Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2019, 23:21   #14
gazda
 
Reputacja: 1 gazda ma wspaniałą reputacjęgazda ma wspaniałą reputacjęgazda ma wspaniałą reputacjęgazda ma wspaniałą reputacjęgazda ma wspaniałą reputacjęgazda ma wspaniałą reputacjęgazda ma wspaniałą reputacjęgazda ma wspaniałą reputacjęgazda ma wspaniałą reputacjęgazda ma wspaniałą reputacjęgazda ma wspaniałą reputację
Gdy tylko kapitan wyszedł z pomieszczenia, Edgard Kummel od razu skierował się na zaplecze wołając karczmarza.
- Jest sprawa. Jak zaraz się dowiesz, za jakieś 2 godziny uciekamy z Untergardu do Middenheimu... Cicho! Nie mam czasu, słuchaj! Zabieramy same potrzebne rzeczy, a wiem że będziesz musiał sporo beczek z piwem tutaj zostawić. Chcę odkupić jedną. Najlepsze jakie masz, a nie te popłuczyny które rozlewasz... Mówiłem cicho! Obaj wiemy co robisz... Dobra, teraz najważniejsze. Weźmiesz tą beczkę razem z całą żywnością na wóz. Nie obchodzi mnie jak, ale dopilnujesz aby nie wywalili jej z braku miejsca, jasne? - zakończył wyciągając zza pazuchy sakiewkę dając karczmarzowi niewiele ponad połowę wartości kupionej beczki.
- Dla ciebie to czysty zysk bo i tak byś je tu zostawił dla zwierzoludzi... Rozumiemy się? - Edgard poklepał biadolącego karczmarza po ramieniu
- A, i weź jeszcze ze dwie butelki tileańskiego wina. Albo trzy. Tak, trzy - Edgard rzucił już prawie odwracając się i wychodząc do głównej izby karczmy.
- Gotowym.

***

Wchodząc do zrujnowanej części miasta nie spodziewali się odnaleźć więcej niż kilkanaście zrujnowanych budynków i niewiele więcej, Edgard pokierował wszystkich dzięki znajomości miasta do jedynego miejsca jakie znał naprawde dobrze. Do starego więzienia. Teraz budynek był istną ruiną, ziejące w ścianach dziury, wyłamane okiennice i framugi wskazywały że tych kilku pozostałych obrońców schroniło się w kamiennym budynku podjęli desperacką próbę obrony. Ich kości chrzęściły pod butami gdy weszli do osmolonego od wewnątrz budynku, kości były obgryzione, wyjedzono z nich nawet szpik, by cisnąć w kąt pomieszczenia gdzie gniły. Jednak przy kupie kości leżało dużo przedmiotów pozostałych po obrońcach. Nie było tego dużo ale każdy zabrał coś dla siebie. No, prawie wszyscy. Uwe, ostrożnie skradający się po budynku ze strzałą nałożoną na cięciwę kopnął ze złością w kolejną kupkę szmat leżącą wśród gruzów.
- Nic tu po nas. Cośmy znaleźli, to nasze.
Siegfried niespecjalnie się przejmując grzebał w kupie ni to złomu, ni to całkiem zdatnych rzeczy. Szybki rzut oka pozwoliły mu wyłowić spośród szpargałów jednak kilka całkiem zdatnych przedmiotów. Pozbierał swoje znalezisko w większości do plecaka i kiwnąwszy głową, niemo zgodził się z Uwe. Ruszył za pozostałymi do wyjścia w ruiny.
Bardin wychodząc jako pierwszy z budynku potknął się lekko o kamień i tuż nad jego głową przeleciała kula z muszkietu i z głośnym hukiem rozbiła się o kamienną ścianę za nim. W pierwszym odruchu przypadł do ściany i dostrzegł strzelca. Wyglądał dziwacznie i wybiegł właśnie zza kupy gruzu by oddalić się od niedoszłego celu.


