Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2019, 09:59   #47
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+ Kerm, dziękuję <3

Manea z zainteresowaniem przysłuchiwała się słowom nawigatorki, gdyż na wierzch wyszło wiele ciekawych rzeczy. Gdy oboje ruszyli na dół, zostawiając Belinę samą sobie, uniosła brew.
- No proszę, trochę ciekawych rzeczy się dowiedzieliśmy. Biorąc pod uwagę styl bycia naszej kapitan, też bym nie była taka pewna, czy zabiła swojego męża w obronie własnej. Może chciała zachować cały skarb tylko dla siebie i nie dzielić się z małżonkiem. Jak ty to widzisz, Darvanie? - Spojrzała na niego.
- Kiepsko to widzę - odparł cicho zagadnięty. - Może się okazać, że nie do końca trafnie wybraliśmy stronę konfliktu. Pan "S" może miał rację, nawołując do buntu. Ale... - głęboko odetchnął - o tym się przekonamy dopiero wtedy, gdy znajdziemy skarb.
- Tak może być, ale nic z tym nie zrobimy. Podpisaliśmy umowę z Lanteri i musimy się z niej wywiązać - powiedziała cicho. - W każdym razie trzeba mieć ją na oku, nie chciałabym skończyć jak jej mąż.
- Ja też nie. - Darvan skinął głową. - Boję się, że możemy zostać wykorzystani jak te zbiry, co ich na nas nasłała. Wypchnięci na pierwszą linię i zapisania w księdze rachunkowej po stronie strat koniecznych.
- Dokładnie, to bardzo w stylu Lanteri, jak widać. Trzeba patrzeć jej na ręce i nie dać się wciągnąć w jakieś podejrzane sytuacje - odparła Manea. - Jakoś to wszystko przestaje mi się podobać wprost proporcjonalnie do wiedzy, którą posiadam na temat tej kobiety i jej działań. - Skrzywiła się.
- Nie ma to jak zatrudnić się u nieznajomej osoby - uśmiechnął się zaklinacz. - No ale takie jest życie najemnika. Jak źle wybierzesz zleceniodawcę, to potem masz nieco pod górkę. Trzeba to jakoś przeżyć.
- Poza tym wizja sporego zarobku czasami potrafi przesłonić zdrowy rozsądek. - Uśmiechnęła się lekko. - Chyba powinniśmy powiedzieć reszcie o tym, czego się dowiedzieliśmy, no nie? Żeby też uważali.
- Chyba trzeba będzie... - Darvan nie do końca był przekonany, że wszyscy z pozostałej czwórki będą w stanie zachować dyskrecję i nie kryć swych podejrzeń.
- W sumie masz rację. - Manea zmarszczyła brwi. - Maxim wygląda na takiego, co nie mieli jęzorem na lewo i prawo, ale z drugiej strony lepiej zachować to na razie dla siebie, bo w sumie nie wiemy, czy było tak, jak mówiła Lanteri, czy tak, jak twierdził Snowweather. Chociaż ostrożna i tak zamierzam być.
- Tak będzie najlepiej. Dopiero gdy będziemy o krok od skarbu, podzielimy się z innymi wiedzą i wątpliwościami. Co ty na to?
- Jasne, to chyba najlepsze wyjście - odparła. - Nie byłoby fajnie, gdyby teraz któreś z nich poleciało do niej i wypytywało o to. Sama wtedy mogłaby mieć na nas oko, chociaż podejrzewam, że i tak jej załoga donosi jej, co robimy w danym momencie.
- Na razie zwiedzamy statek. - Darvan się uśmiechnął. - Chyba że myślą, że szukamy jakiegoś zacisznego kącika...
- Ciężko znaleźć tu jakiś zaciszny kącik. No chyba, że w ładowni, ale tam znów niewygodnie - odpowiedziała wesoło. - A co? Masz coś niecnego w planach?
- Towarzystwo takiej uroczej kobiety nasuwa różne pomysły... - Darvan udał, że przygląda się jej, oceniając równocześnie jej wdzięki. - Ale, jak zapewne zauważyłaś, na razie trzymam ręce przy sobie.
- Nie wątpię, że nasuwa różne pomysły. - Zaśmiała się. - Może i na to przyjdzie też czas, zobaczymy, co nam czas przyniesie. No i miło, że nie pchasz się od razu z rękoma. Rzadko kiedy można spotkać na Kajdanach gentlemana. - Spojrzała mu w oczy.
- Staram się.. - Odpowiedział spojrzeniem. - I zachowując umiar nie będę komplementować twych pięknych, zielonych oczu. - Uśmiechnął się łobuzersko. - No i nie namawiam cię na igraszki wśród błękitnych fal czy złotych piasków...
- Na to teraz na pewno bym się nie zgodziła. Ale w niedalekiej przyszłości… kto wie, kto wie… - Uśmiechała się do niego uroczo. - Jeśli nasza znajomość będzie się tak dobrze rozwijać, to może i coś więcej z tego będzie. - Puściła mu oczko.
Odpowiedział uśmiechem.
- Rejs będzie długi... będzie okazja do lepszego poznania się. - W ostatniej chwili zastąpił słowo "bliższego" innym, mniej dwuznacznym. - Ponoć wspólne przygody zbliżają ludzi. I nie tylko - dodał. - Ale może by warto wziąć łódkę i wybrać się w parę osób na brzeg? W ramach zacieśniania więzów?
- Myślę, że to świetny pomysł, może udałoby się zrobić jakieś ognisko na plaży, porozmawiać. Tylko kogo byś chciał zabrać? Azę, Maxima? Naszą śpiewaczkę i Jamasha też? - Spojrzała na niego, unosząc delikatnie brew.
- Jamasha też... - odpowiedział z dość umiarkowanym entuzjazmem. - No i złotą... byłą złotą syrenkę. W końcu jesteśmy zbrojnym ramieniem "Kruka". Najwyżej będzie to ostatnie zaproszenie.
- Jasne, możemy ich zaprosić, kto wie, jeśli się zgodzą może będzie fajnie - powiedziała, samej próbując w to uwierzyć. - A z innej beczki… jutro, jak już Varossa wyjedzie, będę chciała podskoczyć do Lilywhite, żeby kupić dodatkowy zapas prochu i kul do mojego pistoletu. Może będziesz chciał mi towarzyszyć?
- Możesz na mnie liczyć. Może Julia będzie znać kogoś, kto zechce odstąpić nieco tego towaru... Pewnie ma jakieś zaufane źródła.
- Nie będę jej pytać, sami znajdziemy, będzie zabawa. - Zaśmiała się. - Może znowu trafimy na jakichś likantropów, rozerwiemy się trochę. - Żartowała sobie. - [i]Nie no, już tak makabrycznie nie żartuję, oni też mają prawo do życia.[i]
- No to jutro, jak uporamy się z obowiązkami, ruszamy na wycieczkę - Darvan skinął głową. - A teraz - przepuścił ją w progu - pora na mały odpoczynek.
- O tak, zdecydowanie nam się przyda, drogi panie! - Manea skłoniła się lekko i ruszyła w stronę hamaków. Z Darvanem idącym w ślad za nią.


