Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-08-2019, 18:58   #41
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Aza + grupowe pogaduchy.

Aza zwiedzając statek była zafascynowana, ale także mocno speszona. Pojawiły się też nowe problemy i wyzwania. Choćby zakwaterowanie, które bardzo jej się nie podobało, tak wiele osób w jednym miejscu było dosyć poważnym problemem dla wstydliwej niziołki.
Drugim była niziołka medyczka, na widok, której Aza zaczęła się ukrywać za Maneą. O ile wszelkie kuzynostwo zawsze dobrze ją przyjmuje bo wszystkie niziołki to w większości jedna szczęśliwa rodzina. To niziołkowy profesjonalny medyk stanowił pewne taboo dla kontaktowej Azy.
Dziewczyna zaczęła się poważnie zastanawiać, czy przy pierwszej lepszej okazji nie nawiać ze statku. Jej wyobrażenia nie pokrywały się do końca z tym co zastała. Pogrążona w rozmyśleniach ledwo słyszała toczącą się wokół niej rozmowę z Anabell.


Na uwagę Jamasha Anabell spłonęła rumieńcem.
- Tylko nie PIERWSZY występ. Struna mi skrzypkach wtedy poszła… zapewniam, że znacznie lepiej mi teraz idzie. - zasłoniła twarz dłonią po chwili odzyskując rezon.
- A ty nie powinieneś być martwy albo co? Zawsze powtarzam, że trzeba zobaczyć zwłoki aby być pewnym czyjejś śmierci.
Undine wyszczerzył się - samego występu nie pamiętał, był wtedy zbyt pijany, ale widok czterech ślicznotek na scenie został mu w pamięci, szczególnie przez lata spędzone w celi.
- Trudno o znalezienie ciała na morzu, a Besmara miała wobec mnie inne plany - stwierdził pewnie. - Chętnie posłucham raz jeszcze.
- Będzie ku temu okazja, co prawda solo występ, ale skoro mamy siedzieć i czekać na słodką Lanteri to nie zamierzam się przy tym nudzić. - Bardka puściła do wszystkich zalotne spojrzenie.
- Skoro już o tym mowa, to może wykorzystamy wolny wieczór i spróbujemy dobrać się do dupy Snowweatherowi? Skurwiel pewnie nam nie odpuści, więc czemu by nie utrudnić mu trochę życia?
- Można by spróbować, tylko gdzie go szukać. - Manea odezwała się po raz pierwszy od początku rozmowy. - Jeśli zaczniemy o niego rozpytywać w mieście, pewnie jakiś “życzliwy” mu doniesie i będzie na nas przygotowany. No i chyba najpierw musielibyśmy się zapytać Lanteri, czy możemy tak zrobić, nie? W końcu to teraz dla niej pracujemy i nie wiadomo, czy ona by chciała, żebyśmy robili jakieś takie akcje. A tak w ogóle, to jestem Manea. - Uśmiechnęła się do Anabell.

- Darvan. - Zaklinacz włączył się do rozmowy. - Niestety, nazwa 'Złote Syreny' nic mi nie mówi, ale nie wątpię, że zespół był wspaniały. - Przeniósł wzrok na Jamasha. - Rozumiem, że chcesz mile spędzić ostatnie chwile, jakie możemy spędzić na lądzie, ale pomysł do najlepszych nie należy. Nie dość, że - spojrzał na Maneę - Nie wiemy, gdzie go szukać, a poza tym... - ponownie spojrzał na Jamasha - chyba nie sądzisz, że on będzie sam?
- Dokładnie, zgadzam się z Darvanem - dorzuciła swoje Manea. - Po dzisiejszym ataku linkatropów będzie wiedział, że Lanteri zatrudniła ludzi, którzy są groźni, więc pewnie sam też zadba o odpowiednią obstawę i będzie miał oczy dookoła głowy. Z jednej strony pomysł kuszący, ale z drugiej… za dużo kombinowania, no i nie wiemy, czym by się to skończyło. Nie lepiej wypocząć na statku?
- Jeśli chcesz mieć do czynienia z jego ludźmi, Jamashu, to wystarczy zejść na ląd. Z pewnością zechce nam odpłacić za dzisiejszą porażkę - dodał Darvan.
- Poza tym priorytetem powinno być chyba odnalezienie skarbu, a nie dokładanie sobie kolejnych potyczek, które nie wiadomo, jak się zakończą - powiedziała półelfka.
- Mnie nie było jak skopaliście tyłki tym… ludziom. Mogę się popytać. - zauważyła bardka widząc jak pomysł zostaje zbombardowany. - Czekanie aż do nas przyjdzie tylko daje więcej szans aby nas zaskoczyć. Wystarczy mi jedna osoba w formie zabezpieczenia jeśli się boicie rozpoznania.
- Szybko się uczysz, dziewucho - Jamash odpowiedział Manei -Dokładnie przed tym samym ostrzegałem cię w przypadku Carrigana. Jeśli wolicie poczekać, aż spróbują uszkodzić “Kruka”, to ktoś do obrony na pokładzie się też przyda. Kapitan ma nie być przez kilka dni, więc jestem pewien, że Snowweather nie będzie wtedy próżnował. My też nie powinniśmy. - stwierdził dobitnie, po czym kiwnął w stronę Anabelle - Pójdę z Tobą w takim razie -
- No, to problem rozwiązany - odparła Manea. - Ja zostaję, tylko uważajcie na swoje tyłki.
Wiedziała, że Jamasha i tak nie przekona żadnymi argumentami, bo traktował ją tylko jak nierozważną dziewuchę, a on “wiedział najlepiej”, więc nawet nie zamierzała kontynuować tej rozmowy i się z nim słownie przepychać, bo to nie miało sensu.
- Dobrze się bawcie - dodał Darvan. Podejście Anabell i Jamasha do sprawy było bardzo naiwne, ale wyglądało na to, że żadne argumenty i tak by do nich nie dotarły.
Jamash wzruszył tylko ramionami - skoro inni woleli czekać, aż coś ich zaskoczy, to ich wola - i zszedł pod pokład, zostawić swoje toboły i przygotować się do wyjścia. Odprawił krótki rytuał, polecając "Wodnego Kruka" oraz jego załogę opiece Besmary, a następnie ruszył do schodów. W ostatnim momencie cofnął się i dyskretnie wsunął zdobyczną perłę do zawiniątka z rzeczami Manei. Dziewczyna mogła mieć do niego żal o niewiadomo co, ale to nic nie zmieniało.

Anabell spojrzała jeszcze na pozostałą dwójkę, która nie miała szansy się przedstawić.
- A wy? - zapytała.
Maxim przez całą rozmowę rozkręcał Evelyn. Specyficzna konstrukcja pistoletu najwyraźniej czyniła rozmontowanie go dość łatwym. Podniósł głowę znad mechanizmu zapalniczego.
- Pamiętajcie, że jesteśmy teraz członkami załogi. Co zrobimy odbije się na statku. Jak dla mnie lepiej sprawę zostawić. - uśmiechnął się do Anabell - Nie jesteśmy w mieście, przedzierać się teraz przez ten las w tą i z powrotem? Lepiej jak zostaniemy tu i odpoczniemy. Jeszcze będzie czas się odgryźć za atak.
- Jak ci na imię chłopcze? - Anabell zapytała uśmiechając. Rozbawiła ją uwaga o lesie.
- Maxim Killbridge. Wybacz, zająłem się Evelyn i trochę zapomniałem o manierach.
- Nic nie szkodzi. A ty? - rudowłosa jeszcze spojrzała na niziołczycę pragnąc chociaż dowiedzieć się co ma za imię.

- Oh? - Aza wydawała się nieobecna. Od czasu zwiedzania statku była mniej aktywna w grupie. Coś ją gryzło, może coś wręcz przeszkadzało.
- Jestem Azabell - niziołka upiększyła swoje imię podkreślając podobieństwo imion obu kobiet.
- Dla przyjaciół Aza - dziewczyna odruchowo wygładziła swoje szaty i poprawiła kaptur by mocniej zakrywał zamaskowaną twarz. Wciąż nosiła na sobie maskę z festiwalu.
- Wiesz, jakbyś chciała kiedyś pośpiewać z prawdziwą syreną to możemy spróbować jakąś przywołać. - powiedziała niby pół żartem, pół serio.
- Ooo z wielką chęcią, o ile nas nie pozjada - w oczach bardki błysły iskry rozbawienia. - Wiesz, że po festiwalu już nie trzeba nosić tej maski?
- Oh? - dziewczyna z roztargnieniem dotknęła twarzy i przypomniała sobie, że ma maskę na twarzy. Odetchnęła z widoczną ulgą.
- Ahaha, tak dobrze leży, że o niej zapomniałam. Bardzo mi się podoba, był to prezent od bardzo przystojnego i miłego mężczyzny. Pierwszy raz takiego spotkałam od dłuższego czasu. Ponoszę ją chyba dłużej. Piraci noszą maski i opaski na twarzy, prawda? - Dziewczyna spojrzała na Jamasha. - Wiesz, że Jamash też jest miły? Dał mi tą świecącą ładną monetę. Tak po prostu! Uwierzysz? Nazwałam ją Jamcia!
- Tak po prostu ci ją dał? No to chyba faktycznie jest miły. Hmm niech no ja zobaczę… aha! Jest, też mam festiwalową maskę możemy razem w nich pochodzić - Anabell wyciągnęła ją spod płaszcza i nałożyła na twarz.
- Teraz nikt nas nie pozna.
- Też masz taką? Śliczna prawda? - Aza ucieszyła się, z naciągniętej maski na twarz.
- Myślałam, że wszyscy je już wyrzucili, bo nie są już im przydatne. Wszyscy wyglądali w nich tak fajnie. - Dziewczyna machała podekscytowana nogami na myśl o wspomnieniach z festiwalu. Chociaż na moment wszyscy byli, tak samo piękni i tak samo było widać w nich kruchość.
Anabell musiała poświęcić chwilę aby słowa Azy do niej dotarły.
- Wolisz jak wszyscy są do siebie podobni? Dlaczego?
- Nikt cię wtedy nie ocenia, nie odbiegasz od normy, jesteś bezpieczna, jesteś częścią tłumu. - Aza z bycia radosną szybko stała się zgorzkniała.
Bardka znów milczała przez krótką chwilę. W końcu się uśmiechnęła.
- Mojej oceny nie musisz się bać.
Kaptur Azy zatrząsł się i zafalował, dziewczyna śmiała się bezgłośnie w ponurym i bezsilnym śmiechu. Nie potrafiła zliczyć ile razy słyszała już takie deklaracje i ile razy gorzko się rozczarowała.
- To bardzo miłe z twojej strony, dziękuję - słowa Azy były smutne i pełne bólu.
Anabell podniosła swoją maskę do góry. Wyglądała na zaskoczoną zachowaniem Azy.
- Mmm widzę, że poruszyłam drażliwy temat. W porządku, nie będę naciskać. Możemy porozmawiać o czymś innym. Albo to zostawić na kiedy indziej.
Nastąpiła kolejna chwila ciszy po, której bardka uznała, że pożegna się i pójdzie przebrać.

