Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2019, 18:58   #41
Ranghar
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Aza + grupowe pogaduchy.

Aza zwiedzając statek była zafascynowana, ale także mocno speszona. Pojawiły się też nowe problemy i wyzwania. Choćby zakwaterowanie, które bardzo jej się nie podobało, tak wiele osób w jednym miejscu było dosyć poważnym problemem dla wstydliwej niziołki.
Drugim była niziołka medyczka, na widok, której Aza zaczęła się ukrywać za Maneą. O ile wszelkie kuzynostwo zawsze dobrze ją przyjmuje bo wszystkie niziołki to w większości jedna szczęśliwa rodzina. To niziołkowy profesjonalny medyk stanowił pewne taboo dla kontaktowej Azy.
Dziewczyna zaczęła się poważnie zastanawiać, czy przy pierwszej lepszej okazji nie nawiać ze statku. Jej wyobrażenia nie pokrywały się do końca z tym co zastała. Pogrążona w rozmyśleniach ledwo słyszała toczącą się wokół niej rozmowę z Anabell.


Na uwagę Jamasha Anabell spłonęła rumieńcem.
- Tylko nie PIERWSZY występ. Struna mi skrzypkach wtedy poszła… zapewniam, że znacznie lepiej mi teraz idzie. - zasłoniła twarz dłonią po chwili odzyskując rezon.
- A ty nie powinieneś być martwy albo co? Zawsze powtarzam, że trzeba zobaczyć zwłoki aby być pewnym czyjejś śmierci.
Undine wyszczerzył się - samego występu nie pamiętał, był wtedy zbyt pijany, ale widok czterech ślicznotek na scenie został mu w pamięci, szczególnie przez lata spędzone w celi.
- Trudno o znalezienie ciała na morzu, a Besmara miała wobec mnie inne plany - stwierdził pewnie. - Chętnie posłucham raz jeszcze.
- Będzie ku temu okazja, co prawda solo występ, ale skoro mamy siedzieć i czekać na słodką Lanteri to nie zamierzam się przy tym nudzić. - Bardka puściła do wszystkich zalotne spojrzenie.
- Skoro już o tym mowa, to może wykorzystamy wolny wieczór i spróbujemy dobrać się do dupy Snowweatherowi? Skurwiel pewnie nam nie odpuści, więc czemu by nie utrudnić mu trochę życia?
- Można by spróbować, tylko gdzie go szukać. - Manea odezwała się po raz pierwszy od początku rozmowy. - Jeśli zaczniemy o niego rozpytywać w mieście, pewnie jakiś “życzliwy” mu doniesie i będzie na nas przygotowany. No i chyba najpierw musielibyśmy się zapytać Lanteri, czy możemy tak zrobić, nie? W końcu to teraz dla niej pracujemy i nie wiadomo, czy ona by chciała, żebyśmy robili jakieś takie akcje. A tak w ogóle, to jestem Manea. - Uśmiechnęła się do Anabell.

- Darvan. - Zaklinacz włączył się do rozmowy. - Niestety, nazwa 'Złote Syreny' nic mi nie mówi, ale nie wątpię, że zespół był wspaniały. - Przeniósł wzrok na Jamasha. - Rozumiem, że chcesz mile spędzić ostatnie chwile, jakie możemy spędzić na lądzie, ale pomysł do najlepszych nie należy. Nie dość, że - spojrzał na Maneę - Nie wiemy, gdzie go szukać, a poza tym... - ponownie spojrzał na Jamasha - chyba nie sądzisz, że on będzie sam?
- Dokładnie, zgadzam się z Darvanem - dorzuciła swoje Manea. - Po dzisiejszym ataku linkatropów będzie wiedział, że Lanteri zatrudniła ludzi, którzy są groźni, więc pewnie sam też zadba o odpowiednią obstawę i będzie miał oczy dookoła głowy. Z jednej strony pomysł kuszący, ale z drugiej… za dużo kombinowania, no i nie wiemy, czym by się to skończyło. Nie lepiej wypocząć na statku?
- Jeśli chcesz mieć do czynienia z jego ludźmi, Jamashu, to wystarczy zejść na ląd. Z pewnością zechce nam odpłacić za dzisiejszą porażkę - dodał Darvan.
