Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2019, 17:53   #188
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wzrost populacji Azjatyckiej

Dr. Lie

Dorothy patrzyła jak najemnicy odjeżdżają by ratować Kim. Na pożegnanie pomachała im nawet.
Gdy ich pojazdy zniknęły z oczu ruszyła do namiotu medycznego.
- Zmienię cię - powiedziała do Sarah sprawdzając jeszcze raz wyniki nieprzytomnej najemniczki. Biolog jedynie przytaknęła głową, po czym opuściła namiot. Czyżby, ze względu na panującą na wyspie sytuację, ich mała wojenka była zawieszona?

***

Jakąś godzinę później, gdy Dot walczyła, próbując nie zasnąć, polowa aparatura medyczna, do której była podłączona Cooke, wydała z siebie dźwięki alarmowe. Ciśnienie najemniczki zaczęło spadać, praca serca, tętno, wszystko szło w dół z sekundy na sekundę.
W jednej chwili całe zmęczenie wyszło, gdy adrenalina rozpłynęła się po ciele Dot. Botanik wyszukała odpowiednie medykamenty i podała je najemniczce przez dojście, które założyła wcześniej. To zatrzymało dalszy spadek funkcji organizmu najemniczki, jednak zarazem i nie poprawiło. Stan Cooke się pogorszył, i taki już pozostał, choć był ustabilizowany. Coś było nie tak, gdzieś chyba wkradł się jakiś błąd lub niedopatrzenie. Dorothy miała już poważne objawy, iż jeśli nastąpi jeszcze jedno takie pogorszenie stanu "T", może ją stracić…
Analizując wszystkie objawy Dot doszła do bardzo niepokojącego wniosku iż Cooke musi mieć krwotok wewnątrz czaszki??. Niestety w tym przypadku wiedza jaką dysponowała nie pozwalała na podjęcie ryzykownych działań. Tu przydałby się doświadczony chirurg i w pełni wyposażony blok operacyjny.
Niestety ani jednym ani drugim nie dysponowali. A zabawa w boga mogłaby okazać się zgubna dla nieprzytomnej najemniczki.

Wtedy też w namiocie medycznym zjawił się Chelimo.
- Jak byłem na warcie, widziałem że się wokół niej kręciłaś… no ale nie wzywałaś pomocy… stało się coś? - Spytał Pionier.
Dot wydała z siebie nosowy dźwięk, który chyba miał być swego rodzaju gorzkim śmiechem.
- Na kilka dziur w ciele.- Powiedziała z ironią. - To chyba można powiedzieć, że coś się stało.
Lie patrzyła chwilę ze zbolałą miną na mężczyznę.
- Podejrzewam krwotok - Powiedziała w końcu botanik. - A ja nie potrafię jej pomóc.
- Czyli jest niedobrze… - Stwierdził oczywistą oczywistość Marco - A może Sarah? - Spytał z nadzieją w głosie.
- Chyba Kim.- poprawiła go.
- To… żadna z was nie jest w stanie pomóc "T" - Zasmucił się Chelimo, wbijając wzrok w ziemię.
Hana Heo

Najemnicy spakowali się szybko i sprawnie, po czym wyruszyli jeepem, prowadzeni przez van Stratena na quadzie. Pojechali ratować Kimberlee z łap tubylców, a jakoś tak nikt z cywilów nie chciał im towarzyszyć. Może to i lepiej?

Na straży obozu stanął… Marco Chelimo, wspierany przez Honzo(!). Chwilowo obaj pełnili rolę wartowniczą, ten pierwszy przy minie Claymor, klnący pod nosem Geolog z kolei przy pojazdach. Sarah czuwała nad Cooke w namiocie medycznym, pozostali zaś jakoś się tak rozeszli…

Hana zanim wróciła do namiotu z jej ‘gościem podeszła jeszcze do Chelimo.
- Hej wiem że trudno określić ile im to zajmie ale jak będziecie potrzebowali pomocy albo zmiennika to niech któryś mnie obudzi. Pomogę. - Na jej słowa Chelimo przytaknął. Następnie więc podeszła do Ryo i uśmiechnęła się. - No to zgłosiłam się do wartowania…-- Kolejne słowa były niepewne, ta nocna pobudka trochę ją wybiła z rytmu ich wspólnych chwil. -..nie wiem czy chcesz nadal zostawać na noc...wiesz że mogą przyjść po mnie i przez przypadek obudzić i ciebie...ale cię nie wyrzucam. - Dodała szybko.
- Oczywiście, że zostanę - Uśmiechnął się do niej Ryo, po czym oboje udali się do namiotu pilotki… gdzie z figlarną miną, Azjata szybko pozbył się swoich ubrań, po czym wskoczył pod śpiwór, wyciągając do niej dłoń.
Hana nie grała nie dostępnej tylko też szybko pozbyła się ubrań i dołączyła Miyazakiego w śpiworze przytulając się do niego cicho chichocząc. - Tylko mnie nie wymęcz bo będę później nie przytomna wartować. - Zażartowała kiedy jej ręce zaczęły głaskać ciało mężczyzny.


