| + Kerm, dziękuję za dialog <3 Besmara znów sprzyjała im podczas walki, z której ponownie wyszli bez zadraśnięcia, a Manea pokazała, że nie tylko na strzelaniu się zna, ale i ukłuć rapierem potrafi. Szkoda, że dwaj ranni przeciwnicy uciekli, gdyż można było choćby jednego z nich przesłuchać na temat Snowweathera, ale mówi się trudno. Najważniejsze, że atak paniki osła nie rozwalił drewnianej rzeźby, którą mieli dostarczyć na statek. Na słowa Darvana mówiące o magicznych właściwościach małej kulki, uniosła brwi. - Super! Na pewno przyda nam się takie coś w czasie rejsu! - Wyszczerzyła się do niego.
Potem spotkali się z Julią a ta w końcu zabrała ich na statek i oprowadziła po wszystkich pokładach. Belina i ta niziołcza cyruliczka wydawały się być w porządku i nieco bardziej pozytywnie nastawione do nich, niż kwatermistrzyni i pani kapitan. I dobrze, bo niezbyt komfortowo pływało by się w otoczeniu załogi, która patrzy na ciebie spode łba. Przy obchodzeniu okrętu nie odzywała się, oglądając wszystko i zapamiętując, co gdzie jest. Nawet fakt, że będzie musiała spać na hamaku pośród innych marynarzy nie zburzyło jej dobrego nastroju. Nie mogła się doczekać, kiedy w końcu wypłyną.
Kajuta Lanteri była fajnie urządzona, widać pani kapitan nie tylko była twardą przywódczynią, ale też kolekcjonerką, o czym świadczyły kapelusze czy statki w butelkach. Maneę korciło, by podejść do szafki z nimi i pooglądać, ale wiedziała, że nie było by to dobrze odebrane przez Varossę, dlatego usiadła na jednym z krzeseł. Przysłuchiwała się z uwagą jej słowom na temat klucza prowadzącego do skarbu Jemmy Redclaw. Czyli były trzy części, które trzeba było ze sobą połączyć... Manea uwielbiała takie sekrety i podskórnie czuła, że wyprawa po dwie zaginione części klucza będą pełne wrażeń i przygód.
Gdy opuścili kwaterę Lanteri i zaczęli rozmawiać z ich nową towarzyszką - Anabell, Jamash wyskoczył z pomysłem rekonesansu Lilywhite w celu znalezienia Snowweathera. Początkowo Manei ten pomysł się podobał, ale szybko doszła do wniosku, że nie chce jej się znów wracać do miasteczka, chodzić po tawernach i jakichś ciemnych zaułkach, by dowiedzieć się czegokolwiek na temat tengu, a przy okazji być może ściągnąć na siebie jakieś problemy. Jamash jednak się uparł, że pójdzie, a Anabell najwyraźniej też się to spodobało, więc półelfka życzyła im jedynie powodzenia i liczyła, że nie wpakują się w żadne tarapaty.
Tu też wyszła niekonsekwencja, czy nawet hipokryzja w podejściu Jamasha - gdy Manea zaczęła rozpytywać o Carrigana, to był zły pomysł, ale gdy Jamash zamierzał popytać o Snowweathera, to ten pomysł był już dobry! No cóż, najwyraźniej Jamash robił to, co mu w danej sytuacji najbardziej pasowało do koncepcji. Pewnie gdyby to Manea powiedziała, że trzeba iść rozpytać na mieście o wroga pani kapitan, powiedziałby, że to głupi pomysł i że półelfka jest znów "w gorącej wodzie kąpana". Przekonywać go nie zamierzała, bo nie było sensu.
Niedługo później Manea poszła pokręcić się pod pokładem, a gdy znów wyszła na górę, by zaczerpnąć świeżego powietrza i pomyśleć o tym wszystkim, przy jednej z burt zauważyła Darvana, który wpatrując się gdzieś w dal, również wyglądał, jakby nad czymś dumał.
- Srebrnik za twoje myśli - powiedziała wesoło, podchodząc do niego. - Nie przeszkadzam? Bo jeśli tak, to powiedz, nie obrażę się. Czasami każdy potrzebuje trochę czasu dla siebie, w samotności.
- Piękna kobieta zawsze jest mile widziana u mego boku - odparł z uśmiechem zaklinacz. - Chyba że ma paskudne serce, ale o to cię akurat nie podejrzewam.
- Kto wie, może mi się jeszcze zmienić z czasem. Ponoć piraci tak mają, nawet ci najszlachetniejsi. - Puściła mu oczko, gdy oparła się o burtę, niemal stykając się z nim ramionami i szturchnęła lekko. - To o czym tak rozmyślałeś, jeśli można wiedzieć?