- Poza tym priorytetem powinno być chyba odnalezienie skarbu, a nie dokładanie sobie kolejnych potyczek, które nie wiadomo, jak się zakończą - powiedziała półelfka.
- Mnie nie było jak skopaliście tyłki tym… ludziom. Mogę się popytać. - zauważyła bardka widząc jak pomysł zostaje zbombardowany. - Czekanie aż do nas przyjdzie tylko daje więcej szans aby nas zaskoczyć. Wystarczy mi jedna osoba w formie zabezpieczenia jeśli się boicie rozpoznania.
- Szybko się uczysz, dziewucho - Jamash odpowiedział Manei -Dokładnie przed tym samym ostrzegałem cię w przypadku Carrigana. Jeśli wolicie poczekać, aż spróbują uszkodzić “Kruka”, to ktoś do obrony na pokładzie się też przyda. Kapitan ma nie być przez kilka dni, więc jestem pewien, że Snowweather nie będzie wtedy próżnował. My też nie powinniśmy. - stwierdził dobitnie, po czym kiwnął w stronę Anabelle - Pójdę z Tobą w takim razie -
- No, to problem rozwiązany - odparła Manea. - Ja zostaję, tylko uważajcie na swoje tyłki.
Wiedziała, że Jamasha i tak nie przekona żadnymi argumentami, bo traktował ją tylko jak nierozważną dziewuchę, a on “wiedział najlepiej”, więc nawet nie zamierzała kontynuować tej rozmowy i się z nim słownie przepychać, bo to nie miało sensu.
- Dobrze się bawcie - dodał Darvan. Podejście Anabell i Jamasha do sprawy było bardzo naiwne, ale wyglądało na to, że żadne argumenty i tak by do nich nie dotarły.
Jamash wzruszył tylko ramionami - skoro inni woleli czekać, aż coś ich zaskoczy, to ich wola - i zszedł pod pokład, zostawić swoje toboły i przygotować się do wyjścia. Odprawił krótki rytuał, polecając "Wodnego Kruka" oraz jego załogę opiece Besmary, a następnie ruszył do schodów. W ostatnim momencie cofnął się i dyskretnie wsunął zdobyczną perłę do zawiniątka z rzeczami Manei. Dziewczyna mogła mieć do niego żal o niewiadomo co, ale to nic nie zmieniało.

Anabell spojrzała jeszcze na pozostałą dwójkę, która nie miała szansy się przedstawić.
- A wy? - zapytała.
Maxim przez całą rozmowę rozkręcał Evelyn. Specyficzna konstrukcja pistoletu najwyraźniej czyniła rozmontowanie go dość łatwym. Podniósł głowę znad mechanizmu zapalniczego.
- Pamiętajcie, że jesteśmy teraz członkami załogi. Co zrobimy odbije się na statku. Jak dla mnie lepiej sprawę zostawić. - uśmiechnął się do Anabell - Nie jesteśmy w mieście, przedzierać się teraz przez ten las w tą i z powrotem? Lepiej jak zostaniemy tu i odpoczniemy. Jeszcze będzie czas się odgryźć za atak.
- Jak ci na imię chłopcze? - Anabell zapytała uśmiechając. Rozbawiła ją uwaga o lesie.
- Maxim Killbridge. Wybacz, zająłem się Evelyn i trochę zapomniałem o manierach.
- Nic nie szkodzi. A ty? - rudowłosa jeszcze spojrzała na niziołczycę pragnąc chociaż dowiedzieć się co ma za imię.

- Oh? - Aza wydawała się nieobecna. Od czasu zwiedzania statku była mniej aktywna w grupie. Coś ją gryzło, może coś wręcz przeszkadzało.
- Jestem Azabell - niziołka upiększyła swoje imię podkreślając podobieństwo imion obu kobiet.
- Dla przyjaciół Aza - dziewczyna odruchowo wygładziła swoje szaty i poprawiła kaptur by mocniej zakrywał zamaskowaną twarz. Wciąż nosiła na sobie maskę z festiwalu.
- Wiesz, jakbyś chciała kiedyś pośpiewać z prawdziwą syreną to możemy spróbować jakąś przywołać. - powiedziała niby pół żartem, pół serio.
