych słów, bo od razu jej przypadła do gustu. Nawet Julia dostała kilka komplementów dotyczących głównie jej pieprzyka, który fascynował Anabell. Uważała go za przysłowiową “kropkę nad i". Dopełniał i zwracał uwagę. Jak się okazało brak szóstego hamaka również nie był problemem. Bardka miała własny. Rozwieszony w ostatnim wolnym miejscu miał czekać aż jego właścicielka do niego powróci. Nie było to wcale pewne, że tak się zdarzy.
 
Asderuki jest offline  
Stary 02-08-2019, 08:56   #38
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kolejne starcie, kolejna łatwa wygrana – póki co wyglądało na to, że kapitan Lanteri słusznie dobrała swoją załogę bojową. Jamash miał wielką ochotę pogonić za uciekającym likantropem, ale to równie dobrze mogła być pułapka, dlatego powstrzymał się przed skokiem w mętne wody. Zamiast tego przyjrzał się skąpemu wyposażeniu pokonanych wrogów, chowając znalezioną niebieskawą, półprzejrzystą perłę do kieszeni, sprawdziwszy najpierw, czy nie jest przypadkiem magiczna. Później znajdzie kogoś, kto sprawdzi, czym jest to coś, teraz trzeba było skupić się na dostarczeniu tego cholernego galionu.

***

Undine uśmiechnął się szczerze i szeroko, widząc „Wodnego Kruka”.
- Oto jedyna rzecz, do której przydaje się ten pieprzony Cheliax! – stwierdził, oglądając okręt. Podczas oprowadzania nie odzywał się zbyt wiele, uważnie przyglądając się wyposażeniu i załodze. Sam zainwestowałby przynajmniej w jedną dodatkową balistę na rufie, ale musiał przyznać, że Lanteri zna się na rzeczy – „Wodny Kruk” z pewnością poradzi sobie na morzu. Zainteresował go rzekomy dyplom medyczki okrętowej – co ktoś taki robił po pierwsze na Kajdanach, a po drugie w załodze statku pirackiego? Pozostali jej członkowie nie wzbudzili specjalnego zainteresowania, chociaż starał się zapamiętać ich imiona czy ksywki. Obserwował też ich reakcje na siebie – podejrzliwość lub zaskoczenie w oczach starszych marynarzy i wyzwanie u tych młodszych, którzy nie mieli skąd go pamiętać. Miał nadzieję, że szybko to się zmieni, musiał w końcu odbudować swoją reputację.

***

Kajuta Lanteri przywołała czasy, na wspomnienie których Jamash zacisnął pięści – wydarcie Cheliaxowi podobnego statku byłoby idealną zemstą, zaraz po zamordowaniu skurwysyna, który go zamknął. Rozsiadł się na kanapie (takiej nie miał – może to dobry pomysł?) i zerkając co jakiś czas na rudowłosą piękność, słuchał wyjaśnień pani kapitan odnośnie ich zadania. Liczył na to, że wypłyną od razu, ale nie miał zamiaru narzekać na jeszcze parę dni wolnego, w końcu nieprędko będzie ich znowu stać na taki luksus. Zgadzał się z pomysłem na odwiedzenie wróżbity, każda wskazówka była dobra, a Besmara przychylnie patrzyła na przygotowanych i przedsiębiorczych. Gdy Lanteri skończyła, undine miał kilka pytań, które miały zarówno zaspokoić jego ciekawość, jak i dać mu zajęcie na następne dni.
- Masz dla nas jakieś konkretne zadania? I odnośnie dziobatego, jak nazywa się jego statek, jeśli jakiś ma? –


Kiedy wyszli z kajuty na górny pokład i Anabelle przedstawiła się w pełni, Jamash milczał przez moment, zanim się odezwał. Albo próbował sobie coś przypomnieć, albo zwyczajnie obserwował kobietę. Może i było już po Festiwalu, ale co się odwlecze…
- Mów mi Jamash, dawniej z „Czerwonego Blasku”. Złote Syreny? Wydaje mi się, że widziałem wasz pierwszy występ, w Port Peril, jakąś dekadę temu –
 