- Najszlachetniejsi piraci leżą na dnie morza - odparł. - Ewentualnie żyją w legendach. - Uśmiechnął się. - Zastanawiam się, kiedy Snowweather zaatakuje "Kruka". Pewnie niecałą dobę po tym, jak nasza pani kapitan opuści pokład. Jak sądzisz?
- Myślę, że nie przepuściłby okazji, żeby to zrobić, gdy Lanteri tu nie będzie - odparła. - Dlatego musimy być czujni. Nie wiem, czy ona zabierze ze sobą tę pierwszą część klucza, ale nawet jeśli tak, to przecież ten tengu nie będzie o tym wiedział i pewnie będzie chciał go zdobyć. A co do szlachetnych piratów… tak, coś w tym jest… mój ojciec też zapłacił życiem za to, że był zbyt szlachetny. - Westchnęła ciężko. - Nauka płynie dla mnie z tego taka, że jak jesteś szlachetny, to nie otaczaj się łajdakami.
- Piraci zwykle należą do tej właśnie gromadki, chyba że opowieści o rabunkach należą do przesadzonych - odparł. - Gdy wrócisz, obładowana tymi skarbami, to też się będziesz musiała oglądać na wszystkie strony - dokończył, nie całkiem żartobliwym tonem. - Chcesz o nim opowiedzieć?
Spojrzała na niego, jakby czytał jej w myślach. Wiele razy chciała komuś opowiedzieć o tym, jaki był Madock wobec niej, ale nigdy nie znalazł się nikt, kto chciałby wysłuchać, a potem nie oceniać. Jamash? On bardziej traktował ją jak dziecko, które dorwało się do szabli i pistoletu, pchane rządzą zemsty, niż dojrzałą kobietę, która wiedziała, czego chce. Siedziało to w niej od dawna, ale jakoś nie mogła po prostu wcześniej o tym mówić. Zwłaszcza, że nie chciała się też użalać, ale czuła, że Darvan to dobry człowiek, któremu może o tym powiedzieć.
- Dziwne, że to proponujesz. Nikt nigdy nie zaproponował. - Uśmiechnęła się kącikiem ust, jednak cierpko, może nawet smutno, po czym wbiła wzrok w rozpościerające się przed nimi morze. - Mój ojciec, Madock, był twardym człowiekiem, zwłaszcza wobec mnie. Rzadko okazywał mi uczucia, a jeśli już, to z dala od swej załogi, by nie widzieli. Nie wiem, czy chciał mnie w ten sposób chronić, czy się wstydził swoich uczuć. Może jedno i drugie. W każdym razie wiele się od niego nauczyłam. Strzelania, szermierki, pracy na statku... to, co kiedyś uważałam za katorgę, wiem, że teraz procentuje, bo umiem zrobić dużo rzeczy. Zadbać o siebie. Nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha, ale poświęcając się dla mnie, gdy zaatakował go bosman i załoga, a on dał mi czas, bym uciekła, chyba właśnie to oznaczało. A może po prostu chcę to sobie wmówić… - Zacisnęła wargi i zmarszczyła brwi.
Darvan przez moment spoglądał w morze, potem przeniósł wzrok na swą rozmwóczynię.
- Wiesz... aż ci zazdroszczę. Mój ojciec w takiej sytuacji prędzej podłożyłby mi nogę, bym nie zdołał przypadkiem uciec.
- Naprawdę? Na Besmarę, współczuję takiej rodziny - odparła, krzywiąc się lekko. - Ale możesz być pewien, że jeśli coś złego nas spotka, to ja ci nogi nie podstawię, tylko będę chciała pomóc. Możesz czuć się bezpieczny. - Zaśmiała się wesoło, puszczając mu oczko. - Acha, i dzięki za pomoc z tymi krokodyloczłekami, ładna sztuczka z tym mazistym podłożem. Bardzo to nam ułatwiło, chociaż z tym osłem to tak łatwo nie miałeś. A jeszcze wracając do twojego ojca… to dlatego podróżujesz? Chyba musisz mieć swoje powody, skoro zawiało cię aż na Kajdany.
- W końcu jedziemy na tym samym wózku, prawda? - Uśmiechnął się. - A tu mnie przywiała żądza wiedzy i przygód. No i nadzieja, że w tych ciekawych stronach można znaleźć parę ciekawych osób i parę ciekawych przedmiotów.
- No i wszystko wskazuje na to, że znajdziesz jedno i drugie. A może to pierwsze już ci się nawet trafiło. - Uśmiechnęła się do niego uroczo.
Darvan na pozór poważnym spojrzeniem zlustrował ją od głowy do stóp i z powrotem.
- Jak rozumiem, nie panią kapitan masz na myśli - odpowiedział z uśmiechem.
