Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2019, 03:16   #128
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Ic7Ibl9I5CQ[/MEDIA]
Były chwile, gdy panna Holden żałowała, że za młodu nie wpadła do beczki radioaktywnej mazi i przez to nie dorobiła się nadprogramowej pary rąk. Wioskę Lee znaleźli jeszcze przed zmrokiem, obyło się bez kolejnych nerwów i awantur. Zamiast tego powitał ich uśmiech miejscowej dziewczyny i jej pogoda ducha. Państwo Holden wyściskali ją każde z osobna, a potem w duecie, odwzajemniając radość spotkania, Alex też. Niestety wesoły nastrój szybko się Vesnie popsuł. Wystarczyło, że odezwał się van Urke, wzywając ją do siebie, najlepiej z apteczką. Chcąc nie chcąc dziewczyna zgarnęła torbę medyczną i grzecznie już miała iść za fircykiem, lecz wpierw mocno objęła gangera, wieszając mu się na szyi.

- Kochanie… zobacz czy mają tu wolne lampy naftowe, popytaj kto się zna na naprawach. Nasza fura, fura Lamaya… trzeba też do rana przygotować materiały wybuchowe - westchnęła boleśnie, już czując że dziś na pewno się nie wyśpi.
- Lee, pójdziesz w tym czasie ze mną? - zwróciła się do szatynki prosząco - We dwie szybciej oblecimy rannych i opatrunki.

- Dobra. - Alex skinął swoją krótkoostrzyżoną głową gdy wypuścił swoją dziewczynę z objęć a Lee skineła swoją głową w podobnym geście zgadzając się iść razem ze swoją nową koleżanką. Więc wkrótce się rozstali. Alex został na zewnątrz, przy samochodach a dziewczyny poszły za Johansenem i jeszcze jednym typkiem. Najpierw weszli do głównego budynku szkoły, tego samego gdzie piętro wyżej spędzili tamtą noc a gdzie na jej początku zatrzymała się granatowa furgonetka Detroitczyków razem z resztkami rozwalonej brami i głównego wejścia. Teraz główne wejście znów było na swoim miejscu chociaż mocno połatane i bardziej przypominało barykadę. Korytarz zaś był mniej więcej wysprzątany i kręciło się po nim parę osób gdy gdzieś szły, wcyhodziły lub wchodziły. Vesna zauważyła, że Lee odruchowo spojrzała na drzwi które prowadziły do jej mini pokoju gdy go mijali. Ale drzwi były zamkniętę więc nie widać było ak teraz prezentuje się wnętrze.

Potem wyszli gdzieś na zewnątrz i prawie odrazu weszli do sąsiedniego budynku. Tam na jakiejś klatce schodowej zeszli na dół, do piwnicy. Tu już musieli zapalić lampę olejną jaką niósł szef tej osady i ten drugi facet i szli jakimś korytarzem. Dość mrocznym bo nie oświetlonym a nawet jak zza jakichś drzwi sączyło się światło to raczej nie pomagało to na oświetlenie samego korytarza. Dwaj mężczyźni zatrzymali się przed jakimiś drzwiami i Johansen przekazał swoją lampę Lee a sam sięgnął do kieszeni po klucze i po chwili drzwi stanęły otworem.

To chyba była jakaś przedwojenna szatnia bo wciąż były kojce z krat i metalowej siatki. I wieszaki i szafki wewnątrz więc pewnie właśnie szatnia. Ale teraz przed jedną paliła się lampa olejowa no i trochę światła wpadało przez małe, piwniczne okienka. I właśnie wewnątrz niej Vesna dojrzała dwie sylwetki siedzące każda na małej kozetce. Dwaj mężczyźni jak się okazało. I jak się okazało po chwili wpatrywania się przez kraty i druciane siatki to Vesna chyba ich rozpoznawała. Ale tak naprawdę z większością karawaniarzy z pierwotnego składu znała się bardzo powierzchownie. W końcu widzieli się raz, kilka dni temu, na tej zbiórce czy apelu przed pierwszym opuszczeniem Nice City. Ale sądząc po niepewnych minach dwóch zakładników ci też chyba nie byli kim jest Vesna i co to w ogóle za wizyta. No ale obowiązki gospodarza wziął na siebie Johansen.

- Gości macie. - powiedział dość neutralnym tonem do zakładników gdy otwierał kłódkę przy zamknięciu do ich celi. - Tylko masz ich sprawdzić, żadnego przekazywania pilników czy innych wytrychów. - ostrzegł Vesnę zanim odsunął się aby przepuścić ją do środka. W tym czasie skazańcy wstali i niepewnie przyglądali się gościom i całej grupce po drugiej stronie krat.