Sindarin jest offline  
Stary 02-08-2019, 16:13   #39
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Starcie było krótkie, lecz jego wynik tylko częściowo zadowolił Darvana. Co prawda ani osioł, ani kruk nie ucierpieli, ale większość napastników uszła z życiem, a uciekinierzy mogli zdać relację swemu mocodawcy.
A samo zajście dobitnie świadczyło o tym, że Snowweather wie aż za dobrze o każdym kroku kapitan Lanteri, a jedynym jego błędem było niedocenienie nowych członków jej załogi. Błędem, który z pewnością nie zostanie popełniony po raz drugi.
Zdobyte na napastnikach łupy były niewielkie - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Z pewnością nie była to perła mocy, ale drugi rzut oka, wspomożony odpowiednim zaklęciem, przyniósł rozwiązanie zagadki.

- No cóż, Maneo - powiedział zaklinacz. - Oddałaś piękny strzał i zdobyłaś cenny łup, który może się przydać podczas poszukiwania skarbów. Ten drobiazg pozwala oddychać pod wodą przez trzecią część doby.


Na statkach Darvan zbytnio się nie znał, ale na jego niewprawne oko mieli do czynienia z jednostką, która mogła - przy odpowiednich wiatrach i odpowiedniej załodze - rozwijać niezłe prędkości i - przy odpowiedniej załodze - stawić czoła każdemu groźnemu przeciwnikowi.
No ale na ten temat wolał porozmawiać z kimś bardziej obeznanym w tej materii. Na przykład z Maneą. Dziewczyna zdała ma się bardziej 'zjadliwą' osobą, niż Jamash, który zdaje się miał kiepskie zdanie o wszystkich nie-marynarzach.

Zwiedzanie statku pozwoliło poznać kolejnych parę ważnych członków załogi, a tuż przed wieczorem...

Kapitańska kajuta wyglądała egzotycznie i było na co popatrzeć, ale najbardziej wzrok przyciągał kolejny członek, a raczej członkini, 'bojowej' części załogi - rudowłosa bardka.
Czy "Złote Syreny" warte były swej nazwy, tego Darvan nie wiedział - z oczywistych względów. Darvan nie wiedział też, jak Anabell śpiewała (nie wątpił, że się dowie - raczej prędzej niż później), ale gadane z pewnością miała.
Co mogło być plusem...
...albo i nie.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-08-2019, 19:40   #40
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+ Kerm, dziękuję za dialog <3

Besmara znów sprzyjała im podczas walki, z której ponownie wyszli bez zadraśnięcia, a Manea pokazała, że nie tylko na strzelaniu się zna, ale i ukłuć rapierem potrafi. Szkoda, że dwaj ranni przeciwnicy uciekli, gdyż można było choćby jednego z nich przesłuchać na temat Snowweathera, ale mówi się trudno. Najważniejsze, że atak paniki osła nie rozwalił drewnianej rzeźby, którą mieli dostarczyć na statek. Na słowa Darvana mówiące o magicznych właściwościach małej kulki, uniosła brwi.
- Super! Na pewno przyda nam się takie coś w czasie rejsu! - Wyszczerzyła się do niego.

Potem spotkali się z Julią a ta w końcu zabrała ich na statek i oprowadziła po wszystkich pokładach. Belina i ta niziołcza cyruliczka wydawały się być w porządku i nieco bardziej pozytywnie nastawione do nich, niż kwatermistrzyni i pani kapitan. I dobrze, bo niezbyt komfortowo pływało by się w otoczeniu załogi, która patrzy na ciebie spode łba. Przy obchodzeniu okrętu nie odzywała się, oglądając wszystko i zapamiętując, co gdzie jest. Nawet fakt, że będzie musiała spać na hamaku pośród innych marynarzy nie zburzyło jej dobrego nastroju. Nie mogła się doczekać, kiedy w końcu wypłyną.

Kajuta Lanteri była fajnie urządzona, widać pani kapitan nie tylko była twardą przywódczynią, ale też kolekcjonerką, o czym świadczyły kapelusze czy statki w butelkach. Maneę korciło, by podejść do szafki z nimi i pooglądać, ale wiedziała, że nie było by to dobrze odebrane przez Varossę, dlatego usiadła na jednym z krzeseł. Przysłuchiwała się z uwagą jej słowom na temat klucza prowadzącego do skarbu Jemmy Redclaw. Czyli były trzy części, które trzeba było ze sobą połączyć... Manea uwielbiała takie sekrety i podskórnie czuła, że wyprawa po dwie zaginione części klucza będą pełne wrażeń i przygód.