Nim poszła spać, sprawdziła jeszcze swoje rzeczy, czy aby nikt niczego jej nie ruszał - okazało się, że nie, a oprócz tego znalazła perłę oddychania pod wodą, którą musiał podrzucić ją Jamash, gdy była na górze. Uśmiechnęła się tylko do siebie; czyżby stary towarzysz był zbyt dumny, by przekazać jej ją twarzą w twarz? A może uważał, że to nie jest warte jego czasu? Nie było to ważne w tym momencie, a perła mogła jej się przydać w dalszej wyprawie, dlatego schowała ją w bezpieczne miejsce do plecaka, między zapasowe ubranie podróżne.

Balgrim, ich kuk, okazał się bardzo sympatycznym krasnoludem, a posiłki wychodzące spod jego ręki smaczne i pożywne. Półelfka zachwalała sobie jedzenie i nie było w tym ani krzty przesady. Zresztą, jak już wcześniej ustatlili z Darvanem, kuk musiał być naprawdę dobry, żeby sprostać podniebieniu takiej osoby jak Lanteri. No i był. Z bosmanem Gardaxem jedynie przywitała się, natomiast od Jaspera nie mogła się opędzić. Mężczyzna co chwilę zarzucał ją nieśmiesznymi komplementami, które miały być próbą podrywu, jednak wychodziły mu fatalnie. Po dwóch takich rozmowach, Manea zwykle najpierw rozglądała się wokół, czy "Buźki" nie ma na pokładzie, a dopiero potem wychodziła na górę. Nie chciała z nim rozmawiać, męczyło ją to strasznie. Na szczęście zawsze gdzieś obok był Darvan, który ratował ją z opresji.

Po wyjeździe Lanteri, Manea trochę zwiedzała pokład, rozglądając się przy okazji po okolicy, a koło południa wybrała się z Darvanem do Lilywhite, by uzupełnić zapas kul. Po dłuższym krążeniu z miejsca w miejsce, udało jej się w końcu znaleźć odpowiedni kram i kupiła dwadzieścia sztuk kul i odpowiednią ilość prochu. Wieczorem, gdy jeszcze dużo czasu pozostało do jej i Darvana warty, oboje wzięli łódkę, kiełbaski i butelkę rumu, po czym popłynęli na plażę, z której doskonale widać było zacumowany nieopodal statek. Rozpalili niewielkie ognisko i siedzieli tak, rozmawiając, dopóki nie musieli wracać na "Kruka", by zmienić wartującego Maxima. Kobieta coraz swobodniej i lepiej czuła się w towarzystwie zaklinacza i właściwie złapała się na tym, że nie chce spędzać wolnego czasu z nikimi innym na pokładzie.

Czas płynął leniwie, gdyż nic się nie działo, jednak drugiego dnia wieczorem, coś w końcu zwróciło ich uwagę. Czy raczej ktoś. Stara kobieta na łódce, niby szukająca drogi do Lilywhite. Manea zawsze służyła pomocą ludziom, którzy tego potrzebowali, ale tutaj w pierwszej chwili pomyślała, że coś jest nie tak. Zbyt duży to zbieg okoliczności, że właśnie teraz ta babina pojawiła się w tej osłoniętej przed światem zatoczce. Anabell pokierowała ją do miasteczka, a Manea zerknęła po wszystkich.
- Nie powinniśmy wpuszczać jej na pokład, coś mi tu nie pasuje - powiedziała, zerkając w stronę starszej kobiety w łódce. Instynktownie jej prawa dłoń powędrowała na rękojeść pistoletu, na szczęście burta całkowicie zasłaniała ten gest. tak, że tamta nie mogła się domyślić intencji półelfki.
 
Tabasa jest offline