- Pani kapitan, chociaż nie da się ukryć, że piękna, to ma w sobie coś… odpychającego. Przynajmniej ja tak uważam - odparła. - I oczywiście miałam siebie na myśli. - Zaśmiała się, trąciwszy go delikatnie ramieniem.
- Zaiste, rację masz... - Darvan się skłonił. - Dzierżysz na tym pokładzie palmę pierwszeństwa. - Wyglądało na to, że mówi całkiem poważnie.
- Ach, dziękuję, bardzo mi miło - odparła, nieco z przekąsem, ale naprawdę zrobiło jej się miło. - Ja też lubię twoje towarzystwo, przynajmniej nie patrzysz na mnie z góry i da się z tobą normalnie porozmawiać.*
- Co prawda jestem trochę wyższy - zażartował - ale z góry na ciebie patrzeć nie będę.
- Oj, wiesz, o co mi chodzi - odparła wesoło.
- Oj, nawet znam kogoś, kto tak patrzy... i nie mam na myśli pani kapitan. Ani pani kwatermistrz...
- Jamasha? Azę? - Pokazała mu język.
- Tak, tak... Aza szczególnie się wywyższa. - Roześmiał się, a ona mu zawtórowała.
- Wiem, robiłam sobie żarty, fajnie, że to złapałeś - odrzekła wesoło. - Ale fakt, Jamash wciąż patrzy na mnie z góry i pewnie to się nigdy nie zmieni. Będę się musiała jakoś przyzwyczaić. - Wzruszyła ramionami. - Chyba jednak na pewien czas odpocznę sobie od jego towarzystwa, zwłaszcza, że chyba z tą rudą złapał dobry kontakt.
- Taaa... Wygląda na to, że przypadli sobie do gustu i znaleźli wspólny język. - - Skinął głową. - A niektórzy nie potrafią zauważyć - zmienił temat - że inni stali się dorośli.
- Może nie chcą, ale to już nie nasza wina - odparła, zerkając na niego. - Fajnie, że cię poznałam i zdecydowałeś się płynąć, żeby znaleźć z nami ten skarb. Ciekawe, gdzie nas wody poniosą. - Westchnęła. - Uwielbiam pływać, na lądzie bardzo szybko się nudzę i zaczyna mnie nosić. Nawet na morzu się urodziłam, wiesz. Niestety, potem moja matka stwierdziła, że nie chce się wiązać z moim ojcem na dłużej i się mną zajmować, więc po prostu zostawiła mu mnie i uciekła. Nigdy jej nie poznałam i w sumie nie chcę.
- Ja, prawdę mówiąc, wolę ląd... Morze zobaczyłem po raz pierwszy gdy miałem dwadzieścia lat. Nie, dziewiętnaście... Strasznie dużo wody.. - Uśmiechnął się. - A jeśli chodzi o matkę... Wiem tylko, jak miała na imię, a plotki na temat tego, co się z nią stało stanowiłyby niezły temat dla każdego szarpidruta.
- Zobacz, jak wiele nas łączy - powiedziała, ale nie chciała już ciągnąć tematu rodziny. - A co do morza… ale umiesz pływać?
- Na spokojnej wodzie się utrzymam... przez jakiś czas - Darvan był dość szczery - ale wyścigi pływackie odpadają.
- Nie martw się, w razie czego ci pomogę. Pływam, niczym ryba - odrzekła, uśmiechając się. - Chodź, może coś zjemy w jadalni i poznamy wreszcie naszego kuka. Trzeba być dla niego miłym, żeby nas czasem nie otruł w czasie rejsu. - Puściła mu oczko i zaśmiała się
- Mam nadzieję, że nie będziesz musiała mnie ratować. - Darvan odpowiedział uśmiechem. - A co do kuka... dobry kuk to skarb i podstawa dobrego humoru załogi - zażartował. - Wypada się wkraść w jego łaski..
- Biorąc pod uwagę styl bycia i zachowanie naszej pani kapitan, obstawiam, że zły kuk pewnie nie dotrwałby do obiadu. - Zaśmiała się. - Jestem dobrej myśli, ale chodźmy się przekonać na własnych żołądkach.
- Panie przodem. - Gestem zaprosił dziewczynę by ruszyła jako pierwsza.
Zeszli więc do jadalni, zjedli kolację podaną przez krasnoludzkiego kuka, porozmawiali jeszcze trochę i Manea poszła odpocząć na hamaku. Dobrze jej się rozmawiało z Darvanem i miała zamiar co jakiś czas ucinać sobie pogawędki z zaklinaczem. Miała nadzieję, że Jamash i Anabell nie wpakują się w jakieś problemy i nie trzeba będzie ich szukać, bo półelfka chciała po prostu odpocząć i spać do rana. Od jutra będą mieć na pokładzie wystarczająco roboty, gdy Lanteri wyjedzie do Bogsbridge. |