Wtedy Manea postanowiła coś dodać od siebie, bo już nie mogła znieść tego, w jaką stronę zmierza rozmowa Anabell z Azą. Spojrzała na rudą, marszcząc brwi.
- Brawo… żadne z nas jej do tej pory nie uraziło, chociaż jest z nami od dobrych kilku dni, a tobie się to udało na starcie. Może postaraj się być bardziej empatyczna… Albo lepiej dobieraj słowa. - Półelfka skrzywiła się i zwróciła się do Azy. - Nie przejmuj się, kochana, wszyscy tutaj, a przynajmniej ze starej ekipy, bardzo cię cenią. Za to, że jesteś takim otwartym na wszystkich serduszkiem i że potrafisz pokazać pazurki w walce. - Puściła do niziołki oczko i uśmiechnęła się ciepło.- Przypomnij sobie ten bełt wpakowany w likantropa i jak pomogłaś Darvanowi z osiołkiem. Coś pięknego! - I Manea naprawdę tak uważała, a nie, że ładnymi słówkami starała się poprawić Azie humor.
-Nic… Nic się nie stało. Nie miała nic złego na myśli - Aza odciągnęła ponure myśli i pomachała zbywająco ręką.
- Każdy by tak samo pomógł, no może oprócz tych parszywych handlarzy niewolników! - Aza skrzyżowała poważnie ręce na sobie.
- Nie każdy by pomógł, wierz mi. Wielu ludzi i nieludzi na Kajdanach ma gdzieś życie swoich kompanów, ziomków, towarzyszy, a co dopiero zwierząt. Dlatego dobrze, że trzymamy się razem, bo widać, że nie jesteśmy z tych, co się od siebie odwrócą, gdy przyjdzie chwila próby. - A przynajmniej Manea chciała tak myśleć. Tego nigdy nie można było być pewnym, bo ludzie mogli mówić jedno, a zachowywać się całkiem inaczej. - Czyli co? Idziesz z Jamashem i Anabell do miasta? Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, ale oczywiście ty decydujesz.
Aza siedziała cicho i się namyślała przez parę chwil.
- Myślę, że nie mam po co schodzić na ląd, zostanę tutaj. Muszę coś pomyśleć nad naszym zakwaterowaniem, nie podoba mi się ta bliskość reszty załogi ze spaniem. - Dla Azy dzielenie pokoju z Maneą było wielkim przeżyciem, ale teraz to była wstrząśnięta na myśl o tylu ludziach wokół.
- Ja się przyzwyczaiłam już dawno i też się przyzwyczaisz. Tak po prostu jest, jak jesteś nisko w hierarchii pokładowej, albo najemnikiem, który został zatrudniony przez kapitana - odparła. - Jeśli chcesz, możemy mieć hamaki blisko siebie, a ja będę spać na tym, który odgradza cię od reszty załogi. Co ty na to? Będę takim “zabezpieczeniem”, jeśli nie lubisz takich sytuacji. - Manea uśmiechnęła się szczerze.
- Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? Ojejciu! Jesteś wspaniała! Ahaha! - Aza rzuciła się Manei na szyję, a Manea przytuliła ją do siebie, poklepując po plecach. Wielki ciężar spadł Azie z piersi.
- Oczywiście! Gdybym nie chciała, to bym nie proponowała. Poza tym będziemy blisko siebie w nocy, więc jeśli któraś się obudzi i będzie widzieć, że coś jest nie tak, obudzi tę drugą. Taka współpraca - odparła Manea, uśmiechając się do Azy. Bardzo lubiła tę niziołkę i nie chciała, żeby ta czuła się niekomfortowo na pokładzie.
Manea była genialna, tak szybko znalazła tyle dobrych pomysłów na problemy, z którymi Aza nie potrafiła zacząć sobie radzić. Czy do końca je nawet rozpoznać. Może… może tak samo łatwo potrafiłaby poradzić w innych? Nie, tak nie można, to Aza musi znaleźć rozwiązania we własnym tempie.
- Tak, będziemy na siebie uważać, daj mi tylko znać, a zwołam zwierzątka do pomocy. Bo wiesz, zwierzątka bardzo mnie lubią. Takie jak kucyki i osiołki!
Manea uniosła brew, tego się nie spodziewała.
- Możesz wzywać zwierzątka na pomoc? No to jest genialne! - Wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu.
Ahhh, Aza rozejrzała się nerwowo, wygadała się. Ah, ona i jej wielki jęzor. Musi szybko coś odpowiedzieć, cokolwiek.
- Wiesz, taka tam podstawowa sztuczka. Darvan też pewnie ją umie, prawda? Tak, tak nic wielkiego.
- Ja się na tym nie znam. Darvan, umiesz przyzywać zwierzątka? - Manea szturchnęła łokciem zaklinacza. Za chwilę to będzie jej znak rozpoznawczy.
- Niestety, żadnych zwierząt - odparł zaklinacz. - Kiedyś próbowałem, ale jakoś mi to nie wychodziło. Prędzej kwiatek, ale wiesz... nie przetrwałby zbyt długo.
- No chyba, że bym wstawiła do wody. - Puściła mu oczko.
Aza zbladła, liczyła na to, że Darvan jej przytaknie.
- To naprawdę nic takiego, może kiedyś potrenujemy razem. Na pewno szybko załapiesz. - dziewczyna miała nadzieję, że odwróciła od siebie i od czarowania uwagę.
- A dlaczego sobie nie sprawiłaś pirackiej papugi czy innego stwora? - spytał Darvan.
- Boję się myśli, że mogą zostać poważnie skrzywdzone, gdy mi pomagają i zwracają też na siebie czasem zbyt dużo uwagi - odpowiedziała Aza mając kogoś jej bliskiego na myśli.
- No tak... - Zaklinacz pokiwał głową, chociaż nie do końca podzielał uczucia Azy. - Niektórzy tak mają... Ale na pokładzie nic się im nie powinno przydarzyć. Anabell ma małpkę... i chyba się o nią nie obawia.

- Oczywiście, że się obawiam o Fitzgeralda.
Wspomniana kobieta powróciła na górny pokład po wcześniejszym wycofaniu się. Była inaczej ubrana, jak na wyprawę. Usłyszawszy ostatnie słowa Darvana niezwłocznie poczuła potrzebę poprawienia nieprawdziwej informacji.
- To mój chowaniec. Wyśpiewałam go sobie. Zaczęłam grać, a jemu spodobała się moja muzyka i magia w niej zawarta. Byłoby mi bardzo przykro gdyby coś mu się stało.
Nie była jednak pewna czy ma ochotę dalej prowadzić rozmowę. Niepewnie popatrzyła na całą trójkę obawiając się czy jej słowa znów nie wzbudzą tak żywych emocji.
- Twój chowaniec? - Aza spojrzała z dużym zainteresowaniem na dziewczynę. Wręcz niczym lekarz oglądający pacjenta z nową odmianą choroby.
- Jeśli to twój chowaniec, to czy twoje czoło nie powinno świecić się jak szalone płomieniami magii, gdy jest przy tobie? Takie kaaabuch i trzzzzzz! - niziołka zaczęła machać dłońmi nad własnym czołem symulując fale ognia w kształcie rogów.
Darvan z pewnym zaskoczeniem spojrzał na Azę, ciekaw, skąd dziewczyna ma takie poglądy.
- O ile mi wiadomo, to takie coś mi się nie zdarza. Aczkolwiek najwięksi entuzjaści mojej muzyki uważają, że promienieje, albo jaśnieje kiedy gram - Anabell uśmiechnęła się do wspomnień tych mocno podchmielonych marynarzy wygadujacych przepiękne bzdury.
- Jak rozumiem widziałaś coś takiego kiedyś? Czy ktoś ci opowiedział jak to wygląda?
Aza usiadła zamyślona, myślała, że przynajmniej chowańce miała rozgryzione.
- Tak, widziałam coś takiego u takiego jednego maga. Nad głową mu się świeciło i pojawiał się zwierzęcy mniej lub bardziej towarzysz - niziołka zawahała się nad słowem towarzysz.
- Przepraszam, że pytam o coś takiego, ale czy ty potrafisz mówić, Fitzgeraldzie? Chowańce normalnie mówią, jak my wszyscy, prawda? - niziołka próbowała się upewnić czy to co wie, wie na pewno.
- Nie przypominam sobie aby do mnie przemówił. Może to kwestia czasu? Tak Fitzgeralcie? Przemówisz do mnie niskim basowym głosem? - zażartowała z małpki, a ta w odwecie wskoczyła jej na głowę i potargała włosy.
- O ty…
- Na pewno przemówi jak będzie gotowy. - upewniła Anabell.
- Jestem pewna, że dasz radę! - Aza pokiwała głową, niczym ekspert, który zna się na tych sprawach.
- Dziwne. Cóż, magia jest kapryśna. - dziewczyna nie wiedziała co ma sądzić, myślała, że to co wie, to pewnik. Chociaż nie miała okazji z nikim porównać swoich notatek. Będzie musiała zadać “mu” kilka pytań, jeśli się kiedyś odważy.
- A to zdecydowanie - zgodziła się bardka z ostatnią uwagą Azy.
- To ja się zbieram. Zobaczmy co mi wyjdzie z rozpytywania o Snowweathera.
Anabell ukloniła się teatralnie i zostawiła rozmówców.
- Przyjemnej zabawy - pożegnał ją Darvan.
 

Ostatnio edytowane przez Ranghar : 04-08-2019 o 19:04.
Ranghar jest offline  
Stary 04-08-2019, 19:03   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
+ Tabasa; dziękuję za dialog <3

Zaklinacza dręczyła jeszcze jedna myśl, więc przy najbliższej okazji postanowił zaprosić Maneę na wycieczkę po statku.
A rozmowę rozpoczął gdy byli sami...