Gdy opuścili kwaterę Lanteri i zaczęli rozmawiać z ich nową towarzyszką - Anabell, Jamash wyskoczył z pomysłem rekonesansu Lilywhite w celu znalezienia Snowweathera. Początkowo Manei ten pomysł się podobał, ale szybko doszła do wniosku, że nie chce jej się znów wracać do miasteczka, chodzić po tawernach i jakichś ciemnych zaułkach, by dowiedzieć się czegokolwiek na temat tengu, a przy okazji być może ściągnąć na siebie jakieś problemy. Jamash jednak się uparł, że pójdzie, a Anabell najwyraźniej też się to spodobało, więc półelfka życzyła im jedynie powodzenia i liczyła, że nie wpakują się w żadne tarapaty.

Tu też wyszła niekonsekwencja, czy nawet hipokryzja w podejściu Jamasha - gdy Manea zaczęła rozpytywać o Carrigana, to był zły pomysł, ale gdy Jamash zamierzał popytać o Snowweathera, to ten pomysł był już dobry! No cóż, najwyraźniej Jamash robił to, co mu w danej sytuacji najbardziej pasowało do koncepcji. Pewnie gdyby to Manea powiedziała, że trzeba iść rozpytać na mieście o wroga pani kapitan, powiedziałby, że to głupi pomysł i że półelfka jest znów "w gorącej wodzie kąpana". Przekonywać go nie zamierzała, bo nie było sensu.

Niedługo później Manea poszła pokręcić się pod pokładem, a gdy znów wyszła na górę, by zaczerpnąć świeżego powietrza i pomyśleć o tym wszystkim, przy jednej z burt zauważyła Darvana, który wpatrując się gdzieś w dal, również wyglądał, jakby nad czymś dumał.
- Srebrnik za twoje myśli - powiedziała wesoło, podchodząc do niego. - Nie przeszkadzam? Bo jeśli tak, to powiedz, nie obrażę się. Czasami każdy potrzebuje trochę czasu dla siebie, w samotności.
- Piękna kobieta zawsze jest mile widziana u mego boku - odparł z uśmiechem zaklinacz. - Chyba że ma paskudne serce, ale o to cię akurat nie podejrzewam.
- Kto wie, może mi się jeszcze zmienić z czasem. Ponoć piraci tak mają, nawet ci najszlachetniejsi. - Puściła mu oczko, gdy oparła się o burtę, niemal stykając się z nim ramionami i szturchnęła lekko. - To o czym tak rozmyślałeś, jeśli można wiedzieć?
- Najszlachetniejsi piraci leżą na dnie morza - odparł. - Ewentualnie żyją w legendach. - Uśmiechnął się. - Zastanawiam się, kiedy Snowweather zaatakuje "Kruka". Pewnie niecałą dobę po tym, jak nasza pani kapitan opuści pokład. Jak sądzisz?
- Myślę, że nie przepuściłby okazji, żeby to zrobić, gdy Lanteri tu nie będzie - odparła. - Dlatego musimy być czujni. Nie wiem, czy ona zabierze ze sobą tę pierwszą część klucza, ale nawet jeśli tak, to przecież ten tengu nie będzie o tym wiedział i pewnie będzie chciał go zdobyć. A co do szlachetnych piratów… tak, coś w tym jest… mój ojciec też zapłacił życiem za to, że był zbyt szlachetny. - Westchnęła ciężko. - Nauka płynie dla mnie z tego taka, że jak jesteś szlachetny, to nie otaczaj się łajdakami.
- Piraci zwykle należą do tej właśnie gromadki, chyba że opowieści o rabunkach należą do przesadzonych - odparł. - Gdy wrócisz, obładowana tymi skarbami, to też się będziesz musiała oglądać na wszystkie strony - dokończył, nie całkiem żartobliwym tonem. - Chcesz o nim opowiedzieć?