- Ooo z wielką chęcią, o ile nas nie pozjada - w oczach bardki błysły iskry rozbawienia. - Wiesz, że po festiwalu już nie trzeba nosić tej maski?
- Oh? - dziewczyna z roztargnieniem dotknęła twarzy i przypomniała sobie, że ma maskę na twarzy. Odetchnęła z widoczną ulgą.
- Ahaha, tak dobrze leży, że o niej zapomniałam. Bardzo mi się podoba, był to prezent od bardzo przystojnego i miłego mężczyzny. Pierwszy raz takiego spotkałam od dłuższego czasu. Ponoszę ją chyba dłużej. Piraci noszą maski i opaski na twarzy, prawda? - Dziewczyna spojrzała na Jamasha. - Wiesz, że Jamash też jest miły? Dał mi tą świecącą ładną monetę. Tak po prostu! Uwierzysz? Nazwałam ją Jamcia!
- Tak po prostu ci ją dał? No to chyba faktycznie jest miły. Hmm niech no ja zobaczę… aha! Jest, też mam festiwalową maskę możemy razem w nich pochodzić - Anabell wyciągnęła ją spod płaszcza i nałożyła na twarz.
- Teraz nikt nas nie pozna.
- Też masz taką? Śliczna prawda? - Aza ucieszyła się, z naciągniętej maski na twarz.
- Myślałam, że wszyscy je już wyrzucili, bo nie są już im przydatne. Wszyscy wyglądali w nich tak fajnie. - Dziewczyna machała podekscytowana nogami na myśl o wspomnieniach z festiwalu. Chociaż na moment wszyscy byli, tak samo piękni i tak samo było widać w nich kruchość.
Anabell musiała poświęcić chwilę aby słowa Azy do niej dotarły.
- Wolisz jak wszyscy są do siebie podobni? Dlaczego?
- Nikt cię wtedy nie ocenia, nie odbiegasz od normy, jesteś bezpieczna, jesteś częścią tłumu. - Aza z bycia radosną szybko stała się zgorzkniała.
Bardka znów milczała przez krótką chwilę. W końcu się uśmiechnęła.
- Mojej oceny nie musisz się bać.
Kaptur Azy zatrząsł się i zafalował, dziewczyna śmiała się bezgłośnie w ponurym i bezsilnym śmiechu. Nie potrafiła zliczyć ile razy słyszała już takie deklaracje i ile razy gorzko się rozczarowała.
- To bardzo miłe z twojej strony, dziękuję - słowa Azy były smutne i pełne bólu.
Anabell podniosła swoją maskę do góry. Wyglądała na zaskoczoną zachowaniem Azy.
- Mmm widzę, że poruszyłam drażliwy temat. W porządku, nie będę naciskać. Możemy porozmawiać o czymś innym. Albo to zostawić na kiedy indziej.
Nastąpiła kolejna chwila ciszy po, której bardka uznała, że pożegna się i pójdzie przebrać.

Wtedy Manea postanowiła coś dodać od siebie, bo już nie mogła znieść tego, w jaką stronę zmierza rozmowa Anabell z Azą. Spojrzała na rudą, marszcząc brwi.
- Brawo… żadne z nas jej do tej pory nie uraziło, chociaż jest z nami od dobrych kilku dni, a tobie się to udało na starcie. Może postaraj się być bardziej empatyczna… Albo lepiej dobieraj słowa. - Półelfka skrzywiła się i zwróciła się do Azy. - Nie przejmuj się, kochana, wszyscy tutaj, a przynajmniej ze starej ekipy, bardzo cię cenią. Za to, że jesteś takim otwartym na wszystkich serduszkiem i że potrafisz pokazać pazurki w walce. - Puściła do niziołki oczko i uśmiechnęła się ciepło.- Przypomnij sobie ten bełt wpakowany w likantropa i jak pomogłaś Darvanowi z osiołkiem. Coś pięknego! - I Manea naprawdę tak uważała, a nie, że ładnymi słówkami starała się poprawić Azie humor.
-Nic… Nic się nie stało. Nie miała nic złego na myśli - Aza odciągnęła ponure myśli i pomachała zbywająco ręką.