- Gdybyś była Snowweatherem… - Darvan spojrzał na Maneę - to jak byś zaatakowała "Kruka"?
- Hmmm… - Manea zamyśliła się na chwilę. - Jeśli chciałabym położyć dłonie na pierwszej części klucza, to bym spróbowała zrobić to po cichu, może pod osłoną nocy, biorąc pod uwagę, że na statku zostanie sporo osób. No chyba, że miałabym z czterdziestu-pięćdziesięciu ludzi, to wzięłabym pewnie “Kruka” szturmem. Nie wiem jednak, jakimi on siłami dysponuje, choć uważam, że być może nie za dużymi, skoro jeszcze nie zaatakował statku, a na nas zorganizował pułapkę, wysyłając likantropy. A co ty o tym myślisz? I dlaczego pytasz?
- Tak się zastanawiam, czy lepiej by było zająć 'Kruka' pod nieobecność Lanteri, a potem ją złapać, gdy będzie wracać na swój statek, czy może warto by było cierpliwie poczekać, aż zdobędziemy skarb, i wtedy go odebrać - odpowiedział.
- No ale nie zdobędziemy skarbu bez niej. To ona płynie do Bogsbridge, żeby wiedzieć, gdzie są kolejne części klucza - odparła Manea. - Niech nas doprowadzi do tego skarbu, a potem zobaczymy, co się zdarzy. Bo jakoś w jej uczciwość nie wierzę. A ty?
- Z ust mi to wyjęłaś... Uczciwy pirat to chyba sprzeczność, prawda? - Słowa Darvana nie do końca były żartem. - Chyba trzeba będzie bardzo uważać, nawet jeśli znajdziemy górę złota, która starczyłaby dla całej załogi na kilka żywotów.
- Masz rację, zawsze trzeba uważać - mruknęła, przypominając sobie kilka nieciekawych sytuacji.
- Góra złota mi niepotrzebna, prawdę mówiąc - powiedział - ale z drugiej strony... Jeśli kiedyś zaczną mi się trząść ręce na widok złota, to walnij mnie w łeb.
- Szturchnę cię w żebra, na pewno zauważysz. - Manea zaśmiała się. - Mam nadzieję, że jak już odnajdziemy ten skarb, to zostaniesz przy mnie. Znam się na ludziach i widzę, że jesteś dobrym człowiekiem. A jak nie, to zawsze będę mieć chwilę, żeby zrobić z ciebie pokarm dla rekinów. - Ponownie się roześmiała. Darvan był fajnym człowiekiem, który mimo wszystko umiał do niej dotrzeć, dlatego wiedziała, że może sobie pozwolić na więcej.
- Mam nadzieję, że jednak wizyta u rekinów mnie ominie. - Zaklinacz również się uśmiechnął. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to pomogę ci odzyskać statek - obiecał. - A potem zobaczymy, co będzie dalej.
- No to mamy umowę - powiedziała z uśmiechem i wyciągnęła w jego kierunku otwartą dłoń, którą Darvan uścisnął, zatwierdzając umowę.
- A wracając do pierwszego tematu... Masz statek i równie liczną załogę, jak ta na "Kruku", tudzież ludzi, którzy potrafią świetnie pływać i oddychać pod wodą. Co byś zrobiła?
- Na miejscu tego tengu? Zaatakowała. Bez namysłu - odparła. - No chyba, że teraz pytasz o coś innego?
- Otwarcie, abordażem, czy zastosowałabyś podstęp?
Manea zastanowiła się dłuższą chwilę. Wbrew pozorom, to było całkiem podchwytliwe pytanie.
- Gdybym miała tylu ludzi i tak mocną załogę, to pewnie abordażem. Do czego zmierzasz? - Spytała.
- Patrzysz na to jak pirat. - Darvan się uśmiechnął. - Parę zaklęć i stojący na kotwicy statek można by zagarnąć bez wysiłku. Pytanie zatem, czy Snowweather jest bardziej piratem, czy podstępną kanalią, potrafiącą skorzystać z nieuczciwych sztuczek.
- Nie mam pojęcia, Lanteri nie za dużo nam o nim powiedziała… a właściwie to ona nawet nie powiedziała, tylko Julia. - Manea przypomniała sobie. - Powinniśmy być chyba przygotowani na wszystko, tak sądzę. A ty, jak uważasz? Może powinniśmy nawet wypytać Lanteri o niego, zanim wyruszy do Bogsbridge.
- Może zechciałaby nam powiedzieć, ilu tamten ma ludzi, jaki statek i tak dalej. - Zaklinacz skinął głową. - Z pewnością wie o swoim wrogu więcej, niż my. I może już trochę więcej pomyślała nad kwestią ataku na "Kruka".
- Dokładnie. I widzisz, tu wychodzi kolejne nieprofesjonalne podejście Jamasha. Jeśli chcesz dopaść swego wroga, to najpierw czegoś się o nim dowiedz, a nie rzucaj się na szeroką wodę - powiedziała, uśmiechając się szeroko. - To, że znasz jego imię i rasę, nie znaczy, że zaraz możesz sobie iść do miasta i go szukać. No chyba, że Jamash ma aż tak przerośnięte ego, w co akurat skłonna bym była uwierzyć.
Jasne, ona też szukała Carrigana, rozpytując o niego od razu po przypłynięciu, ale przynajmniej wiedziała, jak dokładnie wygląda, a przede wszystkim, jak się zachowuje. Wiedziała, że to narwany, działający pod wpływem chwili i emocji bandzior. O zachowaniu i sposobie bycia Snowweathera nie wiedzieli nic.
- No to przy okazji porozmawiamy z panią kapitan. A zmieniając temat... Co sądzisz o naszym statku? Podoba ci się? Z punktu widzenia kogoś, kto urodził się na pokładzie statku?
- Statek jest naprawdę porządny i dobrze uzbrojony - powiedziała. - Choć dorzuciłabym jeszcze jedną balistę na rufie, tak na wszelki wypadek. No ale skoro Lanteri jeszcze żyje, to znaczy, że “Kruk” dobrze się spisywał przez ten czas. No i skoro myśli o znalezieniu skarbu Jemmy Redclaw, to musi być pewna jego możliwości. Mój ojciec miał podobny, ale zamiast balist, mieliśmy lekkie działa. Może kiedyś uda mi się odzyskać “Pocałunek Krakena”, to ci pokażę. - Uśmiechnęła się, ale jakoś tak… smutno. - Będziesz moim specjalnym gościem.
- Odzyskamy go - zapewnił ją Darvan, pocieszającym gestem kładąc jej rękę na ramieniu.
- Dzięki, cieszę się, że chcesz mi pomóc - powiedziała, patrząc mu w oczy. Przez chwilę panowała krępująca cisza, gdy tak na siebie patrzyli. - Może… może powinniśmy iść do Lanteri od razu, żeby nam opowiedziała o Snowweatherze. Tak, to dobry pomysł. Chodź! - Chwyciła go za dłoń i zaczęła zaciągać pod pokład. Lepszy opieprz od pani kapitan, że jej przeszkadzają, niż tkwienie w niedwuznacznej sytuacji z zaklinaczem.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-08-2019, 10:41   #43
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Przygotowawszy się do zejścia na ląd, undine postanowił załatwić jeszcze jedną sprawę, żeby nie działać w ciemno.
- Pani kwatermistrz? Kilka chwil chcę zająć - Jamash podszedł do Julii przeglądającej wyposażenie statku.- Mam parę pytań na temat Snowweathera.
- No to pytaj - rzuciła chłodno. - A przy okazji, przenieś te skrzynki stąd, tam, na drugi koniec. - Pokazała mu palcem miejsce.
- Podstawowe rzeczy - powiedział, sięgając po skrzynię - Czym pływa, z kim pływa, na co go stać. Jestem pewien, że będzie chciał wykorzystać te parę dni, kiedy kapitan nie będzie na miejscu -
- Czym pływa? - Julia aż parsknęła śmiechem. - Chciałby “Krukiem”, ale gdy zrobił swoją małą rewolucję ze dwa tygodnie temu, poparły go tylko dwie osoby. Widzisz, Hyrix był dobrym przyjacielem Warvila Lanteri, zmarłego męża naszej pani kapitan i uważa on, że Warvil wcale nie zginął przypadkowo. Dlatego, gdy Lanteri - zgodnie z prawem przechodzenia okrętu na najbliższą osobę - powiedziała, że “Kruk” należy do niej, Hyrix się zagotował i próbował obalić Varossę. Niestety, oprócz dwójki niziołków, nikt za nim nie poszedł. To była potwarz dla tego zbyt pewnego siebie pirata, więc uciekając ze statku obiecał Lanteri, że pożałuje. Od tamtej pory nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu, ale po ataku likantropów, wiemy, że nas obserwuje.
Jamash prychnął śmiechem, niosąc kolejną skrzynię.
- Ptaszysko nie potrafi przegrywać. Łatwo go poznać, czy wygląda jak każdy inny tengu? I co z tymi jego poplecznikami? -
- Wygląda jak każdy tengu, chociaż łatwo rozpoznać go po ubiorze, gdyż nigdy nie rozstaje się z czerwoną bandaną i szarfą tego samego koloru, która wisi mu przy pasie. Oprócz tego, na statku zwykle łaził w kubraku ze skóry i spodniach w paski w dziwnym, jakby fioletowym kolorze - odparła Julia. - W walce świetnie robi rapierem, a i na magii się zna, więc nie jest to taki łatwy przeciwnik, dlatego dziwię się, że Lanteri pozwoliła mu odejść. Co do niziołków, to Ellara i Elodin, rodzeństwo. Ona świetnie posługuje się sztyletami, on walczy kuszą i krótkim mieczem. Nigdy nie lubili Varossy, ale w sumie ją ciężko lubić. - Julia wzruszyła ramionami.
- A to niby czemu? - zapytał podejrzliwie. Test, któremu ich wcześniej poddała, mógł według niektórych być czymś niewłaściwym, ale undine niespecjalnie się tym przejmował. - I jeśli tak, to czemu tylko ta dwójka wsparła Hyrixa? -
- Lanteri jest twarda, mówi, co myśli i ma swoje sposoby na różne sytuacje. Nie wszyscy to popierają, ale większość się jej albo boi, albo ma wobec niej dług wdzięczności - powiedziała Julia. - Masz już więc odpowiedź na pytanie, dlaczego tylko rodzeństwo poparło tengu. Poza tym, Ellara i Elodin byli dobrze traktowani przez Warvila, gorzej przez Varossę. To raczej logiczne, że poszli za jego najlepszym przyjacielem.
- Jaki był dawny kapitan? A, i czy Hyrix ma jakiś ulubiony lokal, albo kumpli w Lilywhite? -
- Warvil był świetnym kapitanem, takim, za którym poszedłby każdy, ale nie pod przymusem. Kiedy było trzeba, był twardy wobec załogi, ale umiał też docierać do każdego z osobna, miał coś takiego w sobie, że chciało się pod nim służyć, choćby prowadził cię do jądra Oka Abendego - rzuciła Antonova. - Co do Hyrixa, zawsze był lubiany przez załogę i gdziekolwiek zakotwiczaliśmy, potrafił sobie zjednać marynarzy, więc i w Lilywhite może mieć kumpli. Co do lokalu, zawsze piliśmy w “Srebrnej Kotwicy”, ale nie sądzę, by po tym wszystkim, co go spotkało, wystawiał się aż tak bardzo na atak, zatrzymując się tam. Zresztą, nie obchodzi mnie to. Pojawi się tutaj, to mu wyrwiemy pióra z dupska i tyle będzie. - Zaśmiała się. - No, ale dosyć tej gadki, mam robotę do zrobienia na dole, a poza tym już się zmęczyłam tymi opowieściami.
Po tych słowach, Julia pogwizdując jakąś marynarską melodię, zeszła pod pokład, nawet nie żegnając się i nie dziękując Jamashowi za pomoc. Undine przez chwilę trawił zebrane informacje - sprawa z jednej strony okazała się łatwiejsza, a z drugiej wręcz przeciwnie. Hyrix był obecnie na zdecydowanie słabszej pozycji niż Lanteri, i po wypłynięciu nie powinien stanowić dużego zagrożenia. Ale tym samym nie miał zbyt wiele do stracenia, więc przez najbliższe kilka dni może stać się prawdziwym wrzodem na dupie. To, kto w tym konflikcie miał słuszność, schodziło teraz na dalszy plan - w końcu podpisał kontrakt z Varossą. Chociaż… zależy jak spojrzeć na “ochronę statku i jego załogi”... w każdym razie, najpierw trzeba było znaleźć pierzastego, albo przynajmniej dowiedzieć się, co zamierza.