Dwie godziny później, gdy oboje ponownie drzemali spełnieni i wtuleni w siebie, w namiocie Hany pojawił się Chelimo. W miarę delikatnie, choć i stanowczo, pochwycił ją przez śpiwór za palce stopy, którą to zaczął potrząsać.
- Hano? Hano? - Szeptał.
- Mhmm? - Kobieta ruszyła się i wyplątując się z uścisku kochanka popatrzyła w stronę wyjścia rozpoznała najemnika, ziewnęła ale wiedziała po co się zjawił. - Wstaje, już wychodzę daj mi sekundę. - Powiedział i odkryła się zaczynając zakładać ubrania. Trochę się pomocowała i przy okazji rozbudziło Ryo który zaspany mruknął pytająco. Hana tylko pocałowała go w ucho i dodała cicho. - Idę wartować, śpij sobie dalej.
Wypełzła z namiotu zakładając buty przy świetle latarki, zabrała pistolet i karabin.
- Jestem. - Stwierdziła oczywiste stając koło Chelimo. Ten zaś zaprowadził ją na stanowisko wartownicze, gdzie w kilku słowach wyjaśnił jak ma obsługiwać przycisk miny Claymor(!), ale lepiej żeby z niej nie robiła użytku, jeśli nie będzie absolutnie pewna zagrożenia. Następnie wcisnął jej w dłoń i noktowizor, z którym również przeszła błyskawiczny kurs obsługi.
- A teraz idę do Dorothy Lie. Były chyba jakieś problemy z Cooke, obawiam się, że jej stan zdrowia się pogorszył - Powiedział na odchodne Pionier.
Hana z noktowizorem na głowie pokazała mu podniesiony kciuk i rzuciła krótkie “OK”. Następnie rozglądała się przez noktowizor zachwycając się tą technologią. Od czasu do czasu patrząc w horyzont wypatrując niebezpieczeństw. Te jednak na szczęście nie nadchodziły. Wartowanie było więc w sumie wyjątkowo nudne, i dłużyło się i dłużyło…
Hana poważnie podchodziła do nowego zadania. W końcu było ważne pokazywało że najemnicy jej trochę ufali...albo byli w dużej desperacji ale pilotka mówiła na to zaufanie. Ktoś szedł w półmroku przez obóz między namiotami… przez noktowizor Hana rozpoznała Ryotaro. Mężczyzna skierował najpierw jednak swoje kroki do kuchni polowej, a dopiero po paru minutach zbliżył się do pilotki.
- Hej wojaku - Powitał ją ściszonym głosem. W dłoniach miał dwa kubki herbaty, i jeden podał pilotce. Następnie zaś...usiadł tuż za nią w rozkroku, praktycznie przytulając się do jej pleców. Na chwilę również zgarnął jej włosy z karku, po czym ją tam ucałował.
- Trochę tu chłodno, prawda? - Szepnął jej do uszka, tak do niej praktycznie przyklejony, obejmując nawet lewą ręką w pasie, z dłonią spoczywającą na brzuszku Azjatki.
- I pomyślałeś że przyjdziesz upewnić się że się nie wyziębie? - Uśmiechnęła się do siebie jej wolna ręką złapała jego lewą i splotła w nią swoje palce. - Dziękuje.
Wtuliła się bardziej w jego tors.
- Co o tym myślisz? Tym szturmie na miejscowych dla odbicia Dr. Milles?- Spytała. Wcześniej nie poruszali tego tematu poza stwierdzeniem że zostają. Teraz pod osłoną nocy mogli chyba wymienić się poglądami nawet nie popularnymi. Ryo przez dłuższą chwilę milczał. Zdawało się, iż szukał odpowiednich słów…
- Uważam to za zło konieczne. I w tej sytuacji to my wszyscy, jako "intruzi" na tej wyspie, jesteśmy tymi złymi. Tubylcy są prymitywni, brutalni… dziwni względem naszego światopoglądu, ale dla nich to wszystko jest naturalne, jest częścią ich życia. Co oczywiście nie oznacza, że ich jakoś bronię. Ale… tak, trzeba Kimberlee ratować, i to siłą, innego wyjścia z tej sytuacji nie ma. Boję się nawet w drobnych szczegółach przypuszczać co ona tam przeżywa… - Naukowiec objął Hanę jakoś tak mocniej.
- Pewnie masz rację niemniej nie mogę pozbyć się uczucia że jesteśmy za głośni. W sensie wyprawa z tą całą bronią. - Pociągnęła łyk herbaty. - Byłam tutaj przez trzy miesiące i nie spotkałam ich jeśli oni mnie widzieli i są ‘brutalni’ to nie wiem dlaczego nie mieli być tak wrogo nastawieni i do mnie. Co więcej dlaczego zabrali tylko Dr. Milles? Była tam też Cook i Dr. Lie. - Zastanowiła się Hana na głos. Czekając na odpowiedź rozejrzała się ostrożnie po okolicy.
- Wybrali sobie najładniejszą? Była pierwsza z brzegu? Wolą blondynki? Nie wiem… - Stwierdził Azjata sarkastycznym tonem. I miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, gdy…

