Niby wszystko poszło zgodnie z planem. Niby!
Volkmar nie był jednak usatysfakcjonowany z rezultaty podjętych działań. Cała sytuacja wyglądała dziwnie, bardzo dziwnie.
Burmistrz siedział w swoim ulubionym fotelu i z zadumą patrzył przez okno.
- A czemuż to mój ukochany taki strapiony? - usłyszał za plecami pytania małżonki.
- Polityka, moja droga polityka. - odparł zbywająco.
- Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
- Wiem, najmilsza. Wiem - odpowiedział już łagodniejszym - Nie martw się. Wszystko jest w porządku.
- Skoro tak, to zapraszam do salonu na małe, co nie co.
Volkmar uśmiechnął się figlarnie, jednocześnie puszczając oko do żony.
- Oj ty psotnico! - zawołał i już ruszał z wyciągniętymi rękami, aby pochwycić ukochaną.
- Hola, hola mój panie! - krzyknęła, wznosząc w górę ostrzegawczo palec - Cóż to za bezeceństwa chodzą ci po głowie. Sernik i kawę przygotowałam, bałamucie.
- Ehhh - Volkmar machnął zrezygnowany dłonią - Dobre i to.
***
Popijając kawę w salonie i prowadząc niezobowiązującą rozmowę z żoną i dziećmi, Volkmar intensywnie myślał. Sytuacja wyglądała naprawdę poważnie. Ludzie byli zmieszani i poddenerwowani i wiele wskazywało na to, że to nie tylko plotki o armii nieumarłych. Trzeba było temu przeciwdziałać.
Woerfel zamierzał podjąć odpowiednie kroki. Przede wszystkim należało zabezpieczyć rodzinę. W tajemnicy kazał zaufanemu majordomusowi przygotować podręczny bagaż, konie i powóz, na wypadek, gdyby trzeba było się salwować z miasta. Była to ostateczność, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Po drugie należało pozbyć się każdego kto rozsiewa plotki i podburza lud. Z samego rana herold ogłosi nowe zarządzenie w tej sprawie. Dla każdego kto będzie próbował złamać nowe prawo pięćdziesiąt batów pod publicznym pręgierzem i tydzień dybów. To powinno odstraszyć podłych agitatorów. Po trzecie Volkmar musiał rozmówić się z Gwidonem. Jego teść mógł mieć jakieś wieści w sprawie chodzących trupów. Miał odpowiednie wpływy, a jego wozy przemierzały trakty na tyle często, że ktoś musiałby coś dostrzec. Nawet jeżeli nie, to trzeba było poinformować Gwidona, co też się wyprawia w ich mieście. Na koniec należało wzmocnić straż. Ogłoszenie w tej sprawie powinno pojawić z samego rana na ulicy.
Na koniec Woerfel zamierzał wezwać Jana, najmłodszego i jednego z bardziej bystrych swoich sług i posłać go na dyskretny zwiad wokół miasta. Jan pogada z wieśniakami, przepatrzy trakty i zagajniki i wróci co prędzej ze zdobytymi informacjami. Jemu mógł ufać, tego był pewien.
Tyle Volkmar mógł zrobić reagując na bieżące wydarzenia. Reszta zależała od zdobytych informacji i dalszego rozwoju wypadków.
__________________ >>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!
Ostatnio edytowane przez PeeWee : 07-08-2019 o 20:11.
|