***

Kiedy Jamash i Anabell zeszli na ląd z łódki bardka odchrząknęła.
- No dobrze, to ja się zajmę wypytywaniem jak już dotrzemy na miejsce, a ty się pokręć gdzieś w okolicy. Jak rozumiem ciebie mogą poznać jak coś.
- Aye, pochlastałem dwóch krokodylców, mogli mnie zapamiętać - powiedział undine tonem sugerującym, że powinien był ich zabić - Utrzymam się na dystans, ale będę w pobliżu. Może wezmą mnie za łatwy cel - dodał, jakby miał na to nadzieję.
- Nie planuję się kręcić po ciemnych zaułkach. Starczy mi po ostatnim razie. - Anabell westchnęła.- Z resztą zgadzam się z pozostałymi, że atakowanie teraz nie jest za rozsadne. Uśmiechnięcie się zaś do kilku zapijaczonych mord może dać nam kilka informacji.
- Kurwa…- Jamash warknął poirytowany - Jakie znowu atakowanie? Kto gadał o jakimkolwiek ataku? -
- “Dobrać się do dupy” ciężko zinterpretować inaczej - Anabell się uśmiechnęła cytując dalej słowa undine - “utrudnić mu trochę życia” zostawia nieco więcej pola manewru… Nie wiem czy ma to jakiekolwiek znaczenie. W cokolwiek się z wami wpakowałam i tak siedzę już w tym po uszy.
- Nie mam zamiaru wypływać tratwą w sztorm. Ale każdemu można mniej lub bardziej zaszkodzić na przeróżne sposoby - wyposażenie, znajomości, załoga, to dużo słabych punktów - wyliczał, jakby już planował, co można zrobić - A "dobrać się do dupy" też ma wiele znaczeń - puścił bardce oko. Najwyraźniej nastroje undine zmieniały się dość szybko.
- Aye, dobrze, że sobie to wyjaśniliśmy - bardka parsknęła śmiechem. - Tylko prosze nie rzucaj się na nich jak tylko ich dostrzeżesz w dogodnej pozycji co? Znam wiele sztuczek, ale nie jestem najlepsza w pierwszej linii.
- Co oni ci naopowiadali o mnie, jak byłem pod pokładem? - zapytał z rodzącą się złością - Raz zdarzyło mi się tak zrobić, i skończyło się to śmiercią. Rzekomą.
- Łoł, spokojnie… - Anabell podniosła dłonie w uspokajającym geście. - Nic nie naopowiadali, ale widzę, że gniew cię tak samo szybko łapie co odpuszcza. Tylko uprzedzam. Wybuchową jesteście grupą, nie powiem.
- Wybacz, podobno to normalne u mojego ludu. A za resztę nie odpowiem -
- Jak długo się znacie?
- Maneę znam prawie od dnia jej narodzin, a pozostałych zaledwie parę dni, zaokrętowaliśmy razem w Port Peril-
- Mhm…to by tłumaczyło dziewuchę- Anabell mruknęła pod nosem - ale reszta też się zna tylko kilka dni?
- Tak, czemu pytasz? -
- Bo Manea się na mnie zdenerwowała za "popsucie" humoru Azie. Myślałam, że macie za sobą chociaż jakąś wspólną wyprawę a nie kilka dni. Jeśli ona się tak łatwo przywiązuje to będzie miała ciężko w życiu.
Undine pokręcił głową i westchnął - Jest bardziej podobna do swojego ojca, niż jej się wydaje. I jak tak dalej pójdzie, skończy jak on - rzucił ciężko.
Anabell spojrzała tylko pytająco.
- Krótko mówiąc, powstrzymał mnie kiedyś przed zabiciem człowieka, który ograbił i zabił go kilka lat później. Zbyt pobłażliwy był - Jamash niespecjalnie miał ochotę na opowieści, ale przy bardce język mu się rozplątywał.
Ta zaś przez moment wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale przez niedawne wydarzenia zatrzymała swoją poglądy dla siebie. Może jednak lepiej było najpierw ich poznać zanim zacznie dzielić się tym co ma do zaoferowania.
- A gdybyś teraz był w podobnej sytuacji, dałbyś się powstrzymać?.
- Nie, nigdy już nie zignoruję podszeptu Czarnej Pani-
Anabell ucieszyła się, że utrzymała swój język za zębami.
- Będę o tym pamiętać. Pospieszmy się. - Wraz z tymi słowami przyspieszyła marsz, aby zdążyli zrobić co zaplanowali.

Anabell chce wykorzystać swój urok aby popytać o kilku różnych okolicznych kapitanów wplatając w to Snowweathera, tak jak i swoją nową kapitan. Poplotkować czy ktoś coś ciekawego słyszał. Czy może były jakieś większe zamówienia, ktoś coś skupuje. Po lepszych i gorszych spelunach by się popytała, może nawet występ zrobiła, ostatecznie użyła czaru charm na kimś już mogącym mieć ważne informacje.
Jamash w tym czasie będzie się trzymał w okolicy, bardziej żeby osłaniać Anabell. Jeśli go ktoś zaczepi, to wtedy będzie próbował wyciągnąć coś na temat tych krokodylołaków, które ich zaatakowały, albo niziołczego rodzeństwa.
Oboje wykorzystają te informacje, które mają od Julii

 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 05-08-2019 o 10:43.
Sindarin jest offline  
Stary 05-08-2019, 23:00   #44
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Potyczka zakończyła się szybko i bez strat dla grupy Maxima. Do tego ich ładunek był ciągle bezpieczny. Młody Killbridge upewnił się, że kruk dobrze leży na swoim miejscu kiedy reszta zajęła się osiołkiem i poległym likantropem. Snowweather najwyraźniej miał poważniejsze plany, aby przeszkodzić ich nowej kapitan. Pobieżnie też przyjrzał się Krukowi, sprawdzając czy nie może mieć jakiś tajnych schowków.

Podróż do statku trochę zajęła, ale Maxim nie narzekał. Przynajmniej nic ich nie zaatakowało. Co jakiś czas rozejrzał się po okolicy starając się zapamiętać drogę, nigdy nie wiadomo czy im się to nie przyda później.
W końcu ujrzeli swój nowy dom i Maxim ledwo powstrzymał westchnienie podziwu. Prawdziwy statek piracki, solidny, imponujący i z pełną załogą. Zanim dotarli do kapitan młodzieniec upewnił się, że zapamięta jak najwięcej twarzy. W końcu na statku załoga to niemalże rodzina.

Polecenie kapitan było dość jasne, a Maxim miał kilka planów na kilka najbliższych dni więc nie miał zamiaru się spierać. Nowa towarzyszka, czerwonowłosa Anabelle, miała duszę i obycie artystki co było widać na pierwszy rzut oka. Kiedy wszyscy się zebrali na rozmowę Maxim odruchowo wyjął Evelyn rozkładając prowizoryczny pistolet na części. Musiał coś wymyślić, aby przyspieszyć proces przeładowania. Każde chybienie kosztowało go cenny czas, który jego wróg mógł wykorzystać.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 06-08-2019, 08:23   #45
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację

Kapitan Lanteri pogoniła was do stu diabłów, zajęta pakowaniem się na podróż, jednak szybko znaleźliście inne źródło informacji, którym była nawigatorka Belina. Nastawiona do was przyjaźnie półelfka nie miała problemu z wyjaśnieniem i opowiedzeniem wam wszystkiego na temat Snowweathera. I tak, okazywało się, że tengu świetnie posługiwał się rapierem, ale i w magii był całkiem niezły. Jako bliski przyjaciel Warvila Lanteri - męża Varossy, był bosmanem na "Kruku" a gdy Warvil zginął (jak się okazywało - zastrzelony w obronie własnej przez Varossę), Hyrix nie uwierzył, iż kapitan byłby zdolny rzucić się na swą żonę i miał swoje podejrzenia. Próbował przejąć statek, doprowadzając do buntu na pokładzie, jednak stanęły za nim tylko dwie osoby - niziołcze rodzeństwo Ellara i Elodin, reszta poparła Varossę. Tengu uciekł, ale obiecał Lanteri zemstę.

Dowiedzieliście się też, że Hyrix służył na "Kruku" najdłużej z całej załogi i nie podobało mu się, że to Varossa przejmie bryg po zmarłym mężu, gdyż uważał, że to powinien być on, zwłaszcza, że dla Warvila był jak brat. Tak samo sprawa miała się z pierwszą częścią klucza do skarbu Jemmy Redclaw. Chociaż tengu był lubiany przez załogę, ta albo obawiała się gniewu Varossy, albo z wdzięczności za przeróżne sprawy nie zamierzali przeciwko niej występować. Belina była jedną z nich, gdyż parę lat temu Varossa uratowała jej życie w jednej z knajp Port Peril. Hyrix nie posiadał własnego okrętu, ale będąc charyzmatycznym mężczyzną, umiał sobie zaskarbiać sympatię innych, bądź przekonywać ich do swojej racji. Sami się o tym przekonaliście - pomimo ucieczki z "Kruka" jedynie z niziołczym rodzeństwem, Hyrix wysłał przeciw wam likantropy, a Besmara jedynie wiedziała, co mógł jeszcze planować. Był ponoć bardzo sprytnym, ale i zbyt pewnym siebie marynarzem, czasami przeceniającym swe możliwości.

Belina nie wiedziała nic więcej na jego temat, więc nie naciskaliście, skierowawszy się pod pokład, by w końcu wypocząć.


Wieczorny wypad do Lilywhite w celu wypytania o Snowweathera nie przyniósł żadnych nowych informacji. Wypytywani przez Anabell marynarze albo zbywali ją szybko, mówiąc, że ich ten temat ich nie interesuje, albo nie mieli zielonego pojęcia, gdzie mógłby się znajdować. W "Srebrnej Kotwicy" nie znalazł się nikt, kto mógłby naprowadzić kobietę na ślad Hyrixa, czy choćby "sprzedać" jakieś wartościowe informacje. Nie działał nawet urok osobisty rudowłosej, gdyż ludzie jakby nagle stracili pamięć. Może i nawet coś w tym było.

