Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2019, 19:40   #40
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+ Kerm, dziękuję za dialog <3

Besmara znów sprzyjała im podczas walki, z której ponownie wyszli bez zadraśnięcia, a Manea pokazała, że nie tylko na strzelaniu się zna, ale i ukłuć rapierem potrafi. Szkoda, że dwaj ranni przeciwnicy uciekli, gdyż można było choćby jednego z nich przesłuchać na temat Snowweathera, ale mówi się trudno. Najważniejsze, że atak paniki osła nie rozwalił drewnianej rzeźby, którą mieli dostarczyć na statek. Na słowa Darvana mówiące o magicznych właściwościach małej kulki, uniosła brwi.
- Super! Na pewno przyda nam się takie coś w czasie rejsu! - Wyszczerzyła się do niego.

Potem spotkali się z Julią a ta w końcu zabrała ich na statek i oprowadziła po wszystkich pokładach. Belina i ta niziołcza cyruliczka wydawały się być w porządku i nieco bardziej pozytywnie nastawione do nich, niż kwatermistrzyni i pani kapitan. I dobrze, bo niezbyt komfortowo pływało by się w otoczeniu załogi, która patrzy na ciebie spode łba. Przy obchodzeniu okrętu nie odzywała się, oglądając wszystko i zapamiętując, co gdzie jest. Nawet fakt, że będzie musiała spać na hamaku pośród innych marynarzy nie zburzyło jej dobrego nastroju. Nie mogła się doczekać, kiedy w końcu wypłyną.

Kajuta Lanteri była fajnie urządzona, widać pani kapitan nie tylko była twardą przywódczynią, ale też kolekcjonerką, o czym świadczyły kapelusze czy statki w butelkach. Maneę korciło, by podejść do szafki z nimi i pooglądać, ale wiedziała, że nie było by to dobrze odebrane przez Varossę, dlatego usiadła na jednym z krzeseł. Przysłuchiwała się z uwagą jej słowom na temat klucza prowadzącego do skarbu Jemmy Redclaw. Czyli były trzy części, które trzeba było ze sobą połączyć... Manea uwielbiała takie sekrety i podskórnie czuła, że wyprawa po dwie zaginione części klucza będą pełne wrażeń i przygód.

Gdy opuścili kwaterę Lanteri i zaczęli rozmawiać z ich nową towarzyszką - Anabell, Jamash wyskoczył z pomysłem rekonesansu Lilywhite w celu znalezienia Snowweathera. Początkowo Manei ten pomysł się podobał, ale szybko doszła do wniosku, że nie chce jej się znów wracać do miasteczka, chodzić po tawernach i jakichś ciemnych zaułkach, by dowiedzieć się czegokolwiek na temat tengu, a przy okazji być może ściągnąć na siebie jakieś problemy. Jamash jednak się uparł, że pójdzie, a Anabell najwyraźniej też się to spodobało, więc półelfka życzyła im jedynie powodzenia i liczyła, że nie wpakują się w żadne tarapaty.

Tu też wyszła niekonsekwencja, czy nawet hipokryzja w podejściu Jamasha - gdy Manea zaczęła rozpytywać o Carrigana, to był zły pomysł, ale gdy Jamash zamierzał popytać o Snowweathera, to ten pomysł był już dobry! No cóż, najwyraźniej Jamash robił to, co mu w danej sytuacji najbardziej pasowało do koncepcji. Pewnie gdyby to Manea powiedziała, że trzeba iść rozpytać na mieście o wroga pani kapitan, powiedziałby, że to głupi pomysł i że półelfka jest znów "w gorącej wodzie kąpana". Przekonywać go nie zamierzała, bo nie było sensu.