Spojrzała na niego, jakby czytał jej w myślach. Wiele razy chciała komuś opowiedzieć o tym, jaki był Madock wobec niej, ale nigdy nie znalazł się nikt, kto chciałby wysłuchać, a potem nie oceniać. Jamash? On bardziej traktował ją jak dziecko, które dorwało się do szabli i pistoletu, pchane rządzą zemsty, niż dojrzałą kobietę, która wiedziała, czego chce. Siedziało to w niej od dawna, ale jakoś nie mogła po prostu wcześniej o tym mówić. Zwłaszcza, że nie chciała się też użalać, ale czuła, że Darvan to dobry człowiek, któremu może o tym powiedzieć.
- Dziwne, że to proponujesz. Nikt nigdy nie zaproponował. - Uśmiechnęła się kącikiem ust, jednak cierpko, może nawet smutno, po czym wbiła wzrok w rozpościerające się przed nimi morze. - Mój ojciec, Madock, był twardym człowiekiem, zwłaszcza wobec mnie. Rzadko okazywał mi uczucia, a jeśli już, to z dala od swej załogi, by nie widzieli. Nie wiem, czy chciał mnie w ten sposób chronić, czy się wstydził swoich uczuć. Może jedno i drugie. W każdym razie wiele się od niego nauczyłam. Strzelania, szermierki, pracy na statku... to, co kiedyś uważałam za katorgę, wiem, że teraz procentuje, bo umiem zrobić dużo rzeczy. Zadbać o siebie. Nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha, ale poświęcając się dla mnie, gdy zaatakował go bosman i załoga, a on dał mi czas, bym uciekła, chyba właśnie to oznaczało. A może po prostu chcę to sobie wmówić… - Zacisnęła wargi i zmarszczyła brwi.

Darvan przez moment spoglądał w morze, potem przeniósł wzrok na swą rozmwóczynię.
- Wiesz... aż ci zazdroszczę. Mój ojciec w takiej sytuacji prędzej podłożyłby mi nogę, bym nie zdołał przypadkiem uciec.
- Naprawdę? Na Besmarę, współczuję takiej rodziny - odparła, krzywiąc się lekko. - Ale możesz być pewien, że jeśli coś złego nas spotka, to ja ci nogi nie podstawię, tylko będę chciała pomóc. Możesz czuć się bezpieczny. - Zaśmiała się wesoło, puszczając mu oczko. - Acha, i dzięki za pomoc z tymi krokodyloczłekami, ładna sztuczka z tym mazistym podłożem. Bardzo to nam ułatwiło, chociaż z tym osłem to tak łatwo nie miałeś. A jeszcze wracając do twojego ojca… to dlatego podróżujesz? Chyba musisz mieć swoje powody, skoro zawiało cię aż na Kajdany.
- W końcu jedziemy na tym samym wózku, prawda? - Uśmiechnął się. - A tu mnie przywiała żądza wiedzy i przygód. No i nadzieja, że w tych ciekawych stronach można znaleźć parę ciekawych osób i parę ciekawych przedmiotów.
- No i wszystko wskazuje na to, że znajdziesz jedno i drugie. A może to pierwsze już ci się nawet trafiło. - Uśmiechnęła się do niego uroczo.

Darvan na pozór poważnym spojrzeniem zlustrował ją od głowy do stóp i z powrotem.
- Jak rozumiem, nie panią kapitan masz na myśli - odpowiedział z uśmiechem.
- Pani kapitan, chociaż nie da się ukryć, że piękna, to ma w sobie coś… odpychającego. Przynajmniej ja tak uważam - odparła. - I oczywiście miałam siebie na myśli. - Zaśmiała się, trąciwszy go delikatnie ramieniem.
- Zaiste, rację masz... - Darvan się skłonił. - Dzierżysz na tym pokładzie palmę pierwszeństwa. - Wyglądało na to, że mówi całkiem poważnie.
- Ach, dziękuję, bardzo mi miło - odparła, nieco z przekąsem, ale naprawdę zrobiło jej się miło. - Ja też lubię twoje towarzystwo, przynajmniej nie patrzysz na mnie z góry i da się z tobą normalnie porozmawiać.*
- Co prawda jestem trochę wyższy - zażartował - ale z góry na ciebie patrzeć nie będę.
- Oj, wiesz, o co mi chodzi - odparła wesoło.
- Oj, nawet znam kogoś, kto tak patrzy... i nie mam na myśli pani kapitan. Ani pani kwatermistrz...
- Jamasha? Azę? - Pokazała mu język.