W "Baryłce" również nie poszło najlepiej, choć dwóch podpitych piratów twierdziło, że widzieli tengu w czerwonej bandanie i dwa "kurduple" (czyli najpewniej Ellarę i Elodina) wsiadających na statek "Morska Otchłań", który odpłynął kilka godzin temu do Kła Dahaka - na wyspę zamieszkaną w większości przez drowy. Po co Snowweather miałby się tam wybierać? Tego ani Anabell ani Jamash nie mogli rozstrzygnąć. O ile w ogóle to był Hyrix, czego pewnymi też być nie mogli. No chyba, że jakimś cudem wszedł w posiadanie informacji na temat drugiej części klucza i był właśnie dwa kroki przed nimi.

Pytań było sporo, jednak żadnych konkretnych odpowiedzi, dlatego krótko po dziesiątym dzwonie oboje wrócili na "Kruka", nie mogąc być do końca zadowolonymi z wypadu do miasta.


Wieczorem i o poranku poznaliście kilku innych, wspomnianych przez Julię ważniejszych członków załogi. Kuk Balgrim okazał się być rubasznym, przyjaźnie nastawionym krasnoludem, serwującym pyszne dania mięsno-rybne, które rozpływały się w ustach. Oczekiwał przy tym pochwał i nie odszedł od stołu, póki nie usłyszał peanów na cześć swojej kuchni. Przy śniadaniu zetknęliście się również z wysokim, mocno zbudowanym pół-orkiem Gardaxem, pełniącym na okręcie rolę bosmana, oraz Jasperem, nazywanym "Buźką" ze względu na przystojne oblicze. O ile ten pierwszy był mrukliwy i widać było, że twardo stąpa po ziemi, "Buźka" robił maślane oczy i próbował zagadywać Anabell i Maneę, choć jego słabej jakości teksty, typu: "hej, rybko, z jakiego morza do mnie przypłynęłaś", czy: "przepraszam, czy jestem w cukierni? bo widzę niezłe ciasteczko!" raczej odstraszały, niż zachęcały do rozmowy z nim. Flirtowanie było sztuką, której Jasper z pewnością nie opanował.

Po pożywnym śniadaniu, Varossa Lanteri zebrała wszystkich na pokładzie, ogłaszając swój wyjazd do Bogsbridge, z którego miała wrócić za jakieś 2-3 dni. Razem z nią podróżować mieli Gardax, Julia i Belina, na pokładzie oprócz was mieli zostać Imogen, Jasper, Balgrim i około dwudziestu szeregowych marynarzy stanowiących siłę roboczą. Ci mieli zająć się uzupełnieniem zapasów i najważniejszymi pracami na statku, jednak Lanteri nadmieniła, że od siódmego dzwonu mają mieć czas wolny. Ważne było to z tego względu, iż tymczasowym bosmanem wyznaczyła Jamasha, mającego dopilnować, by do powrotu pani kapitan wszystko było gotowe do wypłynięcia.

Wieści na temat Hyrixa, który mógł kierować się do Kła Dahaka, nie zrobiły na Varossie wrażenia, albo przynajmniej nie dała po sobie poznać. Twierdziła jedynie, że to niemożliwe, by tengu dowiedział się o położeniu drugiej części klucza szybciej, niż ona. Wraz ze swoimi ludźmi opuściła w końcu "Kruka" i skierowała się na ląd, niedługo później znikając pośród gęstych drzew. Niektórzy mogli się dziwić, że zostawia swój okręt w rękach ludzi, których poznała kilka dni temu, jednak wciąż był tu ktoś, kto mógł was nadzorować, a i podpisaliście kontrakt, którego nie wypełnienie mogłoby was drogo kosztować.


Pierwszy dzień minął spokojnie - marynarze uzupełniali zapasy, wy pilnowaliście okolicy, przechadzając się po pokładzie. Pogoda była wspaniała; słońce przyjemnie smażyło, a od morza wiała orzeźwiająca bryza. Gdy i w nocy nic się nie wydarzyło, można było się zastanawiać, czy te dwa pijaczki w Lilywhite nie miały czasem racji odnośnie Snowweathera, bo skoro Lanteri i najważniejsi członkowie załogi wyjechali, to była najlepsza okazja do ataku na "Kruka" i odebranie pierwszej części klucza. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Drugi dzień również mijał leniwie - Jamash pilnował, by ładunek upchnięty w ładowni się zgadzał, pozostali po prostu się nudzili, gdyż obchodząc pokład niczego podejrzanego nie zauważyli. Z jednej strony mieliście morze, z drugiej niewielką plażę i las. Oraz zupełną ciszę i spokój.


Kolejny dzień chylił się ku końcowi, gdy rozlewające się szkarłatnym blaskiem słońce chowało się powoli za horyzontem. Zapasy w ładowni były uzupełnione, kruk podwieszony na dziobie, przez co większość marynarskiej załogi zeszła na ląd, by tej nocy - a być może ostatniej nocy przed wypłynięciem na pełne morze - bawić się w lokalach Lilywhite. Na pokładzie oprócz was, Jaspera, Balgrima i Imogen zostało jedynie czterech młodych majtków, którzy spali teraz w części sypialnianej, wykończeni po pracy. "Bużka", który wciąż próbował zalecać się do Anabell i Manei, odpoczywał w swojej kajucie, dając kobietom nieco wytchnienia od swojej osoby, Imogen zamknęła się w części medycznej, skupiona nad jakimiś księgami a Balgrim jak zwykle urzędował w kuchni.

Mieliście cały pokład dla siebie, rozglądając się czujnie po pochłanianej przez mrok wieczora okolicy. I wtedy właśnie Aza i Darvan zobaczyli niewielki, podpływający w ich kierunku kształt. Była to łódka płynąca od strony wejścia do zatoczki, a siedziała na niej... jakaś stara kobiecina, która wiosłowała, ile miała sił w rękach. Niziołka i zaklinacz od razu zawołali pozostałych, by rzucili okiem na ten dość niecodzienny widok. Gdy kobieta podpłynęła bliżej, zobaczyliście jej uśmiechniętą, pomarszczoną wiekiem twarz. Uśmiechała się do was ciepło, unosząc rękę w geście pozdrowienia.

- Przepraszam bardzo, drodzy marynarze i marynarki. - Odezwała się typowo babcinym głosem. - Czy możecie mi pomóc? Płynę z wioski Badgers Drift i się zgubiłam... Chciałabym dotrzeć do Lilywhite, czeka tam na mnie ważna przesyłka od mojej dawno nie widzianej siostry. Niemniej, gdybym mogła wejść na pokład i rozprostować członki, też byłoby miło. W swoich rzeczach - poklepała torbę leżącą przed sobą. - mam fantastyczną herbatkę, idealną na taki wspaniały wieczór, jak ten. Co powiecie?
Znajdowała się jakieś siedem metrów od burty, przy której się zebraliście, dryfując w swej łódeczce na delikatnie tylko muskanych wiatrem falach. Wciąż uśmiechała się ciepło, wzbudzając pozytywne odczucia. I tylko od was zależało, co z tym fantem zrobicie.

 

Ostatnio edytowane przez Mroku : 06-08-2019 o 08:32. Powód: literówki ;)
Mroku jest offline  
Stary 06-08-2019, 12:43   #46
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Anabell nie mogła powiedzieć, że wynik przepytywania był dla niej jakkolwiek zadowalający. Hyrix musiał naprawdę mieć wielu przyjaciół albo wielkie szczęście. Uznała, że jakoś musi sobie poprawić humor. Dlatego też po powrocie na statek na bezczela wbiła się do kajuty Lanteri i zaoferowała pomoc w pakowaniu oraz relaks przed planowaną podróżą. Kapitan zgodziła się co rudowłosa przyjęła z szerokim uśmiechem. Znów część nocy przeminęła na ciepłych i miękkich westchnieniach. Było coś magicznego w oglądaniu twarzy kochanków rozmytych przez przyjemność i uniesienie. Anabell bardzo będzie tego brakować...

Nim Lanteri musiała wstawać bardka wymknęła się z kajuty. Pozostali i tak wiedzieli, że musiała gdzieś indziej być, skoro jej hamak wisiał pusty przez całą noc, lecz uznała, że wypada nie być AŻ tak bezczelnym i razem z panią kapitan wychodzić. Wszak, jeśli czymkolwiek była tylko chwilową przyjemnością aniżeli kochanką. Tak, Anabell to rozróżniała, dlatego też w ciągu dnia pozwalała sobie na sypanie komplementów. Głównie kukowi, bo i tak ich wymagał, a ona mu je dawała bez żenady. Julia, póki co, pozostawała nieczuła na słodkie słówka, co oznaczało nic innego jak wyzwanie! Zaś jęsli chodziło o Jaspera, to mimo dobrych chęci Anabell nie potrafiła dłużej pociągnąć flirciarskiej rozmowy z tym mężczyzną. W pewnym momencie po prostu zaniosła się śmiechem i aby choć trochę oszczędzić go oddaliła się, aby zużyć resztki rozbawienia w innym miejscu.

Kiedy Lanteri opuściła statek mianując Jamasha tymczasowym bosmanem Anabell zaczęła się zastanawiać co ze sobą począć. Miałą ochotę bliżej poznać załogę, ale poprzedni dzień pozostawił po sobie niesmak. Ostatecznie dołączyła się do pracy z szeregowymi marynarzami. Co nieco z nimi gaworzyła, czasem grała na skrzypkach umilając obowiązki, ale głównie pomagała nosić co lżejsze rzeczy. Co jak co, ale siłaczem sienie nie mogła nazwać.

Po południu złapała ją nagła myśl - skoro klucz nazywał się trzema powodami do życia to na pewno było to związane jakoś z miejscami w kajdanach. Gdyby tylko wiedziała, gdzie kapitan znalazła pierwszą część klucza... Póki co usiadła przyjrzeć się tej wyspie na jaką rzekomo miał się udać tengu. Starała sobie przypomnieć sobie co o niej wie.

***

Anabell zobaczyła, że nie tylko ona od razu uznała babcię za podejrzaną. Skoro jednak pytała o Lilywhite...

- Ach to dobrze płyniecie babino.- piękny uśmiech wykwitł na twarzy bardki - W tamtą stronę, trzymajcie się brzegu tylko nie za blisko, bo was zniesie. Za herbatkę podziękujemy, tu się grog pije.

Z tymi słowami uniosła swój bukłak i upiła sobie z niego trochę. Odchodząc od burty rudowłosa przemierzyła statek na wskroś i zerknęła co się dzieje z drugiej strony. Tknęło ją jakieś przeczucie.
 