Niedługo później Manea poszła pokręcić się pod pokładem, a gdy znów wyszła na górę, by zaczerpnąć świeżego powietrza i pomyśleć o tym wszystkim, przy jednej z burt zauważyła Darvana, który wpatrując się gdzieś w dal, również wyglądał, jakby nad czymś dumał.
- Srebrnik za twoje myśli - powiedziała wesoło, podchodząc do niego. - Nie przeszkadzam? Bo jeśli tak, to powiedz, nie obrażę się. Czasami każdy potrzebuje trochę czasu dla siebie, w samotności.
- Piękna kobieta zawsze jest mile widziana u mego boku - odparł z uśmiechem zaklinacz. - Chyba że ma paskudne serce, ale o to cię akurat nie podejrzewam.
- Kto wie, może mi się jeszcze zmienić z czasem. Ponoć piraci tak mają, nawet ci najszlachetniejsi. - Puściła mu oczko, gdy oparła się o burtę, niemal stykając się z nim ramionami i szturchnęła lekko. - To o czym tak rozmyślałeś, jeśli można wiedzieć?
- Najszlachetniejsi piraci leżą na dnie morza - odparł. - Ewentualnie żyją w legendach. - Uśmiechnął się. - Zastanawiam się, kiedy Snowweather zaatakuje "Kruka". Pewnie niecałą dobę po tym, jak nasza pani kapitan opuści pokład. Jak sądzisz?
- Myślę, że nie przepuściłby okazji, żeby to zrobić, gdy Lanteri tu nie będzie - odparła. - Dlatego musimy być czujni. Nie wiem, czy ona zabierze ze sobą tę pierwszą część klucza, ale nawet jeśli tak, to przecież ten tengu nie będzie o tym wiedział i pewnie będzie chciał go zdobyć. A co do szlachetnych piratów… tak, coś w tym jest… mój ojciec też zapłacił życiem za to, że był zbyt szlachetny. - Westchnęła ciężko. - Nauka płynie dla mnie z tego taka, że jak jesteś szlachetny, to nie otaczaj się łajdakami.
- Piraci zwykle należą do tej właśnie gromadki, chyba że opowieści o rabunkach należą do przesadzonych - odparł. - Gdy wrócisz, obładowana tymi skarbami, to też się będziesz musiała oglądać na wszystkie strony - dokończył, nie całkiem żartobliwym tonem. - Chcesz o nim opowiedzieć?

Spojrzała na niego, jakby czytał jej w myślach. Wiele razy chciała komuś opowiedzieć o tym, jaki był Madock wobec niej, ale nigdy nie znalazł się nikt, kto chciałby wysłuchać, a potem nie oceniać. Jamash? On bardziej traktował ją jak dziecko, które dorwało się do szabli i pistoletu, pchane rządzą zemsty, niż dojrzałą kobietę, która wiedziała, czego chce. Siedziało to w niej od dawna, ale jakoś nie mogła po prostu wcześniej o tym mówić. Zwłaszcza, że nie chciała się też użalać, ale czuła, że Darvan to dobry człowiek, któremu może o tym powiedzieć.
- Dziwne, że to proponujesz. Nikt nigdy nie zaproponował. - Uśmiechnęła się kącikiem ust, jednak cierpko, może nawet smutno, po czym wbiła wzrok w rozpościerające się przed nimi morze. - Mój ojciec, Madock, był twardym człowiekiem, zwłaszcza wobec mnie. Rzadko okazywał mi uczucia, a jeśli już, to z dala od swej załogi, by nie widzieli. Nie wiem, czy chciał mnie w ten sposób chronić, czy się wstydził swoich uczuć. Może jedno i drugie. W każdym razie wiele się od niego nauczyłam. Strzelania, szermierki, pracy na statku... to, co kiedyś uważałam za katorgę, wiem, że teraz procentuje, bo umiem zrobić dużo rzeczy. Zadbać o siebie. Nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha, ale poświęcając się dla mnie, gdy zaatakował go bosman i załoga, a on dał mi czas, bym uciekła, chyba właśnie to oznaczało. A może po prostu chcę to sobie wmówić… - Zacisnęła wargi i zmarszczyła brwi.

Darvan przez moment spoglądał w morze, potem przeniósł wzrok na swą rozmwóczynię.
- Wiesz... aż ci zazdroszczę. Mój ojciec w takiej sytuacji prędzej podłożyłby mi nogę, bym nie zdołał przypadkiem uciec.
- Naprawdę? Na Besmarę, współczuję takiej rodziny - odparła, krzywiąc się lekko. - Ale możesz być pewien, że jeśli coś złego nas spotka, to ja ci nogi nie podstawię, tylko będę chciała pomóc. Możesz czuć się bezpieczny. - Zaśmiała się wesoło, puszczając mu oczko. - Acha, i dzięki za pomoc z tymi krokodyloczłekami, ładna sztuczka z tym mazistym podłożem. Bardzo to nam ułatwiło, chociaż z tym osłem to tak łatwo nie miałeś. A jeszcze wracając do twojego ojca… to dlatego podróżujesz? Chyba musisz mieć swoje powody, skoro zawiało cię aż na Kajdany.
- W końcu jedziemy na tym samym wózku, prawda? - Uśmiechnął się. - A tu mnie przywiała żądza wiedzy i przygód. No i nadzieja, że w tych ciekawych stronach można znaleźć parę ciekawych osób i parę ciekawych przedmiotów.
- No i wszystko wskazuje na to, że znajdziesz jedno i drugie. A może to pierwsze już ci się nawet trafiło. - Uśmiechnęła się do niego uroczo.