- Tak, tak... Aza szczególnie się wywyższa. - Roześmiał się, a ona mu zawtórowała.
- Wiem, robiłam sobie żarty, fajnie, że to złapałeś - odrzekła wesoło. - Ale fakt, Jamash wciąż patrzy na mnie z góry i pewnie to się nigdy nie zmieni. Będę się musiała jakoś przyzwyczaić. - Wzruszyła ramionami. - Chyba jednak na pewien czas odpocznę sobie od jego towarzystwa, zwłaszcza, że chyba z tą rudą złapał dobry kontakt.
- Taaa... Wygląda na to, że przypadli sobie do gustu i znaleźli wspólny język. - - Skinął głową. - A niektórzy nie potrafią zauważyć - zmienił temat - że inni stali się dorośli.
- Może nie chcą, ale to już nie nasza wina - odparła, zerkając na niego. - Fajnie, że cię poznałam i zdecydowałeś się płynąć, żeby znaleźć z nami ten skarb. Ciekawe, gdzie nas wody poniosą. - Westchnęła. - Uwielbiam pływać, na lądzie bardzo szybko się nudzę i zaczyna mnie nosić. Nawet na morzu się urodziłam, wiesz. Niestety, potem moja matka stwierdziła, że nie chce się wiązać z moim ojcem na dłużej i się mną zajmować, więc po prostu zostawiła mu mnie i uciekła. Nigdy jej nie poznałam i w sumie nie chcę.
- Ja, prawdę mówiąc, wolę ląd... Morze zobaczyłem po raz pierwszy gdy miałem dwadzieścia lat. Nie, dziewiętnaście... Strasznie dużo wody.. - Uśmiechnął się. - A jeśli chodzi o matkę... Wiem tylko, jak miała na imię, a plotki na temat tego, co się z nią stało stanowiłyby niezły temat dla każdego szarpidruta.

- Zobacz, jak wiele nas łączy - powiedziała, ale nie chciała już ciągnąć tematu rodziny. - A co do morza… ale umiesz pływać?
- Na spokojnej wodzie się utrzymam... przez jakiś czas - Darvan był dość szczery - ale wyścigi pływackie odpadają.
- Nie martw się, w razie czego ci pomogę. Pływam, niczym ryba - odrzekła, uśmiechając się. - Chodź, może coś zjemy w jadalni i poznamy wreszcie naszego kuka. Trzeba być dla niego miłym, żeby nas czasem nie otruł w czasie rejsu. - Puściła mu oczko i zaśmiała się
- Mam nadzieję, że nie będziesz musiała mnie ratować. - Darvan odpowiedział uśmiechem. - A co do kuka... dobry kuk to skarb i podstawa dobrego humoru załogi - zażartował. - Wypada się wkraść w jego łaski..
- Biorąc pod uwagę styl bycia i zachowanie naszej pani kapitan, obstawiam, że zły kuk pewnie nie dotrwałby do obiadu. - Zaśmiała się. - Jestem dobrej myśli, ale chodźmy się przekonać na własnych żołądkach.
- Panie przodem. - Gestem zaprosił dziewczynę by ruszyła jako pierwsza.

Zeszli więc do jadalni, zjedli kolację podaną przez krasnoludzkiego kuka, porozmawiali jeszcze trochę i Manea poszła odpocząć na hamaku. Dobrze jej się rozmawiało z Darvanem i miała zamiar co jakiś czas ucinać sobie pogawędki z zaklinaczem. Miała nadzieję, że Jamash i Anabell nie wpakują się w jakieś problemy i nie trzeba będzie ich szukać, bo półelfka chciała po prostu odpocząć i spać do rana. Od jutra będą mieć na pokładzie wystarczająco roboty, gdy Lanteri wyjedzie do Bogsbridge.
 
Tabasa jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172