Asderuki jest offline  
Stary 07-08-2019, 09:59   #47
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+ Kerm, dziękuję <3

Manea z zainteresowaniem przysłuchiwała się słowom nawigatorki, gdyż na wierzch wyszło wiele ciekawych rzeczy. Gdy oboje ruszyli na dół, zostawiając Belinę samą sobie, uniosła brew.
- No proszę, trochę ciekawych rzeczy się dowiedzieliśmy. Biorąc pod uwagę styl bycia naszej kapitan, też bym nie była taka pewna, czy zabiła swojego męża w obronie własnej. Może chciała zachować cały skarb tylko dla siebie i nie dzielić się z małżonkiem. Jak ty to widzisz, Darvanie? - Spojrzała na niego.
- Kiepsko to widzę - odparł cicho zagadnięty. - Może się okazać, że nie do końca trafnie wybraliśmy stronę konfliktu. Pan "S" może miał rację, nawołując do buntu. Ale... - głęboko odetchnął - o tym się przekonamy dopiero wtedy, gdy znajdziemy skarb.
- Tak może być, ale nic z tym nie zrobimy. Podpisaliśmy umowę z Lanteri i musimy się z niej wywiązać - powiedziała cicho. - W każdym razie trzeba mieć ją na oku, nie chciałabym skończyć jak jej mąż.
- Ja też nie. - Darvan skinął głową. - Boję się, że możemy zostać wykorzystani jak te zbiry, co ich na nas nasłała. Wypchnięci na pierwszą linię i zapisania w księdze rachunkowej po stronie strat koniecznych.
- Dokładnie, to bardzo w stylu Lanteri, jak widać. Trzeba patrzeć jej na ręce i nie dać się wciągnąć w jakieś podejrzane sytuacje - odparła Manea. - Jakoś to wszystko przestaje mi się podobać wprost proporcjonalnie do wiedzy, którą posiadam na temat tej kobiety i jej działań. - Skrzywiła się.
- Nie ma to jak zatrudnić się u nieznajomej osoby - uśmiechnął się zaklinacz. - No ale takie jest życie najemnika. Jak źle wybierzesz zleceniodawcę, to potem masz nieco pod górkę. Trzeba to jakoś przeżyć.
- Poza tym wizja sporego zarobku czasami potrafi przesłonić zdrowy rozsądek. - Uśmiechnęła się lekko. - Chyba powinniśmy powiedzieć reszcie o tym, czego się dowiedzieliśmy, no nie? Żeby też uważali.
- Chyba trzeba będzie... - Darvan nie do końca był przekonany, że wszyscy z pozostałej czwórki będą w stanie zachować dyskrecję i nie kryć swych podejrzeń.
- W sumie masz rację. - Manea zmarszczyła brwi. - Maxim wygląda na takiego, co nie mieli jęzorem na lewo i prawo, ale z drugiej strony lepiej zachować to na razie dla siebie, bo w sumie nie wiemy, czy było tak, jak mówiła Lanteri, czy tak, jak twierdził Snowweather. Chociaż ostrożna i tak zamierzam być.
- Tak będzie najlepiej. Dopiero gdy będziemy o krok od skarbu, podzielimy się z innymi wiedzą i wątpliwościami. Co ty na to?
- Jasne, to chyba najlepsze wyjście - odparła. - Nie byłoby fajnie, gdyby teraz któreś z nich poleciało do niej i wypytywało o to. Sama wtedy mogłaby mieć na nas oko, chociaż podejrzewam, że i tak jej załoga donosi jej, co robimy w danym momencie.
- Na razie zwiedzamy statek. - Darvan się uśmiechnął. - Chyba że myślą, że szukamy jakiegoś zacisznego kącika...
- Ciężko znaleźć tu jakiś zaciszny kącik. No chyba, że w ładowni, ale tam znów niewygodnie - odpowiedziała wesoło. - A co? Masz coś niecnego w planach?
- Towarzystwo takiej uroczej kobiety nasuwa różne pomysły... - Darvan udał, że przygląda się jej, oceniając równocześnie jej wdzięki. - Ale, jak zapewne zauważyłaś, na razie trzymam ręce przy sobie.
- Nie wątpię, że nasuwa różne pomysły. - Zaśmiała się. - Może i na to przyjdzie też czas, zobaczymy, co nam czas przyniesie. No i miło, że nie pchasz się od razu z rękoma. Rzadko kiedy można spotkać na Kajdanach gentlemana. - Spojrzała mu w oczy.
- Staram się.. - Odpowiedział spojrzeniem. - I zachowując umiar nie będę komplementować twych pięknych, zielonych oczu. - Uśmiechnął się łobuzersko. - No i nie namawiam cię na igraszki wśród błękitnych fal czy złotych piasków...
- Na to teraz na pewno bym się nie zgodziła. Ale w niedalekiej przyszłości… kto wie, kto wie… - Uśmiechała się do niego uroczo. - Jeśli nasza znajomość będzie się tak dobrze rozwijać, to może i coś więcej z tego będzie. - Puściła mu oczko.
Odpowiedział uśmiechem.
- Rejs będzie długi... będzie okazja do lepszego poznania się. - W ostatniej chwili zastąpił słowo "bliższego" innym, mniej dwuznacznym. - Ponoć wspólne przygody zbliżają ludzi. I nie tylko - dodał. - Ale może by warto wziąć łódkę i wybrać się w parę osób na brzeg? W ramach zacieśniania więzów?
- Myślę, że to świetny pomysł, może udałoby się zrobić jakieś ognisko na plaży, porozmawiać. Tylko kogo byś chciał zabrać? Azę, Maxima? Naszą śpiewaczkę i Jamasha też? - Spojrzała na niego, unosząc delikatnie brew.
- Jamasha też... - odpowiedział z dość umiarkowanym entuzjazmem. - No i złotą... byłą złotą syrenkę. W końcu jesteśmy zbrojnym ramieniem "Kruka". Najwyżej będzie to ostatnie zaproszenie.
- Jasne, możemy ich zaprosić, kto wie, jeśli się zgodzą może będzie fajnie - powiedziała, samej próbując w to uwierzyć. - A z innej beczki… jutro, jak już Varossa wyjedzie, będę chciała podskoczyć do Lilywhite, żeby kupić dodatkowy zapas prochu i kul do mojego pistoletu. Może będziesz chciał mi towarzyszyć?
- Możesz na mnie liczyć. Może Julia będzie znać kogoś, kto zechce odstąpić nieco tego towaru... Pewnie ma jakieś zaufane źródła.
- Nie będę jej pytać, sami znajdziemy, będzie zabawa. - Zaśmiała się. - Może znowu trafimy na jakichś likantropów, rozerwiemy się trochę. - Żartowała sobie. - [i]Nie no, już tak makabrycznie nie żartuję, oni też mają prawo do życia.[i]
- No to jutro, jak uporamy się z obowiązkami, ruszamy na wycieczkę - Darvan skinął głową. - A teraz - przepuścił ją w progu - pora na mały odpoczynek.
- O tak, zdecydowanie nam się przyda, drogi panie! - Manea skłoniła się lekko i ruszyła w stronę hamaków. Z Darvanem idącym w ślad za nią.


Nim poszła spać, sprawdziła jeszcze swoje rzeczy, czy aby nikt niczego jej nie ruszał - okazało się, że nie, a oprócz tego znalazła perłę oddychania pod wodą, którą musiał podrzucić ją Jamash, gdy była na górze. Uśmiechnęła się tylko do siebie; czyżby stary towarzysz był zbyt dumny, by przekazać jej ją twarzą w twarz? A może uważał, że to nie jest warte jego czasu? Nie było to ważne w tym momencie, a perła mogła jej się przydać w dalszej wyprawie, dlatego schowała ją w bezpieczne miejsce do plecaka, między zapasowe ubranie podróżne.

Balgrim, ich kuk, okazał się bardzo sympatycznym krasnoludem, a posiłki wychodzące spod jego ręki smaczne i pożywne. Półelfka zachwalała sobie jedzenie i nie było w tym ani krzty przesady. Zresztą, jak już wcześniej ustatlili z Darvanem, kuk musiał być naprawdę dobry, żeby sprostać podniebieniu takiej osoby jak Lanteri. No i był. Z bosmanem Gardaxem jedynie przywitała się, natomiast od Jaspera nie mogła się opędzić. Mężczyzna co chwilę zarzucał ją nieśmiesznymi komplementami, które miały być próbą podrywu, jednak wychodziły mu fatalnie. Po dwóch takich rozmowach, Manea zwykle najpierw rozglądała się wokół, czy "Buźki" nie ma na pokładzie, a dopiero potem wychodziła na górę. Nie chciała z nim rozmawiać, męczyło ją to strasznie. Na szczęście zawsze gdzieś obok był Darvan, który ratował ją z opresji.

Po wyjeździe Lanteri, Manea trochę zwiedzała pokład, rozglądając się przy okazji po okolicy, a koło południa wybrała się z Darvanem do Lilywhite, by uzupełnić zapas kul. Po dłuższym krążeniu z miejsca w miejsce, udało jej się w końcu znaleźć odpowiedni kram i kupiła dwadzieścia sztuk kul i odpowiednią ilość prochu. Wieczorem, gdy jeszcze dużo czasu pozostało do jej i Darvana warty, oboje wzięli łódkę, kiełbaski i butelkę rumu, po czym popłynęli na plażę, z której doskonale widać było zacumowany nieopodal statek. Rozpalili niewielkie ognisko i siedzieli tak, rozmawiając, dopóki nie musieli wracać na "Kruka", by zmienić wartującego Maxima. Kobieta coraz swobodniej i lepiej czuła się w towarzystwie zaklinacza i właściwie złapała się na tym, że nie chce spędzać wolnego czasu z nikimi innym na pokładzie.

Czas płynął leniwie, gdyż nic się nie działo, jednak drugiego dnia wieczorem, coś w końcu zwróciło ich uwagę. Czy raczej ktoś. Stara kobieta na łódce, niby szukająca drogi do Lilywhite. Manea zawsze służyła pomocą ludziom, którzy tego potrzebowali, ale tutaj w pierwszej chwili pomyślała, że coś jest nie tak. Zbyt duży to zbieg okoliczności, że właśnie teraz ta babina pojawiła się w tej osłoniętej przed światem zatoczce. Anabell pokierowała ją do miasteczka, a Manea zerknęła po wszystkich.
- Nie powinniśmy wpuszczać jej na pokład, coś mi tu nie pasuje - powiedziała, zerkając w stronę starszej kobiety w łódce. Instynktownie jej prawa dłoń powędrowała na rękojeść pistoletu, na szczęście burta całkowicie zasłaniała ten gest. tak, że tamta nie mogła się domyślić intencji półelfki.
 