- Bez obaw, nie zrobię niczego co pogwałciłoby prawa gości które nam zapewniliście - panna Holden posłała brodaczowi czarujący uśmiech, odgarniając kosmyk ciemnych włosów twarzy za ucho. - Poza tym sądze, że nadszarpywanie czyjegokolwiek zaufania w obecnej sytuacji byłoby wyjątkowo… nierentowne - odwróciła się do więźniów i zaraz weszła do celi, kiwając im lekko głową.

- Dobry wieczór panowie, mam na imię Vesna. Widzieliśmy się w Nice City na odprawie. Monsiuer van Urke przysłał mnie abym sprawdziła w jakim jesteście stanie. - podeszła do bliższego mężczyzny - Jak się czujecie? Prócz ograniczenia wolności doskwierają wam fizyczne dolegliwości? Rany? Sińce? Schorzenia?

- No cześć. Ja jestem Lamay a to jest Robert. Kiedy nas stąd wypuszczą? To ten cały van Urk wie o nas? - ten trochę wyższy i starszy z mężczyzn popatrzył niepewnie na Vesnę i Lee ale wiadomość, że są z tego samego konwoju wyraźnie ich ucieszyła. Jednak przyciszył trochę głos zerkając co chwila na dwóch miejscowych któzy stali ledwo kilka kroków dalej, na korytarzu.

- Mniej więcej jesteśmy cali. Przy samochodzie struli nas jakimiś strzałkami. Obudziliśmy się po drodze tutaj. A potem nas tutaj zamknęli. A którejś nocy o rany! Jaka rzeź! To wpadł jakiś bydlak z kolcami i zaczął szarpać kraty! Myślałem, że jak je przegryzie to już nas dorwie! No ale zaczęliśmy wrzeszczeć i walić go czym się dało to jakoś w końcu gdzieś poleciał. - Robert streścił nieco co się u nich działo przez ostatnie kilka dni od pochwycenia na drodze przez tubyclów. W świetle lampy trzymanej przez Lee wydawało się, że nie jest z nimi tak źle. Samo to, że stali na dwóch nogach bez wyraźnych problemów już dawał nadzieję, że nie dolega im nic poważnego. A szybki przegląd pozwolil to potwierdzić. Po paru dniach w tym zamknięciu zdecydowanie brakowało im świeżości. Ale właściwie żadnych zranień, przestrzelin, śladów od ostrzy czy złamań Vesna u nich nie dostrzegła. Nie wyglądali też na jakichś chorych.

- Tak, van Urke o was wie. Prosił żebym zajęła się twoją bryką aby była na chodzie, gdy pojutrze rano stąd wyjdziecie. Nic strasznego jej nie jest, trzeba tylko smarowania bo sami wiecie jaka tu wilgoć - schultzówna powiedziała z łagodnym uśmiechem, kładąc mężczyznom dłonie na ramionach w pocieszającym geście - Wytrzymajcie jeszcze trochę. Jutro idziemy wybić te… kolczaste cholerstwa. Nazywają je tutaj Dzikunami. Parę dni temu mieliśmy z nimi do niemiłego czynienia. Dziś wróciliśmy z materiałami wybuchowymi. Jutro idziemy palić gniazda - odwróciła się na pięcie i podeszła do szefa miejscowych, stając tuż przed nim.

- Proszę na nich spojrzeć, przydałaby im się kąpiel. Rozumiem że to zakładnicy, jednak miło by było zachować ludzkie warunki. Jedna kąpiel przecież nikogo nie zbawi, a im z pewnością poprawi samopoczucie… i świeże ubrania. - podniosła głowę żeby patrzeć brodaczowi w twarz. - Po pół tygodnia w jednych ciuchach każdy zaczyna być drażliwy. Ja też byłabym spokojniejsza. W wilgotnym klimacie i przy braku higieny rozwijają się przeróżne drobnoustroje. Zarazki. Grzyby… dla was nie są groźne, ale dla kogoś kto nie mieszka na co dzień na bagnach? - skrzywiła się - Epidemia gorączki to ostatnie czego nam tu potrzeba.

- A jutro by się nie dało? - Lamay chyba nie mógł się doczekać aby wyjsć z tej klatki ale ponury głos szefa miejscowych z miejsca ukrócił takie fanaberie.

- Nie. Jak oni załatwią jutro te dzikuny to was wtedy wypuścimy. - zwrócił się do skazańca a właściwie do obydwu. Ci trochę zmarkotnieli ale nastepne słowa, chociaż skierowane bardziej do Vesny, chyba im poprawiły humory. - Może jutro coś się da z tą kąpielą. I ciuchami. Na razie byliśmy zajęci odbudową ogrodzenia. - brodacz mruknął i machnął głową na dziewczyny aby już kończyły wizytę.

