Tymon stał pod bramą i z niecierpliwością oczekiwał, aż dawni koledzy po fachu otworzą bramę i wpuszczą jego rodzinę. Nie mógł sobie wybaczyć, że naraził dzieci na niebezpieczeństwo, wszak były one jego całym światem. Żona niby też była ważna, jako matka dzieci i reprezentacyjna partnerka z tym tylko, że żonę w razie nieszczęścia zawsze mógł sobie wziąć nową może nawet i z lepszej rodziny. Wolał jednak na razie o tym nie myśleć, wszak utrata matki to zawsze krzywda dla dzieciaków.
W drodze opowiadał dzieciakom śmieszne historyjki i obiecał że kupi im rasowego pieska, kiedy ta cała historia się skończy. W konsekwencji czego udało mu się ukoić smutki potomstwa, które już zaczynało się spierać o imię dla obiecanego szczeniaczka.
Dzieci nie dostrzegły nawet, że rozdzielili się na pierwszym rynku. Żona z dziećmi woźnicą i młodszym czeladnikiem pojechała do domu, zaś on z Wolfgangiem udał się do teścia teoretycznie po poradę a praktycznie po pomoc.
Kto inny jeśli nie Anulf kupiec kolonialny z własnymi statkami będzie w stanie zorganizować ucieczkę swej ukochanej córeczki i wnucząt z oblężonego miasta? A może przy okazji zabierze ze sobą również zamówienie dla wojskowych? Ta myśl poprawiła mu humor który jednak gwałtownie się pogorszył na myśl o wieczornym spotkaniu w ratuszu w którym planował uczestniczyć.