Tabasa jest offline  
Stary 07-08-2019, 19:23   #48
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Darvan był nieco zawiedziony otrzymanymi informacjami.
Faktem było, iż po śmierci statek powinien przypaść najbliższej rodzinie, problemem jednak było co innego - czy Lanteri faktycznie zabiła swego męża w samoobronie, czy też rację ma Snowweather?
Co niby miałoby skłonić Warvila do zaatakowania własnej małżonki? Nagle, po znalezieniu klucza do skarbu, postanowił się pozbyć Lanteri?
A może na odwrót? Może to Lanteri, oszołomiona wizją skarbów, zapragnęła swobody? Życia bez zobowiązań, na szeroką skalę, pławiąc się w bogactwach, na których nikt inny nie położyłby łapska?

Darvan mógł całemu światu, z sobą włącznie, opowiadać, że góry złota nie robią na nim aż takiego wrażenia, ale nigdy nie miał do czynienia ze stosem skarbów. Przeogromnym stosem legendarnych skarbów. Skąd miał wiedzieć, jak się zachowa w obliczu niewyobrażalnego bogactwa? A nuż położy się na górce klejnotów, jak smok, i powie "Moje, nie dam!"
Co prawda nie wyobrażał sobie siebie w roli zachłannego smoka, ale przecież Lanteri i Warvil byli piratami, a ci, z definicji niejako, byli zachłanni... a Kodeks Besmary nic nie mówił na temat uczciwego dzielenia zdobyczy.

Manea też miała pewne wątpliwości, a Darvan ciekaw był, czy pozostałym członkom drużyny bojowej "Kruka" też przychodziły do głowy takie myśli - dotyczące uczciwości pani kapitan - ale, prawdę mówiąc, nie chciał o to rozpytywać. W końcu nie było pewności, że jakiś nadgorliwiec nie poleci do Lanteri, by w ramach źle pojętej lojalności (lub by się podlizać) powtórzyć słowa, których najważniejsza na pokładzie osoba nie powinna słyszeć.
Wszystko wymagało przemyślenia...



Wycieczka do miasta upłynęła spokojnie i dało się załatwić wszystko - nie tylko proch i naboje, ale i całą listę, jaką wcisnął im Jamash.
Na szczęście nie było tego tyle, że trzeba by wynająć osiołka czy inny środek transportu...
A nim nadeszła noc, zrobili sobie mały piknik na plaży. W mniejszym gronie, niż początkowo planowali, ale było przyjemnie, chociaż do etapu pluskania się w wodzie w strojach... swobodnych... nie dotarli.


Na morzu, ponoć, nie odmawia się pomocy, ale tu... Brzeg był o krok...
Babcia, która podpłynęła na łódce z prośbą o gościnę, nie tyko Darvanowi zdała się dziwnym zjawiskiem. I dlatego zaklinacz, nim odpowiedział, rzucił na łódkę wykrycie magii. No i okazało się, że wokół babci znajdowała się dość mocna aura magiczna.
O czym Darvan szeptem poinformował pozostałych.

- Przykro mi - powiedział, spoglądając w dół - ale na to musiałaby wyrazić zgodę pani kapitan, a powiedziała, że zastrzeli każdego, kto ją obudzi. Nie będę ryzykować.
- Ale Lilywhite jest blisko
- dodał na pociechę.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-08-2019, 19:54   #49
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Co prawda Jamashowi i Anabell nie udało się zdobyć zbyt wielu informacji, ale te wyciągnięte z marynarzy miały spore znaczenie. Po pierwsze, Hyrix przestał być bezpośrednim zagrożeniem, skoro w zasadzie był już na morzu z kursem na Kieł Dahaka – przez kilka powinni mieć spokój, ale potem może być znacznie gorzej. Druga sprawa to dziwne nabieranie wody w usta przez wypytywanych. Wyglądało na to, że tengu cieszy się lepszą reputacją, albo skuteczniejszymi hakami na innych, niż kapitan Lanteri, co w połączeniu z niepewnymi okolicznościami przejęcia „Wodnego Kruka” tworzyło niebezpieczną dla nich mieszankę. Jeśli wyjdzie na jaw, że statek jej nie przysługiwał, będzie można uznać ich kontrakt za nieważny – przecież nie będzie wtedy istniała żadna „Kapitan Varossa Lanteri”. Jamash miał sporo do przemyślenia w tej sprawie, ale podjęcie decyzji, co zrobić z tym dalej, powinno poczekać.

***

Decyzję o mianowaniu go bosmanem zastępczym undine przyjął z zaskoczeniem – nie spodziewał się, że kapitan zabierze najważniejszych członków załogi, opuszczając pokład – ale nie miał zamiaru protestować, a wręcz przeciwnie. Szybko zabrał się do organizacji załadunku i przygotowań, znajdując każdemu członkowi załogi zajęcie i bezlitośnie opieprzając majtków za niezdarność czy lenistwo. Ograniczał się jedynie do słów i groźnej miny: noszony u pasa dziewięcioogoniasty bat pozostawał nietknięty – ręce zajęte miał noszonymi skrzyniami. Jeśli miał wymagać pracowitości, sam musiał ją pokazać. Przy okazji skorzystał z błogosławieństw Besmary, by on i kilku innych załogantów mogło bez trudu nosić znacznie większe ciężary, przez co praca szła znacznie sprawniej, a on sam zyskał bardziej w ich oczach. Jeden z marynarzy - żylasty, ogorzały, widać, że zaprawiony na morzu i przy butelce krzyknął nawet, że "z takim bosmanem, to od razu robota szybciej pójdzie", na co czterech innych mu zawtórowało wesołym okrzykiem, łapiąc za skrzynie.

Nie zwracał specjalnej uwagi na pozostałych członków „grupy bojowej”, poza Anabell, która postanowiła pomóc w załadunku, z ciekawym skutkiem. Większość marynarzy nagle zaczęła chodzić żwawiej, podnosić większe ciężary, jakby próbowali zaimponować kobiecie – musiał też co jakiś czas opieprzać tych, którzy zbytnio zagapili się na bardkę, ale jemu też nieraz się to zdarzyło. Widząc, jak Manea i Darvan, dotąd kręcący się bezczynnie po pokładzie, zbierają się do zejścia na ląd, Jamash podał im listę drobnych zakupów, które mogą zrobić, jeśli będą w Lilywhite. Kusza, parę pęków bełtów, i trochę drobiazgów, przydatnych dla statku jak i załogi – zapewne mieli podobne rzeczy na wyposażeniu "Kruka", ale zapas nigdy nie zaszkodzi. Przy okazji, załoga lepiej to odbierze i nie uzna, że ta dwójka urządza sobie wycieczki, kiedy pozostali harują lub pilnują statku.

Zgodnie z rozkazem kapitan Lanteri, równo z siódmym dzwonem, wszelkie prace na statku ustawały. Załoga, zmęczona znacznie mniej niż przewidywała, piła właśnie w najlepsze pod pokładem, grając w kości i pokrzykując na siebie. Jamash nabrał ochoty na zbadanie głębin wokół statku, ale zobaczywszy, że Manea z Darvanem ponownie opuszczają szalupę na wodę, postanowił poczekać. Podszedł do strojącej właśnie skrzypce Anabell - jej warta właśnie się zaczynała.
- Wezmę wartę po Tobie, niech się gołąbeczki zabawią - rzucił, przerzucając spojrzenie z kobiety na horyzont. Znowu miał to uczucie - morze ciągnęło go, zapraszało.
- Papużki nierozłączki - odparła kobieta dużo życzliwej. Nawet w jej spojrzeniu pojawił się pewien smutek kiedy spoglądała na romansującą parę.
- Nie patrz tak na nich z ukosa. Zauroczenie i miłość to bardzo przyjemne uczucia. Niech czerpią póki życie pozwala.
Undine spojrzał na nią zaskoczony.
- Z ukosa? Że niby mi to ma przeszkadzać? - zapytał ze zdziwieniem.
W tym momencie Anabell zmrużyła oczy i uważniej spojrzała na Jamasha.
- Nie wiem, ale ciągle chodzisz z gburną miną. Myślałam, że wszystko ci przeszkadza. Tak jak, to że ten biedny Jasper się zaleca.
No tak, wcześniej, widząc, jak Jasper nieudolnie, lecz uporczywie, zalecał się do Anabell i Manei, Jamash zabrał go na stronę i dobitnie wytłumaczył, że ten już przegnie, którejś z pań puszczą nerwy i zrobi mu krzywdę, to undine zadba, żeby z tęsknotą wspominał ten pierwszy łomot.
- Taką mam twarz - odgryzł się, lekko rozbawiony - Widziałaś kiedyś radosnego bosmana? Pilnowanie tego burdlu niespecjalnie poprawia humor - Anabell wyczuła, że mimo tych słów Jamash wydaje się być zadowolony - A Buźka mnie wkurwia i pracę zakłóca, niech idzie na dziwki, jak go swędzi. Ewentualnie nożykiem go podrapię -
- Ołć. Nie trzeba. Popracuję nad nim nie krzywdź bosmanie. Nie krzywdź Buźki wodniku. Ładnie proszę.
I faktycznie Anabell uśmiechnęła się uroczo.
- Wszak i ty masz problem z koncentracją.
- Nie zaprzeczę - odpowiedział z uśmiechem, patrząc jej w oczy - Sama twierdzisz, żeby czerpać z życia, póki można -
- To mam propozycję. Udobrucham cię nieco, a ty postarasz się nie mieć tak pochmurnej miny jutro?
- Ciekawa propozycja - odpowiedział z błyskiem w oku - Jeśli będę miał co wspominać, może się nawet uśmiechnę -
- Ha! Wyzwanie, bardzo dobrze. Odnajdźmy się zatem w odpowiedniej porze.
Jamash już się nie odezwał, ukłonił się kobiecie lekko, po czym pozwolił jej wrócić do swojego zajęcia. Sam przespacerował się chwilę po pokładzie, a kiedy nikt go nie widział, przesadził burtę i z jak najcichszym pluskiem zanurkował w morzu. Przez dobrych kilkanaście minut rozkoszował się przyjemnym chłodem i oszałamiającą grą światła promieni zachodzącego słońca w kryształowo czystej wodzie. Sprawdził okolice “Kruka” i wrócił na pokład, nie chcąc do reszty zatracić się w zewie fal.