Darvan na pozór poważnym spojrzeniem zlustrował ją od głowy do stóp i z powrotem.
- Jak rozumiem, nie panią kapitan masz na myśli - odpowiedział z uśmiechem.
- Pani kapitan, chociaż nie da się ukryć, że piękna, to ma w sobie coś… odpychającego. Przynajmniej ja tak uważam - odparła. - I oczywiście miałam siebie na myśli. - Zaśmiała się, trąciwszy go delikatnie ramieniem.
- Zaiste, rację masz... - Darvan się skłonił. - Dzierżysz na tym pokładzie palmę pierwszeństwa. - Wyglądało na to, że mówi całkiem poważnie.
- Ach, dziękuję, bardzo mi miło - odparła, nieco z przekąsem, ale naprawdę zrobiło jej się miło. - Ja też lubię twoje towarzystwo, przynajmniej nie patrzysz na mnie z góry i da się z tobą normalnie porozmawiać.*
- Co prawda jestem trochę wyższy - zażartował - ale z góry na ciebie patrzeć nie będę.
- Oj, wiesz, o co mi chodzi - odparła wesoło.
- Oj, nawet znam kogoś, kto tak patrzy... i nie mam na myśli pani kapitan. Ani pani kwatermistrz...
- Jamasha? Azę? - Pokazała mu język.

- Tak, tak... Aza szczególnie się wywyższa. - Roześmiał się, a ona mu zawtórowała.
- Wiem, robiłam sobie żarty, fajnie, że to złapałeś - odrzekła wesoło. - Ale fakt, Jamash wciąż patrzy na mnie z góry i pewnie to się nigdy nie zmieni. Będę się musiała jakoś przyzwyczaić. - Wzruszyła ramionami. - Chyba jednak na pewien czas odpocznę sobie od jego towarzystwa, zwłaszcza, że chyba z tą rudą złapał dobry kontakt.
- Taaa... Wygląda na to, że przypadli sobie do gustu i znaleźli wspólny język. - - Skinął głową. - A niektórzy nie potrafią zauważyć - zmienił temat - że inni stali się dorośli.
- Może nie chcą, ale to już nie nasza wina - odparła, zerkając na niego. - Fajnie, że cię poznałam i zdecydowałeś się płynąć, żeby znaleźć z nami ten skarb. Ciekawe, gdzie nas wody poniosą. - Westchnęła. - Uwielbiam pływać, na lądzie bardzo szybko się nudzę i zaczyna mnie nosić. Nawet na morzu się urodziłam, wiesz. Niestety, potem moja matka stwierdziła, że nie chce się wiązać z moim ojcem na dłużej i się mną zajmować, więc po prostu zostawiła mu mnie i uciekła. Nigdy jej nie poznałam i w sumie nie chcę.
- Ja, prawdę mówiąc, wolę ląd... Morze zobaczyłem po raz pierwszy gdy miałem dwadzieścia lat. Nie, dziewiętnaście... Strasznie dużo wody.. - Uśmiechnął się. - A jeśli chodzi o matkę... Wiem tylko, jak miała na imię, a plotki na temat tego, co się z nią stało stanowiłyby niezły temat dla każdego szarpidruta.

- Zobacz, jak wiele nas łączy - powiedziała, ale nie chciała już ciągnąć tematu rodziny. - A co do morza… ale umiesz pływać?
- Na spokojnej wodzie się utrzymam... przez jakiś czas - Darvan był dość szczery - ale wyścigi pływackie odpadają.
- Nie martw się, w razie czego ci pomogę. Pływam, niczym ryba - odrzekła, uśmiechając się. - Chodź, może coś zjemy w jadalni i poznamy wreszcie naszego kuka. Trzeba być dla niego miłym, żeby nas czasem nie otruł w czasie rejsu. - Puściła mu oczko i zaśmiała się
- Mam nadzieję, że nie będziesz musiała mnie ratować. - Darvan odpowiedział uśmiechem. - A co do kuka... dobry kuk to skarb i podstawa dobrego humoru załogi - zażartował. - Wypada się wkraść w jego łaski..
- Biorąc pod uwagę styl bycia i zachowanie naszej pani kapitan, obstawiam, że zły kuk pewnie nie dotrwałby do obiadu. - Zaśmiała się. - Jestem dobrej myśli, ale chodźmy się przekonać na własnych żołądkach.
- Panie przodem. - Gestem zaprosił dziewczynę by ruszyła jako pierwsza.

Zeszli więc do jadalni, zjedli kolację podaną przez krasnoludzkiego kuka, porozmawiali jeszcze trochę i Manea poszła odpocząć na hamaku. Dobrze jej się rozmawiało z Darvanem i miała zamiar co jakiś czas ucinać sobie pogawędki z zaklinaczem. Miała nadzieję, że Jamash i Anabell nie wpakują się w jakieś problemy i nie trzeba będzie ich szukać, bo półelfka chciała po prostu odpocząć i spać do rana. Od jutra będą mieć na pokładzie wystarczająco roboty, gdy Lanteri wyjedzie do Bogsbridge.
 
Tabasa jest offline