Zaczynało się robić ciekawie. Początkowo chciał się trzymać z boku i nie wcinać się w dyskusję, ale Andrew sam go do tego wywołał. A że Dave był krewkim Teksańczykiem to nie pozwoli sobie, żeby jakiś gołowąs tak go traktował. Co innego Sloan czy Cat, czyli "pracodawca", a co innego on czyli "współpracownik". Tak było z nim zawsze i najprawdopodobniej zawsze też będzie.
-Ja również nie pamiętam, żebym się zgłaszał do woja - poparł dziewczynę. - Chcesz się bawić w żołnierzyka? Proszę bardzo. Chcesz wprowadzać tyranię i zamordyzm? Nie musisz nas słuchać. Ale jeżeli chcesz dowodzić i mieć mój szacunek, to musisz na niego zasłużyć. Pracowałem dla wielu rozkapryszonych gnojków, którzy mieli kiełbie we łbie, ale z tego co ostatnio widziałem to moje czeki podpisywała Nowojorska Kolei a nie Andrew Morrison i dopóki to się nie zmieni to nie mam zamiaru dać się zabić wykonując durne polecenia. A niańki nie potrzebuje.
Rozsiadł się wygodniej na siedzeniu patrząc z pod przymrużonych powiek na Morrisona z rękoma luźno położonymi na kolanach.
__________________ you will never walk alone |