***

Odnaleźli się w najdalszym pomieszczeniu ładowni, dopiero do połowy załadowanym skrzyniami i workami. W kubryku panowała już grobowa cisza, przerywana jedynie pochrapywaniami pijanych marynarzy. Mimo to nie tracili czasu - Anabell pchnęła Jamasha na stertę worków, a ten pociągnął ją za sobą. Zrywali z siebie ubrania, ocierając się o siebie i całując zapamiętale, a także śmiejąc się z odkrywanych właśnie tatuaży. Bardka musiała sobie do serca wziąć nazwę swojej trupy, bo rybie łuski pokrywały jej biodra oraz kawałek ud. Undine mógł pochwalić się bardziej typowym zestawem: Jolly Rogerem i stereotypową kotwicą oraz różą wiatrów. Kiedy już nasycili się swoim widokiem rudowłosa rozpuściła włosy zalewając ognistą falą cały widok. Byli teraz tylko oni dwoje. Zaczęło się powoli jak nadmorska bryza aby skończyć sztormem. Żadne nie chciało ustąpić drugiemu próbując ukryć jęki w pocałunkach. Dopiero jakiś czas później opadli z powrotem na worki dysząc po słodkim wysiłku. Anabell uśmiechnęła się.
- I co? Zasłużyłam na uśmiech?
Jamash wyszczerzył się w odpowiedzi.
- Na Besmarę, zdecydowanie! Uśmiechnięty bosman, coś nowego… - mruknął, odgarniając kosmyk rudych włosów. Kobieta się tylko w odpowiedzi cicho zaśmiała. Przeciągając się jak dziki zwierz wstała aby się ubrać. Łowiąc jego spojrzenie rzuciła w niego kawałkiem jego ubrania zasłaniając mu widok. Nim zdążył podnieść materiał krągłe pośladki schowały się pod spodniami. Reszta ubrań ponownie odnalazła swoje miejsce na ciele bardki.
- A więc zdrowie uśmiechniętego bosmana - powiedziała odkorkowując jeden ze swoich bułaków. Zapach ale rozniósł się po pomieszczeniu. Upiła łyk wznosząc toast.
- A teraz spać, aby był jeszcze jeden powód się uśmiechać - mówiąc to odwróciła się do wyjścia z ładowni i miękkim krokiem zostawiła undine ze swoimi myślami. Ten przez chwilę leżał wciąż nagi, odpoczywając i kontemplując ostatnie wydarzenia - oto właśnie jego historia w pełni zaczęła się na nowo. I tym razem wiedział, że zakończy się inaczej.

***

Rano Jamash obudził się pełen energii, gotów stawiać żagle i wyruszać na kolejną wyprawę! Dopiero po sekundzie przypomniał sobie, że to nie jego statek, nie jego załoga, nie jego wyprawa. Zaklął szpetnie, wpasowując się w chór podobnych głosów na kubryku i zabrał do działania. Zaczął od pomodlenia się do Morskiej Banshee - o dziwo, tym razem dołączyło do niego paru marynarzy, którym wczoraj użyczył błogosławieństwa bogini. Cóż, zawsze lepiej być w łaskach Besmary niż poza nimi…
Dzień wyglądał podobnie jak poprzednio - dzięki czarom żeglarze nosili wyładowane prowiantem i zapasami pakunki, jakby te były praktycznie puste. O dziwo, bosman ograniczył trochę opieprzanie majtków i przekleństwa, w ogóle wydawał się jakiś taki zadowolony. Powodem mogła być sprawniej pracująca pod jego komendą załoga, bliskość morza i momentu wypłynięcia, albo cokolwiek innego - undine jako rasa słynęli z dość zmiennych charakterów, chociaż pomagająca im Anabell mogła mieć z tym coś wspólnego. Szczególnie że bardka wydawała się tego dnia wyjątkowo zadowolona z siebie, nucąc skoczne melodie i dowcipkując z Jamashem.

Do końca dnia wszystko było gotowe, dlatego bosman tym bardziej pogonił na ląd chcących odreagować przed wypłynięciem w morze marynarzy. Sam został na pokładzie z resztą załogi bojowej i paroma malkontentami, którym nie chciało się ruszyć, albo mieli ważniejsze sprawy niż uchlanie się w porcie.
Jamash zastanawiał się właśnie nad kolejną kąpielą w głębinach, gdy usłyszał poruszenie przy drugiej burcie. Widząc babinkę na łódce, zmarszczył brwi, a jego grymas pogłębił się tylko, słysząc ciche ostrzeżenie Darvana.
- Dobre oko - skinął mu głową z uznaniem, także mówiąc szeptem - Iluzja to czy coś takiego? I kto kurwa gubi się przy kabotażu? - dodał z niedowierzaniem, przecież taką dłubanką nie płynęłaby z wyspy na wyspę. Coś było tu zdecydowanie nie tak.
 
Sindarin jest offline  
Stary 09-08-2019, 20:20   #50
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
+ Anabell

Aza szybko złapała wspólny język z kukiem Balgrimem komplementując jego potrawy w płynnym krasnoludzkim. Kontynuowała również znajomość z Anabell

***

- Potowarzyszysz mi na mojej warcie? - Anabell zapytała Azy kiedy ta wyglądała jakby nie miała nic do roboty. - Zawsze raźniej we dwoje niż samemu.
- Jasne - Aza pokiwała głową i dołączyła do bardki. - Co zamierzasz zrobić ze swoją częścią skarbu, gdy go już odnajdziemy? - zapytała przerywając ciszę.
- Ach… trochę zależy ile tego będzie. Jako, że myślałam czy by nie osiąść gdzieś to może przeznaczę to na kupno karczmy? Albo chociaż współudział. To chyba najrozsądniejsze co mogę ze sobą zrobić po tym poszukiwaniu skarbu. O ile oczywiście go znajdziemy. A ty?
- Wciąż się zastanawiam, pewnie wynajmę paru najemników i wrócę zrobić porządek w rodzinnych stronach. Muszę wyrównać rachunki z plemionami goblinów i handlarzami niewolników oraz z pewnym magiem. Może odbuduje dom rodzinny i odnajdę groby rodziców. Albo zrobię coś całkowicie zwariowanego, na co przyjdzie mi ochota. - Aza podrapała się po brodzie w zamyśleniu. Nie była pewna, jak ma myśleć o własnej przyszłości.
Anabell spojrzała z góry na towarzyszkę wyprawy.
- Wiesz, nie miałam okazji cię przeprosić za naszą pierwszą rozmowę. Nie zabłysłam zbyt jasno, ale przyznaję się, że mnie trochę zaskoczyłaś. Słysze, że wiele może ciążyć ci na sercu. Niewolnictwo, rodzice… nie spotkało mnie w życiu za wiele poważnych przykrości to i nie zawsze potrafię od razu dobrze zareagować. Czy przyjmiesz moje przeprosiny Azabello?*
Niziołka zachichotała cicho słysząc swoje imię.
- Oczywiście, że przyjmę Anabello. Nie miałaś nic złego na myśli. Cała sytuacja ułożyła się dziwnie sama z siebie i nie warto jej już rozpamiętywać. Powiedz jak się miewa Firtzgeralt? Próbował przemówić?. - dziewczyna zażartowała z poprzedniej rozmowy.
- Nie, obawiam się, że wciąż jedyne co mamy to empatyczną więź. Wiem kiedy mu smutno lub jest przestraszony i to samo w drugą stronę. - Co ciekawe małpka i jej właścicielka choć były blisko nigdy zbyt mocno nie trzymały się razem. Zdarzało się, że Firtzgerald siedział na górnym pokładzie kiedy Anabell była w jadalni. Teraz zaś biegał po linach statku rozglądając się dookoła ciekawsko.
Aza lubiła słuchać o więzi Anabell z jej chowańcem. Chociaż wciąż miała problemy ze zrozumieniem pewnych rzeczy i pogodzeniem ich z własną wiedzą.
- Firtzgerald jest taki żwawy i niezależny! Dzielna z niego małpka! .- Aza pokiwała z uznaniem.
Anabell uśmiechnęła się podnosząc głowę do góry patrząc co robi jej chowaniec.
- Pozwalamy sobie na takie coś. Chyba oboje jesteśmy zbyt niezależni aby dać sobie ograniczać się wzajemnie… Ale powiem ci, że jedno nas łączy, troszkę ciekawscy jesteśmy. Opowiesz mi o tym ogniu wokół maga? Bo to brzmi bardzo niesamowicie.*
- Masz na myśli *trzrzrzrzrzrzrz*? - Aza pomachała rękoma nad czołem symulując płomienie.
- Widywałam to dosyć często u maga od którego nauczyłam się parę podstawowych sztuczek. Czasem to miał nad sobą, a czasem nie. Wydaje mi się, że pomagało to w kontakcie z jego chowańcami.
- Ciekawe. Może uda nam się czegoś więcej dowiedzieć w trakcie podróży. Nigdy aż tak dużo wagi nie przykładałam do wiedzy tajemnej, ale może coś mi się przypomni jak zasięgnę języka tu i tam. Co ty na to? - zaproponowała bardzka.
- Jak się coś dowiesz daj mi znać. Zawsze miło wiedzieć coś więcej o własnych zdolnościach, szczególnie przy tylu rodzajach magii i sposobach jej nauczań. - Aza zamyśliła się trochę, a po kilku chwilach zmieniła temat.
- Zastanawiam się czego możemy się spodziewać na otwartym morzu. Jest coś co cię najbardziej irytuje w takich podróżach?
Anabell uśmiechnęła się jej spojrzenie niemal od razu ruszyło do teraz dość spokojnej bezkresnej połaci wody.
- Obawiam się, że morze skradło moje serce dawno temu. Choć podczas rejsu może być wiele trudów chyba ostatecznie wszystkim im wybaczam. Mogę płynąć, rozkoszować się wiatrem i wodą. Mogę grać dla nich i dla załogi. Patrząc jednak z perspektywy tych co nie pływają morze może wydawać się nudne. Jeśli jest dobra pogoda i wiatr sprzyja niewiele się dzieje. Jedyne co widzisz to niebo i wodę po sam horyzont. Jeśli jest sztorm wszystko się buja, człowiek może się bać, że woda zaraz rozerwie statek i rozszarpie go na strzępy. Kiedy jest cisza jedyne co można zrobić to modlić się choćby powiew i wiosłować aż do bólu mięśni… Ach życie na morzu jest wspaniałe. - kobieta rozmarzyła się wspominając wszystkie trudy i znoje jakby były czymś wspaniałym i niezwykłym.
- Raz grałam tak długo załodze, że skrawiłam sobie palce od przyciskania strun i zerwałam włosie w smyczku. Jakoś się nam jednak udało.*
Aza kiwała zakapturzoną głową, faktycznie morze wydawało się mieć swoje zalety.
- Oj to musisz uważać. Na morzu pewnie równie trudno o nowe struny, co o nowe palce! Ahahaha! - dziewczyna zarechotała gubiąc gdzieś w śmiechu lęki związane z morzem i podróżą. Powoli chyba zaczynała akceptować bardkę jako kolejną towarzyszkę w drużynie.

***

Aza miała już serdecznie zaprosić babulinkę na pokład, ale coś ją tknęło i rzuciła wykrycie magii. Darvan musiał postąpić tak samo, bo oboje spojrzeli ukradkiem na siebie w stylu coś tu śmierdzi i nie są to bąki babci.
Niziołka nieznacznie kiwnęła głową, a jej dłoń powędrowała pod szatę ku kuszy. W razie problemów była gotowa jej użyć.
 
Ranghar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172