- Każdy by tak samo pomógł, no może oprócz tych parszywych handlarzy niewolników! - Aza skrzyżowała poważnie ręce na sobie.
- Nie każdy by pomógł, wierz mi. Wielu ludzi i nieludzi na Kajdanach ma gdzieś życie swoich kompanów, ziomków, towarzyszy, a co dopiero zwierząt. Dlatego dobrze, że trzymamy się razem, bo widać, że nie jesteśmy z tych, co się od siebie odwrócą, gdy przyjdzie chwila próby. - A przynajmniej Manea chciała tak myśleć. Tego nigdy nie można było być pewnym, bo ludzie mogli mówić jedno, a zachowywać się całkiem inaczej. - Czyli co? Idziesz z Jamashem i Anabell do miasta? Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, ale oczywiście ty decydujesz.
Aza siedziała cicho i się namyślała przez parę chwil.
- Myślę, że nie mam po co schodzić na ląd, zostanę tutaj. Muszę coś pomyśleć nad naszym zakwaterowaniem, nie podoba mi się ta bliskość reszty załogi ze spaniem. - Dla Azy dzielenie pokoju z Maneą było wielkim przeżyciem, ale teraz to była wstrząśnięta na myśl o tylu ludziach wokół.
- Ja się przyzwyczaiłam już dawno i też się przyzwyczaisz. Tak po prostu jest, jak jesteś nisko w hierarchii pokładowej, albo najemnikiem, który został zatrudniony przez kapitana - odparła. - Jeśli chcesz, możemy mieć hamaki blisko siebie, a ja będę spać na tym, który odgradza cię od reszty załogi. Co ty na to? Będę takim “zabezpieczeniem”, jeśli nie lubisz takich sytuacji. - Manea uśmiechnęła się szczerze.
- Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? Ojejciu! Jesteś wspaniała! Ahaha! - Aza rzuciła się Manei na szyję, a Manea przytuliła ją do siebie, poklepując po plecach. Wielki ciężar spadł Azie z piersi.
- Oczywiście! Gdybym nie chciała, to bym nie proponowała. Poza tym będziemy blisko siebie w nocy, więc jeśli któraś się obudzi i będzie widzieć, że coś jest nie tak, obudzi tę drugą. Taka współpraca - odparła Manea, uśmiechając się do Azy. Bardzo lubiła tę niziołkę i nie chciała, żeby ta czuła się niekomfortowo na pokładzie.
Manea była genialna, tak szybko znalazła tyle dobrych pomysłów na problemy, z którymi Aza nie potrafiła zacząć sobie radzić. Czy do końca je nawet rozpoznać. Może… może tak samo łatwo potrafiłaby poradzić w innych? Nie, tak nie można, to Aza musi znaleźć rozwiązania we własnym tempie.
- Tak, będziemy na siebie uważać, daj mi tylko znać, a zwołam zwierzątka do pomocy. Bo wiesz, zwierzątka bardzo mnie lubią. Takie jak kucyki i osiołki!
Manea uniosła brew, tego się nie spodziewała.
- Możesz wzywać zwierzątka na pomoc? No to jest genialne! - Wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu.
Ahhh, Aza rozejrzała się nerwowo, wygadała się. Ah, ona i jej wielki jęzor. Musi szybko coś odpowiedzieć, cokolwiek.
- Wiesz, taka tam podstawowa sztuczka. Darvan też pewnie ją umie, prawda? Tak, tak nic wielkiego.
- Ja się na tym nie znam. Darvan, umiesz przyzywać zwierzątka? - Manea szturchnęła łokciem zaklinacza. Za chwilę to będzie jej znak rozpoznawczy.
- Niestety, żadnych zwierząt - odparł zaklinacz. - Kiedyś próbowałem, ale jakoś mi to nie wychodziło. Prędzej kwiatek, ale wiesz... nie przetrwałby zbyt długo.
- No chyba, że bym wstawiła do wody. - Puściła mu oczko.
Aza zbladła, liczyła na to, że Darvan jej przytaknie.
- To naprawdę nic takiego, może kiedyś potrenujemy razem. Na pewno szybko załapiesz. - dziewczyna miała nadzieję, że odwróciła od siebie i od czarowania uwagę.