- Co się dzieje? Kto strzela? - Edgard po sekundzie od oddania strzału (która wydawała się wiecznością) zaczął ponaglać krasnoluda stojącego w progu - Mówże krasnoludzie!
- A kto ma strzelać?! - odkrzyknął nerwowo krasnolud, kiedy kula minęła jego głowę o malutki kawałek. - Ten sam pomiot chaosu co wtedy, huk identyczny.
Siegfried padając na ziemię za jakąś kupą gruzu jęknął lekko.
- A nie mógł iść w cholerę? - wyjrzał zza osłony jedynie po to żeby zaraz gwałtownie się skryć przed kulą mijającą jego głowę o nie więcej niż trzy palce. - Niech go szlag trafi. Tharnoth, odstrzel tego gnoja jaką strzałą czy coś.
Gdy padł strzał elf właśnie chował do plecaka kilka użytecznych przedmiotów które znalazł. W pierwszej chwili słysząc huk przykucnął za najbliższą kupą gruzu chroniąc własne życie. Gdy zorientował się że to nie on był celem zdjął z ramienia łuk, nałożył strzałę na cięciwę i podbiegł do jednego z wyłamanych okien by rozejrzeć się po okolicy.
- Gdzie jest? - krzyknął Uwe chowając się częściowo za framugą drzwi i przeczesując wzrokiem ulicę przed budynkiem. Był gotowy do oddania strzału.
Bardin widział uciekającego, był już dobrze poza zasięgiem strzału z kuszy lub łuku. Strzelec wbiegł pomiędzy budynki i nagle zrobiło się bardzo cicho.
Heideger niezbyt uprzejmie wyraził się o jego matce.
- [i]Gonimy go?[i] - spytał pozostałych. - Może nas wciągać w jakąś pułapkę.
- Zebrali łomot pod bramą po drugiej stronie rzeki. Sądzę, że gdyby tu mieli większe siły to byśmy już z nimi walczyli na moście - cicho odparł Edgard - Myślę że siedzi i repetuje muszkiet teraz. Krasnoludzie, masz tarczę do osłony. Prowadzisz?
- [i]Trzeba go złapać[.i] - Łowca wybierał już w myślach przeszkody, za którymi mógłby się schować. - [i]Jeśli to jakiś zwiadowca, cały plan zmylenia pościgu pójdzie w diabły.[i]
- Gonimy. Pewnie. Ale jak będziemy biec kupą, to będziemy stanowić łatwiejszy cel. Rozdzielmy się - odpowiedział Bardin, poprawiając założony na głowie właśnie znaleziony przy szczątkach martwego krasnoluda płytowy hełm. - Widziałem go gdzieś tam - wskazał palcem obszar zniszczonych budowli. Sam wyciągnął toporek i dobył w drugą rękę tarczę. Uderzył szybko dwa razy tępą częścią topora o tarczę i ruszył do przodu, za mutantem. Propozycja krasnoluda była bardziej, niż rozsądna. Uwe ruszył po nim, wykorzystując każdą osłonę.
Tuż za łucznikiem z pomieszczenia wypadł Edgard gnając ile sił w nogach przy pobliskich ścianach. Miał nadzieję że dobiegną do budynku otaczając go, zanim tamten zdąży przeładować. Znajomość miasta mimo iż zrujnowane działała na korzyść Edgarda. Widząc kryjówkę strzelca już w biegu myślał nad układem tylnych drzwi i okien aby zaskoczyć wroga.


Wszyscy wyskoczyli do przodu jak jeden mąż, po chwili dało się zauważyć że krótkie nogi Bardina nadają się raczej do sprintów niźli długich pogoni za dużymi ludźmi. Tharnoth także nie śpieszył się zanadto, biegł blisko krasnoluda, a poprzedzała ich trójka zapalonych na zemstę ludzi. Edgardowi znającemu rozkład miasteczka było o wiele łatwiej wydedukować gdzie wypada szybsza droga do miejsca gdzie spodziewał się dopaść strzelca. Wpadł więc ku zdumieniu towarzyszy przez otwarte drzwi domu i nie zwalniając wypadł z drugiej strony budynku, Uwe i Siegfried poszli jego śladem i przebiegli też przez budynek. Wypadając na ulicę po drugiej stronie dostrzegli strzelca na dobry rzut kamieniem, sadził do przodu susami umięśnionych kozich nóg. Widoczne stało się że biegnie on w stronę zrujnowanej świątyni. Elf i krasnolud wybiegli zza węgła dokładnie w momencie gdy trójka mężczyzn przesadziła przez drzwi na zawalony gruzem bruk.
Uwe wyczuwając dogodny moment wyhamował i szybkim ruchem naciągnął łuk wypuszczając strzałę w kierunku uciekającego, niestety zły los chciał że strzała zboczyła z kursu przez nagły podmuch wiatru i roztrzaskałą się o mur.
- Pospieszmy się, to mi wygląda na idealne miejsce na zasadzkę! - wydyszał do krasnoluda Tharnoth. W pierwszych sekundach pościgu zawadził o kupę gruzu kijem i jego końcówka przejechała mu po żebrach odbierając dech. Dlatego właśnie, ku swojemu wielkiemu wstydowi, został z tyłu pościgu.
W miarę zbliżania się do pozostałości po zbezczeszczonej przez zwierzoludzi (i kto wie kogo jeszcze) świątyni do której umknął ścigany mutant, Edgard czując przypływ odpowiedzialności za strategiczne podejście wroga na znanym mu terenie, zaczął instruować towarzyszy:
- Rozdzielmy się. Z tyłu jest drugie wejście dla służby. Może niech łucznicy przypilnują głównego wejścia a my wślizgniemy się drugim wejściem? Krasnoludzie? Gustav?
Elf skinął głową i zdjął z ramienia łuk. Ustawił się za kupą gruzu i nałożył strzałę na cięciwę i wycelował w wejście osłaniając towarzyszy. Uwe ustawił się blisko niego, gotowy wypuścić strzałę w każdej chwili.
Ledwo nadążający za pozostałymi Siegfried przytknął tylko krótkim chrząknięciem i ruszył za Edgardem uzbrojony w sztylet i lewak.
W myślach klął tylko nierówności terenu i bolące przez to ramię, pobolewające przy operowaniu sztyletem. Szczęśliwie jednak ból był do zniesienia i nawet nie specjalnie przeszkadzał kiedy się skupił na czym innym jak na przykład pościg.

