| Bezemocjonalnie odebrała ikonę od umierającego Sigmaryty i przyjrzawszy się jej, wiedziała już, dlaczego mężczyzna aż tak bardzo o nią dbał i nie spuszczał z oka. Relikwia była piękna i niejeden złodziej mógłby się na nią połasić, by sprzedać w półświatku nawet za połowę ceny, co w obecnych czasach i tak byłoby wystarczające, by zapewnić sobie całkiem niezłe życie, wszak dostęp do najlepszej żywności i innych przywilejów mieli tylko ci z pękatymi sakiewkami. Czy wojna, czy pokój, realia pozostawały te same - najwięcej mogli sobie pozwolić ci, którzy mieli pieniądze. Erika nie miała z tym problemu ani z tym nie walczyła; dostosowywała się, najmując swój miecz temu, kto tego potrzebował. Innego życia nie znała.
Pokazała relikwię pozostałym, a Gerwazy nawet posiedział nad nią chwilę, ale chyba nie odkrył tego, czego oczekiwał, oddając ją wkrótce pod jej opiekę. Najemniczka zawinęła ikonę w splamiony krwią ojca Dietricha materiał i schowała do plecaka. Postanowiła wyciągnąć ją dopiero wtedy, gdy dotrą do świątyni Sigmara w Middenheim. Może Ulrykanie i Sigmaryci wciąż walczyli o wpływy w całym Imperium, ale ona dała słowo i zamierzała go dotrzymać. Wiedziała, że gdyby sytuacja była odwrotna i to kapłan Białego Wilka umierałby z jego ikoną, wyznawcy Sigmara nie wahaliby się, by odnieść przedmiot do świątyni. Zresztą, nauki ojca nie szły w las.
Przez kolejne dni podróży nie była skora do rozmowy z kimkolwiek, nawet Rudigerem, z którym ostatnio mieli całkiem przyjemną wymianę zdań. Taka po prostu była, a strata towarzyszy podczas Burzy Chaosu sprawiła, że nie chciała się do nikogo przywiązywać, nawiązywać relacji. Maszerując, skupiała się w większości czasu na otoczeniu, dzierżąc w dłoniach naładowaną kuszę. Gdy zatrzymywali się na postoje, zawsze znajdowała sobie miejsce gdzieś z dala od obozu, by jednocześnie mieć spokój od Untergardczyków i towarzyszy podróży, a także mieć mniej więcej całe obozowisko na oku. Kilka razy widziała, jak Rudiger rozmawiał z Cassandrą, ale nie wywoływało to w niej żadnych uczuć. Nie sądziła, by w ogóle kiedykolwiek jakiś mężczyzna wywołał je w niej. Nie po tym, co przeżyła i widziała. Burza Chaosu zostawiała w każdym żyjącym swe znamię i w niej również zostawiła - niezdolność odczuwania wyższych emocji. Tak przynajmniej uważała i czuła.
Widok zrujnowanego Middenheim nie zrobił na niej aż takiego wrażenia, jak sądziła. Wiadukty i mury były zniszczone, wszędzie leżały truchła chaośników, ale przecież Miasto Białego Wilka nie było jedynym, które poniosło straty. W wielu miejscach Imperium i Middenlandu ludzie mieli dużo gorzej i nikt się nimi nie przejmował. Obserwując to wszystko na spokojnie, bez zbędnego komentarza, poczłapała za resztą przez bramę, gdzie wcześniej jeden ze strażników wyjaśnił im to i owo. Pożegnała się skinieniem głowy z Schillerem i gdy mężczyzna odszedł, spojrzała na pozostałych. - Jestem za tym, żeby najpierw zorganizować sobie nocleg, potem zaniesiemy ikonę do świątyni. Co wy na to? - Spytała, patrząc po kompanach.
Jeśli się zgodzili, zamierzała rozpytać napotkanych ludzi o tanią, ale w miarę dobrą gospodę. Za dzieciaka jeździła czasami z ojcem do Middenheim i zatrzymywali się na noc w przeróżnych karczmach, ale teraz za cholerę nie mogła sobie przypomnieć ich nazw. |