- Rozumiem i dziekuję panu - technik kiwnęła głową brodaczowi, pomachała więźniom na pożegnanie, a następnie opuściła celę - A jak wasi ranni? Przywieźliśmy leki, częścią możemy się podzielić. - stanęła przy przywódcy, przypominając małą, gadającą wiewiórkę przy rosłym dębie - Potrzebujecie mnie od czegoś?

- Tak? - facet o posturze i wyglądzie podstarzałego, pulchnego wikinga zastanowił się przez chwilę nad tą propozycją. Dwaj zakładnicy jakich zostawaiali za plecami wydawali się mocno podbudowani tą wizytą. - To Lee się lepiej orientuje. Uzgodnijcie to między sobą. - rzekł wznawiając marsz widząc, że Lee pokiwała twierdząco głową liderowi tej osady i obdarowała Vesnę sympatycznym uśmiechem.

- Chodź, pokażę ci wszystko. Pomoc na pewno się przyda. - rzuciła łagodnie dziewczyna ruszając za szefem i delikatnie biorąc Vesnę za ramię. Na końcu szedł ten drugi facet i został nieco z tyłu gdy zamykał drzwi prowadzące do piwnicy. Ale przynajmniej znów sie znaleźli na przyzwoicie oświetlonym parterze budynku.

- A jeśli chodzi o ten rytuał o którym rozmawialiśmy poprzednio? - panna Holden gładko przeskoczyła na inny interesujący ją temat, nie przestając się przy tym uprzejmie uśmiechać

- O rannych proszę się nie martwić, zajmiemy się nimi z Lee. Czy w waszej osadzie znajduje się mechanik? Przydałaby mi się pomoc przy autach, niestety nie rozdwoję się, a mimo wszystko priorytetem zawsze są żywi pacjenci… tylko monsiuer van Urke życzył sobie aby samochody zostały ogarnięte, dlatego będę niezmiernie wdzięczna za wsparcie. Alex wie co i jak.

- Mechanik? Do samochodów? To nie bardzo. Lee ma zręczne ręce i jest pojętna to może ci pomoże. - znów wyszli na tą przerwę między budynkami gdy szli pod jakimś zadaszeniem jakie łączyło te dwa budynki. Szef tej niezbyt technicznie rozwiniętej osady chyba do mechaniki i mechaników nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi ale i jak dotąd mało tu Vesna dostrzegła działających urządzeń.

- A z tym rytuałem to co chcesz wiedzieć? - zapytał gdy zatrzymał się na chwilę aby otworzyć drzwi do przeciwległego budynku.

- Po pierwsze kiedy się odbędzie, abym do tego czasu tak zagospodarowała… swoim czasem, by przebadać kobiety wedle naszej umowy. Nie chcę wyjsć na gołosłowną - technik przystąpiła do interesów, nie przestając obserwować rozmówcy - Po drugie jeśli to wymiana najśliniejszej puli genowej pan też powinien brać w tym udział, takie jest moje zdanie i proszę się nie zasłaniać wiekiem. Skoro dożył pan swoich lat, ciagle jest w formie i do tego skutecznie zarząca tą mieściną, trzymając miejscowych w ryzach… cóż. Geny przywódcy nie są częste, warto je przekazywać. Po trzecie jest z nami jeden obiecujacy człowiek. Marcus, też brał udział w walce tamtej nocy. Zwiadowca, wyraził chęć podzielenia się własnym materiałem genetycznym dla dobra waszej osady. Pytanie czy przyjmiecie jego propozycję.

- Marcus? A który to? - lider miejscowych zmrużył oczy i chyba nie skojarzył usłyszanego właśnie imienia z konkretną twarzą. - A noc poczęcia… Jeśli wszystko się dobrze ułoży no to spróbujemy zorganizować to w następny weekend. - Johansen zastanawiał się chwilę rozglądając się po widocznym fragmencie podwórza, ogrodzenia i wnętrza korytarza szkoły na parterze. Ale po tej chwili podał jakiś termin gdy mogłaby być zorganizowana taka impreza.

Zostało więc tak zakręcić van Urkiem, aby w przyszły weekend dwójka detroiczyków znalazła się w osadzie.
- Marcus to ten z pobliźnioną twarzą. - wyjaśniła i zaraz uśmiechnęła się uprzejmie - Świetnie, brzmi jak dobry termin, zdążymy ze wszystkim. Dziękuję za rozmowę, pozwoli pan że oddalę sie do swoich obowiązków - dygnęła wdzięcznie przed olbrzymem.

Rozstali się po wymianie uprzejmości. On poszedł w swoja stronę, a Vesna z Lee ruszyły na obchód pacjentów. Musiały się spieszyć, bo jeszcze w planach było poskładanie bryk... i materiałów wybuchowych.
- Nie ma litości dla nikczemnych - wyszeptała w przypływie czarnego humoru, a głośniej dorzuciła - To jak Lee, gotowa z nami jechać po wszystkim?
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline