Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2019, 20:58   #34
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Rudiger Schultz przed wyruszeniem z Nuln prowadził spokojne, osiadłe życie jak na żołnierza rodziny przestępczej przystało. Jego dni pełne były beztroski. Miał czas na porannego golibrodę, porządne śniadanie i trening, po którym brał gorącą kąpiel. Do swoich codziennych czynności rzadko kiedy przechodził przed południem. Z jedynie nielicznym znaną manierą zabijaka zabierał się za pracę, którą ludzie rodziny Huyderman szanowali i doceniali.

Rudiger zajmował się prostymi, nie wymagającymi gimnastyki zadaniami. Od obicia jakiegoś cwaniaka, poprzez zastraszenie kilku żaków, aż do misji dywersyjnych jak uszkodzenie kół w wozach kupca, które akurat za kilka chwil miały wyruszyć na szlak. Schultz nigdy nie podejrzewał, że zacznie postrzegać swoje wcześniejsze życie jako skażone czymś złym i niegodziwym. Zabijaka przecież nie powinien czuć chęci poprawy przy kobiecie zajmującej się nierządem czy wojowniczce do wynajęcia zapewne swoimi czasy robiącej rzeczy nie lepsze niż on.

Najgorsze były przypadki kiedy ktoś swoim niechlubnym czynom przypisywał coś więcej. Widział w nich pewną ideologię. Tacy ludzie nie byli źli. Oni byli szaleni. Schultz spotkał już na swojej drodze ludzi, którzy wierzyli, że zabijając bliźniego spodobają się swoim bogom. Spotkał się też z odwrotną sytuacją kiedy fanatycy biczowali się w przekonaniu, że zrobili coś bóstwom niemiłego. Szaleńców należało omijać szerokim łukiem jednak kiedy człowiek nie wierzył, że postępował słusznie i w jedyny sensowny sposób co tak naprawdę trzymało go przy dotychczasowej ścieżce postępowania? Jakie były przeciwwskazania aby Schultz zajął się ochroną, został strażnikiem, żołnierzem, giermkiem czy gladiatorem? W swojej robocie znał się głównie na mordobiciu i kiedy lekko przemeblować jego utarte schematy mógłby zająć się niemal wszystkim związanym z wojaczką.

Schultz czuł, że Cassandra chce go zatrzymać przy sobie, ale nie widział potrzeby aby sięgać po takie sposoby jak uwodzenie go. Kiedy wyruszali z Nuln ona nie miała jednak pojęcia, że był facetem honorowym. Tak naprawdę zaraz po opuszczeniu twierdzy, kiedy wojownik obiecał jej, że doprowadzi ją do Miasta Białego Wilka to nie musiała się starać, bo i tak by to zrobił. Chyba, że Rudiger tak naprawdę nie rozumiał jej pobudek. Może jej chodziło o coś więcej niż dotarcie do Middenheim? Wojownik miał mały problem aby odseparować wątpliwości egzystencjalne od rozmyślań taktycznych, którymi musiał się kierować przeskakując nad trupem jednego z ludzi Untergardu. Nie godziło się bowiem myśleć o kobietach i ścieżce swojej kariery zawodowej biegnąc naprzeciw zgrai małych, drących ryje, zielonoskórych pokurczy, z którymi walczyło się pierwszy raz w życiu.


- Kurwa! – wydarł się rzezimieszek nie siląc się na żadne wyszukane słownictwo.

Czy samo zastanowienie się nad tym, że mogło usłyszeć to jakieś dziecko było na miejscu? Przecież lada moment miał brodzić w krwi swojej i przeciwników. Miał siekać, rąbać, otrzymywać rany i je zadawać. Czy jedno niewinne słowo niosące za sobą tyle uniwersalnych, ponadczasowych treści mogło pogorszyć jakoś obraz całego pola bitwy? Z rozmyślań wojownika wyrwało mocne uderzenie goblińskiej włóczni rozbijające się na jego okutej tarczy. Schultz nie czekał na więcej błyskawicznie wyprowadzając celny cios w krtań i kończąc żywot swojego oponenta. Zabijaka poczuł się pewnie i mając zapas energii wyprowadził pchnięcie przebijając kolejnego pokurcza na wylot.

Z tego co zdążył się zorientować Rudiger to obrońcy radzili sobie całkiem sprawnie. Finałem bitwy była ucieczka ocalałych goblinów, za którymi Schultz chciał ruszyć w pościg. Zatrzymał go w miejscu kapitan Schiller, którego bez chwili wahania posłuchali Erika oraz Konrad. Schultz strzepnął z miecza posokę i rozejrzał się po polu walki.

Mieli czterech rannych i trzech zabitych co nie było złym wynikiem patrząc na ilość trupów po stronie przeciwnej. Rudiger nie uważał aby śmierć kapłana Sigmara była czymś bardziej dotkliwym niż dwójki poległych ochotników. Ojciec Dietrich mógł się pochwalić szacunkiem i dobrą pozycją wśród ludzi Untergardu, ale tamci też mieli bliskich, którzy z opłakiwaniem swych mężów, ojców i braci nie czekali aż umierający kapłan się wypowie.

Potwierdzenie ze strony Schultza nie było nikomu potrzebne. Jasnym było, że Konrad i Erika dostarczą ikonę do Middenheim zgodnie z danym słowem. Kapłan jednak spojrzał i na niego. Rudiger nie wiedział czy ojciec Dietrich już odpływał czy chciał jednak mieć pewność, że święty przedmiot trafi do miejsca przeznaczenia. Wojownik skinął zatem głową z szacunkiem spełniając ostatnią wolę człowieka Sigmara. Od tamtej chwili była ich czwórka, bo Gerwazy z niemałym entuzjazmem zabrał się za oględziny relikwii.

Schultza nie interesowały moce jakie drzemały w obrazku i czy został on namalowany na płótnie czy drewnie albo czy malarz wykorzystał farby wodne czy olejowe. Dla niego obraz nie miał wartości, ponieważ nie był wyznawcą Młotodzierżcy. Nie ważne co udałoby się odkryć Gerwazemu musiał on poprzestać na samym doświadczeniu mocy relikwii, bo ta niechybnie trafi do świątyni Sigmara.

Nie zostając na placu dłużej zabijaka udał się do budynku, w którym zostawił Cassandre i dzieci pod ochroną kulawego woźnicy. Po drodze Schultz schował miecz do pochwy nie przejmując się krwią pokrywającą jego zbroję. Jak wrzaski dzieci nie podniosły Cass wystarczająco ciśnienia to może będzie to widok goblińskich flaków na skórzni Rudigera.

- Wygraliśmy, ale mamy czterech rannych i trzy trupy. – powiedział mężczyzna do Cassi. – Co u was? Wszystko w porządku?
 
Lechu jest offline