- A dlaczego sobie nie sprawiłaś pirackiej papugi czy innego stwora? - spytał Darvan.
- Boję się myśli, że mogą zostać poważnie skrzywdzone, gdy mi pomagają i zwracają też na siebie czasem zbyt dużo uwagi - odpowiedziała Aza mając kogoś jej bliskiego na myśli.
- No tak... - Zaklinacz pokiwał głową, chociaż nie do końca podzielał uczucia Azy. - Niektórzy tak mają... Ale na pokładzie nic się im nie powinno przydarzyć. Anabell ma małpkę... i chyba się o nią nie obawia.

- Oczywiście, że się obawiam o Fitzgeralda.
Wspomniana kobieta powróciła na górny pokład po wcześniejszym wycofaniu się. Była inaczej ubrana, jak na wyprawę. Usłyszawszy ostatnie słowa Darvana niezwłocznie poczuła potrzebę poprawienia nieprawdziwej informacji.
- To mój chowaniec. Wyśpiewałam go sobie. Zaczęłam grać, a jemu spodobała się moja muzyka i magia w niej zawarta. Byłoby mi bardzo przykro gdyby coś mu się stało.
Nie była jednak pewna czy ma ochotę dalej prowadzić rozmowę. Niepewnie popatrzyła na całą trójkę obawiając się czy jej słowa znów nie wzbudzą tak żywych emocji.
- Twój chowaniec? - Aza spojrzała z dużym zainteresowaniem na dziewczynę. Wręcz niczym lekarz oglądający pacjenta z nową odmianą choroby.
- Jeśli to twój chowaniec, to czy twoje czoło nie powinno świecić się jak szalone płomieniami magii, gdy jest przy tobie? Takie kaaabuch i trzzzzzz! - niziołka zaczęła machać dłońmi nad własnym czołem symulując fale ognia w kształcie rogów.
Darvan z pewnym zaskoczeniem spojrzał na Azę, ciekaw, skąd dziewczyna ma takie poglądy.
- O ile mi wiadomo, to takie coś mi się nie zdarza. Aczkolwiek najwięksi entuzjaści mojej muzyki uważają, że promienieje, albo jaśnieje kiedy gram - Anabell uśmiechnęła się do wspomnień tych mocno podchmielonych marynarzy wygadujacych przepiękne bzdury.
- Jak rozumiem widziałaś coś takiego kiedyś? Czy ktoś ci opowiedział jak to wygląda?
Aza usiadła zamyślona, myślała, że przynajmniej chowańce miała rozgryzione.
- Tak, widziałam coś takiego u takiego jednego maga. Nad głową mu się świeciło i pojawiał się zwierzęcy mniej lub bardziej towarzysz - niziołka zawahała się nad słowem towarzysz.
- Przepraszam, że pytam o coś takiego, ale czy ty potrafisz mówić, Fitzgeraldzie? Chowańce normalnie mówią, jak my wszyscy, prawda? - niziołka próbowała się upewnić czy to co wie, wie na pewno.
- Nie przypominam sobie aby do mnie przemówił. Może to kwestia czasu? Tak Fitzgeralcie? Przemówisz do mnie niskim basowym głosem? - zażartowała z małpki, a ta w odwecie wskoczyła jej na głowę i potargała włosy.
- O ty…
- Na pewno przemówi jak będzie gotowy. - upewniła Anabell.
- Jestem pewna, że dasz radę! - Aza pokiwała głową, niczym ekspert, który zna się na tych sprawach.
- Dziwne. Cóż, magia jest kapryśna. - dziewczyna nie wiedziała co ma sądzić, myślała, że to co wie, to pewnik. Chociaż nie miała okazji z nikim porównać swoich notatek. Będzie musiała zadać “mu” kilka pytań, jeśli się kiedyś odważy.
- A to zdecydowanie - zgodziła się bardka z ostatnią uwagą Azy.
- To ja się zbieram. Zobaczmy co mi wyjdzie z rozpytywania o Snowweathera.
Anabell ukloniła się teatralnie i zostawiła rozmówców.
- Przyjemnej zabawy - pożegnał ją Darvan.
 

Ostatnio edytowane przez Ranghar : 04-08-2019 o 19:04.
Ranghar jest offline