- Ucieka i wie, że depczemy mu po piętach. Na pewno jest posrany ze strachu. Trzeba to zrobić konkretnie. - odpowiedział Bardin kiedy dogonił towarzyszy - Chcecie, to wejdź ktoś od tyłu i niech ktoś pilnuje by nie wyskoczył przez okno. Ja wparuje przez frontowe drzwi i narobię nieco rumoru. Niech wie, że nie ucieknie. - po tych słowa krasnolud zaczął maszerować pewnie w stronę głównych drzwi do świątyni.
- Przecież… - Heideger zrezygnował z przekonywania krasnoluda i klepnął w ramię Tharnotha. - Szybko, jednak obstawiamy tył budynku.
- Obstawiam okno. - Siegfrieg przylgnął do ściany i spróbował zerknąć do wnętrza.
Edgard dobiegł do tylnich drzwi zatrzymując się przy nich i chwilę nasłuchując, gotów z nienacka pochwycić potencjalnego wybiegającego z tamtąd stwora. Głowie kłębiły mu się myśli:
~ ”A może by tak wejść po cichu jeśli nikt nie wybiegnie?”

Obstawiwszy zrujnowaną świątynię ze wszystkich stron słyszeli tylko własne oddechy i bicie serca, jedynie Bardin trzymając przed sobą tarczę wystawił nad nią opancerzoną głowę i wszedł przez portal, w którym nie było drzwi bo te leżały strzaskane przed wejściem, w miejscu gdzie powinny być zawiasy kamienie były rozłupane, widocznie w ten sposób obalono dębowe wrota świątyni.

Zagłębiając się w zimny cień we wnętrzu świątyni z początku nie dostrzegł niczego, wchodząc pomiędzy połamane ławy dostrzegł bijący zza ołtarza zielony blask. Pod ołtarzem stały dwie beczki dorównujące gabarytom samemu krasnoludowi.

Reszta niecierpliwiła się na zewnątrz, zerkali przez wybite witraże i drzwi lecz nie dostrzegali niczego.
Edgard podszedł do tylnych drzwi do zakrystii, całość przybudówki była zawalona gruzem, framuga utrzymująca drzwi wygięłą się na zewnątrz o kilka cali, ukazując zwały kamieni i cegieł wypełniających pomieszczenie.
Krasnoludowi nie udało się wygonić mutanta, Uwe wszedł więc ostrożnie tylnym wejściem, trzymając przed sobą napięty łuk. Uważnie stawiał stopy między kawałkami kamieni i desek.
- Edgar, otwieraj - szepnął do towarzysza, celując w drzwi do głównej sali świątyni.
Ostrożnie by nie zdradzić swojej obecności stawając na zwalonych kamieniach i deskach, Edgard szedł za łucznikiem. Od razu zrozumiał co miał na myśli kompan, więc ustawił się obok drzwi. Ręka spoczywającą na uchwycie do drzwi wyraźnie była wilgotna od potu, a skupienie sprawiło że strażnik słyszał bicie własnego serca.
Głębszy oddech i gwałtowne szarpnięcie by otworzyć drzwi na oścież. Niech się dzieje co chce.
Heideger powtarzał w myślach, żeby nie zastrzelić przypadkiem krasnoluda. Przesuwał się powolutku, krok za krokiem, próbując nie wystawić się na strzał z muszkietu.



Szarpnięcie za drzwi poskutkowało tym że obciążona gruzem i kamieniamy z zawalonego sufitu framuga runęła razem z drzwiami na zewnątrz. Edgardowi udało się uniknąć przygniecenia przez upadające wprost na niego odrzwia odskakując do tyłu. Huk przewalającego się gruzu poszedł po całej świątyni odbijając się echem od sklepienia i ścian.
W tym właśnie momencie zza ołtarza wstał strzelec dzierżąc w jednej ręce muszkiet, drugą przyciskał do ciała kawał świecącej skały wielkości pięści. Opromieniony złowrogim blaskiem wydał się jeszcze bardziej szkaradny niż przedtem, a może zawsze miał taki wygląd.

 
__________________
pamparampam

Ostatnio edytowane przez gazda : 06-08-2019 o 23:32. Powód: Formatowanie
gazda jest offline