- Hej Amerykanie! Nie strzelać! Nie strzelać - W okolicznej, spowitej mrokiem zieleni pojawił się ktoś o kobiecym głosie, i mocnym nie-angielskim akcencie. Hana zauważyła przez noktowizor lekko utykającą kobietę w mundurze i z karabinem. Chinka z rozbitych śmigłowców.
- Stój! Czekaj! - Odezwała się prostym angielskim do Chinki. Włączyła mikrofon ze sprzętu T i odezwała się do Chelimo. - [u]Hej mamy sytuacje, idzie do nas ta Chinka z wczoraj. Ewidentnie utyka chyba przyszła po pomoc. - Czekając na odpowiedź najemnika odezwała się do Ryoty. - Czy w swoim szerokim wachlarzu umiejętności znasz może chiński?
- Gdzie ona jest? Już idę! - Odpowiedział Marco.

- A wiesz, że znam? - Szepnął do pilotki Ryo, oczywiście chwilę wcześniej wypuszczając ją ze swoich objęć.
- Pomocy! - Wołała Chinka, wcale się nie zatrzymując w drodze do parki Japończyków…
- Poproś żeby odłożyła broń i jej pomożemy. - Powiedziała do Ryoty Hana i odpowiedziała Chelimo. -Widzę ją jest dosłownie koło nas, Ryota zna chiński spróbuje ją uspokoić.

Jak Hana zaproponowała, tak Naukowiec powiedział do obcej kobiety… ta zaś co prawda karabin wypuściła z dłoni, i uniosła je w górę, broń jednak wisiała przy jej brzuchu, na jakiejś uprzęży. No i uczyniła jeszcze kilka kroków w ich stronę, i w końcu stanęła przed nimi w odległości jakiś dwóch metrów. Była brudna, blada, w paru miejscach miała nieco potargany i zakrwawiony mundur, na lewym udzie z kolei znajdował się duży, przesiąknięty krwią opatrunek. Spojrzała zmęczonym wzrokiem na Hanę i Ryo.
- Pomocy? - Powtórzyła po angielsku.

- Powiedz jej, że pomożemy ale musimy zabrać jej broń przynajmniej na razie. - Hana Poczekała aż Ryota przetłumaczy jej słowa po czym sama przeniosła zabezpieczony karabin na plecy i podeszła powoli do Chinki pokazując, że nie trzyma nic w rękach. Obca kobieta po chwili wahania oddała broń, a Hana złapała Chinkę delikatnie za rękę by dać jej podporę od strony rannej nogi. Wszystko zaś już pod czujnym okiem Chelimo, który trzymał swój karabin w dłoniach, choć lufą skierowany w ziemię.
- Idziemy do szpitala. - Powiedziała wyraźnie pilotka i ruszyła w stronę namiotu szpitalnego.
- Ryo spytaj gdzie jest jej kolega z helikoptera. Czy też potrzebuje pomocy. - Poprosiła Hana podając mu broń Chinki.

Hana prowadziła Chinkę do namiotu medycznego, Ryo robił za tłumacza, Chelimo za wartownika tej małej procesji. Po kilku przetłumaczonych zdaniach, okazało się, iż kolega tej rannej był martwy, a ona sama ranna po ataku potworów… dinozaurów. Tak, dinozaurów, Ryota się po chwili poprawił.
Chwile później byli w namiocie medycznym gdzie Dr. Lie wprawdzie zaskoczona pomogła w opatrywaniu Chinki. Ryota co jakiś czas zadawał Mei Lien (jak zdążył się dowiedzieć) pytania co się dokładnie stało, przy okazji rozpraszając żołnierkę bloku wschodniego i siebie od aktualnie zszywanej przez Lie nogi. Rana po dwóch pazurach dinozaura była dosyć paskudna.
Wszystko trwało godzinę. Chelimo wrócił na ten czas na straż dając tym samym Dot asystentkę w postaci Heo. Przy ostatnich zabiegach Mei nie wytrzymała i wybuchnęła płaczem, z powodu utraty wszystkich towarzyszy swojej wyprawy Hana jak mogła uspokajała Chinkę a Ryo tłumaczył. W końcu Dr Lie dała pacjentce coś na uspokojenie. Pomogło.
 
Obca jest offline